Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Na zewnątrz słychać było stukot pazurów o posadzkę. Czasami bestia zahaczyła szponem o drzwi, drapiąc ją z piskiem. Te wytrzymywały; solidne jak nigdy dotąd.
- A ty powinieneś być poza budynkiem – warknęła w odpowiedzi Rosel, odzyskując werwę.
Tutaj, w celi, najwidoczniej czuła się bezpieczniejsza.
- Czy nie mówiłam, byś spieprzał? Miałeś tyle szans... - W ton jej głosu wdarło się nie tylko rozdrażnienie. Brzmiała niemal jak ktoś, kto się zawiódł. Wszystko skończone. Pozostała jedynie możliwość rozpłakania się, by dać ujście emocjom. - A teraz? Teraz jesteś ranny i wściekły, i bestia zna twój zapach, i mnie nienawidzi. Och, skąd mam wiedzieć, dlaczego nie chciała mnie zeżreć? - Znów splunięcie. - Choć ja na jej miejscu też nie tknęłabym czegoś, od czego zalatuje gównem. Do diabła, po co wracałeś?
W słabym świetle dostrzegła tylko ruch jego ręki. Sama była ranna – nie oszukujmy się, z wyłamanym ramieniem ciężko uznać się za w pełni sił – ale i tak nie potrafiła w porę ugryźć się w język.
- Daj, pomogę ci z tym.
I wyciągnęła sprawną rękę, po omacku szukając kawałka materiału, za który miałaby pociągnąć. Mocny ucisk był jedynym, czego potrzebował teraz Kurt. Może poza babeczkami.
- Paskudnie to cuchnie. Kręci ci się w głowie, dzieciaku? To rana, którą powinien ktoś przebadać. Ktoś, kto zna się na takich sprawach. Też sobie znalazłeś czas i miejsce, żeby ładować łapsko w paszczę bestii. Naprawdę sądzisz, że znajdziesz tu kogoś, kto ci to obejrzy? – Parsknęła w ciemnościach. – Śnij dalej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Uniżenie proszę o wybaczenie. – warknął zuchwale, męcząc się z zawiązywaniem przedartej bluzy. Huczało mu w głowie, drapało w nosie, rwało w ręce… na domiar złego zaczynał męczyć go brzuch. Boleśnie wciskany do środka, jakby wnętrzności samoistnie zaczęły wiązać się w supeł. Głód? Poniekąd, jednak gorsze było poczucie straconej szansy. Siedział w tym pieprzonym gangu tyle lat i stronił od kursów pierwszej pomocy, woląc biegać niczym rusałka w tę i z powrotem? Na nic zdawała mu się szybkość, gdy ktoś podcinał mu nogi. Musiał wylądować w takim gównie, by w końcu zrozumieć, że każda wiedza jest przydatna? – Następnym razem daj mi mapę albo chociaż jakiekolwiek informacje.
- Siedź na dupie, gdzie siedzisz. – rzucił ostro, niemal wciskając się w głąb ściany. Przypominał rozzłoszczonego kota… nawet w kompletnie nieświadomym odruchu obnażał zęby. Pal licho, że Rosel najprawdopodobniej niczego nie widziała. – Skąd możesz wiedzieć ile szans miałem? O ile pamiętam zostawiłem Cię za sobą, niechętną do podróży. Szybko zmieniłaś zdanie i postanowiłaś sobie zniknąć z celi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Warknięcie ją cofnęło. Nie była może szczególnie poukładana, ale tego jednego sygnału ignorować nie miała zamiaru – wystarczył, żeby odsunęła rękę od Kurta i chwyciła się za własne ramię, przyciskając je mocno do boku. Przez jej twarz przemknął grymas rozzłoszczenia; na szczęście przykryty czernią mroku.
- Tak jakbym sama znała to miejsce – wytknęła na pierwszą falę pretensji, uwieńczając to niskim pomrukiem. Zaszurało, gdy poruszyła się po drugiej stronie celi. Tak, jak nakazał jej Sullivan – trzymała się swojego miejsca. Przylgnęła do ściany, jedynej bariery, która dzieliła ich od hałasującej na holu bestii i podciągnęła nogi aż pod brodę, przyciskając i je, i ręce do piersi.
- Wiem tyle, że biegłeś do zbrojowni. To wystarczająca szansa, żeby się stąd wydostać. A zamiast tego spotykam cię kilka chwil później, do diabła, rannego jak trzy dupy w kosiarce, wyzywającego i z wielkim bydłem na ogonie. No? Które z nas przyciągnęło tu bestię? Ty czy ja? Może jeszcze celowo ją zwabiłam? Zagwizdałam jak do durnego psa i przybiegła w podskokach, ku chwale dobrej zabawie?
Nie mógł tego dostrzec, ale coś i tak podpowiedziało mu, że pokręciła głową.
- Natrafiłam na jakichś ludzi. – Odezwała się dopiero po chwili. Dłuższej chwili. Tak długiej, jakby nie do końca była pewna, czy w ogóle powinna się odzywać. A nawet jeśli: czy podawać akurat informację. – Na dziewczynę. Pomogła mi przejść, ale sama była ścigana. Dotarłam tylko do rozwidlenia dróg i trochę dalej, korytarzem. Złapała mnie za ramiona, każąc biec. Szybko nas złapano. Może, ale tylko może, gdyby nie wzięła mnie ze sobą, byłaby szybsza.
Rosel zamilkła na moment.
Za drzwiami odezwała się bestia. Znów huknęła cielskiem w drzwi, aż wibrujący dźwięk wypełnił całą celę.
Dopiero po kilku dłuższych oddechach kobieta wciągnęła więcej powietrza do płuc i kontynuowała:
- Rozłączyli nas. Ci ludzie. Każdą do innego pokoju. Było dużo zamieszania. Strasznie z niej warkliwa bestia. Szkoda tylko, że taka... cóż. Pewnie nieżywa.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- „Hej, nie-Chrisie, w tamtą stronę jest zbrojownia!” – tyle by wystarczyło, żebym wiedział, że biegnę w stronę pieprzonej zbrojowni. – fuknął, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że podczas całej swojej wyprawy nawet nie pomyślał, że w tym piekle byłoby jakiekolwiek pomieszczenie przeznaczone na broń. Coś mu jednak nie pasowało. Biegnąc korytarzem, zauważył tylko jedne drzwi, prowadzące do archiwum. Przynajmniej taką przypisał temu nazwę, sądząc po dokumentach, które stamtąd wygrzebał. Kartoteki, opisy… nie wszedł do środka, więc może faktycznie na ścianach były zawieszone bronie? Co prawda dziwił się, że w takim wypadku Hibiki niczego ze sobą nie wzięła, skoro powiedziała mu, że siedziała w środku.
Dał dziewczynie w spokoju mówić, odkładając na bok powarkiwania. Spięty, wyraźnie osłabiony próbował wsłuchać się w głos Rosel, z całych sił ignorując przeraźliwy huk metalowych drzwi, do których dobijała się bestia. Modlił się, byleby tylko wytrzymały.
Choć zdawał się podejmować próby uspokajania oddechu, jego starania szybko spełzły na niczym, gdy usłyszał historię kobiety.
- Narai. – szepnął i poruszył się niespokojnie, jakby zaraz miał skoczyć w głąb pomieszczenia z tej beznadziejnej niemożności działania. Oczywiście dalej siedział oparty jak zepsuta zabawka, z dłonią zakleszczoną ściśle na głębokiej ranie. – Również spotkałem dziewczynę. Nawet dwie. Wydaję mi się, że jedną z nich znamy oboje. Jeżeli tak, to… tuż przed atakiem bestii ją zgubiłem. Tylko że biegła wprost na ciebie, tym samym korytarzem, więc musiałaś ją wówczas zauważyć.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A co to za różnica? – Pytanie miało w sobie jad. Musiało mieć. W końcu rozmawiał z Rosel. – Byłam wtedy półprzytomna. Może miałam jeszcze klaskać, gdy mnie zostawiałeś? Poinstruować, pogłaskać. Widziałam, że biegniesz do zbrojowni. Co mnie obchodzi, czy ze świadomością, że ona tam jest, czy nie? Każdy normalny człowiek włazi w pierwsze drzwi, które tryskają niemal hasłem: "hej, wejdź, w środku coś jest". A ty idziesz tam i wracasz z niczym!
Na dźwięk imienia Narai nic nie powiedziała. Między Bogiem a prawdą, że to jedno słowo wywołało ciszę w całym budynku – nawet bestia za drzwiami znieruchomiała, nagle zaciekawiona. I dopiero kolejne słowa Ailena wyrwały z gardła Rosel warknięcie.
- O czym ty, do diabła, mówisz? Uwierz mi, może jestem ranna, ręka mi się ledwo trzyma barku, ale ślepa nie jestem; zobaczyłabym dziewczynę. A jak to ta sama, która mi pomogła, to już w ogóle! Chyba że miała jakieś tajemne moce, niewidzialność albo przenikanie przez ściany! Może na mój widok od razu zwiała z podkulonym ogonem. W końcu – splunięcie – to przeze mnie nas złapano. Zresztą, mówiłeś, że były dwie? I co? Obie zostawiłeś? Masz niesamowity dar zostawiania osób, które jeszcze mogą ci się przydać. Cholera, powinnam ci jednak poklaskać za tę ułomność. Takiej to ze świecą szukać. Musisz mi jednak wybaczyć. Ręka jakoś odmówiła posłuszeństwa.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Pragnę przypomnieć, że się zaoferowałem. – rzucił posępnie pod naporem zarzutów. – Tylko, że ktoś wpadł w histerię, a w tamtym momencie niespecjalnie widziało mi się stać nad kimkolwiek i przekonywać do wskoczenia mi na barana. – syknął. Gdyby nie pałał do dziewczyny tak ogromną niechęcią, być może byłby w stanie przyjąć dla niej jakąkolwiek ulgę, skoro właśnie mu powiedziała, że była wówczas półprzytomna. Jednak w chwili obecnej, każde jej słowo wydawało mu się cholernie podejrzane. Gdy obudził się razem z nią w celi, wydawała się w zaskakująco dobrym humorze, a przynajmniej całą sobą dawała do zrozumienia, że w takiej sytuacji tkwiła już od dawien dawna. Dlaczego miałaby więc być w niepełnej trzeźwości rozumu?
- To ty w końcu kiedykolwiek byłaś w tej zbrojowni czy nie? – dopytał się u granic cierpliwości. Zaraz machnął jednak łbem w geście „Dobra, nieważne!”, zapominając, że byli skąpani w niemal całkowitej ciemności. Wątek Narai niepokoił go bardziej.
- Dziewczyna miała kod kreskowy na policzku i ciemne włosy. Gdy cię zostawiłem, zostałem zaatakowany przez bestię - ani się waż komentować. Nie jestem pewny czy przez tą samą czy inną. Pomogła mi jedna blondynka, Hibiki. We dwójkę uwolniliśmy brunetkę, która okazała się być jej przyjaciółką. Później weszliśmy na górę. Stos ciał i smród, który tam zastaliśmy odpychał Hibiki, więc uparła się, żeby zostać przed wejściem. Zniknęła. Narai zaczęła biec, skręciła w korytarz, którym szłaś. Przysięgam, że tak było. Jeżeli nie zjadła jej ta bestia, to nie mam pojęcia co się stało. Przecież droga jest tylko jedna. – zapewniał, streszczając pokrótce najważniejsze wydarzenia. – To miejsce jest cholernie popieprzone. Na górze znaleźliśmy również zdjęcia. Nas samych ze sterczącymi nad nami ludźmi. – w tym momencie postarał się bezszelestnie podwinąć nogę, by przygotować się do skoku. Pamiętał kogo przypominała postać, która dzieliła z nim jedno zdjęcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Pragnę przypomnieć, że nie chciałam być kulą u nogi – powtórzyła za nim, dodając jednak własne zakończenie. Spiorunowała go od razu pochmurnym spojrzeniem. Zgoda, w ciemności nie było tego widać, ale moc takich gestów dosięga bez względu na okoliczności i tym razem, pod warstwą gorączki i dreszczy, Kurt na pewno je wyczuł. Wyczuł też, że słabnie. Kontaktował, ale do jego organizmu wlewało się na przemian zimno i ciepło, organy kurczyły się i nabierały niesamowitej ciężkości. Nawet mięśnie zdawały się odmawiać posłuszeństwa, rozluźniając się w chwili, w której chciałby je napiąć.
- Nie byłam, ale słyszałam, że tam jest. A co? Ty w końcu byłeś czy nie byłeś?
W porównaniu do Ailena, Rosel była bardzo zaciekawiona tym jednym pomieszczeniem, choć sądząc po barwie jej tonu, robiła wszystko, aby nie wyszło to na jaw. Na całe szczęście nie przerywała mu, gdy się rozgadał. Ani ona, ani czyhająca za drzwiami bestia. Być może ona też wsłuchiwała się w tłumaczenia, po których nastało długie, napięte milczenie.
Rosel je przerwała.
Minęła minuta, może dwie... może pięć albo kwadrans – rana pulsowała tak natarczywie, że Kurt i tak tracił poczucie czasu – aż wreszcie wargi siedzącej w celi kobiety wydały coś na wzór cmoknięcia.
- No dobra – mruknęła w końcu. Coś zaszeleściło po lewej stronie od Ailena, ale Rosel najwidoczniej nie miała zamiaru ruszać się z miejsca. Poprawiła tylko swoją pozycję, kładąc nogi na brudnej ziemi. – A ja przysięgam, że nikt do mnie nie biegł. Ani brunetka, ani blondynka, ani cokolwiek, o czym tam wspominałeś. Choć jak tak o tym mówisz...
Pomruk.
Bestia otarła się o drzwi. Już nie atakowała.
- To mogła być ta osoba. Miała kod taki sam jak ja. W innym miejscu, ale nadal. Warczała i wyzywała. Wiesz, tych ludzi, o których mówiłam. Była głośno. Cały korytarz ją słyszał. Może nawet cały budynek. Jedno mnie tylko zastanawia... – Znów to samo. Nie musiał jej widzieć, by mieć pewność, że odwróciła głowę w jego kierunku. Może była to wina gorączki, a może faktycznie dostrzegł w ciemnościach błysk szeroko otwartych oczu. – Po chuj biegłeś w górę? Jak ty niby chciałeś wyjść z budynku? Skoczyć z dachu? Jesteś, kurwa, latającą wiewiórką? Batmanem? Samolotem? Psiamać, nawet nie wiem, co znaczy samolot, ale wiem, że lata i jest obleśne. Pasuje jak ulał do kogoś, kto biega po korytarzach i ogląda zdjęcia. Mam nadzieję, że były chociaż w kolorze. Zawsze mógłbyś przesłać mi odbitki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie musiałaś. Mogłaś być tylko ciężkim, ususzonym grzybem na plecach. Nie miej do mnie pretensji. – odbił szybko, oddychając coraz ciężej i głośniej. O ile dziewczyna wytężyłaby słuch, do jej uszu dotarłby dźwięk trącego o ścianę ciała i subtelny szelest jedynego odzienia, które mu pozostało – spodni. Ailen powoli zsuwał się do pozycji leżącej, nie mając sił, by utrzymywać się choćby w siadzie. Nieważne jak mocno trzymałby się poranionej ręki, było coraz gorzej. Ostatkami sił odwrócił się (przetoczył, sunąc po ziemi jak konające zwierzę) w stronę ściany i oparł o nią nogi, chcąc mieć je jak najbardziej uniesione.
Mdlał, czuł to.
Chociaż Bernardyn byłby z niego żaden, nawet on wiedział, że taka pozycja pozwoli mu na utrzymanie trzeźwości przez odrobinę dłużej. Niech krew spłynie mu do głowy, może wymyśli w końcu coś porządnego.
- Widziałem je. Po części… była tam jakaś komoda, stół i mnóstwo papierów. – odparł słabo, uparcie mrugając, by wyzbyć się cholernych mroczków. Nawet nie zauważył, że bestia powoli się uspokajała. Pewnie nawet u szczytu trzeźwości nie dałoby mu to powodu do wiwatu.
Gdy Rosel zaczęła go opierniczać, podniósł łeb ku górze. W obecnej chwili nie miał szerokiego pola widzenia, jednak nawet stąd był w stanie dostrzec ten błysk w oczach towarzyszki, który być może powinien go zaniepokoić. Drgawki nie pozwalały mu jednak na myślenie o czymkolwiek innym, niż o lewej ręce. Ignorował nie tylko swoje własne zastrzeżenie o ostrożności, ale karalucha, który najwyraźniej zaczynał plątać mu się koło głowy.
- Tu nie ma okien. – zaczął niemrawo. – Dla mnie to były podziemia.
Wydarł z siebie jeden długi, ciężki wydech.
- Wiesz znacznie więcej, niż mówisz. Dlaczego nie powiesz mi wszystkiego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Paskudny z ciebie dżentelmen.
Nie skomentowała tego, co robił. Po pierwsze dlatego, że nie widziała, po drugie – nie miała zamiaru. Wolała trzymać się swojej części celi, jakby pośrodku przebiegała bariera pod wysokim napięciem. Wystarczyło odrobinę przekroczyć linię, a całe ciało wpadnie w drgawki – tego jednego wolała sobie oszczędzić, więc wtuliła się mocniej w kąt pomieszczenia, co jakiś tylko czas szurając szorstką tkaniną po ścianie, gdy znów próbowała zmienić pozycję na dogodniejszą.
- Mnóstwo papierów, mówisz? – Odezwała się po jakiejś chwili. – I co? Nie mogłeś wziąć chociaż tej komody? Rzuciłbyś w bestię i zwiał. Przy odrobinie szczęścia wypadłaby szuflada i spadła jej na łapę. Wiesz jaki to kurewski ból, gdy coś cię huknie w mały palec u nogi?
Splunięcie.
- Ja wiem. No, już nie wiem, bo to i owo mi oderwano po drodze. Ale wiedziałam, gdy byłam młodsza. I nawet wtedy wiedziałam, co robić, by dopiąć swego. To oczywiste, że wiem więcej, Chris. Przecież nikt nie broni ci zadawać pytań.
Syknęła nagle, jakby nadepnął jej niespodziewanie na odcisk.
- Wasza wysokość! Wystarczy słowo, a odpowiem. Zresztą, ty masz chyba trochę ciekawsze rzeczy do mówienia. Najpierw dziewczyny, potem bestia, komoda, zdjęcia. Zaczynasz i nie kończysz. Teraz to nic, ale w przyszłości może mieć to okropne skutki. Twoja partnerka będzie niepocieszona, więc z szacunku do niej, podpowiem ci, żebyś ciągnął do końca, nawet, jak się zmęczysz. Gotowy? - Oblizała wargi. – O co chodzi z tymi dziewczynami? I ze zdjęciami?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jasne. Później strzeliłbym jej laserami z oczu i po kłopocie. Dlaczego tak nie zrobiłem? – burknął sam do siebie z udawanymi pretensjami. Gdyby kiedykolwiek nabył siłę wystarczającą, by podnosić meble i ciskać nimi w przeciwników, z pewnością odnajdzie Rosel i się jej pochwali. Choćby taką szafą puszczoną w jej pysk.
Była irytująco zuchwała, jak na kogoś kto wpadł w panikę, gdy drzwi celi po raz pierwszy się przed nimi rozwarły. Może faktycznie musiano dać jej chwilę, by rozeznała się z sytuacją. Poniekąd jej irytująca osobowość odcinała Ailena od paskudnej rzeczywistości. Nie widział jej, ponieważ było zbyt ciemno, a dopieprzała mu jak każdy Kundel z Psiarni. Wyobrazić sobie takiego Zombie lub Ryan’a i już czułby się jak w domu.
- Gdy wyszedłem z celi, pobiegłem wzdłuż korytarza do tej twojej zbrojowni… drzwi były uchylone, jednak pchnąć je nie było tak łatwo. Od wewnątrz były zabarykadowane jakimś stołem. Słyszałem dźwięki, czułem smród.. sama droga była skala krwią… chciałem zawrócić i wtedy straciłem przytomność, bo rzuciła się na mnie bestia. Gdy się obudziłem klęczała nade mną Hibiki. Miała kod kreskowy na udzie. Prosiła mnie o pomoc w odnalezieniu Narai. Zgodziłem się i udało nam się ją wyswobodzić. Poszliśmy na górę. Pchnęliśmy drzwi prowadzące na piętro i zastaliśmy cały korytarz upaprany we krwi. Pod ścianami leżały ciała, a na środku holu pliczek zdjęć. Na jednym byłem ja, nieprzytomny. Ktoś się nade mną pochylał. Narai na jednym była tatuowana, o ile dobrze pamiętam. Później zorientowaliśmy się, że Hibiki zniknęła… Narai pobiegła, ja za nią, ty się pojawiłaś i resztę znasz. – im dłużej mówił, tym cichszy i powolniejszy się stawał. Składanie zdań zaczynało powoli go przerastać. – Czy wiesz czym są te bestie? I wiesz mniej więcej jak wyjść z tego budynku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Relacja – najwidoczniej – została przez Rosel zaakceptowana, bo po tym, jak Kurt umilkł, wydała mrukliwe: "mhm", dając sobie wpierw czas na przetworzenie wszystkich informacji. Być może, gdyby nie padło pytanie, milczałaby jak zaklęta już do końca.
A to było Kurtowi szczególnie nie na rękę.
W czasie, w którym Rosel gramoliła się, układając własne myśli w "dobry" szyk, jemu świadomość uciekała przez palce. Krew znajdowała ujście, nie tylko zresztą w miejscu, w którym nie tak dawno miał rękę. Teraz czuł odstraszające ciepło nawet na twarzy; spływało z nosa niewielkim łukiem przez polik i znajdowało ujście w jego włosach. Parzyło niemal tak mocno, jakby przytknięto mu do skóry nagrzany w słońcu kawał blachy.
Powieki same się zamknęły i nie chciały unieść. Nawet wtedy, gdy ciszę przeciął wreszcie głos Rosel.
- Nie wiem. Ale ty się dowiesz. – Pierwsza odpowiedź padła z daleka. Jakby kobieta mówiła do niego zza wodnej osłony. – A wyjście? Na dole. Tak myślę. Musi być. Ale co to za różnica? Posłuchaj, Kurt...
Ale on już nie słuchał.

– ... urt.
Coś zimnego dobijało się do jego świata. Może ostrze miecza, może sopel, może po prostu czyjaś dłoń. Czymkolwiek to było – koiło ból gorączki, która rozeszła się po całym organizmie, paląc go od wewnątrz żywym, zżerającym płomieniem. Jeżeli "gdzieś tam w górze" Bóg jeszcze czuwał, to dał Sullivanowi kolejną szansę, pozwalając, by niespiesznie zaczął wyszarpywać się z trzymających jego ciało w bezruchu więzów.
Wpierw drgnięcie zdrowej dłoni. Potem mocniejsze zaciśnięcie powiek, odkrywających zaraz nieprzygotowane na światło oczy. Obraz rozmazywał się i scalał ze sobą wszystkie przedmioty, ale wreszcie, po dłużących się wiecznościach, był na tyle ostry, by udało mu się dostrzec pochyloną nad nim twarz.
Wielkie oczy ozdobione czarnymi rzęsami spoglądały na niego z uwagą. Nie kryła ulgi.
- Kurt, słyszysz mnie? – Głos Hibiki również dochodził z oddali. Odjęła dłoń od jego policzka i przytknęła ją do jego czoła.
Czyli to jednak ręka.
- Dlaczego tam pobiegłeś? – mruknęła, zaciskając zaraz wargi. – Kurt, słyszysz mnie? Odpowiedz. Dlaczego pobiegłeś? Co się z tobą dzieje, do diabła?
Fakty przychodziły o wiele za późno. Leżał na podłodze. Zimnej podłodze. Jej chłód docierał aż do jego trzewi, wżynał się w kości. Dopiero teraz mógł powoli dochodzić do wniosku, że cały się trząsł. Z głową na kolanach Hibiki wpatrywał się przed siebie – prosto w jej pochyloną nad nim twarz, za którą dostrzec mógł jedynie sufit z jarzeniówkami.
Hol.
Czuł zapach dziewczyny i smród, który był mu bardzo znajomy.
Pod palcami czuł coś mokrego.
Gdyby podniósł głowę, dostrzegłby zdjęcia z sobą samym, w które wsiąkała krew uciekająca z jego własnego organizmu.
Ale w tej chwili odezwał się ból ręki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach