Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Go down

Pisanie 29.02.20 10:59  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
Szedł spokojnie, rozglądając się w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Nie chciał krzyczeć, pamiętając o ostrzeżeniu, w końcu zwrócenie na siebie uwagi w takim miejscu może skończyć się nie za dobrze. Ludzie tutaj mogą zrobić wszystko, żeby zarobić odrobinę więcej pieniędzy, które pozwoliłyby przeżyć parę dni dłużej. A Rem był idealnym przykładem osoby na której można zarobić naprawdę dużo. Na szczęście odpychał nie dość, że ubiorem umazanym we krwi to na dodatek wyglądał groźnie przez swoją budowę

Nie trwało to jakoś długo, gdy w końcu spotkał tę psinę z którą bawiła się dziewczynka. I wyglądało to tak, jakby chciała go gdzieś zaprowadzić. Może przyszła kogoś powiadomić, że dziewczynce coś się stało? Cholera. Nie znał terenu, więc nie mógł stwierdzić w którą stronę zmierzają, a nie miał na razie ochoty szukać mapy wśród jego wszystkich gratów w plecaku.
- Co jest psinko? Zaprowadź mnie do niej, no już - gdy tylko pies ruszył w drogę, Rem ruszył za nim szybszym krokiem. Nie wiedział czego może się spodziewać, więc skupiony był na tym, aby nikt go nie zaskoczył.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.02.20 11:33  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
 
W poszukiwaniu sensu

 
Zwierzę zareagowało niemal natychmiast. Nieważne czy rozumiało go czy nie, widziało, że chciał za nią iść i tyle się liczyło. Rzecz jasna zerwała się do szybszego chodu, przebierając łapami jedna za drugą. Przez ten czas nie odwracała się za siebie, pędząc coraz szybciej przed siebie. Podobno zwierzęta potrafią cholernie mocno przywiązać się do człowieka. Pamiętasz, Rembrandt? Ktoś Ci już o tym opowiadał, całkiem niedawno. Ba! Byłeś tego świadkiem na własne oczy. Przyjaźń między psem, a człowiekiem stanowiła coś silniejszego od tej ludzkiej. Tak było i w tym przypadku.

Majacząca na tle horyzontu sylwetka. Niewielka, drobna postać. Biegła ku niemu. Oh, czy to była ona? To musiała byś ta mała, uśmiechnięta dziewczynka, który wpadła wprost w ramiona Arthura. Śmiejąc się, chichocząc wesoło, wtulając się twarzą w jego ubrudzone krwią ubranie. Bezpieczna. W jednym kawałku. Nic się jej nie stało, nic się jej nie mogło stać. Niepotrzebny stres i chaos wprowadziła swym zniknięciem. A chciała tylko pobawić się z psem! Niewielkie rączki obejmowały go, a z ust tej niewinnej duszyczki wyszły, stłumione częściowo przez materiał, słowa przeprosin.

"Przepraszam, przepraszam, nie wiedziałam".

Huk wystrzału. Ujadanie psa. Zduszony krzyk.
Wszystko rozmazało się niczym senna zmora, znikła. To nie była rzeczywistość. Jej tu nie było. Mógł poczuć nagły chłód, kiedy dziewczynka wręcz rozpłynęła się na jego oczach. Mówił mu, że jest niezwykła. Mówił, że potrafi rzeczy, które potrafią zmylić człowieka. Ale czy to była jej sprawka? Czy to może poczucie winy i dziwne wizje Desperacji? Im bliżej do źródła dźwięku, tym więcej obaw przychodziło. Psina biegła, choć wystraszona przez hałas cofnęła się, kuląc i skomląc. Wyłaniając się za za pagórka ujrzeli coś na wzór ambony, a kawałek od niej coś, bądź coś leżało w piachu bez ruchu. Kucający obok kształt, robiący coś z tym "czymś", wstający i odchodzący. Im bliżej, tym więcej szczegółów. Kształt zawieszonego na ramieniu karabinu. Mundur. Niewielkie, leżące ciało. Krew.




Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.02.20 11:55  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
To nieludzko szczęśliwe dziecko w środku niczego nie mogło być prawdziwe. To było niemożliwe, cieszyć się tutaj. Na tej cholernej Desperacji, która odbiera Ci wszystko, odrywając kawały mięcha i wspomnień z twojego ciała. Ale Ty Rembrandt, nie czujesz bólu tak, jak inni. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie jesteś dostosowany do tego, co może się wydarzyć. Genetycznie przystosowany do cierpienia, potem jeszcze utwardzony na studiach i dalej w wojsku. Potrafił odciąć się emocjonalnie od wszystkiego wokół. Nie czuł czegoś takiego, jak nadzieja, nie chciał tego czuć. Nadzieja w końcu była matka głupich, a on do takich nie należał.

Ale w tamtej chwili, gdy to dziecko do niego podbiegło, przeprosiło wtulone w niego niczym w ojca, poczuł ostre ukłucie w serce. To zmarznięte, oblodzone serce. Poczuł przez chwilę płomień szczęścia i nadziei i już miał ja w siebie wtulić, gdy nagle ta iluzja pękła niczym filiżanka upadająca na podłogę. Wszędzie rozlana kawa, chaos z pozycji atomów. W końcu niszczyły się wiązania. W tym momencie poczuł, że wszystko co łączyło go z tym miejscem pękło. A roztrzaskało się w coś, czego już nie da się połączyć, wtedy gdy usłyszał krzyk, skomlenie, a ujrzywszy widok małego ciała leżącego w martym bezruchu, poczuł jakby złość. Złość do samego siebie, że nie kazał dziewczynce wtedy zostać i patrzeć na operację matki. Kolejne życie odebrane z twojej winy, Rem. Dlaczego ją zabił..?

Trzeba coś z tym zrobić. Musiał się dowiedzieć, co tu się stało. Zaczął zatem iść szybciej w kierunku postaci, unosząc przy tym ręce w geście pokojowym.
- Hej, przechodziłem tędy, prowadzę misję medyczną, jestem Arthur Rembrandt Minamino, na pewno mnie Pan kojarzy. Mógłby mi Pan pomóc? - wykrzyczał w jego kierunku, wyraźnie pokazując przepustkę na nadgarstku. Musi w jakiś sposób dowiedzieć się co się stało. Po prostu musi. Dla świętego spokoju.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.02.20 12:30  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
 
W poszukiwaniu sensu

 
Ta piękna iluzja nie mogła być prawdą. Byłoby zbyt pięknie...Rozruszyć lodowe serce giganta, ukłuć go, wydobyć na wierzch emocje. Czy ta jedna, mała dziewczynka była jedną z tych niewielu osób, które potrafiły wydobyć cokolwiek z kamiennej twarzy? Czy to jej otwartość, dziecięca buźka, ten szczery śmiech i nadzieja tkwiąca w dużych, błękitnych oczach, potrafiła tak zamotać w człowieku? Oh, jak bardzo chciałaby, by to było prawdą. Jak bardzo...

Postać powoli odwróciła się przez ramię, łapiąc momentalnie za pas, by przerzucić karabin w obie ręce. Tak na wszelki wypadek. Widząc przepustkę nie zmienił postawy. Mało to podrabiańców z fałszywymi przepustkami? Nieśpieszne kroki skierował ku przybywającemu, choć niechętnie. Dało się to wyczuć. Wojskowy ominął ciało, spojrzał, na jego ustach przez moment pojawił się grymas uśmiechu, skierowany ku panu Minamino. Najzwyczajniej w świecie nie chciał dorabiać sobie więcej roboty, wystarczyło, że musiał zdać raport z wykonanego zadania. Zanim ten zbliżył się do niego, jego głos zagrzmiał poważnie, z naciskiem.
— Stać. Nie podchodź bliżej. — Sam pokonał dzielący ich dystans, by w pierwszej kolejności dostrzec poniekąd kojarzone rysy, a następnie podejść, by przeszukać rozmówce oraz sprawdzić przepustkę.
— Faktycznie. W czym pomóc mogę pomóc? — Fałszywy uśmiech zagościł na jego twarzy. Rembrandt nie musiał być geniuszem, by wiedzieć, że w rzeczywistości wojskowy nie był chętny ani do pomocy, ani do uprzejmości, ale robił to.
Tymczasem Arthur mógł dostrzec ruch. Nawet jak na jedno oko, nie byli oddaleni jakoś szczególnie od miejsca całej tragedii. Czy ona wciąż żyła? Czy właśnie poruszyła się nieznacznie, przesuwając dłonią z paczką leków, na której zacisnęły się małe, szczupłe palce?





Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.02.20 13:33  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
- Jako naukowiec z Miasta-3 i były Sierżant mam prawo do tego, aby poprosić Pana o pewną rzecz - skinął głową, w kierunku plecaka, jakby sugerując, że znajduje się w nim coś, co mogłoby im pomóc - W środku mam próbki krwi i tkanek paru wymordowanych, które niezwłocznie trzeba dostarczyć do granic M-3, aby od razu trafiły do naukowców wirusologów z tejże placówki. Jeśli Pan tego nie zrobi, mam prawo zgłosić Pana. Moja przepustka jest namierzana, więc prawdopodobnie wiedzą już, że z Panem rozmawiam.

Jego ton był na tyle przekonujący, że zdziwiłby się jeśli wojak nie usłuchałby go. On sam brzmiał na osobę która spieszy się wykonać swoje zadanie. Zmierzył wzrokiem wojska, spoglądając co jakiś czas w jego oczy. Omijał ciało dziewczynki, tak aby pokazać, że nie interesuje go to, co tutaj się stało. Jego kamienna twarz z całą pewnością dodawała mu więcej wojskowej twardości, z pewnością więcej niż niejednemu dzieciakowi w mundurze. Tym bardziej, że poniekąd mówił do niego główny bohater legend opowiadanych w wojsku. Anioł Życia i Śmierci. Gość który potrafił rzucić się w ogień byleby kogoś uratować. Demon ze SPECU, ktoś kto ratował wszystkich, potrafiąc samemu wymordować przy tym wrogów. Ich talizman szczęścia. Człowiek który poświęcił wszystko. Z całą pewnością musiał o nim słyszeć.

- Żołnierzu, proszę się przedstawić, zarówno stopniem, jak i imieniem i nazwiskiem. Powinieneś zrobić to już dawno - zbliżył się nieznacznie do niego, wyciągając nieśmiertelnik zza kołnierza. Dlaczego go nosił? Bo był bardzo przydatny. Grupa krwi w końcu nieznajomym jest no… Nieznana, a w razie utraty przytomności i krwi taka informacja ratuje życie.
- No? To jak będzie? Wykonasz swój obowiązek i przyłożysz rękę do ratunku gatunku ludzkiego? Wiem, że przewidują nagrodę pieniężną dla takich posłańców. I to bardzo niemałą - Rem był cały czas gotowy na ewentualną walkę. Mając go w zasięgu ręki, mógłby go w jakiś sposób obezwładnić. Miał jednak nadzieję, że taka sytuacja nie zaistnieje, bo żołnierz jednak da się oszukać.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.02.20 16:09  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
 
W poszukiwaniu sensu

 
Żołnierz początkowo zgłupiał. Albo był stosunkowo świeży, albo nie wiedział jak ustosunkować się do "prośby". Gdyby pan Minamino nie brzmiał tak wojskowo, tak pewnie i przekonująco, miałby pewne wątpliwości co do prawdziwości jego słów. Jedynie przez ułamek sekundy w jego głowie zabrzmiał głos, każący zignorować słowa mężczyzny i zbadanie sprawy. Ale nie! Potem jakby zdał sobie sprawę, że faktycznie może mieć nieco problemy z racji odmówienia udzielenia wspomnianej pomocy. Nie był do tego przekonany, ale mus to mus, prawda? Próbki tkanek? Próbki tkanek! To ten fragment przekonał go do współpracy. I to nie z byle jakich powodów. O ironio losu, jak dobrze Rembrandt trafił z wyborem...

— Starszy kapral Oshiro Kyoshi — rzucił szybko, nie czekając na ponaglenie. Oh, faktycznie złapał haczyk. Nie miał powodu do zwracania się do niego per Sierżancie, mimo wszystko pewne zasady obowiązywały, ale chcąc nie chcąc, dla większości SPECU człowiek przed nim wcale nie stracił na swoim autorytecie. Wciąż istniała możliwość otrzymania opierdolu za tak błahą rzecz. Kiwnął głową, rzucając krótkie "tak jest", odbierając od naszego bohatera fiołki z nieznaną zawartością. Nie poświęcił czasu na przyjrzeniu się im, za to schował je do kieszeni kamizelki taktycznej, dodając do tego słowa, które mogły w pewien sposób zainteresować Rembrendta.

— Przekaże je wraz z dzisiejszymi, świeżymy próbkami. — Na pośpieszenie wykonania zadania, zebrał dupę w troki i niemal natychmiastowo zniknął z pola widzenia mężczyzny, nie zwracając najmniejszej uwagi na pozostawione ciało. Nie interesowało go, miał ważniejsze sprawy na głowie.

No własnie. Co z nim? Co z tą malutką duszyczką, pokrzywdzoną przez okrutny los? Dychała ostatkiem sił, ściskając z całych sił wspomniane wcześniej opakowanie. Rana postrzałowa na wysokości klatki piersiowej, pocisk musiał przejść na wylot. Nie do uratowania. Nadzieja matką głupich, spójrzmy na to z realnej strony. To Ty, Arthurze, przyczyniłeś się do tego nieszczęścia niewinnego dziecka. To Twoja wina.




Informacje:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.20 8:59  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
Oshiro Kyoshi. Zanotuję. Starannie. Przypomnę o tym Rembrandtowi w odpowiednim czasie. Obiecuję. Wtedy już nie będzie kłamstw, nie będzie fałszywej nadziei. Po prostu zdechniesz. Ale nie szybko. Oj nie, nie. Nikt już nie będzie umierać szybko, gdy się to stanie. Nikt, ani nic. Inaczej zepsujemy sobie zabawę, prawda? Ćwicz struny głosowe Oshiro, żeby każdy na tym parszywym świecie mógł usłyszeć twoje wrzaski, bo obiecuję, że potrwa to bardzo, ale to bardzo długo, worze mięcha.

Rem wiedział, że to już koniec żywota dziewczynki. Wyrwa w plecach pokazywała wszystko. I tak, mam na myśli jej wnętrze. I nie chodzi mi tutaj o duszę. Gdzie podziały się te wszystkie emocje z tym związane, co Arthur? Zniknęły, prawda? Bo tak jest łatwiej. Zdusić to w sobie, zdusić płacz i wrzask z niemocy. Bo niemoc to twoja największa moc. W końcu jesteś lekarzem. Tylko i wyłącznie lekarzem. Nikim więcej. Jesteś bezużyteczny dla takich małych drobinek, jak Mitsui. Nic już nie możesz dla niej zrobić. Ale spokojnie. Możesz jej jeszcze ulżyć. Uspokoić przed odejściem z tego świata.

Podszedł powoli do dziewczynki, wolnym krokiem, na tyle wolnym, żeby nie wystraszyć jej w ostatnich chwilach. W międzyczasie wyjął pistolet z dawką znieczulacza. Klęknął przy niej, przykładając igłę do skóry, po czym nacisnął spust. Mitsui już nie powinna cierpieć. Po prostu zaśnie. Położył dłoń na jej głowie, tylko po to, żeby wiedziała, że nie jest w tym sama.
- Hej, Mitsui. Spokojnie. To tylko zły sen, kruszynko, spokojnie. Zaraz przejdzie. Już nie boli, prawda? Już dobrze. Spotkamy się jeszcze kiedyś. Wpadnę do Ciebie, jak już będziesz mieć skrzydła. Usłyszysz o mnie jeszcze, obiecuję. Już nikt Cię nie skrzywdzi - głaskał ją delikatnie drżącymi dłońmi. Czuł, że łzy chcą uciec przez to jedyne oko, ale nie dawał im. Czuł, jak gniew powoli w nim narasta, jak pisk w uszach staje się nieznośny. Zacisnął zęby, tracąc powoli panowanie nad wszystkim.

Przecież wiedzą, że na tego wirusa nie ma szczepionki. Wiedzą, że nie da się go wyleczyć. Że nie ma na to sposobu, który da się wykształcić syntetycznie. Trzeba szukać tego w naturze. Szukać… W ludziach? Kap, kap. To właśnie dlatego zabili tę dziewczynkę? W poszukiwaniu jakichś jebanych próbek? No tak, racja. Wspominał o jakichś próbkach, ale na początku nie zwróciłeś na to uwagi. Złość przesłoniła twoje oczy, nie myślałeś wtedy. Biedna Mitsui była ofiarą chorych przekonań SPECu. Ile można? Ile jeszcze istnień pochłonie ta cholernie głupia walka o zniszczenie czegoś, co na zawsze pozostanie w naszym świecie. Trzeba się oswoić, dostosować. Kap, kap. Kurwa. To wszystko nie ma sensu.

- Csii. To tylko~ - nie, nie powiesz tego. Nie możesz jej tego mówić. Życie to nie zły sen. Śmierć też nie. Nic tutaj nie jest złym snem. To pieprzona rzeczywistość. Rzeczywistość, którą ktoś od tak może Ci wyłączyć. Jakiś cholerny żołnierzyk z jakąś śmieszną misją może od tak wyłączyć Ci prąd do twojej cholernej rzeczywistości i nic już nie będzie się liczyć. Bo nie będzie Cię już wśród żywych. Ale tak to już działa. Nie powinno tak być. Nie powinno. Nikt nie może decydować o tym, czy po prostu zabije sobie kogoś, bo taki ma humor. Nie może tak być. Gdzie jest Pani Śmierć? Czemu to nie ona zadecyduje, kiedy kogoś zabrać? Czemu nie odbierze życia temu, który chce je komuś odebrać? Czemu ten miecz nie jest obustronny?

Kap, kap.

Krew uciekała Ci z nosa. Nie czułeś tego, prawda? Ten pisk i gniew był na tyle nieznośny, że nie zwracałeś na nic uwagi. Nawet na to, że Mitsui wydała już ostatni dech z piersi. Już dawno to zrobiła, ale nie chciałeś o tym wiedzieć. Bo tak jest wygodniej. Po prostu.
Odetchnąłeś z ulgą. Przynajmniej się nie męczyła. Odeszła w spokoju. Biedne dziecko. Ale nie będzie musiała się męczyć z tym wszystkim. Jedyny, śmieszny plus w tym wszystkim jest taki, że zdobyła leki dla “wujaszka”. Kurwa mać.
Trzeba ją pochować. Niech dusza ucieknie z tego małego ciała. Małe ciało, co żyć chciało, a nie mogło, bo ktoś miał inne zdanie na ten temat i została potraktowana jak królik doświadczalny. Trzeba to skończyć. Raz na zawsze.

Rembrandt podniósł swoją przyjaciółkę, pakując wcześniej wszystkie leki, które miała dostarczyć. Ile trwał powrót tam? Sam nie wiedział. Robiło się już ciemno, ale doskonale pamiętał jak tam wrócić. Pamiętał całą trasę. Był wściekły i umazany po szyję we krwi. Ale nie obchodziło go to. Gigant był zły. Zły i zmęczony, i nie miał ochoty już na nic. Lepiej nie wchodzić mu w drogę. Aż w końcu dotarł do celu. Nie obchodziło go już, co powie matka, czy wujek. Nie obchodziło go nic. Wiedział tylko, że muszą ją pochować, bo na to właśnie zasłużyła. Nie czuł potrzeby, żeby tłumaczyć, co się stało. Bo po co? Stało się. To najważniejsza i jedyna rzecz, która się liczy.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.20 12:13  •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
 
W poszukiwaniu sensu

 
Wielu nie zdaje sobie sprawy z potęgi karmy i przeznaczenia. Spotkają się kiedyś ponownie, skrzyżują swe drogi, a odwrotu nie będzie. Nikt, ani nic, nie ucieknie od pokrętnego losu zwanego przeznaczeniem. Koło fortuny nieustannie zatacza kręgi, beztrosko śmiejąc się z złych wyborów i pochopnych decyzji. On - wypełniał rozkazy, krzywdząc innych. Ludzi, którzy mieli rodzinę, dom. Ludzi, uznawanych wśród miasteczkowych za skalane twory, potwory do wytępienia. Czy ta mała, drobna kruszynka była potworem? Błękitne, duże oczy lśniące od łez...Czy bestie odczuwają emocje? Jeśli nie, kim tak właściwie jesteś, Rembrandt? Jeszcze człowiekiem czy już potworem?

Kto wie, jak potoczyłoby się życie dziewczynki, gdyby nie zostało tak brutalnie przerwane. Niewinne niczemu dziecko, skazane z góry na cierpienie. Ból, łagodzący przez jego obecność. Pomimo wrażenia oddalania się od niego, od głosu słyszanego jakby za ścianą, chwytała się tego rozpaczliwie. Jeszcze chwilka. Proszę, jeszcze trochę. Boże, nie słyszysz tych próśb? Gdzieś się zapodział w tym wszystkim? Nigdy już nie wrócisz. Nie po tym, co uczynili ludzie.
Mimowolnie poddała się obezwładniającemu uczuciu, skupiając się na delikatnym głaskaniu. Był przy niej. Poczuła się choć trochę lepiej, kiedy nastąpiła ta niewypowiedziana ulga. Odeszła, spokojnie, mając przed oczami człowieka, który tak bardzo chciał jej pomóc. Będzie pamiętać o obietnicy.

Powrót nie należał do najprzyjemniejszych, tak jak dalszy pobyt w tym okropnym miejscu. Do Rembrandta mogły dochodzić kobiece krzyki rozpaczy, wszechobecna niemoc, ale... W końcu już nic nie czuł. Odcięty, nie musiał tu dłużej przebywać, to, co mógł, zrobił. I mężczyzna, uznany początkowo za cholernego gbura, rozumiał to. Wiedział, że słowa są nieistotne i nic nie dadzą. Rzecz, z którą należy się pogodzić i iść dalej przez życie. Jedno wymienione spojrzenie, bez wyrzutów, żadnych słów z jego strony. Bez żalu, mimo rozdarcia duszy. Wrócisz do domu, a ona wciąż będzie przy Tobie. Czyżbyś zyskał swojego małego anioła stróża? Przyda się na dalszej drodze życia.





Koniec wydarzenia - Możesz spokojnie powrócić do Miasta bądź dalej pałętać się po Desperacji.
Za aktywny udział otrzymujesz 40 PF. Ładne odpisy dużo wnoszące w fabułę, opis operacji 10/10, ogólnie cud malina włącznie z diabelskim tempem. Nie spodziewałam się, że wyjdzie z tego długie wydarzenie, a tu proszę!

Z/t dla Rema
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ulica - Page 7 Empty Re: Ulica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach