Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 17 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 17  Next

Go down

Pisanie 20.02.14 21:59  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zaborczość Ryan’a to była jedna z tych cech, która strasznie ją bawiła. Nie mogła czasami oprzeć się wrażeniu, że szatyn najchętniej zamknąłby wszystko co ważne lub warte zatrzymania na kluczyć dla siebie, a resztę, co niepotrzebne, zwyczajnie spalił jak śmieci. Miał przedziwny, jak na ‘człowieka’, system wartości, a chociaż miała z nim styczność jeszcze przed jego śmiercią, nadal nie mogła wyjść z podziwu jak sam usadowił siebie na tronie, ogłaszając się samozwańcem. Oczywiście, brakowało w tym patosu, lejących się szat i złota, ale starczyło jedno spojrzenie, a już się wiedziało, że z nim nie warto zadzierać. Ryan często przejawiał sadystyczne objawy, zupełnie nie przejmując się uczuciami innych. Był zabawny [w mniemaniu królowej], przynosił wiele rozrywki, a jego ofiary często były jeszcze śmieszniejsze, gdy powoli wyrywał im nóżki oraz rączki lub miażdżył ich wyimaginowaną podeszwą buta. Jak insekty, które należało usunąć, bo tylko zaśmiecały dom i były upierdliwe. Nox lubiła bestię, którą skrywał w sobie. Pod postacią ogromnej pantery naprawdę robił wrażenie na innych, acz sama bogini uwielbiała ten porośnięty futrem, wyprany z emocji pysk. Nawet, jeśli mógłby ją zgnieść łapą, co byłoby nieco ciężkie biorąc pod uwagę jej ‘materialność’ to i tak… nie potrafiłaby się na niego gniewać. Z takim zapleczem wrogów, jakie miała, przyjaźnie [chociaż dziwne] naprawdę były wartościowym dobytkiem. Oboje czerpali korzyści ze swojej znajomości. Może na to nie wyglądało, bo kto posądzałby taką dwójkę zimnych skurwieli o jakiekolwiek, pozytywne emocje? A czy ktoś mówi, że je posiadają? Wątpliwa sprawa… Nie ma się co jednak rozwodzić nad tym, bo i tak nikt inny nie będzie miał wstępu w tą dziwną, nieco zawiłą relację.
Białowłosa spoglądała ze spokojem, jak Ryan zaczyna się rozbierać, oceniając go chłodnym, analitycznym spojrzeniem. Nie zawadzało jej ani trochę to, że mężczyzna przebiera się tuż przed nią, ani też jej nie zawstydzało. Zdążyła się naoglądać nagości tyle, że mogłaby uchodzić za atlas anatomiczny. Biorąc jeszcze pod uwagę jej wątpliwą siatkę emocjonalną…
- Obawiasz się S.Specu? Doskonale wiemy, kto siedzi w rządzie i jak beznadziejni są w bezpośrednim starciu. Może i mają tą całą broń mechaniczną, ale błagam, ich zdolności strategiczne leżą i kwiczą. Są nikim więcej jak kolejnym etapem ewolucji dyktatorów i cesarzy. I oni upadną, pojawią się nowi, a potem… koło się zamyka. – stwierdziła lekceważąco, mrużąc jasne oczy. Miała niewątpliwą przyjemność bywać we wszystkich miastach Ziemi po apokalipsie i zarazie. Nieśmiertelność miała czasem zalety. Wszędzie jednak widziała to samo – zamknięte mury, zombie błagające o wodę, dzikie humanoidy, ciekawskich kretynów i zapyziałą władzę. Brakowało jej tych czasów, kiedy jeden facet mościł dupę na niewygodnym tronie, a tabuny rycerzy lały się mieczami. To były emocje, a nie chowanie się po krzakach i celowanie zza nich do ‘tych złych’. - Wojsko i tak przyjdzie, prędzej czy później. Nawet jeśli nie po zwłoki małej to dla zwykłego pokazu sił. Wybiją kilka wymordowanych, wy wymordujecie kilku ludzi i wszyscy pójdą do domu. Za kilkanaście lat mury się posypią, wirus zmutuje i wszystko od nowa. Może do tego czasu Bóg wróci…? – parsknęła, krzywiąc się nieco. Dobre sobie. Wątpiła, by papa smerf jeszcze miał zamiar zerkać na swoje pierwotne dzieło i pewnie poszedł tworzyć dwunogów gdzie indziej. Będzie musiała zapuścić wieści w kilka stron świata, by dowiedzieć się więcej.
Kiedy szatyn naciągnął spodnie na siebie, ziewnęła przeciągle, jak gdyby oceniając jego ‘striptiz’ na mierny z plusem. Naprawdę, nie było chyba rzeczy, która by ją ruszyła. Poprawiła się na materacu, krzyżując nogi, które wyciągnęła przed sobą z lubością. Uniosła nieco twarz, by móc napotkać srebrne spojrzenie księcia:
- Zawsze będą Ci, co wierzą. Nawet, jakby im grozili spaleniem albo rozstrzelaniem… Czasami wiara potrafi zdziałać cuda – burknęła zimniej, kręcąc młynka oczyma. - I chociaż trudno w to uwierzyć, zakładam, że same anioły myślą, że on wróci i wszystko będzie jak dawniej. Wykreował postacie bez charakteru, o jednolitym charakterze, a Ci, którzy się zbuntowali, cóż… Wylądowali w rynsztoku. Antychrysty, upadli, demony, przewoźnicy do drugiego świata, wszyscy. Nawet biedny Charon musi zarabiać, by utrzymać się na stanowisku. – Nie ma to jak dobra reklama profesjonalnego i kompetentnego kapturnika, która kopsnie duszę na drugą stronę piekła. - Czasami nieśmiertelność jest męcząca. No, ale chyba nie o to w tym syfie chodzi. Oni zwyczajnie wierzą, że ich interwencja cokolwiek zmieni. Jeśli by miała to już dawno mielibyśmy tutaj krainę mlekiem i miodem płynącą. – Uniosła nieco brew, zarzucając długimi włosami w tył. - Póki co, widzę mor, zarazę, syfilis i zgniliznę czyli to, co zawsze.
Może było to okrutne, ale było też prawdziwe, a Nox nie miała w zwyczaju pierdolić farmazonów. Jej świat był poza wymiarami tego. Wszystko było jak piaskownice, w której przesypywano piasek z jednej strony na drugą, by zobaczyć, który zamek najdłużej się utrzyma. I to wszystko. Nie było w tym ani głębokiej filozofii ani też sensu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.14 0:59  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Przeczącym ruchem głowy udzielił niemej odpowiedzi na jej pytanie. Strach nie był słowem, który gościł w jego słowniku, o ile nie dotyczył on innych, czyli tych, którzy na ogół odczuwali obawy względem niego. Czasami rzeczywiście wystarczyło wymowne spojrzenie, by ktoś uczynił krok do tyłu, pociągając za sobą kolejne, które razem składały się na błyskawiczną ucieczkę, nie zawsze skuteczną. Wracając, nie odczuwał respektu przed władzami i siłami Świata-3. Ludzie już dawno stali się słabszym gatunkiem. Gdyby odebrano im surowce i broń, nie poradziliby sobie z bandą „biegających zwłok”. Ich siła, szybkość, a nawet percepcja zmysłów nie mogły równać się z tymi, które posiadali Wymordowani, których – co prawda, nie w każdym przypadku – jedyną wadą mogło być jako takie zacofanie i zezwierzęcenie.
I dlatego właśnie to tylko strata czasu. Nie lubię tracić czasu, pomimo tego, że mam go całkiem sporo. Liczyłem na więcej rozrywki, a od kilku wieków nic się nie zmienia ― podsumował, a jego górna warga uniosła się nieco wyżej, ukazując jeden z zaostrzonych kłów w wyrazie niesmaku. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, nim kamienna maska powróciła do łask, znów tworząc wokół niego aurę surowego władcy, niezadowolonego ze sprawowania się swoich poddanych. Nic dziwnego – w takich warunkach całkiem łatwo było zatracić wiarę w ludzkość. Mógł tylko być dumny z tego, że od jakiegoś czasu już pełnoprawnie był ponad nimi. I wcale nie musieli się z tym zgadzać. ― Z drugiej strony wcale nie musi tu przychodzić. Mieszkańcy miasta nawet nie mają pojęcia o tym, przed czym są chronieni. Żadne z tych pokoleń nie widziało na oczy walki, a ci, którzy mieli tę wątpliwą przyjemność, zostali wyeliminowani, byleby tylko nie puścić pary z ust. Koniec końców staną się większym zagrożeniem dla samych siebie niż my dla nich. ― Rozłożył ręce w bezradnym, ale i w nieprzejętym geście, by zaraz pozwolić im na to, by opadły swobodnie. Nie interesowało go to, jak szybko się to skończy, ale chętnie popatrzyłby, jak zabijają siebie nawzajem. Co byłoby, gdyby trzy czwarte miasta dowiedziało się, że tam, za murami, znajduje się znacznie gorszy świat? Świat, w którym nie było aż tak kolorowo, a to, co ludzie mieli pod nosem, oni musieli zdobywać siłą, do czego często potrzeba było masy cierpliwości. Wymazanie ze słowników słowa „bieda” wcale nie oznaczało, że nagle to, co kryło się pod jej pojęciem, przestanie istnieć. Mieszkańców przyzwyczajano do wygody i luksusu, zatem był pewien, że gdyby postawiono ich w samym centrum chaosu, nie mieliby pojęcia, co robić i jak się ratować. Ta cholerna utopia robiła z nich marionetki, choć o tyle bezużyteczne, że ich sznurki pękłyby od razu, nieprzygotowane do większych wyzwań.
Żałośni aż mdli.
Ryan nie poczuł się zrażony znużeniem białowłosej. W końcu nie robił tego, by ją rozerwać, a uznał, że teraz miał odrobinę czasu, by doprowadzić się do względnego porządku. Chwila odpoczynku we własnym domu zwykle wiązała się z tym, że koniec końców i tak będzie musiał wyjść. Ponieważ do tej pory miał problemy z zasypianiem, nawet nocna pora wydawała się być idealna na przechadzki, choć mroźna pogoda już niekoniecznie. Jeszcze nie miał żadnych planów, ale wszystko przeważnie udało mu się wymyślać na bieżąco lub dziwnym trafem rozrywka sama wpadała mu w ręce.
Jestem realistą. Nie wierzę w nic, czego nie widziałem na oczy. Równie dobrze nawet oni mogli sobie go uroić. Kto wie? Może ćpają to samo ― mruknął i zmarszczył nos. W wykonaniu innej osoby zapewne brzmiałoby to jak dobry żart, ale w tym wypadku przypominało raczej suchą teorię. ― To jak z chorymi psychicznie. Odmienne spojrzenie na świat nakazuje ich odseparować, żeby nie szkodzili odpowiednio sprawującym się pieskom. ― Brakowało tu wymownego szczeknięcia na koniec. Mężczyzna nachylił się, żeby sięgnąć po wcześniej zrzucone z siebie spodnie. Przez chwilę wydawał się być kompletnie niezainteresowany rozmową (jakby kiedykolwiek wyglądał na zainteresowanego) i zaczął opróżniać kieszenie, w których zostawił swoje „skarby”. ― To tylko dowód na to, że Bóg, o którym tyle pierdolą, wcale nie był na tyle potężny, by dać swoim dzieciom pełne pole do popisu. Zresztą brak im siły przebicia.
Spodnie z opróżnionymi kieszeniami opadły na ziemię, zaś ciemnowłosy wsunął wszystkie przedmioty do kieszeni, choć zanim zapalniczka trafiła do jednej z nich, obracał ją przez chwilę w palcach, przypatrując się jej połyskującej srebrem powierzchni.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.14 13:54  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
[Tu kiedyś pojawi się piękny i merytoryczny post. Na razie go nie ma, ale Fucker bardzo chce uciec od Nox, więc feel free, zw x2 i pieprzyć zasady. Uzupełnię treścią, jak mi przyjdzie cokolwiek do głowy i mi się zechce to skleić w jakąś spójną całość.
Pozdrowienia z wątrobą. ]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.14 16:23  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zapieprzanie przez śniegi wcale nie było wygodne, a śnieżyca ani myślała ustąpić. Płatki śniegu niesione silnym wiatrem nadal uparcie uderzały o odsłoniętą skórę, przyczepiały się do ubrań, na których później miały stopnieć. W warunkach, w których żyli, trudno było o to, by w szybki sposób wysuszyć zimą przemoczone ubrania, ale nie to było teraz zmartwieniem Ryana. Szkopuł tkwił w tym, że w tę beznadziejną pogodę musiał taszczyć ze sobą dodatkowy balast w postaci drobnego, poobijanego chłopaka. Jeśli chodziło o ciężar, Ailen nie był dla niego wyzwaniem, a można nawet rzec, że czuł się jakby taszczył ze sobą worek pierza. Może zasługę w tym miało to, że kot prawdopodobnie nie jadał wiele w ostatnich dniach, ale i bez tego szatyn nie miałby z nim problemu. Tak czy inaczej do utrzymania sługi musiał użyć obu rąk, bo tym razem przewieszenie go sobie przez ramię byłoby niewykonalne, a przynajmniej nie, jeśli chciał się obyć bez bolesnych jęków podczas drogi do domu, która dziś dłużyła się niemiłosiernie. Pewnie dlatego, że odsłonięte palce powoli zaczynały mu odmarzać. Co jakiś czas nawet Kurt mógł poczuć, jak Jay zgina je mocniej i prostuje na nowo kilkakrotnie, upewniając się, że jeszcze nie stracił w nich czucia. Kaptur już dawno całkowicie zsunął się z jego głowy, przy czym aktualnie nie miał żadnej możliwości by go poprawić. Mokre kosmyki włosów lepiły mu się do twarzy, ale przynajmniej już nie roztrzepywały się na wszystkie strony, ale nawet to nie sprawiało, że czuł się bardziej komfortowo. W takiej sytuacji pozostawało mu jedno wyjście, ale z niego nie skorzystał. Skoro przeszedł już tyle, mógł wytrzymać jeszcze trochę, nie wrzucając kota do pierwszej lepszej zaspy. I tak mieli sporo szczęścia, że nic nie stanęło im na drodze, bo ostatnim, czego teraz potrzebował, było opóźnienie jego wędrówki do domu.
Ciemnowłosy zatrzymał się tylko raz, gdy w pobliżu przewinął się jakiś wymordowany, ale najwyraźniej sam szukał sobie jakiegoś schronu przed śnieżycą, więc nie zwracał uwagi na otoczenie. Nierozsądne, ale korzystne dla nich. Po tym bardzo krótkim postoju, zanim dotarli do chaty, minęło może jeszcze dziesięć minut. Na przedsionku śnieg nie był już w stanie ich dosięgnąć przez zadaszenie. Grimshaw nacisnąwszy klamkę łokciem, pchnął drzwi, które otworzyły się przed nimi z nieprzyjemnym skrzypnięciem, po czym błyskawicznie wsunął się do środka, zamykając za sobą. Drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem. W gruncie rzeczy nie było tu najcieplej, ale mimo wszystko dało się odczuć niewielką różnicę, która sprawiała, że mimo wszystko było tu znacznie lepiej niż na zewnątrz.
Przynajmniej tyle dobrze.
Usadził Kurta na podłodze pod ścianą i znów przykucnął obok. Równocześnie obiema rękami pociągnął za sznurowadła jego butów, które rozwiązały się z niewielkim oporem, Później, poluzowawszy ich ucisk, zsunął buty z jego nóg i odrzucił je niedbale na bok. Dopiero gdy pozbył się własnych butów, ponownie podniósł służącego i skierował się w stronę materaca. Tym razem lądowanie było miękkie, ale Ai wciąż nie otrzymał możliwości, by położyć się i zasnąć, gdyż jego plecy ponownie spotkały się ze ścianą. Wszystko wskazywało na to, że to jeszcze nie był koniec. Trudno, żeby tak było, skoro skończył zmasakrowany.
Odkąd się tu znaleźli, szarooki w gruncie rzeczy ani razu nie spojrzał na twarz chłopaka. Właściwie na chwilę zostawił go samego i zniknął w swoim pokoju, gdzie pozbył się przemoczonego płaszcza, któy rozłożył na skrzyni. Gdy wrócił go salonu, najpierw zatrzymał się w progu, wysuwając z kieszeni zapalniczkę, za pomocą której odpalił lampę naftową, wiszącą obok drzwi. Słabe światło dało lepszy wgląd na jego niezadowolony wyraz twarzy i chłodny błysk w oczach, który wręcz miażdżył pokiereszowanego Sullivan'a. Tak, znacznie lepiej było, gdy jednak na niego nie spoglądał.
To ten moment, w którym zastanawiam się, czy powinienem ci pomóc czy jednak złamać drugie przedramię ― mruknął ze sporą dawką sceptycyzmu w głosie. Gdzieś tam kryło się także wyczekiwanie. Kot wciąż nie powiedział nic na temat tego, jak do tego doszło ani gdzie w ogóle się szlajał przez ten cały czas, choć w gruncie rzeczy szatyn nie był szczególnie zainteresowany żadną ze spraw. Mały czasami po prostu powinien wykazać się większą pokorą, a nie robić, co mu się żywnie podoba. Nie, gdy jego życie już nie zależało od niego.
Niezależnie od tego, czego aktualnie chciał, podszedł bliżej i uklęknął obok na materacu, który ugiął się pod jego ciężarem. Wyciągnął ręce i wsunął je za kark Charta, nie zważając już na to, czy mu się to spodoba czy nie. Rozplątał supeł i zdjął z niego szalik, odkładając go na bok. Później stało się coś, z czego ciemnooki bynajmniej nie mógł być zadowolony, szczególnie po ostatnim zajściu, ale Ryan i tak bezapelacyjnie zacisnął palce na materiale jego swetra i koszulki, która znajdowała się pod nim, po czym zaczął unosić je do góry. I tak były całkowicie przemoczone i bezużyteczne.
Podnieś rękę. ― To definitywnie był rozkaz. Jednocześnie sprawdzał, czy zrobi to po dobroci. Już teraz srebrzyste tęczówki przyglądały się w oceniający sposób odsłoniętemu już brzuchowi. Znów nie można było sprecyzować, co ciemnowłosy miał na myśli, ale raczej w tej chwili mogło chodzić wyłącznie o dokładniejsze przyjrzenie się wszelkim obrażeniom. Chociaż... kto go tam wiedział.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.14 20:55  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Ailen nie skakał z radości, gdy po raz pierwszy od grubo ponad miesiąca wyczuł znajomy mu zapach pana, tak też i w tym momencie nie zamierza okazywać jakiejkolwiek radości, będąc absolutnie pewnym, że jego wcześniej wspomniany właściciel, zaraz udzieli mu pomocy. Był kotem, nie psem. Nie będzie wiernie za nim latał z roześmiany pyskiem. Absolutnie nie miał też w obowiązku merdać ochoczo ogonem na jego widok. Nawet aportowanie idzie mu z wielkim ociąganiem, bo każde zlecone przez Ryana zadanie, komentował jako coś kompletnie niepotrzebnego i bardzo się ociągał z realizacją. Zazwyczaj oczywiście zawsze starał się dogodzić Ryanowi w kwestii danych przez niego misji, bo jak już coś robić to porządnie, ale gdyby miał wybierać, to z miłą chęcią zamieniłby życie szarookiego na kubek taniego, biedronkowego kakao, choć po ostatniej styczności z tym przepysznym płynem, miał trochę mieszane uczucia co do niego. Tak czy siak, to i tak lepsze, niż sadystyczny skurwiel, prawda? I różnicy zbyt wielkiej się nie odczuje, bo obie rzeczy pachną niemal tak samo – czekoladą. Wracając jednak do tematu, Ailen mógł wydać się cholernie niewdzięcznym gnojkiem. Oczywiście oczekiwał pomocy od Ryana, jednak cały czas miał tę świadomość, że jego pan udziela mu ją z łaski. „Zabawka się zepsuła, to sobie ją naprawię, skoro już tyle lat ją u siebie trzymam”. Kurt rzecz jasna nie miał do Jay’a co do tego żadnych pretensji. Sam nie wykazywał się zbytnią wdzięcznością. Nie wiadomo czy było to spowodowano wadliwym stanem przytomności chłopca, czy też jego prawdziwą, zepsutą naturą, ale szarooki nie miał nawet na co liczyć w kwestii zmiany zachowania. Dalej to ten sam pyskaty gnojek, który dobry jest tylko w wyżeraniu zapasów z lodówki. Pewnie Grimshaw i tak nie oczekiwał od Kota żadnego „dziękuję”, ale jeśli liczył, że pewnego dnia Ai stanie się trochę bardziej użyteczny, to może się nieco pomylić. Nikt nie wie, co się stanie w przyszłości, ale raczej żadna rzecz nie byłoby w stanie skłonić Charta, aby chociaż przykładał się do swojej funkcji przykładnego sługi.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG I co miał robić? No właśnie. Nic. Nie potrafił wymówić słowa, a otworzenie jednego oka wiązało się z niewyobrażalnym wysiłkiem, więc chyba głupotą byłoby oczekiwać od Ailena czegoś więcej, niż tylko samego istnienia. Zresztą trząsł się jak galaretka, z trudem wydychając powietrze, które przy obecnej temperaturze, natychmiast zamieniało się w kłąb pary, więc, no.. prędzej mu do bycia martwym, niż żywym i to nawet z pominięciem faktu, że zalicza się do Wymordowanych, którzy tak na chłopski rozum, są jak zombie, żywe umarlaki. Nie protestował przy niczym, a lekką falę bólu, postanowił skomentować tylko grymasem. To nie był odpowiedni czas, żeby robić problemy o błahostki, więc lepiej było po prostu spróbować to znieść z zaciśniętymi zębami. Zresztą, najbardziej z tego wszystkiego nie podobał mu się fakt, że musiał robić za jakąś pieprzoną księżniczkę. Ryan wziął go na ręce, niemal identycznie jak pannę młodą, przenoszoną przez próg. Kurt i w tym wypadku nie miał na co narzekać, bo chyba to lepsze, niż zaiwanianie na piechotę, ale… za blisko. Po prostu. Cały czas czuł swego rodzaju urazę do szarookiego, a robienie za jego dzieciątko na rękach, raczej mu się nie uśmiechało. Jedynym faktem, który mu to wszystko wynagradzał było ciepło bijące od Jay’a. Jak każda mniej lub bardziej żywa istota, miał jakąś tam temperaturę ciała, która przyjemnie ogrzewała zmarzniętego Ailena, choć trzeba przyznać, że robiła to w raczej nikłym stopniu. Wiatr i tak owiewał mu przemoczony tyłek i zakrwawioną twarz, ale.. no.. i tak jest sto razy lepiej, niż w zaspie śnieżnej z twarzą w białym puchu.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Przez całą drogę próbował zachować przytomność, choć momentami było mu naprawdę ciężko. Osłabienie mocno dawało mu się we znaki, a niemożność swobodnego otworzenia oczu, skutecznie przemawiała za tym, aby jednak sobie odlecieć. Mimo wszystko dzielnie wytrwał, odpływając właściwie tylko jeden raz i to na całkiem krótko. Ryan mógł wyczuć, że przez jeden moment ciało Ailena, dotychczas mocno napięte, drżące przez zimno, nagle się rozluźniło i zawisło jak taka szmaciana lalka. Zasnął jednak akurat przed tym jednym postojem Ryana, więc jego stan błogiej nieświadomości trwał nie dłużej, niż kilka minut.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Dom, kochany dom. Różnica temperatur nie była jakaś zaskakująco duża, ale jednak wyczuwalna, choćby dlatego, że w budynku nic nie padało Ci na głowę i nie dostawałeś po mordzie od niesfornego, zimowego wiatru. Nawet to, że ten teren należał w zupełności do Ryana, nie był w stanie zepsuć faktu, że Ailenowi niemal od razu zrobiło się odrobinkę lepiej. No, ciekawe na jak długo...
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Ponownie dał ze sobą zrobić wszystko – jaki idealny partner łóżkowy~ - włączając to kilkukrotne podnoszenie, usadzanie pod ścianą, na materacu, zdjęcie butów.. normalnie jakby był jakąś zabaweczką. Bardzo go to irytowało, bo choć sam by sobie nie poradził to.. to dalej to był Ryan. Sama jego obecność była porównywalna do borowania zęba piła mechaniczną, a każdy jego dotyk spotykał się z pełnym odrazy grymasem na twarzy Ai’a. Co prawda dopiero po jakimś czasie wyraźnie dał do zrozumienia, że cała ta sytuacja mu się nie podoba. Mianowicie otworzył ślepia. Śnieg i wiatr już nie drażniły jego oczu, więc mógł sobie na to pozwolić, choć dalej miał je trochę przymrużone. Mimo wszystko… patrzył z delikatnym gniewem i odrazą. No, nie powinien, ale taki już ma charakterek, a Ryan winien być przyzwyczajony do niechęci sługi. Szczególnie, że ten szmat czasu temu rozstali się w takich beznadziejnych warunkach. Trudno oczekiwać od Kotka, że będzie się do niego szczerzyć.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Zrobił po dobroci. Opór byłby bezcelowy, a ponarzeka sobie kiedy indziej, może wtedy, kiedy wrócą mu siły, albo przynajmniej przestanie dygotać z zimna. Posłusznie podniósł rękę i natychmiast zacisnął mocniej powieki, ponieważ ból wydał mu się nie do zniesienia. I nie odezwało się tylko przedramię. Cały odrętwiał i nagle poczuł, jak wszystko go niemiłosiernie piecze. W szczególności odsłonięty brzuch i klatka piersiowa. Dawna rana po oparzeniach dalej była widoczna, acz trochę już przyblakła i ładnie się zagoiła. Z pewnością jest do zasługa spotkanej niedawno anielicy, ale mniejsza. Trudno jest zwrócić uwagę tylko na dawne skazy, skoro przybyło mnóstwo nowych. Siniaki, zadrapania, głębsze rany…


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.14 23:24  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Ailen oszczędzał ciemnowłosemu sporo czasu tym, że postanowił się nie rzucać. Jeszcze brakowałoby tu kolejnej kłótni, choć Ryan często nieumyślnie takowe prowokował. Jego sposób bycia był o tyle specyficzny, że nie każdy miał nerwy ze stali, by temu sprostać. Trudno zachować zimną krew, gdy ktoś na każdym kroku zdecydowanie podejmuje się słownego ataku, z którym wolałoby się nie mieć do czynienia. Nie do wszystkich docierało, że mężczyzna już po prostu tak miał. Beznadziejne podejście do innych mogłoby kończyć się wyłącznie na chłodnych spojrzeniach, ale niektórzy nawet z nimi mieli problem. Jedynym jego plusem było to, że przy swojej aparycji, większość osób wolała jednak nie wychylać się w jego obecności. Wyglądał na kogoś, kto bez problemu przetrąciłby szczękę drugiej osobie, gdyby uznał to za konieczne, ale i na takiego, który pod maską oziębłego skurwysyństwa ukrywał swoją zdolność do pochopnych działań. Mało kto wierzył w stoickie opanowanie Wymordowanych. Kurt akurat miał to nieszczęście, że znał go znacznie dłużej niż przeciętni znajomi (może nie wszyscy, ale osiemnaście lat to wciąż sporo), co nie zmieniało faktu, że na wiele rzeczy nie mógł sobie pozwalać, a bunt okazywał jedynie poprzez wieczne oddalanie się na kilka dni i nieprzyjazne spojrzenia, z których Grimshaw niczego sobie nie robił.
Teraz też miał to gdzieś, bo nieprzejęty zachowaniem swojego sługi i wszelkimi oznakami na to, że poczułby się znacznie lepiej, gdyby jego właściciela nie było w pobliżu, nie zamierzał się wycofać. Kot najwyraźniej nie był na tyle niezadowolony, by syczeć, prychać i usiłować się wyrywać, byleby tylko nie skończyć częściowo obnażony przed kimś, kto jeszcze jakiś czas temu prawie wykorzystał go w obdzierający z godności sposób. Trzeba przyznać, że przynajmniej tym razem zachował się rozsądnie, zdając sobie sprawę z tego, że nie poradziłby sobie ze znacznie większym od siebie Opętanym, który fizycznie czuł się wręcz znakomicie w przeciwieństwie do Kurta, który mógłby być już martwy, gdyby nie jego pierdolone szczęście. Zawsze mogło być lepiej, ale jeżeli w grę wchodziło życie wiszące na włosku i jeśli to życie choć trochę się ceniło, każda pomoc była na wagę złota. W takich chwilach to, że nie miał do czynienia z seksowną ratowniczką rodem ze Słonecznego Patrolu, nie miało aż tak wielkiego znaczenia, więc nie było sensu kręcić nosem. Dobrze, że znał swoje miejsce i miał świadomość tego, że sam nie zdziałałby za wiele i mimo wszystko ktoś musiał zająć się nim jak poszkodowanym zwierzątkiem. No masz, nawet siedział w miarę cicho, jak na pupila przystało! Teraz tylko wystarczyło sprawdzić, jak głośno będzie piszczał, gdy znów przyjdzie mu zmierzyć się z bólem. Aktualnie trudno było orzecz, czy najgorsze było już za nim czy dopiero przed nim.
Szarooki zsunął koszulkę i sweter ze zdrowej ręki chłopaka, następnie przełożył go przez głowę, jeszcze bardziej niszcząc jego fryzurę, choć trudno było o to, by z tą zmasakrowaną gębą i mokrymi włosami wyglądał bardziej „apetycznie”. Na koniec poszła złamana ręka, z której już wolniej zsunął przemoczone ubranie, po czym odrzucił je na podłogę. Aktualnie już nic nie przeszkadzało mu w przyjrzeniu się zmasakrowanemu torsowi Sullivan'a. Wszędzie siniaki, rany, poparzenia, a i nawet widoczne żebra wcale nie prezentowały się najlepiej, ale mężczyzna nie zdradził żadnego przejęcia. Ten widok nie robił na nim wrażenia. Najpewniej zareagowałby w ten sam sposób, gdyby przyszło mu oglądać wybebeszone zwłoki swojego służącego. Cóż, witamy w świecie skurwieli. Jeszcze zimne opuszki palców naparły na posiniaczone okolice żeber, badając czy ciemnooki przypadkiem nie nabawił się dodatkowych złamań. Szybko okazało się, że był wyłącznie poobijany, co nie zmieniało faktu, że Jay postępował z nim w niedelikatny sposób, nawet nie sprawdzając, czy jego twarz nie krzywi się w cierpiętniczym wyrazie, gdy przekracza pewną granicę. Dla niego nie istniały żadne limity, a przynajmniej nie teraz. Jego spojrzenie zatrzymało się na złamanym przedramieniu, w który wydawał się tkwić podstawowy problem.
Zrobię to tylko raz ― uprzedził z góry, przesuwając palcami po obszarze złamania. Nie posiadał żadnych magicznych zdolności, które pomogłyby mu uleczyć złamanie w mgnieniu oka, ale jego czas też kosztował, a on nie zamierzał tracić go przez nieudolność Ai'a. Zamiast zająć się służącym od razu, podniósł się i skierował swoje kroki do łazienki. No tak – trudno było się obyć bez podstawowych rzeczy. Pomimo tego, że sam nie potrzebował opatrunków z oczywistych względów, gdzieś tam walały się jakieś stare opatrunki, które zgarnął razem z jakąś tajemniczą buteleczką wypełnioną substancją, której działanie póki co było znane tylko jemu. Przewiesił sobie jeden z ręczników przez ramię, zgarnął jeszcze większą butelkę wody, po czym wrócił do salonu, ale tylko po to, by przejść do kuchni. Przez chwilę słuchać było jak kolejno otwiera i zamyka szafki, czasem z pomieszczenia dobiegało też ciche szuranie, które świadczyło o tym, że szukał czegoś odpowiedniego. Najwyraźniej to, że nieco mu się dłużyło, nie przyprawiało go o euforię, bo w międzyczasie zaklął pod nosem, ale koniec końców Ailen znów musiał zmierzyć się z jego widokiem.
Mężczyzna ponownie znalazłszy się obok, postawił nieco zdezelowaną, ale całkiem sporą miskę na materacu, a obok niej wylądowały bandaże, lek, woda i jakaś listwa, z której musiał ogołocić kuchnię, gdy w niej przebywał. Na razie większość z nich i tak była niepotrzebna, bo nie chciał skupiać się na obmywaniu ran, dopóki przedramię chłopaka nie prezentowało się za ciekawie. To za nie zamierzał zabrać się w pierwszej kolejności. Chwycił złamaną kończynę już pewniej i zaczął zaciskać palce w miejscu, w którym widoczne było nienaturalne załamanie. Starał się orientacyjnie wyczuć pod opuszkami powierzchnie kości.
Nie krzycz za głośno. ― Bo co? Obudzi sąsiadów? Trzeba przyznać, że było to mało pocieszające. W dodatku nie zastosował żadnego odliczania. Po prostu na początku szarpnął mocniej za jego rękę, a później zabrał się za prawidłowe nastawianie kości, które też nie należało do najprzyjemniejszych doznań. Tego zabiegu nie dało się nazwać humanitarnym – brakowało tu znieczulenia, poszanowania pacjenta i przede wszystkim kogoś, kto miałby jakiś certyfikat na to, co robi, ale Desperacja nie była światem, w którym można było pozwolić sobie na takie luksusy na każdym kroku. Srebrnooki i tak zachowywał się jak ktoś, kto mimo wszystko wiedział, co robi, bo w pełnym skupieniu śledził własne poczynania, które jednocześnie miały wbić Kotu do głowy, żeby starał się unikać na przyszłość podobnych obrażeń.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.14 21:19  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Nie rzucał się, ponieważ uznał, że jest to w tej sytuacji absolutnie niepotrzebne. Nie zamierzał się szarpać, nawet jeśli w chwili obecnej lubił Ryana mniej, niż zazwyczaj, co wiąże się z okolicznościami ich poprzedniego rozstania. Gdyby wspomniana sytuacja nigdy nie miała miejsca, możliwe, że teraz Kot czułby się zupełnie inaczej w obecności swojego pana. Fakt, że czasami szarooki potrafił nieźle wkurwić i to nawet jednym głupim słowem czy gestem, ale Ai zdążył już do tego wszystkiego przywyknąć. Ba, były chwile, gdzie można było uznać jego towarzystwo za całkiem znośne. Czarnowłosy siedział sobie zwykle na swoim materacu w dużym pokoju i albo coś cicho chrupał pod nosem, albo po prostu sobie bytował. I tak było przez całe osiemnaście lat jego służby u Ryana, więc chyba wiadomo, że czasami musieli sobie razem pogadać. Niestety nigdy nie były to rozmowy jakoś szczególnie wylewne, ale w niektórych dało się odczuć całkiem przyjazną atmosferę. No, przyjazną, jeśli się oczywiście miało zamknięte oczy, albo patrzyło w sufit, bo sam widok Jay’a nie przywodził na myśl sympatycznego kolesia. Ale - jak to mówią niektóre osoby – do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet do tego, że Twój pan nie posiada czegoś takiego jak mimika, ale w gruncie rzeczy jest całkiem rozważny i w większości przypadków nie robi niczego bez potrzeby. Stąd też kiedy się nie kusi losu i choć przez jeden dzień zachowuje jak przykładny podnóżek, chwile spędzone z Ryanem nie przyprawiały Ailena o zgrzytanie zębami. No, ale w chwili obecnej trochę brakuje mu do tytuły Sługi Roku, więc miło nie jest.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG No, ale to, że słusznie uznał iż nie należy się rzucać i buntować, wcale nie oznaczało, iż faktycznie nie miał ochoty ugryźć swojego pana w łapę. Myśli cały czas krążyły mu po łepetynie, acz były raczej trochę chaotyczne. Cały czas był nieźle otumaniony i choć patrzył na Ryana z nieukrywaną złością i odrazą, to i tak jego spojrzenie było raczej mętne. No, a do tego dochodzi jeszcze to cholerne osłabienie, które sprawia, że nawet głupie podniesienie ręki, było jak dźwignięcie stukilogramowej bryły metalu. Był taki osłabiony, że z trudem utrzymywał otwarte powieki. Poza tym.. dalej było mu zimno. Szkoda, że zmarnowała się taka cudowna okazja do rozgrzania. Całkiem przystojny, niegrzeczny chłopiec właśnie ściąga z Ciebie ubranie, a to nawet Cię nie rozgrzewa od środka! Marnotrawstwo chwili-.. Tak czy siak, Ai caluteńki dygotał, bo choć zdjęcie z niego przemoczonego odzienia było raczej nieuniknione, to mimo wszystko temperatura w pomieszczeniu robiła swoje i skutecznie wprawiała mniejszego Wymordowanego w drgania.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Kot skrzywił się, gdy poczuł lodowate opuszki palców właściciela na swoim torsie. Właściwie to już nawet nie chodziło o nieprzyjemne skojarzenia odnośnie bliskości Dobermana względem ciała Sullivan’a, a o sam ból, który wywoływał. Przesuwając ręką po jego siniakach i pomniejszych ranach, wyraźnie się skrzywił, a nawet – uwaga, szok – wydał cichutki jęk, mocniej zaciskając powieki w grymasie cierpienia. Był tak otępiony, że właściwie było mu wszystko jedno w jakim celu Ryan znowu pcha się do niego z łapami, ale gdyby tylko trochę się rozbudził, na pewno zrozumiałby przyczynę i.. no.. tyle. Nie miałby mu tego za złe, choć i tak teraz nie ma, bo najzwyczajniej w świecie nie kontaktuje.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Zrobię to tylko raz.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Niemrawo spojrzał za nim i.. i w sumie tyle. Wzrok miał cały czas zwrócony w stronę pomieszczenia, w którym aktualnie przebywał Ryan i choć usilnie starał się wytężyć swój słuch i wzrok, aby cokolwiek z tego wszystkiego wywnioskować, to i tak nie wyszło mu to zbyt dobrze. No, ale na szczęście po jakimś czasie jego pan wrócić z potrzebnymi rzeczami i w końcu się nim jakoś zajął. W sumie.. chyba jednak wolałby drobną Bernardynkę jako swojego lekarza, bo Jay obchodził się z nim wyjątkowo niedelikatnie, ale czego można się spodziewać po okrutnym Dobermanie? Ból od razu przeszył jego rękę, gdy Ryan tylko mocniej za nią złapał i kilkukrotnie ponaciskał, sprawdzając gdzie właściwie jest pęknięta kość. Ailen już chciał zgłosić jakiś bezużyteczny sprzeciw, kiedy to… natychmiast przypomniano mu, że żyje. Good job, Grimshaw.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylGAUUUUU! KURWA! PRZESTAŃ! NIEE.. ZA MOC- AUUCH- SJKJAS RYAN! STOOOP… KURWA!! JA PIERDOLĘ! ALE KUREWSKO NAPIER- AUUUCHJDSnie było za głośno~? No, nie ma się Kotu co dziwić. Przypadkowe stukniecie o świeży siniaczek może być bolesne, a co dopiero nastawianie kości i to w dodatku w iście nieprofesjonalnym stylu? Kurt niemalże od razu zapomniał o szczypiącym chłodzie, palącym torsie i bolącej głowie, przez co sprawiał wrażenie maksymalnie rozbudzonego. Ból skutecznie zmusił go do przebudzenia się ze stanu kompletnego zamroczenie i teraz poniekąd zaczynał trochę ogarniać. Nawet się trochę żwawszy zrobił. Dopiero teraz mimowolnie zaczął się szamotać. Może nie tak, żeby wyrwać swoją rękę spod opieki Ryana, ale trochę wierzgnął nogami i mocniej wbił się w ścianę, o którą był oparty. Nawet głosu nie miał urywanego od ciągłego drżenie, choć kiedy w końcu się zamknął szczęka latała mu niemiłosiernie, a w kącikach oczu zebrała się symboliczna, jedna łza. Bolało jak cholera.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.14 15:34  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Niehumanitarne zachowanie wcale nie było oznaką tego, że się na tym nie znał. Nie bawił się w lekarza pierwszy raz w życiu, a ciężkie warunki często zmuszały do praktykowania dziedzin, z którymi wcześniej nie miało się styczności i nigdy nie sądziło się, że kiedykolwiek będzie się tę styczność miało. Świat na pewno był Ryanowi wdzięczny za to, że w większości przypadków nie palił się raczej do pomocy, ale Ailena spotkało to nieszczęście i teraz nie miał już innego wyjścia jak tylko dotrwać do końca „zabiegu”. Gdyby wciąż był zwyczajnym chłopcem i zamieszkiwał Świat-3, w tej chwili znajdowałby się pod opieką jakiegoś uprzejmego lekarza, który uspokajałby go wyuczonymi formułkami, chociaż istniało duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie musiał żyć w Desperacji, w ogóle nie doszłoby do poważniejszych uszczerbków na zdrowiu. Grimshaw też nie był szczególnie zadowolony, kiedy służący zaczął się wydzierać. Uszy więdły od krzyków Kurta, gdy zachowywał się jakby co najmniej palono go żywcem. Rozumiał, że nie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że co ich nie zabije, to ich wzmocni albo wkurwi, ale czy chwila bólu była gorsza od śmierci, którą miał już za sobą?
Ciemnowłosy postanowił na chwilę przestać i uniósł zrezygnowany wzrok na twarz poszkodowanego, który w swoim nagłym ataku paniki, na pewno nie miał możliwości zorientowania się, że jego właściciel na chwilę przestał go katować swoimi niecodziennymi metodami leczenia. Trzeba wziąć pod uwagę to, że gdyby nastawianie kości było przyjemnym doznaniem, każdy chciałby łamać je sobie umyślnie, a ilość masochistów na tym świecie byłaby większa, niż dotychczas. Przenikliwe zwierciadła duszy już samym swoim spojrzeniem chciały przekazać mu, żeby się zamknął. Jeden z kącików ust zakrzywił się w dół, prezentując dezaprobatę dla jego wytrzymałości poniżej normy. Jeżeli równie głośny był w łóżku, szarooki powinien cieszyć się, że ostatnio poprzestał wyłącznie na dotyku. Jeszcze zanim nastała cisza, szatyn zdążył oprzeć złamaną rękę Ai'a na swoim udzie i sięgnąć po niewielką buteleczkę, którą szybko odkręcił. Przysunął gwint do ust i przechylił szklane naczynie. Gorzki i niezbyt przyjemny smak od razu ugodził jego podniebienie i język, ale na całe szczęście ten nie był przeznaczony dla niego. Nie przełknął. Z ociąganiem zabezpieczył lek zakrętką i odłożył go, aż wreszcie Kot spotkał się z silnym uściskiem palców na policzkach, który z każdą chwilą robił się mocniejszy i zmuszał go do rozchylenia ust, niezależnie od jego woli. Jego działania były tak ostentacyjne, że to, co miało się za chwilę stać było przewidywalne. Opętany nigdy się nie patyczkował, a gdy istniały też inne sposoby na wykonanie czegoś, zawsze wybierał tę metodę, która przyprawiłaby drugą stronę o mało pozytywne odczucia. Jakby teraz młodszemu wymordowanemu nie było już wystarczająco źle.
Nie miał możliwości ucieczki.
Mężczyzna oparłszy się jedną ręką o ścianę, tuż obok głowy młodzieńca, przysunął swoją twarz niebezpiecznie blisko jego. „Niebezpiecznie” oznaczało tu tyle, co „nie obyło się bez bezpośredniego kontaktu”. Chłodne usta przylgnęły do zakrwawionych warg Ailena, a dziwaczna delikatność pierwszego momentu być może była nawet kojąca, ale koniec końców należało pogodzić się z tym, że gest ten nie miał nic wspólnego z próbą uspokojenia pupila. Korzystając z okazji, że jego wargi zdążyły się już rozchylić, zadarł podbródek Kurta wyżej, po czym niegroźny dotyk zamienił się pocałunek, w którym nieprzyjemny był prawdopodobnie tylko gorzki smak substancji, którą zamierzał go naszpikować, a o odrazę przyprawiała wyłącznie świadomość, że całował go ktoś, kogo równie dobrze mógłby wziąć za swojego wroga numer jeden. Znowu pozwalał sobie na za wiele, ale wedle własnego mniemania miał do niego pełne prawo. Zamierzał też dopilnować, by środek przeciwbólowy znalazł się w jego gardle. Prawdę mówiąc, zachowywał się tak, jakby to, co robił miało jakieś znaczenie, jakby pocałunek był zaledwie wstępem do perwersyjnych zabaw. Ale nie po to się tu znaleźli. Gdy był już pewien, że nie pozostawił słudze żadnego wyjścia, oderwał się od niego, choć uprzednio jego zęby zahaczyły zadziornie o dolną wargę chłopaka. Otarł swoje usta wierzchem dłoni, obrzucając Charta upominającym spojrzeniem, a tym samym uwolnił jego policzki.
Lek przeciwbólowy. Może skończysz wydzierać się jak popierdolony ― mruknął bez wyrazu. Zawsze zachowywał się, jakby nic się nie stało, a teraz na domiar złego wychodziło na to, że koniecznie musiał uśmierzyć jego ból dopiero po tym, gdy najgorsze już prawie minęło. Prawie, bo za chwilę wrócił do majstrowania przy jego złamanych kościach, starając się ustawić je tak, by zrosły się prawidłowo. Trudno o to, by lek zadziałał od razu, jeszcze chwilę musiał pocierpieć, nim Ryan wypowiedział magiczne i jakże pocieszające w tej chwili słowo: ― Już.
Przytrzymał jego przedramię i podniósł z materaca kawałek drewnianej listwy, którą podłożył pod złamaną kończynę. W następnej kolejności zabrał się za jeden z bandaży, który rozwinął, pomagając sobie przy tym zębami. Zaczął owijać jego rękę nie za ciasno, ale też tak, by opatrunek był w miarę stabilny.
Jak na kogoś, kto spierdolił na tak długi czas jesteś całkiem grzeczny. Dostałeś po dupie wystarczająco mocno? ― Kopanie leżącego? Żaden problem! Ryan uznał też, że skoro Kot już tak się rozgadał, będzie w stanie odpowiedzieć na jego pytania lub chociaż urozmaicić ten nudny czas swoim ciętym językiem.
No dalej. Zaskocz mnie.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.14 22:33  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Oczywiście, że dla uratowania życia każdy jest w stanie znieść nawet najgorsze katusze, ale przecież nie wszyscy mają tak wysoki próg bólu jak Ryan. On z pewnością nigdy by się nie wydarł w takiej sytuacji. Fakt, że można mu odcinać kończyny z cudowną świadomością, że zaraz łapska ponownie mu odrosną, a takie nastawianie kości pewnie nawet i bez tej umiejętności zniósłby całkiem nieźle. Może zacisnąłby zęby i nie wydał z siebie żadnego dźwięku? Albo skomentował to wszystko pełnym politowania spojrzeniem typu „tylko na tyle Cię stać?”. No, możliwe, że nie marnowałby czasu na reakcje swojego organizmu na dostarczony ból, tylko od razu wpierdolił swojemu oprawcy? Ale Ailen przecież nie jest szarookim, prawda? Właściwie to trochę trudno ich nawet ze sobą pomylić, bo są kompletnie różni. I właśnie jednym z takich odmiennych faktów, jest to, iż Kurt nie potrafi znosić w ciszy niektórych rzeczy. Nie umie trzymać języka za zębami, gdy rozmówca aż prosi się o kąśliwą uwagę. Z wielkim trudem idzie mu bezwarunkowa akceptacja niektórych rozkazów szarookiego, bo oczywiście zawsze musi sobie pomarudzić pod nosem. Brak informowania o tym, jak się w danej chwili czuje, albo co mu w obecnej sytuacji przeszkadza też jest dosyć trudny do zrealizowania. Dlatego też, Ailen po prostu musi dać znać swojemu panu, że go to po prostu cholernie boli. Krzykiem, bo krzykiem, ale jednak. Rzadko kiedy piszczy przy szarookim, jak brutalnie gwałcona niewiasta, a niestety ostatnimi czasy, staje się to coraz częstsze. Kotu nie bardzo się to podobało, ale.. no.. przecież nie będzie się śmiać, gdy jakiś wielkolud właśnie niedelikatnie nastawia mu kość, prawda? Więc niech lepiej jego właściciel uzbroi się w cierpliwość.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Stęknął jeszcze kilka razy, nie myśląc nawet o cholernym zimnie, które właśnie chlastało go niedelikatnie po nagich plecach, mimowolnie wywołując drżenie. Teraz skupiał się tylko na rażącym bólu, przebiegającym przez całą jego rękę. Że też zachciało mu się obrać drogę właśnie w Nowej Desperacji. Może gdyby został grzecznie trochę dłużej w siedzibie organizacji i jednak zdzierżył beznadziejny stan swojej własnej nory, to teraz nie musiałby znosić towarzystwa Ryana. No, ale Los znowu postanowił spłatać mu figla i przekonać Kurta, że oczywiście może być jeszcze gorzej. Jeżeli obecność Grimshaw’a już jest dla niego irytująca, to jak biedny Koteł zareaguje, gdy przyjdzie mu znieść… smak Jay’a?
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Pierwsza reakcja? No.. w sumie to trudno ją opisać, ale była ona raczej różna od tej, którą zaprezentował Ryanowi, podczas ich ostatniego spotkania. Kurt bynajmniej nie zaczął rumienić się jak kompletna dziewica, ani też piszczeć jak bity psiak. Cóż, można uznać, że zniósł to całkiem łagodnie, choć dotychczas przymrużone, mgliste spojrzenie Ailena stało się zdecydowanie żywsze. Wytrzeszczył oczy w niewyobrażalnym zaskoczeniu, przez pierwsze sekundy po prostu nie widząc co się dzieje. Bo jak to tak? Najpierw zwija się z bólu przez naruszanie jego pękniętej kości, później czuje nieprzyjemny ścisk na swoich policzkach, zaraz po tym życie wzbogacają mu zimne, pewne, ale jednak cholernie smaczne usta Ryana, by zaraz potem podrażnić jego wyszukane kubki smakowe gorzką, niesmaczną substancją, przejawiającą się w jakimś obrzydliwym lekarstwie? Ła’da fak, moi państwo. No, ale skoro wiemy jak się teraz czuł, to skupmy się na tym, co właściwie Kurt w tej sytuacji zrobił. Mówi się, że jak kocha to połknie, ale widać istniały pewne odstępstwa od tego powiedzenia, bo choć Ailen nie pałał zbytnią przychylnością do skurwiela, to jednak posłusznie łyknął lekarstwo, niewyobrażalnie się przy tym krzywiąc. Zachciało mu się być uległym? Nie.. po prostu nie miał większego wyboru, bo Ryan zdecydowanie za bardzo na niego napierał, aby był w stanie wypluć to świństwo. Zresztą, jeszcze dostałby po łbie za takie zachowanie-.. Kiedy tylko Jay się od niego oderwał, Kot wbił w niego… trochę zbite z tropu spojrzenie. Tak, tylko trochę. W tej chwili zdecydowanie bardziej przeważało u niego wymuszone obrzydzenie i jednak szczera złość.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylGTo było niepotrzebne. – wydukał nieco głośniejszym tonem, acz dalej był od nieco zachrypnięty i wyjątkowo wymęczony. Zresztą pomiędzy poszczególne sylaby wplatały się króciutkie przerwy, związane z drżeniem z powodu wychłodzenia. – Potrafiłbym wypić to bez Twojej pomocy. – powiedział obrzucając go nieprzychylnym spojrzeniem, by zaraz znowu skrzywić się z wyrazie bólu, bo złamana kość postanowiła o sobie przypomnieć. Mimo to, Ai dalej starał się patrzeć Ryanowi prosto w oczy. Nie. Teraz się go nie boi. Albo jest zbyt oszołomiony, zbyt wściekły, albo zbyt otumaniony aby poczuć w tej chwili jakikolwiek strach… albo po prostu wrócił stary Ailen, który generalnie bardzo lubił pyskować swojemu panu, niewiele sobie robiąc z potencjalnych konsekwencji. W chwili obecnej było mu już naprawdę wszystko jedno czy został pocałowany czy nie. Boli go, nie? – A ten lek był ohydny. – wyjąkał i w tym momencie przeszedł go ponowny dreszcz, związany z mrozem, znowu atakującym jego obnażone ciało. – Zimno. – nie odrywał wzroku od pana i choć był on dalej pełen powagi, niby to spokoju, ale jednak lekkiej irytacji, to jednak dalej zmasakrowana buźka Kotka uniemożliwiała jasny przekaz jego mimiki.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Do końca zabiegu nie mówił już nic. Rzecz jasna nie umilkł na amen, bo przy mocniejszych ściśnięciach jego połamanej łapy, spinał się mocno i wydawał z siebie cierpiętniczy krzyk, ale nie był on już tak rozhisteryzowany jak wcześniej. Tyle dobrego dla Ryana. Patrz, ten to wie jak uspokoić Kota.. byleby tylko nie praktykował tego częściej. ŻART! RÓB TO DALEJ. Sullivan nie odczuł ulgi, ale cieszył go fakt, że przynajmniej ma już tą rękę w miarę ogarniętą. Jeszcze tylko rozwalona buźka, poharatany brzuch i posiniaczony tors i można uznać, że Ai został w pełni opatrzony. Tak czy siak, Kot nieco się rozbudził i choć cały czas oddychał ciężko i szybko – z powodu zimnaaa… again – to jednak coraz mniej przypominał pokrzywdzone, na wpół martwe zwierzątko. Może to lek zaczął działać? Albo to Kot uświadomił sobie, że lepiej pozostać czujnym?
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylGNie stęskniłem się. – burknął i podniósł na niego zmęczone spojrzenie.- Długo zamierzasz trzymać mnie do połowy nagiego? Zimno-.. – co on taki dzisiaj rozmowny? Jego słowa są bezczelne, ale przynajmniej upewniają w fakcie, że jakoś z tego wyjdzie. Wygląda tragicznie, ale zachowuje się tak, jak zwykle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.14 13:23  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zaskoczenie – a mogło się wydawać, że po tylu latach już nic nie jest w stanie zadziwić. Przynajmniej nie groziło im znudzenie, a przynajmniej nie Ailenowi, który jeszcze nie zdążył przekonać się o wszystkich rzeczach, do których zdolny był Ryan. I dobrze. Na pewno nie o wszystkich miał przekonać się na własnej skórze, ale taka kolej rzeczy nadawała relacjom nieco więcej dobrego smaku. Słodka nieświadomość i wieczna niepewność ubarwiały sytuacje, skłaniały do myślenia, pozostawiały po sobie mnóstwo pytań bez odpowiedzi, po które prędzej czy później i tak zechciałoby się sięgnąć, nawet ze świadomością, że wolałoby się ich nie otrzymywać. Na to i tak szanse były marne. Szarooki i tak wiecznie robił to, co chciał robić, chociaż nie wykazywał żadnych oznak tego, że w ogóle mu się to podobało. Wiele osób zdobyłoby się na wyniosły uśmiech, zauważywszy, że ich czyny przyniosły pożądany skutek, ale on nie zmieniał się niezależnie od przedstawienia, w którym brał udział. Byłby raczej marnym aktorem, ale nie musiał grać, by zatuszować kłamstwo. Nie było wiadomo, co chodziło mu po głowie, co czuł w danym momencie i kiedy w ogóle był zadowolony, jeżeli ktoś spełnił jego wymagania. A może nikt ich nie spełniał? Gdy patrzył na wszystkich z góry, to tak, jakby chciał im przekazać, że nigdy nie będą w stanie mu dorównać. Ograniczały ich ludzkie zachowania, kierowanie się zbędnymi emocjami, co sprawiało, że niewielu posunęłoby się do radykalnych metod, ponieważ własne uprzedzenia im na to nie pozwalały. Dla niego ten nic nie znaczący pocałunek nie był czymś na tyle wielkim, by przyprawić Kurta o zdezorientowanie, ale – co już było wiadome – różnili się diametralnie, dlatego brak akceptacji dla zachowań ciemnowłosego spływał po nim samym, jak woda po kaczce. Tak było również w przypadku innych komentarzy na jego temat. Przecież wiedział lepiej. Pierdolony, samozwańczy monarcha o przerośniętym ego.
„Potrafiłbym wypić to bez Twojej pomocy.”
W końcu jesteś taki zdolny i samodzielny.
Nie spojrzał na niego, skupiając wzrok na bandażu, ale w tej chwili pociągnął za koniec opatrunku mocniej, chcąc przypomnieć mu, że z tym jednak nie poradził sobie sam. Z wieloma innymi rzeczami też sobie nie radził. Wystarczyło cofnąć się pamięcią go przeszłości, przewertować myślami wszystkie ostatnie lata, będące jasnym dowodem na to, że istniało wiele powodów, dla którym Sullivan'a mogłoby tu już nie być. Śmierć z głodu? Pewnie. To, że podczas swojej nieobecności jadał mniej było widoczne na pierwszy rzut oka. Nigdy nie należał do grupy tych dobrze zbudowanych, ale spadek masy wciąż odznaczał się chociażby przez żebra, którym już niewiele brakowało, by przebić się przez skórę. Zostanie rozszarpanym na strzępy? Jak najbardziej. Nikt nie wziąłby tego pokurcza za ucieleśnienie siły i grozy. Gdyby odebrano mu możliwość szybkiego poruszania się, już dawno by go tu nie było. Nie byłoby go też, gdyby nie interwencja Jay'a. Przede wszystkim, gdyby nie ona. Szatyn w tej chwili nie myślał o niczym innym, jak tylko o tym, że jego sługa był naprawdę marną istotą, a jego istnienie tak naprawdę nie wnosiło niczego, co byłoby godne podziwu dla tego świata. Był jeszcze całkiem młody, głupi, a to, że w ogóle mógł stać u boku srebrnookiego było prawdopodobnie jedynym zaszczytem, który go dostąpił. Być może minimalizował jego wartość; być może nawet zdawał sobie sprawę z tego, że cechował go w tej chwili przesadny krytycyzm, ale miał to do siebie, że na bezczelność odpowiadał czymś znacznie gorszym. I dlatego, gdy wreszcie spojrzał Ai'owi w oczy, w stalowych tęczówkach pojawił się przebłysk najszczerszej pogardy. Źrenice jego oczu zwęziły się i uformowały w pionowe kreski, co tylko podkreśliło jego nieprzychylność, z którą ta, którą obarczał go Kot, nie mogła się równać.
Co z tego? Tak było ciekawiej. ― I tyle? Zrobił to, żeby po prostu się nie nudzić? Tak. Właściwie wszystko na to wskazywało, ponieważ nie istniał żaden inny motyw, który zmusiłby go do takiego posunięcia. Końcówką języka przesunął po dolnej warce w obscenicznym geście, co tylko dodatkowo zadeklarowało to, że Chart nie miał nic do powiedzenia. Jak zwykle. Już dawno powinien wziąć pod uwagę to, że pyskowanie nie działało na Opętanego, który nic sobie z niego nie robił. W dodatku impertynenckie zachowanie to za mało, by wyprowadzić go z równowagi, ale marudzenie służącego potraktowane zostało ostentacyjnym wywróceniem oczu. ― Więcej. Wyrzuć z siebie całą frustrację, bo przecież mogłeś leżeć sobie spokojnie z ryjem w śniegu, zamiast kosztować obrzydliwego leku i siedzieć pod dachem. Nie wspominałeś o tym kiju w dupie ― sarknął, ściągając brwi. Prawda była taka, że w tym momencie chłopak zachowywał się, jakby dopadł go PMS lub już musiał przeżywać okres. Ryan nie miał okazji sprawić, co ciemnooki miał w spodniach, więc byłoby to całkiem prawdopodobne.
Rozdarł końcówkę bandaża na pół, by zabezpieczyć opatrunek przed rozwiązaniem się i w ten oto sposób skończył z jego ręką. Prowizoryczny stabilizator zamierzał zostawić na później, ponieważ teraz lepiej było zająć się obmyciem ran. Odkręcił butelkę i napełnił wodą nią przyniesioną też wcześniej miskę. Zabezpieczywszy gwint zakrętką, odłożył plastikowy pojemnik na bok. Zsunął ręcznik z ramienia i zamoczył jego część w zimnej wodzie. Nie zapowiadało się na przyjemne doznania, skoro temperatura powietrza i tak była wystarczająco niska.
Ja też nie ― odparł bez zastanowienia. Nie było nad czym się zastanawiać – pod wieloma względami nieobecność Ailena była dla niego całkiem wygodna. Wykręcił materiał nad naczyniem, po czym przysunął go do do skroni chłopaka, z której zaczął ocierać zakrzepłą krew. ― Tak długo, aż nauczysz się pokory. Jak widzisz, wszystko zależy od ciebie, Kurt. Daj mi choć jeden powód, dla którego miałbym ci dogadzać, bo w tej chwili nie widzę żadnego.
Nie pozwolił mu na udzielenie odpowiedzi od razu, bo zmoczony ręcznik przesunął się po jego ustach, podbródku i nosie. Trzeba przyznać, że i w tym geście brakowało delikatności, ale tak już musiało być. W dodatku cały zabieg przypominał zajmowanie się niesfornym dzieckiem, które ubrudziło się podczas jedzenia. Mężczyzna ponownie namoczył ręcznik i wykręcił go, choć tym razem woda częściowo zmieszała się z czerwienią juchy. Nieprzyjemne zimno znów tknęło twarzy Kota, gdy Grimshaw pozbywał się pozostałych śladów na niej. Każdy ruch sprawiał, że wymordowany wyglądał nieco lepiej, ale na cuda raczej nie było co liczyć.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.14 23:25  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Nie jego wina, że był słaby. Gdyby to od niego zależało to z pewnością byłby teraz jakimś super umięśnionym koksem, który byłby tak wysoki, że zahaczałby o sufit, ale przecież nikt nie wybiera sobie wyglądu na starcie, prawda? Życie to nie Simsy; musisz żyć z taką posturą, jaką obdarzyła Cię matka natura. Choć mimo wszystko Ailen wielokrotnie dostawał szału, gdy tylko nieco zagłębiał się w swoje drzewo genealogiczne. Co prawda nie znał za dobrze swojego ojca i rodziny z jego strony, jednak z tego co było mu wiadomo, nikt nie był takim krasnalem, co on. Każdy kuzyn na zdjęciu, wuj, dziadek, pradziadek… wszyscy osiągając jego wizualny wiek, mieli zadowalającą posturę.. no, przynajmniej sięgali ponad te marne metr siedemdziesiąt pięć, a przynajmniej tak młody Kurt wnioskował po starych zdjęciach rodzinnych. Może kiedyś jego matka mówiła mu, że jego ojciec w młodości też miał problemy ze wzrostem, ale mimo wszystko pewnego pięknego dnia mocno wystrzelił w górę, więc dlaczego Ailen musiał zmagać się z dziecięcym wzrostem aż do momentu, w którym mu się zdechło? Może gdyby jego śmierć nastąpiła rok, albo dwa lata później, to jednak zacząłby trochę mężnieć i nie wyglądałby jak totalny pokurcz? No, byłoby zdecydowanie milej prowadzić ponad stuletnią duszę w ciele choćby takiego poważniejszego nastolatka, który nie przywodzi na myśl ptysia z podstawówki. Z taki kruchym ciałem wiele razy nabawił się problemów, choć istotnie w większości wypadków udawało mu się po prostu uciec. Tylko ostatnimi czasy nabawił się złej passy. Poparzyli go, grozili zastrzeleniem, pobili i okradli.. do bani, a obecność Ryana bynajmniej nie osładzała mu życia.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylGCiekawiej? – bąknął, zająkując się na pierwszej sylabie, kiedy to ponownie przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Czy Ryan naprawdę musi mieć tak podziurawioną chatę? Przeciągi co chwila uderzają o nagie ciało Ailena, a on jako ciepłolubna istota, nie był z tego powodu zadowolony, ale nie tylko to sprawiało, że Kurt nie wyglądał teraz jak uosobienie szczęścia. Wlepił swoje zmęczone, acz trochę zirytowane spojrzenie w szarookiego, zupełnie nic nie robiąc sobie z jego niemych ostrzeżeń i pogard. – Mam rozpieprzoną twarz, a ty dalej masz ochotę mnie całować? Oczekujesz czegoś ode mnie? – zapytał próbując rozetrzeć sprawną ręką swoje odsłonięte ciało. Wiedział, że wystawianie się na taki chłód jest w chwili obecnej niezbędne, ale szczypanie zaczynało być naprawdę nie do zniesienia, a głos coraz bardziej mu chrypł. – Zabawy? Rozrywki? Seksu? – zaczął wymieniać, będąc coraz bardziej podirytowanym. Co prawda nie zapowiadało się na to, aby zaraz miał wybuchnąć, bo mimo wszystko na napady gniewu nie miał już siły, ale powolutku jego głos przemieniał się w warkot, a spojrzenie nabierało tego typowego szczeniackiego błysku. Ai stąpa po cienkim lodzie? No, stąpa już od osiemnastu lat.. nie, stop. Stu czterdziestu pięciu… więc generalnie już się przyzwyczaił. Zresztą nie od dziś wiadomo, że Kurt zawsze mówi to, co mu ślina na język przyniesie i nie do końca się zastanawia nad konsekwencjami jego wypowiedzi, a niestety Ryan był jedną z tych osób, które zamiast się po prostu wkurwić, lubiły obracać słowa Kota przeciw niemu samemu.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG Kurt syknął czując kolejne nieprzyjemne doznanie, które akurat nie było mu obce. Kolejne zimne cholerstwo dotykające jego skóry. Lodowaty ręcznik pomimo iż sprawiał, że Kot wyglądał z każdym jego pociągnięciem coraz lepiej, to jednak tym samym potęgował nieprzyjemne drżenie Ailena, które w chwili obecnej było całkiem sporym utrapieniem. Nie mógł mówić płynnie, bo od razu latająca szczęka urywała niektóre słowa, nadając im efekt podobny jak przy zająknięciu. Trochę trudno było go przez to zrozumieć.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 7 GbylG - Humpf-… ! - skrzywił się, gdy Ryan zaczął przejeżdżać mu ręcznikiem po całej twarzy. – Im szybciej skończysz, tym szybciej się zamknę. - i proszę państwa mamy powód! Może akurat niekoniecznie jest to motyw do dogadzania, ale nada się, jeśli brać pod uwagę, po co Ryan miałby właściwie pomagać Kotu i dać mu w końcu jakieś cieplejsze ubranie. Przynajmniej nie będzie już mu narzekać, że chłód zaraz pozbawi go życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 17 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach