Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

MISTRZ GRY.
Przytaknęła. To był szybki, konkretny ruch, jakby tylko czekała na znak, aby to zrobić. Najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy ze swoich gwałtownych ruchów, choć dusiła niemogące zelżeć napięcie. Była zdenerwowana i każda komóreczka jej ciała na siłę starała się ją o tym uświadomić, przy okazji dając konkretnego kopa za każdym razem, gdy znów rozchylała usta i nie mogła wypowiedzieć zdania normalnym, nieprzerywanym tonem.
- A... ach, tak. - Przełknęła ślinę, bo z jakiegoś powodu nagle zaschło jej w gardle. Może to te łzy skutecznie wysuszyły organizm od środka? -  A jeśli... jeśli tak naprawdę jest nas tutaj więcej..?
- Dokąd pobiegła bestia?
Blondynka w pierwszym odruchu chciała pomóc mu się podnieść. W drugim oczywiście zdławiła chęć w zalążku, traktując go jako pełnoprawnego - jedynego, zresztą - mężczyznę, któremu z pewnością nie w smak by było podanie dłoni komuś słabszemu i kruchszemu. Hibiki przetrzymała to pytanie między nimi na tyle długo, że wszystkie sygnały na Niebie i Ziemi wskazywały na jej wieczne milczenie w tej sprawie i kiedy Kurt mógł się już żegnać z odpowiedzią zamaszystymi ruchami ręki, Hibiki odchrząknęła.
- Korytarzem. Pobiegła korytarzem - uściśliła, kiwnięciem brody wskazując kierunek. Kurt mógł dostrzec tylko kilka dużych kropel śliny na ziemi z miejsca, z którego przybył - miejsca, które chcąc nie chcąc prowadziłoby go do zostawionej wcześniej Rosel i wariantu, który odrzucił, z którego dobiegały odgłosy z góry go odstraszające.
- I...
Spojrzała na niego, znów zaciskając zęby.
- … skąd przybiegłaś z... Narai?
Na dźwięk imienia towarzyszki oczy Hibiki znów zaszły łzami, ale przetrzymała kłębiące się w piersi uczucie i stłamsiła je szybko i nagle.
- Jak to skąd? - mruknęła pod zaczerwienionym nosem, na moment nawet wyglądając na oburzoną. - Z tamtego pokoju. Na końcu korytarza. Tak jak mówię, Narai ich odciągnęła i... nie, nie widziałam. Ja ich tylko słyszałam. Że nas gonili przez korytarze. Narai mnie obroniła, wiesz? Kazała tam wejść, siedzieć cicho, a ja się tak bałam i... - Zamilkła. Zdała sobie sprawę, że za dużo mówi, ale nic nie mogła na to poradzić. Serce wciąż tłukło jej się w piersi, adrenalina buzowała w żyłach, emocje brały górę. Jasne, próbowała się wyciszyć, ale usta drżały, a powieki zaciskały się, gdy nie mogła patrzeć na ślady bosych, krwistych stóp. Nabrała powietrza przez zęby i zerwała się na równe nogi. Chciała wpierw wstać spokojnie, ale kolana prawie się pod nią ugięły, więc siłą szarpnęła się do góry, zaciskając ponownie dłonie w pięści.
- Nie wiem. Nic nie pamiętam. Nie pamiętam dokładnie. - Zaplątała się, potykając nieco o własne wyjaśnienia. - Byłam z Narai gdzieś blisko M3, bo ukradłyśmy stamtąd ubrania... - zarumieniła się, jakby zawstydzona tym wyznaniem - a potem ocknęłam się w małym pomieszczeniu. I... - zaczęła niepewnie, gdy ruszyli wzdłuż korytarza. Jedna z jarzeniówek zamrugała niebezpiecznie. - … mogę potrzymać cię za rękę? - Zacisnęła palce na nadgarstku swojej drugiej dłoni niespiesznie idąc te dwa niezbędne kroki za Ailenem. - Albo... powiesz mi chociaż, jak masz na nazwisko?

Kurt zorientował się - intuicyjnie - że lada moment wyjdą zza zakrętu, który prowadziłby wprost do celi, w której się obudził. Tej samej, którą dzielił ze swoją towarzyszką niedoli. I się nie pomylił. Kilka kroków, a mógł spokojnie stanąć naprzeciwko czarnego prostokąta; drzwi nadal były otwarte.

Za to było cicho.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„A jeśli... jeśli tak naprawdę jest nas tutaj więcej..?”
Może pochopnie podchodził do wydawania swoich opinii, jednak był niemal stuprocentowo pewny, że nie byli tutaj sami. Pokaźny pliczek akt ze zdjęciami i charakterystyką poszczególnych obiektów, fakt, że znalazł się w celi razem z Rosel, a nawet mrożące krew w żyłach szepty wydawały mu się dość oczywistym zapewnieniem, że ich podobnych mogło być tutaj znacznie więcej. Mimo wszystko przemilczał swoje komentarze w tej sprawie, oceniając stan dziewczyny na u progu wytrzymałości psychicznej. Domyślał się, że w tej chwili sam nie wyglądał lepiej, niż przestraszone, zapędzone w kozi róg zwierzę, jednak potęgowanie paniki u Hibiki uznał za niepotrzebne. Jeszcze zacznie mu się udzielać i ze skowytem wróci do punktu wyjścia.
Wyczekiwał ze zniecierpliwieniem odpowiedzi, korzystając z okazji, by wyłapać czułym uchem jak najwięcej dźwięków. Cisza dłużyła się nieubłaganie i gdy nabrał ochoty, żeby ją przerwać, blondynka nareszcie coś mu odpowiedziała.
Kiwnął tylko głową, nareszcie uwalniając dziewczynę od własnego spojrzenia. Spojrzał w kierunku, w którym pobiegła bestia, jakby wyczekiwał jej powtórnego pojawienia. Choć chłonął każde jej słowo, nie wydawał się szczególnie dociekać reszty historii opowiadanej przez Hibiki.
- Poszukamy jej. – zadecydował, choć słowa przechodziły mu z gardła tak opornie, że nietrudno było się domyślić, iż nie była to rzecz, której pragnął najbardziej na świecie. Może nawet nie ze względu na czysty brak ochoty, by pomóc komukolwiek, kogo nie znał i nie komu ufał. Bał się mieć na karku więcej zmartwień, niż własne życie. Szczególnie, że najprawdopodobniej  powtórnie spotkają to coś na swojej drodze… do tego wiadomość, że nieprzyjaciół było znacznie więcej. Nie było to co prawda zaskoczenie tygodnia, sądząc po scenerii w jakiej teraz truli powietrze, jednak potrafiło zdławić morale. Mimo wszystko to wciąż lepsze, niż bycie samemu.
Wykonał pierwszy krok, wciąż trzymając się za wykwitnięte obrażeniami ramię, gdy…
- „… mogę potrzymać cię za rękę?”
E?
Zatrzymał się, obracając skrzywioną w zaskoczeniu twarz. Nie spodziewał się takiego pytania od kogokolwiek poznanego w sytuacji realnego zagrożenia, a nawet jeśli, to wyobrażał sobie w tej roli pewnego niebieskookiego konusa, z którym podzielił się dwoma latami własnego życia.  Zmarszczył nos, dając dziewczynie poczucie, że jej pytanie było co najmniej nie na miejscu, a wypowiedzenie przeczącej odpowiedzi było tylko kwestią wyplucia jednego słowa.
Westchnął.
- Mów mi Kurt. – odrzekł krótko, odlepiając rękę od lewego ramienia. Wysilił się na resztki dobrego smaku, by wytrzeć czerwoną ciecz o bluzę, nim wyciągnął w kierunku dziewczyny dłoń. – Chodź. Tylko staraj się nie przewrócić. – nawet nie chciał obierać roli księcia z bajki, malując ton głosu w barwy bliższe zimnym odcieniom, jednak zdążył zwrócić uwagę, że Hibiki ledwie trzymała się na nogach, a to najpewniej wiązało się z jej wolnym chodem. Jeśli miała ich spowalniać, Ai będzie tym, który pociągnie ją naprzód.

- Za tym zakrętem jest cela, z której wyszedłem. - zniżył głos do szeptu, jakby bał się, że Rosel, która wciąż gniła w celi mogłaby go usłyszeć. Wolał podzielić się tą informacją z towarzyszką, dochodząc do wniosku, że dobrze będzie posiadać ten sam zakres wiedzy odnośnie ów miejsca, jeżeli już postanowili działać wspólnie. – Znajduje się w niej jeszcze jedna osoba. Dziewczyna najprawdopodobniej siedzi tutaj znacznie dłużej, niż my. Nie chciała iść ze mną. Chyba nawet nie byłaby w stanie…
Nie podobała mu się ta cisza. Miał złe przeczucia, gdy patrzył w głąb czarnego prostokąta, za którymi powinna znajdować się jego wysuszona, połamana towarzyszka, która spędziła w tym więzieniu więcej lat, niż byłby w stanie to sobie wyobrazić.
Mimo wszystko nie widział sensu zetknięcia się powtórnie ze swoim startem.
- Idziemy? Wiesz co jest dalej? – odparł, rzucając przelotne spojrzenie na dziewczynę, ostrożnie ruszając w głąb nieznanej mu części ośrodka. Był podenerwowany, co dziewczyna mogła odczuć nienaturalnym ciepłem, które generowała dłoń chłopaka, o ile oczywiście zdecydowałaby się iść z nim za rękę. Obawiał się, że bestia mogła obrać sobie celę Rosel za nowy punkt i tam czekać. - Krzycz, jeżeli coś zauważysz... - mówiąc "coś", miała na myśli to coś. Jeżeli jej pisk poprzednim razem zmusił bestię do ucieczki...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Nie było metafor, nie było aforyzmów, nie było żadnych słów, aby opisać ulgę, która dosłownie rozlała się po skrzących od łez oczach dziewczyny. Oczywiście, nie rzuciła się mu z piskiem na szyję, nawet jeśli jakiś wewnętrzny, uporczywy głosik próbował ją do tego namówić, ale nawet bez euforycznych napadów widać było jej wdzięczność. I poniekąd podziw, bo mimo braku znajomości, postanowił ulec i przyłączyć się do poszukiwań, które być może będą prowadzić jedynie do prawdy mianującej się okrutną.
Szła jednak za nim, próbując już nic nie mówić. Trajkotanie najwidoczniej było jedną z jej wad, które w aktualnym położeniu dusiła z zaskakującym jak na rozgadane dziewczęta skutkiem. Nie umiała jednak ukryć zaskoczenia, gdy wysunął ku niej dłoń. Nie przejmowała się, że nadal nosiła na sobie ślady startej krwi. Po prostu go chwyciła. Był ciepły i było jej dobrze, bo poczuła się bezpieczniej, mogąc kogoś po prostu mieć przy sobie tak blisko, że bliżej w tej sytuacji nie można. Palce zacisnęły się tylko lekko na jego ręce, ale wpasowała się w niego niemal idealnie - była kruchsza i mniejsza, niż dłoń Ailena, ale dzięki temu łatwiej mu było zapanować nad drżeniem towarzyszki.
Mógł za to doskonale orientować się w jej reakcjach, bo gdy dał nacisk na słowo „znaczniej” poczuł jak chwyt na moment się wzmocnił.
- Jak to... nie była w stanie? - Hibiki również ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu, jakby zrozumiała, że ściany miały uszy, że mówienie o czymkolwiek na głos mogło być tu niepożądane. Głównie było to ryzyko dla nich samych - przecież każdy mógł ich wtedy namierzyć, a wyglądało na to, że tego dziewczyna obawiała się teraz najbardziej.
Choć Kurt się zatrzymał, ona zrobiła jeszcze dwa kroki, nim zorientowała się, że zamiast iść dalej, chłopak przygląda się czarnego prostokątowi ziejącego pustką na samym końcu korytarza.
- Idziemy?
Kiwnęła naprędce.
- Jak najszybciej...
- Wiesz co jest dalej?
- Biegłam tym korytarzem, ale nie zauważyłam nic konkretnego - przyznała od razu, przysuwając się nieco do Sullivana.
- Krzycz, jeśli coś zauważysz.
Chcąc nie chcąc - może już nawet z bezsilności - kąciki jej ust drgnęły w chwilowym uśmiechu. Była wyczerpana.
- Jeśli coś zauważę, dowiesz się o tym w tej samej sekundzie.

Im dalej szli, tym mocniejsza woń krwi docierała do nosa Ailena. Nie musieli zresztą zbyt długo czekać na nagłe, jakby mokre huknięcie. Hibiki ścisnęła mocniej dłoń Kurta i przyspieszyła, bezdźwięcznie przemykając po linii podłoża. Zatrzymała się dopiero przy najbliższym zakręcie, wstrzymując dech, jakby nawet on mógł zniszczyć cały urok szpiegowania.
- … yślałaś, że nas przechytrzysz?
Rozbawiony ton głosu miał w sobie coś, co każdy był w stanie wyczuć. Rozdrażnienie. Hibiki przylgnęła plecami do ściany i nasłuchiwała dalej.
- Pierdol się.
W tym momencie spojrzała w bok, prosto na Kurta. Różowe usta rozchyliły się i poruszyły na kształt imienia „Narai”.
- Masz ostatnią szansę.
Rozbrzmiał zachrypnięty śmiech.
- Liczę do trzech.
Rozbrzmiał głośniej.
- No to gratuluję umiejętności!
Znów to głośne, charakterystyczne uderzenie. Głos Narai ucichł, zastąpiony krótkim warknięciem.
- Co za głupota, hah! Powiedziałem ci już, że albo zdradzisz nam, gdzie jest ta blond dziwka, albo czeka cię bardzo długa, tragicznie bolesna śmierć.
Przez chwilę cisza przylgnęła do każdego kąta, każdej powierzchni, każdego ciała tego budynku, jakby on sam nabrał wdechu i przetrzymał go w sobie. Dopiero po upływie kilku sekund do uszu podsłuchiwaczy dotarło rozbawione „thm”. Nie widzieli jej, ale tak Hibiki, jak i Kurt, mogli mieć pewność, że na twarzy Narai pojawił się cień zadziornego uśmiechu.
- Próbuj, dziadu.
Hibiki nie była w stanie tego znieść. Wolną dłoń przycisnęła do ust, tamując histeryczny krzyk, choć jej nogi zaczęły drżeć od kolejnej serii uderzeń, przekleństw wypowiedzianych niskim, basowym tonem mężczyzny, który „przesłuchiwał” Narai, kilka sapnięć i warknięć towarzyszki jasnowłosej, aż wreszcie dźwięk kroków wzbogacony o odgłos szurania - ciągnięto coś po ziemi i nieciężko było się domyślić, czym owo „coś” było.
Głosy dobiegały z dalszej części korytarza, ale wciąż były możliwe do wychwycenia przez sprawne zmysły wymordowanych:
- Tak, tutaj.
- Przykuć ją? - pytanie wydukano powoli, ledwo.
- Oczywiście, imbecylu! - syknął niski, głęboki głos. - Zdzira raz zwiała. Drugi raz nie ma opcji, by się uwolniła. A wy? No jazda! Do roboty! Szukać tej drugiej zołzy! Banda beznadziejnych kretynów!
Krok, krok, krok.
Piknięcie.
Szurnięcie.
Cichy jęk Narai.
Metaliczne charknięcie - zamknęły się kajdany.
Znów piknięcie.
Krok, krok, krok.
Hibiki dygotała, zaciskając zęby na knykciach. Długo nie była w stanie się ruszyć, rozbieganym spojrzeniem wpatrując się w podłogę przed sobą. Jedno było pewne - mieli cholerne szczęście, że nikt nie postanowił przejść tym korytarzem, bo zauważenie ich było banalne. Oboje prezentowali się jak kleks po czarnej kawie zdobiący śnieżnobiały obrus w równie białym, sterylnym pomieszczeniu bez okien i widocznych drzwi.
Dopiero po czasie Hibiki drgnęła i puściła dłoń Kurta, choć jak niczego innego nie chciała się teraz schować gdzieś za nim albo w jego ramionach - gdziekolwiek, byle przestać uczestniczyć w chorym przedstawieniu. To ona zdobyła się na to, aby spojrzeć przez róg. Potem szybko odwróciła się do Sullivana, zacisnęła usta i kiwnęła głową.
„Droga czysta” - mówiło jej spojrzenie, nim nie ruszyła na palcach przed siebie. Mijała kolejne i następne, i jeszcze jedne drzwi, nim nie natrafiła na te, na których pojawiły się starte ślady, jakby ktoś próbował pozbyć się z nich brudu. Chciała stanąć na palcach i zerknąć do ich środka przez malutkie okienko o kształcie długiego prostokąta, ale nie dosięgała. Zerknęła za to bezradnie na czytnik, a potem na Kurta.
- Ona tam jest - szepnęła, praktycznie nie wydobywając z siebie dźwięku. Znów po prostu poruszyła ustami.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Jak to... nie była w stanie?”
Skrzywił się, nie do końca wiedząc jak łagodnie odpowiedzieć na pytanie blondynki, żeby przypadkiem nie dokładać jej tymi informacjami kolejnych belek do dźwigania. W naturalnym odruchu niemal natychmiast wyplułby z ust słowo „tortury” i upstrzył je szczegółowym opisem, dodając wzmiankę o tym, co znalazł w pokoju archiwalnym (?) na drugim krańcu korytarza, jak to jego zwiadowcze wyszkolenie nakazywało mu robić, ilekroć był proszony o raport. Jednak choć nawet na nią nie patrzył, doskonale czuł jak bardzo drżały jej dłonie. Nie twierdził, że sam nagle przestał się bać, jednak zakładał, że to Hibiki była bliższa panice. Skoro od tej chwili działali wspólnie, Ai wolałby nie wpaść w sidła wroga przez jej płacz. Zastanawiał się tak długo, że w końcu zrezygnował. Blondynka musiała się zadowolić tylko ciężko wypuszczonym powietrzem i przełknąć fakt, że Kurt wolał nawet na nią nie patrzeć, gdy jeszcze przymierzał się do odpowiedzi.
Wkrótce jednak temat Rosel rozwiał się w eter, gdy nos coraz głośniej krzyczał, że ten potworny smród, który go drażnił, był krwią, a uszy wyłapując pierwszy dźwięk, który nie był oddechem żadnej z ich dwójki, jednogłośnie zmusiły go do stanięcia w miejscu. Zatrzymał się gwałtownie, automatycznie nie wykonując żadnych zbytecznych ruchów, poza ustawieniem głowy w dogodnym kierunku, by jak najwyraźniej usłyszeć załamujący się przez korytarz dźwięk. Przez chwilę sam nie wypuszczał z płuc powietrza, najwyraźniej usprawiedliwiając się tym samym zdaniem, co Hibiki.
Narai.
Długo nie musieli jej szukać.
Starał się zachowywać spokój, nie myśląc o tym, że zaledwie jeden błąd mógł ujawnić ich obecną lokalizację, która, będąc szczerym, nie miała w sobie nic, co upoważniałoby do określenia jej mianem bezpiecznej. Jeden krok; po nich. Jeden dźwięk; po nich. Jedna myśl ich oprawców, by przejść się korytarzem w ich kierunku; po nich. Jedna krwiożercza bestia za plecami; po nich.
Mocniej ścisnął rękę dziewczyny, łudząc się, że to choć w minimalnym stopniu złagodzi poczucie strachu, który teraz czuła. Był przygotowany, by w razie konieczności dobić do niej drugą ręką i zasłonić usta lub złapać, jakby nie daj boże drżące nogi kompletnie się pod nią załamały. Hibiki jednak sama zdecydowała się zatkać sobie usta. Od tego momentu musiała znosić na sobie czujne spojrzenie rozżarzonych żółcią oczu. Pilnował jej.
Krok, krok, krok.
„Droga czysta.”
Kierował się tuż za nią, wolniejszym krokiem, niż sam mógłby siebie o to posądzić. Nie pozostawał co prawda szczególnie w tyle, jednak czuł się cholernie odsłonięty na tym kawałku korytarza, co dodawało mu ostrożności w postępowaniu kolejnych ruchów. Zwrócił też uwagę na mijane drzwi, nie mogąc powstrzymać się, by zawiesić na nich spojrzenia. Tam są ludzie?
Dotarłszy do wyznaczonych przez Hibiki drzwi, spróbował zaraz po niej spojrzeć przez prostokątne okienko. Jeżeli nic nie zwróciłoby jego uwagi lub nie byłby w stanie po prostu tam zajrzeć, rzuciłby Hibiki porozumiewawcze spojrzenie, zerkając kolejno w jej oczy, na czytnik, kończąc na kodzie kreskowym na udzie.
Przykucnął robiąc z rąk koszyczek, aby Hibiki mogła na niego nastąpić. Jeżeli mocno by się go złapała lub wsparła o ścianę, Ai spróbowałby ją podsadzić tak, aby wycelować jej kodem w czytnik.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Hibiki nie czekała na jakiekolwiek polecenia z jego strony. Wsunęła szybko stopę na dłonie Ailena i wybiła się drugą nogą, próbując jak najszybciej złapać równowagę. Zachowanie przy tym ciszy było niezbędne, ale ubrania i tak szurnęły po ścianie, aż dziewczyna zamarła z przerażenia, że nawet tak błahy na pozór dźwięk mógłby zawrócić rozsianych po korytarzach mężczyzn. Nie chciała stanąć z nimi twarzą w twarz. Zresztą, nikt pewnie nie chciał, więc gdy cisza utrzymała się jeszcze kilka chwil, wypuściła powoli powietrze przez usta i spojrzała w dół, prosto na Kurta, trochę przepraszająco, trochę pytająco, czy daje radę z rannym ramieniem. Musiał dać, jeśli chcieli wydostać Narai z tej metalowej klatki. Hibiki mocno wzięła to sobie do serca, bo szybko uniosła nogę i spróbowała podprowadzić udo pod czytnik.
Syknęła cicho, gdy się zachwiała, świadoma, że nadwyręża mięśnie wymordowanego. W końcu zrezygnowała. Oparta dłońmi o ścianę spojrzała w dół i znów poruszyła ustami. „Trzymaj się”. A potem oparła stopę o jego bark, nie ściągając z niego wzroku, na wypadek, gdyby nie wyraził zgody. Prędko zmusiła się jednak do stanięcia na wyższym poziomie, złapała w palce czytnik, nabierając tym samym lepszej statyczności i znów powtórzyła manewr z uniesieniem zgiętej w kolanie nogi.
Rozległo się ciche piknięcie, a drzwi wsunęły się do środka. Hibiki aż zamarła - znów to samo. Znów hałas, który mógł zwabić wrogów, jak natrętne muchy do gówna, w które sami się wkopali. Nie czekając więc na cudzą reakcję zeskoczyła na ziemię. Zrobiła to tak cicho, jakby nic nie ważyła, a jej sprężysty ruch sprawił, że cały zabieg wyglądał na wcześniej zaplanowany. Wylądowała na lekko ugiętych kolanach, a gdy je wyprostowała była już w połowie obrotu. Sullivan ledwie zapewne się zorientował, a już został zmuszony do postawienia pierwszego kroku. Dłoń wymordowanego zamknięto w mniejszych rękach, które wciągnęły go w głąb otworzonego pokoju. To była kwestia sekund, gdy Hibiki pchnęła go ku ścianie, a potem znów władowała się na niego, naglona czasem. Wdrapała się ponownie na barki Charta, uniosła nogę, czytnik zamigotał na zielono i drzwi zamknęły się, odcinając ich od świata pełnego zawiłych korytarzy i pozamykanych na amen pokoi.
Pozostali tylko oni i bardzo odległe odgłosy kroków.
Blondynka zeskoczyła z powrotem na ziemię. Cela była czystsza niż ta, w której obudził się Kurt. Co prawda nadal unosił się tu zatęchły odór - i mogli mieć pewność, że gdzieś w ciemnym jak sama noc pomieszczeniu znajduje się osoba, której nie dane będzie się już podnieść - ale poza tym bose stopy nie ślizgały się na wydzielinach, fekaliach i rozlanej jak farba posoce.

Kurt usłyszał ciche kroki.
Hibiki szybko podeszła do leżącej w rogu postaci. W świetle przebijającym się przez szybę w drzwiach widoczne były tylko leżące na ziemi nogi. Czarne nogawki i ciemnoniebieskie trampki drgnęły, gdy Hibiki zatonęła w mroku i dopadła do sylwetki, lekko nią potrząsając.
- Narai? - szepnęła próbując zapanować nad głosem. - Narai, słyszysz mnie? K-Kurt? - Tym razem zwróciła się do Sullivana. Mimo ciemności mógł mieć pewność, że na niego spojrzała. - Możesz poświecić? Nie widzę jej twarzy. Ale czuję, że ma na nadgarstkach kajdanki. Jak mamy jej pomóc? Cholera, co oni ci zrobili, Narai?


- - - - -
OBRAŻENIA: o wiele większy ból ramienia; z racji wysiłku i nacisku na ranną rękę, wytoczyło się więcej krwi. Kurt czuje się w miarę dobrze, ale ma wrażenie, że lada moment, a stan jego świadomości stanie się przyćmiony.

Od MG: ten post jest taki smutny, że się do niego nie przyznaję. Oby następne były bardziej ogarnięte.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

O ile starał się nie poddawać panice, to w momencie, gdy usłyszał tak błahe szurnięcie ubrań o ścianę, myślał, że serce eksploduje mu w piersi. Za nic miał przepraszające spojrzenia dziewczyny, będąc zdania, że powinna bardziej skupiać się na tym co robiła, niż na jego zdrowiu. Przedkładał ponad nie życie, a jeżeli miał się chwilę pomęczyć, to był w stanie taką cenę zapłacić.
Przynajmniej tak starał się myśleć.
Hibiki była w stanie usłyszeć ciężkie, wypuszczane nosem powietrze, które na domiar złego, wydobywało się z jego płuc w ratach, jakby chłopak dawkował ilość wypuszczaną w otoczenie. Łudził się, że to pomoże mu bez piśnięcia wytrzymać piekący ból, ale nawet sama przebijająca się przez bluzę czerwień zmuszała go do zaciskania zębów coraz mocniej i mocniej…
Traf w to, do cholery.
Nie negował trudności zadania, jakie miała przed sobą Hibiki… jednak czym prędzej chciał odczuć ulgę tych kilkudziesięciu kilogramów mniej z własnych barków.
Piknięcie.
Znowu ten ból w piersi, który tym razem zadrżał też całym ciałem, zmuszając go do obrócenia głowy lub przynajmniej zahaczenia kątem oka o najbliższy korytarz. Ten dźwięk był głośniejszy, niż byle szurnięcie. Mimo obaw udało mu się jednak wejść do pomieszczenia, a właściwie zostać wciągniętym. Ponownie został wykorzystany jako ludzka drabina, tym razem dosłownie czując spływające po palcach krople krwi, które powoli zaczynały skapywać z rany, nie wsiąkając już w przedarty rękaw bluzy. Było mu słabo.
Zginął w mroku, opierając się plecami o ścianę niedaleko drzwi. Miał w głowie opowieść Hibiki, która jasno sugerowała mu, że charakterystyczny zapach był skutkiem walających się gdzieś obok nich zwłok, ale starał się o tym nie myśleć. Nawet jeżeli przy okazji nadepnąłby na czyjąś nogę, rękę, głowę… małe deja vu, Kurt?..., najpewniej zacząłby sobie wmawiać najróżniejsze rzeczy, które byłyby tylko lepszą opcją, niż trup.
Kroki.
„K-Kurt?”
- Cicho. –podjął próbę jak najlepszego pogodzenia szeptu ze stanowczym nakazem, rozpaczliwie ściskając się za krwawiące ramię, które dobitnie przypominało mu, że cierpi, a – dla odmiany – będzie jeszcze gorzej, jeżeli czegokolwiek z tym nie zrobi. – Ktoś idzie.
Nie chciał mówić za wiele, jednak liczył, że Hibiki pozostanie skryta w ciemności i nie dosięgnie go światło przez małe okienko drzwi. Sam Kurt miał podobne oczekiwania wobec samego siebie. Był bliżej drzwi od dziewczyny, jednak znajdował się obok nich, bojąc się puszczonego do pomieszczenia światła jak ognia. Osunął się bardziej w kąt, nasłuchując zasłyszanych kroków, z uchem niemalże przybitym do ściany.
Wykrzesałby w dłoniach ogień dopiero, gdy oceniłby, czy kroki się oddalają czy też zbliżają. Nie mając pewności nie chciał ryzykować zwracania uwagi na pomieszczenie dodatkowym źródłem światła.


Ostatnio zmieniony przez Ailen dnia 02.02.16 22:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Zaskakujące, jaką władzę posiadało to jedno, wyszeptane słowo. Dziewczyna od razu zamilkła, choć Ailen mógł być pewien, że jej ciało drżało z przejęcia, ze strachu, ze zdenerwowania, ze wszystkich negatywnych emocji po kolei, które przewalały się przez nią, tworząc istną bombę zegarową.
Kroki się nasiliły.
Ktoś już nie szedł.
Biegł.
I to nie był zwykły bieg.
To był bieg godny rajdowca, który widzi już metę, a który na ogonie ma stado przeciwników.
Hibiki zerwała się z miejsca, przemknęła przez podłużny prostokąt wymalowany na podłodze, na moment psując go i oświetlając swoją twarz, jasne kosmyki, duże, kolorowe oczy. A potem nagle padła na Kurta, dosłownie uderzyła o niego, jakby się przewróciła, a on jak na złość znalazł się na jej drodze.
Szczupłe ramiona opadły na jego barki i przygarnęły go bardzo blisko siebie w duszącym, trzęsącym się uścisku. Drżała i teraz miał na to żywy dowód.
Kroki były głośniejsze.
Hibiki syknęła cicho, wtulając się w niego, wsuwając palce w jego włosy i opierając musem jego usta i nos o swoje ramię. Wargami zahaczyła o płatek jego ucha. Poruszały się niepewnie, ale poza gorącym oddechem nie wydobyło się spomiędzy nich żadne słowo.
A potem kroki nagle ucichły.
Coś huknęło o metalowe drzwi.
Między nimi, a stojącym na zewnątrz olbrzymem istniała tylko linia ściany.
Sullivan usłyszał chwiejnie wypowiedziane słowo: „spokojnie”.
Piknęło.
Drzwi szurnęły.
Do środka wlało się mdłe światło jarzeniówek z holu, rozświetlając pomieszczenie. Liznęło nawet nieco twarz opartej o ścianę Narai. Czarne kosmyki przykleiły się do jej rozciętej wargi, a Kurt dostrzegł dużą opuchliznę na policzku. W tym jednak momencie po jego prawej stronie wyłoniła się wielka, gruba noga, która z pewnością odwróciła jego uwagę nawet od nieprzytomnej przyjaciółki Hibiki. Noga nie posiadała stopy w znanym znaczeniu; monstrum opierało się raczej na czymś, co swoją budową prezentowało się jak ciężkie pnie o płaskim spodzie. Zaraz potem wsunął się gruby pysk o wysuniętej żuchwie. Zza linii dolnej, cienkiej wargi wystawały długie kły o samej długości dłoni Ailena. Mógł to sobie spokojnie porównać, gdy wielki łeb przesunął się na bok i znalazł o milimetr od jego twarzy.
Milimetr.
W tym akcie dzieliła ich od siebie odległość cieńsza niż włos.
Chart czuł doskonale na policzku gorący, mdlący oddech, gdy bestia wypuściła przez owalne nozdrza głęboki wydech. Hibiki również poczuła powiew powietrza, bo ścisnęła mocniej Ailena, nawet nieświadoma, że siedząc mu na rozłożonych musem kolanach i gniotąc go w ramionach, powodowała więcej szkody niż pożytku.
A jednak mimo faktu, że bestia wpatrywała się wyłupiastym ślepiem prosto w ich dwójkę szybko wydała z siebie coś w rodzaju charknięcia i wysunęła się z pomieszczenia. Znów rozległo się piknięcie. Drzwi szurnęły. Do środka wtoczyła się absolutna ciemność. Kroki oddaliły się, pozostawiając po sobie głuche dźwięki uderzeń odbijanych od ścian i sufitów. Pozostało tylko ciężkie powietrze i napięte do granic możliwości mięśnie. Napięte tak mocno, że lada moment, a mogłoby się zdawać, że pękną.
- Wsz-wszystko w porządku? Do diabła, co to takiego było? - szepnęła Hibiki wypuszczając Kurta dopiero, gdy minęło kilka dłużących się w nieskończoność minut. Przez ten czas nie rozległ się już jednak żaden odgłos świadczący o obecności dodatkowych osób, którym bez dwóch zdań nie spodobałoby się, że jacyś gówniarze węszą po nieswoich celach.
Odsunęła się od niego, ale nie próbowała się podnieść. I tak cała dygotała.
- Jest nieprzytomna - dodała zaraz, szybko zerkając ku Narai oświetlonej dzięki Kurtowi. - Zostaniemy tu aż się ocknie? J-jak twoja ręka? Jeśli Narai się obudzi... na pewno ci pomoże, wiesz? Co... co my zrobimy? Jak stąd uciec..?

Grawitacja nie istnieje, to życie po prostu jest ciężkie. | Ailen |  - Page 3 Drugapng_sehshqx
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego serce zdawało się przyspieszać w ambitnie obranym celu zrównania się z odgłosem kroków na korytarzu.
Stuk… stuk… stuk, stuk, stuk stukstukstuk-
Gdyby mógł jeszcze mocniej wcisnąć się w ścianę, najprawdopodobniej od razu by to zrobił, o ile prędzej nie porwałaby go ochota położenia się na środku pomieszczenia w pozycji embrionalnej oraz gorzkiego zapłakania nad swoim losem i upiornie oplatającej go bezsilności. Nim jednak zdążył uczynić choćby jeden niebezpiecznie przerywany wdech, dziewczyna naskoczyła na niego, o dziwo nie wyrywając z jego drżącej, chuderlawej piersi niczego poza ledwie słyszalnym świstem tego, co do tej pory udało mu się uzbierać w płucach. Ramię paliło.
Na te kilka sekund przestał rozumieć, co się wokół niego działo. W pierwszym odruchu wsparł się zaciekle dłonią o bark dziewczyny z zamiarem natychmiastowego odsunięcia jej od siebie, gdy…
HUK!
Zacisnął palce na jej ubraniu i zastygł w bezruchu, a przynajmniej próbował.
Piknięcie.
Choć starał się nie panikować, nie potrafił opanować histerycznego drżenia całego ciała, które dziewczyna mogła bez trudu wyczuć. Nie tylko ona była tutaj zdarta z koloru do szarej ściany. Sullivan z pewnością by coś krzyknął, gdyby przypadkiem nie zapomniał oddychać. Czując duszący, obrzydliwie ciepły powiew z nozdrzy bestii, myślał, że odgryzie sobie kawałek języka przez bezgłośne szczękanie zębami. Sam nie wiedział czy robiło mu się słabo od spojrzenia samej śmierci w oczy czy faktycznie winę ponosił za to brak tlenu, do którego sam nieświadomie się doprowadzał.
W takich chwilach człowiek zastanawia się nad wieloma rzeczami. Mógłby przysiąc, że w jednej chwili usłyszał głos każdej osoby, na której mu zależało. Widział błysk oka wszystkich swoich wrogów i przypominał sobie szczegóły twarzy tych, którzy byli mu kompletnie obcy. Może śmierć z rąk tego monstrum to forma jakiejś pokuty? Kary za grzechy? W zasadzie byli ludzie, dla których okazał się zwykłym potworem. Miałby teraz zaznać tego samego?
Nim spił z pomieszczenia pierwszą porcję powietrza, minęło sporo dłużących się sekund od piknięcia, na nowo zamykającego ich w czterech ścianach klatki. Kurt nie sprawiał wrażenia osoby, która do końca wierzyła w to, że w jej piersi wciąż biło serce. Siedział osłupiały z rozkraczoną na nim Hibiki, dopóki nareszcie ostro tnąca cisza nie przekonała go, że… cholera jasna… przeżył!
- O kurwa. – odparł dziwną mieszanką urywanych tonów, które z pewnością nie brzmiały, jak jego naturalny głos. Nie były też głośne, jakby chłopak wciąż miał problemy z oszacowaniem potrzebnej ilości tlenu. Mimo wszystko potrzebował odreagowania, a skoro czuł kostniejące mięśnie, zdecydował ulżyć sobie w słowach.
Gdy zaczęło mu się wydawać, że niebezpieczeństwo minęło – a przynajmniej zmniejszyło – wyciągnął rękę i zrodził w niej niewielki, niestabilny płomyczek, który mimo swojej mizerności, potrafił choć trochę oświetlić pokój. Ogień nie palił jego skóry, ale pomagał roznieść po pomieszczeniu swąd krwi, która uparcie oblegała dłonie wymordowanego.
- Ta.kontaktuj, kretynie.Tak, zostaniemy. – odparł cicho po kilku mrugnięciach, zerkając za nieprzytomną dziewczyną. Nie czuł się na siłach, żeby wstawać i do niej podbiegać. Podejrzewał, że nie tylko z powodu szoku. – Źle. Potrzebuję twojej bluzy, żeby zatamować krwotok. – chłodno wykalkulował, ponownie wracając wzrokiem do Hibiki; ponownie ostrzył sobie zawzięte spojrzenie. Nie potrafił wymusić uprzejmości – co za zaskoczenie! – ale szybka wzmianka o ubraniu blondynki, miała być czymś na wzór prośby. Nie czuł potrzeby opisywania skutków, które zresztą i tak były doskonale widoczne w jego oczach, jak i całym ciele. Gdyby nie płomień, natychmiast ponownie podtrzymywałby trzęsącą się, zmasakrowaną rękę. I może przestał mimowolnie krzywić przy każdym najmniejszym ruchu.
Potok pytań przelał się po nim, jak woda po kaczych piórach.
- Dlaczego to coś nas nie zabiło?  – szepnął, zawieszając twarde spojrzenie na dziewczynie, jakby oczekiwał, że doskonale znała odpowiedź na to pytanie. – To ta sama bestia, która wcześniej rozorała mi ramię?
Narai mu z pewnością pomoże.
- Jest medykiem? – wypalił, szybko kręcąc głową, jakby za późno stwierdził, że to pytanie nie było według niego najwyższej wagi. – Trzeba ją oswobodzić. Później pomyślmy nad ucieczką. – rzucił, powoli i bardzo kulawo zbierając się z ziemi. Wsparł się ręką o ścianę, ponownie kąpiąc pomieszczenie w mroku, pozostawiając ich wyłącznie ze światłem padającym przez prostokątne okienko. Coraz mniej chętnie porywał się na sztuczki z ogniem.
- Cholera. – szepnął, przecierając sobie zabliźniony policzek ręką, nieumyślnie zostawiając na nim malutkie skrzepy zaschniętej na palcach krwi. Dopiero teraz miał faktycznie okazję trzeźwo rozejrzeć się po pomieszczeniu i postąpić kilka koślawych kroków w stronę ciemnowłosej dziewczyny. Szukał wzrokiem czegokolwiek co okazałoby się przydatne w zdjęciu kajdan.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
- Dobrze - odparła szeptem, chwytając w palce poły na wpół odpiętej bluzy. W ciszy rozległo się „bzzzzzzzt!”, gdy pociągnęła za zamek błyskawiczny. Zaskakująco przyjemny materiał spłynął po ramionach dziewczyny, nim nie ściągnęła go z siebie i nie podała Ailenowi. Zreflektowała się jednak szybko i znów przycisnęła bluzę do siebie. - Pozwól, że ja to zrobię. Mogę?
Jeśli wyraził zgodę, od razu przysunęła się bliżej niego, by zabrać się za niszczenie własnego odzienia; jeśli nie, niechętnie, ale bez dyskusji oddała mu tkaninę. Zresztą, cokolwiek postanowił, nie wyglądała na urażoną tonem, jakim się do niej zwrócił, choć nic nie wskazywało na to, że o bluzę ją poprosił, nawet jeśli sam uznawał podobny ciężar głosu za prośbę.
- Dlaczego to coś nas nie zabiło?
Dziewczyna wciągnęła powietrze do ściśniętych płuc, przetrzymała je tam dłuższą chwilę, a potem wypuściła przez nos, jakby przygotowywała się do bardziej ważnej przemowy, w czasie której będzie wystawiona na ostrzał spojrzeń setek ludzi.
- Bo nas nie widziało. I nie czuło - odparła pod nosem tak cicho, jakby co najmniej wyzywała go od pierdolonych piździelców. Hibiki bardzo powoli i nieporadnie dźwignęła się na nogi i podeszła do leżącej w rogu towarzyszki. Brudną dłonią odgarnęła jej czarny kosmyk z twarzy, krzywiąc się na widok ogromnego siniaka pstrzącego się na jasnej cerze fioletem. Nie musiała mu się tłumaczyć. Co więcej - nie zrobiła tego w typowy, monologowy sposób. Uznała, że łatwiej, krócej i przede wszystkim ciszej będzie pokazać, dlatego jej ręka zsunęła się z policzka towarzyszki i opadła na jej szczupłe ramię. Hibiki zaczerpnęła tchu, zamknęła oczy i rozmyła się, pociągając za sobą Narai. Dosłownie jakby ich ciała buchnęły, a para rozmyła się w mniej niż pół sekundy.
Czuły węch Kurta automatycznie zakodował nowe informacje - ubytek zapachów, które nie tak dawno były mocno intensywne, bo bardzo bliskie. Dokładnie tak, jakby Hibiki i Narai nigdy nie istniały, choć wszystko wróciło do normy, gdy moc blondynki przywróciła je światu. Palce ześlizgnęły się wtedy z ramienia czarnowłosej i spoczęły na kolanie - idealnie na kodzie kreskowym.
- Nie wiem czy to ta sama, Kurt. - Odpowiedź padła nieco później, ale dziewczyna nie zapomniała o jej udzieleniu. Niechętnie odwróciła spojrzenie od przyjaciółki i ponownie ulokowała je w drugim towarzyszu. - Może. Ale wydaje mi się, że nie, że tamta była trochę inna. Wiesz, tamtą widziałam tylko od tyłu... nie mam pewności.
Odchrząknęła, mając pustynię w gardle.
- Nie, to nie jest medyczka. Zresztą, nie wiem, czy się zgodzi. I czy ty się zgodzisz. Wpierw i tak trzeba poczekać, aż się obudzi, ale nie wygląda na to, żeby odniosła jakieś śmiertelne obrażenia.
Hibiki usiadła tuż obok Narai, podciągając chude nogi do siebie. Oplotła je wtedy ramionami i wsparła policzek o kanciaste kolana, wyczekująco wpatrując się w drugą dziewczynę.
- Wiesz, znamy się od wieków. Zawsze będzie mnie bronić. - Pewność z jaką to powiedziała, zatrzymałaby w miejscu ekspres polarny. - Masz kogoś, kto byłby w stanie zaryzykować dla ciebie życiem? Kto spycha cię z torów, samemu zostając zniszczonym przez pociąg? Kto oddaje się na tortury, płacąc za twoje winy?
Hibiki zacisnęła usta w lekką linię.
- Nie zdejmiesz kajdan. Są zbyt mocne, by je roztrzaskać. Można spróbować się im przyjrzeć, ale nie sądzę...

---------------------------------

To trwało jakiś czas. Może tylko dwadzieścia następnych minut. A może to „dwadzieścia” rozciągnęło się do następnych trzech godzin. Jakikolwiek czas jednak nie śmignął do przodu, dotychczas nieruchome ciało Narai drgnęło, zrzucając z ramienia głowę Hibiki. Blond czerep ześlizgnął się gwałtownie, a ona sama omal nie runęła na glebę, gdyby nie instynkt, który poderwał ją do góry. Blondynka miauknęła pod nosem, dotykając wierzchem dłoni ust, by zatamować ziewnięcie. Nawet nie zorientowała się, kiedy usnęła, a teraz z widocznym rozleniwieniem rozejrzała się, żeby...
- Narai! - szepnęła przytłumionym, choć nadal rozemocjonowanym tonem. Jej dwukolorowe oczy rozbłysły, choć czarnowłosa w ogóle nie patrzyła na towarzyszkę. Jej równie wronie spojrzenie wbite było w Kurta, którego świdrowała od góry do dołu, skrupulatnie rozbierała na czynniki pierwsze, próbowała dokopać się do sedna jego osobowości, chwycić to i wywlec na światło dzienne, jakkolwiek plugawego charakteru by nie skrywał pod tą ładną otoczką.
- Kim ty jesteś? - warknęła pod nosem, czując w kącikach ust zakrzepłą krew. Przebiegła po wardze językiem i już przygotowana była, by wystrzelić z kolejnym pytaniem, ale Hibiki zareagowała szybciej. Złapała Narai za przedramię i skierowała lekkim szarpnięciem ku sobie, zmuszając ją, aby na nią spojrzała.
- Narai, cii. To mój przyjaciel. On... on mi naprawdę pomógł.
- Ta dupa wołowa? - Narai omal się nie zaśmiała, choć grymas błądzący po jej ustach bardziej przypominał efekt bólu, niż rozbawienia. - Jesteś pewna, że nie mylą ci się role?
- Jestem. - Hibiki wyprostowała plecy. Senność od razu przepadła. - To... to jest Kurt. I jest ranny.
Narai cmoknęła z dezaprobatą.
- Proszę. - Blondynka westchnęła pod nosem, dotykając dłoni przyjaciółki. - Na pewno go boli.
- Zaboli bardziej, jak się zacznie do ciebie dopierdal-
- Narai...
- Kurcze no.
Czarnowłosa przewróciła oczami, finalnie zahaczając spojrzeniem o Kurta. Natychmiast jej wzrok omiótł prowizoryczny bandaż oplatający obrażenie i nawet mimo mroku pomieszczenia czuć było niezadecydowanie wymordowanej. Potrzebowała następnych pięciu sekund tylko dla siebie, by wysyczeć powietrze i rzucić nagłe:
- Dobra, zdejmuj ciuchy i podejdź.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiwnął tylko głową, automatem przysuwając się nieco bliżej, by ułatwić dziewczynie zadanie. Nie zamierzał rozważać czy aby nie miał ochoty pograć samodzielnego mężczyzny, którego duma nie pozwalała na owinięcie poharatanej łapy w zaimprowizowany bandaż przez jakąś niewiastę. Nawet przez głowę nie przeszła mu opcja odmowy, bo o ile nie wymagał od Hibiki podobnego gestu, cenił sobie możliwość zaoszczędzenia czasu. I bólu, bo nie wyobrażał sobie szybkiego uporania się z raną w pojedynkę. Smukły, ukazany w biegu pies na chuście niestety nie był bernardynem; Ai był słaby w udzielaniu pierwszej pomocy, choćby (w szczególności?) samemu sobie.
Zdziwienie nie osiągnęło zenitu, rozdziawiając jego buzi z ciągnącą się po ziemi żuchwą, jakby co najmniej dowiedział się, że Hibiki była jego ojcem. Mimo to ciało nie oszczędziło mu czujnie postawionego łba i zaskoczonego spojrzenia, które po połączeniu wszystkich faktów, szybko zmniejszyło się do skali zwykłego zainteresowania, a nawet uznania. Mógł się domyślić. Może nie powinien wymagać od siebie nagłego rozbłysku żarówki nad łbem, kiedy serce wciąż waliło mu jak dzwon kościelny, nadal przeżywając bliskie spotkanie z bestią, ale faktycznie mógł z góry nie uznawać trzymania się za ręce wyłącznie za przejaw paniki. Z uwagą obserwował proces zniknięcia dziewczyny wraz z jej towarzyszką, mimowolnie marszcząc nos po uszczupleniu składu powietrza. Nigdy nie widział takiej umiejętności, więc mimo oziębłości i chłodnej skali podziwu, zdecydowanie uznał moc towarzyszki za wyjątkowo sprytną.
- Przydatne. – rzucił pokrótce, niemalże niezauważalnie kiwając głową, jakby przyznawał swojemu koledze słuszność w jednej z jego politycznych uwag. Sam potrafił tańczyć z ogniem, ale wiele by dał, żeby móc w każdej chwili wyłączyć się z otoczenia. Choć chwilowo się zachwycił, nie wyglądał ani odrobinę przyjemniej, niż kilka sekund temu. – Ukrywasz coś więcej?
Podszedł do Hibiki, sztywno stawiając bose stopy przed sobą, jakby obawiał się, że każdy kolejny ruch może doprowadzić do upadku lub ewentualnego przyciągnięcia do siebie bestii. Zakleszczył palce na prawym ramieniu. Krew nie zdążyła jeszcze całkowicie przesiąknąć przez materiał i zaświecić na nowo czerwienią, ale ból śpiewał sobie własną serenadę, wplatając w linijki tekstu nie tyle co rwące ramię, ale uczucie wycieńczenia, brak zapewnienia podstawowych potrzeb i widmo niebezpieczeństwa, które ze wszystkich innych zwrotek wydawało się najstraszniejsze.
- Obyś się myliła. – odparł, znów szczątkowo, jakby nie chciał niepotrzebnie nadwyrężać sobie i tak suchego, spierzchniętego języka, na którym nadal był w stanie wyczuć stukanie obrzydliwie owłosionych nóżek. – Jeżeli są dwie, to niewykluczone, że może być ich znacznie więcej. Zresztą, cholera wie, jak duże jest to całe więzienie. – przykucnął, nareszcie odrywając rękę od ramienia, by wesprzeć się nim o ziemię. Chciał dokładniej przyjrzeć się kajdanom ciemnowłosej dziewczyny. Niestety długo w kuckach nie wytrzymał. Skończyło się na tym, że usiadł po turecku w stosownej odległości od blondynki, pozwalając sobie na choć odrobinę wygody, nawet, jeśli miałby szorować tyłkiem po plamie krwi.
- Dlaczego miałbym się nie godzić? – zapytał, spodziewając się kruczków w otrzymaniu pomocy, jednak widok nieprzytomnej Narai odwlekał wizję szybkiego uporania się z obrażeniami na tyle daleko, że szybko skupił się na słuchaniu dalszych słów dziewczyny. Zresztą nic więcej mu nie pozostało.
I dlatego czuł się beznadziejnie.
O ile jakiś czas temu tryskał zapałem do ucieczki, tak w tej chwili, siedząc na upapranej ziemi, zamknięty w klatce z czającym się za ścianą monstrum, zaczynał popadać we frustrację. Zobowiązał się pomóc brunetce, więc na podjęcie kolejnych działań musiał poczekać do jej wybudzenia. Do tego czasu mógł tylko się pocieszać, że miał chwilę na zregenerowanie sił.
Czy kogoś miał?
Nie tlił w rękach żadnego płomienia, więc łudził się, że Hibiki nie zauważy, jak mocno w tym momencie zagryzł zęby. Oczywiście, że miał. Całą zgraję brudnych, śmierdzących oprychów, którzy mimo szyderstw, przekrętów i postanowień bycia coraz większym chujem każdego dnia, byli dla niego jak bracia, dla którym sam byłby gotów dać się poszatkować. Rozmowa o nich stała się cholernie niewygodna. Napełniała go obawą, żalem i tym pieprzonym gniewem, że znajdował się w tak beznadziejnym położeniu i zamiast cokolwiek zrobić, na nieszczęście znalazł chwilę, żeby pomyśleć. I to nie o planie ucieczki, a o tym, w jak głębokiej dupie się znalazł. O ile kiedykolwiek dopuszczał do siebie myśl o śmierci, to zawsze chciał ginąć u boku takich samych Kundli, jak on. Z żółtą barwą przed oczami i myślą, że pomimo skończenia pierwszego żywota, ten drugi, w którym przeżył ponad setkę lat nie okazywał się wcale końcem świata.
Nie odezwał się ani słowem.

{}

Pozostawał przytomny. A przynajmniej połowicznie. Trwał w bezruchu w tej samej pozycji, pozwalając dziewczynie się wygadać i ułożyć tuż obok swojej towarzyszki, jakby jej słowa były dla niej samej kołysanką. Wkrótce jednak dał sobie chwilę na lekkie spuszczenie głowy i wsparcie jej na zdrowej ręce, zakotwiczonej łokciem na kolanie. Ani myślał pobiec w stronę Morfeusza, obawiając się, że jeśli to zrobi, bóg prędzej siłą przytrzyma go jak owcę na ofiarę, niż czule utuli do snu. Można powiedzieć, że trzymał wartę.
„Narai.”
Natychmiast podniósł łeb, póki co nie prostując przygarbionych pleców. Cięte spojrzenie dziewczyny napotkało jadowitą żółć Kurt’a, który oddalony od nich na stosowną (= względnie dużą) odległość, prędzej przypominał ponurego sępa.
- Wolałem cię nieprzytomną… – zachrypiał obojętnie, nie mogąc powstrzymać się od jakże wygórowanego komentarza. Choć cisnęło go od środka, żeby zaszczekać równie głośno i zaciekle jak Narai, ten jeden jedyny raz wolał nie przedłużać. Spokojne siedzenie na dupie przez x czasu go nie uspokoiło. Chciał w końcu wyjść. - … ale nie jestem wrogiem. – zaskakująco rzadko obierał taką rolę podczas rozmów. Może dlatego, że w większości przypadków wcale nie był tego taki pewien.
Chyba zaczynał lubić Hibiki. Pal licho, że na jego oko trochę przeceniała jego wkład w całą akcję i zdążyła złamać jego przestrzeń osobistą więcej razy, niż sam dopuścił do siebie Evendell w przeciągu ostatnich miesięcy. Wywierała wpływ na brunetkę…
… i to na tyle skutecznie, że mimo posądzeń o molestowanie, Kurt dostał szansę na… na co? Potrafi leczyć dotykiem?
- W zasadzie co zamierzasz zrobić? – rzucił, zbierając się koślawo z podłogi, by za chwilę posiłować się z poszarpaną bluzą i prowizorycznym opatrunkiem, z wolna zbliżając się do Narai.
Choć darzył je obie pewnym specyficznym kredytem zaufania, jego postawa, a nawet postępujące do przodu kroki jasno dawały do zrozumienia, że wolałby najpierw dostać wyjaśnienie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
- W pewnym sensie - odpowiedziała niewyraźnie. Ciężko było mówić o mocy, którą nie do końca się rozumie, a jej konsekwencje nadal są nieznane. Mimo tego wyprostowała ramiona i uniosła dłonie, kreśląc nimi owal. - W kryzysowych sytuacjach - w jej oczach pojawił się błysk - ton mojego głosu wchodzi na tak wysokie skale, że otumania. Większych bestii nie jest w stanie pokonać, ale ci o słabszym organizmie lub o zszarganych nerwach padają nieprzytomni jak muchy. Nie do końca wiem, na czym to polega, ale mówiono mi, że to coś jak uderzenie wielkiej kuli powietrza, która zrywa cię z pionu. Głupio to brzmi, nie?
Mimo panujących ciemności - były lepkie i czarne - śledziła go spojrzeniem, bardziej bazując na wyostrzonym słuchu niż wzroku; przekręcała głowę w kierunku, w którym ostatni raz plasnęła bosa stopa wymordowanego, oblepiona brudem, włosami i maziowatą cieczą. Hibiki wsunęła paznokieć kciuka między zęby i przegryzła mocno na jego następne słowa.
- Do diabła, nawet mnie nie strasz!
Wyczerpana nuta najwidoczniej próbowała nabrać czegoś o konsystencji rozbawienia, ale jej drżenie i tak sprawiło, że brzmiała, jakby drżało jej całe ciało - niekoniecznie z zimna. Coś na holu trzasnęło, ale poza tym zmysły nie wychwytywały dźwięków przesyconych sygnałem zagrożenia. Czerwona lampka, jaka dotychczas błyskała alarmem nad głową Ailena, nie pozwalając mu ugłaskać rozbieganego serca i wyrównać oddechu, teraz przyćmiła się, pozwalając mrokowi na objęcie wszystkich trzech postaci. Hibiki rozkoszowała się tym złudnym spokojem, nawet mimo faktu, że czuła na barkach ciężar wypowiedzianego pytania.

---------------------------------

Blondynka już wciągała powietrze przez ledwo rozchylone wargi, chcąc uciszyć ich oboje. Na marginesie: byłoby to równie władcze, jak błaganie na kolanach sprzedawcę kebabów o dodatkowe chluśnięcie sosem w głąb zamówionego jedzenia. Z jaką więc ulgą odetchnęła, gdy oboje odpuścili, luzując napiętą do ostatniej struny atmosferę.
- Wyleczyć. A niby co innego? - fuknęła marszcząc nos, jakby tylko czekała, aż Hibiki wybuchnie gromkim śmiechem i uzna, że tak naprawdę wcale nie chce pomagać chłopakowi, a jego obecny stan jest im obu na rękę. Jednak z każdym krokiem Kurta nadzieja zostawała coraz dotkliwiej maltretowana, aż wreszcie, gdy trzymała się przy życiu tylko w formie niewielkiego płomyka, czyjeś usta przysunęły się i zdmuchnęły jej ostatki. Prawdopodobnie mogła to być sama Narai, która wsunęła dłonie na odsłonięte przedramię Sullivana i pociągnęła go mocno do siebie - za ranną rękę. Impuls bólu natychmiast sparaliżował ciało, jakby został potraktowany paralizatorem, biel wybuchła w egipskich ciemnościach, ale zaraz wszystko zostało złagodzone. Prawie jak czyszczenie zabłoconych zderzaków. Rany dosłownie znikały, gdy tylko po skórze prześlizgnął się koci język. Szorstka faktura na pozór drażniła cerę, ale obrażenia wyparowywały i pamięć o dudniących skroniach zdawała się daleką przeszłością.
- Lepiej?
To Hibiki, która poczuła, jak plecy jej towarzyszki ponownie się prostują, a ona sama odchyla głowę, dorywając usta od ramienia wymordowanego. Palce również puściły i po skórze przesunął się tylko ciężki metal kajdan - one same prezentowały się raczej jak wielki kloc, w którym wydrążono dwa otwory idealne na szczupłe nadgarstki.
- A ty, Narai? Lepiej?
- Trochę. Ale nic nie widzę.
- Kurt umie... znaczy... - Hibiki odchrząknęła. - Ostatnio wyszło. Dasz radę poświecić?

jeśli użyje pirokinezy:

|| Plus dodam od siebie, że jeśli twoja postać zechce wyjść z pomieszczenia (niekoniecznie teraz; to informacja dodatkowa), to nie musisz czekać na moje pokierowanie NPC. Hibiki zgodzi się na podsadzenie i podłożenie kodu pod czytnik. To tak na zaś, bo zakładam, że w końcu zechcesz wyleźć z pokoju, a nie chcę niepotrzebnego przedłużania.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach