Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Październikowy wieczór.
W kominie języki ognia pożerały kolejne skrawki drewna, rozświetlając ciepłem skromne pomieszczenie, które pełniło funkcje nie tylko kuchni, ale i dziennego pomieszczenia. Ethienne nie potrzebowała do szczęścia zbyt wiele miejsca. Najważniejsze, że posiadała swój własny kąt i dach nad głową, czego mogło jej pozazdrościć spora część Desperacji. Leżała na starej, ale funkcjonalnej kanapie, nawet nie wiedząc kiedy oczy same ułożyły się do snu. To był błąd.
W większości przypadku kiedy zamierzała kłaść się spać, a była sama w domu, bo zarówno Kirai jak i Tsume byli na polowaniu, miała swój sposób na zabezpieczenie przed ewentualnym włamaniem. Co prawda okna od środka zamknęła drewnianymi okiennicami, jak zawsze. Ale oprócz tego, nim kładła się do łóżka, przywiązywała do kostki sznurek, który prowadził do drzwi otwieranych na zewnątrz. I nawet jakby ktoś wszedł do jej domu, poczułaby. Nie mogła usłyszeć, ale smakowała świat innymi zmysłami. Tym razem jednak złamała tę jedną, świętą zasadę.
I jak na złość, jakby los był przewrotny i chichotał gdzieś z boku, wyczuł, że nadepnęła na kruchy lód, postanowił z niej zakpić i wpuścić do domu samego diabła.
Ocknęła się nagle, gdy chłodniejszy podmuch wdarł się do jej pomieszczenia. Podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej, rozglądając jak spanikowana łania, która wie, że gdzieś czai się wilk, ale nie jest w stanie dokładnie go zlokalizować. Wstała z kanapy, naciągając na swoje ramiona szczelniej koc i cicho ruszyła w stronę korytarza. Wychyliła się i ujrzała uchylone drzwi wejściowe. Serce momentalnie przyspieszyło, a w klatce piersiowej zrobiło się duszno.
Ktoś tu jest.
Drzwi były solidne, nie było opcji, żeby same się otworzyły, więc w jej domu był intruz. Skoro jeszcze żyła, to istniało spore prawdopodobieństwo, że nie wiedział o jej istnieniu. Albo był przekonany, że mieszkańcy domu śpią. W końcu było cicho i ciemno, oprócz tlącego się ognia w kominku. Nie zastanawiając się zbytnio, cofnęła się o parę kroków i złapała za pierwszą, lepszą rzecz. Następnie bardzo powoli wyszła na korytarz, starając się wytężyć wzrok na tyle, na ile mogła. Uchylone drzwi prowadzące do spiżarni mówiły same za siebie, a cień, jaki padał z drugiego pomieszczenia utwierdził ją w przekonaniu, że to właśnie tam znajdował się obcy.
Powoli stąpając, wyłoniła się zza framugi, a następnie zamachnęła się trzymaną patelnią, by zdzielić obcego w łeb.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Szedł wolno, rozglądając się dookoła. Szare kamienie przykryte cieniami. Nagie korony drzew; pomiędzy gałęziami jedynie obłoki mgły. Popękana ziemia, chrupiąca cicho pod ciężkim obuwiem. Nie spodziewał się tutaj rewelacji — jak zawsze zaszedł wystarczająco daleko, aby zostawić za horyzontem wszystkie domy, każdego pojedynczego rozumnego wymordowanego, niemal cały świat. Jesteś pośrodku niczego — szeptał umysł. Jesteś pośrodku niczego... Wdychał zimne, wieczorne powietrze. Wsłuchiwał się w świst wiatru, który targał jego ubraniem i włosami, szarpał za chustę, którą Wilczur wreszcie chwycił w palce i ścisnął. Dokładnie w chwili, w której żółty materiał zniknął w kieszeni spodni do nozdrzy wymordowanego dotarł nowy bodziec. Woń wybijająca się poza suchym, ciężkim zapachem piachu i sierści czworonogów, które towarzyszyły mu w bezcelowej wędrówce.
  Zadarł brodę i złapał trop. Nic trudnego. Był coraz mocniejszy z każdym następnym krokiem, aż wreszcie spacerowy chód zamienił się w szaleńczy bieg uciekiniera próbującego zwiać psychicznemu mordercy.
  Zwolnił dopiero po jakimś czasie. Może minął kwadrans lub pół godziny, może to tylko kilkanaście metrów, a może pełne trzy kilometry — w gruncie rzeczy nie miało to dla niego znaczenia, gdy dostrzegł chatę z siwym dymem unoszącym się nad dachem. Przez chwilę przyglądał się konstrukcji, jakby nie do końca pewien, co powinien zrobić, choć podświadomie już wiedział.
  Dlaczego nie możesz sobie odpuścić? Dotknął ręką jednego z okna, naparł na drewnianą powierzchnię okiennicy. Dlaczego miałbym odpuszczać? Ktoś tutaj jest. Obszedł dom, nastrajając się, poddając instynktom, które podpowiadały mu, jak kłaść stopę, aby nie hałasować, w jakiej pozycji trzymać ciało, aby jak najmniej rzucać się w oczy. To może być niebezpieczne. Uśmiechnął się na tę uwagę. Akurat okrążył cały budynek i ponownie stanął przed drzwiami i w tym momencie było mu wszystko jedno czy było to lekkomyślne, skoro klamka ustąpiła bez problemu, a z wnętrza buchnął w niego prawdziwy miszmasz zapachów.
  Wślizgnął się przez uchyloną szparę; trwało to nie dłużej niż pół sekundy, ale liczył na to, że tyle wystarczyło. Mieszkańcy Desperacji mieli w sobie coś więcej, byli jak żołnierze wyczuleni na każde drgnięcie w powietrzu, chwytający za broń przy najlżejszym gwizdnięciu. Sam stawał na baczność, gdy tylko poczuł na sobie czyiś wzrok. Nie spodziewał się więc, aby to włamanie pozostało niezauważone. I dobrze. Bardzo dobrze. Przemykając ciemnym korytarzem zatrzymał się raptownie przy następnym drzwiach — były trochę uchylone. Ze środka pomieszczenia wyczuł jedzenie; głównie zbyt dojrzałe owoce. Wsunął palce między drewno a framugę i zdążył je pchnąć, nim nie wychwycił skrzypnięcia.
  Dla zwykłego śmiertelnika w zasadzie nie istniało — nie przebiłoby się przez bariery nałożone przez zmysły. Dla Growlithe'a stanowiło główny powód, aby się odwrócić. Kiedy gwałtownie okręcał się dookoła własnej osi, nie spodziewał się, że ujrzy wpierw czerń.
  Rozległ się stłumiony huk, potem syk. Przez zwarte zęby przedarł się tlen kiedy Wilczur poczuł ostry ból w uniesionym nad głowę ramieniu. Uderzenie nie niosło ze sobą konsekwencji, z którymi musiałby się zmierzyć, gdyby broń dzierżyła silniejsza ręka, ale było wystarczająco mocne, żeby poczuł wściekłość. I zaskoczenie, gdy jego wzrok natrafił na oczy okalane gęstymi rzęsami.
  Przez jedno uderzenie serca trwał w bezruchu, skamieniały jak po spojrzeniu w źrenice Meduzy. Jednak potem otępienie ustąpiło miejsca przyzwyczajeniom; a te poruszyły jego kończynami. Gdyby nie sekundowe zawahanie płynnie przystąpiłby do kontrataku — złapał w palce jej przegub. Pierwotnie zamierzał wytrącić jej patelnię, ale teraz jakby kompletnie o tym zapomniał i zamiast szarpnąć w dół, przyciągnął ją do siebie, drugą ręką sięgając do jej gęstych, rozlanych na plecach włosów. Palce wsunęły się w kosmyki niemal czule, nim nie zacisnęły się w pięść i nie szarpnęły brutalnie do tyłu odsłaniając jej gardło.
  Warknął nisko, obnażając zęby.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spodziewaj się niespodziewanego.
Była gotowa na atak, ale jednocześnie nie była na niego przygotowana. Była świadoma, że ten paskudny zwierzoludź nie zostanie pokonany za pomocą patelni i na pewno przystąpi do kontrataku, ale mimo to, kiedy ich spojrzenia spotkały się, ona sama zamarła, trzymając uporczywie rączkę od jedynej, i jakże żałosnej broni. Nim zdążyła mrugnąć, szorstkie jak żyletki palce zacisnęły się na jej nadgarstku, i chociaż nacisk nie był aż tak bardzo mocny, wypuściła patelnię, która upadła z hukiem na drewnianą posadzkę. Bardziej przeraziło ją szarpnięcie w jego stronę. Momentalnie jego zapach uderzył w nią ze zdwojoną siłą, drażniąc jej czuły węch.
Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, kiedy szarpnął za włosy, chociaż niewątpliwie zabolało ją, w środku kwiląc. Nadgniłe deski na moment przykuły jej uwagę, gdy była zmuszona spojrzeć na sufit, a nieprzyjemny chłód otulił jej odsłonięte gardło. Zadziałała instynktownie. Wolna dłoń wystrzeliła przed siebie, by pochwycić jego gardło, ale jedynie przesunęła połamanymi i krzywymi paznokciami po gorącej skórze, możliwe, że pozostawiając po sobie jedynie słabo czerwone ślady, dlatego też ręka opadła niżej i chwyciła za materiał koszulki, wręcz desperacko, jak tonący łapie się rzuconej mu liny i szarpnęła w dół, wżynając jej materiał w jego kark. Ale nie miała na tyle siły, by cokolwiek mu zrobić, zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Ale miała inną broń. Broń, której nauczyła jej matka.
Nie minęła sekunda, a jej zgięta noga wystrzeliła, uderzając z całej siły kolanem w podbrzusze, a dokładniej rzecz ujmując, w jego krocze. Nie miała pojęcia jak bardzo jest wytrzymały na ból, ale matka tłumaczyła jej jeszcze za życia, że powinno to dać jej cenne sekundy. Czując, jak uścisk zelżał, szarpnęła się odpychając od niego, nawet kosztem paru wyrwanych włosów i wyskoczyła na korytarz.
Myśl, myśl, myśl.
Ruszyła biegiem w stronę prowizorycznego salonu. Dopadła do ściany pod oknem, gdzie znajdował się kołczan ze strzałami oraz łuk. Sięgnęła po jedną ze strzał, ale dłonie tak się jej trzęsły, że wywróciła go rozsypując strzały.
Spokojnie. Myśl o nim jak o wiewiórce. Dużej, cholernie dużej i spasionej wiewiórce. Zamarła. Wzięła parę większych oddechów, klepnęła się w policzki, a potem złapała strzałę i łuk. Odwróciła się, by być przygotowaną na jego przybycie, ale było za późno.
Nie słyszała, jak nadchodzi.
A on już nadszedł.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Tak smakowała przegrana? Wystarczył jeden cios, aby metaliczna ciecz wypełniła mu usta? Spodziewał się szarpaniny, był na nią przygotowany; ciało naprężyło mięśnie, stało się marmurowe. Wziął pod zastaw dużo możliwości, tę również, ale mimo tego ostry impuls zatrzasnął mu szczęki, zęby zagryzły język, a krew natychmiast podrażniła gardło.
  Warknął gardłowo czując, że mimowolnie puszcza włosy, luzuje uchwyt, który aż do teraz niewiele się różnił od szponów miażdżących wątłe ciałko wygłodzonego ssaka. Gdyby stał w większym rozkroku i gdyby nie postanowił pochylić się do jej gardła, trafiłaby w sam punkt. Nie musiała trafić w punkt, żeby wygrać — powiedział jakiś monotonny głos oczywistości. Bo faktycznie. Jej kolano wycelowało i trafiło w podbrzusze; impet ciosu wysłał jakiś gwałtowny impuls, który zwarł mu kły. Kłapnął tuż przed jej gardłem, zostawiając na bladej skórze jedynie gorący oddech.
  Białe plamy przed oczami w końcu zniknęły, ale zamroczenie dało kobiecie kilka cennych chwil. U Growlithe'a pozostało tępe pulsowanie tuż nad trafionym miejscem; zapewne milimetr lub dwa od krocza, w które niewątpliwie by trafiła, gdyby nie pochylił się nad jej smukłą szyją. „To tylko centymetr” — szumiało mu w głowie. Niewiele więcej. Ale on nie miał zamiaru tak tego zostawić. Ruszył w ślad za nią. Centymetr? On nie spudłuje. Był skory gonić ją po tym cholernym domu aż do utraty tchu. Łapać za jej ręce i łamać kości, aby już niczego nie była w stanie chwycić. A potem? Potem ją przewróci. Oprze podeszwę buta na jej kolanie i nadepnie całym ciężarem aż chata nie wypełni się bolesnym chrupnięciem.
  Wpadł do salonu; głośno. Tak głośno, że każdy odwróciłby się prędzej zaalarmowany hałasem. Ona dopiero wykonywała tę czynność, dopiero się okręcała, dopiero ukradkiem dostrzegała jego twarz tuż przy swojej twarzy. Nie uśmiechnął się, choć w kącikach ust czaił się złowieszczy grymas. Cześć, maleńka. Trzymała łuk i jedną ze strzał; kilka innych podeptał kiedy biegł w jej kierunku. Niektóre wydawały dźwięk przełamywanych suchych gałązek. Czy taki sam trzask usłyszy jeśli mocniej złapie ją za nadgarstki?
  — Jak sądzisz? — zapytał w sekundę po tym jak do niej dopadł. Odnalazł jej przedramiona, do których przywarł rękoma. Palce objęły jej przeguby i rozsunęły je na boki. Jak silna mogła być? Ile sztuczek miała w zanadrzu? Pchnął ją na ścianę; górna warga nieustannie mu drgała, co rusz odsłaniając ostre kły. Przyglądał się jej z bezczelnej odległości, jakby zapomniał o tym, że nie tak dawno zastosowała najbardziej prymitywny chwyt. I że mogła zastosować go ponownie.
  Mogła, prawda?
  Postąpił natychmiast krok do przodu, ładując kolano między jej uda, czując przebijające się przez spodnie ciepło ciała.
  — Jeżeli zrobisz to jeszcze raz, zerżnę cię na śmierć. Ból mi w tym nie przeszkodzi. — Spokój. W tonie jego głosu był tylko spokój, który koligował z oczami pełnymi furii i twarzą wykrzywioną w pogardliwym grymasie. — Rozumiesz?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

I znowu została zamknięta w pułapce bez wyjścia.
O ile wcześniej mogła poruszyć nogami, a nawet jedną ręką, tak teraz została pozbawiona nawet tych banalnych opcji. Szarpnęła się, jakby chciała sprawdzić siłę nacisku mężczyzny. Nie ruszyła się, tak, jak się spodziewała. Westchnęła ciężko, stając na palcach, próbując się nieco unieść, wykrzywiła nawet ciało nieco w bok, ale ostatecznie opadła na pięty, czując nieprzyjemnie twarda nogę pomiędzy swoimi udami.
Nie spoglądała na niego, kiedy mówił. Szkoda, bo możliwe, że wtedy wyłapałaby groźbę. Zamiast tego próbowała analizować swoje aktualne położenie. Spojrzenie natrafiło na stojącą miotłę w kącie. Mogłaby nią go zdzielić po tym durnym, zwierzęcym łbie. Niestety, nie miała możliwości po nią sięgnąć. Głowa przesunęła się w bok, wzrok zahaczył o strzały, potem w prawo, gdzie stał metr dalej pogrzebacz do kominka. Tym też mogłaby go zdzielić. Gdyby tylko uwolniła jedną dłoń...
Łuk wypadł z jej palców, upadając miękko na drewnianą podłogę, ale strzałę nadal trzymała. Spróbowała ją przekręcić w palcach tak, by grot znajdował się na górze, a następnie próbowała nią pchnąć, by wbić w przedramię mężczyzny, aczkolwiek i tutaj spodziewała się, że nic nie zdziała. Ewentualnie mógł lekko musnąć skórę. Na tyle lekko, że nieznajomy pewnie nawet tego nie poczuje.
Beznadziejna sytuacja.
Zwierzoludzie byli gorsi od zwierząt. Owszem, klasyfikowała ich również jako zwierzaki, ale z tą różnicą, że ci pierwsi potrafili używać mózgu. A mózg w połączeniu ze zwierzęcymi atrybutami nigdy nie wróżyło nic dobrego.
Wreszcie wyprostowała głowę, spoglądając na niego, w jego dwubarwne tęczówki. Spoglądała na niego spod byka. I chociaż ciało drżało ze strachu, a raczej bezsilności tej patologicznej sytuacji, to oczy wyrażały nie strach, a czystą wściekłość i nienawiść przyprawione nutą obrazy. Że śmiał się włamać do JEJ domu. Że śmiał ją dotknąć, zbliżyć się.
Zagryzła dolną wargę mając przed sobą dwie opcje. Poddać się, i czekać na jego łaskę lub nie. Na to, co z nią zrobi. W najlepszym wypadku okradnie i zostawi, ale istniała też ciemniejsza strona. Mógł ją zgwałcić, zabić, zjeść. W końcu to wygłodniałe bestie. Druga opcja, to próba walki, której wynik był z góry nakreślony, i zostać zdaną na jego łaskę lub nie. Ale chociaż mogła zawalczyć, prawda? Do końca.
Tak samo jak o n i.
Nabrała więcej powietrza, a potem szarpnęła swoim ciałem, napierając na niego. Lewy nadgarstek zaczęła wykręcać, próbując się wyślizgnąć z jego nacisku, uda zacisnęła na jego nodze, a klatka piersiowa coraz bliżej próbowała przysunąć się do niego. Wzrok zsunął się z twarzy, przesunął po szyi, natrafił na ramie.
Gdyby tylko znalazła się na tyle, by go ugryźć. Jeszcze trochę. Jeszcze....
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Po jego minie można było wywnioskować jakim zaskoczeniem okazał się jej opór. Wątłe ciało naparło na niego z siłą dziecka, które próbuje odzyskać ukradzioną zabawkę swojemu niegrzecznemu, dwa razy większemu koledze. Praktycznie tego nie czuł, ale mięśnie i tak zadrżały. Gorąco uderzyło Growowi do głowy, pulsowało w skroniach z każdym wybiciem serca. Walczyła. Miała w sobie o wiele więcej woli przeżycia niż on kiedykolwiek. Czuł wyraźnie jej oddech muskający gardło, którym przełknął ślinę. Każdy jej wydech równał się jego wydechowi i gdyby opuścił mocniej głowę powietrze między nimi stałoby się dusząco wysokie.
Widział już gdzieś tę siłę. W zimową noc, wiele lat wstecz, zakradł się do podobnej chaty i podobnymi wyborami dotarł do podobnej sytuacji. Tamta kobieta miała włosy lekkie i białe jak nicie pajęczyny. Patrzyła na niego z żarem, a gdy przyparł ją do ściany splunęła mu prosto w twarz.
Wcześniej oczywiście kopnęła w krocze.
Zawsze to robiły.
Teraz prawie nie czuł tępego pulsowania w podbrzuszu, bo znaczna część zmysłów ograniczyła się do bodźców zewnętrznych. A z zewnątrz dobiegał do niego głos, który tylko jego uszy były w stanie wychwycić. Powtarzał, jak cholerną mantrę: Sądzi, że coś zdziała. Sądzi, że coś zdziała. Ta mała dziwka sądzi... Grow był pod wrażeniem, choć bardziej ironicznym. Zdawał sobie sprawę z tego, że ta ruchliwa laleczka nie miała z nim fizycznych szans. Ale mimo tego próbowała. Czy to nie jest godne podziwu?
Puścił ją gwałtownie, wycofując się w bok. Spodziewał się, że nagły brak elementu na który napierała, rzuci ją na ziemię lub przynajmniej pozbawi równowagi. Od protestów, które nagle wybuchły w jego głowie, ucisk na skroniach stał się aż bolesny. Kiedyś uważał, że psychiczne obrażenia nie mogą zadać bólu, ale szybko poznał mocny smak pomyłki. Wrzaski były okropne; jak przyłożenie ucha do tablicy, po której ktoś jeździ paznokciami. Fala dreszczy przebiegła mu wzdłuż kręgosłupa niczym oślizgły szczur o zimnych, wilgotnych łapkach.
Daj mi jeść — słowa rozbrzmiały jeszcze przed tym nim duma pociągnęła za odpowiedni nerw i zwarła mu szczęki na języku. Najlepiej go odgryzając.
Ale nawet jeśli żałował tego co powiedział twarz nie zdradzała zakłopotania. Pozostała surowa, stanowiła więc istny kontrast w parze z oczami. Ślepia o małych źrenicach wpatrywały się w kobietę z dzikim głodem, którego nie można zaspokoić żadnym posiłkiem. Spodziewał się, że mogła go zaatakować, zresztą, obstawiał, że to właśnie zrobi. Był przygotowany, jednak tym razem ręce pozostały blisko ciała. Nie obnażał zębów. Patrzył na nią tylko z tą dziwną pożądliwością.
Nel...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przechyliła się do przodu zaskoczona gwałtownym wyswobodzeniem, a grawitacja zrobiła swoje. Na całe szczęście niemalże w ostatniej chwili złapała równowagę, co zaoszczędziło jej wywalenie się w jej własnym domu. Wyprostowała się jak struna, rzuciła mu krótkie spojrzenie i doskoczyła do pogrzebacza, za który szarpnęła i uniosła w obronnym geście, nie atakując jednak. Wpatrywała się w niego ostrzegawczo, niemal całą sobą krzycząc, że nie zawaha się użyć swojej nowo zdobytej broni, jeżeli tylko do niej podejdzie.
Ale nie podszedł.
Wzrok momentalnie zsunął się na usta, którymi zaczął poruszać, wyczytując czego chciał. Jedzenie. Miała ochotę posłać go w wszystkie diabły. Nie dość, że włamał się, zaatakował ją to jeszcze miała go karmić?
Ale nadal się nie poruszała.
Wreszcie powoli skinęła głową. Przekalkulowała wszystko. Nawet, jeżeli udałoby się jej zdzielić go pogrzebaczem, to zapewne oprócz krótkiego zamroczenia, nie zdziałałaby tym niczego więcej. Niczego nie ugrałaby. Był większy, szybszy i silniejszy. Nie miała szans w bezpośrednim starciu i miała tego pełną świadomość. Dlatego też poddała się. Poddała. Mężczyźni lubią mieć władzę nad słabszymi, zwłaszcza nad kobietami. Lubią czuć, że to oni poruszają sznurkami, że trzymają rękę na pulsie. Dobrze. Uśpi go. Niech myśli, że tak jest. Że wygrał. Że to on tutaj dyktuje warunki. A wtedy w najlepszym i najbardziej odpowiednim momencie przystąpi do ataku. Niech będzie.
Ręce powoli opadły, choć nadal trzymała żałosną broń i nie spuszczała z niego wzroki. Jak na zwolnionym filmie odwróciła głowę i wskazała brodą w stronę krzesła przy stole, niemo nakazując mu, żeby usiadł. Zrobiła krok do tyłu i odłożyła pogrzebacz, a potem podniosła obie dłonie lekko do góry pokazując mu, że nie będzie już atakować. Jeżeli nie zakłócił jej przestrzeni osobistej, wyminęła go (w stosownej odległości) i pospiesznie wyszła z pomieszczenia. Mogła uciec, ale nim dobiegłaby do drzwi, była pewna, że ten dziki paskudnik doskoczyłby w parę sekund. Nie, nie. Pierwszy plan był lepszy.
Wkroczyła do spiżarni, skąd wyciągnęła najpotrzebniejsze rzeczy, w tym zakonserwowane solą od Boba mięso wiewiórki, po czym wróciła do kuchni, na powrót posyłając mu urażone spojrzenie. Wrzuciła wszystko na blat, podwinęła rękawy i rozpoczęła przyrządzanie. Postawiła na wiewiórczy gulasz. Robiło się szybko, było mięso i zapychało żołądek. Przesunęła opuszkami po oskórowanym i wypatroszonym ciele wiewiórki, sięgając po nóż. Wpatrywała się w jego ostrze przez moment, niemalże z czułością je gładząc. W sumie zwierzoludzie to takie zwierzęta, więc patroszenie ich powinno wyglądać tak samo. Odwróciła głowę, wpatrując się w intruza. Zauważyła jego bliznę na szyi. Ktoś już próbował? Musiałaby mocniej nacisnąć, by przebić się przez zgrubienie.
Uniosła nóż a potem machnęła nim, uderzając z całej siły w biedne, martwe ciało wiewiórki, jednocześnie posyłając wręcz promienny uśmiech w stronę zwierzoludzia. Odwróciła głowę. Spojrzała na mięso. W sumie takie blade, pozbawione łapek, wyglądało trochę jak męski...
Kącik ust drgnął nieposkromiony, kiedy ponownie uderzyła, tym razem jednak przed oczami nie mając już mięsa wiewiórki.
Nie minęło z trzydzieści minut, kiedy w pomieszczeniu rozniósł się przyjemny zapach gulaszu. Zamieszała drewnianą łyżką w garnku, powoli przyprawiając zebranymi ziołami. Wieloma ziołami. Wieloma ostrymi. Na koniec dorzuciła łyżkę soli od Boba. A potem kolejną. I jeszcze następną. I jeszcze kolejną, a jej usta wykrzywiały się w coraz to bardziej szatańskim uśmiechu. Całe szczęście, że stała tyłem do niego, chociaż miała wrażenie, że non stop ją obserwuje.
W końcu przelała do miski gulaszu i podeszła do stołu, stawiając z hukiem naczynie przed nim wraz z łyżką. Uniosła nieco bardziej brodę i obeszła stół, siadając na przeciwko niego, nie spuszczając wzroku ze zwierzoludzia.
Zje, unosząc się dumą czy może....? Dolna warga drgnęła, ale nie uśmiechnęła się. Niech zje i zjeżdża, zostawiając ją w spokoju. Potarła natarczywie swoją nogę, przenosząc wzrok na boki, szukając czegoś, co znajdowało się najbliżej, a co mogła użyć. Kubek po herbacie.
Sięgnęła od razu po niego, przysuwając do siebie. Na wszelki wypadek.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Podniósł prawą rękę i podrapał się nią po lewym policzku jak ktoś kto sprawdza czy nie ma zbyt mocnego zarostu. Nie spuszczał z niej wzroku, bo choć od razu rzuciła się w kierunku prowizorycznej broni — co, głupia? Myślałaś, że nie wiem? — postanowił jeszcze chwilę poczekać. Ta „chwila” przedłużała się, ich spojrzenia wzajemnie na siebie napierały, ale w końcu pogrzebacz zawisł wzdłuż jej tułowia. Kiedy Ethienne wycelowała nim w podłogę, Grow wreszcie oderwał od niej oczy. Zainteresował się wszystkim innym; i pewnie dlatego nie dostrzegł jej polecenia. Usłyszał tylko uderzenia stóp o podłoże. Przymrużył wtedy powieki i wsłuchiwał się w odgłosy domu. Czy [NEL] postanowiła uciec? Nie odważyłaby się. Zresztą, po co by miała?
Postukał knykciami w blat stołu jak gość, który obwieszcza wszystkim domownikom, że oto przybył przed ich zakichany dwór i teraz marznie na mrozie. Drewno było solidne. Jak wielu Desperatów tak mieszka? Ilu w ogóle ma dach nad głową? Umysł pracował na najwyższych obrotach, zębatki rozgrzewały się do czerwoności. Kim więc była?
Na końcu języka miał imię, ale przegryzł się i wyparł je na dalszy plan. Daj spokój, chłopcze. To tak nie działa. Są zupełnie inne... Widzisz? Kiedy unosił głowę ujrzał wchodzącą kobietę. Mimowolnie przyznał rację. Nie tylko wyglądem od siebie odstawały. Nel była przede wszystkim...
Grow cofnął rękę ze stołu, jakby spodziewał się, że wszystko wyląduje na tej części blatu, na której trzymał dłoń. Łącznie z ostrzem. Sam wariant wydawał się zabawny, ale patrząc na jej twarz powoli dochodził do przekonania, że słowo „zabawny” powinno być zamienione na „realny”. Przekrzywił głowę, by mieć lepszy wgląd w masakrowanie niewielkiego ciałka, kiedy wreszcie wzięła się do pracy. Nie miał podobnych skojarzeń, nie wyglądał więc jakoś szczególnie. Prędko zresztą stracił zainteresowanie jej robotą.
Usiadł na krześle długo się nudząc. Głównie oglądał ściany i sufit i dopiero stuknięcie miski o stół zwróciło jego twarz przodem do ciemnowłosej. Ciepła woń natychmiast dotarła do nozdrzy i wystarczył jeden głęboki wdech, aby zapach dotarł aż do żołądka. Trzewia ścisnęły się z głodu. Podniósł łyżkę i wcisnął ją w maziowatą substancję. Pierwszy kęs wylądował tuż przy jego wargach, ale w momencie, w którym rozwarł paszczę, spojrzenie padło na dłonie kobiety. Obrócił sztuciec, celując nim w Ethienne. Kilka tłustych kropel gulaszu spadło na blat.
Nie jesz? — zapytał sucho, unosząc przy tym brew. — Jak już się nastałaś przy garach to chociaż coś zeżryj. Już i tak jesteś beznadziejnie chuda. — Skrzywił się, wyciągając do niej wolną rękę. — Daj ten kubek. Naleję ci trochę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamarła, kiedy wychwyciła słowa, jakie padły z jego ust. Oderwała wzrok od warg, które przed momentem poruszyły się, wypowiadając zdania. Zareagowała gwałtownie, może nawet aż nadto. Wyprostowała się bardziej i przesunęła krzesłem z głośnym szurgnięciem po drewnianych deskach podłogi, przyciskając kubek do swojej klatki piersiowej, patrząc nieufnie spod przydługawej grzywki. Dopiero po krótkich i ulotnych sekundach zorientowała się, że chciał tylko dać jej nieco gulaszu. Usta zacisnęła mocniej. Zorientował się? Wyczuł? W sumie zwierzoludzie posiadali o wiele bardziej delikatne zmysły niż przeciętny desperat. Ale czy istniała szansa, że wyczuje nadmiar soli? A może podejrzewał, że zatruła jedzenie?
Cholera jasna. Czemu wcześniej na to nie wpadła? Przecież w swoim asortymencie ziół posiadała takie, które zatruwały organizm. Kliknęła językiem, odwracając głowę i marszcząc nieco nos w delikatnym niezadowoleniu. Spojrzała ponownie na niego, rozluźniając już nieco mięśnie. Powoli pokręciła głową, potem wskazała palcem na okno, sugerując porę dnia, aa na koniec skrzyżowała przed sobą ręce w "X'a", chcąc pokazać, że nie zamierza jeść ze względu na noc. Odstawiła delikatnie kubek na blat i podniosła się, opierając dłonie o stół. Posłała mu krótkie, ostatnie spojrzenie i przeszła pomieszczenie, podchodząc do starej i odrapanej komody, skąd wzięła notes i ołówek. Wracając do mężczyzny, pospiesznie coś skrobała w nim. Wyciągnęła notes przed jego oczy.
Nie otrułam jedzenia. Nie chcę już jeść. Jedz. Albo idź już sobie.
Odczekała aż przeczyta i zabrała notes, odkładając go na bok. A może nie odpowiadało mu jedzenie? Może i nie była wybitnym kucharzem, ale chyba mężczyzna nie miał zbytniego prawa wybrzydzać. Odsunęła się od stołu, podchodząc do blatów, gdzie jakiś czas temu przygotowywała gulasz i sięgnęła po zawiniątko w szmatę. Przez chwilę wahała się czy podzielić się z nim swoim ostatnim kawałkiem chleba, co prawda już dość twardego, ale zawsze. Może jednak jak podzieli się z nim i tym, to odpuści? Nim jednak powróciła do niego, zgarnęła jeszcze dzban z wodą i drewniany kubek. Trzymając wszystko tak, by nie wypadło jej z dłoni wróciła do niego, kładąc chleb przed nim i wskazała na niego brodą, dając mu do zrozumienia, żeby to jadł. Kubek postawiła na przeciwko niego i zaczęła nalewać wodę. Wzrok przemknął po jego profilu, zahaczył o liczne blizny, o jasne, choć nieco brudne włosy i coś ciemnego, co wystawało spomiędzy kosmyków. Przechyliła głowę nieznacznie i sięgnęła drugą dłonią. Opuszki wsunęły się w, o dziwo, miękkie pasma i złapała za ciemne, lekko ciągnąc za nie, by to wyciągnąć, ale-
-przelała kubek zaaferowana czymś, co jak okazało się być ciemnym pasemkiem-
-wylewając zimną wodę na jego uda.
Puściła gwałtownie włosy i odskoczyła o krok, trzymając mocno dzbanek obiema dłońmi. Wzrok padł na pasemko, potem na coraz ciemniejszą od wody plamę na spodniach, znowu na pasemko, znowu na spodnie, wreszcie na jego twarz. Wargi drgnęły i wykrzywiły się w uśmiechu.
Musiała szybko odwrócić głowę, by tego nie dostrzegł. Pospiesznie odwróciła się tyłem, choć ramiona lekko zaczęły drżeć w rozbawieniu, nie oszukując się, nieco pełnym satysfakcji sytuacją, i odstawiła dzbanek, łapiąc za szmatę, by się nią wytarł. Spojrzała przez ramie, w oku coś błysnęło.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

Nie miał zamiaru tego wmuszać w nikogo. Jeżeli nie chciała — a patrząc po skrzyżowanych ramionach, tak właśnie było — to więcej dla niego. Wzruszył barkami, przerzucając wzrok z twarzy ciemnowłosej na wnętrze stojącej przed nim miski. Nie miał pojęcia kiedy ostatnim razem jadł coś ciepłego. Mógł w każdej chwili dotrzeć do kryjówki DOGS i krążąc w mrokach korytarzy złapać jednego z kucharzy, ale było już coraz chłodniej. Jesień zamieni się w zimę w sekundę. Nawet nie zauważy kiedy spadnie gruby śnieg, spod którego nie wybiją żadne rośliny. Niewielki ogródek Evendell, który uda jej się zachować mimo przymrozków, nie wykarmi przecież całej grupy. Samotnych polowań było więc coraz więcej. Stawały się tym częstsze, im większe mrozy przydmuchiwał wiatr.
Dzisiejszego wieczora temperatura musiała spaść wystarczająco, żeby nie oczekiwać ciepłych dań od Terierów, którzy, krzątając się z komory do komory, starali się wykarmić każdego, kto dotarł do „stołówki”. Grow odegnał od siebie obraz gęsto zaludnionego pomieszczenia, poprzecinanego twardymi, ciężkimi ławami z drewna i spojrzał raz jeszcze na miskę, która przed nim stała.
Wsunął łyżkę w gęsty sos, żeby nabrać sobie więcej do ust, ale dokładnie w tej samej sekundzie...
Co? — warknął, gdy papier zaszeleścił mu przy uchu. Strzelił spojrzeniem w bok i przemknął po rozmytych literach — bardziej smugach niż znakach. W chwilach takich jak ta miał wrażenie, że poszczególne przedmioty znajdują się za pomarszczoną szybą. Tym razem za taką zasłoną znajdował się trzymany przez nieznajomą notatnik. Grow jeszcze krótką chwilę starał się rozczytać przekazane słowa, ale zaraz stracił cierpliwość i unosząc oczy wykrzywił marudnie gębę.
Wydawało mu się, że to załatwi sprawę. Była zresztą mało rozmowa, więc nie liczył na szczególne wścibstwo z jej strony. Równie dobrze mogła uznać, że nigdy czytać się nie nauczył. W świecie, w którym papier wykorzystuje się tylko dla rozpałki, a książki służą co najwyżej jako amunicja, gdy wszystko inne zawiodło, mało kto przejmuje się nauką znaków.
Drewniana łyżka z nabraną papką gulaszu była już zdecydowanie bliżej niż dalej jego ust, kiedy kobieta odłożyła notatnik na bok i gdzieś poszła. Brwi wymordowanego mimowolnie ściągnęły się ku sobie, gdy sięgał wolną dłonią po notes. Obejrzał go, zaglądając na tył, jakby spodziewał się tam dostrzec coś dodatkowego, ale zaraz powrócił do zapisanej strony, raz jeszcze, tym razem mrużąc mocniej podpuchnięte powieki, próbując rozczytać plamy.
Zaangażowany w próbę rozszyfrowania kodu prawie zapomniał o uniesionej ręce, w której dzierżył sztuciec ze wciąż nieruszoną porcją dania. Dopiero kiedy mignęła mu myśl — impuls — by wrócił do świata rzeczywistego, nadgarstek Growa poruszył się, a porcja wylądowała między wargami.
Nie zdążył jednak dobrze zamknąć paszczy, bo nieznajoma wyrosła tuż obok jak spod ziemi. Drgnął. Zęby zatrzasnęły się milimetr przy łyżce, a ślepia znów skierowały na jej twarz.
Nie są podobne, pamiętaj.
Jakby w ogóle się jej tu nie spodziewał. A może rzecz w tym dotyku, który mu teraz zaserwowała? Z suchym gardłem miał ochotę wykrztusić kolejne: co?, ale zamiast tego jego przełyk ścisnął się i na kilka uderzeń serca Grow wydawał się wyłączony.
Nie dowierzał.
Zimno oblało jego nogi, materiał spodni skleił się ze skórą. Czuł jak wilgoć rozprzestrzenia się, spływa na wnętrze ud i powoli wżera się wyżej, jakby próbowała objąć każdy skrawek jego ciała. Nie musiał patrzeć w dół, by zrozumieć, co się stało.
Tylko spokojnie, jasne?
Jasne.
Kiedy ciemnowłosa odstawiła dzbanek na blat, on także odłożył notes. Zaraz potem wetknął sztuciec w gęstą masę gulaszu i podniósł się powoli z krzesła. Dokładnie czuł zamoczone wodą fragmenty ubrania, które przylgnęły obciślej do nóg. Twarz miał jednak ściągniętą w opanowaniu. To nie najgorsza rzecz jaka go spotkała w życiu. Więcej nawet — jedna z lepszych.
Nie szkodzi — westchnął, wyciągając rękę ku jej dłoni, którą podawała mu szmatę. Wsunął palce pod materiał, przypadkiem dotykając opuszkami jej skóry. O wiele delikatniejsza niż się tego spodziewał, ale nie tak miękka jak u Nel. Zamarł na moment, zaciskając wargi w cienką linię. Kiedy uniósł wzrok, aby przyjrzeć się jej twarzy, coś się w nim zmieniło, przeskoczył mocniej jakiś mechanizm, głośniej zaskoczył trybik; paznokcie wczepiły się gwałtownie w przegub kobiety jak ptasie szpony w ciało myszy. Nie takie. Nie takie.
Grow szarpnął ją mocno w dół, jakby próbował pozbawić drobniejsze ciało równowagi i posłać je prosto na podłogę. Jednocześnie lewą, wolną, ręką sięgnął po odstawiony dzban. Strącił notatnik, gdy odsunął się na krok, wypuszczając szczuplutki nadgarstek z uchwytu. Wziął zamach. Potem powietrze wypełnił chlust.
Odetchnął głębiej, jakby cały ten czas wstrzymywał powietrze w płucach. Cisnął w nią całą pozostałą zawartością naczynia, a potem rozległ się huk. Porcelana rozprysła się w kontakcie ze ścianą, tryskając naokoło niegeometrycznymi kawałkami. Rzucił dzbanem w kąt bez namysłu. Musiał coś rozwalić. Spojrzał na kobietę. Może ją?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez cały czas czuła dziwnie narastające napięcie. Jakby znalazła się wśród kartek książki, gdzie autor sprawiał, że napięcie z każdą kolejną sekundą narastało, by wreszcie odnaleźć się w punkcie kulminacyjnym. Wpatrywała się w niego z zaciśniętymi wargami, napinając mięśnie z każdym momentem, kiedy łyżka muskała jego wargi, ale ostatecznie nie wylądowała pomiędzy nimi. W pewnej chwili miała ochotę złapać go za szmaty i mocno nim potrząsnąć, nakazując mu, by wreszcie zeżarł to, co my przygotowała, zupełnie zapominając o mało słodkiej pułapce, jaką dla niego przygotowała. Jakby przesolenie w tym momencie straciło na jakiekolwiek wartości, a liczyło się tylko to, żeby już się nad nią nie znęcał, tylko w końcu zjadł.
Niestety, w ostateczności łyżka wylądowała na powrót w misce, a ona nemo zgrzytnęła zębami w niezadowoleniu. Jak tak dalej pójdzie, to coś w niej pęknie i zawartość półmiska zamiast wylądować w jego żołądku, trafi na jego brzydki ryj. W sumie, jakby się nad tym nie zastanawiać, to pomysł przedstawiał się całkiem zacnie. Szkoda, że najpewniej byłby to ostatni obraz, jaki ujrzałaby w swoim życiu.
Pamiętaj, nigdy nie ufaj bestiom. Są nieobliczalne. Wystrzegaj się ich.
I tak też zamierzała. Gorzej, kiedy ta bestia panoszyła się w jej kochanej kuchni, jakby był u siebie, mącąc swoją obecnością jej dotychczasowy spokój.
Gdy podchodził do niej, zamarła, wyczuwając, że coś jest nie tak. Ta cała jego postawa, gesty i mimika były przerażające. Drgnęła, kiedy poczuła szorstkość jego opuszek. Chciała instynktownie cofnąć rękę, zabrać ją i zerwać kontakt fizyczny, ale był szybszy. Nie zdążyła nawet się skrzywić z obrzydzeniem, kiedy szarpnął ją w dół. Przez chwilę miała wrażenie, że nie zdoła utrzymać równowagi, ale w ostatniej chwili zamarła po zachwianiu się. Musiała jednak przyznać, że gdyby pociągnął ją troszkę mocniej, zdecydowanie naderwałby coś w jej ramieniu. Chciała warknąć, posłać mu pytające pytanie ale chłód wody, którą w nią chlusnął sprawił, że zesztywniała. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w drewnianą podłogę, nie dowierzając w to, co właśnie zrobił.
Czy on właśnie....
Czuła, jak krople wody spływając po jej głowie, skroniach, policzkach, karku. Brązowe kosmyki przyległy do skóry, tak samo jak materiał sukienki na dekolcie. Uchyliła delikatnie usta, oddech przyspieszył. Jak śmiał.
Oblał. Ją. Wodą. ZMARNOWAŁ CZYSTĄ WODĘ NA DESPERACJI?
Uniosła gwałtownie głowę, wbijając w niego wściekłe spojrzenie, a potem bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zamachnęła się i z całej siły spoliczkowała go.
Jej spojrzenie wyzbyło się strachu czy przerażenia, a wpuściło jedynie czystą wściekłość i nienawiść.
Co za bezczelny gówniarz. Dłoń zapiekła od uderzenia, ale nie przejmowała się tym. Jeżeli będzie trzeba, to powtórzy uderzenie, co z pewnością sprawiłoby jej radość.
                                         
Ethienne
Desperat
Ethienne
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ethienne Theles


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach