Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 24 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18 ... 24  Next

Go down

Pisanie 18.01.15 13:35  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Noc Wymordowanej minęła całkiem spokojnie - udało jej się na tyle zregenerować siły, aby móc jeszcze przed wschodem słońca chwilę się zastanowić nad tymi kajdankami. Działała wczoraj dosyć nieprzytomnie, a więc ciężko jej było wyczuć, czy te kajdanki udało jej się poluzować, czy całkowicie się ich pozbyć. Poruszała trochę stopą, podniosła się i zaczęła mniej więcej wyceniać ruchy, jakie mogła w nich zrobić. Wychodziło na to, że ruchy nadal miała lekko ograniczone, jednak w tym stanie mogła już troszkę szarżować. Zdecydowała, by ich na razie nie zdejmować - jeżeli Mengele by to zauważył, mógłby ściągnąć wojskowych. Dziwne jednak było to, że wczoraj to on ją zaciągnął do tej izolatki, a nie oni. Chyba wczorajsze popisy z ich strony zniechęciły naukowca do sięgania po pomoc okutych zbrojami panów.
I dobrze. Eth, teraz masz przynajmniej większe szanse na zwianie. Bo nie chcemy tutaj siedzieć, prawda?
Jej wesołe głosy rodem z wirusa miały rację. A może to po prostu ona... Nie miała z kim ostatnio gadać. Przynajmniej tak na poziomie. To, co wczoraj przeszła z Mege uświadomiło jej, że naukowiec naprawdę nie nadawał się na jej naukowca. I przypomniał jej, jak bardzo nienawidziła tych śmieci z miasta. Myślenie o wszystkim, co się wydarzyło tylko podsyciło jej chęci ucieczki i zemsty na tym człowieku. Dorwie go. Sama się zabawi w człowieka nauki i jego obiektu. Nie będzie sobie pozwalała na takie zabawy z jej zdrowiem psychicznym i fizycznym.
Zanim Mege przylazł, udało jej się jakimś cudem tak powyginać swoje palce, aby lekko też zluźnić kajdanki. Po tym przyjęła pozę i minę obiektu, który pogodził się ze swoim losem i wie, że będzie takim szczurem do końca swoich dni. Jej worki pod oczami nawet jej to ułatwiły. Jej oprawca w końcu przyszedł, ale... Wyglądał na lekko nieobecnego. Widocznie sam albo źle spał, albo wziął jakieś mocne proszki na uspokojenie. Ethel spojrzała na niego jak jakiś zbity piesek i przybliżyła się powoli do drzwi, kiedy je otworzył. Potem jakoś się podniosła.
- Co za kicha... Chyba nie mam wyboru. - wyrzuciła z siebie jakimś zdołowanym tonem. Powoli skierowała się w stronę naukowca...
Po czym natychmiastowo rzuciła się na niego, chcąc go powalić. Może i na taką nie wyglądała, ale miała całkiem sporo siły w sobie. A i naukowiec pewnie jest tak mocny i w ogóle, pewnie cały z metalu jest. Spojrzała na kajdanki, ograniczające jej ręce, po czym na oczach Mengele po prostu je zdjęła. Szarpiąc się z nimi nad samym ranem, wiedziała już, jak poruszać nadgarstkami i jak wygiąć palce, aby się ich pozbyć. Potem złapała mocno za prawą rękę naukowca i sama chciała mu je założyć - jeżeli udało się jej z prawą ręką, szybko złapała za lewą i zajęła się skuwaniem drugiej. Jeżeli to wszystko poszło w miarę sprawnie, Eth zaczęła go okładać pięściami po twarzy.
- Witaj, kochanie. - odpowiedziała na powitanie, jeżeli cała akcja z kajdankami się udała. - Noc mi minęła tak szybko, że to aż dziw. To może dzisiaj zagramy w zmianę ról? Przypniemy Cię do fotelika, potraktujemy prądem, potniemy skalpelem. Zabawimy się w naukę po mojemu.
O tak. To by było takie wspaniałe. Ale nie miała na to czasu. Póki mogła - powinna się zbierać. Następny punkt na liście - zgarnąć paralizator i skalpel, który Mengele zostawił na jakimś stoliku. Kiepska broń, ale lepsza od niczego. Po drodze też planowała zdjąć cholernie kajdany z nóg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.15 14:08  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Powód nie wezwania strażników przez Mengele był zdecydowanie bardziej prozaiczny. Miał świadomość, że strażnicy na monitoringu zobaczyli wystarczająco dużo, by się z niego naśmiewać przez miesiąc. Jego wybuchy złości, niepanowanie nad sobą, wściekłość. To wszystko go w dużym stopniu dyskredytowało jako naukowca, który zawsze powinien zachowywać spokój i trzeźwość umysłu. Dlatego też Mengele wolał wyłączyć monitoring i samodzielnie zając się Obiektem, zwłaszcza że co prawda nie był zbyt silny, szybki, wytrzymały czy sprawny - jak przystało na stereotypowego naukowca, ale przeszedł obowiązkowe szkolenie S.SPEC., które może nie było zbyt długie czy ambitne, ale pozwalało radzić sobie z dobrze spętanym, typowym obiektem.

Po wejściu do pomieszczenia, Mengele stwierdził że decyzja o zostawieniu jej na noc i nie wzywania żołnierzy była dobra. Jak przestało na obiekt, spokorniała i pogodziła się ze swoim losem. Super, zapowiadały się ciekawe badania - uznał. Jej zachowanie było całkowicie zgodne z jego oczekiwaniami i przewidywaniami, a w takiej sytuacji najłatwiej dać się zwieść, dlatego też jej nagła wolta była dla niego totalnym zaskoczeniem. Jęknął głucho, gdy się z nim zderzyła, ale dzięki znacznej różnicy ich wag, nie spowodowało to jego wywrócenia. Zaskoczmy widział, jak obiekt sobie radzi ze zdjęciem kajdanek i przerażony obserwował, jak w zwolniony tempie, kajdanki zatrzaskujące się na jego nadgarstkach. Rzucił się do tyłu, chcąc nacisnąć przycisk alarmowy aby poinformować strażników, próbując mimo nawału pięści, którymi obrywał po twarzy, wpaść całym ciałem w szybkę, wzywając ich. (Rzut: 1-4 - nieudane, 5-6 - udane, wynik: 2) Niestety, został skutecznie powstrzymany przez Obiekt, który nie był to niego przesadnie miło nastawiony. Naukowiec został szybko powalony na ziemię.
- Przestań! Pogarszasz swoją sytuację! Poddaj się! - warknął na nią, ale jakoś tak bez przekonania, próbując ją z siebie bezskutecznie strącić.
- Nie ośmielisz się! Zaraz tutaj będą strażnicy! Wszystko widzą na monitoringu! - spróbował blefu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.15 14:33  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Mimo tylu cierpień i problemów, jakie przyniósł jej wirus X, była w stanie podziękować jego "twórcy". Może kazał jej skończyć życie w nieciekawy sposób i zostać ewentualnym królikiem doświadczalnym, ale dał jej w zamian tyle zdolności, które pozwalały jej się ewakuować a najgorszym momencie i tak się wyginać, że kiedy osoba x ma przewalone i nie pozbędzie się utrudniających ruchu przeszkód - Ethel ma jeszcze szansę. Taka nagroda za wytrzymanie tego całego cholerstwa.
Widać było jak na dłoni, że Mengele za bardzo się nie spodziewał takiego zwrotu akcji. Siły w sobie też za wiele nie miał, więc Eth udało się jakoś wygrać tę szarpaninę. Dobrze, wszystko szło zgodnie z oczekiwaniami. Problemem mogła być straż - chociaż obliczenia i przewidywania, jakie pojawiły się w jej głowie wskazywały na to, że Mengele za nimi nie przepadał. Oni za nim też nie. Byli na dosyć nieprzyjaznej ścieżce i mogli korzystać z okazji, aby go wyśmiać. A czy naukowiec nie powinien czuć się upokorzony, gdy Obiekt śmieje się mu prosto w twarz? Możliwe. Dopóki ich więc nie wezwał, oni równie dobrze mogli podziwiać ten cyrk z uśmiechami i kibicując jej. Był tylko jeden problem - skoro monitoring działał, wojacy powinni wpaść sami z siebie, bo to jest, mimo wszystko, ich robota. Więc po podziwianiu tego, jak dostał po twarzy, zgarnęliby się i przybiegli z bronią.
W dodatku rzucał się na jakiś przycisk. Czyżby...?
- Ale ja to zrobię. Nie pogorszę swojej sytuacji. Ośmielę się, mój Ty wspaniały człowieku nauki. - na jej twarzy pojawił się paskudny uśmiech. - Może jest coś, czego ja nie wiem o ludziach... I będę mogła się dowiedzieć. Wszystko dzięki obiektowi! W końcu mówimy o nauce!
Wirus powoli zaczął jej mącić w głowie. Pewne było, że niedługo straci nad sobą panowanie. Lepiej jednak, żeby w czasie ucieczki wiedziała, co robi. Kajdanki z nóg zdjęte, skalpel i paralizator zabrane. Najpierw podeszła do niego i mocno złapała za jego kołnierz, po czym spróbowała odciągnąć go od przycisku. Nie miała możliwości wciągnięcia go na fotel, więc jej celem była izolatka, w której spędziła ostatnią noc. I jeżeli się to udało - zamknęła drzwi i zadowolona podeszła do szafek z "narzędziami zbrodni" oraz "specyfikami".
- Na koniec naszej znajomości, mogę jednak Ci troszkę pomóc w tworzeniu nauki i próbkach. - powiedziała po jakimś czasie, przyglądając się specyfikom - Powiedz, które z nich są warte zabrania i wypróbowania na celach Desperacji? Potem Ci nawet liścik z wynikami prześlę, w końcu wiem, gdzie Cię szukać. A coś takiego napraawdę mi się przyda. To moja ostateczna próba pewnej współpracy. Skorzystamy z tego obydwoje. Ale pewnie wolisz się tam powściekać jak zwierzak, co?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.15 16:28  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Tak, Mengele nie chcąc być widzianym i wnikliwie ocenianym przez ochronę, zdecydował wczoraj wyłączyć monitoring, trochę zbyt późno sobie uświadamiając, że może nie był to najlepszy i najrozsądniejszy pomysł. Nie udało mu się wezwać pomocy przez użycie przycisku alarmowego. Czy zdradził jej w ten sposób, że wartownicy nic o tym nie wiedzą? Naukowiec zastanawiał się, gdzie zrobił błąd. Przecież założył jej kajdanki? Jak jej się udało z nimi poradzić? Powinien raczej założyćjej kaftan bezpieczeństwa? Tak, to może byłby roztropniejszy pomysł. Drugi raz nie popełni tego błędu... o ile oczywiście będzie jakiś drugi raz, bo obecna jego sytuacja była raczej nieciekawa. Oblał go zimny pot gdy usłyszał słowa obiekty.
- Ale... ale... - próbował coś powiedzieć ale głos uwiązł mu w gardle. Tyle razy się słyszało o naukowcach a nawet całych zespołach zabitych przez stworzone obiekty ale Mangele się zawsze naśmiewał z takich historii i uważał, jakim trzeba być idiotą aby do czegoś takiego doprowadzić. Zawsze się naśmiewał... aż do dziś. Jego doświadczenie stanowczo go nie przygotowało do takiej sytuacji.
- Co... co masz zamiar? - ledwie wydukał przerażonym głosem, zaprzestając daremnych prób sprawiania wrażenia, że nad czymkolwiek panuje. Nawet nie próbował się sprzeciwiać, gdy 993333 wrzuciła go do izolatki i wciągnęła. W końcu był nauczony radzić sobie ze spętanym obiektem, a nie z uwolnionym, wysportowanym, silnym i wściekłym okazem, który miał sporę doświadczenie. Słysząc pytanie Ethel w pierwszej chwili nie miał zamiaru jej pomóc, lecz szybko postanowił skorzystać z jej propozycji.
- Obiecujesz, że prześlesz? - spytał nagle - Otwórz izolatkę - pokażę Ci, co warto wziąć. - obiecał jej. Nie, oczywiście nie liczył na próbkę - nie wierzył, że obiekt mu cokolwiek przyśle. Ale jego chęć pomocy mogła rzeczywiście wydać się szczera - w końcu jak na naukowca przystało, próbki miały dla niego ogromną wartość. Jego plan był całkiem inny - liczył na sposobność wezwania pomocy, a wtedy żołnierze już rozwiążą jego drobny, tymczasowy problem - pocieszał się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.15 17:37  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Mina naukowca mocno jej poprawiła humor. Tak... To było cudowne. Gdyby byli na terenach Desperacji, gdzie miałaby duże pole do popisu, to już by wróciła do ponownego okładania go pięściami. Albo znalezioną bronią. Najlepiej zardzewiałą, o podejrzanej jakości. A potem by go wrzuciła na skażone tereny i czekałaby na dzień, kiedy zemrze, aby ponownie się obudzić. Jako stworzenie, na których eksperymentował, żeby jego cała nauka była jeszcze fajniejsza. Szkoda, że musiała siedzieć w jego laboratorium. Tutaj nie było tak różowo i wesoło. Musiała się upewnić, że ma czas zarówno na podanie nauczki Josephowi, jak i na ucieczkę z tego przeklętego miasta. W przeciwieństwie do niego nie była aż tak głupia i brała każdy scenariusz na serio. Możliwość, że Mengele wymyśli sposób na przywołanie straży? Niemożliwe, ale może do czegoś takiego dojść. Tak więc nie planowała mu dawać ani jednej okazji, która pozwoliłaby mu wyjść z tej izolatki. Ciekawe, jak się uwolni. Może go nawet wypuści chwilę przed ucieczką. W końcu zdechnie tam, jak go zostawi na pastwę losu.
- Ale co? - Ethel przekręciła głowę - Widzisz, tak to jest, jak się nie docenia obiektów. Ciocia Eth ostrzegała? Ostrzegała. I do czego doszło?
Każde jej słowo miało coraz więcej swoistego jadu. Bo tak naprawdę jedyne, czego było jej szkoda, to tych obiektów, które musiało zejść ze świata wcześniej z powodu takich ludzi. To by było karygodne - żeby ten człowiek zginął w tak delikatny sposób. Czyli w tej izolatce.
-Kto wie? - odpowiedziała wymijająco - Zostawienie Ciebie na pastwę losu byłoby lekko nie na miejscu. Zdechniesz. Stanowczo za szybko i bezboleśnie.
Ciężko określić śmierć głodową z powodu siedzenia w danym miejscu za naprawdę ciekawy sposób na pozbywanie się innych. Nie w ten sposób. Dobrze jednak, że Mege wiedział, kiedy przestać udawać takiego pewnego siebie. Tylko poprawił jej humor. A to było ważne, bo w każdej chwili mogła stracić nad sobą panowanie, czego za wuja nie chciała. Musi więc dobrze wycenić czas. Miała jeszcze godzinę. Co najmniej. Raczej wystarczy na ucieczkę. Potem będzie musiała lawirować w mieście.
Jej mina była bezcenna, kiedy ten chciał, aby go wypuściła, celem wskazania substancji. Serio? Naprawdę? Coś jej mówiło, że nie skończy się to dla niej dobrze, a więc nawet nie planowała się nad tym zastanawiać. Pokręciła tylko paluszkiem i przymknęła lewe oko.
- Ty naprawdę nie umiesz współpracować. Ale mówiłam, karma zawsze wraca. I co teraz? To będzie Twoja nauczka na przyszłość, Mege. Spójrz na obiekty jak na istoty, co kiedyś żyły. Jedni się będą buntować... A drugi, pojedyncze istoty, mogą dać się zbadać. Jak zobaczą, że naukowiec nie planuje się na nich drzeć i ciąć skalpelem - może się złamią i uwierzą w Twoje nie najgorsze intencje. Cóż, lepiej być upartym pseudo-bogiem? Okej. Słuchaj. Uwolnię Cię. Może. I się zmyję. A jak Ty spróbujesz wezwać straże, żeby mnie dorwać... Znajdę Cię. A jak nie ja, to najemnicy. Dowiedzą się, jaką manianę odwaliłeś. A potem zaciągnę na skażone tereny, potnę, zostawię, abyś zdechł i wrócił do życia jako zarażony... Znowu potnę, rzucę zwierzakom na pożarcie. - z każdą chwilą brzmiała coraz groźniej. Coraz gorzej. Jak taki sadysta, który układa plan dobicia swojej małej ofiarki. - Znajdę Cię nawet na końcu świata, śmieciu. A teraz - miłego dnia!
Oddaliwszy się tak, aby nadal mieć klamkę w zasięgu ręki, delikatnie otworzyła drzwi od izolatki, po czym natychmiastowo pobiegła w kierunku drzwi. Pędząc ku wolności.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.15 19:43  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Tak, Mengele nie wątpił, że gdyby Ethel miała więcej czasu to by się na nim pastwiła. W końcu każdy wiedział, że Wymordowani i ogólnie mieszkańcy Desperacji, to banda okrutników i daleko im do cywilizowanych naukowców, jak o sobie myślał. W końcu on tworzył "robiąc naukę" a Ci inni potrafili tylko bezsensownie niszczyć dzieła innych. Na szczęście Obiekt nie miała czasu. Pomieszczenie niby nie było monitorowane, skoro Naukowiec sam wyłączył kamery, ale po paru godzinach ktoś się na pewno zainteresuje, dlaczego też Mengele nie zszedł na lunch lub nie, tak jak miał to w zwyczaju, niczego nie zamówił do Laboratorium. A wtedy patrol szybko go znajdzie.

- Nie widzę tutaj a nie pamiętam kolorów butelek. Wypuść mnie, to Ci pokarzę. - nawet w jego myślał pojawiło się w tym słowie "rz" a nie "ż". Tak "pokarzę" - o to mu teraz tak naprawdę chodziło.
- Strasznie Cię przepraszam... a to drobne nieporozumienie. To już się nie powtórzy. Ja nie chciałem... zmienię swoje nastawienie do Obie... do... do ochotników. - próbował ją udobruchać nie zastanawiając się nawet, jak to wszystko musiało naiwnie brzmieć. Głos mu jednak ugrzązł ponownie w gardle, gdy ta zaczęła mu grozić śmiercią.
- Ale... ale o co chodzi? - spytał przerażony - Przecież... nic Ci nie zrobiłem. Daj mi się wytłumaczyć - próbował działać na czas.
- Tak, masz rację, spojrzę na nie inaczej. - obiecywał jej ale jakoś bez przekonania. Było widać, że jest krańcowo przerażony i to tak naprawdę jest powód wypowiadania kolejnych słów, a nie głębokie przemyślenia natury egzystencjalnej, idące z jego serca i zmienionego światopoglądu. Każda jej groźba wydawała mu się tak bardzo przerażająca, tak bardzo realna... że mimo, że Mengele uważał się raczej za człowieka nauki, to nie zdecydował się na wezwanie ochrony, zbyt sparaliżowany strachem. Poleżał chwilę oddychać ciężko, po czym zdecydował się na powolne opuszczenie laboratorium, udając że nic się takiego nie stało. Może nikt się nie zorientuje i nie wyciągnie wobec niego konsekwencji? To chyba nawet lepiej, jeśli jej ucieczka się uda? To najwyżej będzie twierdził, że obiekt umarł... albo pójdzie w zaparte, że nigdy nie istniał a wszystko zostanie zwalone na bałagan w papierach? Mengele stanowczo zaczął dochodzić do siebie, skoro powoli się uspokajał i zaczynał myśleć o konsekwencjach tego wydarzenia.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.15 21:42  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
/Spróbuję pisać w pierwszej osobie.

Ponownie wróciłem do swojego laboratorium, trochę zawiedziony cała sytuacją. Po tym jak mi obiekt zwiał, byłem pewien, że wszystko rozejdzie się po kościach. Ci idiocie z administracji zawsze mieli cholerny bałagan w papierach. I pewnie nikt by się w tym wszystkim nie połapał. Robotę papierkową zwykle zostawiano tam największym patałachom. Wszyscy bardziej rozsądni skupiali się raczej na walce o wyższe stanowiska i podkopywaniu siebie nawzajem. Niestety tym razem nie wyszło - ewidentnie miałem pecha. Jak się dowiedziałem, Blight odszedł. Odszedł - dobre sobie. Zwykle stosowano takie skąpe notatki, gdy ktoś został dorwany przez obiekt, którym się zajmował. Ile razy słyszało się o tym, że cała grupa naukowców zajmowała się niebezpiecznym ale obiecującym eksperymentem a tydzień później pojawiała się pokrętna informacja o tym, że Ci uczeni zdecydowali się odejść na wcześniejszą emeryturę. Podejrzewałem, że tak było z Blightem, chociaż mnie to trochę dziwiło. Raczej słyszało się pozytywne opinię o jego badaniach... a tylko złośliwi wspominali o drobnych skłonnościach do ciut nadmiernego sadyzmy. No w każdym razie Blight odszedł... a to spowodowało, że administracja na serio wzięła się za przeglądanie papierów. Nie dość, że szybko zauważono moje potknięcie to dano mi bardzo nieuprzejmą naganę. Co więcej Ci cholerni idioci zamknęli mój projekt! Byłem tym faktem zdruzgotany! Wściekałem się... ale cóż mogłem zrobić? Przecież nie mogłem odejść z pracy. Albo może i mogłem, ale dobrze wiedziałem, że osoby z moją wiedzą nie przechodziły na emeryturę. Były zbyt cenne a ich wiedza zbyt niebezpieczna, by pozwalano im odejść. Co się z nimi działo, nie muszę nawet mówić. Musiałem więc zostać a do roboty zrzucono na mnie eksperymenty Blighta. To było uwłaczające! Zajmować się badaniami kogoś innego, kontynuować to co zaczął, zamiast pracować na własny rachunek, zgodnie ze swoimi zainteresowaniami. Dla mnie to było zupełnie jakbym dostał po kimś używaną szczoteczkę do zębów i bieliznę. Albo jeszcze gorsze! Zamiast robić coś twórczego, dostał mi się w spadku dokładny plan eksperymentów, który ten opracował. A ja zamiast naukowej pracy miałem być podłym rzemieślnikiem, który je wykonuje. No a w wypadku sukcesu? Oczywiście wszystko będzie na niego. Każde odkrycie zostanie mu przypisane. Cóż, nie mogło więc dziwić, jakim tym faktem byłem wkurzony i upokorzony! Normalnie jakbym trafił do rozdawania ulotek... i mając świadomość, że zostałem stworzony do wyższych celów, musiałbym dawać z uśmiechem na ustach jakieś świstki ludziom, którzy by się na mnie patrzyli z pogardą i uśmiechem. Koszmar! Tyle lat nauki, studiów, badań i co? Zesłanie na takie stanowisko!

No w każdym razie, po dwóch dniach, kiedy kompletnie nie mogłem się skupić na pracy, a wieczory poświęcałem na picie do nieprzytomności aby zapomnieć o całej sytuacji, jakoś odzyskałem chęci. Zacząłem liczyć, że może skończę ten cały Blightowy eksperyment i dane mi będzie wrócić do swoich spraw. Poszedłem więc wcześnie rano do swojego laboratorium z całymi aktami, jakie otrzymałem w spadku. Zacząłem się powoli w nie zagłębiać, czytając to, do czego tamten doszedł, jaki miał cel, i w jaki sposób chciał do niego dążyć. Z każdą kolejną stroną zaczynało mnie to coraz bardziej ciekawić i fascynować. Wydawało się ambitne, odważne i odkrywcze. Zapowiadało spory potencjał, o ile oczywiście wszystko się powiedzie. Złość i wściekłość powoli mijały zastępowane narastającym podnieceniem i ekscytacją. Gdy w końcu skończyłem lekturę, miałem w głowie plan kolejnych eksperymentów. Pozostało tylko czekać na Obiekt, który miał mi wkrótce zostać dostarczony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.15 22:39  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Dokładnie pamiętała wydarzenia  minionych dni... a może już tygodni? Straciła rachubę czasu... Wszystko zaczęło pędzić i zlewać się w jeden, niekończący się napływ informacji. Obrazy, dźwięki, zapachy, dotyk... Wszytko to zlało się w jedno i przestało mieć znaczenie.
Ale chyba lepiej będzie, jeśli zaczniemy od początku...

Był czwartkowy wieczór. Natalie wróciła do domu podminowana. Wiadomo, praca dla znienawidzonego S.SPEC nie była przyjemna. Nowe zadania, obowiązki... leki. Dyktator kazał jej szpiegować innego dyktatora. Ponadto miała dla niego sprawdzić, co dzieje się z utraconymi dawno temu satelitami. Oprócz tego, miała jeszcze na głowie własny projekt. Nawał pracy, której z całą pewnością, sama sobie nie wybrała.
Humor poprawiała jej wizja spotkania z niedawno poznanym wymordowanym. Chciała też odzyskać telefon, który jej zwinął. Chciała poznać go lepiej. Zaciekawił ją. Nie mogła się też doczekać jego reakcji, na wiadomość, jak wiele zdołała się o nim dowiedzieć.
Chłopak wpadł do jej domu trochę przed północą. Wypili herbatę, pogadali, pośmiali się, wymienili informacjami. Wieczór powoli stawał się coraz lepszy... do czasu.
Około 1:30, odebrała dziwną wiadomość od Ikara. Kazał jej zabrać z mieszkania dokumenty i broń. W tle usłyszała wybuch. Zaniepokoiła się, bo nie wróżyło to nic dobrego.
Usłuchała polecenia i pędem udała się po schodach na górę. Z włamaniem do mieszkania nie miała problemu. Zamek był elektroniczny, więc nie ma o czym gadać. Zgarnęła ze skrytki karabin i odnalazła wszystkie papiery. Narobił przy tym niezłego bałaganu, bo Anterio potrafił się popisać kreatywnością.
Po powrocie do mieszkania, starała się do niego dodzwonić. Telefon nie odpowiadał.
Sprawdziła wiadomości. Media huczały z powodu wybuchu w rezydencji. Cholera. To tam powinien być teraz Anterio. Pewnie ten wybuch słyszała w tle. Miała coraz gorsze przeczucia, ale wolała nie panikować. W końcu była zimnym socjopatą, któremu tylko czasem odwala po nowych lekach.
W pracy dowiedziała się o jego zaginięciu. To jeszcze nie był koniec. Przecież doktor musiał sobie jakoś poradzić. Nie był człowiekiem, który może tak po prostu odejść z tego świata. Na pewno jakaś marna eksplozja nie usunie ze świata tego sukinsyna... prawda?
Nie minęło kilka dni, a Ikara Anterio uznano za zmarłego. Dziewczyna przeżyła szok. Teraz nie było się już co oszukiwać. Wszystko układało się w całość. Blight odszedł.
Natalie jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Noce spędzała przy szklance whisky... później przy butelce... Zaczęła opuszczać dni pracy. Przełożeni krzyczeli, grozili, karali. Przestała się w ogóle pojawiać. Zamknęła się w mieszkaniu. Nic ją już nie obchodziło. Od początku wiedziała, jak skończy się tak jawna niesubordynacja.
Pewnego dnia, wojskowi zapukali do jej drzwi. Mogła z łatwością uciec tajnym przejściem. Zamiast tego, po prostu otworzyła drzwi. Nawet się nie odezwała. Mimo pytań i wyjaśnień wojskowego.
Zamknęła za sobą drzwi, upewniając się, że nikt nie zdoła ich otworzyć; i poszła za nimi. Tak, jak stała. Na bosaka, w krótkich spodenkach i za dużej koszulce.
Wyglądała podobnie, jak wtedy, gdy Ikar był u niej ostatni raz. Z tą różnicą, że tym razem miała jakieś spodnie.
Wylądowała w laboratorium. Wszędzie byli ludzie w białych kitlach. Jej mózg nie rejestrował nawet ich twarzy. Tak mijał dzień, za dniem. Nie rozróżniała ich. Nie było okien. Szpitalne światło towarzyszyło jej przez cały czas.
Nie wiedziała, co jej robią. Nowe zastrzyki, kroplówki, objawy. Poniekąd, nic nowego. Zmieniło się tylko natężenie i miejsce zamieszkania. Poza tym, nic.

Do jej celi weszło dwóch wojskowych. Poinformowali ją, że udaje się do innego laboratorium. Pozna swojego obecnego lekarza prowadzącego.
Na tę informację, po jej policzki spłynęło kilka łez. Posłusznie udała się w drogę za wojskowymi. Nie było sensu się wyrywać.
"Cholera Anterio, coś ty mi zrobił? Dlaczego twój los mnie w ogóle obchodzi? To bez sensu.."
Noga za nogą. Metr za metrem. Chodzenie nie było teraz łatwe. Mięśnie za rzadko się ruszały. Cały czas siedziała w tej samej pozycji.
Dotarli w końcu do jej "nowego domu". Wojskowy rozmawiał przez chwilę z naukowcem, ale ich nie słuchała. Patrzyła się w ziemię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.15 23:01  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Spokojnie przeglądałem kolejne akta dotyczące eksperymentów, którym musiałem się zająć. Oczywiście w formacie elektronicznym - był w końcu XXX wiek zgodnie z tradycyjnym sposobem wyznaczania czasu. Coraz mocniej wdrażałem się w kolejne założenia, stawiane tezy i szczegółowy plan badań i kolejnych czynności, gdy usłyszałem, że ktoś mi przeszkadza. Zirytowany zerknąłem nad ekranem, chcąc kogoś solidnie zrugać, gdy dojrzałem że to wojskowi z moim "gościem". Natychmiast porzuciłem swój zamiar opieprzenia nich a zamiast tego wstałem, chcąc zamienić parę słów z konwojentami, którzy tajemniczo się do mnie uśmiechali - widoczny znak tego, że wciąż ich śmieszyła historia ucieczki mojego poprzedniego obiektu. Zignorowałem te uśmieszki, nie dając po sobie poznać jak bardzo mnie irytują, i zacząłem wypytywać. "Obiekt w depresji, któremu wszystko jest obojętne - nie stawia oporu." Dziwne, zwykle takie osoby starały się wszystko złośliwie utrudniać a tutaj nagle takie zobojętnienie. Ale to dobrze. W końcu mój poprzedni obiekt zwiał, więc jeśli ten nie miał zamiaru się nigdzie wybrać, to tym lepiej dla mnie. Zgodnie z napomnieniem, zaleceniami i swoim planem, starałem się być miły i nie pokazać, jak bardzo gardzę obiektami, jak bardzo ich los mi jest obojętny.
- Witam... Natalie. - przeczytałem szybko z akt sprawy, w ostatniej chwili się powstrzymując przed użyciem numerka, który zawsze uważałem za prostszy i bardziej intuicyjny. W końcu to imię było dość popularne a ID był unikalny w całej organizacji.
- Jestem od dzisiaj Twoim... Twoim doktorem prowadzącym. - ledwo mi to przeszło przez gardło. Kto takie określenie wymyślił? Eksperymentator? Oprawca? Przewodnik projektu? Sadysta? Inżynier eksperymentu? Takie określenia stosowano. Ale doktor? Niby był to tylko tytuł naukowy, który praktycznie każdy naukowiec posiadał, ale jednak był ten tytuł jednoznacznie kojarzony przez większość ludzi jednak z doktorem nauk medycznych, czyli mówiąc wprost z lekarzem. A bynajmniej moim celem nie było leczyć czy "nie szkodzić" a nawet wręcz przeciwnie. Ale skoro takie były zalecenia, zostało mi się do nich stosować.
- Niestety mój poprzednik... - no to teraz kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Zniknął. Ale jak się spyta o powód czy termin powrotu? - mój poprzednik wyjechał, tak że teraz ja będę się Tobą zajmował. - podałem na poczekaniu pierwszy powód,
jaki wpadł mi do głowy.
- Tak że jestem Mengele, doktor Mengele, i będę się Tobą opiekował. - przedstawiłem się zastanawiając, czy nie powinienem od tego zacząć.
- W czymś Ci mogę pomóc? - spytałem z grzeczności, mając tak naprawdę nadzieję, jak każdy zadający takie pytanie, że pytany o nic nie poprosi. W międzyczasie przypatrywałem się obiektowi, zastanawiając się, od czego zacząć eksperymenty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.15 20:48  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Ignorowała rozmowę. Wciąż biła się z myślami.
"Ikara nie ma już od dawna, a ja dalej się przejmuję... dlaczego do cholery tak mnie to wyniszczyło? Jak mogłam się tak stoczyć?" W jej głowie panował mętlik. Niedawno odzyskany spokój i zobojętnienie, naruszył wojskowy, który wspomniał o osobie zajmującej miejsce Anterio. A było tak dobrze. Była w stanie siedzieć godzinami i o niczym nie myśleć. Jedynie trwać...
Skrzywiła się szkaradnie, słysząc powitanie doktora. "A więc kolejny taki sam? {Och dzień dobry. Jak ci miną dzień? Dobrze spałaś? Wymioty ustąpiły?} Skrob, skrob w papierach. {Zmienimy ci leki. Nie chcemy, byś cierpiała. Mamy zamiar ci pomóc.} Kolejny idiota kłamiący w żywe oczy. Czy oni mają mnie za niedorozwiniętą? Nie powinni. Wyniki testów na inteligencje są w mojej kartotece. Wiedzą, że jestem od nich mądrzejsza. Byłoby łatwiej, gdyby dopuszczali do siebie myśl, że laboratoryjny mutant może myśleć."
- Jesteś głupi, nieobowiązkowy czy naiwny? - zapytała odwracając w jego kierunku głowę. - Ikar Anterio został wysłany na misję do rezydencji, a ta wyleciała w powietrze. Od tego czasu, nie dał znaku życia. - Przerwała na moment. - Jesteś naiwny i wierzysz, że po prostu wyjechał; czy głupi i nieobowiązkowy i myślisz, że ci uwierzę. Ba, nie uwierzyłabym, nawet gdybym nie czytała informacji z bazy danych... - Jej wzrok znów skierował się na to samo miejsce na posadzce.
Prychnęła, słysząc jego propozycję.
- Jeśli chcesz mi pomóc, to mnie zabij - odrzekła grobowym tonem i znów spojrzała na niego swoimi martwymi i zimnymi oczami. - Oboje dobrze wiemy, że szybka śmierć, to najprzyjemniejsze, co może mnie tu spotkać. Wstrzyknij mi pieprzony arszenik, jeśli chcesz mi pomóc... chociaż nie - przeniosła swoje spojrzenie na ścianę przed nią i zaczęła mówić, po części, do siebie. - Niee... arszenik to zły pomysł. Już Napoleona Bonaparte dało się na niego uodpornić. Rodzice na pewno zrobili to samo ze mną... Więc może lepiej cyjanek? Lubię zapach migdałów... - rozmarzyła się.
- Nie udawaj, że chcesz mi pomóc. Miałam do czynienia z wieloma takimi jak ty. Najpierw moi rodzice, później kilku szarych debili, później... Anterio... - z trudem wypowiedziała jego nazwisko i zatrzymała się przy nim na chwilę. - Wszyscy jesteście tacy sami. Zadufani w sobie. Pewni swojej wyższości nad skutą osobą. Chcecie stworzyć coś lepszego od siebie, a jednocześnie stawiacie się ponad swoim tworem. Jesteście pełni sprzeczności... Jesteście głupi...
Nie ruszało ją to, co mówiła. Nie były to świeże przemyślenia. Te fakty dotarły do niej znacznie wcześniej. Wiele razy przeglądała na oczy.
Raz, jak miała 10 lat. Już wtedy widziała, że rodzicie robią jej krzywdę i źle ją traktują.
Drugi raz, gdy władza zamiast pomóc i zaopiekować się, dalej na niej eksperymentowała.
Trzeci i czwarty, gdzieś w trakcie dojrzewania.
Piąty... gdy zobaczyła Ikara pastwiącego się nad wymordowanym. Żałowała swojej reakcji na ten widok. Powinna była przywalić mu mocniej. Nienawidziła go w tamtym momencie. A jednak żałowała teraz, że go nie ma. Dla niej był dobry.
- Chcesz coś dla mnie zrobić? Przeczytaj dokładnie moje akta, zanim znów zaczniesz pleść bzdury.
Miała lodowaty ton głosu. W końcu nawet w otchłani czarnej rozpaczy, była logicznie myślącym socjopatą, jakim ją stworzono, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.15 12:51  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 13 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Uśmiechnąłem się w duchu widząc, ze obiekt się krzywi na moje powitanie. Dobrze, była świadoma jak wygląda sytuacja. Nie lubiłem się bawić w fałszywe uprzejmości i chyba Natalie również za tym nie przepadała. Skoro oboje mieliśmy tego świadomość, przynajmniej nie trzeba było się wzajemnie oszukiwać. Świadoma gra pozorów, zachowanie jakiejś durnej konwencji. Zanotowałem sobie to w papierach,  których starałem się zachować porządek. Blight nie wspominał o takich rzeczach... albo część dokumentacji się po prostu zagubiło. A nie, jednak nie chce się utrzymywać pozory. Teraz ja się skrzywiłem po czym wzruszyłem ramionami. Chociaż kolejne jej słowa mnie zaintrygowały.
- A może po prostu gówno mnie interesuje co się z nim stało? - powiedziałem wprost nie zamierzając być uprzejmym, skoro Natalie również nie była jakoś niesamowicie taktowna.
- Jakby każdy zajmował się swoją pracą świat byłby piękniejszy. Po co mam marnować czas na jakieś nieproduktywne przeglądanie wiadomości? Codziennie ludzie giną w wypadkach, wypadają z okien, wpadają pod samochody czy w otwarte studzienki kanalizacyjne. Czy wiedza o tym, że ktoś tam zginął, jest dla mnie dobra, pożyteczna i coś zmienia w moich badaniach? A jeśli nie, to po cóż mam się tym interesować? - dowodziłem- Zresztą tak samo jak ta rozmowa. Skupmy się może na Tobie. - próbowałem uciąć tę rozmowę.

Popatrzyłem się na nią z dezaprobatą. Nigdy testy inteligencji wypadły na niespodziewanie wysokim poziomie a mimo tego ta kobieta pierdoli od rzeczy. Powinna się domyśleć, że zabicie jej do niczego się nie przyda i nie o to nam chodzi. Zastanawiałem się, czy wprost wyśmiać jej głupotę i powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli, ale kolejny raz postanowiłem się raczej odwołać do gry pozorów - która była prostsza, łatwiejsza i niezobowiązująca - jeśli obie osoby wiedziały, że te słowa to szczyt banialuk:
- Oj, nie mogę Cię zabić, chcę Ci pomóc. - stwierdziłem teatralnie przesadzonym tonem, ze złośliwym uśmiechem, nawet nie starając się ukryć że to co mówię, to wierutne bzdur. Po cóż miałbym zachować jakąkolwiek maskę skoro miałem świadomość, że ta Natalie tak naprawdę wszystko dobrze wie - nawet to, że nie zostanie zabita. Ważniejszym pytaniem było, czy rzeczywiście chciała umrzeć, a jeśli tak, to czy była gotowa targnąć się na swoje życie. Może powinna być rzeczywiście trzymana w warunkach, które by jej to uniemożliwiły? Na pewno miała pewną wiedzę o truciznach więc dobrze byłoby trzymać wszelakie związki chemiczne daleko od niej.

Kolejny zalew jej słów skwitowałem kolejnym wzruszeniem ramionami i zrezygnowanym wydechem.
- Na pewno nie chcesz być okłamywana? To jest wygodniejsze dla naukowców i przyjemniejsze dla Obie... dla badanych, którzy podświadomie wierzą w cokolwiek, co daje im nadzieję. Trzymajmy się może tradycji i udawajmy, że próbujemy Ci pomóc. - powiedziałem szczerze, wpatrując się jej w oczy. Chciała prostolinijności? To niech później nie narzeka, że nie jest faszerowana od początku kłamstwami! Zresztą ciężko było mi nie zgodzić się z jej słowami - było oczywistym, że jako naukowiec był ważniejszy i mądrzejszy od obiektów. On tworzył w końcu naukę, poszerzał ludzką wiedzę, prowadził ludzkość do lepszego jutra co stawiało go niemalże na równi z bogiem! Zresztą planowany eksperyment niemalże miał to potwierdzić - ich niemalże boską zdolność kreacjonizmu.
- Skończymy z tymi inwektywami - bierzmy się może do pracy. - zasugerowałem, mając dość marnowania czasu na czcze rozmowy. Zignorowałem jej słowa o aktach - jej historia mnie nie interesowała. Dla niej liczyła się rubryka z opisem jej fizjologii i lista przebytych chorób i przeprowadzanych doświadczeń, która była imponująca.
- Jesteśmy inteligentnymi ludźmi wiec spytam wprost: będziesz współpracować i robić co każę, co dla nas obu będzie wygodniejsze i przyjemniejsze, czy też mam prosić żołnierzy o pomoc i użyć... wygodnego fotela? - spytałem korzystając z eufemizmu, który obiekt na pewno zrozumiała. Doświadczeń było sporo - eksperyment zapowiadał się na dość długotrwały i mimo wszytko wolałbym jej współpracę a nie jakieś perfidne utrudnianie na zasadzie: "na złość babci odmrożę sobie uszy".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 24 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18 ... 24  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach