Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 04.12.18 11:06  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty TBD [Mengele x Uriel]
Miejsce akcji: laboratoria
Czas akcji: Kilka miesięcy temu

Dostałem kolejny, nowy przydział. W związku z brakiem nowych obiektów laboratoryjnych w części Organizacji odpowiedzialnej za badania genetyczne i manipulowanie genomem, zostałem tymczasowo przeniesiony do części, która w większym stopniu badała behawioryzm Wymordowanych. W sumie było to dla mnie dość zaskakujące. Czemu zmieniono priorytety? Był jakiś konkretny powód? Wydawałoby mi się, że nie. Oficjalny wytłumaczenie, że w naszej części brakowało Obiektów a u nich było ich aż nadto mogło być rzeczywiście prawdziwe. W takim razie bardziej mnie interesowało, jakie szef badań w tamtej części miał znajomości i plecy, że Wojskowi dostarczyli im takiej liczby Wymordowanych. No i skąd się oni wszyscy wzięli? Jakieś masowe polowania? Łapanki? W moim poprzednim dziale, wielu Wymordowanych było sztucznie zarażonych. Ale w części zajmującej się behawioryzmem używało wyłącznie (a może tylko głównie?) „dzikich” Wymordowanych, którzy zarazili się poza Laboratorium i poza nim zostali zainfekowani obcymi genami. Tylko wtedy badania dotyczące zachowania miały sens. To znaczy najpierw obserwowanie Wymordowanych na wolności, później przetrzymywanie ich i dalszy monitoring a na końcu ingerowanie w ich zachowanie, by dokładnie ich poznać i wymusić na nich posłuszeństwo. I właśnie ten ostatni etap miał przypaść mi w udziale.

Dotarłem do laboratorium, gdzie obiekty były przetrzymywane… i musiałem przyznać, że byłem pod wrażeniem wielkości kompleksu. Liczne cele przetrzymujące sporą liczbę obiektów. Jedynym minusem… był smród. Mimo silnych środków dezynfekujących, przebijał się odór krwi, potu, gnijącego mięsa. Gdy tylko odebrałem strój, jaki tutaj noszono, skierowałem się do przydzielonej mi kwatery, gdzie w bagażu próbowałem znaleźć coś, czym mógłbym ten smród stłumić. Jedyne, co w nim było, to jakieś tanie perfumy, które kiedyś mi na ulicy wcisnęli jacyś oszuści. Prysnąłem się nimi – obrzydliwy zapach wanilii rozszedł się po pomieszczeniu – chociaż i tak był on lepszy niż woń unosząca się w kompleksie. Założyłem ciężkie buty i dobrze dopasowane ubranie z wytrzymałego kevlaru – dziwna odmiana od tradycyjnego kitla laboratoryjnego. Wyjąłem czytnik elektroniczny, na który mi już przysłano dane Obiektu. Nie było ich dużo – wymordowany, z dodatkiem psich genów, zidentyfikowanych jako pochodzące od husky, brak chęci do współpracy, agresja. Chyba nie był to najciekawszy przypadek, co mnie akurat nie dziwiło. Te lepsze oczywiście przydzielano swoim naukowcom. Tym, którzy zostali tutaj tymczasowo przeniesieni, pewnie dostarczono mniej wdzięczne okazy. No nic, pora się było brać do pracy. Ruszyłem w stronę celi, dziwnie się czując, gdy przy każdym kroku rozlegał się dźwięk obcasów stukających o posadzkę. Chyba wolałem swoje zwykłe obuwie od oficerek, ale skoro mieli tutaj zasady, że nawet buty musiały być cięższe, odpowiednio wzmocnione… to cóż, zwykle starałem się przestrzegać procedur. Wartownik otworzył mi ciężkie, pancerne drzwi i wszedłem do celi. Na moje polecenie zapalono silne światło, które na pewno nie było przyjemne dla Obiektu, mającego prawdopodobnie wyczulone zmysły, i z powodu wirusa i z powodu dodatku psich genów. Wpatrzyłem się z zaciekawieniem w Obiekt, który był przykuty łańcuchami do ściany. W moim spojrzeniu nie było nienawiści, współczucia, złości czy rozbawienia. Tylko… właśnie ciekawość, skupienie. Podobnie bym patrzył na nowy mikroskop czy ultrasonograf. Bo tym właśnie był dla mnie Obiekt. Zwykłym narzędziem, do którego nie podchodziłem emocjonalnie. Był środkiem wiodącym do poszerzenia wiedzy nie tylko mojej, ale całej ludzkości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.18 20:50  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Uriel przyzwyczaił się już di tej codzienności, każdy dzień robił się dokładnie taki sam. Co każdy "poranek" budził się obolały na zimnej, cementowej podłodze. Już nawet nie próbował wydrapać dziury w ścianie, czy wyrwać łańcuchy. Wiedział, że to bez sensu, że zawsze już tam będzie. Jego ślepia były bez życie, lodowe piękno zrobiło się blade, szarawe. Przyglądał się sufitowi, rozmyślając nad pytaniem, które bardzo często sobie zadawał. "Jak wyglądało moje życie?" Może mieszkał w ładnym domku, albo miał śliczny pokoik w jakieś norze, z mnóstwem pięknym piesków. Zamerdał ogonem na tą myśl, tylko tą częścią ciała potrafił jeszcze swobodnie ruszać. Teraz miał dość ponure cztery ściany, ale były jego. Mógł se spokojnie poleżeć i poczekać na następne tortury, które szczerze do niczego nie zmierzają. Wyciągnął prawą rękę przed siebie, co spowodowało cichy hałas łańcuchem. Przyjrzał się swoim chudym paluszkom, które już tyle razy były łamane, potem nastawiane i znów łamane. Jego oprawca chyba miał manie na tym punkcie. Niestety przez to nie potrafił mocno ścisnąć pięści, ani płynnie nimi poruszać.
Naglę usłyszał kroki, ale jakieś inne. Nastawił uszy, nasłuchują stukania, licząc mini sekundy, które dzieliły jedną nogę od drugiej. Zdecydowanie ktoś nowy, chód był inny, żwawszy. Tamtej zazwyczaj wlókł się gorzej niż żółw, jakby ostatnią rzeczą jaką chciał robić to torturować nic niepamiętającą osobę. Podniósł głowę, wpatrując się w stalowe drzwi. Ciekawe o co chodziło. Może tamtego ktoś zabił? Dość ciekawa sugestia, można powiedzieć iż nawet miał taką nadzieję. Zagryzł dolną wargę, po czym uniósł się do siadu greckiego, lekko przekrzywiając głowę na lewą stronę. Czuł że ma w sobie jakieś lekkie psie nawyki, w końcu ma te geny, np teraz chciał się podrapać tylną nogą, niestety z powodu bólu nawet nie dałby rady.
Naglę oślepiło go jasne światło, za jasne. Zamknął z sykiem oczy, lekko przetarł je ręką, po czym znów otworzył, kilka razy jeszcze mrugając. Trudno mu jest się tak szybko przyzwyczaić. W mroku już zaczynało mu się podobać. Pierwsze co zauważył to oficerskie buty, kilka rozmiarów mniejsze niż poprzednika. Osobnik ten był też o wiele chudszy. Coś w nim mu się nie podobało, może po prostu złe pierwsze wrażenie. Ciekawe, całkiem możliwe, iż jest miły, no ale tego nie wiedział.
Nastroszył się i mocno skulił ogon, cofając się trochę do tyłu na czterech kończynach. Zaczął warczeć i pokazywać mu kły. To chyba wystarczająca oznaka, by się nie zbliżał. Starał się obserwować go bardzo uważnie. Nie chciał znów zostać zaskoczonym. Nie na tej warcie. Zaczął się pocić, zrobiło mu się gorąco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.18 0:07  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Wszedłem do celi w akompaniamencie obcasów oficerek stukających o posadzkę. Mój chód był żwawy. Mimo, że nie do końca byłem zadowolony z nowej roli, jaka przypadła mi w udziale, to mimo wszystko… no cieszyłem się nowym wyzwaniem, szansą dalszego rozwoju, jak chyba każdy ambitny naukowiec zaczynający nowe zadanie, każdy człowiek idący do nowej pracy, zanim szarość kolejnych dni go nie przekona, że i to zajęcie nie jest szczytem marzeń. Ja mimo wszystko miałem nad nimi przewagę, nad zwykłymi ludźmi zajmującymi się fizyczną pracą. Ja byłem ambitny i przekonany, że moja praca ma sens. A dzięki rozwojowi nauki, powolnemu poszerzaniu ludzkiej wiedzy, my naukowcy mieliśmy znacznie większy wpływ na świat niż wszyscy Ci żałośni wojskowi, fałszywi politycy czy inni ludzie nie widzący dalej, niż koniec własnego nosa. Byliśmy elitą, grupą kształtującą całą społeczność, niosącą zbawienie ludzkości w tych ciężkich czasach, które… może i częściowo były naszą sprawką… ale to myśmy nieśli ludziom nadzieję.
Wszedłem do celi, która momentalnie została zalana przez silne, blade światło – znacznie mocniejsze niż to, które było na korytarzu, gdzie oświetlenie było odrobinę przesunięte w stronę ultrafioletu, mającego działanie dezynfekujące. Skoro mnie światło lekko raziło to dla Obiektu musiało być znacznie gorsze. Pierwszy raz zobaczyłem mojego nowego szczura laboratoryjnego na żywo, przyglądając się z zainteresowaniem, jak ten siedział po turecku… przynajmniej przez chwilę, bo szybko się nastroszył, zaczął warczeć i pokazywać kły. W pierwszej chwili mnie to przestraszyło a nawet przeraziło – w końcu nie miałem zbyt często styczności z Wymordowanymi. Odruchowo cofnąłem się o krok, nim w końcu sobie uświadomiłem, że nie muszę się go bać, bo drań jest przecież przykuty do ściany. Zaczerpnąłem dwa wdechy by się uspokoić i nabrać pewności, że głos mi nie zadrży i zabrzmi wystarczająco władczo.
- Spokój! Stul pysk! – wydarłem się na Obiekt. Sięgnąłem do ściany, na której wisiał długi bat, wziąłem go w ręce i zamachnąłem się nim. Niezbyt umiejętnie, mocno chybiając. Za drugim i za trzecim razem wycelowałem już poprawniej, starając się trafić w Obiekt, o ile ten jakoś nagle nie uskoczył.
- Leżeć psie! Rozumiesz polecenia? Leżeć! – rozkazałem mu i jeśli nie posłuchał, to zamachnąłem się kolejny raz batem, znowu starając się trafić w Obiekt. Według przesłanych mi dokumentów, ten powinien rozumieć podstawowe polecenia. Tylko… jedna rzecz mi nie pasowała. Według wysłanych mi informacji, Wymordowany niedawno trafił do niewoli… ale jego wygląd temu przeczył. Błąd w systemie czy zamienienie więźniów wydawały mi się bardzo mało prawdopodobne. Czyżby więc ktoś próbował coś przede mną ukryć? Czyżby część dokumentacji z jakichś powodów była objęta klauzurą tajności na takim poziomie, że nawet ja nie miałem do nich dostępu? A jeśli tak… to kim Obiekt był i co się za nim kryło?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.18 18:48  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Pamiętał tę pierwszą chwilę, jak się tutaj obudził. Nie wiedział gdzie jest, kim jest, co się dzieje. Był wystraszony jak małe szczenie, do tego przykute do ściany. Jego ciało było okropne, nie umiał ruszać prawą nogą, a głowa bolała niemiłosiernie. Jego życie stanęło pod znakiem zapytania, wszystkie wspomnienia zniknęły. Zaczynał drapać podłogę, chciał uciec, nie wiedział co ma robić. Wtedy otworzyły się drzwi, w których naglę stanął gruby i niski mężczyzna. Wymordowany starał się na niego rzucić, jednak noga nie był sprawna, chciał się bronić, jednak ten kopał go prądem, który wydobywał się z długiego metalowego kija. Był cichy, nic nie mówił, zupełnie jak on. Nie mógł nawet krzyknąć. Bał się, bardzo się bał i czuł że nikt go nie obroni. Nieznajomy wytaszczył go za nogi na zewnątrz. Bolało okropnie, noga prawdopodobnie była złamana. Białowłosy wtedy po raz pierwszy, odkąd pamięta, zemdlał z bólu. Nie chciał tam być, nie chciał nic.
Dając odpowiednie sygnały by ten się nie zbliżał, obserwował go, oj i to bardzo. Mimo rażącego światła, które było strasznie nieznośne, starał się by nic mu nie umknęło. Od ostatniego miesiąca, jego ślepia szybciej przyzwyczajają się do zmiany oświetlenia. Cóż teraz powinno być widać odkładnie w jakim stanie jest Uriel, jak jego ciało jest sine oraz połamane, nadgarstki i kostki zdarte, włosy brudne i potargane. Na pewno nie był tutaj od wczoraj, ani od miesiąca, nic na to nie wskazywało. Mimo że cały czas towarzyszył my trochę dekoncentrujący ból głowy, który z każdym dniem pojawiał się i znikał, nagle, to zauważył ten jeden ruch, jeden błąd. Dzięki temu mógł poczuć się pewniej, ten jeden krok w tył był dla niego bardzo znaczący, jak dla każdego psa. Strach, lęk, wyczuł to. Mimo iż potem starał się być stanowczy, to i tak już wcześniej wyczuł ten strach, jeden zły ruch. Momentalnie skoczył do przodu, wyciągając pazury w jego kierunku, niestety zatrzymały go łańcuchy z głośnym hukiem, Gdy tylko wylądował na ziemi, musiał zacząć unikać nagłych biczów, co nieco go zdziwiło. Był już obolały, więc nie wszystko dał radę uniknąć, a ostatni strzał starał się złapać, jeśli mu się udało, pociągnął bat w swoją stronę, tak by przeciwnik padł przed nim na twarz. Chciał by ten był w zasięgu jego pazurów, wtedy pożałowałby właśnie tego co zrobił. Jeśli mu się nie udało to trudno, cóż. Jego głos nie robił na nim wrażenia, słyszał to nie jeden raz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.18 1:24  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Już na studiach miałem różnorakie szkolenia behawioralne, dotyczące typowych zachowań wielu  zwierząt. W końcu było już wiadomo, że geny różnych gatunków mogą się połączyć z ludzkimi, w wyniku Zarażenia. W trakcie szkolenia najwięcej czasu poświęcano właśnie psom – z kilku powodów. Po pierwsze były dość powszechne na terenach zurbanizowanych i uważano, że trafienie na Wymordowanego, który je posiada, jest najbardziej popularne. A po drugie… cóż, psy zostały dawno udomowione, zwykle chętnie współpracowały z ludźmi, naturalnie szukały stada i przewodnika. Wierzono, że dzięki temu takich Wymordowanych będzie łatwiej poskromić, skłonić do współpracy. Niestety rzeczywistość, jak to stanowczo zbyt często bywa, mocno się mijała z oczekiwaniami. Przez ostatnie lata raczej skupiałem się na genetyce a nie behawioryzmie, ale teraz wspomnienia ze studiów przypływały do mnie, przed oczami przelatywały mi kolejne strony zapisków, sporządzanych oczywiście na elektronicznym notatniku. Zbliżyłem się do Obiektu, uważnie mu się przyglądając i porównując jego wygląd z tym, o czym wiele lat temu się uczyłem. Miałem świadomość, że daje mi sygnały ostrzegawcze, które z pełną premedytacją ignorowałem. Był więźniem, obiektem, psem, kundlem… i nie miał prawa się tak zachowywać! Jego stan… tak, wyraźnie wskazywał, że obchodzono się z nim dość szorstko i to od długiego czasu. I właśnie… to był najgorsze, najsmutniejsze, najbardziej przykre… to była po prostu tragedia! Dysponować takimi silnymi, wytrzymałymi, szybko regenerującymi się istotami… i nie być w stanie ich zmusić do współpracy! Tak niewiele trzeba było. Gdyby się udało Wymordowanych skłonić do posłuszeństwa… to Ci, którzy by tego dokonali, mając po swojej stronie środki finansowe, technikę… mogliby łatwo i szybko przejąć władzę. To co robiliśmy źle? Czemu się nam to jeszcze nie udało? To wszystko były pytania, które mi i wielu innym naukowcom nie dawały spokoju. A na które była szansa, że znajdujący się przede mną Obiekt, uchyli rąbka tajemnicy.

Przerażony cofnąłem się, gdy Obiekt się na mnie rzucił, ale szybko opanowałem się… a przynajmniej starałem się sprawiać takie wrażenie, dobywając bat i zaczynając trzaskać nim w jego stronę. Coraz mocniej, coraz szybciej, coraz bardziej zajadle – w miarę jak większość moich uderzeń chybiało celu. Dlaczego? Taki był zwinny? Czy ja sobie tak słabo radziłem? Prawdopodobnie połączenie obu tych powodów. W pewnym momencie Obiekt dał radę chwycić bat i szarpnął mocno za niego. Może gdybym był bardziej obyty z batem to bym to przewidział. A gdybym bym silniejszy i mocniejszy to dałbym ragę go utrzymać. Niestety… lub na szczęście, do zbyt silnych nie należałem, więc gwałtowne szarpnięcie spowodowało, że bat wyślizgnął mi się z ręki – ale samo to wystarczyło, bym poleciał do przodu, wywracając się na ziemię, praktycznie w miejscu, gdzie stałem. Słyszałem i chyba nawet kątem oka widziałem, że Obiekt rzucił się w moją stronę. Odruchowo osłoniłem rękami głowę… i właśnie po rękach przeszły mi pazury. Jęknąłem z bólu będąc już pewnym że kolejny atak dosięgnie mojej szyi… ale w tym momencie poczułem, że przez strażnika, który wcześniej stał w drzwiach, zostałem chwycony za nogi i szarpnięciem odsunięty od zagrożenia. Wstałem… na słomianych nogach, zrobiłem krok w stronę wyjścia i ponownie się przewróciłem. Czuły węch mógł wyczuć pewien charakterystyczny zapach, a czułe oko dojrzeć plamę na moich spodniach. Ręce, mimo wytrzymałego ubrania kevlarowego, krwawiły. Teraz w końcu zrozumiałem, że wymóg odpowiedniego stroju nie był biurokratyczną głupotą tylko jednak miał uzasadnienie. Po chwili straciłem przytomność – głównie ze strachu i szoku bo w końcu upływ krwi nie był tak naprawdę spory. Opadłem w ciemność.

Obudziłem się kilka godzin później. Ręce miałem już opatrzone, pokryte substancją przyspieszającą gojenie. Powlokłem wzrokiem po sporej sali z większości pustymi łózkami. Strażnik, który był pod drzwiami zaśmiał się pod nosem, nie starając się nawet tego ukryć. Czyżby wieści szybko się rozchodziły? A może tylko mi się tak wydawało? Podniosłem rękę i sięgnąłem po notatnik elektroniczny, leżący na szafce. Nie zdziwiło mnie, gdy zobaczyłem otrzymaną wiadomość – nagana, ostrzeżenie, zalecenie powtórzenia kilku kursów. I tak miałem szczęście, że odbyło się bez wyrzucenia mnie. A może po prostu uznano, że skoro sobie nie radzę to lepiej, bym zginął? Bo nie zdziwiło mnie wcale, że zostawiono mi ten sam cholernie niebezpieczny Obiekt. I że miałem się nim zająć już kolejnego dnia. Liczyłem, że dostanę tydzień wolnego… ale jak widać mocno się zawiodłem.

Kolejnego dnia ponownie wszedłem do celi. Tym razem, na sam widok Obiektu, zaczęły mi się trząść ręce i nogi. Zatrzymałem się w drzwiach, nie mogąc się nawet zdecydować, by wejść do środka. W końcu cofnąłem się… uznając, że po prostu nie jestem w stanie się do niego zbliżyć. Nie w tym pomieszczeniu, w którym doszło do tego incydentu.
- Proszę go przetransportować do pokoju zabiegowego i przykuć do stołu – poleciłem strażnikowi. Starałem się, by zabrzmiało to pewnie i władczo… ale wyszedł mi cienki, piskliwy głos. Szybko wyszedłem stamtąd kierując się prosto do najbliższej toalety. Nachyliłem się nad muszlą klozetową i zwymiotowałem śniadanie. Tego stresu… było dla mnie aż nadto.

W tym samym czasie do celi weszło kilku strażników, wyposażonych w pałki elektryczne. Potraktowali Obiekt impulsem, tak na dzień dobry, by się nie rzucał i doprawili kopniakami, gdyby nie zrozumiał. Siłą unieruchomiono go i zaczęto go wlec do jasnego pomieszczenia. Tam strażnicy rzucili go na łóżko laboratoryjne, plecami do dołu, brzuchem do góry. Przykuto mu metalowymi obręczami nogi do łóżka. Ręce wyciągnięto nad głowę i również przymocowano jakimiś okowami. I zostawiono tak na ponad godzinę. Bo mniej więcej tyle potrzebowałem, aby się uspokoić. Wszedłem niepewnym krokiem i widząc rozbawioną minę strażnika kazałem mu wyjść. Coś tam gadał o procedurach, o środkach ostrożności i o oficjalnych zaleceniach… ale zignorowałem jego słowa. Tak, nienawidziłem tych wszystkich wartowników, strażników, tępych fizycznych pracowników, żałosnych troglodytów. I wkurzało mnie to, że się bawią moim kosztem. Byłem przekonany, że historia o mnie obeszła już cały kompleks. W końcu tak samo jak naukowcy nie lubili wojskowych, to wojskowi nie lubili nas – określenie „jajogłowi” było prawdopodobnie jednym z lżejszych, jakie o nas używano. A gdy drzwi za strażnikiem się zamknęły, na drżących nogach zbliżyłem się do Obiektu… zatrzymując się jednak w odległości jakiegoś metra od niego, stojąc na prawo od leżącego na plecach więźnia.
- Doigrałeś się! Masz być posłuszny! Bo… oberwiesz! – próbowałem go upomnieć, ale głoś wyraźnie mi się załamał. Czułem, że mi nogi drżą… ale miałem nadzieję, że Obiekt tego nie dostrzega – Słyszysz, co się do Ciebie mówi? Oberwiesz! – podniesieniem głosu starałem się ukryć strach i niepewność.


Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.18 22:25  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Wygrał, wiedział o tym, czuł to. Reakcja przeciwnika była jasna. Zapach strasu, cudowny zapach wygranej, wypełniał to miejsce. Cóż za wspaniałe uczucie, dające taką pewność siebie. Nie miał zamiaru więcej atakować, zresztą po co, skoro doktorek stracił przytomność? Przycupnął dumnie na ziemi, wysoko unosząc podbródek. Czy był z siebie zadowolony? Oj, i to bardzo. Serce z podniecenia, aż podchodziło mu do gardła. Gdy strażnicy wytaszczyli "zwłoki" z pomieszczenia, miał chwile na odpoczynek. Sala znów stała się ciemna, oczy musiały się trochę do tego przyzwyczaić. Nie lubił tej ciągłej zmiany światła, która tu panowała. Siedział tak jeszcze długo, czekając aż ktoś po niego przyjdzie, jednak jak widać dzisiejsza tortura została odwołana. To przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Jeszcze ani razu nie miał wolnego, to jak wakacje, aż sam nie wiedział co miał teraz robić. Rozejrzał się po ciemnościach, kilka razy pociągnął za łańcuchy. No zbyt dużo opcji to on nie miał. Zresztą te wygibasy by uniknąć batu, trochę go wymęczyły. Obolałe ciało, kołtuny myśli. Zamachnął kilka razy ogonem, odgarniając warstwy kurzu i brudu z podłogi, by następnie się na niej położyć. Kilka razy musiał zmienić ustawienie ciała, aż wybrał leżakowanie na plecach. Rozciągnął się, z kilkukrotnym strzyknięciem kości i stawów, jedyna opcja jaka mu pozostała, to zapaść się w studnie swoich myśli. Miliony pytań krążyły mu po głowie, aż zasnął.
Piękny bal, duża sala, wszystko na biało, z ślicznymi złotymi zasłonami. Wszyscy ubrani w białe oraz czarne szaty, z złotymi dodatkami. Na twarzach obecni mieli maski, przedstawiające owce oraz wilki. W pomieszczeniu panowała muzyka klasyczna, wszyscy tańczyli walca, a on stał, podpierając ścianę. Nie umiał tańczyć, nawet nie umiał nikogo do tego tańca zaprosić. Jego uwagę przykuło wyjście na taras. Cóż, jedyna droga ucieczki. Bezzwłocznie się tam udał, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Na szczęście nikogo tam nie było. Całe szczęście. Taras był przepięknie ozdobiony. Mnóstwo białych róż, złotych wstążek, i śliczna ławka, na której to umieścił swoje skromne cztery litery. Odprężył się. Dopiero teraz zauważył, iż był odziany w biały smoking, który idealnie podkreślał niebieskie włosy... właśnie. Czemu miał niebieskie włosy? Przyjrzał się swoim dłoniom, nagle wszystko zrobiło się ciemniejsze, mniej ostre. Przyjrzał się jednej czerwonej róży, na tle białych. Co się działo. Nagle poczuł oddech na karku, i głos który był mu znajomy, jednak nie wiedział skąd. Pięknie ochrypły.
- Cudowne kwiaty, które starają się bronić kolcami przed innymi.
Te słowa zaczęły rozbrzmiewać w jego głowie. Próbował przyjrzeć się nieznajomemu, jednak był zbyt zamazany. Zabłysły przed nim tylko dwukolorowe ślepia. Wiedział, że go znał jednak nie potrafił sobie przypomnieć jego imienia. Najbardziej znajomy był głos. Miły dla jego ucha.
Obudziły go drzwi, a mianowicie ich otwarcie. Przespał cały dzień, przynajmniej choć trochę wypoczął. Pierwsze co ujrzał, to doktorka. Strachliwego siusiumajtka, tak właśnie w głowie go nazywał. Przynajmniej ta myśl dawała mu choć ciut radości w tych chwilach. Mógł se trochę poprawić humor. Na chwilkę się uśmiechnął, gdy ten kazał przetransportować go do pomieszczenia zabiegowego. Radość nie trwała długo, ponieważ nie lubił prądu, ani ciągnięcia po korytarzu. Następnie został przykuty do zimnego stołu. Jakby tego mu brakowało. Obdarte nadgarstki zostały przykute zimnymi pierścieniami. Myślał, iż tortury zaczną się od razu, jednak musiał czekać. Oj, doigra się. Nie będzie tak miło. W głowie zaczął układać plan. Skoro się go bał, to niech boi się bardziej. W końcu wszedł. Dokładnie się mu przyjrzał, a czuły nos znów wyczuł ten zapach, choć tym razem słabszy. Psy bardzo dobrze wyczuwają emocje oraz zapachy, który zwykle im towarzyszą. Dzięki temu potrafiły idealnie ocenić sytuacje i dostosować się do niej. Nastawił uszy w jego kierunku, a ogon zwisał bezwładnie. Jego głos był niepewny. Psu trzeba pokazać dominację, a on zawalił już na początku, również i teraz. Gdy skończył wygłaszać te swoje krzykliwe słowa, zapadła cisza, no bo przecież Uriel się nie odezwie. Nie było tak źle, przynajmniej starał się by strachu nie było słychać. Wymordowany miał plan, nie wiadomo czemu ta zmiana oprawcy go tak bawiła. Dostał nagle dawki dobrego humoru, przynajmniej na tę chwilę. Zaczął wywracać oczami, co chwile patrząc w innym kierunku, pokazywać białko oka, do tego zaczął się cały trząść, od końca ogona do czubka uszu. Następnym etapem była ślina. Zaczął się cały ślinić. Piana wypływała z jego ust dość dużymi ilościami. Wyglądało jak atak wścieklizny, albo jakiegoś wirusa. Nie znał się na tym, ale miał nadzieje że da oczekiwaną reakcję. Pazury wbił w stół i tarł nimi, dając charakterystyczny odgłos. Skoro nie potrafił z siebie wydusić odgłosu, to przynajmniej wydobędzie go ze stołu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.12.18 6:52  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Wydałem parę poleceń. Strażnicy mieli przetransportować Obiekt i przykuć. Grałem na czas? W pewnym sensie tak. Cieszyłem się z każdego odsunięcia godziny, kiedy będę musiał się nim zająć. Bo on… no nie był miły, nie był zbyt posłuszny, był groźny, obawiałem się go. Każda chwila, każdy dodatkowy moment odwlekający powrót do pomieszczenia, w której Obiekt się znajdował, był na wagę złota. Próbowałem się uspokoić, próbowałem opanować strach, powstrzymać konwulsję żołądka, zwolnić oddech… częściowo mi to wyszło, w jakimś tam stopniu. Ale jedna rzecz była pewna, niemalże jak paradygmat, musiałem wrócić do pomieszczenia… wcześniej czy później. O ile oczywiście nie chciałem zrezygnować z kariery, z pracy badawczej, która była dla mnie całym życiem… życiem, które teraz stawiałem na szali, wchodząc do pomieszczenia z Obiektem. Może i skutym… ale mimo wszystko groźnym.

Spróbowałem podejść do Obiektu… chociaż na metr, bo bliżej jakoś potrzebowałem jeszcze chwilki by się przełamać. Wydarłem się na niego, próbując wyższym tonem, głośniejszymi słowami, maskować strach i brak pewności siebie… i może częściowo dodać sobie animuszu. Spodziewałem się… w zasadzie sam nie wiem, czego się spodziewałem. Zawsze miałem jakiś plan – listę badań rozpisanych na wiele tygodni, czasami miesięcy do przodu. Pewne cele, kroki milowe, szczegółowo rozbite na punkty. W końcu w dzisiejszych czasach badania nie było tak proste jak setki lat temu. Nie wystarczyło uderzyć kolana młoteczkiem czy dać jedzenie dzwoniąc dzwonkiem. Te czasy, ta epoka minęły. Wiele badań było prowadzonych przez setki naukowców, dziesiątki zespołów badawczych rozsianych po wielu kompleksach, którym odkrycie czegoś często zajmowała kilka pokoleń. Więc mają plan badań, wiedziało się, na czym się stoi. Realizowało się punkt po punkcie. W końcu już ponad tysiąc lat temu Henry Ford mówił, że każdą skomplikowaną rzecz można rozbić na wiele prostych czynności. Jak cel był trudny do ogarnięcia to wystarczyło go rozdzielić na kroki. I to zawsze działało, póki miałem plan. Teraz… teraz go nie miałem. I zawahałem się, co zrobić.

Zanim podjąłem jakąś decyzję, z Obiektem… coś się zaczęło dziwnego dziać. Wywracał oczami i zaczął się trząść oraz ślinić. Zawahałem się, nie wiedząc co zrobić. Obserwowałem go uważnie. Co mu się stało? Co mogło spowodować taką reakcję? Dane, potrzebowałem danych. Na behawioryzmie się zbytnio nie znałem. Naturalne dla mnie było przede wszystkim sprawdzić wyniki. Tak się zachowywali lekarze od XX wieku. We wcześniejszych latach większą uwagę zwracano na wywiad z pacjentem, na intuicję badającego. Później dopiero uznano, że zajmowanie się bezpośrednio pacjentem to strata czasu i lepiej się skupić na analizie otrzymanych wyników. Coś w tym było – zwłaszcza jeśli pacjent nie chciał współpracować. Chwyciłem analizator krwi i zbliżyłem się od jego lewej strony, zamierzając pobrać próbkę z ramienia. Ale widząc ostre pazury, słysząc ich zgrzytanie o stół, widząc piane z ust… to zdecydowałem się podejść jednak do lewego uda, gdzie przyłożyłem analizator. Szybkie wkłucie i wynik. Dziwne, poziom cukru był w porządku, jak na Wymordowanego, bo hipoglikemia była pierwszą rzeczą, jaka mi przyszła na myśl. Zerkałem na inne wyniki dotyczące morfologii krwi, mogące świadczyć o problemach metabolicznych. Większość danych była dziwnie odchylona, mogąc świadczyć o niewłaściwym odżywianiu czy stresie… ale nic nie przekraczało normy na tyle by powodować drgawki. Wapń, magnez, sód – wszystko było na akceptowalnych poziomach. Oczywiście bardzo wysoki poziom leukocytów – ale było to normalne przy wielu ranach i obrażeniach. Więc… więc co było nie tak? Dopiero po chwili zacząłem większą uwagę zwracać na Obiekt… bo jego wstrząsy… no właśnie nie sprawiały wrażenia na tyle chaotycznych, by pochodzić od mięśni. Nawet nie na tyle… by były wynikami błędnej pracy mózgu i wysyłania zaburzonych sygnałów przez jego pień. Po prostu to sprawiało, co do mnie dopiero po chwili dotarło, jakby było… zamierzone, zaplanowane. Wniosek przyszedł szybko.
- Czy ty kur*wa udajesz!? – wydarłem się na niego. Sięgnąłem po pałkę, którą miałem przy pasie i zdzieliłem go w lewą łydkę. Kolejne uderzenie poszło w lewe udo. Nie miałem pewności, że drań udaje, ale kilka rzeczy na to wskazywało. Więc po chwili uderzyłem go jeszcze w brzuch aby sprawdzić, czy moja „szybka terapia” przyniesie poprawę.
- Masz się słuchać! Nie rób sobie ku*wa jaj! – wydarłem się na niego, zbliżając się wzdłuż łózka do jego głowy, utrzymując jednak na tyle bezpieczny dystans, by nie próbował gryźć. Zerknąłem wyzywając w jego oczy i uderzyłem go pałką najpierw w klatkę piersiową a później w łeb od góry.
- Co to miało być? Co masz do powiedzenia?! – krzyknąłem na niego, dalej się trzymając zasady, że z podniesionego tonu ciężej wyczytać strach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.18 20:03  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Nie spodziewał się ukłucie, wprawdzie myślał że doktorek ucieknie z piskiem. Cóż, można powiedzieć, iż był pod wrażeniem. Nie przestał jednak teatrzyku. Nie wiedział czemu, sprawiało mu to radość. Przynajmniej raz mógł se porobić jaja, a nie zostawać pochłoniętym przez depresje. Jego życie było szare, odkąd ocknął się w tej cholernej celi. Tyle pytań chodziło mu po głowie, niestety bez odpowiedzi. Nagle poczuł ból w łydce i od razu się uspokoił, uśmiechając się przy tym jak dzieciak, który zrobił psikusa. Zbytnio nie reagował na kolejne uderzenia, był do nich przyzwyczajony, co nie oznaczało że to nie bolało. Zapewne nawet zostaną siniaki. Jego głos szumiał mu w uszach. Kolejne krzyki, wrzaski. Uderzenie w głowę trochę go rozdrażniło. Warknął, przyglądając się przeciwnikowi, a w głowie planował rozszarpanie go na strzępy, co niestety teraz było niemożliwe. Skończył drapać stół, przy czym lekko podniósł, przesunął dłonie, tak by było widać wydrapany napis "Boisz się". Uniósł głowę, by przyglądać mu się z wyższością. Psy to piękne i mądre istoty, od razu wyczują nawet te najbardziej skryte emocje. Wiedzą czy mogą dominować czy nie. Oblizał swoje zaschłe usta, przejeżdżając przy tym językiem po kłach. Lekko poruszył ogonem. Z chęcią polecił by mu książkę o psich zachowaniach, szczególnie o Husky.
Co masz do powiedzenia? Na te słowa bezgłośnie się zaśmiał. Cóż, chyba nie liczą się z nim aż tak, skoro nie został o tym poinformowany. Ciekawe o czym jeszcze nie wie? Może tylko powiedzieli mu, iż jest jakiś obiekt do zbadania? Od poprzedniego doktorka słyszał dużo, nawet że wymordowany jest kimś ważnym, że może mieć jakieś ważne informacje. Ciekawe czy poinformowali go o braku pamięci, zapewne nie. Wysoko uniósł podbródek, tak by blizna była jak najbardziej widoczna. Może chociaż się domyśli o byciu niemym. Niestety nie wiedział, czemu taki jest. Nawet nie miał przebłysków pamięci co do tego. Nic. Po prostu taki jest i tyle. Co do bycia wymordowanym to coś tam wie. Czasami pojawia mu się obraz jak atakuje go biały pies i czuje wtedy ból, po czym nagle pojawia się ciemny las i on leżący na plecach, w noc w która gwiazdy świeciły naprawdę jasno. Potem nic, tylko sufit celi. A teraz? Jakiś doktorek sterczący przed nim i chcący nad nim zapanować. Dobre sobie. Zapewne za jakiś czas Urielowi to wszystko się znudzi. Skoro nic nie wie (nawet jakby coś wiedział to i tak milczał by jak grób), to i tak będą go torturować, badać, obcinać. Czyli wszystko wróci do rutyny, a on będzie się dawać, bo nie można bronić się wieczność i on bardzo dobrze o tym wiedział. Ale na razie musi zbadać sytuację. Dokładnie obejrzał pomieszczenie, był już tutaj, wiedział co tu można zrobić. Nie tracił czujności, jak na razie chciał mieć spokój. Chwila wakacji każdemu się przyda, a szczególnie jemu. Wrócił wzrokiem na oprawce. Jego ślepia świeciły jak lód, na który padały promienie słońca. Mengele mógł właśnie czuć na sobie dość obserwacyjny i natarczywy wzrok. Można rzec, iż przeszywający. Jakby chciał zobaczyć wszystko co miał w środku, wnętrzności jak i to co miał w głowie. Zastanawiał się, czemu miał o nim taką niewiedzę. Przecież to, że nie mówi to powinna być podstawowe informacja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.18 16:22  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Spoiler:

Wyniki badania krwi i pewne elementy jego zachowania wskazywały, że Obiekt symuluje, próbuje udawać. Postanowiłem to zweryfikować, więc uderzyłem go pałką. Jego reakcja… wskazywała, że miałem rację. Natychmiast się uspokoił. Czyli… symulant? I co go tak bawiło? Uderzyłem go jeszcze kilka razy, czekając aż ten zacznie błagać o litość i skomleć. Wkurzył mnie, miałem go dość… i chciałem, by teraz to on się z przerażeniem odsuwał – tak, jak ja się odsuwałem dzień wcześniej, gdy mnie zaatakował. Teraz to on miał kwilić z bólu i zwijać się ze strachu! Nie ja! Jednak, jednak jego warknięcie spowodowało, że kolejny raz się cofnąłem, przypominając sobie o wczorajszym incydencie. Dojrzałem wydrapany przez Obiekt napis… i nie byłem pewien, czy mnie on bardziej wkurzył, czy bardziej przeraził.
- Nie, wcale nie! – próbowałem zaprzeczać, kręcąc głową i cofając się o kolejny krok. Jego uśmiech, jego zachowanie… mroziły mi krew w żyłach, działały mi na nerwy! Chciałem się na nim wyżyć! Chciałem mu pokazać, gdzie jego miejsce… ale… ale jakoś nie mogłem się do tego zmusić i przekonać. Zabrałem kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić.
- Udajesz! Przyznaj się! Machaj łbem! Rozumiesz słowa i możesz mówić! Tylko udajesz i tego nie robisz! Masz sprawny aparat mowy! Tak wynika z prześwietleń! – zacząłem zadawać kolejne pytania. Bo podobno… no powinien być w stanie mówić. Nikt z nas nie miał pojęcia, dlaczego on jest niemy – więc rzucający się wniosek był, że symuluje i udaje. Zwłaszcza, że jego opór, niechęć do współpracy zdawał się to potwierdzać. Nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył. Powodował, że oblewałem się zimnym potem. Wyzywający? Przeszywający? Zimny? Tak jak jakiś wilk czy inny pies… patrzy na ofiarę? Albo na jedzenie? A może… może tylko to tak sobie wyobrażałem, wyolbrzymiałem i błędnie odbierałem? W każdym razie nie byłem w stanie wytrzymać dłużej jego spojrzenia. Dłużej niż kilka sekund. Zerkałem, czy nie machał łbem i szybko odwracałem wzrok.
- Będziesz posłuszny? Będziesz się słuchał? I wykonywał polecenia? Machnij łbem! – zadałem kolejne pytania, podchodząc do niego. Oczywiście nie w okolicę łba i jego pyska wyposażonego w kły. Nie w pobliże przykutych rąk z ostrymi pazurami. Zbliżyłem się do jego nóg. Założyłem gumowe rękawice i chwyciłem go ręką za udo, badając jego muskulaturę, jego mięśnie, jakbym był jakimś masarzem czy rzeźnikiem. Sięgnąłem do kieszeni po skalpel i zrobiłem długie nacięcie wzdłuż uda, obserwując wygląd skóry, mięśni, upływ krwi z rany i początek działań regeneracyjnych organizmu, które w przypadku Zarażonych są zwykle mocno przyspieszone.
- Będziesz się słuchał? Czy parę kolejnych eksperymentów… ma Ci pomóc podjąć decyzję? – spytałem – I nie patrz się tak na mnie! – dodałem z irytacją, znowu uciekając wzrokiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.18 19:33  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
No cóż symulant był z niego całkiem dobry, aż czuł jak duma rozpiera go w piersi. Nie widział, że w tym miejscu może zaliczyć jakieś śmieszne chwile. Jednak zawdzięczał coś nowemu doktorkowi. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś kto go rozśmieszał, może dlatego iż w sumie to ocknął się niedawno. Choć ta osoba ze snu na pewno umiała dać mu radość, szczęście, bezpieczeństwo. W jego głowie pojawił się obraz z tarasu. Ta osoba, jej głos, był tak znajomy, a jednak nie wiedział do kogo należał. Ocknęły go uderzenia, które miały chyba sprawić otuchy przeciwnikowi. Cóż bolało, jak zwykle. Lekko się skrzywił, mierząc go złowrogo. Z chęcią zaplamiłby mu ten kitel. Nie miał zamiaru jak na razie być potulny. Czując jego strach, sam dostawał jakiegoś pawera. Nie mógł nie powstrzymać od dominacji. Instynkt w nim buzował, dawał mu energii, powód do walki o swoje. Zaśmiał się bezgłośnie kolejne raz, słysząc jego biedne zaprzeczenia. Nie boi się? Następne słowa jakie wyrył pazurami to były "To skąd ten zapach?" Po czym podniósł jeden kącik ust w chytry uśmieszek. Podobał mu się ten zapach, szczególnie w tym pomieszczeniu. Dla efektu jeszcze mocno zaciągnął się nosem, wdychając ten afrodyzjak. Skoro się tak niby nie bał, to czemu się cofał? Jeszcze nigdy nie czuł takiej pewności siebie. Przez chwile mógł żyć, być sobą, a nie biedakiem zawładniętym przez strach, czekającym na kolejne tortury. Teraz miał ten błysk w oku. Wiedział, że te dobre chwile się za niedługo skończą, że znów będzie jak było. Dlatego teraz chciał się tym napawać jak najdłużej.
Naprawdę miał wybrukowane informacje. Jeszcze wyżej uniósł podbródek niż wcześniej. Niech dokładnie przyjrzy się bliżej tej bliźnie, to nie mogło być płytkie cięcie, skoro został po tym aż taki ślad. Na pewno ma uszkodzone struny głosowe, skoro nawet jakby chciał to nie może nic powiedzieć. Gdyby mógł to bluzgałby tutaj na prawo i lewo, krzyczałby gdy go torturowali. Słowa rozumie i to doskonale. Zresztą nawet po uszach widać, iż słucha każdego wypowiedzianego słowa. Akurat lubił może, uwielbiał słuchać czyjegoś głosu, a szczególnie jak był zachrypły. Raz miał sen inny niż bal, raz. Śniła mu się jaskinia, dość długa z pokojami. Chodził w niej szukając czegoś, aż usłyszał śpiew. Był to piękny męski głos, który brzmiał jak miód na uszy. Biegł w jego stronę, jednak im szybciej się poruszał tym głos coraz bardziej się oddalał. Obudził się, a piosenka dalej brzmiała w jego głowie. Dokładnie to pamięta. Rozmyślał nad tym, dalej wpatrując się w doktorka tymi swoimi dzikimi ślepiami. Widział jego co chwile odwracający się wzrok. To również dodawało mu choć trochę otuchy, ukojenia, odwagi i dzikości.
Jego słowa były śmieszne. "Chyba śnisz" pomyślał, po czym przecząco pokręcił głową. Jak na razie dobrze się bawił. Jego podejście do stołu było zaskoczeniem. Myślał, że ten ze strachu będzie cały czas trzymać się z daleka, a tu jednak proszę, ma trochę jaj, nawet jeśli podszedł do jego najbezpieczniejszej strony. Badania uda były śmieszne, no tak to jeszcze nigdy go nikt nie badał. No masaż uda był przyjemny, mógłby nawet więcej pomasować, no ale przecież nie po to tutaj są. I właśnie wtedy Mengele posunął się za daleko. Uriel ujrzał ten błysk skalpela, a potem piekący ból uda. Przeklną go w myślach, mocno zaciskając szczękę i wargi. Jego wzrok stał się jeszcze bardziej dziki i nie miał zamiaru przestawać mordować go wzrokiem. Właśnie go znienawidził, a było tak fajnie. Najchętniej to rozszarpał by go tutaj na strzępy. Energicznie zamachnął ogonem, czekając na jego kolejny ruch. Nie miał zamiaru dawać mu odpowiedzi. To było oczywiste. Szarpnął za przypięcie do stołu, jednak nic to nie dało. Starał się podnieść, chciał się stąd wyrwać, chciał go zniszczyć, posmakować jego krwi. Starał się sięgnąć pazurami przypięć, mógłby je rozciąć, jednak były za daleko. Wyszczerzył na niego kły i nastroszył futro. Zaczął coraz bardziej się szarpać, chciał to wszystko rozwalić, wydostać się z tego, ale tylko po to by dać mu nauczkę. Wzrok miał morderczy. Już nie chciał go przeszywać wzrokiem, chciał go nim przestraszyć, jeszcze bardziej niż zwykle. Żarty się skończyły. Jego myśli krążyły wokół prób w jaki mógłby się nim zająć. Pogryzienie, rozszarpanie, zjedzenie, wyrzucenie przez okno, i inne takie.
Nagle przez jedno małe uchylone okienko, wleciał płatek róży, który skradł całą jego uwagę. Patrzył się na niego jak zaczarowany, przypominając sobie piękny sen o postaci z zachrypłym głosem. Jego ślepia zalśniły, to była chwila w której się uspokoił. Jego oddech stał się wolniejszy, skończył się rzucać oraz myśleć o morderstwie. Płatek róży zawirował przy suficie, po czym upadł prosto na jego czoło, a on nie wiedział czemu łza spłynęła mu po policzku. Zapomniał gdzie się znajdował, czuł się jakby za czymś tęsknił, albo za kimś i to cholernie, tylko nie wiedział co to mogło być. Poczuł pustkę w sercu. Rozbił zeza, starając się jeszcze przez chwile spojrzeć na płatek, po czym potrząsnął głową, wracając do rzeczywistości. Jego dzikie spojrzenie wróciło, mimo iż myślami dalej był troszkę gdzie indziej. A co jeśli mogliby sobie nawzajem trochę pomóc?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.19 20:25  •  TBD [Mengele x Uriel] Empty Re: TBD [Mengele x Uriel]
Zrozumiałem, w końcu do mnie doszło, że Obiekt prawdopodobnie symuluje, udaje, stara się mnie nabrać i oszukać. A na takie zachowanie… to nie mogłem się zgodzić! Takich rzeczy nie mogłem tolerować. W końcu wszelkie takie zachowania mogły w spory sposób fałszować wyniki badań, czyniąc je całkowicie bezużytecznymi. Tak jak w XXV wieku grupka religijnych fanatyków włamała się do systemu sterującego ówcześnie największym akceleratorem cząstek i podmieniła oprogramowanie, aby te fałszowało dane, opóźniając postęp o kilkanaście lat, zanim to nie zostało zauważone, tak taki Obiekt-symulant, mógł swoim zachowaniem mylić naukowca, utrudniając badania. A to było niedopuszczalne! I właśnie dlatego drania uderzyłem. Za karę… i być może by się poczuć… trochę lepiej. Takie działanie na mojej własnej psychice. Bo skoro go uderzałem, skoro sprawiałem mu ból to ja byłem drapieżnikiem, to ja dominowałem… i nie musiałem się go bać, nie musiałem się cofać, nie musiałem się kulić ze strachu przed nim… chociaż widząc jego śmiech zadrżałem, cofając się kolejny krok. I wkurzyłem się czytając kolejne pytanie, jakie mi zadał. Jak? Jak on mógł tak dokładnie czytać we mnie moje reakcje?! To aż tak było widać, że się bałem? Schowałem na chwilę rękę do kieszeni, bo chyba sam zaczynałem dostrzegać, że ta drży. Musiałem działać. Musiałem mu pokazać, że się go nie boję. A chyba… chyba najlepiej go było do tego przekonać krzykiem i sprawianiem bólu!

Po chwili dojrzałem blizny na jego szyi, niedaleko tchawicy. Dziwne… zerknąłem w notatnik elektroniczny, ale nie było o tym informacji. Czyżby… coś było nie tak w dokumentacji? Ktoś ją sfałszował? Czy to możliwe, że on… naprawdę nie mógł mówić? Tak, już wcześniej się zorientowałem, że dużo rzeczy w jego kartotece się nie zgadzało. Ale… żeby aż tak? Kto miał w tym interes? Czemu to robił? Chcieli coś o nim ukryć? A może mnie po prostu sprawdzali? Może to taki rodzaj… żarciku, sprawionego nowemu naukowcy, który tu dotarł? Pytań było więcej niż odpowiedzi… a ja musiałem się zająć do pracy, więc w końcu, łamiąc strach, zbliżyłem się do niego, badając jego udo i w końcu wbijając w nie skalpel. Uśmiechnąłem się złośliwie i zadałem mu pytanie, żądając posłuszeństwa… i szybko pożałowałem tego, co zrobiłem. On… on się zmienił w istną bestię! Jeśli jeszcze przed chwilą miałem wrażenie, że jest przerażający i budzi we mnie strach… to teraz musiałem zrewidować swoje poglądy. Ten jego wzrok wbity we mnie, chyba nawet ostrzejszy niż skalpel, spowodował, że natychmiast odwróciłem wzrok od jego twarzy. Widziałem… i słyszałem, jak się zaczął szarpać, jak wystawił pazury i machał nimi, jak błyskał kłami.
- Spokój! Spokój! – krzyknąłem głosem, który jednak nie brzmiał zbyt pewnie. Próbowałem go uspokoić, zmusić do posłuszeństwa… ale on nic. Dalej się rzucał, szarpał. Zastanawiałem się co zrobić… gdy on nagle… się uspokoił? Kompletnie tego nie rozumiałem. Próbowałem dojrzeć, na czym skupił swój wzrok. Czy to był… płatek róży? Krótki moment nie trwał długo, bo po chwili wzrok Obiekt znowu się zmienił. Ciekawe, intrygujące. Takie zmiany nastroju nie świadczyły dobrze o jego psychice. Jakieś uszkodzenia w mózgu? Jakiś rodzaj „zwarcia” spowodowanego przez dziwne bodźce? Jakaś lekka postać schizofrenii? Czy można było to wykorzystać przeciwko niemu? Szansa raczej mała. Chociaż trzeba się było liczyć, że to jego zachowanie może mieć spory wpływ na doświadczenia i trening. Ale jak się tak nad tym zastanowiłem, powód mógł być… też i inny. Przecież drań od początku pewne rzeczy udawał, symulował, próbował mnie nastraszyć. To jego zachowanie mogło więc również był… próbą nabrania mnie.

Wciąż znajdowałem się na jego lewo od leżącego na plecach Obiektu i zacząłem przechadzać się wzdłuż, idąc wolno od nóg w stronę głowy. Uderzyłem pałką w jego łydki, następnie w kolana, kolejne uderzenie było wymierzone w uda. Patrzyłem się w stronę jego głowy. Chciałem zobaczyć, jak się zmienia wyraz jego twarzy, bo wiadomo, gdzie kolejne uderzenie miało spaść. Zamierzyłem się, celując pomiędzy jego nogi… ale w ostatniej chwili zmieniłem cel ataku i uderzyłem go w bok. Wywołało to jakąś jego reakcję?
- Tak, mogę z Tobą zrobić wszystko Obiekcie. Może w końcu to do Ciebie dojdzie? Mogę Cię ranić, ciąć nożem, kłuć igłą, razić prądem, uderzać, kopać a nawet zabić. Więc lepiej nie rozrabiaj! – oznajmiłem mu, powoli stając się pewniejszy, w miarę gdy strach przed Obiektem zmieniało się we wspaniałe odczucie panowania nad kimś. Czułem władzę, jaką nad nim miałem – nawet jeśli on jej nie uznawał. Pałką, którą miałem w ręce, zacząłem wodzić po jego klatce piersiowej, po jego szyi a następnie twarzy. Rzucił się na nią z zębami, próbował ugryzieniem zniszczyć lub mi ją wyrwać? Jeśli tak, to byłem na to przygotowany, trzymałem ją mocno a jeśli tylko starał się ją ugryźć, to nacisnąłem guzik na niej, posyłając co prawda słaby impuls elektryczny, ale nawet słaby impuls powinien być bardzo bolesny, jeśli sięgnął warg czy języka. W razie braku efektów, zwiększyłem impuls prądu. A jeśli nie próbował gryźć, to spokojnie jechałem pałką dalej, po jego ramionach a skończywszy na przykutych rękach, gdzie robiłem dokładnie to samo – dałem mu szansę złapania pałki ale posyłałem silny impuls prądu, gdyby się na to zdecydował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach