Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 24 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 24  Next

Go down

Pisanie 24.01.15 13:53  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Zacisnęła mocno pięść, słysząc jak mówi o sprawie doktora Anterio. Chciała go rozszarpać na strzępy. Wgryźć się w jego szyję i ją rozerwać. Patrzyć jak się wykrwawia. Zamknęła oczy i zaczęła ciężko oddychać. " Rzucenie się w jego stronę nic mi nie da. Na mojej drodze stoi strażnik. Chwyci mnie, zanim wystarczająco zbliżę się do doktorka. Nie mogę sobie  pozwolić na wybuch agresji. To nic nie da. Nie mam do tego warunków." Rozluźniła pięść i się uspokoiła. Nie lubiła robić rzeczy, które z góry były skazane na niepowodzenie.
- Ta gra pozorów mnie wnerwia. Wiem, że musisz ją jednak kontynuować - odpowiedziała chłodno. Po chwili dodała - Dziękuję. Dziękuję, że pokazałeś mi swoją prawdziwą naturę. Większość osób tutaj, zachowałaby swoje maski, mimo mojej wypowiedzi. Wpieraliby mi, że oszalałam i chcą mnie wyleczyć. Postaraj się proszę ograniczyć używanie frazesów pokroju "chcę ci pomóc" lub "to dla twojego dobra". Nie wiem wtedy, czy zacząć się śmiać, czy ci przyłożyć - Zerknęła na ochroniarza. - Oczywiście, zaatakowanie cię teraz byłoby irracjonalne. Wiem, że nie chcesz mnie zabić. To byłoby dobre DLA MNIE, nie DLA CIEBIE. Tobie zależy na wynikach badań, na awansie, podbudowaniu swojego ego. Nie na moim dobrze. Nie obchodzi cię, jak okropny los mnie spotka. Do puki wyniki będą zadowalające, będziesz mnie z chęcią torturował. Wszyscy tacy jesteście... chociaż nie... Niektórzy młodzi... tak... w twoim wieku. Nie zatracili jeszcze człowieczeństwa. Nie chcą ranić ludzi... dlatego nie uważają za nich eksperymentów. Obiekt badawczy, to tylko przedmiot, a nie osoba - zakończyła swój wywód. Jej gadanie mogło być dla wielu denerwujące. Nie wiedziała, jak odbierze ją naukowiec. Prawdopodobnie, i tak będzie ją uważał za podrzędną istotę, za królika doświadczalnego. Wolała jednak postawić sprawę jasno. Tak może być wygodniej na przyszłość.
- Kiedy mam czysty mózg, zachowuję się logicznie. Możesz sobie sam odpowiedzieć na zadane pytanie. Opór nie miałby sensu. Nie wiem, co zamierzacie mi wstrzykiwać. Nie włamałam się do najnowszego planu badań. Nie wiem, jak będę się zachowywać po poszczególnych substancjach. Sam musisz to przewidzieć.
- A lekturę papierów o mnie polecam dla twojego dobra. Jakiś czas temu, widziałam lekarza, który "ze mną pracował" parę lat temu. Popełnił błąd. Z tego, co zauważyłam, S.SPEC nie zgodził się na przeznaczenie pieniędzy na naprawienie mu twarzy. Jego zarobki, jak widać, też nie wystarczyły... - uśmiechnęła się złowrogo do mężczyzny.
Faktycznie, naukowiec, który nie dopilnował środków bezpieczeństwa, zajmując się badaniami na niej, gdy miała 12 lat, nie wyglądał najlepiej. Blizny po oparzeniach na całej lewej ręce, pokiereszowana dłoń, pocięta twarz i brak jednego oka nie pozwalały mu zapomnieć, o małym aniołku, którego zaraził psychozą krwiopaty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.15 14:29  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Widziałem, że obiekt jest dziwnie nerwowy ale nie miałem zielonego pojęcia dlaczego. Chciała szczerości to czemu się nią denerwuje? Na szczęście po chwili się uspokoiła ale mimo tego zapisałem sobie w notatkach, że chyba nie jest najstabilniejsza emocjonalnie. Przynajmniej miała świadomość, ze gra pozorów, mimo że nas obu denerwowała, była jednak konieczne. Taka konwencja. No ale skoro się przed chwilą denerwowała, to czemu teraz nagle była mi za to wdzięczna? To jakaś ironia?
- Ok, jak sobie tylko życzysz. - zgodziłem się, zadowolony, że nie będę musiał wygłaszać tych bzdur. Chociaż tak naprawdę były one wygodne. Nie trzeba było myśleć, co powiedzieć, tylko niczym jakąś mantrę powtarzało się "będzie dobrze, będzie dobrze, to dla Twojego dobra" i inne takie frazesy.

Dziwiły mnie słowa obiektu. Jakaż ona była wszystkiego świadoma? Skąd ona to mogła wszystko wiedzieć? Może rzeczywiście powinienem przejrzeć uważniej jej kartotekę?
- Nie bądź niesprawiedliwa. Wyniki się robi dla dobra nauki a nie dla ego. A awans się dostaje za zasługi, daje on możliwości i przez to umożliwia poszerzenie badań. Więc nie robię tego dla siebie. - zaoponowałem. Nie dało się ukryć, że nie obchodził mnie jej los, ale moje pobudki nie było egoistyczne! Wszystko co robiłem, robiłem w imię nauki!
- I nie nazwałbym tego torturami! Tortury zakładają świadome sprawianie bólu - to jest ich celem. A u nas... u nas celem jest nauka. Ból się czasami pojawia - ale jest to... efekt uboczny, który staramy się możliwie wyeliminować. - wytłumaczyłem jej różnice, ignorując wspomnienie o różnych naukowcach. Nie zatracili człowieczeństwa? Ja bym powiedział, ze jeszcze nie zrozumieli sensu badań i tego, że los pojedynczych osób jest niczym w porównaniu z potęgą nauki i wpływem jej na ludzkość. A głupie zasady moralne nie mają prawa wpływać na przebieg doświadczeń!

Popatrzyłem się na nią wrogo, słysząc tę subtelną groźbę w jej głosie.
- Będę pamiętał. - powiedziałem zimnym głosem - O mnie się nie martw. I pamiętaj, że wszystko będzie dobrze, chcemy Ci pomóc i robimy to dla Twojego dobra. - dodałem z przekąsem.
- Połóż się proszę na fotelu, pora się brać do pracy. - oznajmiłem jej, pokazując jej fotel z uchwytami na ręce i nogi. Skoro groziła to nie zamierzałem ryzykować - wiedziałem, czym to się ostatnio skończyło. Jeśli sama usiadła to ją przypiąłem, a jeśli się na to nie zdecydowała, to skinąłem głową żołnierzom, by się tym zajęli.

/Przepraszam, że tak krótko, ale wychodzę na trening, później dzień babci. Będę może koło 21 - w razie czego łap mnie na GG (mam je na komórce).


Ostatnio zmieniony przez Mengele dnia 25.01.15 11:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.15 21:05  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Na tłumaczenia mężczyzny, odpowiedziała jedynie prychnięciem. Nie chciało jej się z nim dyskutować. Była to kolejna rzecz nie miała znaczenia. Co by zyskała? Jedynie nadwyrężyłaby sobie nerwy. Jej stan psychiczny i bez tego nie był w dobrym stanie. Im dłużej trwałaby ta wymiana zdań i próby przekonania drugiej strony do swojej racji, tym większa była szansa, że nie wytrzyma i komuś przyłoży. Dość szybko by tego pożałowała. Pamiętała, jak w dzieciństwie kończyły się próby wyrwania się. Oprócz cierpienia wywołanego przez naukowców, dochodziło jeszcze leczenie obrażeń po wojskowych.
Z resztą. Chyba po prostu jej się nie chciało. Wystarczyło jak na razie potyczek słownych, a na fizyczne, może przyjdzie jeszcze czas.
Zawarczała na niego i zmroziła go wzrokiem, słysząc jak jej dokucza. Znowu chciała coś zniszczyć. "Najlepiej roztrzaskać mu czaszkę. A może uderzyć strażnika pięścią? Cios w przeponę też będzie niezły. Zanim drugi do mnie doskoczy, powinnam zdołać zrobić unik i złamać mu nos. NIEE! Wystarczy. Jestem osłabiona. Mogłoby mi nie wystarczyć siły, na walkę. I tak, przybiegliby następni."
Skrzywiła się i instynktownie cofnęła na wzmiankę o fotelu. Wspomnienia związane z nim, nie należały do przyjemnych. Może inaczej. Wspomnienia związane z nim, należały do najgorszych w laboratorium.
Wolnym krokiem ruszyła w jego stronę. Po prostu nie mogła się powstrzymać. MUSIAŁA się jakoś uspokoić i odreagować. Nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała z okazji. A skoro i tak miała cierpieć...
Przechodziła właśnie koło drugiego strażnika. W mgnieniu oka doskoczyła do niego i zafundowała mu z całej siły cios w przeponę. Mężczyzna nie zdążył zareagować, a po chwili mógł się jedynie zwinąć z bólu. Wbrew pozorom, w tych drobnych rączkach kryło się na prawdę dużo siły.
Zanim dorwał ją kolega poszkodowanego, dziewczyna zdążyła już wskoczyć zgrabnie na wyznaczony jej fotel i odpowiednio się na nim ułożyć. Pokazała język wojskowemu, który stanął nad nią, nie wiedząc, co właściwie ma zrobić. Obezwładnić? Jak, skoro sama się poddała. Mógł tylko spoglądać na nią ze wściekłością.
Natalie zachichotała szaleńczo. Była tu uznawana za niezrównoważoną, mogła więc zrobić czasem coś szalonego.
- Rób, co musisz doktorku - powiedziała, na powrót smutniejąc. - A to musiałam zrobić. Po prostu, musiałam - dodała.
Zamknęła oczy, by nie zacząć panikować. Chwila rozluźnienia minęła. Znowu musiała być silna. Nie właśnie. Dlaczego "musiała"? Czyżby jej ego nigdy nie uznawało słabości. Przecież już ją okazała. Pięknie schrzaniła swoją pracę nad samokontrolą, pozwalając sobie na stoczenie się. Wylądowała tutaj, bo straciła panowanie. Może to właśnie utwierdziło ją w przekonaniu, że zawsze, niezależnie od swojego stanu i biegu wypadków, musi nad sobą panować. Ale czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Może udałoby jej się stąd wydostać. Widziała już ku temu tyle okazji. Coś ją jednak powstrzymywało. Była to bezgraniczna niechęć do większego działania. Chyba sama nie chciała się stąd wydostać. Chciała cierpieć. Gdyby nie ciągły ból, wywołany testami, mózg kazałby jej się zastanawiać nad minionymi wydarzeniami. Znów musiałaby przyznać się do wlasnej słabości. Do tego, że się do kogoś przywiązała. Do tego, że mimo starań, zaczęło jej zależeć na Ikarze. Na tym PIEPRZONYM GNOJKU, KTÓRY PROWADZIŁ NA NIEJ BADANIA, BYŁ TAKI SAM, JAK INNI NAUKOWCY, DZIAŁAŁ JEJ CIĄGLE NA NERWY I DO CHOLERY DAŁ SIĘ ZABIĆ!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.15 12:12  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Nie miałem pojęcia, czemu Obiekt tak warczy. Moje słowa mogły być może odebrane jako nieuprzejme, ale żeby ją aż tak wkurzyły? Ale nie, jednak się uspokoiła. Albo tak mi się przynajmniej wydawało, dopóki idąc do fotela, nagle nie uderzyła żołnierza składając go w pół. Drugi ruszył na nią, ja sam już miałem wezwać wsparcie gdy Natalie... sama usiadła w fotel, pokazując wojskowym język. Ona stanowczo nie była ani normalna ani zrównoważona, chociaż z drugiej strony... też nie przepadałem za wojskowymi i wcale mi tamtego nie było żal, skoro dał się zaskoczyć jak dziecko. Prawie na pewno sam sobie wybrał pracę - mógł pomyśleć o czymś spokojniejszym. W każdym razie stłumiłem uśmiech by sobie jeszcze bardziej na nagrabić u wojskowych i zbliżyłem się do fotela, aby zapiąć uchwyty na rękach, nogach oraz, pasie i klatce piersiowej. Ona była nie do końca normalna - więc następnym razem równie dobrze mogła zaatakować mnie. Nauczka wyniesiona z poprzedniego eksperymentu kazała mi zwiększać większą uwagę na bezpieczeństwo.

- Nie rób tak więcej, by to było ostatni raz! - upomniałem ją tonem i tekstem jaki się zwykle serwuje małym dzieciaczkom. Mogłem jej jeszcze zagrozić, że nie dostanie deseru lub że będzie karny jeżyk, ale to by już chyba była przesada w infantylizmie.
- Dobra, pora brać się do pracy. - uznałem, biorąc strzykawkę w ręce i pobierając jej krew. Oznaczyłem ją odpowiednim kodem kreskowym po czym włożyłem do pojemnika na próbki. Potrzebowałem dokładnej morfologii i paru dodatkowych testów, więc musiałem skorzystać z laboratorium - automatyczny, podręczny czujnik nie zapewniał mi takiej dokładności. Zastanawiałem się od czego zacząć. Od razu próbować potraktować ją przygotowanymi retrowirusami, przygotowanymi mi albo przez poprzednika albo innych naukowców? Oczywiście wolałbym sam pobrać DNA od jakiegoś anioła i połączyć je z retrowirusem, ale niestety nie miałem dostępu do żadnego, że tak to określę skrzydlatego, obiektu. Inna sprawa że nigdy anioła nie widziałem. Niby słyszałem że istnieją ale zawsze traktowałem je dość legendarnie. Anioły? Słudzy Boga? W żaden taki byt nie wierzyłem. No i kim był Bóg? Religie wierzyły, że twórcą życia. Czyli w zasadzie niczym się nie różnił ode mnie! Według wyznawców byłem więc równy Bogu! A z kolei religie były wymysłem ludzi, stworzonym tylko dlatego, bo były wygodne do sterowania masami. Reasumując nie wierzyłem ani w Boga ani w cudowne źródła religii, co niestety nie tłumaczyło mi, skąd w takim razie anioły się biorą. Dobrze byłoby kiedyś jakiegoś spotkać. Nie tylko by pobrać parę próbek i go przebadać, ale również by zamienić słowo i wymienić poglądy. W każdym razie reasumując, miałem retrowirusa ale niestety niesamodzielnie przygotowanego, czyli takiego, któremu w zasadzie nie mogę ufać. Postanowiłem więc go od razu wszczepić obiektowi mając nadzieję, że organizm przyjmie obce DNA. Było to niestety mało prawdopodobne - spodziewałem się, że konieczne będzie zaburzenie odporności i zastosowanie czynników mutagennych. Ale nawet jeśliby tak miało być, nie szkodziło wcześniej spróbować je sobie darować. W niczym to nie przeszkadzało a mogło dać sukces bez stosowania dodatkowych środków, które w dużo większym stopniu wpływały by na obiekt.
- A teraz wstrzyknę Ci... lekarstwo. - stwierdziłem eufemistycznie. Wiedziałem, że Natalie wie, że to wcale nie ma za zadanie jej pomóc, ale nie miałem zamiaru się dzielić z nią informacją na temat tego, co planuje. Bo i po co? Chwyciłem jej rękę w nadgarstku a następnie sprawnym ruchem wbiłem igłę w żyłę by następnie retrowirusa wzbogaconego odpowiednim DNA wstrzyknąć do jej krwiobiegu. Teraz wystarczyło zaczekać dobę aby zobaczyć jak organizm zareaguje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.15 13:04  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Zachichotała ponownie, słysząc reakcję naukowca na jej wybryk. Nic jednak nie powiedziała, ani nie otworzyła oczu.
Leżała spokojnie na fotelu. Znieruchomiała, czując zaciskające się na niej pasy. Jej organizm chciał uciekać. Chciał się ochronić przed nadchodzącym bólem, który przeczuwał. Nie każde badanie wiązało się z nim. Czasami była to tylko kontrola, pobieranie krwi lub coś równie mało niebezpiecznego. Ciało zawsze spodziewało się jednak najgorszego. Zbyt często to przerabiało, by się nie bać.
Zmarszczyła lekko brwi, czując wbijającą się strzykawkę. Nie było to bolesne doznanie, ale na pewno nieprzyjemne. Pojemniczek szybko napełnił się ciemną cieczą i igła została z niej usunięta. Czekała na kolejne poczynania naukowca.
Skrzywiła się i zesztywniała na wzmiankę o lekarstwie. Już ona dobrze wiedziała jak "pomocne" są takie specyfiki i jak cudownie "leczą" jej jakże chory organizm. Pasy trzymały mocno jej ręce. I dobrze. Jeszcze pokonałby ją głupi odruch i spróbowałaby się wyrwać. W obecnej sytuacji, było to bezsensowne. Nie zdążyłaby się uwolnić, zanim by ją chwycili.
Zawarczała, czując ukłucie, ale nie spróbowała cofnąć ręki. Tkwiła w bezruchu, do puki obce ciało nie odsunęło się od jej ręki. Czuła, jak nieznana substancja rozchodzi się po jej ciele. Była zimna... ale jednocześnie parzyła. Ciecz paliła jej żyły kierując się w górę przedramienia. Syknęła. Trochę bolało. Nieznana substancja była bardzo agresywna dla jej ciała, jakby chciała je sobie podporządkować. Jej organizm starał się bronić przed najeźdźcą i stąd brał się nasilający ból.
- Cholera, to boli - syknęła, krzywiąc się i wyginają w łuk na tyle, na ile pozwoliły więzy.
- Coś ty mi wstrzyknął? - wychrypiała. Było to bardziej pytanie retoryczne, niż chęć uzyskania odpowiedzi. Nawet nie liczyła, że doktor udzieli jej jakichś informacji.
Zaczęła odpływać. Ból nie był najsilniejszym w jej życiu.  Niektóre testy powodowały większe katusze. Nie mdlała z bólu. Było to chyba wywołane działaniem samego specyfiku. To on kazał jej zasnąć.
Opuściła się na fotel i odleciała.

Była w ciemnym pomieszczeniu. Nie widziała za dobrze. To chyba był jakiś korytarz.
Wstała i ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, gdzie idzie. Po prostu szła.
Tak... to był korytarz. Co kilka kroków mijała kolumny z dziwnymi świecznikami. Płomienie na nich miały fioletową barwę.
"Dosypano czegoś do ognia. Potasu? Litu? Ehh... nie ważne"
Między kolumnami wisiały obrazy. Niestety, nie widziała, co na nich jest.
W końcu ujrzała koniec korytarza. Wielkie dwuskrzydłowe drzwi, srebrne, pięknie zdobione. W centralnej ich części rozpoznała symbol, jaki nosiła na ręce od urodzenia. Oko Horusa. Urodziła się z tym znamieniem. Już miała chwycić za klamkę, gdy usłyszała za plecami hałas. Gwałtownie się odwróciła i ujrzała w mroku dziwną postać. Stworzenie wydawało się być częścią ciemności, w której się ukrywało.  Nie widziała dokładnego zarysu. Widziała tylko trzy pary fioletowych oczu, wpatrujących się w nią.


Krzyknęła. Wizja dobiegła końca.
"Co to do cholery było?! Mam aż tak popieprzony mózg?! Co oni mi wstrzyknęli?"
Jak widać, dziwna substancja zaczęła na nią działać bardzo szybko.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Natalie dnia 25.01.15 17:26, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.15 15:37  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Zdziwiło mnie jej chichotanie. Spodziewałem się raczej wściekłości i świętego oburzenia. Pobierając krew zdziwiło mnie z kolei jej spięcie. Była przecież inteligentna i miała doświadczenie więc powinna wiedzieć, że to nie boli. A może właśnie przez to, że swoje przeżyła, to wiedziała czy to się może skończyć? Tak, to mógł być powód jej stresu. W końcu widziałem w jej kartotece, że niektóre badania jakie na niej przeprowadzano, nie były najprzyjemniejsze. Czy jej z tego powodu współczułem? Oczywiście że nie - była w końcu tylko obiektem, jednym z wielu, a to co się z nią działo, nie miało żadnego znaczenia. Liczyły się tylko wyniki.

Obserwowałem po wstrzyknięciu substancji, jak obiekt zaczyna się krzywić i wyginać w łuk z bólu. Zdziwiło mnie to - zwykle tego typu substancję nie sprawiały bólu. Znaczyło to, że obiekt jest albo bardzo świadomy ciała, albo organizm niesamowicie silnie się broni przed jakąkolwiek ingerencją w jego strukturę. Na słowa o bólu tylko wzruszyłem ramionami. Mogłem jej oczywiście podać środki przeciwbólowe, ale te o działaniu przeciwzapalnym, zmniejszały by skuteczność wprowadzanych substancji, za to środki działające ośrodkowe, bezpośrednio na mózg, mogłyby spowodować dziwne implikacje. Nie mówiąc już oczywiście, że każda dodatkowa substancja fałszowałaby wyniki jakikolwiek testów, morfologii czy innych analiz, dlatego też wolałem nie stosować niczego, co nie byłoby absolutnie koniecznie, nawet kosztem powodowania bólu u Obiektu. W końcu to tylko obiekt - tłumaczyłem sobie. Słysząc jednak pytanie, zdecydowałem się odpowiedzieć.
- I tak byś pewnie nie zrozumiała, bo zakładam, że poza komputerami świata nie widzisz i nie masz do czynienia z szeroko pojętą biologią na poziomie doktorskim? Zresztą doświadczenia i tak są tajne i nie mogę Ci nic o nich mówić, o ile to nie jest konieczne. - stwierdziłem, uzmysławiając sobie, że może nie powinienem jej tego mówić. W końcu trzeba dbać o pozory - Zresztą to nie żadne doświadczenia... tylko lekarstwo. My Ci tylko chcemy pomóc. - dodałem więc, mając nadzieję, że obiekt szybko osiągnie taki stan, że zacznie wierzyć w takie kłamstwa tylko z tego prostego powodu, że dają one cień nadziei na to, że są prawdziwe. Po chwili Obiekt sama zasnęła, co wydobyło mnie z konieczności toczenia tej rozmowy. Widząc, że Natalie całkiem odpłynęła, i ja postanowiłem udać się uporządkować notatki i odpocząć. Przed tym pobrałem jeszcze krew i oddałem również do analizy, chociaż raczej nie miało to sensu. Wiarygodne wyniki wpływu substancji na organizm mogą być znane dopiero następnego dnia.
- Jak się obudzi i będzie głodna to dać jej jedzenie, ale niepochodzenia zwierzęcego: bez mięsa, nabiału, jajek. Jedzenie roślinne, ewentualnie kroplówka z glukozą i potrzebnymi elementami. - zarządziłem, nie chcąc by zwierzęce DNA z jedzenia mogło zaburzyć mi wyniki analiz pod kątem obcych genów. Po chwili wyszedłem postanawiając odpocząć, przemyśleć wszystko i wrócić kolejnego dnia.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.15 18:24  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Gdyby nie narastający ból po wstrzyknięciu jej obcego DNA, pewnie zdążyłaby się jeszcze odgryźć doktorowi. Jej wiedza nie ograniczała się do elektroniki. Znała się na matematyce, chemii, prawie, psychologii, trochę na fizyce i mechanice... Miała wiele zainteresowań. Może i nie studiowała biologii na tak wysokim poziomie, ale sporo w tej dziedzinie wiedziała. Wbrew pozorom, by zajmować się psychologią, nie wystarczy talent humanistyczny.
Lepiej chyba jednak, że straciła przytomność i nie słyszała ostatnich słów naukowca. Nie musiała się dodatkowo denerwować. Teraz powinna odpoczywać i poddać się przemianom. Tego przynajmniej chcieli ludzie w laboratorium. Psychicznie nie była w stanie walczyć. Ciało miało jednak nieco inne plany. Było przystosowane, by walczyć z czymś, co mu zagraża. Poddanie się retrowirusowi nie było więc takie łatwe. Jej w końcu nie zależało na postępach w mutacji, więc czemu miałaby zmusić swoje ciało do opuszczenia broni?

Obudziła się w środku nocy. Była w celi. Bolała ją głowa. Całe ciało miała zimne.
Pierwszy atak bólu już minął. Walkę jej organizmu mogła ignorować. Ciężko było jej się ruszyć, ale nie przejmowała się tym. Dopóki nie czuła jakby ją ćwiartowano, było ok. Teraz tylko migrena dawała się we znaki.
"Jejuu. Mogliby to światło gasić chociaż w nocy." Przesłoniła twarz ręką. I obróciła leniwie na bok, w stronę ściany, by łatwiej było się jej ochronić przed lampą. Skuliła się trochę. Każdy ruch sprawiał ból.
"Co to do cholery było? Teraz będą mnie dręczyć porąbane koszmary? Ehh.. zawsze lepsze to, niż myślenie o rzeczywistości..." Leżała w bezruchu przez kilka godzin, zanim zdołała ponownie zasnąć.

Wędrowała przez korytarz. Tym razem, trwało to znacznie krócej. Odległość była taka sama. Widocznie jej mózg postanowił przyspieszyć akcję. Stanęła przed wielkimi, srebrnymi drzwiami. Dotknęła klamki. Wspominając, co stało się poprzednio, odwróciła głowę by spojrzeć za siebie. Nic tam nie było. Nacisnęła klamkę.
Coś ją odepchnęło. Wylądowała na podłodze, przed otwierającymi się wrotami. Ze szpary wypełzły cieniste macki. Rozchodziły się na wszystkie strony. Dosięgnęły ciemności w pomieszczeniu, a ta zgęstniała. Natalie nie widziała nic, oprócz drzwi, macek i siebie. Wrota rozchyliły się bardziej, a zza nich dostrzegła ujrzaną poprzednio postać. Stwór się uśmiechnął. Teraz oprócz jego oczu, widziała dwa rzędy ostrych jak brzytwa, brudnych od krwi zębów. Można przypuszczać, że uśmiech ciągnął się od ucha do ucha. Dosłownie.
Stwór cofnął macki, a pomieszczenie stało się nieco jaśniejsze. Teraz dziewczyna zobaczyła, że posadzka jest zalana krwią, a obrazy przedstawiają różne rodzaje śmierci.
- Kim ty jesteś? - zapytała. Nie bała się dziwnej istoty. To było zbyt nierealne, by się bać.
Stwór zachichotał.
- Nie ważne, kim byłem. Ważne, kim ty się stajesz - odpowiedział dziwnym, nienaturalnym głosem.


Dziewczyna poderwała się z łóżka. Szybko tego pożałowała. Gwałtowny ruch skutkował tępym bólem w mięśniach. Opuściła się na posłanie.
"Przynajmniej głowa mnie trochę mniej boli", mruknęła w myślach i odwróciła się na drugi bok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.15 19:27  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Następnego dnia ponownie pojawiłem się w swoim laboratorium. Noc spędziłem pracowicie, przeglądając ponownie akta Natalie, dokumenty odziedziczone w spadku po Blightcie a także robiącą wrażenie kolejce różnorakich prac naukowych, pokrewnych planowanym doświadczeniom. By dać to zrobić w ciągu jednego wieczoru musiałem wziąć spore dawki kofeiny ale gdy i ona przestała pomagać, przerzuciłem się na cięższe środki. Efekt był łatwy do przewidzenia: jak się już położyłem spać nad ranem, to nie byłem wstanie wstać przed dwunastą, a mimo naprawdę mocnej kawy ledwo myślałem. Z nieprzytomnym wzrokiem jakoś dotarłem do laboratorium i po wejściu popatrzyłem się krzywo na obiekt.
- Witam ponownie. - powiedziałem z udawanym entuzjazmem nie starając się, by zabrzmiało to szczerze. W końcu zacząłem sobie cenić, że obiekt nie chciał być okłamywany więc i ja nie musiałem się starać w tych kwestiach.
- Mam nadzieję, że się wyspałaś lepiej ode mnie. - dodałem kurtuazyjnie, chociaż tak naprawdę stan obiekty był mi zupełnie obojętny. To w końcu nie był jakiś szpital, by stan psychiczny pacjenta kogokolwiek obchodził, dopóki to oczywiście nie impaktowało na wyniki: czyli pacjent załamany był jeszcze ok, ale obiekt tnący się żyletkami nie był specjalnie mile widziany. Wziąłem kartę obiektu, gdzie znajdowała się adnotacja, że rano zostało mu podane "jedzenie" - nie było niestety informacji, czy w formie stałej - w znaczeniu Natalie sama coś zjadła, czy też w postaci kroplówki - z powodu snu lub odmowy, ale nie miało to prawdę mówiąc dla mnie żadnego znaczenia. Kalorie i środki odżywcze to kalorie i środki odżywcze. A forma? Mi to było naprawdę obojętne.
- Jak się czujesz? Jakieś reakcje na... - zawiesiłem na chwilę głos, szukajac odpowiedniego eufemizmu - [colo=green]na podane wczoraj lekarstwo, które oczywiście miało za zadanie Ci pomóc?[/color] - dokończyłem zimnym głosem, mimo wczorajszej rozmowy, nie mając zamiaru darować sobie gry w konwenanse. Nie czekając na odpowiedź wbiłem igłę w zgięcie ramienia pobierając dwie próbki krwi. Jedną włożyłem do podręcznego analizatora, drugą odłożyłem do przekazania dla laboratorium, celem zrobienia pełnej analizy. Gdy urządzenie pracowało, przeprowadzając szereg zautomatyzowanych badań, ja przeglądałem wyniki wczorajszych próbek, ale nic mnie w nich nie zainteresowało. Bardziej intrygujące były wyniki, które za parę minut miałem dostać - na ile organizm bronił się przed obcym DNA i na ile konieczne było zaserwowanie mutagenów czy sztuczne obniżanie odporności. Takie rzeczy nie tylko nie były obojętne dla zdrowia obiektu, co mnie akurat mało obchodziło, co były czasochłonne i mogły się wiązać ze "stratą" tego "szczura doświadczalnego" i nieprzyjemną koniecznością czekania na "kolejny egzemplarz". Ach ta nowomowa - jakoś większość naukowców wolała stosować takie określenia odmawiające człowieczeństwa obiektom, w czym nie było przecież nic złego. W końcu poświęcanie jednostek na ołtarzu nauki służyło ludzkości - a przecież cel uświęca środki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 16:13  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Lekarze i pielęgniarki krzątały się co jakiś czas po laboratorium. Przez drzwi zobaczyła przechodzącego korytarzem wojskowego. Jedna ze statystek stłukła jedną z probówek. Jej przełożony strasznie się na nią o to wkurzył. Krzyczał przez kilka minut.
Dźwięki, jakie do niej dochodziły z sąsiednich pomieszczeń nie były głośne. Były jednak potwornie irytujące z powodu migreny. I jeszcze to ostre światło. Oni je czasem gaszą? Ilekroć otworzy oczy, jest oślepiana przez sztuczne światło żarówek. Heh. Może powinna poprosić o jakąś opaskę na oczy? Z pewnością byłoby jej wtedy wygodniej. Wątpiła, by ktoś zgodził się na danie jej choć kawałka materiału. Po kilku "ciekawych" akcjach, starali się jak najbardziej ograniczyć jej możliwości do zrobienia czegoś nieprzewidywalnego. Ci, którzy ją znali, baliby się jej dać choć ten mały kawałek materiału. Kto wie, co mogłaby wymyślić? No właśnie. Nikt. Uznała, że jakoś zniesie jeszcze to koszmarne oświetlenie i nie będzie o nic prosić. Nie okaże słabości.
Po paru godzinach do jej celi podeszła jakaś kobieta. Wsunęła jej tackę z jedzeniem i odeszła. Tak bez słowa. Pełen profesjonalizm. "Dziewczyna w środku to wcale nie człowiek, to tylko obiekt doświadczalny. Nie trzeba się silić na uprzejmość. I tak, pewnie śpi, skoro ma zamknięte oczy i leży w bezruchu. Z resztą, kij wie, co jej wstrzyknęli. Może być agresywna." Tak pewnie wyglądały myśli nieznajomej w białym ubraniu. Oczywiście, nie teraz. Robiła to mechanicznie, bez zastanowienia.
Natalie nie zwróciła na nią uwagi. "Szpitalniane" jedzenie było okropne. Nie zamierzała tego jeść. Zawsze mało jadła. Tylko tyle, ile było absolutnie konieczne. Wiele powikłań związanych z faszerowaniem jej lekami, musiało wywołać u niej jadłowstręt już w dzieciństwie.
Odwróciła się na plecy i zakryła oczy przedramieniem. Leżała tak przez kolejne kilka godzin. Zdążyła przyzwyczaić się już do bólu. Zaczęła być mu wdzięczna. Dzięki temu, nie mogła się skupić. A przynajmniej, nie wychodziło jej to tak łatwo. Musiała się wysilić, by być w stanie sklecić kilka głębszych myśli. Nie zamierzała tego robić. Po prostu leżała. Gdyby wierzyć sentencji Kartezjusza "Cogito ergo sum" (myślę, więc jestem), można by się pokusić o stwierdzenie, że jej tu nie ma. Prawie do perfekcji opanowała tę zdolność "nie-bycia". Od kilku godzin, w jej głowie nie zagościła żadna myśl. Był tylko ból i walczący organizm.
Niechętnie powróciła na ziemię, gdy usłyszała głos doktora Mengele. Nie ruszyła się z miejsca. Po prostu, zaczęła świadomie przetwarzać docierające do niej informacje.
- Nie sądzę. Po twoim "lekarstwie" nawala mnie łeb. Nie sypiam dużo, więc większość czasu po prostu leżę tu sobie i cierpię - odparła oschle. Po prostu nie chciało jej się gadać. Czuła się źle, miała doła. Czy można ją winić, że nie była uprzejmą dziewczynką, która wita się z doktorem i podbiega do szyby by pomachać mu z uśmiechem na twarzy? Nawet, gdyby chciała, to ból w mięśniach nieco ostudziłby jej zapał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 21:18  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Słuchałem uważnie słów Obiektu. Oczywiście nie dlatego, że mnie obchodziło jej zdrowie, co po prostu wszelkie zdobyte informację mogły mi dać lepszy. pełniejszy obraz obecnej sytuacji. Nie i czy tak naprawdę nie obchodziło mnie jej zdrowie? Oczywiście interesowało mnie w podobny sposób jak kurs akcji czy stan techniczny mikroskopu, czyli z czysto praktycznego powodu. Bo ciężko powiedzieć, bym się z nią związał w jakikolwiek emocjonalny sposób. Po prostu kolejny obiekt, kolejny eksperyment, kolejna szansa na sukces... w wysokości ułamka procentu, jak mówiła okrutna statystyka.
- Bolała głowa? - powtórzyłem za nią, zastanawiając się co to oznacza. Jej organizm musiał się więc bronić przed obcymi genami, co pewnie wywołało zapalenie i gorączkę. Zerknięcie na monitor na wykres temperatury potwierdziło moje przypuszczenia. Znaczyło to, że organizm był bardzo mocny lub po prostu genotyp tzw. anielski był mało agresywny. Lub też synergia obu tych powodów. Sprawdzenie wyników z podręcznego analizatora również było mało zachęcające. W pobranej krwi nie było śladu obcego DNA. Wyglądało na to, że żadne komórki nie uległy mutacji - a te, na które retrowirusy zadziałały, musiały zostać zniszczone przez układ odpornościowy.
- Oj, to bardzo mi przykro. - powiedziałem szczerze. Oczywiście nie wspomniałem, że powodem tego nie było cierpienie obiektu co raczej niepowodzenie próby.
- To spróbuje innego lekarstwa, które na pewno Ci pomoże. - skłamałem jak z nut. Teraz będzie tylko gorzej - musiałem osłabiać jej odporność, upośledzając mechanizmy obronne organizmu, aby ten przestał się bronić. A to wiązało się oczywiście z bólem, osłabieniem oraz przede wszystkim nie podawaniem leków i środków obronnych. Musiała więc cierpieć i pogarszać swój stan. No a oprócz osłabiania odporności koniecznie mogły być czynniki mutujące, zwiększające szansę na zaistnienie mutacji, co również mogło mieć przykre konsekwencję dla jej zdrowia. To wszystko powinno na pewno pomóc... ale jednocześnie musiałem utrzymać ją przy życiu, co jak wskazywała praktyka było często trudniejsze. Ile to Obiektów udało się zmutować tylko po to, by po kilku dniach, tygodniach, miesiącach umierały? Ponad 90% tak kończyło i ponad 98,7% przypadków, gdy zmiany w genotypie były poważne.
- Dobra, daj mi się zastanowić, co by mogło pomóc. - powiedziałem na głos, dając sobie chwilkę czasu do namysłu. Jednak czynniki mutujące były bardziej niebezpieczne dla zdrowia i nieprzewidywalne. Dlatego też prościej było zacząć od osłabiania odporności.
- Proszę to miejsce objąć kwarantanną. Chcę, by jak najmniej osób miało styczność. Wszyscy mają wchodzić w maskach na twarzy. - poleciłem personelowi, który po chwili zaczął wprowadzać moje zarządzenie w życie.
- A to dla Ciebie - oczywiście dla Twojego dobra. - zapewniłem Natialie, wyjmując z odpowiedniej lodówki strzykawkę, zawierającą zbiór antybiotyków, które miały niszczyć odporność a także parę martwych szczepów wirusów, aby zając czymś innym układ odpornościowy, by ten nie miał czasu na zajmowanie się retrowirusami i komórkami, na które te zadziałają. Wstrzyknąłem sprawnie jej zawartość.
- Jakieś pytania? Prośby? - spytałem z grzeczności wiedząc, że i tak się pewnie do nich nie zastosuję. Musiałem teraz odczekać godzinę by podać kolejną porcję retrowirusów, gdy w tej chwili podana substancja porządnie przetrzebi układ odpornościowy Obiektu.[/color]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 19:28  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 14 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Leżała sobie w bezruchu ignorując słowa lekarza albo raczej, starając się je ignorować. Prawda była taka, że raz wyrwana z błogiej bezmyślności, łatwo do niej nie wracała. Mimo woli, dokładnie analizowała wszystko, co się dookoła niej działo. Informacje, jakie zebrał jej mózg, gdy była "nieobecna", powoli zaczęły do niej docierać. Cicho westchnęła. "A więc to koniec odpoczynku, co?" Leniwie ściągnęła rękę z twarzy, pozwalając światłu docierać do jej oczu przez zamknięte powieki. Nawet mimo tej bariery, zaczęło ją ono drażnić.
- Musisz ciągle mówić, że chcesz mi podać lekarstwa, które mi pomogą? Nie możesz zamiast "spróbuje innego lekarstwa, które na pewno Ci pomoże" powiedzieć "w takim razie spróbuję czegoś innego, może to zadziała"? To praktycznie synonimy, a jednak drugiemu znacznie bliżej do prawdy - zaczęła smętnie marudzić. Nie miała zbyt wiele siły. Nawet na agresję nie za bardzo było ją stać. Mówić była jeszcze w stanie.
Nie chciało jej się ruszać. Jej organizm był zmęczony po całonocnej batalii z nieznaną substancją. Jej oczy odruchowo się otworzyły, gdy usłyszała o kwarantannie. To jakby ją otrzeźwiło.
- Kwarantanna? Co ty do cholery na mnie testujesz?! Broń chemiczną?! - ostatnie pytanie było bardzo głupie, ale w szoku powiedziała pierwsze, co podsunął jej mózg.
Usiadła na łóżku i potarła oczy wierzchem dłoni. Nagłe ich otwarcie nie było dobrym pomysłem. Piekły od nadmiernej ilości światła.
- Niee. Co ja gadam. Inne poszlaki nie wskazują na ten rodzaj badań - znów mówiła do siebie. Po całkowitym dojściu do siebie, spojrzała w końcu na Mengele.
- Co mi ostatnio wstrzyknąłeś? Z niczym nie kojarzę takich objawów. Dobra, inaczej. Jak dokładnie ma mi pomóc to "lekarstwo"? - Szybko poprawiła swoje pytanie i posłała mu kwaśny uśmiech. Może, jeśli też będzie się bawić w tą durną grę, to naukowiec coś jej powie. Bo co niby ma do stracenia? Przecież wcale nie rozmawiają o niemoralnych eksperymentach S.SPECu na ludziach, tylko o jej leczeniu, prawda?
Posłusznie dała się zaprowadzić na fotel, by przyjąć kolejny zastrzyk. Cóż, pielęgniarki musiały jej nieco pomóc w dotarciu do niego. Dziewczyna chwiała się na nogach. Kilku dniowa głodówka nawet na nią nie wpływała najlepiej.
Siedziała spokojnie, gdy igła znów wbiła się w jej bladą skórę. Nie wyginała się. Jedynie oddech miała mocniejszy i przyspieszony od czasu, gdy zaczęli ją przypinać.
- Jak często będziesz mnie kuł? I czy można by tu trochę przyciemnić światło? Wiem, że to laboratorium, ale to mnie na prawdę drażni. Mam wrażliwe oczy.
Spróbować mogła, nie? A nuż coś jednak uda się załatwić. W jakimś tam stopniu musieli o nią dbać. Testy na niej, miały na celu możliwość udoskonalenia w przyszłości genów innych ludzi, więc powinno im zależeć, by przeżyła. Z resztą, kiedyś pewnie planowali ją znowu wypuścić i posadzić na jakimś stołku w organizacji, więc głupio by było, gdyby przez siedzenie tutaj zaczęła mieć kłopoty ze wzrokiem. I to przez taką drobnostkę, a nie przez jeden z zastrzyków...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 24 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 24  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach