Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Jekyll nie pogłębiał wcześniej poruszonego przez Renarda tematu, przez wzgląd na to, że faktycznie uważał, że chłopak może nie poradzić sobie ze swoim nieokrzesanym temperamentem. Jednak czuł w kościach, że jego kompan poważnie rozważał możliwość startowania na studia tego typu, więc nie chciał po raz kolejny nadepnąć mu odcisk, ani też studzić jego zapału. Zresztą, jeśli podejmie ku temu odpowiednie kroki, lekarzowi nie pozostanie nic innego, jak trzymać za niego kciuki. Poza tym przez wzgląd na staż ich znajomości wiedział, że jakakolwiek próba nakłonienia go do zmiany decyzji nie przyniesie pożądanego rezultatu.
  — Mówiłem, że nie jestem odpowiednią osobą do wygłoszenia opinii tego typu — stwierdził, dostrzegając, że wcześniejszy zapał towarzyszący pixie, całkowicie z niego opadł. Pewnie pomyślał: Przecież ten człowiek nie lubi zwierząt, więc po co w ogóle zadałem mu te pytanie?, ale w gruncie rzeczy Jekyll nie potrafił określić swojego stosunku do czworonogów. Oprócz gryzoni wykorzystywanych do celów eksperymentalnych, nie miał z takowymi regularnej styczności, więc trudno było mu orzec, co wobec nich czuł. Na pewno nie pochwalał hodowli futerkowców na futra i inne elementy odzieży, acz akurat ten światopogląd wszczepiła w niego siostra – gorliwa obrończyni praw zwierząt.
  — Jasne, nie będę cię nakłaniał do porannej pobudki, ale jeśli poczujesz się gorzej, daj mi znać. Spróbuję temu zaradzić — rzekł, zerkając w nań kierunku, choć miał mieszane uczucia, co do jego obecnego stanu. Nigdy nie widział Rhetta aż tak zmęczonego. Zwykle tryskał energię i szczerze powiedziawszy wątpił, że byle osłabienie było w stanie rozłożyć go na łopatki. Podłoże takowego mogła wobec tego mieć całkiem inne źródło.
  Gdy padło ciche dobranoc, przeniósł wzrok na ekran. Wcześniej oglądany przez niego serial się skończył, więc wyłączył TV, a potem skierował się ku łazience, aby doprowadzić się do stanu używalności, co w gruncie rzeczy nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Po powrocie sam położył się do łóżka, acz nie miał zamiaru kłaść się spać. Zegar wskazywał kilka minut po siódmej, więc było jeszcze na to zdecydowanie za wcześnie, mimo fałszywej ciemności za oknem uwarunkowanej przez pogodę.
  Zaświecił lampkę i ujął w palce książkę, zastanawiając się, czy Marshall zasnął. Gdy przechodził wcześniej obok jego łóżka, miał zamknięte oczy. Nawet  chciał podejść i sprawdzić mu gorączkę, ale powstrzymał się od tego zamiaru.
  — Zasnąłeś? —  zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. W zasadzie nie miałby nic przeciwko, gdyby takowa nie padła. Chłopak naprawdę potrzebował kilku godzin głębokiego, spokojnego snu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Nie zasnął, ale doskonale wiedział co robić, by sprawiać wrażenie pogrążonego we śnie. W końcu przerabiał to z Rose milion razy. Znał sztukę regulacji oddechu i zachowanie mięśni twarzy podczas snu. Z takim arsenałem był w stanie wykiwać dosłownie każdego, nawet wprawionego medyka.
 — Zasnąłeś?
Oczywiście, że nie, nasuwało się na usta.
 Mimo pokusy nie drgnął nawet o milimetr. Oczy miał wciąż zamknięte, oddech równomierny. Nudził się już niemiłosiernie, a kliknięcie lampki przy łóżku sprawiło, że miał ogromną ochotę wznieść ślepia ku niebu i wydać z siebie nieartykułowany dźwięk. Czy Kyle nigdy nie spał? Wstawał skoro świt i jeszcze kładł się późno. Marshall wysnuwał te oskarżenia dość pochopnie, wszak nie miał pojęcia, która akurat była godzina. Nie zmieniało to jednak faktu, że prawie zgrzytał zębami.
 Kolejnych kilka godzin spędził na lawirowaniu myślami od jednego tematu do drugiego. Czasami, bardzo rzadko, świadomość odlatywała gdzieś na skraj i gdy już myślał, że nieoczekiwanie uda się uciec w krainę słów, najmniejszy szmer zrzucał go znów na ziemię, stawiając wszystkie zmysły w najwyższej gotowości.
 1 w nocy była godziną przełomową. Najciszej, jak tylko potrafił — a w tej kwestii nigdy nie brakowało mu umiejętności, był jak cholerny, uliczny kot — wstał z łóżka, ubrał się i wymknął przez drzwi.
 Ciężko powiedzieć, na czym spędził czas swojej nieobecności. Park był równie cichy co poprzedniej nocy. Żadnych krzyków, alarmów, kompletnie nic. Pusta cisza charakterystyczna dla nocy.
 Dzieciak dołożył wszelkich starań, by wrócić przed czasem pobudki Kyle'a. Nie był pewien, o której porannej godzinie pojawił się znów w spokoju, ale jedno spojrzenia na twarz mężczyzny wystarczyło, by wiedział, że chirurg wciąż spał. Everett — nie mając zamiaru wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń — ułożył wszystko tak, jak zostawił poprzedniego dnia. Przebrał się nawet znów w piżamę i wsunął pod pościel. Zasnął niemal od razu.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie doczekawszy się odpowiedzi ze strony młodzieńca, założył optymistycznie, że faktycznie zanurzył się w objęciach Morfeusza. Co prawda przyszła mu do głowy myśl, że milczenie było celowym zabiegiem, ale w zasadzie nie miał zamiaru w to ingerować i przeszkadzać mu w odpoczynku. Ot, skupił się na treści trzymanej w dłoni książkę. Po przeczytaniu trzech rozdziałów, zgasił światło i położył się spać, uprzednio sprawdzając godzinę na wyświetlaczu komórki. Było przed dziesiątą. Chciał kliknąć na ikonę budzika, by go nastawić na wczesną porę, ale po chwili się rozmyślił. Odłożył telefon i zanurzył twarz w poduszce. Proces zasypiania w jego przypadku zawsze chwilę spał, więc zmorzył go sen mniej więcej po trzydziestu minutach. Nie był świadomy tego, że Rhett o pierwszej w nocy opuścił pokoju, mimo iż o 1:30 obudził się w celu skorzystania z toalety, jednak w trakcie powrotu do łóżka, nie dojrzał, że mebel obok był pusty.
  Po powrocie zasnął, gdy tylko jego głowa napotkała poduszkę i obudził się przed ósmą, mimo iż pierwszy raz w historii swojego dorosłego życia napotkał wyraźny upór przed opuszczaniem posłania. Przewracał się z boku na boku, ale nie mógł już zasnąć. Z rezygnacją poszedł do łazienki, wziął poranną toaletę i, zauważając, że Renard nadal śpij, zgodnie z obietnicą, nie obudził go. Pozostawił mu krótką informację, że wróci przed 10:00, po czym zszedł na dół, a w zasadzie to zjechał przy pomocy windy. Wszedł do kawiarni przy hotelu i poprosił o kawę. Pijąc ją, na powrót pogrążył się w lekturze medycznej, jednakże nadeszło wrażenie, że czuje obce spojrzenie na swoim karku. W pewnym momencie oderwał wzrok o niewielkiej czcionki i podążył za jego źródłem, ale nie dojrzał nikogo podejrzanego (w zasadzie oprócz kilku osób, kawiarnia była opustoszała), więc wrócił wcześniej wykonywanej czynności. Po opróżnieniu dwóch kubków kawy, wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się po niemal pustym podwórzu i przeszedł się kawałek, by rozprostować kości. Uświadomiwszy sobie, że znajduje się nieopodal inkubatorium, zrobił tył zwrot. Nie miał ochoty zerkać znowu w tamto miejsce, jakby w obawie, że napotka tam tego mężczyznę, choć niewątpliwie był spragniony wiedzy, którą mogliby mu dostarczyć tamtejsi pracownicy.
  Gdy znudził mu się spacer, usiadł na ławce i spojrzał w niebo. Było błękitne, bez żadnej chmurki, czy też skazy, słońce wznosiło się nad nim coraz wyżej. Najwyraźniej okropna pogoda zniknęła wraz z poprzednim dniem.
  W trakcie powrotu do hotelu znowu pojawiło się to irytujące odczucie, ale tym razem całkowicie go zignorował. Zastanawiał się, czy Marshall był już na nogach. Wiedział, że chłopak był w stanie przespać cały dzień tylko po to, by wieść aktywne życie nocą, jednak w wszelkie atrakcje oferowane przez wyspę były czynny jedynie przez dzień, wobec tego miał nadzieję, że wziął to pod uwagę.
  Wchodząc do pokoju, jego spojrzenie nieomal natychmiast napotkało posłanie Rhetta. Zastanawiał się, czy powinien go obudzić, jeśli nadal będzie przyklejony do poduszki.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Obudził się dość późno, a jednocześnie zdecydowanie za wcześnie, bo i nie z własnej woli. Wpierw skrzypnięcie drzwi, później stawiane kroki — młodzieniec drgnął niechętnie, mimowolnie reagując na atak porannych dźwięków.
 Podnosząc się do siadu od razu uniósł rękę do twarzy, przecierając pięścią zaspane oczy. Absolutnie nie dał po sobie poznać, że czuł się tragicznie. Znacznie gorzej niż wczorajszego wieczora. Gdy trzeba było, odznaczał się grą aktorską godną medalu. Kim teraz był, jak nie dzieciakiem, który liczył na leniwe leżenie w łóżku do południa co najmniej?
 — Kyllie? Dawno wstałeś? — mruknął w przestrzeń. Nie patrzył w kierunku mężczyzny, ale również nie podejrzewał, by to ktoś inny miał się nagle znaleźć w ich pokoju. Najwyraźniej zmęczenie znacznie osłabiało jego systemy obronne.
 W oczekiwaniu na odpowiedź rozpoczął podstawowe, poranne czynności. Dopiero znikając za uchylonymi drzwiami łazienki pozwolił sobie na chwiejny krok i przemknięcie dłońmi po twarzy.
 Z pomieszczenia wyszedł w pełni ubrany (poprzecierane na kolanach, przylegające spodnie i t-shirt z logiem jakiegoś zespołu, wszystko w kolorze czerni) i z charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Wyszczerzył do chirurga zęby.
 — Oddam życie za kawę, więc jeśli nie jadłeś jeszcze śniadania, to dobrze się składa. A jeśli jadłeś... to proszę, chodźmy po kawę — dłonie plasnęły, gdy składał jej jedna do drugiej w modlitewnym geście.
 Wychodząc z pokoju, nie omieszkał zarzucić towarzysza propozycjami różnych pamiątek. Myśląc głównie o bratanku medyka, opowiadał o pluszakach, grach i innych pierdołach, które mogłyby zainteresować raczej mało rozumne stworzenie, jakim było to dziecko. Marshall nie wiązał zbyt wielkich nadziei z inteligencją szczyla.
 Po odebraniu upragnionego kubka kawy z odrobiną mleka i cukru przysiadł na ławeczce na zewnątrz restauracji. Nie zamówił żadnego śniadania. Sam zapach jedzenia sprawiał, że żołądek wywracał się dnem do góry, więc Everett skapitulował już na starcie.
 — Ile on ma w ogóle lat? Ten dzieciak twojej siostry? — mruknął nagle. — Bo jeśli niewiele, to w sumie gry odpadają... zostańmy przy pluszakach.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co prawda ciało Rhetta nadal leżało bezruchu na łóżku, ale najwyraźniej pod wpływem otwierania drzwi i skrzypienia paneli podłogowych pod ciężarem ciała medyka poderwał się ze snu. Na całe szczęście. Lekarz naprawdę nie chciał szarpać go za ramiona, czy zrywać z niego kołdry, by go obudzić. Może powinien mu powiedzieć coś w stylu: nie śpiesz się, sklep z pamiątkami na nim nie ucieknie, a wybieg dla raportów jest otwarty dopiero po 16:00, ale ostatecznie Marshall nie był świadkiem tych słów. Jekyll mniej więcej wiedział, co oznaczały dla niego słowa „nie śpiesz się”.
  — Przecież wiesz, że wstaje skoro świt i nie potrafię przeprogramować swojego organizmu, chyba, że akurat wracam do domu po nocnym dyżurze, ale to trochę inne kwestia — stwierdził, choć w zasadzie i tak spał o godzinę dłużej niż zazwyczaj, przez co czuł lekkie wyrzutu sumienia. Miał bowiem wrażenie, że nagiął jedną z fundamentalnych zasad swojej egzystencji.
  W oczekiwaniu aż Rhett opuści łazienkę, uchylił okno, by wpuścić do dusznego pokoju odrobinę świeżego powietrza, chociaż tym razem nie delektował się widokiem na plac. Najprawdopodobniej nie miałby wczorajszej odwagi, by otworzyć balkon i zerknąć w dół; takowa całkowicie z niego wyparowała i nie dowierzał, że się na to zdobył. Po wykonaniu tej czynności, usiadł na łóżku, wyciągając z kieszeni komórkę.. Kilka nieodebranych połączeń sprawiło, że na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka i ostatecznie znowu schował telefon. Nie miał ochoty na rozmowy telefoniczne, a już na pewno nie z osoba, która usiłowała się z nim skontaktować od przeszło dwóch dni. Unikanie jej osoby weszło mu w nawyk i nie miał zamiaru z niego rezygnować na rzecz rujnowania komfortu psychicznego.
  — Jak cię dziś czujesz? — wypalił, gdy Marshall wyszedł z łazienki w komplecie świeżych ubrań.
  Zerknął na niego podejrzliwie. Miał wrażenie, że policzki chłopaka były lekko zaczerwienione, ale nie uraczył go żadnym komentarzem na ten temat, gdyż równie dobrze takowe przebarwienia mogły nastąpić po kontakcie skóry z ciepłą wodą i zniknąć bez śladu, gdy jej temperatury nieco spadnie. Przyglądał się przez chwilę swojemu współlokatorowi, nie dowierzając tej teorii. W gruncie rzeczy nie wyglądał zbyt dobrze, a przynajmniej tak wydawało się Jekyllowi, niemniej jednak póki co pozostawił zachować wynik swoich obserwacji dla siebie.
  — Jasne, nie mam nic przeciwko — odpowiedział tylko, nie wspominając Rhettowi, że wypił już dwa kubki kawy. Nic nie stało na przeszkodzi, by uraczył się kolejnym, choć miał świadomość, że tyle kofeiny w tak niewielkim odstępie czasowym nie było zbyt rozsądnym posunięciem, ale... raz mógł sobie na to pozwolić.
  Wstał z łóżka i poszedł w ślad za Renardem. Pomyślał przez chwilę, zanim zabrał głos w kwestii wieku szkraba siostry, choć w gruncie rzeczy był pewien tej liczby. Gorzej, jakby został zapytany o jego imię, bo szczerze powiedziawszy... nie pamiętał, a wolał nie dzwonić do siostry z zapytaniem Ej, jak nazywa się twój syn, bo prawdę powiedziawszy jego imię wyleciało mi z głowy. Na pewno byłaby zadowolona z takiego wyznania, mimo iż przynajmniej kilka razy do roku przypominało mu jak ma na imię, choć i tak ostatecznie Jekyll wołał na niego ty, hamując się przed użyciem słowa gówniarzu lub podobnych stwierdzeń.  
  — Trzy lata — udzielił mu szybkiej odpowiedzi. — I tak, gry zdecydowanie odpadają, bo ma tendencje wpychania wszystkiego do buzi — dodał. Nie  chciał mieć na sumieniu problemów zdrowotnych dzieciaka, jeśli połknie coś, co kupi mu w tym miejscu. Co prawda z reguły chowano przed nim drobne elementy, ale w tym przypadku wystarczyło tylko na chwilę spuścić z niego oko. Był żywym srebrem, dlatego też Halliwell nie lubił spędzać z nim czasu, bo nigdy nie sprawdzał się w roli jego opiekunki. Nie miał ręki do dzieci, a udawanie życzliwego w ich towarzystwie przychodziło mu z trudem. Cierpiał katuszę, gdy akurat podczas jego dyżurów na szpitalnym oddziale ratunkowym w charakterze pacjenta pojawiło się dziecko z poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Mdliło go od szeregu miłych słów, które musiał wówczas z siebie wyrzucać, a od sztucznego uśmiechu przyklejonego do ust bolały go mięśnie twarzy.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — Jak cię dziś czujesz?
 Uniósł jedynie kciuk w górę, nie do końca będąc w stanie zaufać zachrypniętemu głosowi. Kyle nie potrzebował wiele do całej listy podejrzeć i dzieciak nie miał zamiaru dawać mu ani jednego powodu do zmartwień. Nie sądził, by wygląd zdradzał go w jakikolwiek sposób, bo gdy ukradkiem dotknął policzka, nie wyczuł pod palcami rozgrzanej gorączką skóry. Z drugiej strony miał pełne prawo do pomyłki, gdyż w kwestii zdrowia był równie zielony co w sprawach sercowych.
 Mając w ręku odpowiedniej wielkości kubek kawy, poczuł się... żywszy. A przynajmniej odrobinę bardziej, niż był jeszcze kilka minut temu w hotelowym pokoju. Kolory co prawda nie miały absolutnie żadnego prawa wstąpić na wiecznie blade lico, aczkolwiek wisząca dookoła Everetta aura uległa znacznej poprawie.
 — Trzy lata.
 — Ah — mruknął wyraźnie niepocieszony. Wiek znacznie uszczuplał listę możliwości, choć Marshall nie był do końca pewien, czy to dobrze. Wszak szczyle potrafił być wybitnie wybredne. Upijając kolejną część kawy, przemknął palcami po wciąż odrobinę wilgotnych włosach.
 Spojrzeniem skakał po chodzących dookoła matkach — pora na ciąganie rozwrzeszczanych gówniarzy właśnie nastała. Z jednej strony Nocturne uznał ten czas za tragiczny i naraz pożałował wyjścia poza obręb pokoju. Z drugiej mogli wraz z Halliwellem rozeznać się w sytuacji i zobaczyć, na jaką grupę wiekową przypadały jakie upominki. Wzrok miał skupiony niczym polujący kot i to głównie dzięki temu analiza nie zajęła dłużej niż kilka minut.
 Westchnął.
 — Muszę powiedzieć, że to nie stwarza zbyt wielkiego pola do popisu — zakręcił kubkiem, przez co zawartość niebezpiecznie sięgnęła brzegu ścianki. Nie wylał jednak ani kropli, w porę zatrzymując nadgarstek. — Chyba pozostaje tylko pluszak. Mógłbym oczywiście sprawić ci pogadankę na temat każdej podobizny każdego gatunku i to zajęłoby nam pół dnia, ale jak sam pewnie podejrzewasz, nie mam zamiaru wysilać się dla trzylatka. Jemu zapewne również będzie obojętnym, czy dostanie t-rexa, czy pulchnego roślinożercę.
 Podniósł się z miejsca nadzwyczaj energicznie, aczkolwiek była to zasługa kawy, a nie drobnego zastrzyku sił, jaki otrzymał po wypiciu napoju. Ruszył ku licznym budkom z pamiątkami, nie szczędząc sobie wskazania towarzyszowi kilku najlepiej wyglądających — jego zdaniem — maskotek.
 Rozpierzchniętą na wszystkie strony uwagę dość szybko ściągnęła ku sobie biżuteria. Po wstępnym rozważeniu kilku za i przeciw doszedł do wniosku, że ta opcja prezentowała się najlepiej w przypadku Rose. Chwycił między palec wskazujący a kciuk drobny naszyjnik z zawieszką w formie zastygłej żywicy wyciosanej na kształt malutkiego kryształu. Wewnątrz widniała niewielka, lecz wprawiająca w zachwyt ważka. Mieniła się kolorami, jakich Marashall w życiu jeszcze nie widział.
 — Co myślisz, Kyllie?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem, ale nie wyrzekł nawet pojedynczego słowa. Wzruszył jedynie ramionami, decydując się na monitowanie stanu zdrowia chłopaka swoim czujnym spojrzeniem. Nie miał w zwyczaju demonstrować zbyt dużych pokładów troski. Wielokrotnie został oskarżony o brak takowej i nieszczególnie zależało mu na naprawie tego wizerunku.
  Pustka, której wcześniej towarzyszyła kompleksowi, została zapełniona przez turystów. Wielu z nich miało małe dzieci. Na ich widok zalążek uśmiech zniknął z ust doktora, ale zachował dyplomatyczne milczenia. Otóż nie chciał wracać wspomnieniami do przykrego incydentu, który miał miejsce kilka godzin po ich pojawieniu się na wyspie. Na szczęście pamiątka po nim zbladła już niemal całkowicie, choć z początku obawiał się, że proces gojenia potrwa nieco dłużej, biorąc pod uwagę ból, jaki towarzyszył uderzeniu.
  Poszedł za Rhettem, decydując się na kolejną kawę. Wypił ją dość szybko, nie zważając na to, że temperatura w kubku nie była zbyt łaskawa dla języka i gardła. W międzyczasie wysłuchał w milczeniu słów Marshalla i przytaknął, przyznając mu rację. Nie dość, że jego siostrzeniec nie był tego wart, to na dodatek lekarz nie miał ochoty wsłuchiwać się w monolog o prehistorycznych stworzeniach. Gdyby chciał pogłębić swą wiedzą tym zakresie, zaopatrzyłby się w pomoce naukowe na ten temat, bo w gruncie rzeczy był samoukiem.
   — Szczerze? — Brwi drgnęły ku górze, ale mimo to   podszedł do Rhetta i przyjrzał się trzymanej między palcami błyskotce. Musiał przyznać, że była ładna, a kolory, którymi się mieniły, wprawiały w krótkotrwały zachwyt nawet jego - osobę, uważając, że piękno tkwi w medycynie, a nie rzeczach przyziemnych w postaci chociażby biżuterii. — Myślę, że twoja opiekunka przede wszystkim cię za to skarci, ale... — pozwolił, aby na jego ustach pojawił się nikły uśmiech (nawet nie zadał sobie trudy, by wypowiedzieć jej imię) — w gruncie rzeczy będzie zadowolona, że jej coś przywieziesz — dodał, po czym oddalił się w kierunku pluszowych imitacji zmutowanych jaszczurek. Ujął jedną z nich i przyjrzał się jej w wnikliwie, szukając jakiekolwiek błędu fabrycznego w postaci odstającej nitki. Co prawda nie znał nazwy trzymanego w dłoni dinozaura, ale metka przyszła mu z pomocą. Po krótkim rozeznaniu się z maskotkami, wybrał jedną z nich bez konsultacji z Rhettem, który najwyraźniej nie był zbyt zainteresowany wyborem podarku dla trzylatka. Jekyll w tym aspekcie kierował się swoim gustem, poza tym nie miał zamiaru sterczeć w sklepikach przez cały dzień, stąd też podjął szybką decyzję. Po opłacaniu przedmioty, stanął na uboczu, czekając aż Renard podejmie własną. W trakcie nauki cierpliwości, wyszukiwał na jego twarzy oznak choroby, bo nie wyglądał na kogoś w pełni władz fizycznych.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Zmarszczył nieco brwi, nie mogąc znaleźć odpowiedzi w słowach Kyle'a. Na szczęście medyk dorzucił kolejny komentarz, który znacznie rozjaśnił lico młodzieńca.
 — Dlaczego miałaby się złościć? — zapytał, wyciągając z kieszeni odpowiedni banknot. Przekazał kawałek papieru sprzedawcy, posyłając mu również szeroki i wdzięczny uśmiech, za co został nagrodzony uniesionym w górę kciukiem i krótkim "dobry wybór, chłopcze". Wtedy był już całkowicie pewien co do wisiorka. Nie był również drogi, więc dzieciak wychodził z założenia, że Rose nie miała podstaw do bycia złą o zbyt wiele wydanych na nią pieniędzy.
 Idąc w kierunku chirurga, zobaczył trzymanego w rękach pluszaka. Kolorowe tęczówki naraz rozbłysły niezdrowym blaskiem, a usta drgnęły od tłumionego komentarza. Nie chcąc zgubić prezentu dla opiekunki, wsunął drobne pudełeczko w kieszeń spodni i przyspieszył kroku.
 — To... — zaczął, w porę gryząc się w język. Odchrząknął subtelnie. — Genialny pluszak, twoja siostra na pewno będzie zadowolona, że się postarałeś.
 Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu odpowiednich znaków wskazujących kierunek. O ile był w stanie dotrzeć do głównego obiektu zainteresowania spod hotelu, tak po kilkunastominutowym kluczeniu wśród budek z pamiątkami stracił nieco orientacji w terenie. Osłabienie wcale nie ułatwiało sprawy.
 Po krótkim namyśle wskazał odpowiednią uliczkę.
 — Dobra, więc d raptorów jest w tamtą stronę. I normalnie byłbym już w połowie drogi, ale nie chcę ryzykować, że się zgubisz. No pewnie najpierw chciałbyś odłożyć prezent na miejsce? — zajrzał w zielone tęczówki towarzysza. — Tak, to dobry pomysł, wolałbym tego nie zgubić — mruknął, przemykając dłonią po uwypuklonej kieszeni z cenną zawartością.
 Wrzucenie prezentów do pokoju hotelowego nie zajęło więcej niż kilka minut głównie dzięki prędkości marszu narzuconej przez młodzieńca. Miał tylko nadzieję, że Kyle był w stanie zrozumieć jego potrzebę pośpiechu i ekscytacje, przez co nie poczułby się wieczorem zobowiązany do wyciągnięcia konsekwencji.
 Wybieg raptorów był o wiele większy, niż Marshall przypuszczał. I nawet jeśli żadne ze zwierząt nie wpadło jeszcze w pole jego widzenia, to już na wstępie nie był w stanie ustać w jednym miejscu dłużej, niż pół sekundy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak to dlaczego? Pomyśl, po prostu pomyśl. — Spróbował ułożyć wargi w enigmatycznym uśmiechu, ale zamiast tego parsknął w ramach rozbawienia.
   Powrót do hotelu upłynął im pod znakiem milczenia, chociaż Jekyll początkowo chciał zapytać, dlaczego Rhett nie dokończył wcześniej zaczętej wypowiedzi, ale nie drążył tematu. Obawiał się, że chłopak zaserwuje mu wykład na temat dinozaura, którą imitowała pluszak w jego ręki i to właśnie przed takowym się powstrzymał. Zresztą po znalezieniu się w pokoju lekarz nie potraktował zabawki z szacunkiem. Rzucił ją na łóżku, za bardzo zaabsorbowany możliwością odwiedzenia wybiegu z mięsożernymi jaszczurkami, choć z drugiej strony raczej powinien wybić ten pomysł Marshallowi z głowy.
   Nie jestem przekonany czy to dobra chwila na odwiedziny twoich ukochanych rapotorów. Źle wyglądasz, miał te słowa na końcu języka, w zasadzie już układały się na jego wargach, aczkolwiek w ostateczności zacisnął zęby na języku i przymknął usta. Był za bardzo ciekawy, jak prezentują się raptory w swoim w miarę naturalnym środowisku, by przybierać sobie do głowy stan zdrowia swojego towarzystwa. Uznał, że takowy może jeszcze chwilę poczekać, wszak Renard trzymał się dzielnie i nie skarżył się na ból. Co prawda tkwiący w Halliwellu lekarz próbował przemówić do jego chirurgicznego sumienia i obowiązkowości, ale bezskutecznie. Musiał to zobaczyć. Im wcześniej, tym lepiej, gdyż lada dzień czekał ich powrót do szarej, londyńskiej rzeczywistości utkanej z deszczu i chłodu.
   — Wow — wrzucił z siebie, gdy znaleźli się nieopodal wybiegu. Podobnie jak jego towarzysz także spodziewał się czegoś mniej widowiskowo, ale nie narzekał, starał się natomiast mieć baczenie i na Marshalla i na póki co pozbawiony jaszczurczej obecności wybieg, choć wykonywanie tych dwóch czynności jednocześnie nie chodziło ze sobą w parze. Najwyraźniej do chłopaka powrócił entuzjazm i energia, albo po prostu kawa i perspektywa spotkania z ulubionym jaszczurkami wprawiła go w stan pobudzenia.
   Gdy wreszcie im oczom ukazał się pierwszy przedstawiciel wyczekiwanego gatunku, Jekyll zapomniał przez chwilę o swoich obawach i skupił się na jego obecności. Po nim wyłoniło się jeszcze kilka sztuk. Mimo swoich rozmiarów, naprawdę robiły wrażenie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Marshall chwycił dłońmi za barierkę — gdyby tego nie zrobił, ekscytacja już dawno poniosłaby go hen daleko. Czekał na ujrzenie swojego ulubionego gatunku zadziwiająco cierpliwie. Każdy dzieciak na jego miejscu już dawno skakałby w miejscu, krzyczał i błagał o pośpiech. Everett uważał, że zasłużył na order spokoju.
 Nie utrzymał tego stanu zbyt długo, bo oto krzaki zaszeleściły, wabik w postaci drobnego prosiaka przemknął przez wybieg, wyciągając na światło dziennie niewielkie stado raptorów. Mimo iż na pierwszy rzut oka wyglądały podobnie, to po dłuższej analizie każdy osobnik posiadał jeden lub nawet całą listę elementów odróżniających od rodzeństwa.
 Obok całego rozradowania ciemnowłosy znalazł chwilę na obserwację otoczenia. Prócz ich dwójki ujrzał raptem trzech innych zwiedzających a prócz nich jedynie personel. Widok marszczył brwi.
 — Dziwne, myślałem, że więcej ludzi będzie zainteresowanych raptorami — podzielił się na głos myślą, cmokając w powietrze z niezadowoleniem. Ostatecznie wzruszył ramionami, uradowany z faktu, że miał cały wybieg prawie dla siebie. Mogło być coś lepszego?
 — Tak wyszło, że w czasie otwarcia tego wybiegu rozpoczyna się również pora karmienia największych okazów. Ludzie siłą rzeczy interesują się bardziej gruchotanym na miazgę bykiem, niż biegającą świnią — wyjaśnił jeden z pracowników, ten odpowiadający właśnie za prosiaka.
 Pełne zrozumienia "ooo" opuściło usta Marshalla. Wystarczyła krótka sekundę i jeden malutki błysk w oku, by Marshall zasypał miłego pana pytaniami i rozmową. O dziwo pracownik wcale nie wydawał się tym zmęczony. Odpowiadał zaskakująco żywo i entuzjastycznie jak na kogoś, kto wyglądał na zmęczonego życiem, pracą i tym, że w ogóle musiał stać w obecnym miejscu, a nie metr dalej.
 Kyle mógł podskórnie przeczuwać, że to zmierza ku złemu.
 — Może istniałaby opcja... — drgnął nagle, spoglądając ku pracownikowi. — Że pokazałby nam je pan z bliska?
 Mężczyzna dłuższą chwilę wstał niewzruszony. Spoglądał to na dzieciaka, to na medyka, jakby wygląd ich twarzy miał mu pomóc w ocenie. Klamka zapadła, gdy wzruszał ramionami.
 — Jasne, chodźcie. Tylko grzecznie i bez rozpowiadania, bo wylecicie stąd razem ze mną.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Opinia lekarza była sprzeczna z analizą dokonaną przez młodszy umysł. Otóż nie ujrzał w tych stworzeniach różnic, mimo iż wiedział, że z biologicznego punktu widzenia żaden organizm tego samego przedstawiciela jednego gatunku nie był identyczny, niemniej różnica między prehistorycznymi gadami niezbyt zaprzątały jego myśli. Skupił się w gruncie rzeczy na scenie rozgrywanej na wybiegu. I w gruncie rzeczy nie dziwił się, że raptory nie cieszyły się zbyt dużym zainteresowaniem. Najprawdopodobniej żadna matka nie pokazałby czegoś tak makabrycznego swojemu dziecku. Chirurg śmiał twierdzić, że sama nie byłaby skłonna się temu przepatrywać. Czym innym jest spożywanie martwych ochłapów mięsa, a czym innym żywego organizmu. W zasadzie chciał podzielić się tym spostrzeżeniem z pracownikiem, ale zaniemówił. Co prawda pogoń za prosiakiem nie zapierał dech w piersiach. Raptory, mając przewagę liczebną, szybko uporały się ze swoją zdobyczą. Wpierw ją otoczyły, a potem bez skrupułów wbiły swoje zęby w skórę zwierzęcia, rozszarpując go kawałek po kawałku na strzępy. Przez chwilę, zamiast konwersacji między mężczyzną a Renardem, do uszu Jekylla dolatywały głównie kwiki umierającej w potwornym bólu świni. Pożerana żywcem, nie miała żadnych, nawet najmniejszych szans na opracowanie linii obronny przed bezwzględnymi mięsożercami. Nie odwrócił wzroku, ale chociaż w swoim życiu wiele razy obcował ze zwłokami, krwią i ciepłymi wnętrznościami poczuł jak trzy wypite kawy podchodzą mu do gardła i zatrzymują się na wysokości przełyku. Po kilku chwilach stracił zainteresowanie posilającymi się raptorami i przemieścił spojrzenie na swojego towarzystwa, gdyż tliła się w nim obawa, że naprawdę opróżni zawartość żołądka pod postacią wymiocin.  
  Nie dowierzał, że mężczyzna poszedł na taki układ, wszak mógł stracić pracę, jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o tym, że naraża życie turystów, ale najwyraźniej lekkomyślność była domeną pracowników tego ośrodka.
   Halliwell, mimo iż jeszcze trzydzieści minut temu byłby chętny na taką dość niekonwencjonalną konfrontację, po pojawieniu się perspektywa na takową wypełniał go mniejszym entuzjazm. Nie chciał tracić życia tudzież stać się pokarmem na rzecz przyjrzenia się raptorom z bliska.
  — Marshall, zwariowałeś? — Palce Jekylla zakleszczyły się na drobnym nadgarstku, zanim Rhett zrobił chociażby krok w kierunku opiekuna wieprzowiny. Spojrzał mu prosto w oczy, ale w ślepiach młodszego kolegi jarzyło się zaledwie zdeterminowane i (chora) ekscytacja. Znał ten rodzaj podniecenia. Zabierał człowiekowi rozsądek, wobec czego Jekyll wiedział, że nie wybije tego pomysłu Rhettowi z głowy żadną rozsądną argumentacją. Jego rola przybrała inny wymiar - musiał się upewnić, że Marshall nie zrobi nic głupiego.
  Przełykając ślinę, postąpił kilka kroków za chłopakiem, który natomiast ruszył za mężczyzną, jednak instynkt samozachowawczy alarmował Jekylla o zbliżającym się niebezpieczeństwie, przez co nie potrafił wyzbyć się towarzyszących mu obaw.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach