Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 11.10.18 0:36  •  Ring [Jekyll] Empty Ring [Jekyll]
Uczestnicy: Jekyll.
Cel: artefakt zapewniający odporność na choroby przekazywane drogą kropelkowa.
Poziom trudności: łatwo nie będzie.
Możliwość zgonu: tak.


Ring [Jekyll] TiFU9F6

Słońce niknęło zza kanciastym horyzontem. Pomarańczowa poświata przypominała ponury odcień nadciagającej niechybnej nocy. I choć znajdowali się już niedaleko małej osady — której wyraźne krawędzie odbijały się na tle nieba — to i tak mogli odczuć oczywisty ból w stopach. Podróż trwała z dwie noce i kroczący przy boku Jekylla brązowowłosy mężczyzna wydawał się patrzeć już na otaczający ich krajobraz wąskimi szparami spomiędzy niewyspanych powiek.
 — To chyba tutaj — przerwał chwilę milczenia od razu zwilżając wargi. Podróż przez Czerwoną Pustynię dała mu nieodparte wrażenie, że drobinki piasku dostały się do wszelkich aparatów w ciele. — Marzę o śnie nieco dłuższym niż dwie godziny.
 Małe zrujnowane miasteczko nie przypominało swym wyglądem Apogeum. Było o wiele mniejsze i bardziej zdezelowane. Ich oczom ukazało się kilka budynków przy których stali wymordowani, wcale nie różniący się niczym od tych okupujących miejsca w barze ‘Przyszłość’. Wydeptana, gruntowa droga ciągnęła się przy rzędzie tych posiadłości — musiała być jedną z głównych dróg.  
 Trop prowadził tutaj. Byli na miejscu.
 Przechodząc ścieżką, tuż obok wpatrujących się w nich padalców mieli wrażenie, jakby ci czytali im z otwartych umysłów. Milczeli z uwagą paląc skręty, bądź kopiąc buciorami w ziemię; towarzyszyło temu charakterystyczne, osobliwe szuranie.
 Od długich miesięcy jeden z szajki DOGS nie stawiał się w siedzibie. Wielu spekulowało, że nie żyje — był chorym świrem i zawsze pchał się tam gdzie nie powinien. I tak uznano, do ostatniego tygodnia, gdzie obiegła ich wiadomość, że był widziany w tych okolicach. Ile było w tym prawdy? Nie mogli jednak zostawić tej informacji samej sobie. Jeśli nadal dychał mógł być zdrajcą, z takimi gang nigdy się nie cackał.
 Noc miała nadejść już za parę godzin. O tej porze mrok wylewał się na zewnątrz jak wodospad.
 — O tym budynku mówił Kuper. Podobno pracuje tu jego zaufany człowiek, który zna więcej informacji na ten temat. — Musieli wyciągnąć z faceta konkrety jeśli chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o Orenie i jego aktualnej pozycji.
 Faust (brązowowłosy DOGS) spoglądnął na drzwi do pieczary — solidne, dwuskrzydłowe, a jednak nadal wydawały się być maksymalnie archaiczne. Kiedy pchnął wrota do środka wydały z siebie przeciągły jęk, jakby wszelkie pieczęcie pękały pod tym naciskiem. Wnętrze jednak nie odstraszało; droga nie prowadziła do groty wielkiej jaszczurki. Ku zdziwieniu znajdował się tu zapuszczony bar; były tu krzesła i kilka wolno stojących stolików - każde z pewnością pochodziły od innego dystrybutora. Plastikowe, przestarzałe taborety zasuwały drewniane stoły, a metalowe, o twardym siedzeniu stały dumnie przy plastikowych, zachęcając każdego aby tylko zagrzał o nie tyłek.
 Faust wkroczył do środku rozglądając się. Przy barze siedziało parę osób, ale ku ich zdziwieniu było tu całkiem cicho.
 — Ktoś wy za jedni?
 Tubalny głos wyłonił się za filara. Stał przy nim wielki mężczyzn, który zaciskał w dłoni szklankę i kawałek szmatki. Bierność jaka tu trwała najwyraźniej była silnie uzasadniona.
 — My do Kenny’ego. Miał tutaj być. — Pauza. — Osobista sprawa — dodał po chwili, bo widział, że mężczyzna wciąż się na nich gapi, a z pewnością nie chciał być zwolennikiem jego wielkiej pięści.
 — Kenny jeszcze nie wrócił z polowania. Powinien być rankiem, więc jeśli łaska… — Zrobił krok w ich stronę, ale Faust nie cofnął się w tył. Jego pewne oczy nie opadły na zbrukaną podłogę. Widać było, że wie co robi. Musieli załatwić tę sprawę.
 — Pozwolił nam tu zostać — uśmiechnął się, widać było, że bardzo długo tłumił w sobie rozbawienie, dopiero potem podał mu słowne hasło za którym oboje mieli się schować, gdyby jednak sprawy obrały inny obrót.
 W tym wypadku wypaliło.
 Mięsnie twarzy mięśniaka nieco zelżały. Pokręcił nieco nosem, zaciągając zalegający w nim katar. Przybliżył się bez słowa (tym razem bez agresji) wyciągając przed siebie wielką łapę.
 — Piętro. Na lewo.
 Faust odchylił głowę i wskazał lisowi wzorkiem zaciśnięte w pieści klucze — sugerowała,  aby to on je odebrał.
 — Prowadź, Jek. Całą drogę spisywałeś się w tym wymierzę perfekcyjnie. Niech już tak zostanie.
 Uśmiech wręcz tryskał z jego spojrzenia.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 18.10
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.10.18 2:00  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Nie rozumiał, dlaczego akurat on został przydzielony do tego typu zadania. Pościg za dezerterami tudzież zdrajcami (jak zwał tak zwał), nie leżał w jego interesie. Był lekarzem, LEKARZEM i chociaż przeliterował swoją profesję, to i tak został skazany na towarzystwo Psa, do którego nie czuł ani grama sympatii. Przez większości czasu nie odzywał się chociażby słowem, ale to nie przeszkodziło jego towarzyszowi w szczepieniu języka; gadał jak najęty i do zestawu dorzucał pakiet swoich osobliwych uśmiech, które w połączeniu z jego mimiką twarzy, przywodził Jekyllowi na myśli cyrkowego klauna. W ramach dopełnienia tego obrazka brakowało tylko dużego, czerwonego nosa, pomponów i dwukolorowego kostiumu.
  Wtoczywszy się za nim do środka lokalu, wcisnął zmarznięte dłonie do kieszeni, by ukryć znajdującą się na nadgarstku chustę. Dyskretnie rozejrzał się po wnętrzu baru, ale w zasadzie niemal nikt nie zwrócił na nich uwagi i jedną osoba, która wykazała zainteresowanie, był mężczyzna, który - jak mniemał Dr – roszczył sobie wszelkie prawa do tego miejsca.
Powinien być rankiem, ta informacja nie przypadła Jekyllowi do gustu. W zasadzie tlił się w nim cień nadziei, że pociągnął faceta imieniem Kenny za język i jak najszybciej się stąd zmyją, ale szczęście jak zwykle nie było po stronie gangu, a jego nazwa - DOGS - stanowiła nowy synonim pecha.
  Sceptyczne spojrzenie Bernardyna ujęło sylwetkę Fausta.
  — Nie umiesz otworzyć drzwi, cocksucker? — Pytanie zawisło między nimi, gdy ujął w dłoń kluczę. Przyjrzał się im z bliska, a potem schował je do kieszeni i wspiął się schodami na piętro. Stopnie skrzypiały pod ciężarem jego ciała, ale ich konstrukcja była na tyle stabilna, że go udźwignęła, mimo iż palce raz czy dwa zetknęły się za zakurzoną poręczą, jakby w obawie o życie swojego właściciela. Rozejrzał się po niewielkim, pogrążonym w egipskich ciemności korytarzu. Jego koniec nie był zwieńczony oknem, toteż musieli patrzeć pod nogi przy wykonywaniu chociażby najmniejszego kroku. Poluzowane deski podłogowe skrzypiały pod naporem ciężki butów, gdy Jekyll przemieszczał się w kierunku końca holu.
  — Szukaj pokoju nr 9 — polecił, szkicując w powietrzu ową liczbę, jakby w obawie, że intelekt mężczyzny nie pojmował takowych, a doktor był skłonny w to uwierzyć.  — Jest. — Na jego wąskich ustach pojawił się cień uśmiechu, gdy kilka chwili później stanął przed właściwym pomieszczeniem. Wyjął z kieszeni klucze i wsunął je w zamek, przekręcił go w nim, po  czym wyjął i, zacisnąwszy dłoń na klamce, pchnął drzwi. Zawyły na nienaoliwionych zawisach, ale Dr się tym nie przejął. Zajrzał do środka.
  Mała, niemal wypalona do końca świeca oświetlała wnętrze obskurnego pokoju, z którego ścian złaziła szarobura tapeta płatami. Były niczym strzępy skóry porywane przez zęby czasu. Na podłodze, oprócz pięciocentymetrowej warstwy kurzu, dostrzegł w miarę świeże odciski butów i domyślał się, że należały do osoby, która była zobowiązana tutaj zaglądać i dbać o te marne oświetlenie, w razie gdyby pojawił się ktoś potrzebujący dachu nad głową.
  Przekroczył próg pokoju. Jego powierzchnia była uboga, a umeblowanie jeszcze bardziej oszczędne – składało się z (na szczęście!) dwóch łóżek, pozbawionej szuflad komody, na której spoczywało źródło światła, zabitego deskami okna i... czegoś co kształtem przypominało nocnik. Ofiarą Jekylla padło łóżka znajdujące się bliżej szafy i dalej od drzwi. Rzucił na materac ekwipunek w postaci plecaka i obdarzył swojego towarzysza krótkim, ale treściwym spojrzeniem, mówiącym: łapy precz. Usiadł na materacu. Czuł bijający od niego smród stęchlizny, przez który ostatni posiłek podszedł mu do gardła. Dostrzegł na jego powierzchni zeschnięte ślady krwi i natychmiast odechciało mu się spać. Był pewny, że nie zmruży chociażby oka, nasłuchując każdego, nocnego dźwięku.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.18 22:15  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Kiedy tylko drzwi do pokoju otworzyły się głośnym skrzypnięciem, Faust wszedł  i rozejrzał się po pomieszczeniu jak wysoko postawiony biznesmen, który oszacowuje warunki jakimi uraczyła go recepcja. Na jego ustach pojawił się grymas, ale wydawał się udawany i z pewnością nie dotyczył zdemolowanego pokoju. Przekroczył odstającą deskę z podłogi i spoglądnął na Jekylla.
  — Przestań gadać do mnie po angielsku, dobrze wiesz, że cię nie rozumiem — westchnął i skierował się w kierunku okna. Zabite deski przepuszczały ostatnie promienie dnia — nikłe, słońce znajdowało się już za nierównym horyzontem gór. Przez szpary spróbował spojrzeć na otaczający ich krajobraz. — Nie ma najgorzej. — Zaraz potem przetoczył wzork w górę — na sufit, jakby obawiał się, że dojrzy tam ogromną czarną dziurę. Nic bardziej mylnego. — Przynajmniej mamy dach nad głową. Zostaniemy tu do jutra, wypytamy Kenny’ego i ruszymy dalej.
  Umilkł na moment słysząc jak stare sprężyny załamują się pod ciężarem Jekylla. Musiały być bardzo stare, bo nawet w tym dźwięku można było wnioskować, ze pożarła je rudawa rdza.
  — Wciąż masz tę krzywą minę. Nie musisz się na mnie odgrywać, że wyznaczyli cię na tą misję.
  Zanim zdecydował usiąść zamknął drzwi na klucz, zostawiając go w zamku – zapobiegawczo. Lepiej było dmuchać na zimne. Okolica nie wyglądała w końcu najpewniej (jakby reszta Desperacji taka nie była…). Podszedł do drugiego łóżka — wielkiego wyboru nie miał — i przysiadł na krańcu materaca. Ściągnął z pleców torbę i wyciągnął butelkę z wodą. Zachciało mu się pić.
  — Nie wiemy w jakim stanie jest Oren — rzucił kiedy wypił gwałtowny łyk. —  Powinniśmy być przygotowani na każdą ewentualność. Nikt nie mówi, ze spiskuje za naszymi plecami.
  Ostrożnie zakręcił butelkę i zerknął na blondyna. Faust nie wyglądał na wypoczętego, Jekyll też nie spał zbyt wiele. Szatyn miał podkrążone oczy i szarą cerę, wyglądał jakby miał się zaraz rozchorować.
  — Zdrzemnij się. Lepiej zregenerować siły. Nie wiadomo co jutro nas czeka.
  Po tych słowach opadł na łóżko. Pod poduszkę wsunął nóż — zawsze spał z bronią przy twarzy. Zaczął odczuwać wyraźne znużenie. Cisza i odgłos wiatru uderzającego o zbutwiałe deski w oknach zaczynał go usypiać, więc na moment przymknął oczy.
  Na moment mówił sobie.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 21.10
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.18 2:20  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Zawsze ją mam. Jest stałym elementem mojej osobowości.
  Nie zaszczycił swojego towarzysza chociażby pojedynczym spojrzeniem. Wyjął z kieszeni ukryty w skórzanym pokrowcu skalpel i sprawdził jego kondycje. Przejechał palcem po jego ostrej stronie, ale z taką delikatnością, by na powierzchni skóry nie pojawiło się zadrapanie w postaci bladej, prostej kreski. Po czym przeciął nim powietrze. Słysząc jego świst tuż nad swoimi uchem, usta doktora wykrzywiły się w pół uśmiechu, który jednak nie objął oczu, ale dzięki temu zabiegowi jego rysy złagodniały.
  Szczęk klucza uświadomił mu, że nie jest sam. Zerknął w kierunku współlokatora, a radość zależała z jego aparycji. Na powrót stała się ponura, posępna, co dobitnie zaakcentowała gra światła. Padające na jego twarzy cienie w zestawie z wściekle zielonymi oczami nadały mu złowieszczej prezentacji wizualnej.
  Los Orena był mu obojętny. Nawet nie mógł przypomnieć sobie jego wyglądu wśród wielu innych, których widywał na kozetce w prowizorycznym gabinecie medycznym, albo podczas przemieszczenia się z jednego pomieszczenia do drugiego w kryjówce. Jekyll nie zawracał sobie głowy rozmyślaniem nad tym, w jakim stanie go zastaną, bo to czy dychał, czy został pozbawiony wszelkich funkcji życiowych, nie wywołała na jego twarzy odpowiednich emocji. W ostatnich latach był świadkiem śmierci zbyt wiele razy, by ta w dalszym ciągu mogła wywoływać u niego jakiekolwiek wrażenie.
  — Niezależnie od okoliczności i tego czy jest zdrajcą, czy nim nie jest, mamy dostarczyć go żywego do kryjówki. Jedynie to powinno znajdować się w kręgu naszych zainteresowań — zauważył chłodno, racjonalnie. Był zdania, że na tym etapie ich poszukiwań, nie było miejsca na sentymenty i miał zamiar wybić je swojemu towarzyszowi z głowy, jeśli poczułby chociaż szczyptę litości do (byłego) kompana.
  Schował przyrząd chirurgiczny na powrót do etui, po czym włożył go pod poduszkę, aby mieć go pod ręką, w razie pojawiania się nieprzewidzianych okoliczności. Czuł podskórnie, że - wbrew temu jak przebiegła ich rozmowa piętro niżej - byli intruzami, a intruzi nie byli mile widziany w tego typu miejscach, więc zamknięcie drzwi na klucz i pozostawienie takowego w zamku było jednym z lepszych posunięć.
  Nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku, ułożył się na nie wygodnym łóżku, czując jak sprężyny w materacu wbijają się boleśnie w kręgosłup. Ułożywszy głowę na poduszce, starał się zużywać jak najmniejszą ilość powietrza, by nie wdychać oparów pozostawiony przez poprzednich właścicieli ówże posłania, ale to było zbyteczne... Zasnął i nawet nie wiedział kiedy. Ot, zanim w jego głowie wykreowały się jakakolwiek myśli, oczy zamknęły się same. I na okres tej krótkotrwałej przyjemności nagle wszystko przestało mieć dla niego znaczenie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.18 22:35  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Jekylla obudził dźwięk starego radia — przynajmniej tak mu się wydawało. Charczący dźwięk przebijał się przez spowite snem komórki mózgu i raczył uszy szemranymi nutami minionej epoki. Kiedy tylko otworzył oczy mógł zauważyć ubierającego buty Fausta kiwającego głową w rytm muzyki. Brzęczące, nienastrojone radio znajdowało się na zdezelowanym parapecie, w ciemnościach poprzedniego wieczoru nikt nie zwrócił na nie uwagi. Teraz promienie słońca chętnie zaglądały do środka pomieszczenia — to uwydatniło tylko ogrom kurzu i walających się tu papierków, ale czego można oczekiwać  po Desperackich, marnych warunkach…
 — O, wstałeś — zauważył błyskotliwie szatyn i mrugnął do niego pełen energii. Spoglądnął od razu na radio wciąż wiążąc sznurówki swoich wysokich butów. — Zgadłbyś, że to cudo nadal działa? Myślałem, że wybuchnie mi w rękach kiedy tylko spróbuję je dotknąć. Wiesz co to za piosenka?
 Uśmiechnął się szeroko mając nadzieję, że blondyn pamięta dźwięki  minionych lat, kiedy jeszcze nikt z nich nie myślał o apokalipsie, ani śmierci. Dziwnym było, że nadal tak stara, sentymentalna nuta pobrzmiewała w głośnikach — historia dotycząca tego odbiornika musiała być naprawdę interesująca.
 Chłopak wstał, położył ręce na lędźwiach i rozprostował plecy krzywiąc się przy tym w zadowoleniu.
 — Dobra, naładowałem baterię. Kenny powinien znajdować się już na dole. Wstawaj i nie gnij w tym łóżku. Mam ci przypomnieć jak bardzo nie chciałeś tu spać? — uśmiechnął się głupkowato i zarzucił na siebie bluzę podchodząc do drzwi. A kiedy oboje byli gotowi przekręcił stary klucz i wypuścił Bernardyna na korytarz. O tej porze dnia całe to pomieszczenie wydawało się być pokryte pajęczynami i dymem — ten z pewnością dochodził  dołu, ktoś musiał popalać fajki.
 Na sali — do której wczorajszego dnia datarii i gdzie zastali wielkiego, zwalistego mężczyznę — znajdowało się tylko parę osób. Ten sam wielkolud znajdował się za barem i czyścił blat małą ścierką, która w jego olbrzymiej dłoni wyglądała jak chusteczka higieniczna. Przy jednym stoliku znajdowało się dwóch starszych mężczyzn — rozmawiali o czymś zacięcie i wydawać się  mogło, że żaden nawet nie podniósł wzorku na dwójkę schodzącą po schodach. Jeden samotny mężczyzna siedział przy blacie — na końcu baru opierając policzek na ręce i czytając jakąś gazetę — tuż obok niego znajdował się kubek z gorącą cieczą, a na talerzyku leżał suchy biszkopt.
 — Hej — mruknął Faust kiedy oczy wielkoluda skupiły się na ich postaciach. Wydawał się zainteresowany, jakby zdziwiony, że przetrwali noc w tym pokoju. — Kenny już się pojawił? — zapytał na wstępie z wolna przesuwając się w kierunku baru. — Nie mamy całego dnia, zajmiemy tylko chwilę.
 Wielkolud spojrzał to na Fausta, to na Jekylla, by po chwili wydrzeć się za całe gardło z twarzą zwróconą do drzwi — z pewnością prowadzących na zaplecze:
 — KENNY! TE GNOJKI JUŻ TU SĄ.
 Fust spoglądnął nieco skonsternowany na swojego towarzysza, ale szybko przeniósł ponownie wzrok na olbrzyma, bo ten przemówił do nich charczącym głosem:
 — Usiądźcie gdzieś zaraz powinien tu być. Jecie? Pijecie? — uniósł swoją włochatą brew tym razem skupiając wzrok na Jekyllu. Oczy Fausta drgnęły, a usta już same uchyliły się do odpowiedzi: ‘no pewnie, jak dajesz to biorę’.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 29.10
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.10.18 22:35  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Nieomal spadł z łóżka, gdy ostry, głośny dźwięk przeszył powietrze. Poczuł, jak serce zabiło mocno w piersi, podchodząc prawie pod sam żołądek i nie przestało po otwarciu szeroko oczu. Nawet nie był do końca pewny tego, że usiadł, zbyt skupiony na odnalezieniu źródła hałasu. Nie uspokoiły go nawet wypowiedziane w jego kierunku słowa towarzysza, mimo iż radio zlokalizował kilka chwil wcześniej. Kto by się spodziewał, że pokój był wyposażony w taki, względnie działający sprzęt. Pożałował, że wczoraj, przed snem, nie skupił się bardziej na elementach wystroju, ale teraz... teraz miał ochotę ukatrupić drugiego Psa gołymi rękami. Rzucił ukradkowe spojrzenie na trzymany w drżących w palcach skalpel. Nawet nie wiedział, kiedy ten się w nich znalazł, ale nie miał zamiaru roztrząsać tego problemu, gdyż w obliczu zagrożenia, jego mięśnie reagowały machinalnie w ramach odruchu bezwarunkowego, zanim w jego głowie kształtował się określony plan działania. Zamiast tego, utkwił przepełnione zdenerwowaniem spojrzenie w swoim towarzyszu. przeszywając go nim na wskroś.
  — Bardzo żałuję, że tak się nie stało. Może bez ręki nauczyłby się trochę pokory — mruknął pod nosem, z premedytacją ignorując drugą część wypowiedzi mężczyzny, bo rozbrzmiewająca w radiu piosenka nie rozbudziła w lekarzu zainteresowania, chociaż być może poczuł delikatne ukłucie w piersi w charakterze nostalgii. I chyba ją znał, a przynajmniej tak mu się wydawało.
  Schował skalpel, po czym zszedł z łóżka, czując ból kręgosłupa, do którego wbiły się wszystkie sprężyny. Podczas serii tych czynności, członek gangu znów zaszczycił go jednym ze swoich komentarzy. Na ustach medyka ukształtował się krzywy uśmiech i zdecydował, że nie będzie przebierał w słownictwie, skoro jego towarzyszy się przed nim tym nie wzbraniał.
  — Zobaczymy czy będziesz taki rozgadany, gdy przyjdzie ci skorzystać z moich usług medycznych — rzucił, obiecując sobie w duchu, że ulokuje go na czele jego czarnej listy i zemścić się za to, że niemal doprowadzono go do stanu zawałowego.
  Przemierzając klatkę schodową, odkrył, że przesiąkł na wylot nieprzyjemną wonią, którą cuchną materac - mieszanina potu, kurzy i stęchlizny przeległa do niego jak guma do podeszwy buta. Wzdrygnął się, ale nie skomentował tego w żaden sposób, skrycie marząc o jakiejkolwiek formie kąpieli. Ot, szedł tuż za drugim posiadaczem żółtej chusty, myśląc nad przebiegem roxmowy z informatorem, acz sam nie miał najmniejszego zamiaru zabierać głosu; takowe zadanie spoczywało na barkach idącego przodem mężczyzny, który był o wiele bardziej towarzyski i rozmowny niż lekarz. Idąc po skrzypiących pod ciężarem ciał schodach, patrzył pod nogi, by się nie poślizgnąć (niestabilna w swojej konstrukcji balustrada, nie sprawiająca wrażenia bezpieczniej, nie wzbudzała zaufania) i nie wylądować na masywnych plecach, całościowo zasłaniających mu widok na znajdujące się w dole pomieszczenie i wcale nie żałował, bowiem szare ściany i wiekowe meble nie stanowiły atrakcyjnej kompozycji, mogącej cieszyć oko kogoś, kto niegdyś nawykł do wygody.
  Po tym, jak znaleźli się w wypełnionej odorem dymu i taniego alkoholu sali, odczuł ulgę. Nie tylko dlatego, że nie skręcił sobie nogi, ale głównie dlatego, że nie pojawiła się u niego chęć skosztowania trunku wysokoprocentowego po wdychaniu woni takowego, co pozwoliło mu zachować jasność umysłu. Omiótł lokal uważnym, ale jednoczenie dyskretnym spojrzeniem, nadal trzymając się blisko Fausta. Pozwolił mu mówić, a sam tylko obserwował i nasłuchiwał, ale pierwsze wrażenie nie zmieniło się ani trochę, a jedynie umocniło Bernardyna we wcześniejszym przekonaniu, że lepiej jak najszybciej się stąd ulotnić, zanim pojawią się nieciekawe w skutkach komplikacje. Niemniej jednak nie dał po sobie poznać żadnych emocji, a na jego twarz zakradła się subtelna ekspresja dopiero wtedy, gdy mężczyzna zawołał na całe gardło osobę, z którą przyszli tutaj porozmawiać, ale najwyraźniej takowej się nie śpieszyło, by im wyjść na spotkanie.
  — Nie jestem głodny — odpowiedział w ramach odmowy, podtrzymując kontakt wzrokowy z olbrzymem w celach zaakcentowania swojego stanowiska w tej sprawie i jednocześnie by mu się odwdzięczyć z nawiązką za uporczywe wpatrywanie się. I nie kłamał. Nie był głodny. Miał w torbie skromną ilość prowiantów, ale spożyje go, gdy opuszczą wnętrze tego obskurnego budynku. Fetor unoszący się w pomieszczeniu odbierał mu apetyt.
  Pozwolił sobie na dokonaniu wyboru miejsca. Wybrał stoli, który był najbardziej oddalony od przebywający tam osób i usiadł na jednym z krzeseł, testując jego wytrzymałość, bo nie wydawało się Jekyllowi zbyt trwałe. Jęknąło pod jego ciężarem, ale nie zapadło się pod nim. Na całe szczęście. Kolejny sukces tego dnia na jego koncie. Tylko czekał aż opuści go szczęście.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 23:22  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Faust spoglądnął za odchodzącym Jekyllem i wywrócił oczami — gdy ten już na niego nie spoglądał (był święcie przekonany jak się to skończy, więc wolał nie ryzykować).
  — Jeśli masz choć parę kromek chleba, to chętnie je przygarnę — mówił, a jego głos dla Jekylla stawał się coraz bardziej stłumiony. Kiedy blondyn usiadł przy stole i przekonał się, że byle krzesło nie jest tu zwyczajną pułapką, dołączył do niego szatyn z pięcioma kanapkami w dłoni — wszystkie rozłożył na brudnym, poplamionym stole.
  — Nadal jesteś markotny, a sądziłem, że sen dobrze ci zrobi. Nawet z medycznego punktu widzenia powinno to pomóc. — Uniósł podejrzliwie brew sięgając po jedną z kanapek i wgryzając się w nią intensywnie. Przeżuwał w ustach kawałek mówiąc: — Bierz i nie zgrywaj twardziela. Nic nie jadłeś, a mamy żarcie za darmo. Czeka nas jeszcze trochę drogi. Kto wie gdzie się podziewa Oren.
  W knajpie trwała względna cisza. Każdy zajęty był swoimi sprawami. Olbrzym zniknął im z pola widzenia, najpewniej ruszył na zaplecze, ale kto wie w jakim celu. Nie minęła jednak chwila jak drzwi do sali otworzyły się, głośne tubalne kroki rozniosły się po klitce zmniejszając odległość między barem, a stolikiem przy którym zasiedli.
  — A, więc to wy? — niski charkliwy głos uderzył ich w uszy, jakby należał do jakiejś starej maszyny, aniżeli do człowieka. Facet jaki zatrzymał się przed ich stolikiem miał długą brodę zaplecioną w cienki warkoczyk oraz małe oczy osadzone głęboko w czaszce. Na głowie spoczywała zimowa czapka, która osłaniała jego wypłowiałe włosy. Zapach jaki ze sobą przywiódł przypominał starą, zwierzęcą skórę — i z pewnością miało to dużo wspólnego z jego ubiorem. Każda część musiała być oprawiona ze żyjących tu stworzeń. Przy pasie znajdowała się manierka z wodą, a na plecach mignął Jekyllowi błysk zadbanej, solidnej kuszy. — Szukacie Orena i przyszliście po informacje? Nie sądziłem, że dojdziecie tu tak szybko, moje najszczersze wyrazy przeprosin — skłonił głowę z uśmiechem czającym się na ustach.
  Kenny wysunął sobie krzesło, a manierka przy jego pasku poruszyła się niespokojnie. Kiedy usiadł na krześle, ta odpięła się i upadła ze szczękiem na ziemię tuż przy blondynie i rozlewając zawartość na podłoże i na jego buty.
  — Cholera — jęknął schylając się po puste opakowanie i westchnął z emfazą zakręcając zakrętkę. Spoglądnął na nich uważnie. Faust wciąż miał zapachnie policzki i przez moment wyglądał jakby aparycja tego człowieka nieco go zaskoczyła i przeraziła; mielił żarcie nieco wolniej. — Widziałem Orena z tydzień temu. Był to ostatni raz, kiedy zagościł do mnie na piwo. Nigdy nie mówił nic o swoich planach, ani o tym co go tu w ogóle przywiało, ale był w porządku. Z początku. Z czasem zauważyłem różnicę w jego wyglądzie i zachowaniu. Każdego dnia wyglądał coraz gorzej. Podkrążone oczy, jakby nie sypiał tygodniami. Zauważyłem też ślady na jego szyi. Jak po igle. Czasem się zawieszał i trzeba było powtarzać do niego kilka razy, aby mógł odpowiedzieć na zadane pytanie.
  Kenny opadł dłonie o blat i zamyślił się, jakby próbował powrócić do tej wizji kolejny raz.
  — Kiedy zniknął uznałem, że w końcu opuścił tę dziurę, ale odezwał się Kuper i resztę już pewnie sami znacie — zawiesił głos i spojrzał po ich obojgu, nieco zniżając głos. — Oren kiedyś mówił mi o jakimś człowieku. Pomyślałem, że jego ksywa wam się przyda, bo może gość okazać się istotny. Naoi — przeciągnął marszcząc gęste brwi. — Chyba tak to szło. Trochę jak Noah z biblii — tak przynajmniej mi się skojarzyło. W każdym razie prawdopodobnie gość kręci się gdzieś w okolicy i ma swoją miejscówkę gdzieś na zachód stąd. Wspominał, że człowiek się ustawił i mieszka w bunkrze otoczony sucha roślinnością. Nazwał to miejsce osobliwym punktem. Zakładam, że może znajdować się gdzieś w starym zagajniku. W tych okolicach rośnie tylko jeden.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 01.11
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.18 20:28  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Wzrok, wcześniej błądzący po wolnej przestrzeni, spoczął na znajomej twarzy Psa - był trochę drwiący, trochę podirytowany, ale miał jasny przekaz. Mówił: Co ty wiesz o medycynie?.
  — Medyczny punkt widzenia nie ma wpływ na mój charakter, do którego powinieneś już przywyknąć — zauważył oschłym tonem, bo w zasadzie dopóki nie wrócą do kryjówki, dopóty nie miał najmniejszego zamiaru wykrzesać z siebie chociażby śladowej ilości entuzjazmu. Miał wrażenie, że radość (z życia) całkowicie z niego wyparowała, ale czego można było się spodziewać po kimś, kto musiał użerać się z szarą rzeczywistości od ponad tysiąca lat? Osobiście uważał, że miał prawo taki być - zgorzkniały, pozbawiony chęci. — Jeśli nie podoba ci się moje nastawienie i liczyłeś na coś bardziej, powiedziemy, energetycznego, bardziej gadatliwego, to trafiłeś pod zły adres. — Obdarzył chleb podejrzliwym spojrzeniem, ale nie rzekł na jego temat ani pojedynczego słowa, chociaż nie jedno z nich cisnęło mu się na usta, bowiem był świecie przekonany, że w tych kromkach mogła znajdować się trucizna.
  Nie tknął posiłku nawet palcami, za to patrzył, jak towarzyszy konsumuje go kęs po kęsie, udając, że mu smakuje, chociaż przyzwyczajenie w tej materii robiło swoje. Najprawdopodobniej każdemu, kto spędził na Desperacji chociażby jeden miesiąc, przechodziło grymaszenie i spożywał wszystko, co napatoczyło się pod rękę. Bernardyna też miał ochotę skosztować przynajmniej jedną pajdę, bo od wczoraj nie miał nic w żołądku, ale zdrowy rozsądek skutecznie go przed tym ochraniał, podpowiadając najgorsze z możliwych scenariusz.
  — Jak cię czujesz? —  wypalił, by utwierdzić się co do swoich podejrzeń, gdyż nie wychwycił na twarzy swojego towarzysza żadnych zmian, oprócz kilku okruszków w kącikach warg, ale to jeszcze nic nie znaczyło. Działanie trucizny mogło uaktywnić się po czasie.  
  — A, więc to wy?
  Zielone oczy spoczęły na właścicielu charkliwego głosu. Lekarz zmierzył obcą sylwetkę od stóp do głów, ale zamiast krótkiego Owszem, to my. Spodziewałeś się kogoś innego?, przytaknął krótkim siknięciem głowy, czekając aż mężczyzna uraczy ich opowieścią o (zdrajcy) posiadaczu żółtej chusty, który aktualnej zerwał się z łańcucha i przepadł jak kamień w wodę. I nie utrwało nawet kilku sekund, a Kenny naprawdę puścił parę z ust, mimo iż Bernardyn nie przepuszczał, że przyjdzie mu z taką łatwością. Uważał bowiem, że będzie próbował zamydlić im oczy lub dać jasno do zrozumienia, że nie wyda swojego kumpla, ale najwyraźniej zniknięcia Orena też nie przypadło mu do gustu, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Równie dobrze mógł blefować i liczyć na to, że dwójka Psów wpadnie w pułapkę, a taka opcja też wchodziła w grę.
  Bernardyn rzucił ukradkowe (ponaglające) spojrzenie Faustowi, przez chwilę czekając, aż ten zabierze głos, ale najwidoczniej przybrał sobie do serca powiedzenia jak pies je, to nie szczeka, dlatego lekarz wyręczył go z tego obowiązku.
  — Możesz powiedzieć nam coś więcej o tym Naoiu? Widziałeś go kiedyś? Albo obiły ci się o uszy jakieś plotki na jego temat? — zapytał, ale spodziewał się co usłyszy w ramach odpowiedzi.  — I z łaski swojej, powiedz nam, gdzie leży ten zagajnik. Oszczędzi nam to trochę czasu — dodał, bo wszystko wskazywało na to, że to będzie ich kolejny punkt podróży,  co wcale Jekyllowi nie przypadło do gustu. Wolał usłyszeć, że Oren nie żyje albo coś w tym stylu, zwłaszcza że okolica, w której się znajdowali, nie dość, że nie przypadła mu do gustu, to jeszcze miał o niej wątpliwe pojęcie. Był tutaj może dwa razy w życiu i za każdym razem robił wszystko, by jak najszybciej się stąd ulotnić, ale najwyraźniej ich zaginiony towarzysz posiadał odmienne zdanie od doktora. Z jakiego powodu sobie ją upodobał, a oni musieli chcąc czy nie chcąc odkryć ten powód, by go odnaleźć. Niewdzięczna robota.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.18 22:07  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Kenny splótł dłonie i oparł owłosioną brodę na palcach patrząc na Jekylla, który zdecydował się podjąć z nim rozmowę.
  — Naol jest dla mnie kompletnie obcy. W życiu go nie widziałem, choć Oren kilkukrotnie wspominał, że uraczył mu miejsca do spania. Zaskoczyło mnie to, bo wcześniej sypiał tutaj. Nie musiał nawet płacić. Szybko załapaliśmy ze sobą wspólny język, a i on miał gadane, więc idealnie sprawdzał się w roli ochroniarza, który od czasu do czasu łapał za kark awanturnika i wygłaszał wiązankę suchych słów. — Odchrząknął i oblizał usta. — Jak mówiłem sprawy zaczęły się komplikować po kilkunastu tygodniach. Wracał późno, unikał kontaktu wzrokowego — uciął i przez długa chwilę milczał przenosząc wzrok na brudne okno — nie było myte od miesięcy. — Mam dziwne wrażenie, że dzieje się w tym miejscu coś dziwnego. Trudno mi to sprecyzować, bo nie doświadczyłem niczego, co mogłoby mnie zaniepokoić, ale ludzie, którzy się tu pojawiają, oni nie są tacy jak wcześniej. — Tu popatrzał na Bernardyna. W szarych oczach Kenny’ego wyrodziło się przerażenie, które tylko na krótką chwilę wypłynęło na beznadzieje światło dzienne.
  Faust zerkał to na brodacza to na lisa, z miną jakby faktycznie podana w bułkach trucizna miała za moment zadusić go na śmierć.
  — Zagajnik nie znajduje się daleko. Jeśli wyjdziecie z tego budynku i skierujecie się na prawo zobaczycie jego zakręcone gałęzie. Jeśli czegoś się dowiecie zgłoście się do mnie. Możecie potrzebować pomocy.
  DOGS wytarł usta rękawem i potaknął — w tym też momencie Kenny uniósł tyłek z krzesła i zagórował nad nim wzrostem.
  — Miejcie oczy szeroko otwarte — dodał enigmatycznie, jakby dawał im świętą wskazówkę i obrócił się odchodząc w stronę baru, aby następnie zniknąć na zapleczu z którego wcześniej wyszedł.
  — Czuje się wyśmienicie jak widzisz. — Rozłożył na boki ręce i parsknął. — Żałuj, bo były wyśmienicie desperackie.
  Po chwili jednak spoważniał i spoglądnął na to samo okno, w które wcześniej wgapiał się brodacz.
  — Powinniśmy ruszać póki jest jasno. Nie wiem czy chodzenie po ciemku ułatwi nam zadanie — uniósł brew, aby skonfrontować się ze suchym wzrokiem Jekylla. Po chwili wstał i rozprostował mięsnie. Poszukiwania mogli rozpocząć w każdej możliwej chwili, ale może nie powinni zwlekać?
  — Sądzisz, że ten cały Naol byłby na tyle przekonywujący, alby namieszać Orenowi w głowie? Wychodzi na to, że nie znali się zbyt długo, a już mieli zamieszkać razem? — zaśmiał się kręcąc głową. — Może szukamy jego niedoszłego zazdrosnego kochanka?


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 05.11
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.18 23:58  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Kolejne słowa Kenny'ego bynajmniej nie sprawiły, że lis odczuł ulgę. Siedział i słuchał. Miał wrażenie, że sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, jednakże powstrzymał się przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Tak samo, jak nie miał zamiaru cieszy się z tego, że Faustowi nic nie było po chlebie. Niektóre trucizny działały z opóźnieniem. W najgorszym przypadku chirurg będzie zdany na samego siebie. Zresztą jak zawsze. Już dawno przybrał sobie do mnie maksymę umiesz liczyć, liczyć na siebie i w chwili obecnej nie przewidywał żadnych ustępstw od tej reguły, ale jednocześnie ucieszył się, że Faust też poczuł potrzebę ewakuacji.
  — No to chodźmy — powiedział tylko, bo nie potrzebował ku temu dodatkowej zachęty. Zależało mu na tym, by jak najszybciej  rozwikłać zagadkę nieobecności jednego z członków bandy, do której należeli. Poza tym nie miał ochoty spędzać kolejnej nocy w tej spelunie. I tak miał wrażenie, że każdy skrawek jego ciała przesiąkł jej odorem.
  Wstał i udał się w kierunku wyjścia, zanim jego kompan ponownie otworzył usta, gdy to zrobił na twarz Jekylla wstąpił zarys irytacji. Otóż nie podobało mu się to, że mężczyzna poddał się wodzom fantazji i wymyślał teorię spiskowe, w których chciał wybielić zaginionego przy użyciu nawet bardziej nieprawdopodobnych argumentów.
  — Czyżby? Jak dobrze go znasz? Jesteś w stanie poświadczyć o jego niewinności? Dasz sobie z nią amputować rękę? — zapytał, naciskając na klamkę. To nie czas na sentymenty – musieli działać sprawnie i podejmować decyzje na chłodno. Miał intuicyjne wrażenie, że jego towarzysz nie będzie w stanie wykrzesać sobie rozsądku, kiedy już napotkają ich pobratymca, więc to lis musiał zadbać o to, by sprowadzić go na ziemię. — Nie zaprzątaj sobie głowy jego motywacją. Osąd takowych spoczywa na barkach Wilczura. Nas interesuje tylko jedno, a mianowicie to, w jakim stanie go zastaniemy. — Pchnął drzwi; zajęczały na pożartych przez rdze zawiasach, ale - o dziwo - otworzyły się bez trudu. Bernardyn z wymalowaną na twarzy ulgą odetchnął świeżym powietrzem, gdy tylko znalazł się na zewnątrz.
  Nie wiele mógł powiedzieć o Orenia, a Naola w ogóle nie znał, więc nie miał pojęcia czym kierował się jeden i drugi, podejmując taką, a nie inną decyzje. Równie dobrze Pies mógł już nie żyć; opcji było mnóstwo i każda wydawała się prawdopodobna, stąd też nie miał zamiaru snuć żadnych przypuszczeń. Liczył się fakty, które sugerowały, że Oren ukrywa się w zagajniku.
  Jekyll - zgodnie z instrukcjami Kenny'ego - odbił w prawo. Chciał załatwić to jak najszybciej.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.18 1:14  •  Ring [Jekyll] Empty Re: Ring [Jekyll]
Kiedy tylko Faust wyszedł na budzącą się do życia Desperację, zostawiając stęchły zapach knajpy za sobą, spoglądnął na Jekylla z nieco skonsternowaną miną.
  — Spokojnie tylko żartowałem — uniósł dłonie na wysokość barków w obronnym geście, jakby lis mierzył do jego klatki piersiowej z shotguna. — Po prostu sprawdźmy to miejsce i miejmy to z głowy.
  Rozbawienie z jego twarzy zniknęło, niemal spełzło jak zarzucona delikatna tkanina. Najwidoczniej wolał bezpiecznie przystanąć na jego warunki — Jekyll swą powagą i jadowitym tonem był w stanie zabijać. Sam po części chciał już znać rozstrzygnięcie tej zagadki i wrócić do swojej budy.
  Droga, ciągnąca się przy budynkach była zabrudzona wieloma śmieciami. Pod ich stopami walały się między innymi puste puszki, kawałki materiałów i kości, które wyglądały na zwierzęce szczątki. Kilkoro wymordowanych rozmawiało zawzięcie gaworząc o jakiś ściśle nieokreślonych sprawach. Kiedy przechodzili obok tej grupki trzymany na smyczy pies poderwał się i zaszczekał na blondyna, jakby wyczuwając w nim zwierzę.
  — Chyba mówił o tym — oczy Fausta zmrużyły się. Przed ich twarzą gdzieś za nierównymi pozostałościami po budynkach wyglądał leniwie szary zagajnik. Znajdował się on jednak kawałek od nich — co oznaczało, że musieli ominąć jeszcze kilkumetrowe ruiny po wieżowcach, jakie kiedyś musiały składać się na wielkie monumentalne struktury. Zagajnik wydawał się być częścią tej społeczności, sękate gałęzie obejmowały destrukcyjny krajobraz — przywiewał na myśl powoli rozrastającego się martwego lasu, który z każdym rokiem przesuwał się bliżej miasta i oblegał ściany.  Cala okolica wydawała się należeć do niego. W tej części nie było słychać już rozmów, nie było widać ani martwego truchła. Dokładnie jakby wkroczyli na kompletnie inną planetę, tą mroczną, skąpaną w destrukcji i samozniszczeniu.
  Faust zatrzymał się przy ruinach miasta i spoglądnął przed siebie — prosto głąb drzew, których konary ujawniały wejście do swojej posiadłości niczym jak brama do raju. Nie były jednak rajem. Ich nieżyjące ramiona sięgały ziemi gubiąc swoje piękno. Reszta roślinnych braci otulała zdezelowane budynki wykruszając cegły kawałek po kawałku — nawet nie patrząc w mrok oboje mogli mieć pewność, że ten zagajnik, z przebytym metrem, musiał przeradzać się w pokaźnych rozmiarów las.
  Faust spoglądnął na swojego kompana i ponownie stawił czoło nieznanemu, które zachęcająco wołało ich do swego chłodnego wnętrza.
  — Mam tylko nadzieję, że to nie jest żadna podpucha. Mogę ruszyć pierwszy, mam ze sobą światło. W końcu na coś się przyda — rzucił i jakby lis miał o tym zapomnieć ukazał mu powstającą w dłoni małą świetlaną kulkę — ta uniosła się  powoli i zawirowała przy jego głowie jak towarzyszący motyl. Faust był wymordowanym z paroma asami w rękawie, ten nie był jedynym.
  — No to w drogę.
&emsp Uśmiechnął się na swój charakterystyczny sposób i wkroczył w las. Ten nie był jakoś specjalnie wyjątkowy. Oprócz wystających zewsząd konarów i korzeni, miał w sobie również większą część pokrytych ziemią ruin budynków.
  Faust niespodziewanie wyciągnął broń, miał wsuniętego za paskiem Walthera. Wydawało się, że wolał mieć go przy sobie, tak na wszelki wypadek. Dopiero po kilkunastu minutach ciągłej drogi zatrzymał się gwałtownie i wystawił rękę w bok, blokując Jekylla.
  — Shhh…
  Spoglądnął na blondyna mamrocząc pod nosem.
  — Widziałem tam kogoś.
  Jego szare tęczówki w niesamowitym mroku, jaki tu panował (nawet za dnia) skierowały się w kierunku niewielkiego pagórka otoczonego zewsząd gęstymi zaschniętymi kniejami.
  — Ktoś tam schodził — kontynuował szeptem unosząc broń w pogotowiu.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 18.11
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach