Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Pisanie 17.05.19 23:28  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Czekam na posta Lysane do niedzieli do godziny 20:00.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.19 12:05  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Cały czas zasłaniała się jednym ze skrzydeł podczas opuszczania pomieszczenia. Białe pióra skutecznie skrywały całą sylwetkę, ogon zamiótł końcówką po brudnym podłożu, a następnie delikatnie owinął się o szponiastą nogę. Teraz mógłby co najwyżej przeszkadzać. Zaraz po wyskoczeniu na zewnątrz nie czekała grzecznie, a podskoczyła wysoko, łapiąc się nierówności pazurami u rąk i jedną ze "stóp" - druga wykonała kopniak w kierunku wejścia, ostre szpony mogłyby spokojnie rozorać skórę dowolnego stworzenia. Nie było to wcale zamierzone, a pozostało wynikiem łapania równowagi. Zaraz po tym przyczepiła się budynku drugą nogą, asekurując ogonem, złożone przed chwilą skrzydła rozłożyła wraz z silnym odbiciem i spróbowała wzbić w powietrze. Byle szybciej zanim ten szaleniec sam się postrzeli i ułatwi jej zadanie.
Nie zamierzała pozostawać w tym miejscu nawet chwilę dłużej niż było to konieczne. I tak zabawiła w Apogeum dłużej niż chciała, a miała dużo pracy i jednocześnie mało czasu. Znacznie lepiej było odlecieć, a problemy załatwić kiedy indziej. Stadnie.

[próba z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.19 15:12  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
 Ciemny kłąb wciąż wisiał w powietrzu, utrudniając widoczność zarówno najemnikowi, jak i opętanej. W pierwszych chwilach dostrzeżenie czegokolwiek okazało się nie lada wyzwaniem.
 Wystrzał z pistoletu jeszcze długo po fakcie rozbrzmiewał w uszach ich obojga. Pocisk przecinał powietrze w zwolnionym tempie, klatka po klatce pokonując kolejne centymetry do celu. Podniesiona z ogniska chmura pyłu wciąż nie opadła, gdy przeciwnicy zdążyli wykonać kolejnych kilka ruchów.
 Kula z pistoletu była coraz bliżej, a cały świat zamarł w oczekiwaniu na werdykt, jakim miała się stać.
 Świsnęła tuż obok boku kobiety, w ostatniej chwili chybiając celu. Wówczas wymordowana zyskała szansę na ucieczkę.


✘ Lysane:
• piekąca od uderzeń twarz
• poparzona końcówka ucha
• przegryziony język (krew wypełniająca usta)
✘ Można się rozejść

| KONIEC INTERAKCJI |
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.19 0:19  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Myśliwi, weterani, handlarze, śmiałkowie! – Mogłoby się wydawać, że niski głos mężczyzny bez najmniejszej potrzeby mącił grobową ciszę Desperacji. Wołanie o pomoc zwykle było tu ignorowane, bo zwyczajnie nieopłacalne dla tych, którzy wciąż mieli w sobie resztki ludzkiego rozsądku. Co natomiast tyczy się tej znacznie liczniejszej grupy nieświadomych, zezwierzęconych wymordowanych — wołanie bywało traktowane jak zaproszenie na wystawny obiad, w dodatku w lokalu typu „jesz ile chcesz”.
Desperaci niechętnie wyściubiali nosy ze swoich domostw, jednak chętnie wyglądali zza dziurawych ścian bądź okien budynków na skraju ruiny, by zorientować się, kto tu tak właściwie robi te wszystkie hałasy. Uciszać ich? Co jak zaatakują? Zaoferować swoją pomoc? Co jak wywiozą i zeżrą?
  Hałasującą grupą byli nietutejsi jegomoście — nie wydawali się świeżymi, niedawno miejskimi nabytkami Desperacji — a raczej, mimo biednego wyglądu typowego dla mieszkańców wielkiej kuwety, wyglądali na przybyszy z daleka. Poprzewieszane przez spieczone słońcem ramiona karabiny i strzelby z lat tak bardzo dawnych, akcesoria jak lornetki, lunety, maski przeciwgazowe, busole, ponadto głowy pozbawione włosów bądź zgolone na krótko, twarze umorusane czarnymi smugami, widoczne ślady po opaleniźnie. Wymordowani pamiętający czasy sprzed wybuchu epidemii wirusa mogliby uznać, że przybysze przypominają bohaterów postapokaliptycznych filmów rodem z zachodniej kinematografii. Ze szkorbutem wydawali się być za pan brat.
  Najgłośniej nawoływał cwaniak o łysym łbie i lisiej, chytrej twarzy, wyglądający jakby lada moment miał prosić przypadkowego kierownika o złotóweczkę na dwie bułki. Potrzebujących łącznie było czterech, podzieleni byli między dwa samochody przypominające przemodelowane ciężarówki. Krzykacz stał na kabinie jednego z samochodów, kolejny członek ekspedycji siedział na skrzyni, którą najpewniej przywieźli ze sobą, pozostali dwaj opierali się o furgonetki.
Pomóżcie nam, a nie pożałujecie! Każda pomocna para rąk zostanie sowicie nagrodzona! – wołał z przekonaniem cwaniak, zdawać by się mogło, że wcale się tym nie męczy. Cóż za oddanie sprawie, ryzykowanie własnym bezpieczeństwem dla... Dla czego, tak właściwie? Właśnie tego mieli dowiedzieć się ci, których oferta aż tak zainteresowała, bądź też ci, których spokój został zmącony do tego stopnia, że rzucaliby w tych jełopów kapciami przez okno... Gdyby tylko mieli kapcie. I okna.


Aktualne cele, pogoda i termin:
x cel: zgłoszenie się do poszukujących śmiałków członków organizacji i poznanie ich problemu.
x pogoda: gorąco, około 30°C. Silny wiatr, bezchmurne niebo. Zegary wskazywałyby okolice godziny 14.
x termin: 24.06, godzina 23:59.

Dodatkowe:
x terminy dla uczestników to tydzień od mojego posta. Ja mam na odpisanie wam dwa dni od upływu terminu bądź od posta ostatniej osoby, jeśli wyrobicie się wcześniej. Terminy mogą podlegać modyfikacji, jednak wolałbym, żeby ewentualnie tylko się skracały.
x ogólny poziom trudności waha się w końcowych etapach między średnim (przygotowania, rozmowy, naprawy) a trudnym/bardzo trudnym (polowanie na potwora).
x domyślnie planuję używać kostek do osądzania poszczególnych waszych akcji; rzucam systemem, który uwzględnia predyspozycje i słabości postaci oraz wszelkie czynniki zewnętrzne. Jeśli ktoś uzna, że woli, bym posługiwał się czystym storytellingiem — starczy zgłosić.
x gorąco was proszę — jeżeli nie dacie rady się wyrobić w jakimś terminie, dajcie mi po prostu znać bądź zgłoście nieobecność (stalczę ten temat, spokojnie). Po pominięciu trzech terminów bez informacji o tym, że user nie da rady napisać posta, wyrzucam z wydarzenia.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.19 2:24  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
 Zdecydowanie nie pasował do żadnego z określeń, którymi grupa nieznajomych próbowała wywabić z okolicy kogokolwiek chętnego do pomocy, a mimo to z uwagą obserwował obcych z pobliskich ruin. Niemiłosierny upał zmuszał wszystkich niechcących się żywcem usmażyć na tej patelni do poszukania schronienia i przeczekania aż temperatura zacznie się ochładzać, a Boris mimo swojego uwielbienia do ciepła, nie był w tym wszystkim wyjątkiem. Jeszcze niedawno wylegiwał się jak stary kocur na stercie jakichś skrzynek, a teraz - zwabiony nawoływaniem - stał oparty ramieniem o ścianę budynku na wylocie jednej z uliczek i obserwował czujnie otoczenie, nie wychylając się z cienia. Chłód nienagrzanych cegieł był niesamowicie przyjemny.
 Nic jednak nie wskazywało na to by czwórka krzykaczy miała zostać żywcem pożarta ku uciesze poukrywanych wszędzie gapiów, a im dłużej Azarow ich obserwował tym więcej potencjalnych pułapek mógł wykluczyć - przynajmniej na tyle, by uspokoić swoje sumienie. Z zazdrosnym zachwytem oglądał furgonetki, w myślach już dokonując wyliczeń, które z ich części mogłyby się przysłużyć do podrasowania własnego buggy. Zderzak furgonu, na którym stał aktualnie jeden z mężczyzn, mógł przyprawić każdego szabrownika o szybsze bicie serca.
 Czego oni mogli chcieć? Jedyne co łowcy przychodziło na myśl to ewentualne problemy z ich samochodami. Mechanik był z niego żaden, ale może uda się kogoś zbajerować, błysnąć swoim pojazdem i za praktyczne nicnierobienie wysępić ten zderzak w ramach zapłaty. Odepchnął się od ściany i ruszył w kierunku nawoływaczy, zatrzymując się w bezpiecznej odległości, by móc w każdej chwili czmychnąć jak szczur z powrotem między ledwo trzymające się budynki. Czuł na sobie spojrzenie innych i miał tylko nadzieję, że potraktują go jak wybawiciela od darcia ryja nieznajomego niż jak kąsek, który sam wystawił się na zeżarcie.
Co tam sąsiedzie, nie odpala? – rzucił do mężczyzny na furgonetce, podnosząc na niego wzrok i mrużąc ślepia przed słońcem, mimo czapki z daszkiem.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.19 10:19  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Ying zawsze szukała okazji. Gdzie okazja tam kasa, a gdzie kasa tam targowanie się z potencjalnym klientem. Ogon zadrżał na dźwięki wydawane przez przybyszów.  Ktoś potrzebował pomocy, a to oznaczało dług do spłacenia! A "chińska mafia" wprost uwielbiała z tego korzystać. Zawsze mogli dłużnika zagnać do zagrody i kazać uprawiać marchew tak długo aż nie zapłaci kredytu (w przypadku takich Azarowów to pewnie już do śmierci dłubaliby w ziemi). Zachęcona wizją zarobku wychynęła na ulicę, teraz dopiero mogąc zobaczyć kto zaszczycił ich wizytą - oczy wymordowanej zaświeciły się. Toż widziała już tych meneli. Nie każdy też miał działający samochód. A oni? Hoho, dwa! Domyśliła się szybko, że pomóc się opłaci. Oj bardzo.
Jutrzenka poprawiła broń, ale nie po to by wywołać postawę bycia groźnym kociakiem. Cichy odgłos kopyt na spieczonej słońcem ziemi zbliżył się do dezertera i jegomościów w wozach.
- Ni hao Borisku - zagadnęła rogata do mężczyzny, a następnie zwróciła czujny wzrok na przybyłych. - Jak nagroda to ja wchodzę. Choć mam nadzieję, że nasza współpraca na pomocy się nie skończy.
Chytry uśmieszek handlowca wpełzł na oblicze rudej. Tak, chciała porozmawiać z nimi o interesach, ale może w późniejszym terminie.

//wybaczcie marność, ale nie będę mieć czasu, więc skrobany z telefonu w drodze do pracy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.19 18:54  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Los bywa przewrotny i nikt rozsądny nie przyzna racji tym, którzy doszukiwali się w nim jakiejś prawidłowości, nieszczęsnego koła niczym z antycznych opowiastek. Nikt będąc zasypywany przez niezmierzone ilości szczęścia nie musiał się obawiać nagłego upadku bardziej niż Ci, którzy mogli by spojrzeć na Hioba i powiedzieć: "Ty szczęściarzu".
I podobnie lecący wraz z oddziałem Taiyo nie mógł spodziewać się, że kilka chwil później znajdzie się na nieznanym sobie terenie, oddzielony od towarzyszy broni, a przede wszystkim zdany tylko na swoje własne umiejętności. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że nie był pewien, czy najpierw wykrył przerośniętego orangutana, których zaatakował, czy też o jego obecności dowiedział się dopiero, gdy masywna łapa uderzyła w jego ramię i zrzuciła z mostu, po którym przemieszczał się konwój. Fakt, widział jak ten nieszczęsny king kong obrywa i wydaje z siebie krzyk. To - zdawało mu się - był impuls, który wyrwał go z szoku i pozwolił ochronić się przed upadkiem przy pomocy metalowych skrzydeł Reynarda.
Był już na tyle blisko ziemi, że postanowił wylądować, zanim wróci do oddziału. Musiał zaczerpnąć oddech, znaleźć chwilę, by zrozumieć w jak kuriozalnej sytuacji się znalazł. Nie odniósł praktycznie żadnych obrażeń, a został niemal wyłączony z misji.
I wtedy nastąpiło kolejne nieszczęście, jakby w myśl zasady, że te nigdy nie mogą być samotne. Lądując Lamarque bujał w obłokach, przynajmniej myślami. Zajęty próbą przeanalizowania tego co się stało zapomniał o zasadzie tak podstawowej, że uczy się jej chyba tylko najmłodszych - patrz pod nogi.
Choć kto mógłby przewidzieć, że akurat w miejscu, gdzie wyląduje jego stopa znajdzie się skórka od banan rzucona tu przez jakiegoś małpiszona - i modlił się w duchu, by nie był to ten sam szympans, który go zaatakował. Byłby to przejaw wyjątkowego pecha żołnierz S.SPEC, bądź też niesamowitej - i to nie tylko jak na pawiana - inteligencji i dalekosiężnego planowania. Upadając zaklął pod nosem i wyciągnął ręce do tyłu, by zamortyzować upadek. Nie uchroniło to jednak jego pośladków przed bolesnym spotkaniem z nierównym, popękanym chodnikiem.
Spojrzał w górę i ponowił swoje przekleństwo, tym razem wypowiadane już w stronę małpiszona. Stracił cenny czas, a wiedział, że konwój się nie zatrzyma. Tym samym jego zadanie tutaj się zakończyło, a przynajmniej jego część właściwa, gdyż teraz - zgodnie z procedurami - pozostało wrócić do Miasta, żeby uniknąć otrzymania statusu zaginionego w akcji, czy co gorsze poległego.
Coś takiego jest wyjątkowo trudno odkręcić, a to wszystko przez niezbyt rozgarniętych urzędników, którzy nie potrafią zrozumieć, że jeżeli ktoś przed nimi staje, to żyje i nie ma tu mowy o żadnej pomyłce. I tak jednak będą żądać dowodów i oczekiwać wypełniania coraz to nowych formularzy.
Wstał i otrzepując się zaczął rozglądać się po okolicy. Była dość spokojna, nie dostrzegł żadnych śladów ruchu, choć skoro grasował tutaj ten troglodyta, to nie było to zresztą wcale dziwne. Chwilę zastanawiał się, czy nie powinien przykryć czymś skrzydeł. Dawniej wielokrotnie tak robił i wielu biednych, żyjących z dnia na dzień mieszkańców brało go bądź to za jednego z nich, bądź nawet za anioła - choć to głównie dzieci, których obraz świata jest jakiś wypaczony. Dzieci to najpewniej dzieło szatana, czy inszych mrocznych sił.
-Jakby nie to, że bywają użyteczne jak dorosną pomyślałbym, że to kolejny owoc tej przeklętej apokalipsy - Zażartował drętwo w myślach, a na jego twarzy i tak pojawił się drobny uśmiech. Trywialność psioczenia na hałasujące miniaturki ludzi oderwała go na chwilę od pasma (aż dwóch) niepowodzeń.
Ukrywanie skrzydeł wobec faktu, że nosił na sobie wojskowy mundur byłoby niczym ukrycie się w ciemnym pokoju za stojącą lampą o szerokim, alabastrowym kloszu - stanowiącą jedyne źródło światłą w pomieszczeniu, nie zważając, że choć klosz i pozornie jest w stanie zakryć twarz, to cienki kij stanowiący trzon lampy jest o wiele za chudy, by zakryć ludzkie ciało, a nadto, że tym razem to nie pod latarnią jest najciemniej.
Ruszył więc przed siebie....

I sam nie mógł dokładnie określić jak doszło do tego, że po wyjściu z jednej z uliczek przystanął przy ścianie jednego z budynków, tak by za plecami nie mieć żadnego okna, ni drzwi, przez które ktoś mógłby chcieć go złapać lub okraść, oraz przysłuchiwał się uważnie zbiegowisku.
Może to nawoływanie, które dosłyszał idąc sąsiednią, mroczną alejką, a może po prostu ciekawość, bądź też chęć niesienia pomocy potrzebującym, która nakazywała nie odwracać wzroku, gdy ktoś może znajdować się w potrzebie.
To jednak nie stojące przy samochodach zbiry w ocenie Taiyo byli tymi, którzy naprawdę potrzebowali pomocy. Równie dobrze mogli być zgrają handlarzy niewolników, którzy nawołując desperatów w takich zrujnowanych burdelach jak Apogeum Desperacji zdobyli nowy towar, bądź coś jeszcze gorszego.
Czuł się więc odpowiedzialny za to, by być głosem rozsądku i chociaż z początku miał tylko obserwować, a gdy wszystko się zakończy - odejść i wrócić do miasta, zachował się odmienne i głośno powiedział:
-Słyszałem o nagrodzie, lecz wybaczcie, zapewne mi to umknęło, w czym potrzebujecie pomocy? - Handlarze psuli obraz zadania, które będzie polegało na ubiciu jakiejś cholernej bestii. Wizję, na którą Reynard został naprowadzony przez przywołanie myśliwych oraz fakt, że żadne późniejsze z określeń - poza tym jednym nieszczęsnym - nie przeczyły tej hipotezie. Nie miał zamiaru jednak ani wystawiać się na śmieszność przez snucie na głos domysłów, ani tym bardziej ułatwiać pracę przybyszom.
Jeżeli rzeczywiście mają z czymś problem, to nie powinni mieć problemu, by ten problem określić. Liczył tylko, że nie usłyszy banałów o tym, że dziewice z wioski coś porywa, a krowom mleko odbiera i aż strach nocą z chaty nos wyściubić bo jakieś licho słychać jak za drzwiami się przechadza. Takie straszne, że trwożnie choćby przez okna wyglądać.
Z drugiej strony, jeżeli rzeczywiście mieli z czymś problem i byli na tyle zdesperowani, że musieli udać się w to szemrane miejsce opuszczone przez jakiekolwiek estetyczne walory poza jakimś nędznym vanitasem, to rzeczywiście mogli potrzebować pomocy. To oznaczałoby, że myśl o tym, by udzielić im pomocy nie byłaby wcale jedynie obłąkanym, bluźnierczym podszeptem nieczystych sił, które przekraczają ludzkie wyobrażenia, bądź też kroplą mrocznego blasku ciemnej strony umysłu Reynarda, która przedarła się do jego świadomości.
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.06.19 23:58  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Och, jakże wspaniale było wypełznąć wreszcie z oblepionych brudem oraz szarymi pajęczynami katakumb wbitych w głęboko osadzone podziemia Góry, gdzie w jednym z tamtejszych pomieszczeń przyszło jej tresować na rozkaz Pradawnego wielgachnego, włochatego pająka. Nie była zachwycona i zadowolona z tegoż otrzymanego zadania, o wiele bardziej preferując wykonywać misje, podczas których mogłaby z kimś wspaniale, dziko powalczyć, pokłócić się o najmniejsze chociażby pierdoły i generalnie przelać na tego kogoś całą swoją zbitą w jej drobnym, acz pokaźnym ciałku energię - niekoniecznie pozytywną... ba, negatywną bez dwóch zdań, hah! Jeszcze mniej ukontentowana była z tego, w jakim momencie ta parszywa, podła i paskudna szuja - a.k.a. Shane - zdecydowała się ukrócić swoją obecność w tym całym spotkaniu zapoznawczym z Puszkiem - którego w trakcie nauczania przemianowała na Destruktora i wyłącznie tak się do niego zwracała, nie bacząc przy tym na to, czy pajęczak reagował na swoje świeżutkie imię, czy też nie - i sobie najzwyczajniej w świecie pójść w pizdu. Do teraz prawe ucho drgało jej z podirytowaniem i rozdrażnieniem na samo wspomnienie tamtej prędkiej, naładowanej czystą złośliwością ewakuacji Pradawnego - specjalnie to kanalia uczyniła, żeby na nerwach jej zagrać i wyjść z tamtej chwili obronną, zwycięską ręką. Z hufnięciami i fochem powędrowała do swojego pokoju, gdzie odświeżyła się i złapała piękną, zbawienną drzemkę. Po przebudzeniu się stwierdziła, że nie ma ochoty siedzieć obecnie w Górze, więc przebrała się w czyste - w miarę - ubrania i w podskokach, jak najszybciej tylko mogła z siedziby szanownej wybyła. Zamierzała poszukać sobie czegoś fajnego, zabawnego i najlepiej adrenaliną zakrapianego do zrobienia, ażeby pozbyć się tego palącego, buzującego w serduszku i psującego jej humor nadmiaru kwasu.

Przyodziana więc w swój typowy strój roboczy - krótkie, skąpe kimono z jednym tylko, imponująco długim rękawem, podkolanówki z nałożonymi na nie, wygodnymi sandałami oraz szczątkowa, czerwona zbroja dominująca na prawym udzie i lewej ręce - jak również z katanami uwieszonymi wiernie przy boku, Kari podreptała w losową, obraną bez większego pomyślunku stronę. Stópki jej zaniosły ją sprawnie i szybko do Apogeum - Nowej Desperacji, jeśli ma się być dokładnym, co brzmiało na jej języku niby żart kiepski i nieśmieszny. Kto tak to miejsce nazwał? Kto wpadł na taki cudowny pomysł? Pf! - gdzie natrafiła na jakieś ciekawe zbiorowisko. Cyrk przyjechał? Wojaka wieszają? Ktoś mutuje na środku ulicy? Przedarła się przez szumiący tłum bez większego problemu, strzygąc puchatymi, różowymi uszami i wreszcie natrafiając niebieskimi ślepkami na to, co znajdowało się w epicentrum tego całego, żałosnego zebrania słabowitych, szarych, godnych pogardy jednostek. Hoho! Persona nawołująca do pomocy im - a także jej towarzysze - nie wyglądali jakoś zajebiście okazale i rewelacyjnie, jednakże posiadali przy sobie godny podziwu sprzęt, który zaraz przykuł uwagę Wymordowanej. Kliknęła językiem z rozpalonym w umyśle zainteresowaniem i gdyby była kimś bardziej spokojnym oraz cierpliwym, to poczekałaby na to, aż Lider - najprawdopodobniej, chociaż na ten czas nazywać go będzie po prostu Macherem - odpowie na rzucone już w jego kierunku pytania. Miast tego - jako że narwaną i impulsywną była istotą, niemogącą wysiedzieć w jednym miejscu nazbyt długo i mało kiedy myślącą kilka ruchów naprzód - zrobiła parę szybszych kroków naprzód i wybiła się zwinnie od podłoża, lądując beztrosko i bez obawy przed dzierżonymi przez nieznajomych broniami - czy było wspomniane już to, iż Kari ubóstwia droczyć się szaleńczo z niebezpieczeństwem i balansować na granicy śmierci? - na kabinie samochodu tuż obok łysego, przemawiającego do tłumu cwaniaczka.
- A do jakiegoż to tańca partnerów szukacie, hm, Mon? - zapytała z dziarskim uśmiechem, nie upuszczając przy tym trzymanego między zębami źdźbła jakiegoś chwasta.

/Zostałam zaproszona, to wpadłam c:
Wyrobiłam się, ha!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.19 1:51  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
Lisolicy mężczyzna zdawał się czuć ulgę związaną z tym, że jednak ktoś się do niego zgłosił. Wytarł brudne ręce w jeszcze brudniejsze spodnie i spojrzeniem przeszedł z pierwszego mężczyzny na rudą rogatą, potem na chłopca w mundurku, by w końcu zawiesić wzrok na różowym króliczku. Chyba nie do końca wiedział, co powiedzieć na widok takiej drużyny, o ile ta w ogóle się uformuje właśnie w taki sposób. Wypuścił powietrze z płuc i uniósł, a potem opuścił brwi w wyrazie konsternacji.
Fanboy Mad Maxa, cyberpunkowy aniołek, Marcowy Zając i labirynt fauna. –  Nawoływacz zeskoczył niezgrabnie na ziemię i na koniec małego występu ukłonił się nisko, prezentując wybrakowany komplet zębów. Drewniane, złote, prawdziwe, mniej lub bardziej ukruszone bądź nieistniejące — do wyboru do koloru!
Przybywamy aż z Oceanu. Tak, dobrze słyszycie! Z niego, a nie z jego brzegów. To my zaopatrujemy Desperację w ropę i dawną broń w stanie tak dobrym, że wygląda na wyprodukowaną wczoraj! – Najwidoczniej trafili na aspirującego do funkcji głównego handlarza i nagabywacza grupy, który handel starał się wcisnąć nawet w sprawy życia i śmierci.
Chłopcy to Koks, ten duży tam, obok niego jest Skarpeta—
Mówiłem ci, że jestem Thanatos!
Ale dla mnie zawsze będziesz Skarpetą. – Zbył go machnięciem dłonią, mimo że tamten, znacznie mniejszy od reszty towarzyszy, wciąż wałkował temat tego, że nie chce mieć głupiej ksywki. – a ja? Nóż. Po prostu. Z kolei tamten to Piotrek.
  Ostatni uczestnik wyprawy zdawał się zadowolony faktem, że nie dostał w czasie tej akcji żadnej głupiej ksywki od domniemanego dowódcy. Odetchnął.
Sprawa polega na tym, że — jak wiecie albo i nie — ostatnio tą wyspą wstrząsnęły trzęsienia ziemi. Domy, mury, wszystko leci, ludzie łatają jak mogą... A my? My wcale nie jesteśmy w lepszym położeniu. Ziemia wypluła swojego najobrzydliwszego bękarta. Ryba taka, że wyżywiłaby całą Desperację i to przez parę tygodni. No, na wstępie postanowiła się pożywić naszymi. Nocne powroty do bazy stały się nagłym zagrożeniem, dużo większym niż wcześniej. Tracimy cenne surowce, a sami nie jesteśmy w stanie się z bydlakiem uporać. Do tej pory dowiedzieliśmy się, że kiedyś już wydostała się na powierzchnię, ale nie mamy pojęcia jak z tym walczyć. Łuski ma jak stal, nie przebijają jej nasze pociski ani harpuny. Wiemy jednak, że prawdopodobnie na Desperacji wciąż można znaleźć kogoś, kto kiedyś rybę odesłał na dno i zamknął ją za stosami kamieni. Nazywał się Latarnik, jednak nikt nie wie, gdzie go teraz znaleźć, o ile dalej żyje. Podobno anioł.
  Klasnął w dłonie, wzruszył ramionami.
Także ogółem chodzi o to, żeby jacyś wariaci pomogli nam zestrzelić bydlę, załatać naszą bazę, bo już do niej się rybeńka dobrała. Do tego potrzebne jest zgromadzenie broni, narzędzi i materiałów. I nie kryję, że tego Latarnika by się przydało znaleźć. Nagroda? Znacznie niższe ceny na nasze dobra na stałe, na zachętę darmowy pakiecik broni i paliwa, ropy, czego sobie życzycie. Nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? – Zupełnie tak, jakby chciał tym ostatnim zdaniem bardziej niż umową zachęcić czwórkę śmiałków do współpracy, podkreślając, że hej, to tylko ryba! Przecież dacie radę!



Aktualne cele, pogoda i termin:
x cel: zaoferowanie pomocy i/lub dopytanie się o kolejne szczegóły.
x pogoda: gorąco, około 30°C. Silny wiatr, bezchmurne niebo. Zegary wskazywałyby okolice godziny 14.
x termin: 01.07, godzina 23:59.

Dodatkowe:
x w związku z tym, że zgłoszono mi problem w postaci „chcę iść, ale nie mam slota na fabułę” — do chwili, gdy opuścimy ten temat, przyjmuję nowych uczestników. Także aż do zamknięcia tego etapu zapraszam jeszcze dwie osoby. o/
x obowiązuje kolejka dowolna.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.19 23:57  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
 Ying Yue. Boris skinął łbem na przywitanie, niby niedbale, trochę od niechcenia, ale radosny wyszczerz, którego nie udało mu się ni jak ukryć, jasno dał do zrozumienia, że wybitnie cieszy się z takiego spotkania. Nie było milszego widoku niż pojawiający się w tej zbieraninie rogaty diabeł. Nie było również niczego bardziej przekonującego go do całej sprawy niż zainteresowanie wymordowanej. Nie tylko ufał jej chytremu, handlarskiemu nosowi, ale z chęcią przyjął na siebie niewdzięczną rolę hieny, która od tego momentu podąży za lwem, by skubnąć nieco padliny.
 Starał się za bardzo nie taksować wzrokiem kolesia w mundurze SPECu, ale te kilka ukradkowych spojrzeń pozwoliło mu ustalić, że ubranie nie wygląda jak z trupa zdjęte czy wyszarpane jakiejś bestii z gardła, a to by znaczyło, że mają do czynienia z prawdziwym żołnierzem, z żywą skarbonką wszelkich miejskich dóbr i wybawicielem głoszącym jedzeniową nowinę. Pysznie.
 Wyglądało na to, że nic nie jest w stanie zepsuć mu dobrego humoru. Nawet nadaktywne dziewczę, które tak bezceremonialnie wskoczyło na jeden z samochodów powodując, że wzdłuż kręgosłupa Borisa przeszły nieprzyjemne ciarki, gdy wyobraził sobie jakie ślady na samochodzie zostawiły jej buty, zwłaszcza bo wylądowaniu na nim w takiego wyskoku. Prawdę mówiąc był przekonany, że Zagubieni Chłopcy po prostu ją za to zastrzelą, co sam by w przypadku swojego auta z pewnością zrobił.
 To jednak uświadomiło mu jak wielka może być ich desperacja. Aż tak bardzo potrzebowali tej pomocy? Ciekawe na ile im jeszcze pozwolą, byle tylko nikogo z pomocników nie spłoszyć.
 Boris trwał w bezruchu, z założonymi rękami, w myślach dokonując skomplikowanych przeliczeń ewentualnego zagrożenia, poświęconego czasu na obiecywane im nagrody. Brak konkretów i obiecanych gór złota go bolał. Podrapał się za to po podgardlu, gdzie nadal widniało doprowadzające go do kurwicy swędzeniem zadrapanie.
 – Mogę wam pomóc ustrzelić tego karasia pod warunkiem, że poza darmowym pakiecikiem dobroci, do którego zalicza się też zderzak waszego furgonu – w tym momencie Lazarus ruchem głowy wskazał auto, na którym stał cwaniak – dorzucicie mi połowę tej ryby.
 Może i wiedział, że tyle to nawet on nie da rady zjeść, ale próbować zawsze warto. Najwyżej ostatnią jego wolą będzie, by Ying na jego nagrobku wypisała, że zginął od starcia z gigantycznym karpiem, subtelnie pomijając, że ten rozerwał mu żołądek z przeżarcia.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.19 2:02  •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
- Koks, Skarpeta, Nóż i Piotrek - to ostatnie jest chyba najdurniejsze, bo wydaje się kompletnie nic nie oznaczać - pomyślał żołnierz słysząc pseudonimy jakimi posługiwali się członkowie zgromadzenia, które chyba per facta concludentia zostanie niespodziewanie zleceniodawcami Taiyo. Mógłby dodać coś jeszcze o tym, że to ponoć oni są dziwaczną gromadką, lecz te myśli musiały ustąpić przed koniecznością przeanalizowania dalszych słów przybyszów.
Na szczęście nie wiedział, że był uznawany przez jednego ze swoich nieszczęsnych, przypadkowych towarzyszy za Zbawiciela, który głodujących (a konkretniej tego jednego) nakarmi i przyniesie im spokój ducha, głosząc nowe prawdy, na które dotąd wszelkie stworzenie nie było jeszcze gotowe.
Posiadanie wiedzy o tym przedziwnym, choć powinno się tu używać raczej słowa cudacznym, postrzeganiu jego osoby byłoby dla mężczyzny na tyle trudne do pojęcia, że mogłoby pochłonąć jego umysł i w efekcie umknęłoby mu kilka istotnych informacji, a może nawet kilka drobiazgów z kieszeni. Na szczęście nie musząc odpowiadać sobie na pytanie "o czym on bredzi" mógł zachować czujność na sprawach, które były teraz niezwykle istotne.
Najistotniejsza wydała się Reynardowi ryba terroryzująca okolicę. Co prawda to nie jego spraw, a za miejskimi murami był bezpieczny. Kiedyś zapewne odszedłby uznając, że zdziczałe quasizombie nie zasługują na pomoc. Obecnie jednak nie mógł przejść obojętnie obok niesfornego świątecznego karpia.
Nie był to smok z dawnych legend, a w brudnej kryjówce ludzi, którzy noszą tak dumne przydomki jak Skarpeta czy Nóż na pewno nie znajdzie się żadnej księżniczki, którą należałoby uratować z opresji. Mimo wszystko Taiyo zdecydował, że powinien się przyjrzeć
tej sprawie.
Tylko dlaczego ryba? Nie mógł to chociaż być przedwieczny byt, który pragnie ponownie zawładnąć światem, na którym zalęgło się ludzkie robactwo podczas jego długiego snu? Już nieszczęsny Cthulhu byłby przeciwnikiem, z którym bardziej opłacało się ryzykować życiem. I co on powie, gdy wróci poobijany do Miasta? Jak odpowie na pytania "kto Cię tak urządził"? Jednak to były rozważania, które musiały zostać odłożone na później.
Stracił już dość wiele czasu i ktoś zdążył już się zgłosić. Był dość odważny, a do tego chciwy chcąc połowę ryby. Jeżeli jej rozmiary odpowiadały temu, o czym mówili mężczyźni, to zdecydowanie nie byłby w stanie zabrać ze sobą tak sporej części zwłok. Jednak to nie jego problem. Nie robił tego dla zysku, a z konieczności.
- W istocie potrzebujecie pomocy. - Zaczął donośnym głosem, tak by na pewno został usłyszany. Zmierzył spojrzeniem wszystkich - zleceniodawców i potencjalnych rybaków. - Zanim jednak zajmiemy się waszą bazą musimy zgładzić rybeńkę, a zanim będziemy mogli się tym zająć potrzebujemy przygotowań i przede wszystkim informacji. - Przez krótką chwilę zawahał się na samym początku. Mówić w imieniu własnym, czy też przejąć rolę negocjatora i wypowiadać się jako zbiorowość? Nie było jednak czasu na indywidualizm, gdy komuś się coś nie spodoba, to zgłosi sprzeciw. Jeżeli tego nie zrobi to tylko siebie będzie mógł winić.
- Chcecie zgładzić waszą bestię, to musicie powiedzieć nam wszystko co o niej wiecie, a także powiedzieć coś o tym tajemniczy Latarniku, który walczył z nią w przeszłości. Gdyby żył, wiecie gdzie można go znaleźć? - Wiedza rzekomego Anioła, kimkolwiek naprawdę był, byłaby bardzo przydatna. Nawet jeżeli był martwy istniała szansa, że pozostawił po sobie jakieś zapiski - cokolwiek co pozwoli im znaleźć odpowiedź.
Reynarda nurtowało przede wszystkim dlaczego ich poprzednik ograniczył się jedynie do zamknięcia ryby w klatce, a nie do jej zgładzenia. Czy brakowało mu sił na walkę? Czy był sam? Niezwykle istotne pytanie, na które odpowiedzi nie spodziewał się uzyskać od kogoś, kto tylko coś słyszał, ledwie historię opowiadaną dzieciom przez staruszki.
Jednak i od skarpety wypełnionej koksem i nożem i reszty śmiesznej zbieraniny prosto z Oceanu spodziewał się usłyszeć nieco więcej, niż to co zostało już im zdradzone. Nie miał jednak zamiaru zadawać konkretnych pytań tak wcześnie, jeszcze odstraszyłoby to innych potencjalnych uczestników wielkich łowów, a Tai nie wiedział na tym etapie czy nie będzie im potrzebna pomoc większa niż zarozumiały zgred i żołnierz S.SPEC.
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ulica - Page 2 Empty Re: Ulica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach