Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 24 z 24 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24

Go down

Pisanie 21.05.17 21:53  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 24 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Biegł. Obudził się z suchością w gardle i uciążliwym, dudniącym bólem głowy. Powieki nie chciały mu się rozewrzeć jakby zalepione ropą i chociaż tarł oko dłonią nie czując niczego pod palcami, nie mógł pozbyć się dziwnego uczucia lepkości przemieszanej ze zmęczeniem mięśni. Serce biło mu zdecydowanie wolniej niż kiedykolwiek i chociaż nie potrafił uściślić kiedy owe „kiedykolwiek” miało miejsce, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszelkie reakcje ma opóźnione. Piach w ustach drażnił podniebienie, a nim niemrawo targały zwiastuny prób zwracania posiłku. Czuł nieprzyjemny smak pod językiem, nie mogąc się go pozbyć dzięki kilkukrotnemu przełknięciu śliny i szybko doszedł do wniosku, że poza własną głową nie potrafi tego nazwać słowami. Nie umiał tego skonkretyzować, ale nie myślał kategoriami ludzkiej logiki. Rozejrzał się lekko, pozostając czujnym na wszystko co mogło odstawać od normy, drapiąc się równocześnie po ramieniu i palcami przeczesując skołtunione, brudne od ziemi włosy w okolicach łokcia.
Zaraz, co?
Spojrzał na własne ręce wyciągając je przed siebie. Wcześniej tego nie zauważył, bardzo powoli uświadamiając sobie fakt własnej cielesności i porzucając przekonanie o byciu zbiorem prostych myśli. Jeszcze nie udało mu się ulokować w miejscu i czasie, dlatego odkrycie półdługiego, szczeciniastego futra na ramionach wytrąciło go z równowagi chyba bardziej niż powinno. W ogóle był jakiś dziwny. Ręce miał pokracznie grube przy ramionach i dłoniach, zaś chude w łokciach przez co miał problem z motoryką. Pomijając fakt ich obrośnięcia w czekoladowe błoto futra okazały się być zdecydowanie mniej chwytne niż powinny, co mogło być zasługą wycofania się kości kciuka pod sam nadgarstek. Nie będąc w stanie wstać, chcąc się odsunąć od samego siebie rzucił się do tyłu i wylądował boleśnie na ścianie. Wszystko co wydarzyło się do tej pory (a czego nie był teraz świadom) odezwało się rwącym bólem w całym jego ciele. Nie wiedział co się z nim dzieje, ani tego że obudził się nieco za wcześnie w stosunku do przebiegu transformacji. Szarpnął się rozwierając szczęki i głucho wyjąc o własnej niemocy.
Wtem przyuważył kątem oka jakiś ruch po lewej. Do budynku, w którym leżał wparowały cicho niczym duchy trzy postacie wymieniające między sobą uwagi na temat zasłyszanego niedawno dźwięku. Jun nie zrozumiał niczego z ich rozmowy poza „co do cholery” i kilku inwektyw na jego widok. Wcześniej nieskore do współpracy powieki teraz rozwarły się i nie chciały zamknąć. Sabb wstrzymał na chwilę oddech, nim z ukosa zerknął na przeciwległą ścianę z wyjściem, a potem puścił się w jego kierunku.
Pierwszy padł cios z góry. Coś z impetem worka piachu zwaliło mu się na plecy wgniatając w ziemię. Rozpoznał w tym czymś jednego z ludzi, którzy do niego przyszli dopiero w momencie, gdy przewrócono go na plecy i przyciśnięto kolanem jedną z nóg. Zaserwował swojemu nowemu przyjacielowi paniczne kopnięcie w udo, niepomny faktu, że trzeci mężczyzna mierzy do niego z broni. Nie zauważył jej nawet, dostrzegł za to taśmę w rękach i usłyszał szorstki skrzek jej rozwijania. Wtedy dopiero zareagował. Pociągnął mężczyznę w swoim kierunku, nie wykonując żadnego spektakularnego ruchu czy ciosu, jakim powinien się pochwalić w momencie osaczenia. Zamiast tego jego cała ofensywa skupiła się na zębach, które wtopił w miękką skórę policzka nieznajomego, odrywając zeń kawałek policzka. Zapewne nie docenili niebezpieczeństwa, bagatelizując zagrożenie na podstawie wniosków wysnutych z wyglądu Juna – w końcu co skośnooki mikrus skulony pod ścianą mógłby zrobić trójce rosłych dryblasów rodem z amerykańskich filmów akcji? No właśnie niewiele, chociaż i tak więcej niż się spodziewali. Sabb nie wypluł tego co odgryzł mężczyźnie. Naparł na niego od dołu ciałem, przełykając pośród szamotaniny i nosowych westchnień kawał mięcha, z rozkoszą odnotowując prześlizgujące się wewnątrz przełyku pożywienie. Na rany jeża, ileż on nie jadł? Nie pamiętał ostatniego posiłku, nie mogąc przywrócić pamięci czegokolwiek konkretnego. W plątaninie myśli dominowała jedna – więcej.
Nawet nie zauważył że zbyt szybko trafił do twarzy biorąc pod uwagę konstrukcję własnej czaszki. Potrafił z łatwością obserwować własny nos, jednak nie zdawało mu się to niczym dziwnym. Zęby, z łatwością zatapiające się w skórze, objechał miękkim językiem. Chciał krzyknąć coś niecenzuralnego, ale nie potrafił.
Drugi mężczyzna dołączył do kompana, odciągając go na sekundę, by potem porzucić swój plan i także zwalić się cielskiem na Sabba. Niewiele pamiętał z tej szamotaniny poza przyszpileniem rąk i szyi do ziemi, napluciem na twarz i twardymi, szorstkimi wyrażeniami rzucanymi prosto w oczy. Wył jak potępieniec kiedy jeden z nieznajomych naruszył skręconą łapę. Udało mu się raz wyrwać rękę i usiłować zadać kilka obrażeń szarpanych paznokciami, których spodziewał się u zwieńczenia palców. Nie trwało to długo, najwyżej 10 minut szamotaniny połączonej z bluzgami i lufą kierowaną prosto pomiędzy jego oczy. Chyba zarobił jednego kopniaka w twarz, ponieważ buzia zapełniła mu się ciepłą, niesmaczną krwią pomieszaną z piachem.
Ocknął się dopiero w ciasnym, ciemnym korytarzyku mozolnie pchany w kierunku jakiś drzwi. Otaczały go długie, chude pręty metalowego więzienia, co wzbudziło w nim nostalgię połączoną z paniką. Chciał szarpnąć się i skoczyć gdzieś do wyjścia, jednak przy podłodze zatrzymał go skrócony łańcuch uczepiony obróżek na nadgarstkach. Ktoś bezceremonialnie przykuł go do klatki. Mało tego, ciężar który natychmiastowo sprowadził go do parteru i utrudniał wyprostowanie karku okazał się solidnym, masywnym, niepraktycznym kagańcem skonstruowanym chyba z prętów zbrojeniowych.
Ostre światło zaatakowało go od razu po wjechaniu do jasnego pomieszczenia laboratorium.
X-512Y3 – tak się teraz nazywał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.17 22:42  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 24 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Z niecierpliwością czekałem na dostarczenie mojego nowego Obiektu… z narastającą niecierpliwością wypadałoby dodać, bo oczywiście te cholerne wojsko jak zwykle się spóźniało. Jak ja nienawidziłem tych wszystkich troglodytów uważających się za lepszych tylko dlatego, że mieli mięśnie i karabiny. Banda idiotów. Ciekawe czego by uważali, gdyby nie my – naukowcy. Pewnie biegaliby z kijami i rzucali kamieniami – o ile oczywiście by wpadli na to, że można ich użyć, co wcale nie wydawało mi się takie pewne. Gardziłem nimi… ale cóż, byli potrzebni, chociażby do ochrony czy właśnie zdobywania Obiektów. Ale… ale czemu znowu się guzdrali? Jak się po ponaglającym telefonie dowiedziałem, opóźnienie spowodowane było „wielkością obiektu, jego ciężarem i problemami logistycznymi”. Heh, banda niekompetentnych idiotów. Cóż, my naukowcy dobrze wiedzieliśmy, że należy być do wszystkiego przygotowanym, że należy rozpatrywać wszystkie możliwe scenariusze i konsekwencję drugiego, trzeciego i wyższych rzędów. A oni… ręce opadały. Tylko jedna rzecz mnie zaintrygowała. Jak to Obiekt jest duży i ciężki? Pamiętałem, że Japończyk, nad którym mój znajomy eksperymentował, był bardzo drobny. Niby jego cechy widziałem na zdjęciu w dokumentacji. Ale czy to możliwe, że transformacja zaszła tak głęboko? Mimo wielu lat eksperymentów, wciąż mieliśmy za mało wiedzy na temat jej mechanizmów… więc mogło być to możliwe. Albo wartownicy próbowali znaleźć głupią wymówkę na kolejne opóźnienie. Pozostało mi czekać.

W końcu nadszedł ten moment. Klatka została wniesiona i ustawiona na środku laboratorium a ja zerkałem na strażników, czekając aż sobie pójdą. Oczywiście nie omieszkałem rzucić im spojrzenia ostentacyjnie pokazującego irytację i wyrzuty z powodu tego ich opóźnienia, mimo że nie sądziłem, by się tym przejęli. Ja nimi gardziłem… ale było to odczucie zdecydowanie odwzajemniane. Dla nich byliśmy oderwanymi od życia jajogłowymi. Może i mieli rację, ale myśmy nie widzieli niczego dziwnego w tym, że wolimy się interesować najnowszymi badaniami… niż dajmy na to jakimś żałośnym festiwalem piosenki. Gdy tylko drzwi się zamknęły, wziąłem notatnik elektroniczny i podszedłem do klatki, obserwując zza prętów… coś przypominające niedźwiedzia. Czyli prawdopodobnie zarażony ze sporym dodatkiem niedźwiedzich genów. Ale czy tylko niedźwiedzich? Zanotowałem sobie, że muszę to zweryfikować. Zbyt wielu naukowców nie zauważyło dodatku obcego genomu, ujawniającego się w najmniej odpowiednim momencie.  Przykucie za przednie łapy do podstawy klatki i kaganiec na pysku zdradzał, że jego ujęcie mogło nie być za łatwe. Może z powodu masy i zagrożenia dostałem go ja a nie jakiś… bardziej wartościowy dla S.SPEC naukowiec? Ta myśl zdecydowanie nie przypadła mi do gustu. Wbiłem w Obiekt 512Y3 spojrzenie, uważnie mu się przez chwilę przyglądając, robiąc notatki dotyczące jego wyglądu i formy zewnętrznej. Zapisałem oszacowaną wielkość i wagę.
- Słyszysz mnie? Rozumiesz, co się do Ciebie mówi? – spytałem neutralnym, bezosobowym tonem. Może powinienem zacząć w bardziej uprzejmy sposób… ale prawdę mówiąc nie chciało mi się. Trochę się zawiodłem. Taka bestia… była trudna w przeprowadzaniu eksperymentów. To już bym wolał chyba chomika czy innego szczura laboratoryjnego… a nie kilkuset kilogramowego niedźwiedzia! Otrzymanie takiej bestii jakiś ignorant nazwałby pechem, religijny fanatyk przeznaczeniem lub wolą boga… a tak naprawdę to była statystyka, rachunek prawdopodobieństwa i być może efekt mojego ostatniego, zdecydowanie nieudanego eksperymentu.
- Słyszysz mnie? – powtórzyłem pytanie, a jeśli nie spotkałem się z odpowiedzią, to wyjąłem z kieszeni jakąś pałkę teleskopową, którą uderzyłem o pręty klatki, powodując spory hałas. Wielu zarażonych było przesadnie wrażliwych na światło, dźwięk, zapach czy prąd elektrony – warto było sprawdzić działanie poszczególnych bodźców, aby się upewnić, jak działają na ten konkretny Obiekt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.17 13:09  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 24 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Obserwował go. Bez ustanku wlepiał w niego spojrzenie zdradzające zarówno dezorientację jak i wściekłość. Nie spuszczał naukowca z oka, nie chcąc dać zajść się znowu i przyszpilić. Nie wiedział gdzie jest, wywnioskował jednak, całkiem z resztą trafnie, że nie jest to miejsce dla niego przyjazne i chociaż z całego serca chciał wrócić za mury, nie tak wyobrażał sobie swój tryumf na Jalli. Gdy Mengele go obchodził, Jun podążał jego śladem cały czas dbając o to, by zadnia część jego ciała nie znalazła się w zasięgu ludzkiej ręki. Było to utrudnione zważywszy na ciężki osprzęt jakim go uraczono, nie oddawał jednak wygranej i nie kładł się spolegliwie na dnie. Co jasne – nie reagował żywiołowo na pytania naukowca. Rozumiał go w pewnym stopniu, chociaż w uszach słyszał w przeważającej części szum własnej, wzburzonej krwi. Starał się być czujny na każdą jego zagrywkę by móc, w razie szczęśliwego zbiegu okoliczności, znokautować go, uwolnić się i wydostać. Tak samo jak wcześniej bał się tego co się z nim dzieje, tak teraz bał się tego, co może się stać i na co się zapowiadało. Naukowiec, chociaż winien pomagać ludziom, nie traktował go jak jednego ze swoich. Dla niego Sabbath był jedynie półśrodkiem – drogą rozwoju własnych ambicji. Chociaż gdzieś tam pod futrem krył się przerażony młody człowiek, Mengele nie dostrzegał w nim Junichiego, tylko coś, co można określić jedynie parametrami wzrostu i kilkoma cyferkami w kartotece.
Gdy mężczyzna uderzył pałką w kraty Jun odskoczył jak oparzony. Nie mógł niczego na to zaradzić. Widział jak ten wyciąga zabawkę, widział jak robi zamach, jednak instynkt, który przedzierał się pazurami przez zdroworozsądkową logikę zwyciężał. Prawie poślizgnął się na metalowym podłożu, opierając się plecami i czymś, co mogło być rozbudowanym grzbietem o kraty. Wyszczerzył w jego kierunku kły jeżąc automatycznie włoski na karku i przedramionach. Zacisnął dłonie w pięści.
Warkotliwy bełkot, który wydostał się z jego paszczy nie przypominał ani ludzkiego zawodzenia, ani typowo niedźwiedzich odgłosów. Chciał mężczyźnie zakomunikować jak bardzo jest na niego wściekły, jednak nie przypuszczał frontalnego ataku. Pomimo bycia bestią jego umysłu nie zjadł jeszcze zwierzęcy brak logiki. Kaganiec, kajdany i solidna klatka nie wyglądały jak okazja do wyrwania mu strun głosowych zębami. Szarpnął za to za łańcuchy, próbując wyswobodzić ręce z oków metalu. Chłodny uścisk parzył rozgrzaną skórę, pod którą temperatura wzrastała równomiernie do poziomu adrenaliny.
Oczywiście w miarę swojego okręcania się za naukowcem nie trwonił jedynie czasu na przyglądanie się jego chudej jak szczypior sylwetce. Kątem oka dostrzegał szczegóły, które równocześnie paraliżowały jego oddech i potęgowały chęć do działania. Laboratorium wyglądało… Jak laboratorium z książek i obrazków. Jasne, sterylne, pełne nieprzyjemnych zabawek, probówek, lamp i notatek. Bez klasy, stylu i szyku. Nie podobało mu się tu nic a nic. Chciał zawołać mamę i błagać, by ta wyciągnęła go z opałów… Jak zawsze. Poczucie niesprawiedliwości mu zadanej rosło z każdą chwilą od obudzenia się tego feralnego dnia w innej klatce. Zabawne… Tam zaczęło się jego nowe życie i wygląda na to, że tu się skończy. Ironia losu zważywszy na to, jak mało cieszył się z faktu szybkiego uwolnienia go przez wymordowanego. On jednak drugi raz nie przyjdzie mu z pomocą. Sabbath zdany był jedynie na siebie i ta myśl przerażała go w chwili obecnej najmocniej. Nie Mengele i jego pałka, a odpowiedzialność za to, co stanie się z nim samym. Nie był na to gotowy. Wzmógł zatem czujność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.05.17 21:40  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 24 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Uważnie przyglądałem się przyniesionemu Obiektowi. W moim spojrzeniu nie było emocji – chłodna obojętność, całkowicie analityczne, wybrane z emocji podejście. Takie, jakim bym patrzył na pracę naukową czy mikroskop. No może dało się dostrzec jedynie delikatną niecierpliwość – ale to było normalne po tak długim czasie oczekiwania na przydzielenie kolejnego Obiektu, nad którym mógłbym eksperymentować. A to coś… w jego spojrzeniu dało się widzieć… coś jakby wściekłość. To podążanie za mną wzrokiem, mniejsza częstotliwość mrugania, drganie kącika pyska. Zwierzęta dużą większą uwagę przykładały do mowy ciała, skoro nie używały słów. Ludzie odruchowo również wysyłali różnorakie sygnały, czasami intuicyjnie je odbierali, ale częściej w dużym stopniu je ignorowali lub błędnie interpretowali. Ja mając dużą styczność z Zarażonymi, którzy zwykle bywali czymś pomiędzy ludźmi i zwierzętami, zrobiłem sobie odpowiednie szkolenie, po którym interpretowanie pewnych zachowań powinno mi iść znacznie łatwiej. Chociaż widząc obecnie Obiekt żadne profesjonalne szkolenie nie było potrzebne, aby się domyślić, że jest wściekły.
- Pytałem, czy mnie słyszysz – powtórzyłem kolejny raz, w zasadzie nie spodziewając się odpowiedzi. Mógł nie rozumieć… ale równie dobrze mógł rozumieć ale nie być w stanie odpowiedzieć lub po prostu nie chciało mu się. Zarażonym często mówienie szło ciężko, było dla nich skomplikowane i często go unikali, jako nadmiernego wysiłku intelektualnego. Mógł jeszcze zwyczajnie udawać, że nic nie rozumie, ale to akurat była mało prawdopodobna opcja – wymagałaby podjęcia przemyślanej decyzji, która w zasadzie nie byłaby logiczna, bo jaki cel miałoby ukrywanie tego. Nie doczekawszy odpowiedzi uderzyłem pałką w kraty. To usłyszał – więc raczej nie był głuchy. Chociaż równie dobrze mógł zareagować na dźwięk lub wibrację klatki. Obserwowałem, jak przerażony cofa się, opierając się grzbietem o kraty. Zbyt wygodna pozycja to to nie była, skoro przednie łapy miał wciąż przykute do podłoża. Ciekawe w jakim celu? By nie mógł nimi sięgać przez pręty? Wykazywał wcześniej agresję? Teraz raczej widziałem u niego strach. Szerzenie kieł widoczne zza kagańca było raczej jego afektem. Żałosną próbą odreagowania, obrony, ucieczki.
- Spokój! – krzyknąłem, kolejny raz uderzając pałką o kraty, w odpowiedzi na jego warkot.
- Spokój! Cisza! Leżeć! – powtórzyłem pewnym tonem, gdy zaczął się szarpać. Niezależnie na ile jego umysł był ludzki, na ile zwierzęcy, powinno się go dać jakoś „wytresować”. Jak sprawdzałem w dostępnych mi źródłach wiedzy, już w starożytności zajmowano się niedźwiedziami. W średniowieczy popularne były „tańczące misie”, pokazywanie przez nie sztuczek, występy w cyrku. Nawet w trakcie II wojny światowej, ponad tysiąc lat temu, używano niedźwiedzi do podawania amunicji. Zawsze myślałem, że w XX wieku technika była na wyższym poziomie, ale jak widać miałem niedokładny obraz tamtych czasów. Później cyrki powoli znikały, bo społeczeństwo się „cywilizowało”… ale jak słyszałem, ostatnio znowu powróciły. A czy w dzisiejszych czasach i przy dzisiejszym rozwoju techniki, takie niedźwiedzie mogły się do czegoś przydać? Być może tak. W końcu oprócz różnorakich urządzeń, robotów mieliśmy zaawansowane technologie związane z genetyką i biocybernetyką – mogliśmy więc i z niedźwiedzi wyciągnąć znacznie więcej zastosowań, niż kiedykolwiek wcześniej było to możliwe. Pomysł ciekawy, warty eksperymentów. Tylko najpierw trzeba było trochę spacyfikować Obiekt. Złożyłem teleskopową pałkę i odłożyłem do kieszeni. Chciałem podejść do niego łagodniej? Nic z tych rzeczy. Podszedłem do półki przy ścianie by po chwili wrócić z poganiaczem czy tam poskramiaczem elektrycznym – metrową lancą zakończoną dwoma elektrodami. Ustawiłem na średnią moc, sięgnąłem ku niemu przez pręty klatki i posłałem impuls w jego grzbiet, czy gdzie tam dałem radę sięgnąć.
- Ostatni raz mówię! Leżeć! – podniosłem głos a jeśli nie pomogło to kolejny impuls był mocniejszy. Musiałem mu od razu pokazać, kto tutaj rządzi. Musiałem go trzymać krótko, zmusić do absolutnego posłuszeństwa. Przy takiej różnicy masy, siły i wielości było to niezbędne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 24 z 24 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach