Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Go down

- Hi-… - niedopowiedziane słowo zawisło w pomieszczeniu, gdy obraz nieoczekiwanie zniknął mu z oczu, wyostrzając się dopiero po upływie kilku sekund spędzonych w potwornym osłupieniu.
A później był już tylko ból.
Stłamszony ryk zaognił mu się w krtani, gdy kolejna cholernie bolesna salwa rozpłynęła się po lewym ramieniu, tępiąc jego użyteczność niemal do samych granic. Te w kwestii kolejnych odczuć nie były jednak tak blisko zarysowane, bo nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, rozszerzyły się do piekielnego kłucia w brzuchu. Odruchowo zgiął się w pół, skrzecząc coś niezrozumiale, zupełnie jakby łudził się, że dźwięk w czymkolwiek mu teraz pomoże.
Niedługo jednak podjął się innych prób.
O ile miałby taką możliwość, w pierwszym geście podwinąłby nogi w taki sposób, by przynajmniej było mu łatwiej przekręcić się/odbić nieco od ziemi z wyprostowaną, prawą ręką. Lewa poważnie go obciążała, więc nawet nie próbował włączyć jej do działania. Jedyne co spróbował zrobić, to wcisnąć ją jak najmocniej do nowopowstałej rany na brzuchu, chcąc w jakikolwiek sposób zatamować krwawienie.
Zresztą, ten ruch wydawał się mało racjonalny, zważywszy na to, że w następnej kolejności ostatkami sił próbował zachowywać się jak najżwawiej.
Wyprostowaną, prawą rękę spróbował wycelować prosto w twarz blondynki. Nie chciał jej dotknąć. Idealnie byłoby dla niego przytrzymać palce na pół centymetra od jej nosa, by cisnąć płomieniem wprost w jej oczy. Poparzyć jej pysk, odebrać wzrok, zabić sukę…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po rozmowie o pracę na pewno ci odpiszę. Tymczasem:

1-50 – fart
51-100 – niefart

Bym zdecydował, który z dwóch wariantów wybrać.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

The member 'Growlithe' has done the following action : Dices roll


'Kostka' : 3
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łoł. No niech będzie. Chociaż wolałbym drugą opcję.
_________________________________________


Zbrudzony szkarłatem skalpel błysnął, gdy uniosła go ponad swoje ramię. Z warknięciem zamachnęła się raz jeszcze, chcąc zadać kolejny cios, ale buchnęło gorąco i cały korytarz wypełnił się jej wrzaskiem. Krzyk zdzierał z uszu mięśnie i skórę, pozostawiając tylko krwistą papkę – bo jej głos wżerał się głębiej, w skronie, a potem w mózg, dusząc go i miażdżąc samym tonem. Doprowadzał do szaleństwa.
Obrażenia Ailena nie umożliwiały mu cudów. Samo użycie artefaktu wprawiło go w stan przypominający balansowanie na granicy. Jeden nieostrożny ruch i runie w niewłaściwą stronę.
W przepaść.

Hibiki wrzeszczała i wrzeszczała. Czas płynął niepohamowanie, choć Kurtowi w całym tym szaleństwie wydawał się kilkoma krótkimi sekundami. Gdyby nie nagłe szarpnięcie, które zwróciło go rzeczywistości, omdlenie ściągnęłoby go na podłogę z głuchym hukiem upadającego ciała. Zamiast tego poczuł chwyt, który zmuszał mięśnie do napięcia się. Do stawienia oporu, którego nie miał siły stawić, a mimo tego pokazał losowi dotąd ukryte pokłady energii.

Wzrok mu się rozmazywał, ale dostrzegał kolory. Długi pas czerwieni ciągnący się od samego początku – samego początku korytarza? – aż do niego. Dostrzegał czerń ciemną jak nocne niebo i zieleń przypominającą kolor zgniłych liści. Zimno, jakie rozlało się po jego wnętrzu zmroziło nie tylko skórę – dotarło nawet do żył i organów, zamieniając je w lodowy kamień. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo się trząsł.

Wrzask nie ustawał, słychać było tylko jeszcze przekleństwa, niekoniecznie w znanym języku. Zniekształcone słowa docierały do Ailena w formie bełkotu; prawie jak u osoby zanurzonej pod targaną wiatrem wodą. Jedno było jednak pewne – jeżeli jeszcze dwie minuty temu mdlał, to to wspomnienie wydawało się bardzo odległe. Niemal nierealne. Powoli wracały mu zmysły. Wraz z nimi ostry ból ramienia, palące gorąco ciała i ciężar na własnych biodrach.

Oczy przyzwyczajały się do ostrości zdecydowanie zbyt długo, ale umysł pracował na wystarczających obrotach, by przypomnieć sobie to uczucie. Już raz je przeżywał. Nie tak dawno zresztą. Szarpanie w ramieniu ustawało, ale nie zniknęło do końca. Jeszcze nim zdążył zrozumieć, co się stało, obraz powrócił, ukazując siedzącą przed nim Narai. Dziewczyna zaciskała zęby ciężko dysząc. Jej dłonie ześlizgnęły się z jego barków i opadły na podłoże, by mogło się podeprzeć. Usta świeciły czerwienią – jego własną krwią.
- Uciekaj – warknęła, przyciskając nadgarstek do czoła. - Jazda, drugiej szansy nie będzie!

Coś stuknęło w tle.
Potem rozbrzmiał ten charakterystyczny dźwięk przejeżdżania paznokciem po tablicy.
Albo ostrzem po podłodze.

- Jazda! – Tym razem to Narai wrzasnęła, dłonią uderzając go w pierś.

Użycie mocy:
- Pirokineza: 1|1. Z racji obrażeń, nie może użyć jej ponownie.

Od MG: za sprawą Narai rany są mniej odczuwalne. Nie zniknęły, zostały jedynie zneutralizowane i odrobinę "podleczone";  stan lewej ręki zmienił się tylko nieznacznie. Kurt odzyskał jednak jasność umysłu i pewną witalność, która powinna być mu odebrana z racji posiadania tak ciężkich obrażeń. Innymi słowy: rusza się jak harda gazela, choć aparycją zawstydziłby niejednego zombie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Uciekaj!”
Nareszcie wyłuskał tą jedną zrozumiałą kroplę, pośród przytłaczającego morza bełkotu. Zmiana w postrzeganiu swojego ciała i położenia znacząco wpływała na tok myślenia bruneta. Był zdezorientowany i choć złapał się na trzeźwiejszym myśleniu, gwałtowany ciąg akcji nie pozwalał mu faktycznie wszystkiego przemyśleć.
Mógłby się tym brakiem przemyślenia tłumaczyć z całej listy przewinień, odkąd tylko powypluwał te piekielne pająki spomiędzy zębów.
Bolało go jak diabli. Chwila, dwie. Pieczenie zeszło na dalszy plan. Widząc naznaczone szarłatem usta dziewczyny, wiedział doskonale co w danej chwili zaszło, aczkolwiek nie zdążył przetrawić wszystkich faktów, toteż minę miał wyjątkowo nietęgą. Musiał zadowolić się po prostu wiedzą w tym zakresie i niemożnością okazania jej w żaden uwydatniony gest. Zresztą nie sądził, żeby ktoś go o cokolwiek w tym kierunku prosił, gdy…
„(…) drugiej szansy nie będzie!”
Głowa pękała mu od natłoku dźwięków w taki sposób, że mimo nagłej energii, zdążyłby się jeszcze dwa porządne razy zatoczyć, nim powtórnie wpadł w rytm biegu. Nawet nie zauważył, że powtórnie ubrał samego siebie w wełnę.
Kazano mu biec, więc pobiegł i to ile sił w nogach, w brzydkim odruchu nie odwracając się za siebie, za co najprawdopodobniej znienawidzi się później. Póki co skupiał się na tym, by dać sobie szansę to „później” przeżyć.
Taki wyrywny, a taki podatny na sugestie.
Zbiegł w dół.
Bee.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wystrzeliwszy w stronę schodów dopadł do nich w try migach. W skroniach huczało, ale jeżeli trzeba byłoby znaleźć pozytywy w sytuacji, to przynajmniej sam wybijał sobie rytm tych huków. Huk!pierwszy stopień. Huk!drugi stopień. Huk!... Idealnie dopasował się do kroków.
Nogi załamywały się co prawda pod ciężarem ciała, ale zamiast słabnąć z sekundy na sekundę, Kurt odczuwał wzmożoną aktywność mięśni. Obraz podskakiwał i przechylał się przy pełnych kołysania ruchach, posyłających go czasami na ścianę, ale z każdym przebytym centymetrem zdawał sobie sprawę, że zmysły trzeźwieją, a władza w rękach, w nogach, w całym ciele zostaje mu powoli przywracana.

To tylko dwadzieścia pięć stopni.
A wydawały się wiecznością.

Stan utrzymywał się na granicy – przypominał upojenie alkoholowe, choć procenty nie buzowały w żyłach poziomu E. Jednak brak koordynacji ruchowej zmuszał go do niebotycznie chaotycznej pracy organizmu. Organizmu, który nie do końca rozumiał zaistniałą sytuację – zważywszy na ilość ran, już dawno powinien stygnąć gdzieś w kącie holu, a skoro wciąż pracował na najwyższych obrotach, potrzebował czasu, aby powiązać koniec z końcem.

A czasu nie miał zbyt wiele.

Znalazł się na niższym piętrze akurat, gdy usłyszał ostre buchnięcie. Z ust, które do niedawna tak miękko wypowiadały jego własne imię, teraz posypała się lawina przekleństw. Upadła. Czuły słuch wymordowanego wyłapał jednak nie tylko dźwięk szamotaniny rozlegający się wyżej, ale również charakterystyczne szuranie.

Ledwo postawił więc stopę na podłożu, a wpadł w postać naprzeciwko. Znajomy zapach i ostre warknięcie utwierdziło go tylko w przekonaniu, że osobą, o którą mimowolnie jego ciało się oparło szukając stabilnej pozycji, była Rosel.
- Znowu ty! - syknęła, łapiąc go jedną ręką za ramię i odpychając nieco od siebie.
To wystarczyło, by podnieść go do pionu. Wystarczyło też, by mógł dostrzec jej szeroko otwarte oczy. Powieki drgnęły jeszcze bardziej otwierając ślepia, gdy dotarł do nich znajomy dźwięk chrupnięcia.
Chwilę później kroki.
Pierwszy stopień.
- Szybko – charknęła Rosel, łapiąc go zdrową ręką silnie za ramię, które jeszcze przed momentem tak machinalnie od siebie odsunęła.
Drugi stopień, trzeci, piąty, ósmy...
- Dorwę cię.
Cichy śmiech.
Uroczy. Znajomy. Słyszał go niejednokrotnie.
Dwunasty...
Rosel niespodziewanie szarpnęła go do siebie tak mocno, że z kieszeni, do której Kurt wpakował zdjęcia, wysypały się wszystkie fotografie. Zmuszony do postawienia nogi kilka centymetrów do przodu nadepnął na ujęcie samego siebie z postacią pochyloną tuż nad nim.
- Dalej, do celi!
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kroki.
Nie liczył schodków, nie policzy również stuknięć podeszwy butów o podłoże.
Nie jest jednak na tyle nierozgarnięty, by nie zrozumieć jednego: uciekaj, uciekaj, uciekaj.
Myśl związana z uratowaniem się przysłaniała ból, a przynajmniej spychała go na dalszy plan, choć nie obyło się bez cierpiętniczego użerania się z jego następstwami. Zatoczenie się, małe potknięcia, zaciśnięte do granic możliwości zęby – kły, odrobinę dłuższe, niż u typowego zjadacza chleba, zaczynały powolutku przebijać się przez skórę, maksymalnie ściągniętą i napiętą. Jakby nie dość krwi już dzisiaj zasmakował.
Jeden ból odrobinę go jednak zastanowił.
Natychmiast wyrwał trzymają przez Rosel rękę, mając nadzieję, że mimo odniesionych ran wyłuska w sobie wystarczającą ilość energii. Nie trzeba dopowiadać, że spojrzenie Ailena wyrażało w sobie więcej, niż za chwilę miałby ująć w kilku prostych słowach. Efekt dopełniło krótkie zerknięcie na stopę, pod którą wyczuł teksturę zdjęcia.
- Spierdalaj do tej celi sama.
I pognał znów na dół. Nie zatrzymywałby się na półpiętrach, o ile otoczenie by mu na to pozwoliło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Warkot z jej ust wywołał kolejny impuls bólu, który trafił wpierw w skronie, a potem rozszedł się po całym ciele Ailena, za główne źródło biorąc sobie linię kręgosłupa, od którego setkami odnóg odbiegała reszta piorunów wywołujących mus zaciśnięcia zębów. Udało mu się jednak odepchnąć Rosel, która upadła na ziemię z głośnym łoskotem.
Ślizgając się na podłodze roztrząsała zdjęcia na boki próbując złapać Kurta za kostkę. Jej długie, harpie palce zacisnęły się milimetr od ścięgien łydki, nim nie upadła z powrotem na ziemię. Wyglądało na to, że nie tylko Sullivan miał problemy z utrzymaniem równowagi na poziomie, ale w porównaniu do swojej towarzyszki niedoli, jego organizm działał coraz lepiej. Wyostrzyły się zmysły – słuchu i wzroku – a ruchy, dotychczas stawiane pokracznie jak u pijaka po kilkunastu głębszych, wreszcie nabrały grama zwinności, jaka przysługiwała kotom.
Cyferki ulatywały mu przed nosem. Piętro piąte. Czwarte. Drugie. Wreszcie parter. Dotarł na niego bez większych komplikacji, choć ciężko mówić o braku problemów, skoro skraplał całą drogę własną krwią. Gdzieś w oddali słyszał też tupot butów – jedne brzmiał żwawiej, drugie przypominały kroki stawiane przez kulejącego.
W całym budynku było przeraźliwie cicho, więc mógł mniej więcej skonkretyzować, jak daleko tłucze się zagrażające mu niebezpieczeństwo. Piętra nie różniły się niczym – na niektórych dostrzegał ciała, dziesiątki, setki, może więcej ciał w różnym stopniu rozkładu, reszta pozostawała bez zmian.
Parter wydawał się zaskakująco „czysty” - zakurzony, z rdzawymi plamami na podłodze i smugami czerni na ścianach, ale poza tym wszystko wskazywało na to, że rzadko się go używało.
I w oczy rzucało się wyjście. Dwuskrzydłowe drzwi zatrzaśnięte na amen, z charakterystyczną diodą w kolorze rażącej czerwieni tuż nad czytnikiem.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dopadł do drzwi, omal nie wyjąc z nieopisanej radości… która szybko zakłębiła się w gardle jako gorzka, niemal bolesna bezsilność.
Czerwona dioda zabłyszczała mu wściekle prosto w oczy, zupełnie jakby chełbiła się tym, że w tej chwili wydawała się wymordowanemu przeszkodzą nie do przeskoczenia. Po sekundzie przemożnej ochoty rzucenia się w rozpacz, poczuł zawzięcie. Okupione idiotycznym przeczuciem, że jego starania pójdą na nic, jednak.. cholera, musiał próbować.
Każda osoba, którą spotkał miała ten pieprzony kod na ciele. Włączając w to masę trupów, na które napatrzył się kilka pięter wyżej. Domyślał się, że nie będzie mieć żadnej możliwości, by poszybować znów ku górze i odgryźć z czyjejś zimnej ręki kawałek skóry. Przynajmniej w tej chwili nie chciał uciekać się do takich kroków, wiedząc, że z tej samej strony nadbiegną ku niemu Hibiki lub Rosel.
Na tyle szybko na ile potrafił, ściągnął z siebie bluzę. Stał już nagi, podczas powtórnej przemiany w z kota w człowieka i obejrzał swoje ciało dokładnie, wówczas nie zauważając żadnego kodu. Tors, ramiona, nogi… nie widział twarzy, którą bezceremonialnie przytknął do czytnika. Miał ją na tyle drobną, że wypróbowanie obu policzków, brody, czoła i kawałka szyi nie powinno zająć mu choćby kilkunastu sekund, zważywszy na to, że wcześniej czytniki zaskakiwały od razu. Jeżeli mu się nie udało, odwrócił się i spróbował karku. Jeżeli nie, wyginałby się jeszcze, by spróbować z plecami, na tyle na ile pozwalałyby mu możliwości i goniący czas.
Jeżeli jego starania nie przyniosłyby oczekiwanych rezultatów lub usłyszałby kroki, sygnalizujące, że od dziewcząt może dzielić go wyłącznie jedno piętro… bez namysłu pobiegłby w drugi korytarz, skręcając od razu w zakręt.
Bluzę trzymałby w ręku.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mimo podstawienia twarzy pod czytnik, czerwień nieubłaganie raziła po oczach. Stukot butów o posadzkę był za to coraz głośniejszy i można było mieć pewność, że ledwie sekundy dzielą Ailena od konfrontacji z Hibiki i Rosel. Zsunięcie materiału z ciała i odwrócenie się tyłem do czytnika dopiero przyniosło efektu po czasie, gdy skaner natrafił na odpowiednie miejsce i ściągnąwszy zapis kodu wreszcie zatikał cicho, sygnalizując start otwierania drzwi.
Zważywszy na to, w o ile lepszym aktualnie był stanie niż goniąca go dwójka, ucieczka okazała się łatwa.
Póki witalność nie spadła do naturalnego poziomu, a ból nie zakuł w ramieniu do tego stopnia, że hasło: "twoje dni są policzone" miało tu nad wyraz dużo sensu.

MISJA ZAKOŃCZONA SUKCESEM
Nie była to co prawda misja na zdobycie czegokolwiek, ale przetrwałaś ze mną aż siedem stron, dlatego na najbliższej fabule Ailena masz możliwość znalezienia nim artefaktu z geokinezą opisanego w temacie z nagrodami.

Ponadto pełna kuracja obrażeń nie może potrwać krócej niż 3 najbliższe wątki (takie solidniejsze; nie przesadzajmy z ideą "jeden wątek = 2 posty i ucieczka z tematu"). Jeżeli na najbliższej fabule nie znajdziesz osoby, która zajmie się ranami Kurta (w szczególności lewym ramieniem) rzucę kością na możliwość gnicia tej części ciała, co równać się będzie konieczności amputacji.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach