Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

 Przekonany u słuszności swego pomysłu maszerował żwawym krokiem tuż za pracownikiem parku. Nie zraził go nawet pełen reprymendy wzrok Kyle'a, któremu zazwyczaj był w stanie ulec i zrezygnować z kolejnego, szalonego pomysłu. Tym razem sprawa miała się nieco inaczej. Przekonany, że nigdy więcej nie dostanie w ręce podobnej okazji, ignorował wszelkie znaki od rozsądku — migające w wyobraźni czerwone lampki, słyszany w uszach wrzask alarmów i nieprzychylny wzrok towarzysza. Jakby ich wcale nie było.
 Mężczyzna poprowadził ich w dół konstrukcji, aż nie dotarli do metalowej bramy. Wystarczyło wstukać zdecydowanie zbyt długi do zapamiętania kod i voila, wejście do raju stawało otworem. Jednak od rzeczywistego wybiegu dzieliła ich podobna brama, zabezpieczona nie tylko cyfrową kombinacją liter, ale i kluczem wiszącym na szyi pracownika.
 — Stąd zwykle wszystko kontrolujemy — podszedł do grubych prętów kolejnej bramy, uderzając dłonią w jeden z nich. Stal odezwała się trzeszczącym dźwiękiem, zwracając uwagę chyba każdego zwierzęcia przebywającego na wybiegu — wszystkie jak jeden mąż zwróciły pyski w tym samym kierunku. Mężczyzna również spojrzał ku nim.
 — Bestie są na tyle inteligentne, że to tutaj najczęściej węszą. Pewnie chcą dać nogę i szukają sposobu — zamyślił się sekundowo. — Cóż, na ich miejscu robiłbym to samo.
 Pracownik podszedł do panelu kontrolnego, celem sprawdzenia wszystkich zabezpieczeń. Everett w tym czasie pozwolił sobie podejść wpierw krok, później dwa bliżej bramy i dokładnie obejrzeć jej konstrukcję. W dole zauważył dodatkowo zamontowane w poprzek pręty i to podsunęło mu pewną myśl.
 — Dodatkowe zabezpieczenia? — zapytał, wskazując obiekt swojego zainteresowania. Rozmówca nawet nie zerknął w jego kierunku, jakby doskonale wiedział, o czym mowa. Wyglądał na takiego, który po kilkaset razy na dzień opowiadał swoim pracodawcą w kółko i w kółko o tym samym. Jaki miał wybór? Żaden, za to mu płacili.
 — Ah. Dodali na wybieg kilka młodych. Są na tyle małe, że przeciskają się między prętami.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widząc nieustępliwość Renarda, nie powiedział nic więcej. Po prostu idąc, patrzył pod nogi, aby przez przypadek nie skonfrontować się z podłożem. Co prawda do tej pory nie miewał problemu z koordynacją ruchową, jednakże na obcym dla siebie terenie wolał dmuchać na zimno, ponadto gdzieniegdzie po podłodze walały się niewielkie przedmioty, więc tym bardziej wolał z uwagą stawić kolejne kroki.
   Gdy doszli do celu ich wędrówki, rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie zdążył o nic zapytać, bo mężczyzna udostępnił im kilku informacji. Jedna z nich nie przypadła medykowi do gustu, ale tym razem podzielił się swoimi spostrzeżeniami na głos.
   — W gruncie rzeczy stworzenia ich pokroju, czyli takie, które nigdy nie opuszczały wyznaczonego im rewiru, nie powinny mieć takich skłonności — stwierdził, bo w istocie tak było. Zwierzęta od urodzenia chowane w klatach nie były zainteresowane życiem na wolności, ale skoro w raptorach tkwił taka chęć, to oznaczało, że ich inteligencja była zbliżona do ludzkiej, bo podobnie jak opiekun jaszczurek - doktor też dążyłby do wolności. Wobec tego nasuwało się inne pytanie - jakie geny zastałe wykorzystane przy konstruowaniu tych prehistorycznych stworzeń? Wiedział, że mężczyzna nie odpowie mu na te pytanie. Był od wykonywania brudnej roboty, więc pewnie laboratorium nie widział na oczy.
   Halliwell postąpił kilka kroków z Marshallem. Towarzysza mu obawa, że chłopak, w ramach zaspokajania swojej ciekawości, naciśnie jakiś przycisk na panelu i wolał, aby ten pesymistyczny scenariusz się nie ziścił. Przeciwieństwie do swojego towarzystwa - chirurg nie był zainteresowany mechanizmem zabezpieczeń, więc po prostu milczał, patrząc mu na ręce.
   — Ah. Dodali na wybieg kilka młodych. Są na tyle małe, że przeciskają się między prętami.
   Jekyll nie dojrzał na wybiegu nowych nabytków, więc ten fakt przykuł jego uwagę. Dla odmiany ulokował wzrok w pracowniku.
   — Wśród tych młodych jest albinos? — zapytał. Mimo wszelkich ale, postanowił wykrzesać z siebie pierwiastek optymizmu. Poza tym był ciekaw,  czy ich odważny, ciekawy świata znajomy po wielu przeciwnościach losu wreszcie trafił do swojego boksu, gdyż niewątpliwie nie odstawał od reszty - robił wszystko, by uwolnić się z niewoli. I, choć pierwsza próba skończyła się fiaskiem, nabył podczas niej doświadczenia, więc jeśli faktycznie jego gatunek posiadał w sobie odłamek ludzkiego rozumu, to malec niewątpliwie wykorzysta tą wiedzę w przeszłości.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — Te kocie ruchy ma po mnie — Marshall schwycił koszulkę w miejscu serca, nagle pusząc się niczym dumny opiekun. Wątpił, by blondynowi było do śmiechu w takiej sytuacji, lecz nie omieszkał spróbować rozweselić kompana. W ten czy inny sposób. Podejrzewał, że gdyby nie momenty rozładowania wewnętrznego napięcia, Kyle mógłby w końcu wybuchnąć.
 Pracownik szczęśliwie nie usłyszał komentarza Everetta, zbyt zajęty majstrowaniem przy konsoli pełnej niezrozumiałych przycisków. Jednocześnie posiadał na tyle podzielna uwagę, by każde głośniejsze pytanie zyskiwało jego uwagę i odpowiedź.
 — Albinos? — spytał, w końcu odrywając ręce od podświetlanej klawiatury. Z początku wyraźnie nie zrozumiał pytania chirurga, o czym świadczyła uformowana między brwiami głęboka zmarszczka. Był facetem od bezpieczeństwa, nie od skomplikowanych nazw, którymi posługiwało się szefostwo i tłum ważniaków w białych kitlach (naukowcy).
 — A, taki biały diabeł? — mruknął nagle, stukając palcami w metalową powierzchnię konsoli. — Tak, tak. To zło wcielone. Jest o połowę mniejszy od tych dorosłych, a część z nich już sobie podporządkował.
 W tym samym momencie, w którym mężczyzna otwierał usta, chcąc dodać coś jeszcze, z wybiegu dobiegł ich dźwięk, który niejednemu dorosłemu napędziłby stracha. Wpierw przeraźliwy jazgot świni rozerwał cisze, później zrobiły to poskrzekiwania między głodnymi osobnikami. Wśród nich rzeczywiście majaczyła biała sylwetka. Dokładnie ta sama, która jeszcze kilka dni temu była wielkości pisklęcia kurczaka. Teraz raptor ze spokojem sięgnąłby dorosłemu mężczyźnie nieco ponad linię pasa.
 Dzieciak zagwizdał z podziwu, tym samym zwracając uwagę stada. Osoba postronna mogłaby pomyśleć, że emocje wzięły nad nim górę. W rzeczywistości doskonale znał konsekwencje.
 — Kyllie! Zobacz tylko, jak wyrósł! Co za cudowna bestyjka — postąpił niezauważalny krok naprzód, mając w planach znalezienie się jak najbliżej bramy przy jednoczesnym zachowaniu bezpiecznej odległości. Z drugiej strony ciężko było mówić o bezpieczeństwie, gdy od głodnego stada zabójczych zwierząt dzieliło ich jedynie kilka metalowych prętów i kompetencje nieznajomego człowieka.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postawę Marshalla skwitował parsknięciem.
  —  Po tobie jest też krnąbrny — skwitował ciut złośliwy, aczkolwiek do tego celu posłużył się szeptem, więc zapewne tylko Renard był w stanie pochwycić te słowa.
  Po chwili skupił wzrok na mężczyźni, wyczekując od niego odpowiedzi.  Nie spodziewał się, że ten pochyli się nad problemem albinizmu, wszak w gruncie rzeczy ten termin był często używany - czy to w telewizji, czy w internecie, ale najwyraźniej ich rozmówca mim mi to nie był z nim zaznajomiony.
  Na jekyllowych ustach ułożył się uśmiech, gdy mężczyzna w końcu udzielił im informacji na temat diabła.
  — O, to akurat ma po mnie — mruknął pod nosem, ale nie zadbał, by ta uwaga dotarła do właściciela niewyczerpalnych zapasów energii.
  Słysząc hałas dobiegający z wybiegu, postąpił kilka kroków w przód, by rzucić okiem na rozgrywającą się tam walkę o ochłapy mięsa prosiaka, ale przeciwieństwie do Renarda nie zbliżył się do krat. Stał trochę z tyłu. Zanim do jego uszu doleciał przepełniony entuzjazmem głos fanatyka raptorów, zdążył zapoznać się z rozmiarem białego diabła i przez chwilę nie mógł uwierzyć własnym oczom. W rzeczy samej – jaszczurka osiągnęła niemal wzrost dorosłego osobnika, a od ich ostatniego spotkania minął raptem dzień.
  Dłoń Jekylla mimowolnie zacisnęła się na kołnierzu koszulki chłopaka.
  — Ta cudowna bestyjka chętnie by się nami posiliła, gdyby nadarzyła się taka okazja, więc nie waż się robić kolejnego kroku w przód. Najlepiej stąd odejdźmy i zostawmy ich w spokoju — podsunął, bo właśnie to podpowiadał mu zdrowy rozsądek. Renard był bliski euforii, więc doktor musiał ją poskromić. Nawet zlokalizował nieopodal wiszącą na ścianie gaśnice, ale wolał nie posuwać się do takich drastycznych kroków. — Chodźmy stąd — rzucił mu w ucho, gdy stado podbiegło do krat i zaczęło kąsać pręty. Słyszał jedynie zgrzyt zębów konfrontujących się z metalem. Zakrwawionych zębów. Albinos wlepił w nich swoje czerwone ślepia. Były przepełnione rządzą mordu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — O, to akurat ma po mnie.
 Nie mógł się nie zaśmiać.
 — Może jest taki skuteczny w zabijaniu swoich ofiar, bo nocami studiuje anatomię? Kto wie — kąciki ust Everetta zadrżały od tłumionego uśmiechu. Dobrze, że obaj mówili ściszonymi głosami. W innym przypadku pracownik parku doszedłby do wniosku, że ma do czynienia z szaleńcami. A tak? Zbyt zajęty konsolą nawet nie zwracał uwagi na ich diabelskie podszepty.
 Pochwycony za koszulkę poczuł się trochę jak dziesięciolatek, którego powstrzymywano przed podejściem do cudzego psa. Prychnął wtedy pod nosem, ostatkiem silnej woli powstrzymując mięśnie przed skrzyżowaniem rąk na piersi.
 — Oh daj spokój, przecież nie zrobię nic głupiego — wyburczał pod nosem. Nie chciał już wracać. Spędził zdecydowanie zbyt mało czasu na terenie wybiegu raptorów, by móc się nimi nacieszyć. Skoro miał przed oczyma ulubiony gatunek, to chciał poświęcić obserwacji tyle czasu, ile tylko się dało. A skoro przy okazji miał możliwość zrobienia tego z tak niewielkiej odległości? No żal nie skorzystać. Nie miał pojęcia, kim był pracownik, lecz był skory wnieść do zarządców parku o podwyżkę dla tego przemiłego pana. Z drugiej strony prawdopodobnie przysporzyłby tym kłopotów nie tylko jemu, ale i sobie, więc ta sprawa wciąż podlegała dyskusji. Westchnął.
 — No dalej, Kyllie. Wiesz, że je uwielbiam, chcę tu jeszcze chwilę zostać. Możesz iść oglądać coś innego, obiecuję, że będę grzeczny — ułożył nawet dłoń na sercu i gdyby miał harcerski pas, to prawdopodobnie również na nim zakleszczyłby palce.
 Biały raptor jako jedyny nie piłował prętów ostrymi zębiskami. Zamiast tego krążył dookoła bramy, spoglądając to na swoich gadzich towarzyszy, to na trójkę ludzi stojących za blokadą. Co jakiś czad odrywał czerwone ślepia na umiejscowione w dole przejścia zabezpieczenie i w takich momentach sprawiał wrażenie na tyle rozumnego, by zimny dreszcz złapał za kręgosłup.
 Nikt nie podejrzewał, że w końcu przystąpi do działania. Cofnął się wpierw na kilka kroków, by następnie podbiec do stojących w przodzie pobratymców, wskoczyć na grzbiet jednego z nich i przelecieć między prętami bramy, tuż ponad dodatkowym umocnieniem, którego w teorii nigdy miał nie pokonać, cóż.
 Piasek pod obdarzonymi w długie pazury łapami uniósł się w formę niewielkiego kłębu i Marshall był stuprocentowo przekonany, że pośród nagle zaległej ciszy był w stanie usłyszeć drobniuteńkie kamyczki upadające na glebę.
 Zwierzę powarkiwało skrzekliwie na każde, najmniejsze drgnięcie, śledząc czujnym wzrokiem całą trójkę. Brunet sam do końca nie wiedział, co powinien odczuwać, gdy ten biały diabeł podszedł właśnie do niego, wlepiając czerwone ślepia prosto w dwubarwne tęczówki. Nagle wyglądał na znacznie mniej wrogiego niż jeszcze sekundę temu.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lekarz jeszcze przez chwilę zerkał na te kotłujące się przy prętach kreatury, ale po chwili skapitulował. Znajdując się tuż za Marshallem, uchwycił w delikatny uścisk jego ramię, gdyż obiecuję, że będę grzeczny nie zabrzmiało zbyt przekonująco. Sęk w tym, że Jekyll był pełen obaw. Miał wrażenie, że kreatury napastujące kraty zaraz wyrwą się z łańcucha i zademonstrują pakiet ostrych kłów na ich ciałach gryząc je do szkieletu. Tak, jak uczynili to ze prosiakiem.
  — Właśnie. Uwielbiasz je. Czasem ma wrażanie, że dinozaury odbierają ci rozum — rzucił z przekąsem. Dostrzegł na twarzy Renarda to, co widział dzień wcześniej. Błysk w oku. Ekscytacje. Zapewne prezentował się podobnie w obliczu trudnego, medycznego przypadku.
  Skrzek z wybiegu sprawił, że Halliwell obrócił głowę w tamtym kierunku, a na jego obliczu odcisnęło się najprawdziwsze przerażenia przed duże "P", mimo iż zrozumienie sytuacji przyszło chwilę później wraz z odgłosem ulatujących na podłoże kamyków.
  Wprawdzie Jekyll miał co do zabezpieczeń wątpliwości, ale nie sądził, że naprawdę zostaną złamane i to na ich oczach. Wbił zielone ślepia w raptora, który przechytrzył je swoim ponad przeciętnym sprytem.
  Lekarz w pierwszym odruchu chciał ratować się ucieczką. Słyszał złowieszczy szept w głowie, namawiający do takowej, ale... resztki zdrowego rozsądku utrzymały go w ryzach Gdy ucieknie, sprowokuje do działania białego diabła. Nie miał ani cienia wątpliwości, że ten szatan w jaszczurczej skórze rzuci się na niego swoimi ostrymi jak brzytwa zębiskami, odpłacając mu się za złowieszcze intencje z nawiązką. Poza tym strach przykleili podeszwy jego butów do podłoża. Nie miał nawet jak się ruszyć. Tkwił w bezruchu, zastanawiając się, czy ten podły jaszczur potraktuje Rhetta jak część obiadu, ale to tylko jedna z dwóch myśli, które kotłowały się w jego głowie. Druga była cięższego kalibru, bo co jeśli te krwiożercze bestie przez zastrzyk kreatywności swojego pobratymcy, uczynią dokładnie to samo co on? Jeden przedstawiciel ich gatunku był utrapieniem, a całe stado... Co cię to obchodzi, Jekyll? I tak zaraz skończysz w jego żołądku.
  Usłyszał za sobą szelest, a potem na wpół spanikowany głos. Pracownik wybiegu stracił głową, a raczej robił to, co musiał. Połączył się z kimś, kto miał służyć w razie tego typu katastrof. Albinos powiódł za nim spojrzeniem, tymczasowo odrywając je od Renerda, jednak nie postąpił kroku ku mężczyźnie. Jakby pełen obaw, choć Jekyll był skłonny dojrzeć w tym spojrzeniu zaledwie złowieszczy błysk.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Marshall od samego początku podejrzewał, że taki rodzaj dodatkowych zabezpieczeń nie pomoże. Być może patrzył na to przez pryzmat sympatii wobec tego konkretnego gatunku albo ze względu na przewrotność losu... cokolwiek by to nie było — miał rację. W każdym razie sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie.
 Im dłużej Everett stał w bezruchu, tym więcej absurdalnych myśli napływało mu do głowy. Odrzucił już co najmniej tuzin głupich opcji, a przeczucie podpowiadało, że wyobraźnia nie była nawet w połowie hipotetycznych sytuacji, które mogła zaserwować. Gdyby nie potrzeba zachowania spokojnych, przemyślanych ruchów, potrząsnąłby teraz głową lub uderzył otwartą dłonią w czoło.
 Weź się w garść.
 No to wziął. Powoli wyprostował plecy i odchrząknął, odwracając tym uwagę raptora od dzwoniącego po pomoc mężczyzny. Coś dziecięcego szeptało do ucha, że w rzeczywistości wcale nie chciał, by specjalne służby zgarnęła jego białą bestię. Nie teraz, gdy miał ją na wyciągnięcie ręki.  Na drugim ramieniu siedział rozsadek i wrzeszczał do megafonu ile sił w płucach. To krwiożerczy morderca. Chce tylko rozszarpać to, co stoi mu na drodze.
 I być może Marshall byłby skłonny w to uwierzyć, gdyby nie dziwny, w jakimś stopniu znajomy błysk zawarty w czerwonych ślepiach oraz postawa, jaką gad prezentował. Bo o ile jeszcze przed sekundą szarżował wściekle za kratami, tak teraz zachowywał zadziwiający wręcz spokój. Niemal jakby nie był pewien, co powinien zrobić, by nie wywołać paniki. Absurd.
 — No hej, mały — zaczął ostrożnie, rozluźniając nieco mięśnie. — Choć w zasadzie nie jesteś już taki mały, co? — sam nie był pewien, jakim cudem wykrzesał z siebie siłę na żart i cichy śmiech, jako zafundował towarzystwu. Zrobił to dla rozładowania napięcia, ale nie do końca wiedział, czy swojego, czy może jednak stojącego krok w tył Kyle'a. W głowie już słyszał wszystkie późniejsze "mówiłem, że tak będzie", przez co miał ochotę westchnąć.
 Zwierzę przekrzywiło łeb na bok, wpatrując się w dzieciaka nadzwyczaj rozumnym spojrzeniem. Całkiem, jakby zrozumienie ludzkiej mowy przychodziło mu bez najmniejszego problemu. A to było przecież niemożliwe. Prawda? Warczał jednak na każde drgnięcie chirurga i Everett poczuł się zmuszony do reakcji.
 — To Kyle, nie musisz się nim przejmować. Wiem, czasami potrafi dokopać i nie zawsze pomyśli, zanim coś powie, ale jest w porządku — prawy kącik ust poderwał się lekko ku górze, przyozdabiając blade lico w asymetryczny uśmiech.
 Długi, biały ogon raptora przeciął powietrze ze świstem. Bestia nie odrywała ślepi ani ma sekundę, co rusz obracając pysk to w jedną, to w drugą stronę. W końcu wydała z siebie nieokreślony dźwięk i jeśli ktoś kazałby dzieciakowi go ocenić, to wcale nie brzmiał na złowrogi.
 Bestia drgnęła. Pochyliła wpierw mordę, następnie postępując krok naprzód i wpychając grzbiet pod dłoń Everetta.
 Z początku nie śmiał się poruszyć. Dopiero po chwili przemknął palcami po chłodnej skórze białego diabła i obrócił twarz ku medykowi, posyłając mu uspokajające spojrzenie.
 — Tylko nie panikuj.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lekarz miał nadzieję, że pracownik wybiegu coś wskóra, a już na pewno wezwie posiłki, które wybawią ich z tej opresji. Co prawda biały diabeł najwyraźniej czuł respekt przed Renardem, może nawet traktował go jak samca alfa, ale w lekarzu narastała obawa, że ten stan rzeczy nie potrwa nazbyt długo, wszak to nie Rhett, a właśnie on posiadał pakiet ostrych kłów i zwierzęcy instynkt godny prawdziwego drapieżnika.
  Starając się ograniczyć ruch klatki piersiowej do minimum, przyglądał się zza ramienia towarzysza poczynaniom albinosa. Był pod wrażeniem, że Marshall zachowywał się tak spokojnie i był w stanie wykrzesać ze swoich strun głosowych dźwięki nie zdradzające zdenerwowania. Halliwell nie radził sobie nawet w połowie tak dobrze. Miał wrażenie, że od nadmiaru emocji zaraz zemdleje i w zasadzie może powinien się na to zdobyć, wówczas nie odczułby zbyt boleśnie momentu zakleszczenia się jaszczurczych zębów na swojej skórze, dzięki czemu zaoszczędziłby sobie nieco bólu.
NIE PANIKUJ.
  Dobrze ci mówić.
  Jekyll już wiedział, jak silne emocje wywołały na byki czerwone płachty, bo równie silne towarzyszyły mu po zasłyszeniu tego stwierdzenia. Miał bowiem wrażenie, ze wówczas jego panika osiągnęła apogeum.
  — Przekonaj go do tego, by stał gdzie stoi, a my w tym czasie przemieścimy się w kierunku wyjścia — wyrzekł niemal przez zaciśnięte zęby, efektem czego większość słów została zniekształcona, a przez to mniej zrozumiała. Poza tym wypowiadające je, ledwo poruszał szczękę. Ze strachu zdrętwiały mu mięśnie twarzy. Ponadto nie chciał sprowokować albinosa do działania. Brał poprawkę na to, że raptor zdecydowanie nie darzył doktora sympatią. Nie miał mu tego za złe, bo pod pewnym względem zasłużył na ograniczone zaufanie, a nawet jego brak. Zdecydowanie nie popisał się wyczuciem godnym zagorzałego wielbiciela zwierząt. Lekarz dziękował w duchu Marshallowi, że ten powstrzymał go przed pobraniem próbek od jaszczurki, gdyż miał świadomość, że gdyby to uczynił, nań agresja sięgnęłaby zenitu i na pewno bez żadnego zastanowienia rozszarpałaby chirurga na kawałki, tym samym czyniąc z niego swoją pierwszą, ludzką ofiarę.
  Stojąc bez ruchu, jego twarz zaczęła sinieć przez brak możności złapania tchu pełną piersią.
  — Zaraz pojawią się posiłki, do tego czasu zachowajcie spokój. — Usłyszał głos za swoimi plecami. Mężczyzna najwyraźniej też starał się zachować zimną krew. I Haliwell szczerze zazdrościł mu tego samozaparcie, gdyż sam miał wrażenie, że nerwy mu zaraz puszczą. To jakiś cud, że nie oddał moczu w bokserki. Naprawdę. Niby często pracował pod wpływem stresu, ale nawet jego zawód nie dostarczył mu aż tylu wrażeń.
  Co innego walczyć w pocie czoła o cudze życie, co innego, gdy własne stoi na włosku. Nie był na to przygotowany.
  Wraz ze śliną przełknął gorycz bezradności.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Sam nie wiedział, skąd ten spokój. Może przez szczenięcą ekscytację, która zaburzała właściwe funkcjonowanie instynktu samozachowawczego, gasiła migającego jaskrawą czerwienią żarówki i wyciszała alarmy. Może przez irracjonalny brak obawy przed śmiercią — tu przyczyna również pozostawała mu nieznana.
 Słowa Jekylla sprawiły, że zmarszczył nieco brwi. Rozważał je krótką chwilę, by następnie spojrzeć przez ramię i posłać mężczyźnie nieco niezrozumiałe spojrzenie. Przekrzywił głowę delikatnie na bok.
 — Chcesz mnie zostawić samego? — spytał, właśnie do takiego wniosku dochodząc po kolejnym przeanalizowaniu komendy towarzysza. Coś, jakby błysk pełen zawodu, mignęło przez kolorowe ślepia młodzieńca. Nie chcąc pozwolić wypłynąć na twarz czemuś nieodpowiedniemu, obrócił głowę znów ku zwierzęciu.
 Gad parskał i węszył w powietrzu, zataczając kręgi wokół Everetta. W żadnym stopniu nie wykazywał się agresywnym zachowaniem — w przeciwieństwie do gryzących kraty braci i sióstr — więc dzieciak pozostał w miarę rozluźniony. Odetchnął głębiej, zapanował nad myślami, w tym samym czasie pozwalając raptorowi na oględziny. Traktował go trochę jak psa, który musi wpierw poznać zapachy, by niepotrzebnie nie ugryźć. A w tym przypadku uścisk szczęk byłby znacznie bardziej tragiczny w konsekwencjach niż w przypadku podwórkowego Burka.
 W końcu westchnął, przemykając palcami wzdłuż grzbietu białego diabła. Opuszki wędrowały po chłodnej skórze, póki nie trafiły na napięty kark. Wtedy dopiero wstrzymał ruch, przytykając również drugą rękę do pyska zwierzęcia. Raz jeszcze zajrzał w czerwone ślepia i gdy dostrzegł w nich drobne niezrozumienie, ale również dobrze znaną samemu sobie ekscytację, nie był w stanie powstrzymać uśmiechu wpływającego na usta.
 Mina mu zrzedła, gdy pracownik zawiadomił ich o posiłkach. Raptor jak na zawołanie obniżył przody ciała, warcząc jadowicie na mężczyznę. Łypał ślepiami od pracownika do chirurga, jakby oboje byli winni zmąceniu dotychczasowego spokoju.
 Marshall poczuł się w obowiązku do reakcji, bo i on nie podchodził zbyt radośnie do przedstawionego scenariusza.
 — Hej, mały, musisz wracać, bo będą chcieli cię zabrać — zwrócił się do zwierzęcia, znów dotykając boku białej szyi. Bestia dłuższą chwilę trwała w bezruchu, najwyraźniej tocząc wewnętrzną walkę.
 — Musisz się pospieszyć.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Krew go zlała po usłyszeniu sugestii Marshalla, gdyż nie miał bladego pojęcia z jakiej przyczyny ułożyła się na jego wargach. Dał mu ku temu powody? Chociaż nie miał nieskalanego sumienia, nawet przez myśl mu nie przeszło, aby pozostawić go na pastwę krwiożerczej jaszczurki. Niedorzeczność! Nie po to dokładał wszelkich starań, aby dogodzić mu wszelkim możliwymi sposobami podczas rekonwalescencji w szpitalu.
  — Nie. Mówiąc my miałem na myśli przede wszystkim ciebie i mnie, i ewentualnie człowieka, który wplątał nas w te kłopoty — odrzekł, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie miał najmniejszego zamiaru ratować swojej skóry kosztem życia Rhetta. Miał mu za złe, że w ogóle takowa myśl zdołała wytworzyć się w jego głowie za sprawą szarych komórek i zbyt bujnej wyobraźni. W gruncie rzeczy chciał mu zademonstrować swoje niezadowolenie w pełnym wymiarze, ale póki co zachował wstrzemięźliwość od tego zamierzenia. Miał na karku poważniejszy problem, który znajdował się w niewielkiej odległości od ich ciał i, który sprawiał, że gruczoły potowe doktora aż nadto się wysilały w produkcji nieprzyjemnej dla nosa substancji.
  Z gardła raptora wydobył się skrzek zbliżony do niezadowolonego warkotu. Najwyraźniej rozpoznał w zduszonym szepcie doktora złość adresowaną ku osobie, którą traktował na równi z przywódcą stada. Halliwell przymknął po wieki, ale spodziewany atak nie nadszedł. Mniej więcej w tym samym momencie Renard do niego przemówił. I Jekyllowi mimowolnie ulżyło. Jednocześnie był ciekaw, czy zwierzę dostosuje się do zalecenia chłopaka, czy raczej z niezadowoleniem zademonstruje pakiet zębów, gdyż taka informacja równie dobrze mogła go rozjuszyć, wszak nie po to wydostał się na wolność, aby teraz wracać do klatki. Lekarz nie miał wątpliwości, że przez pryzmat tej sytuacji zabezpieczenia zostaną jeszcze bardziej wzmocnione, co utrudni albinosowi w ponownie ucieczce.
  W trakcie pełnej napięcia ciszy do uszu chirurga doleciał dźwięk z góry. Ktoś się zbliżał. Nie miał wątpliwość, że byli to ludzi wezwani przez opiekuna wybiegu. Problem tkwił w tym, że nie miał pojęcia czy się cieszyć, czy jednak niej. Zbyt wiele dylematów kotłowało się na raz w jego głowie. Może jaszczurka nie miała złych intencji, może tak naprawdę chciała zaledwie przywitać się z Rhettem? Wszak od czasu wydostania się z uwięzieni, nie zademonstrowała złowieszczych zamiarów, mimo iż w każdej chwili mogła to uczynić, bez skrupułów wrzynając zęby w ich skóry.
Co zrobisz w obliczu tej sytuacji biały diable?
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Zacisnął usta w wąską linię, dłonie stulił w pięści. Nie tak sobie wyobrażał pierwsze w życiu spotkanie z ulubionym gatunkiem. I o ile nie miał nic przeciwko staniu naprzeciw zabójczej bestii bez absolutnie żadnego zabezpieczenia, tak patrzenie, jak zostaje rozstrzelana, uśpiona na amen czy kto wie, co jeszcze było mu już nie w smak.
 Trwałby tak w zawieszeniu, gdyby nie dźwięk uderzających o metalowe schody wojskowych butów, który nagle wypełnił powietrze. Marshall od razu otrzeźwiał, rozglądając się kontrolnie dookoła. Widząc, że jeszcze żadne służby nie dotarły na miejsce, pochwycił w dłonie pysk białego zwierzęcia i nakierował jego czujny wzrok na własne oczy. Wpatrywali się w siebie kilka sekund, które równie dobrze mogły trwać wieczność. Kolejny jęk żelastwa nad nimi wprawił mięśnie w ruch.
 — Idź — zniżył głos do mrukliwego szeptu, dłońmi subtelnie popychając swoją bestyjkę ku bramie. Tym razem gad nie popadł w bój z własnym umysłem. Ostatni raz spojrzał ku dzieciakowi, po czym odszedł w stronę prętów. Krótkim syknięciem odsunął resztę stada w tył, robiąc sobie miejsce. I nie dość, że był znacznie inteligentniejszy, niż przypuszczano, to i wspinał się wcale nie gorzej. Po sekundzie zniknął w wysokich krzakach wraz z resztą stada. Everett postanowił dobrze wykorzystać czas pozostały do przyjścia wezwanych służb.
 — Kamery działają? — zwrócił się czym prędzej do pracownika, wskazując na wcześniej zauważone urządzonka. Mężczyzna — zbyt oszołomiony sytuacją, by wydusić z siebie choć ułamek słowa — pokręcił głową. Zdobył się na odpowiedź, gdy młodzieniec ze złości zmrużył oczy. Wówczas mechanik odchrząknął.
 — Nie w tym segmencie, są w naprawie. Coś szwankowało, chociaż szychy, które je opłaciły, zapewniały, że nic się nie schrzani.
 To usatysfakcjonowało bruneta. Podszedł do swojego rozmówcy i klepnął go w pierś, tym samym skupiając na sobie rozpierzchniętą uwagę.
 — Gdy ktoś spyta, który z nich uciekł, niech pan nie wymienia białego, dobrze? — błysk w oku, zaczepny uśmiech i subtelnie zadziorna postawa sprawiły, że facet z trudem przełknął zaległą w ustach ślinę. Skinął głową po raz kolejny niezdolny do poprawnej artykulacji dźwięków.
 W tym samym momencie, w którym Marshall wracał na poprzednie miejsce, do segmentu wpadli uzbrojeni mundurowi. A wraz z nimi ktoś, kogo ani dzieciak, ani Kyle z pewnością nie chcieli teraz widzieć.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach