Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Natychmiast zdjął nogę z drzwi, mocno łapiąc dziewczynę pod boki, byleby tylko się z nią nie wywrócić na odrażającą mieszankę fekaliów, rozdeptanych insektów i innego śmiecia. Najprawdopodobniej byłby zwymiotował, gdyby nie scena, która wyjątkowo zajęła mu myśli. Zdążył oprzeć o siebie Rosel - zaciekle nie zwracając uwagi na wszelkie odrażające rzeczy, które przychodziły mu do głowy, ilekroć jej dotykał - gdy oślepiająca biel boleśnie zwężyła jego źrenice, zmuszając do natychmiastowego zamknięcia oczu. Mimo chwilowego braku widoczności, serce zaczęło bić mu dwa razy szybciej z podniecenia, że szansa na wydostanie się z tej zatęchłej dziury, stanęła przed nim otworem. Nareszcie była możliwa... a przynajmniej zaczęła się taka wydawać.
Nie zastanowił się. Po prostu migiem dał te kilka kroków do przodu, najpewniej ciągnąc za sobą zmizerniałą dziewczynę, byleby tylko skosztować innego powietrza, niż to mdłe, kwaśne i stęchłe, którym oddychał przez cholera wie jak długo. Starał się nie sapać zbyt głośno, jednak różnica była tak ogromna, że w oczach stanęły mu łzy od tak nagłej zmiany. Wsparł się dłonią o jedną ze ścian na korytarzu, próbując uspokoić zarówno własne myśli, jak i organizm, które zdawał się łapczywie brać to, co do tej pory było mu tak brutalnie odebrane. Jeszcze jeden wdech… jeszcze jeden… kolejny.. nim tylko w końcu podniesiesz łeb… jeszcze jeden wdech!
Po chwili zmusił się jednak do spojrzenia na otoczenie… i o ile ten widok nie powinien go szczególnie zaskoczyć, tak przestał tak chętnie i ufnie opierać się o ścianę, gdy opuszki jego palców stykały się ze starą, paskudną smugą krwi. Szybko zaczął się rozglądać, niemo oceniając otoczenie, jakby zupełnie zapomniał na te kilkanaście sekund, że uwiesił sobie kogoś na ramieniu.
„Nie..”
Rozżarzone, wściekle żółte spojrzenie padło dziko na Rosel.
Czyżby stała mu na drodze? Nie chciała pójść? Po co w takim razie miałbyś ją brać ze sobą, Kurt?
Zmrużył niebezpiecznie oczy, czując się poganiany przez czas. Chciał podjąć jakiś ruch, jak najszybciej się dało. Jak najszybciej gdziekolwiek pobiec. Jak najszybciej znaleźć się z dala od tej śmierdzącej klitki. Jak najszybciej znowu zobaczyć znajome twarze. Twarze tych, którzy mu zawsze pomagali i za którymi zawsze był gotów stanąć murem…. dlaczego w takim razie miał taką przemożną ochotę wyrzucić dziewczynę w głąb jej więzienia, skoro… de facto ona też mu pomogła; to był jedyny czynnik, który napiął smycz, uniemożliwiając Ailenowi bieg do przodu, co bolało go niemal tak mocno, jak siarczysty policzek w twarz. Decyzja, decyzja… szybciej ją podejmuj!
- Chcesz tu umierać? – nie podniósł głosu na tyle, by wyciągnąć słowa na wierzch czegoś więcej, niż zwykłego szeptu, jednak podburzony przez adrenalinę, syczał. – Szlachetnie zdjęłaś mi tę szmatę z twarzy i poganiałaś z wyrwaniem się z lin czy też liczyłaś na jakąś szansę? – rzucił, odwracając się do niej tyłem i pochylając do przodu. – Mogę cię zostawić, będzie mi lżej. – dodał naprędce, dając dziewczynie jasny wybór. Albo wskakuje mu na barana, albo tutaj zostaje. Niewątpliwie wolałby, żeby jej oszczana, zapocona i ubabrana w krwi skóra nie przylegała do całej długości jego pleców… ale był, psiakrew, lojalny… albo głupi, by od razu spieszyć z pomocą dla kogoś tak niepewnego. Mimo wszystko bez przesady. Dobre serce szybko stygło, a Kurt coraz bardziej się niecierpliwił.
Niejednoznaczna odpowiedź oznaczała dla niego odmowę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Wybałuszyła oczy, jak ktoś, kto co najmniej został dźgnięty piętą pod linię żeber. Jeszcze przez ciągnącą się w nieskończoność chwilę wpatrywała się w niego, jakby co najmniej wyskoczył z ubrań i krzyknął rozweselone: „suprajs, I'm a girl!”, ale jakkolwiek podobna wizja nie wydawała jej się zabawna, tak usta ściągnęły się w napięciu, a nie rozweseleniu. Przez twarz przemknął grymas bólu, którego Kurt nie był w stanie zobaczyć, a ona dziękowała nienazwanym nigdy bogom, że stał do niej tyłem.
W końcu wzięła jednak wdech i wydała z siebie coś na kształt prychnięcia. Wciąż lekko drżała, a jej umysł przyćmiony był strachem, który jak ciężki, ciemny koc okrył racjonalność. Widać było jednak pierwsze przebłyski świadomości, a te zmusiły ją, by uniosła bosą stopę i niemrawym ruchem kopnęła chłopaka prosto w biodro. Warknęła przy tym, cofając się o krok, jakby w niemym obrzydzeniu.
- Idźże! - syknęła, opierając się krzywymi plecami o ścianę tuż obok otwartych drzwi. - Idź do cholery! I niech cię zeżrą żywcem! No jazda!


|| Tak. Ten post ma taką długość. |: Twój też nie musi być rewelacyjnie ciągnący się.
- - - - -
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chciał odpowiedzieć pomocą na pomoc – ale łaski bez.
Wyprostował się niemal natychmiast, nie odnosząc żadnych uszczerbków na zdrowiu po kopniaku dziewczyny. Była w tak żałosnym stanie, że nie spowodowała niczego groźniejszego, aniżeli lekkie postąpienie nogą do przodu. Spojrzał na nią ostatni raz, kompletnie nie rozumiejąc jej zachowania. Owszem, może powinien wziąć pod uwagę fakt, że ktoś tak mocno zdezelowany przez los mógł mieć nieco stępiałego ducha walki, jednak nabuzowany chęcią uwolnienia się, nie był w stanie pojąć innego sposobu myślenia, niż ten własny.
Prychnął coś tylko pod nosem i bez żadnego namysłu, pobiegł w prawą stronę. Nie obracając się za siebie, w stronę nie tyle co pozostawionej na korytarzu dziewczyny, a szeptów, chichotów i jęków, które dobiegały z przeciwnego kierunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Ślady bosych stóp prowadziły skocznym krokiem przed siebie. Czasami slalomem, innym razem nienaturalnie prosto, jakby każde postawienie nogi nadzorowane było przez linijkę i cały pluton egzekucyjny gotowy ściąć głowę, gdy delikwent się potknie lub choćby zachwieje. W dodatku korytarz zaczynał się mocno dłużyć, gdy tylko Ailen zniknął za najbliższym rogiem.
- Głupi - syknęła pod nosem Rosel i zsunęła się do kucek, bezustannie wpatrując się w wytyczony punkt; w miejsce, gdzie zniknęła ciemna czupryna i roziskrzone, żarówiasto-żółte spojrzenie, którego kwas pełen był niegasnącej mobilizacji.
Mobilizacji, która z pewnością opadła, kiedy nieustannie parł do przodu, nie mijając żadnej przypadkowej rzeczy, żadnego punktu zaczepienia, nic, co wydawało się choć odrobinę charakterystyczne. Jedyne, co prowadziło go naprzód to wcześniej obrany krwisty szlak - prócz niego, wokół panowała przyćmiona przez zepsute jarzeniówki biel.
Ślad stóp urwał się tam, gdzie urwała się cała droga. Kolejny zakręt i Kurt mógł ujrzeć lekko uchylone drzwi znajdujące się na szarym końcu - idealnie naprzeciwko niego. Szpara była na tyle niewielka, że nie był w stanie się przez nią przecisnąć. Mógł jednak włożyć palce i spróbować pchnąć wejście. Blokowane od wewnętrznej strony stawiało niemały opór, jakby za wszelką cenę nie chciało wpuścić chłopaka do środka.
Choć mogło wydawać się to banalnym zadaniem, mięśnie Sullivana skutecznie przypomniały mu, że długo nie sycił organizmu posiłkiem. Jak na zawołanie umysł podsunął również motyw pragnienia, zamieniając gardło w Saharę. I alarmując. Alarmując czymś irytująco bezsensownym, bo choć chichoty przeplatane postukiwaniem dawien dawno zostały w tyle, Kurt miał nieodparte wrażenie, że ktoś się w niego wpatrywał. Nie tylko w sposób analityczny, jak przyglądanie się czemuś nieznajomemu. Wręcz przeciwnie. Na wierzch wybijała się świadomość, że był zwierzyną zagonioną w kozi róg.
Ale drzwi ustąpiły.
Jeszcze jedno mocniejsze naparcie na nie, a metalowa powierzchnia, o którą się opierał, drgnęła i szurnęła po podłożu, wpuszczając do wypełnionego gęstą czernią pokoju odrobinę światła z lamp korytarza. Otwór nadal nie grzeszył wielkością, lecz był na tyle odpowiednich rozmiarów, że Ailen - przy wciągnięciu brzucha i stanięciu na palcach - był w stanie się przez niego przecisnąć.

W środku panowała - przede wszystkim - paskudna, lepka wręcz ciemność. Czuły słuch był w stanie wychwycić chrobotanie jakiegoś małego stworzonka - być może kolejnego karaczana. W dodatku ledwo wszedł, a od razu naparł biodrem na coś kującego. Kant twardego, metalowego mebla, na którym porozrzucano jakieś papiery, głównie powpychane w teczki. Butem stuknął zaś o pudło, znajdujące się pod meblem.

A to dopiero początek pomieszczenia.

|| Masz najładniejszy awatar, jaki u ciebie widziałem, Kot.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miał mylne odczucie, że korytarz wcale nie był szczególnie długi; że tuż za kolejnym zakrętem już napotkałby kolejne pomieszczenie, schody w górę, w dół… lub cokolwiek innego. Choć może to tylko ta rozpaczliwa chęć ucieczki dawała mu takie głupie nadzieje? Mimo wszystko nie poddawał się i biegł wciąż przed siebie, zahaczając wzrokiem na element, który jako jedyny zdawał się towarzyszyć mu w drodze; ślady krwi ciągnęły się nieustannie, gdzieniegdzie niknąc wśród cienia zgaszonej jarzeniówki, by za chwilę ponownie się pojawić i wzbudzić coraz to większy niepokój i strach. Gdyby nie tliła się w nim ta wcześniej wspomniana mobilizacja, z pewnością skuliłby się gdzieś pod ścianą i poszlochał nad tym, że był w kompletnej pułapce.
No, ale zakładał, że nie tego oczekiwało od niego życie, a już w szczególności ten Ailen, którym chciał być, więc nareszcie stanął przed czymś, co nie było tylko niknącym w mroku „dalszym ciągiem korytarza”.
Gdy tylko ustawił nogi w bezruchu, chcąc lepiej przyjrzeć się i tak niknącym w ciemności drzwiom, odczuł uporczywy ból, który z każdą kolejną sekundą zaczął przechodzić na coraz to wyższe poziomy. Nagle chciało mu się jeść, pić, spać… ogółem żadna nowość, choć rzadko kiedy doprowadzał się do tego stanu, by niemal paliło go gardło.
Im dłużej zastanawiał się nad samym sobą, tym bardziej zaczynał odczuwać niepokój. Pal licho drżące z przemęczenia mięśnie, które wciąż katowały się z otworzeniem wejścia. Przerażała go myśl, że wpadł w rytm oczekiwania; czekał, aż stanie się coś złego… dosłownie czuł, że zaraz coś się na niego rzuci.
Nim jednak jego czarne myśli się zmaterializowały, zdążył wsunąć się do środka i… w pierwszym odruchu zestresować jeszcze bardziej. Niewiele widział, a czując strach przed tym, że coś go za chwilę najzwyczajniej w świecie czapnie, natychmiast postarał się wykrzesać w rękach malutki płomyk. O ile dałby radę ujarzmić żywioł, najpewniej nie dawałby on więcej światła, niż typowa świeczka, jednak lepsze to, niż posiłkować się jasną smugą przelatującą przez szparę drzwi. O ile zdołałby coś dojrzeć, z pewnością zacząłby się rozglądać, w pierwszej kolejności interesując się papierami, które pochwyciłby i przystawił do nosa z użyciem wolnej ręki.
Jeśli płomień okazałby się zbyt wielkim wysiłkiem, nie pozostałoby mu nic innego, jak wychylić się w stronę wejścia, by tym słabym blaskiem z korytarza oświetlić jedną z kartek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Kartki bez wątpienia lata świetności miały już za sobą. Były pożółkłe, szorstkie, tu i ówdzie wytarte lub podarte, poprzetykane masą żył po wielokrotnych zgięciach. Niektóre z nich okazały się wycinkami z gazet, reszta to zapiski pochyłym pismem lub ogromną czcionką wytworzoną za pomocą grubego markera. Czerwony, czarny, niebieski, zielony tusz w formie owalów w miejscach, które - jak nietrudno się domyślić - miały okazać się ważne i ważniejsze.

W dłoniach Ailen trzymał kartę. Z małego, kwadratowego zdjęcia przymocowanego do pliku spinaczem wpatrywała się w niego wyblaknięta postać o szarawych oczach, ściągniętych ustach i twardych rysach. Gęste, poskręcane kosmyki rozlały się po szczupłych, nagich ramionach, przysłaniając nieobnażony żadnym materiałem tors. Widać było tylko mały skrawek czarnego prostokąta wytatuowanego na piersi. Resztę kodu zakryły długie włosy koloru hebanu.

„Wiek: 21 lat.
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: szarawe/ciemne
Wzrost: ok 150 centymetrów
Waga: ok 35 kilogramów
Znaki charakterystyczne: xxx
Grupa krwi: AB.
Rasa: wymordowana (?)
Zastosowania: xxx
Ograniczenia: xxx
Uwagi: xxx”

Większość informacji zakryta była brudem, wsiąkniętą w papier krwią. Gdzieś niżej był jeszcze kawałek podpisu przewodniczącego operacji. Kurzy styl nie pozwolił się rozszyfrować. Kurt mógł poczuć charakterystyczny zapach potu i nieświeżości, gdy jego zszargane zmysły zaczęły wyłapywać śladowe ilości danej woni.

Litery biegły dalej.

„15 listopada 2078r
15:30
Obiekt A23 charakteryzuje się szczególną agresją. Dwóch laborantów i czterech funkcjonariuszy zostało ciężko rannych, trzech laborantów zabito. Obiekt otrzymał środek uspokajający. Po niecałych 30 sekundach usnął uzyskawszy dodatkową dawkę.”

Następna kartka; ze zdjęcia uśmiechała się radośnie jasnowłosa dziewczyna.

„30 grudnia 2687r
7:20
Obiekt R734 charakteryzuje się szczególną agresją. Trzech funkcjonariuszy zostało...”

Kolejna. Ciemne oczy błyszczące pod czarnymi kosmykami.

„26 kwietnia 2902r
13:15
Obiekt Z13435 charakteryzuje się szczególną agresją. Ośmiu laborantów, w tym przewodniczący projektu zostali...”

Znów szurnięcie. Następne zdjęcie. Rude włosy, zielone oczy. Kolejne cyfry, następny agresywny przypadek. Szatyn. Agresja. Blondynka. Agresja. Uśmiech. Albinizm. Wściekłość. Obojętność. Agresja. Agresja. Agresja...

„Wiek: ok 15/16
Kolor włosów: szatyn
Kolor oczu: złoto
Wzrost: ok 160 centymetrów
Waga: ok 45 kilogramów
Znaki charakterystyczne: blizna
Grupa krwi:
Rasa: wymordowany
Zastosowania:
Ograniczenia:”

Charknęło.
Gdzieś obok, gdzieś za drzwiami.
Płomyk wytworzony przez Kurta był - jak sam zauważył - naprawdę niewielki. Ledwo rozgonił mrok z pomocą mdłego, żółtawego, zimnego światła, które wleciało przez niewielką szparę. Przed nosem z pewnością miał stół, który postawiono tam chyba tylko po to, aby blokować przejście (przesunięcie go było możliwe, ale - tak jak w przypadku drzwi - wymagało użycia siły). Gdzieś w tyle jasność uchyliła rąbka ciemności i odsłoniła kant następnego mebla, ustawionego naprzeciwko, pod ścianą. Komoda. Jednej z trzech szuflad nie było (środkowej), dolna była wysunięta.

Znów zachrobotało.
Coś ewidentnie próbowało wydrążyć dziurę w drzwiach.

|| Prowizoryczna mapka. Bardzo prowizoryczna. Przy następnym poście powinna być już poprawiona. Chyba, że znów złapie mnie leń. Głównie po to, abyś mogła spokojnie manewrować między pokojami/korytarzami/itp.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

// Zajebiste. ._.

Wymięte, oswojone z upływającym czasem kartki ucieszyły się wyłącznie krótkim przejrzeniem przez parę żółtawych ślepi. Kurt wertował je jedna po drugiej, jakby szukał jakichś konkretnych informacji. Paradoksalnie sam nie do końca wiedział czego tak naprawdę oczekiwał… może planu budynku albo od razu szybkiego poradnika, jak najszybszą drogą opuścić to koszmarne miejsce? Wycinki z gazet i kolorowe kręgi nie wydały mu się na tyle obiecujące, by rozpalić w nim chęć przestudiowania ich na dłużej.
Wkrótce jednak jego uwagę skupiła na sobie kartoteka, od której szybko zaczęło robić mu się niedobrze.
Rosel?
Wybałuszył oczy na podobiznę falującej w nikłym świetle płomyka dziewczyny z charakterystycznie zarysowaną szczęką i ciągiem kresek na piersi. Sam nie wierzył jakim cudem był w stanie rozpoznać swoją towarzyszkę niedoli w odmiennej wersji. Co oni ci zro…
„2078 r.”
Miał pewne zamiłowanie do matematyki, jednak przerażająca perspektywa czasu nie pozwalała mu dokładnie wyliczyć od jak wielu lat dziewczyna musiała się męczyć za kratami tego piekła. Szacunkowa wartość wystarczająco mocno ścisnęła go za gardło. O ile nie był w stanie pojąć dlaczego dziewczyna zaniechała prób ucieczki, o tyle teraz był pełen podziwu, że w ogóle potrafiła z nim zamienić kilka konkretnych zdań, a nawet udzielić pomocy. Cholera. Smród potu, który podrażnił jego wrażliwy nos, zestawił mu obraz nieskatowanej dziewczyny wraz ze wspomnieniem wyblakłych, mdłych oczu, które wwierciły mu się w pamięć.
Niestabilne światło płomyka zaczęło utrudniać Kotu rozczytanie się z kolejnych akt. Mimo to brnął dalej. Więcej słów, zdjęć, raportów… obiektów…
Ja?
Charknęło.
W naturalnym odruchu pochylił ciało, rozstawił nogi i wystawił kły, nawet, jeśli swój ostrzegawczy wygląd kierował w tym momencie do zamkniętych drzwi. Serce waliło mu jak diabli, a adrenalina niebezpiecznie przepływała przez żyły, napędzając go tylko jedną myślą. Uciekaj!
Od tej pory zaczynał obawiać się nie tyle co śmierci, a ambicji jakichś – na jego oko – psycholi, którzy za wszelką cenę będą utrzymywać go przy życiu, poddając kolejnym „obserwacjom”. Nie zamierzał krzątać się po klatce i wyrabiać sobie opinii następnego agresywnego obiektu, tylko po to, by za niespełna tysiąc lat…. choleracholeracholera.
Z drugiej strony słowo agresja pojawiło się tak wiele razy w aktach, które przed momentem trzymał w dłoni... miał podobnych sobie w tym padole, a nie wszyscy charakteryzowali się taki spokojem umysłu, jakim dysponował przerażony do granic możliwości brunet. Poza tym zmroziło go, gdy przypomniał sobie, że kod otwierający czytnik znajdował się na ciele Rosel... i to w całkiem przystępnym miejscu, jeśli można tak powiedzieć. Być może za bardzo skupiał się na sobie, nie orientując się, że nie tylko on był w stanie wypluć pająki, wyślizgnąć się z lin i użyczyć sobie dostępnych środków, by zwiać.
Spierdalać.
Zawrócił, nawet nie chcąc patrzeć na krwawe ślady, po których tutaj przybiegł. Zaczął uważniej nasłuchiwać dźwięków. Nie tylko tych przed sobą... ale również za.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Cały hol podskakiwał w takt jego kroków. Do góry i na dół, w bok, na dół, do góry, znów na prawo, gdy minął pierwszy zakręt, coś warknęło za jego plecami, Ailen ujrzał podłogę, znów przeciągłe ślady bosych stóp i zdał sobie sprawę, że coś go goni, że tego nie widać, ale to coś jest, że czuje jego oddech na karku, że coś mu depcze po piętach, praktycznie hacząc o ścięgna pazurami, że coś charkocze i nie pozwala mu obejrzeć się za siebie, bo to oznaczałoby stracenie rytmu ucieczki.
Obraz przed nim był nieruchomy, ale bardzo szybki po bokach, na górze i dole. Wszystko uciekało mu spod stóp, tuż nad głową, nim nie ujrzał kolejnego zakrętu.

Gdzieś za nim nasilił się ten charakterystyczny zapach - pot, krew, brud. Zapach ściskający żołądek, bo czuły węch nasilał jego fetor.

Aż wreszcie obraz znów podskoczył, tym razem mocniej, Ailen dostrzegł jak ściana uderza go gwałtownie w policzek, farba skruszyła się i popiołem osiadła na jego ciemnych włosach. Upadł boleśnie, przygnieciony tak wielkim ciężarem, że poczuł tylko, jak mimowolnie całe powietrze przepycha mu się przez krtań, a potem w zakleszczonych płucach nie zostaje nic i ciężar na jego plecach nie pozwala mu nawet zapełnić tej pustki, bo nie ma do czego jej zapełniać. Wszystkie kolory odeszły z twarzy, coś lepkiego skapnęło mu na kark, przetrzymało tam chwilę, a potem szybko spłynęło po jego szyi, na gardło i - wreszcie - spadło na podłogę.
Warknięcie.
Adrenalina robiła swoje. Choć w lewe ramię Ailena wbijała się teraz łapa wielkości jego głowy, nerwy nie przesłały jeszcze wszystkich sygnałów; nie czuł na razie bólu. Ale to chwilowe. Za moment możliwe, że nic nie będzie już czuć, że zostanie ciemność i ostatnie wspomnienie drobinek farby na ustach i tych, które wpadły do oczu i nie chciały się usunąć.
Ailen czuł nagłe uderzenie. Dźwięk dartego materiału. To tylko ubranie czy jego skóra również wydaje takie dźwięk? Jak na zawołanie coś dobijało się uparcie do jego umysłu. Coś, co jeszcze nie tak dawno było bezbłędnie wyraźne, a teraz przypominało tylko mdłą mgłę.
Bestia nabrała powietrza przez kły i wypuściła je przez nos. Strumień gorącego powietrza dmuchnął w wilgotny od śliny kark Charta.
Co to było?
Ramię wreszcie ożyło bólem. Wstrząsający impuls przebiegł przez cały bark, aż nie zadrżało ciało. Teraz nie tylko pazury, ale również kły wtopiły się w miękką skórę, jakby nie stanowiło to żadnego problemu.
Co osiągnąłeś? Co o tobie myślano? Zapamiętają cię? Czego nie dokończyłeś? Co chciałeś jeszcze zacząć? Co z marzeniami, planami, zapewnieniami? Co z przyjaciółmi, rodziną, wrogami, którym chciałeś splunąć w twarz? Co z twoją kolejną ucieczką, co z motywem, w którym stajesz przodem do agresorów i rozpościerasz ramiona, jak ranny przywódca, frontem zwrócony do nadciągającej fali oponentów?
Coś huknęło w czaszkę Ailena, ale nie był pewien, czy to działo się naprawdę, czy czaszka chciała mu eksplodować od środka. To uderzenie było bardziej podświadome, kujące, wleciało w niego od tyłu, przez potylicę, a potem rozsadziło wszystkie myśli. Coś jak wrzask tak wysoki, że słuch postanawia zamienić się w noże. W takich momentach czas spowalnia, robi się lepki i ciągnący, a potem nagle - nie wiadomo dlaczego - przyspiesza ze zdwojonym tempem. W jednej chwili leżał przygnieciony do podłoża, z własną krwią chlapiącą mu na polik, z zimnem ziemi, na którą go przewrócono. W jednej chwili nie mógł oddychać. W jednej chwili wszystko zaczęło go boleć. W jednej chwili coś sapało mu nad karkiem, coś rwało jego ramię. W drugiej był spokój. Jakby wszystko zostało wyłączone po naciśnięciu pstryczka. Zero odgłosów, zero zapachów, zero bólu. Kompletna pustka, która zalała jego ciało, jak czarna melasa wlewająca się do czarki.
Potem coś go uderzyło w twarz.
Poczuł to, bo czaszka przestała mu się rozsadzać od środka.
- … ej.
Znów coś uderzyło od środka w czaszce. Jak mały wybuch, który huknął mu prosto w skronie.
- … ej!
Coś ciepłego skapnęło na grzbiet jego nosa.
- Hej, obudź się! Błagam... - pochlipywanie przebiło się przez błonę nieprzytomności.
Najwidoczniej wystarczająca ilość powietrza dotarła do jego płuc - powoli wracał do świata rzeczywistego. Nawet ból ramienia był wyraźnie prawdziwy.
- Hej, obudź się. Błagam... szybko... To może wrócić, to... Hej, żyjesz? Słyszysz mnie?
Lodowata dłoń dotknęła jego policzka rozcierając łzy i krew na bliźnie. Drżący kciuk przypadkiem zahaczył o dolną wargę Charta, który znów mógł otworzyć oczy i choć trybiki kręciły się niespiesznie, mógł się zorientować, że leży na ziemi, z głową ułożoną na bardzo szczupłych, kanciastych wręcz kolanach. Całe sklepienie zasłaniała mu twarzyczka okalana jasnymi kosmykami. Wielkie, złoto-niebieskie ślepia były przymrużone i zaszklone, nos zaczerwieniony równie mocno co policzki i uszy, podbródek drżący tuż pod wywaloną na wierzch dolną wargą dziewczyny.
- Hej... hej... cześć. - Siąknęła. - Uciekasz, no nie? No nie..? Widzisz mnie?

Grawitacja nie istnieje, to życie po prostu jest ciężkie. | Ailen |  - Page 2 Ohopng_snsqseh


|| OBRAŻENIA:
- Mocny ból prawego ramienia; pogryzione, im bliżej środka, tym rany są głębsze.
- Huczenie, dudnienie w głowie.
- Kilka siniaków; jeden większy na szczęce (lewa strona) od uderzenia w ścianę.

Wpisuj sobie wszystkie obrażenia do profilu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co to było?
Przestał rozumieć co się działo, gdy tylko pierwszy raz zamroczyło go od porządnego grzmotnięcia w ścianę. Głuche jęknięcie wyrwało mu się z piersi, by za chwilę kompletnie zamilknąć, tracąc swoje źródło w postaci powietrza. Zawył w duchu i z poczuciem wylatujących z głowy informacji, które powinien był pamiętać, zanurzył się w lepką, głuchą i beznadziejną nieświadomość, która z początku wydawała się dalszym utrapieniem, by w następnej kolejności łaskawie odciążyć go z cierpienia. Ramię ustąpiło… głowa nie huczała… nawet nie czuł już obrzydzenia w związku z przepływającą po karku i szyi gardle śliny…
Jednak nagle zabolała go twarz.

- … ej.
Wzdrygnął się boleśnie, gwałtownie uświadamiając sobie, że jeszcze żył. Niemal natychmiast łakomie wciągnął powietrze do płuc, rozchylając wcześniej cierpiętniczo zaciśnięte powieki. Z wolna orientował się na co zawiesić spojrzenie, po czasie uświadamiając sobie, że do wyboru miał tylko jeden z dostępnych widoków.
Była za blisko.
W momencie, gdy zielonooka dziewczyna rozprowadziła chłód po jego skórze, Ailen machinalnie się od niej odsunął, a przynajmniej wykonał coś w rodzaju żałosnej parodii odsunięcia, z głuchym jękiem łapiąc się o zmasakrowane ramię, na które nie miał ochoty nawet spoglądać. Zawiesiwszy złote spojrzenie na płaczącej blondynce, rozpaczliwie odczołgiwał się coraz dalej… finalnie i tak nie szurając tyłkiem na odległość większą, niż metr czy półtora. Chciał coś powiedzieć, jednak promienisty ból zatrzymał jego twarz z rozdziawioną buzią, pozostawiając go z niemałym odrętwieniem przez kilka dobrych sekund. Dziękował Bogu, że nie stracił z rozpędu połowy zębów, jednocześnie przeklinając Go za wspomnienie bestii, które momentalnie pogoniło jego serce do szybszego biegu.
- Kim ty jesteś? – szepnął, ani na sekundę nie znosząc z blondynki spojrzenia. Miała ładną buzię… i może dlatego tak bardzo mu się w tej sytuacji nie podobała? Ile pięknych twarzy zobaczył przewijając akta w pomieszczeniu na wzór archiwum? Jak wiele razy zahaczył okiem o słowo „agresja” pod wyszczerzonymi ząbkami ludzi, którzy w niczym nie różnili się od masy, którą na co dzień mijał w ulicach Apogeum? – Co się dzieje? – rzucił prędzej z wciąż uparcie trzymającego go zamroczenia, by wkrótce bardziej sprecyzować pytanie, ani na chwilę nie tracąc napięcia w głosie. – Widziałaś to?
Przestrach w głosie zmusił go do zniżenia głosu jeszcze bardziej, jednak nieprzyjemne spojrzenie nie zabrało mu tej ostatniej nuty bojowości, którą poświęcił na osądzenie dziewczyny o bycie sprawcą jego palących ran.
I dziwnego bólu w środku czaszki. Utrzymując przez chwilę swój ciężar na samych kościach kulszowych, sięgnął lewą ręką za tył głowy, chcąc sprawdzić czy nie wyczuje tam lepkiej krwi czy innego świństwa… albo żeby sobie przynajmniej to miejsce rozmasować na tyle, na ile był w stanie w obecnej sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Drobna, dziewczęca ręka odskoczyła. Nie była napastliwa. Wręcz przeciwnie - obchodziła się z nim ostrożnie, na starcie nie chcąc zrazić jedynego żywego ducha, który z góry nie próbował przywitać jej twarzy zębami. Zacisnęła więc obie dłonie w piąstki i oparła je o kolana. Siedziała na piętach, przyglądając się mu zaczerwienionymi oczami, ale na pytanie kim jest, lekko wzruszyła barkami.
- Ja... - zawahała się, opuszczając przestraszone spojrzenie. - Jestem Hibiki.
- Co się dzieje?
Zacisnęła palce na kolanówkach. Jej ubranie było trochę wymięte, ale raczej czyste i nowe. Kompletnie nie pasowała do usmolonej scenerii, jaka ich otaczała.
- Nie wiem. Nie bardzo. Dzisiaj się tutaj znalazłyśmy... a ty? Kim jesteś? - Nagle uniosła brodę i spojrzała na niego, zaciskając nieco różowe usta. Wpatrywała się w Kurta dość mocno, wręcz analitycznie, skanując jego sylwetkę, odniesione obrażenia, mimikę twarzy, ruchy. Dokładnie śledziła drogę jego ręki do karku, a gdy palce Kurta dotknęły pozlepianych śliną włosów, plecy blondynki wyprostowały się, a ona sama zacisnęła na moment szczęki.
- To moja wina - przyznała się natychmiast, nawet nie czekając na ewentualne pytania. - Krzyknęłam. To wystraszyło bestię, która cię zaatakowała. I... mhm... - Kiwnęła głową. - Ogromna, kanciasta, z takim - uniosła dłonie i oddaliła je od siebie na długość dobrych dwudziestu centymetrów - pyskiem i grubymi, czepnymi łapami, i była cała czarna, przygarbiona, chyba duża, ale uciekła, gdy zaczęłam piszczeć.
Huczenie w głowie Ailena przypomniało siłę tego krzyku. I nie tylko tego. Przez myśl przebiegł mu motyw ze snu. Coś, co dobijało się do niego przez ten cały czas i dobiło dopiero teraz - przed wybudzeniem się w ośrodku miał konkretny sen.
O czym był?
- Pomożesz mi? - zapytała szybko, zaciskając znów szczęki. - Ja... ja nie dotarłam tu sama. Byłam z... - zawahała się znowu, a jej policzki na powrót przybrały czerwoną barwę. Znów na ułamek sekundy spuściła spojrzenie, przeprowadzając z samą sobą wewnętrzną walkę. W końcu jednak przełknęła ślinę i zwilżywszy językiem dolną wargę pociągnęła wątek: koleżanką. Przyjaciółką. Taka... czarnowłosa, wyższa ode mnie... Uciekłyśmy z takiego paskudnego pomieszczenia. Na czytnik kodu kreskowego. Była z nami jeszcze jedna dziewczyna, ale już nie żyła. Coś nas goniło, może nawet ten potwór... ale nie wiem. - W dwukolorowych oczach dziewczyny pojawił się nagły błysk. - Ale nie było samo, na pewno. Narai ich odciągnęła, gdy schowałam się w pokoju, a oni pobiegli za nią i... muszę ją odnaleźć! Jest dla mnie ważna! Wiem, że cię boli, ale... ale sama nie dam rady. To miejsce jest przerażające. Cały czas mam gęsią skórkę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie odrywając dzikich, przepełnionych palącą wręcz żółcią oczu od drobnej sylwetki dziewczyny, wsłuchiwał się uważnie w każde jej zdanie, jakby właśnie siedział na kanapie z kuponem lotka w ręce, w zniecierpliwieniu porównując wypadające z ust prowadzącego cyfry. Nie wydawała mu się groźna i to nie przez sam fakt bycia niską, ładną blondynką, której typowy chłopak o nic złego nawet nie śmiałby posądzać. Strach w jej oczach, łzy i postawa emanowały pewną autentycznością, w którą był zmuszony uwierzyć.
„Dzisiaj się tutaj znalazłyśmy…”
Momentalnie się wyprostował, mocniej ściskając przeżarte przez pazury bestii ramię. Zdążył już błyskotliwie podłapać, że nie był sam w tym piekle, jednak wiadomość, że nie tylko on był tutaj świeżą krwią, dawała mu pewne poczucie motywacji, które zdążyło zgasnąć, gdy tylko obraz przestał docierać do jego oczu i Sullivan padł ofiarą braku przytomności.
W milczeniu słuchał dalszych słów dziewczyny, automatycznie przenosząc jej opis na własne wspomnienie ogromnego cielska miażdżącego go do samej ziemi. Długi pysk toczący ślinę tuż na jego kark, ogromna łapa przerywająca jego skórę na ramieniu… cholera, tak bardzo chciał wrócić do codziennego trybu życia. Do normalnego trybu życia.
To samo czuł podczas tamtego snu, który natychmiast sprawił, że pobladł o kilka tonów. W tym momencie traktował malujący się przed nim obraz skalanego krwią holu, jak głupią igraszkę własnego umysłu, który usilnie chciał go dobić jeszcze bardziej. W końcu.. to był tylko nic nieznaczący sen. Pokazywał mu obrazy tak dawne i zapomniane, że trudno było mu traktować je inaczej. Bezoki łeb zwisający nad jego łóżkiem. Zachcianka wyobraźni. Odgłos kroków i świadomość, że w pokoju obok, ktoś mordował mu rodziców. Ponosiła go fantazja, że znowu zaczął o tym myśleć. Uczucie, że ktoś na ciebie patrzył…
- To samo. – zachrypiał, krzywiąc się na sam ruch posiniaczonej szczęki – Znalazłem się tutaj dzisiaj i również wydostałem przez czytnik. – odparł w ogromnym skrócie, zapierając się bosą stopą o podłoże, chcąc jak najszybciej stanąć na nogi.
Może jednak wygląd nie był w tym przypadku aż taki nieważny?
Dziewczyna, choć zupełnie inna, jakimś cudem przypomniała mu o Evendell, dla której zawsze starał się być jak starszy brat, a nie miał ku temu zbyt wielu okazji w organizacji, gdy większość z Psów wydawała się od niego o średnio dziesięć lat starsza. Nie miał wielu ludzi, o których mógłby zadbać, a drobna, bezbronna anielica często dawała mu ku temu okazje. Hibiki nie wyglądała mu na desperatkę; była zbyt schludna. Czy to czyniło ją jeszcze bardziej bezbronną w tym otoczeniu? Nie. Nie wolno ci tak myśleć. Zwykły krzyk nie dałby przecież rady przestraszyć omotanej żądzą krwi bestii.
- Dokąd pobiegła bestia? – rzucił, najwyraźniej zapominając się przedstawić. – I… - nie zamierzał marnować czasu na szukanie kolejnych osób. Ach tak? Powinieneś wiedzieć, że grupa daje większe szanse na przeżycie. Ile razy ktoś z żółtą chustą ocalił ci tyłek? Wśród braci też masz sobie obce osoby… jednak one przynajmniej były związane przysięgą. - … skąd przybiegłaś z… Narai? Nie widziałaś ich? – zapytał, w istocie nie wiedząc jak ciągnęły się korytarze po lewej stronie oraz co się za nimi kryło. Zatoczył się ciężko, nareszcie podnosząc się z podłogi. Mimo piekących obrażeń, w oczach aż paliło mu się od chęci biegu. Jak najdalej stąd.
- Nie pamiętasz w jaki sposób się tutaj dostałaś? Nic, co poprzedzałoby twoje znalezienie się w pokoju z czytnikiem?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach