Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Zmartwił się jej stanem.
- Skarbie, to nie tak, bym podważał jakiekolwiek twoje przeświadczenia czy wierzenia, ale może jednak coś da się zaradzić na te rany? Nigdy jeszcze nie próbował cię leczyć anioł. To nie jest zbyt mądre, dobrowolnie narażać się na cierpienie i choroby. Powinnaś o siebie dbać. Jeśli nie chcesz dla siebie, to dla mnie. - Starał się jak najłagodniej przemówić jej do rozsądku. Jednocześnie mając nadzieję, że nie urazi kobiety. To będzie doprawdy męczący wieczór.
Pozwolił wypowiedzieć się ojcu, nie wtrącając się. Nie mógł kłócić się ani spierać z prawdą. Celem istnienia aniołów jest niesienie pomocy, jakkolwiek lis nie lubił, by ktokolwiek stawiał siebie w roli narzędzia. Wykorzystał chwilę, by zabrać dłoń z policzka Echo i poprawić sobie włosy.
Uniósł spojrzenie na wchodzącego anioła i aż źrenice zwęziły mu się do cienkich kreseczek. W pierwszej chwili nie do końca pojął, co się dzieje. Ten mężczyzna był... W opłakanym stanie. Ourell poderwał się, nieznajomy zaczął dawać mu dziwne znaki. Co tu się dzieje? Jaki wuj? Pokręcił głową, przerywając ten stan osłupienia. Spojrzał na Prorokinię wzrokiem jasno mówiąc "co to do cholery miało znaczyć?"
- Musiałaś robić taki pokaz? - Syknął cicho niezadowolony, trąc skroń. Jak tu teraz z tego bagna wybrnąć? Jak ugłaskać Ourella? Skąd on ma wiedzieć, przecież jest tylko zmutowanym lisem...
- Może porozmawiamy z wujem po kolacji? - Zaproponował głośniej z pewnego rodzaju wymuszoną radością. - Spojrzysz na jego rany, przedstawisz nas sobie, jestem pewny, że umiera z ciekawości, czemu tu jesteś. - Gorszego doboru słów nie było, Kesil? Poważnie? Umiera? Aż wbił sam sobie paznokcie schowanych rąk w żebra, bo z tymi kłami w ustach wolał nie gryźć języka. Jeszcze by go sobie nieopatrznie uchlastał w połowie.
- Na pewno moja ukochana nie będzie bronić spotkania po latach. - Zaakcentował ten tytuł, delikatnie chcąc przypomnieć Echo, że wypada chociaż zachowywać pozory uprzejmości względem rodziny partnera, a nie chwalić się, że w kuchni mają skatowanego brata teścia Prorokini.
Nie ma jakichś statuetek, jeśli tak bardzo chce wywrzeć wrażenie na teściu? W rodzaju "pierwsze miejsce w konkursie architektonicznym na najlepszy ołtarz"? Albo "miss kościoła 3002"?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- To nie moja wina, że przysłali akurat jego.- Syknęła niemalże bezgłośnie. W tym całym zdenerwowaniu, nawet nie przyszło jej do głowy, że najprawdopodobniej kucharze specjalnie posłużyli się aniołem, doskonale wiedząc kto miał się pojawić u Prorokini na kolacji.
- Nie. Nie będę bronić spotkaniu, myślę, że… Hanael niezwykle ucieszy się z możliwości spędzenia czasu z bratem.- Wysiliła się na słaby uśmiech, zaplatając zabandażowane dłonie przed sobą. Grymas zniknął pod ostrym spojrzeniem anioła, a kobieta… po prostu odwróciła wzrok, zaciskając usta w wąską kreskę.
Co ona sobie w ogóle myślała? Że spędzi miły wieczór w towarzystwie rodziny? Że zobaczy jak to jest takową posiadać?
Naiwna, głupia Echotale i jej naiwne, głupie marzenia.
Takie rzeczy, moja droga, zarezerwowane są tylko dla normalnych ludzi. Tych szczelnie zamkniętych za murami Miasta.
Otarła szybko oczy z łez, starając się nie brzmieć jak rozszlochana nastolatka, co też jej się niezbyt udało.
- To nie są ludzkie rany Kesilu. I nie ma siły na Ziemi czy w Edenie, która mogłaby je uleczyć. To co od Boga pochodzi, tylko Bóg może odebrać.
Wzięła głęboki wdech, wreszcie odważając się spojrzeć na Ourella. Bez złości, bez tego sztucznego zainteresowania. Co miała powiedzieć? Że wszyscy jej poprzednicy zostali otruci, zadźgani lub po prostu spaleni i jakiekolwiek pokazywanie ran osobom spoza Kościoła było dla niej praktycznie samobójstwem?
- Otrzymałam od Boga stygmaty. Krwawią one, gdy Pan pragnie przekazać światu swoje Słowo.- Powiedziała dość spokojnie odsuwając z czoła grzywkę, aby ukazać delikatne ranki po koronie cierniowej. Nie odwinęła jednak na razie opatrunków na nadgarstkach, więc to musiało aniołowi wystarczyć.- Dziękuję za chęć pomocy jednak to wspaniałe cierpienie przypomina mi, że w obliczu Najwyższego człowiek jest jedynie marnym puchem.
Zacisnęła palce na krawędzi stołu, podnosząc się powoli. Ujęła w dłonie wazę, unosząc ją z trudem i nalewając gościom mięsnej zupy.
- Ten wieczór nie zaczął się zbyt dobrze, ale chyba jeszcze nie wszystko stracone prawda? Wierzę, że może być między nami pokój.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Porozmawiamy? – rzucił twarde spojrzenie w stronę Kesila, nie wierząc, że odebrał ów widok z takim spokojem. Nikogo nigdy nie namawiał do gniewu, ale w chwili, gdy sam prawie zagotował się do czerwoności, liczył na nieco większe wsparcie od strony syna. Zamierzał to wszystko ułagadzać? Jakby właśnie nie był świadkiem jawnego przejawu okrucieństwa sekty? Jakby kilka grubych murów i ścian dalej nikt nigdy nie zakatował na śmierć żadnego skrzydlatego? Jakby Hanael, którego Zachariel znał dłużej, niż istniał świat, w ogóle nie nosił na sobie żadnych niezawinionych ran? Wszystko wobec odratowania wieczoru i ułudy kochającej się mimo różnic rodziny? Ourell był zawiedziony postawą Lisa i dało się to wyczytać poniekąd jasno. – Spędzenia czasu z bratem… – parsknął ironicznie Czyżby niedawno zwolniła się kolejna cela? – rzucił wyjątkowo niegrzecznie i o zgrozo, nie miał wobec siebie żadnych pretensji o nietakt. Czego innego mogła spodziewać się prorokini? Podziękowań, że łaskawie przyzwoliła na zobaczenie się z bratem Zachariela, którego bestialsko przetrzymywała w niewoli? - Być może od razu zaprośmy Hanaela do stołu, skoro okazało się, że wszyscy zostaniemy ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni? Kesil pozna wuja, ja odświeżę znajomość, a wedle twojej chęci, prorokini, być może zapanuje pokój… po cóż czekać? – starał się zachować jakieś pozory opanowania, ale było aż nazbyt oczywiste, że gdyby nie był zobowiązany wobec własnej rasy i swojego miłosiernego Boga, który nie nakazywał mu nikogo przetrzymywać wbrew woli, już dawno dałby wyraźne powody Kościołowi, by dopiero zacząć go poważnie nie lubić.
Choć targał nim gniew, wsłuchiwał się w wywody kobiety niezwykle uważnie, nawet nie myśląc, by jej przerywać. Nie pokusił się również o żaden komentarz. Najprawdopodobniej byłby tylko uprzejmym gruchaniem, że „skoro taka jest wola mojej synowej, nie będę się wtrącał”. Nie zamierzał wypluwać z siebie żadnych słów, które miałyby na celu być miłe.
Niemniej szczerze uważał jej gadaninę za głupotę i z ochotą pokusiłby się o odebranie jej ran, które prawdopodobnie zadała sobie sama. Jeden dotyk – po sprawie.
Zwrócił łeb na mięsną zupę. Bądź co bądź pachniała obiecująco, choć Ourell miał w obecnej chwili problem z apetytem. Do tego ten wzrok Hanaela… musiało być coś nie tak. Czyżby planowali go otruć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie czuł tak silnej więzi z obcym mu aniołem jak Ourell. Na Desperacji co chwila widzisz kogoś bez ręki, nogi czy w szramach. Dla lisa bardziej szokujące było przysłanie skatowanej osoby, aby posługiwała przy stole, aniżeli fakt, że to właśnie ten konkretny anioł nosił na twarzy blizny zadane świątynnymi ostrzami. Ourell podchodził do sprawy osobiście, Kesil - znacznie bardziej z perspektywy osoby poza konfliktem.
- Czyżbyś zapomniał ojcze, że masz uosabiać miłosierdzie i wyrozumiałość względem ludzi? - Czuł, jak z jego umysłu opadają kajdany zezwierzęcenia. Zbyt długo przebywał w ludzkiej formie i chociaż chciał nadal być ledwie niemądrym futrzakiem, musiałby w tym celu powrócić do lisiego ciała. Ale na to brak miejsca. Może to i lepiej? Przyda mu się odrobina nieskażonej prymitywizmem zdolności do logicznego myślenia.
- Sarkazm może nie jest grzechem głównym, ale proszę, abyś pohamował swój język. - Ze stresu sam zrobił się nieco opryskliwy. Pokręcił głową, zaciskając dłoń na krawędzi stołu.
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Dodał na wydechu i wstał, pomagając Echo z wazą. Przytrzymał, by nalała każdemu i potem odstawił znów na stół, siadając na poprzednim miejscu.
- Z całym szacunkiem, nie uważam, by zapraszanie wuja do stołu było dobrym pomysłem. - Zamilkł chwilę, rozważając, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Szybko uznał, że kolokwialnie to pierdoli. - Tato, proszę, zdaję sobie sprawę, że tobie jest to ciężko pojąć, ale ludzie potrafią zrobić naprawdę wiele, by przeżyć. Echo, nie chcę cię tu obrazić, ale tato, czy kościół nie jest jedynie zbieraniną ludzi, którzy potrzebują kogoś, by obwinić go za całe zło? Mieliśmy nie rozmawiać o religii i bardzo nie chciałem poruszać tego tematu. Ale myślisz o zakonie jak o oszalałych mordercach. Ja za to widzę jedynie zdesperowanych, zgorzkniałych ludzi rzuconych w piekło, którzy potrzebują czuć, że nie są winni tego, że otacza ich pełna potworów pustynia. Którzy chcą coś z tym zrobić. A co mogą? Nie mają mocy, jak wy. Nie umieją wyczarować wody. Mogą tylko czytać stare pisma, szukając w nich nadziei na ratunek. Nie bronię kościoła, bo istotnie, uczynili wiele złego twojej rodzinie. Naszej rodzinie. Staram się go zrozumieć. Oczekiwałem tego samego po tobie. - Drapało go w gardle. Kiedy ostatni raz tyle mówił? Pod koniec musiał zniżyć głos do pełnego wyrzutu i rozczarowania szeptu. A potem zamilkł, wbijając wzrok w talerz i łapiąc za łyżkę. Musiał spłukać gardło, zaś ciepła zupa wydała mu się najlepsza. Zaczął jeść, nie przejmując się tym, że może być zatruta.
Prawdopodobnie istotnie jest naiwniakiem. Ale co poradzić? Chce dobrze dla każdego. I każdego pragnie zrozumieć, pojąć jego motywy. Nie wierzy, że Echo morduje dla samego faktu mordowania. I szuka wyjaśnienia, dlaczego ktoś tak dobry robi tak obrzydliwe rzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Wdech wydech.
Uspokój się Echotale, Pan nie lubi gniewu.
Nie lubi też pychy i pogardy, a jednak te przywary tak wspaniale prezentują jego ‘synowie”.

Splotła dłonie na podołku, rozcierając nerwowo palce, jakby nagle temperatura w refektarzu spadła o parę stopni.
Pierwsze stadium paniki i bólu ustąpiła jak ręką odjął, gdy pojęła prawdziwą naturę Ourella. Był dokładnie taki jak uczyli kapłani.
Nalała sobie czerwonego, mocno korzennego wina do kieliszka ujmując go i wznosząc delikatny toast w stronę anioła.
- Wolna cela? Huh... - Uniosła brwi, postukując szkłem o dolną wargę zupełnie jakby musiała się nad tym wszystkim głęboko zastanowić.- To nawet zabawne. Zabawne, że zrobiłam wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo istocie, którą mój ukochany miłuje i miłować będzie zawsze bardziej niż mnie. Że pomyślałam jak wspaniale byłoby tę istotę poznać i dać jej szansę. Ale przecież ta istota jest tylko aniołem. Czego ja mogłam się spodziewać?
Upiła wina, wpatrując się smętnie w swoje odbicie.
- Tak wygląda rzeczywistość. Jest brutalna, okrutna i niewybredna. Przykro mi, że moi kucharze musieli zaburzyć pańską idylliczną wizję świata, przysyłając nam akurat tego anioła.- Sięgnęła po łyżkę, nabierając trochę zupy.
Nie zdążyła jednak jej nawet spróbować, gdy została przymuszona do wysłuchania oszczerstw rzuconych przez Kesila.
Drgnęła poruszona, czując jak łzy napływają jej do oczu. Z jednej strony, cały wywód poczuła jak nóż wbity w serce, z drugiej jednak… bała się, że ma rację. I to chyba było najgorsze. Dlatego też milczała, wpatrując się tylko smutno w ukochanego.
- Naprawdę uważasz nas za bandę zgorzkniałych degeneratów? Uważasz mnie za wariatkę, której jedyne co zostało w życiu to czytanie pism? Uważasz moją wiarę za szaleństwo?- Wymamrotała w końcu jednak słabo, chyba nawet nie pragnąc poznać odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Kesil. – zwrócił ku niemu twarde spojrzenie – Zdaję sobie sprawę ze swoich obowiązków. Wiem najlepiej kim powinien być anioł dla ludzi, bo sam usłyszałem to osobiście od Boga. Staram się wywiązywać ze swoich obowiązków, ale im dłużej to robię, tym bardziej człowieczy się staję. – przeczesał nerwowo włosy, nawet nie siląc się, by spojrzeć w stronę kobiety. Wolał oszczędzić sobie nerwów na jej ewentualny niesmak. – Ludzie mają uczucia, tak samo i ja z czasem zacząłem je mieć. Myślisz, że łatwo jest mi patrzeć na jednego z członków mojej rodziny, który wygląda tak, jakby przeżywał katusze?! Myślisz, że jak czułem się za każdym razem, gdy na zgromadzeniu dowiadywałem się o kolejnych śmieciach moich sióstr i braci?! Na Boga, jeśli podobnie stanie się z Tobą, tylko dlatego, że widujesz się z kimś, kto nosi pióra?! – zamilkł na chwilę, zauważając, że jego ton podnosi się z każdym kolejnym zdaniem. Zaczął od nowa, spokojniej. – Nie twierdzę, że nie jest ciężko, Kesil. Staram się nie osądzać tych ludzi, jako anioł. Jako anioł wciąż jestem skory do pomocy. Jako anioł jestem gotów użyczyć im każdej ze swoich mocy, by uczynić ich silniejszymi. By łatwiej było im przetrwać. Dam im wodę, wyleczę z ran, przyniosę żywność. Jako anioł, wciąż najbardziej zależy mi na ich przeżyciu i będę im służyć tak, jak służę każdemu innemu człowiekowi. Ale jako osoba, Kesil, jako osoba nie potrafię wyzbyć się tego najgorszego z ludzkich uczuć, nieważne jak bardzo nie próbowałbym zapomnieć czy przymknąć oko. – jego spojrzenie ponownie padło na zupę, w której poza mięsem, pływał biały, postrzępiony kształt. Wyjął go i choć ponownie targnęło nim obrzydzenie, złość i niewyobrażalny żal, z kamienna twarzą uniósł go ku górze, pokazując synowi w pełnej krasie. Białe pióro. Za duże jak na ptaka. Nie skomentował go. Uznał, że była to wymowniejsza kropka nad i, niż jakiekolwiek dalsze słowa. Wrzucił pióro ponownie do zupy i ostrożnie odsunął miskę od siebie.
- Droga pani. – zwrócił się do prorokini chłodnym tonem, ubranym w żelazną uprzejmość. – Przykro mi, że właśnie takimi torami potoczył się ten wieczór. Wierzę, że pani nie chciała uczynić źle. Wierzę w pani starania. Jednak w obecnym stanie nie jestem gotów prowadzić dalszych dyskusji. Na żadne tematy. Nie tutaj… nie po tym. – powolnie wstał z miejsca, omijając spojrzeniem zupę - Dzisiejszego wieczora nie dogadamy się w żaden sposób. Wydaję mi się, że najodpowiedniejszym co powinien uczynić, będzie wyjście stąd. Przepraszam za kłopot. – postąpił jeden, niewielki krok w stronę wyjścia, aczkolwiek nie spuścił spojrzenia z prorokini, mimo wszystko czekając na jej przyzwolenie. – W kwestii waszego związku… nie mam żadnej mocy, by zabronić Kesilowi spotykania się z kimś, kogo kocha. Jeżeli on jest szczęśliwy, ja też postaram się być. Czy mogę liczyć na spokojne odejście z budynku?
Ale wówczas rozpętała się kolejna wojna… tym razem bombę podłożył jego syn.
To był zdecydowanie najgorszy z możliwych pomysłów, by wybrać się dzisiejszego wieczora na tę kolację.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- (...) zapewnić bezpieczeństwo istocie, którą mój ukochany miłuje i miłować będzie zawsze bardziej niż mnie.
Nie zamierzał tego komentować. Nawet nie zahaczy o ten temat. Ostatnie, czego mu brakuje, to bezsensowna rywalizacja, kogo mocniej miłuje i za co. Przemilczał zatem ów fragment wypowiedzi Echo, odnosząc się jedynie do pytań na końcu.
- Czy zaprzeczysz, że wymordowani na Desperacji to żądne krwi potwory, które dawno utraciły swoje człowieczeństwo? Nie. To jest fakt, duża część z nich nie jest nawet świadoma, że kiedyś była ludźmi. Ale czy uważasz mnie za bestię? Nie. Ty byłaś zdolna wejrzeć głębiej niż zmutowane ciało. A ja na co dzień nie widzę Proroka. Widzę dobrą, wyrozumiałą kobietę, która pragnie pomóc innym. I tę samą kobietę chciałem pokazać ojcu.
- im dłużej to robię, tym bardziej człowieczy się staję.
Otworzył szerzej oczy, nagle czując coś dziwnego. Czy to jest właśnie olśnienie? Ale czemu takie zimne?
Czy to właśnie stopniowe uczłowieczanie się aniołów wpłynęło na taką, a nie inną postawę kościoła? Co mogło kierować założycielem, lata temu? Rozczarowanie po spotkaniu z którymś upadłym? Ten dualizm boskich posłańców uderzył w wymordowanego mocniej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. A widok pióra wyciągniętego z zupy jedynie przypieczętował narastające uczucie chłodu. Odłożył łyżkę, unosząc dłoń i przeczesując sobie wolno włosy.
- Kazać ci przestać być osobą... Było okrutne. - Zapędził się. Traci neutralność. Wziął głębszy wdech i wstał od stołu.
- Nie tutaj. - Powtórzył za Ourellem. - Tak, to nie jest odpowiednie miejsce. - Przekręcił głowę, spoglądając na anioła. - Jeśli wierzysz, że Echo chciała dobrze... - Spojrzał na kobietę. - I jeśli ty wierzysz, że mój ojciec jest osobą, która zasługuje na szansę. Jeśli oboje wierzycie w mój osąd co do was... Wyjdźmy stąd. Wszyscy. Pójdźmy gdzieś, gdzie nie będziemy narażeni na spiski wewnątrz kościoła. W końcu... W końcu nie można wykluczyć, że to jedynie intryga kogoś, kto chce zadać cios Echo. - Brzmiał, jakby chciał przekonać sam siebie. - Bo ja nie wierzę, że kobieta, którą kocham, zrobiłaby coś takiego. - Nabrał pewności siebie. - Udajmy się w miejsce, gdzie nie będzie żadnych ról do przyjęcia. Ani roli Proroka, ani roli anioła. Na spacer? W góry? W stronę Edenu? Zbliża się zachód, siadacie czasem i podziwiacie jak Słońce oświetla pola? - Uśmiechnął się blado, starając ratować sytuację. - Mnie to się zdarza często. - Pewnie dlatego, że jest bezdomnym i bezrobotnym włóczęgą. - Kto by pomyślał, że Desperacja potrafi być piękna? Obejrzymy zachód i pobędziemy sobą? Po prostu sobą?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Na Boga, jeśli podobnie stanie się z Tobą, tylko dlatego, że widujesz się z kimś, kto nosi pióra?!
- Jak pan śmie!- Podniosła się urażona, układając dłoń na sercu.- Jestem Prorokiem Wielkiego Kościoła Ao. Zapewniam, że Kesil jest tu bezpieczniejszy niż gdziekolwiek indziej na świecie.
Nagle coś do niej dotarło i w tym momencie kompletnie przestała przejmować się anielskimi problemami z jej osobą.
Zamiast tego baczniej przyjrzała się zupie. Czernina, jak to zazwyczaj u nich bywało. Ale czy możliwe, żeby… Pobladła, spoglądając raz na postrzępione pióro raz na wywar w swojej misie.
Jak oni śmieli…
I to akurat dzisiaj?

To nie mógł być przypadek, za wiele rzeczy nakładało się na siebie.
- Przepraszam na chwilę.- Jeśli martwe istoty potrafiłyby mówić miałyby w tej chwili głos Echotale. Wzięła wazę, kierując się w stronę kuchni.
Zatrzymała się przez chwilę na progu.
- Przejść się? Wiesz, że nie wolno mi się oddalać od świątyni. Ale… O tej porze nikogo nie ma na polu, wiesz… tam gdzie się poznaliśmy. To niedaleko, więc inkwizycja nie będzie kręcić nosem. Oczywiście wszystko zależy od twojego ojca.- Przeniosła smutny wzrok na Ourella. Był taki… przewidywalny. Jak każdy z aniołów próbował tłumaczyć wszelkie swoje słabości “człowieczeństwem”. Pokręciła jedynie głową nawet nie siląc się na wytykanie mu błędów.
Przecież była tylko człowiekiem, istotą marniejszą od tego krzywoprzysięskiego stworzenia w każdym calu.
Zniknęła z misą w kuchni.
Dźwięk roztrzaskanego naczynia nastąpił krótko po tym, wraz z towarzyszącym mu, zduszonym przez ściany głosem Echotale, dobitnie tłumaczącej zgromadzonej tam służbie co sądzi o ich popisach. Słowa takie jak “sąd”, “kara” i “wygnanie” były słyszalne nawet zbyt dobrze.
A jednak, po chwili wyszła, trzymając łagodnie za przedramię Hanaela.
- Jestem Prorokiem, ale jestem też siostrą, matką i opiekunką. Dlatego pozwolę wam go zabrać ze sobą. Nie mam mocy, aby przywrócić czy nawet oddać mu skrzydła, jednak daruję mu wolność, tak jak przykazał to Pan w piśmie.- Ułożyła dłoń na policzku służącego, przesuwając opuszkami palców po zabliźnionych ranach.- Jeśli chcecie opuścić kościół już teraz nie będę was zatrzymywać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie wyglądał na urzeczonego propozycją Kesila, najwyraźniej nie będąc w stanie w tej chwili doszukać się niczego pięknego w wizji wychodzenia i podziwiania widoków. Jasne, może po prostu nie był na tyle kreatywny, by wykrzesać w swojej wyobraźni cokolwiek ładnego. Zamaszyste krajobrazy, romantyczne zachody słońca. To wszystko zawsze było dla niego wyłącznie tłem. Aż taki sztywny umysł?
Niemniej oferta syna była niezachęcająca z innych powodów, które wolał przemilczeć.
I tak w ciszy obserwował ruchy prorokini, wciąż stojąc przy stole, z jedną nogą obróconą w stronę wyjścia. Jak ostatni prostak. Czyżby zachował się aż zbyt niegrzecznie? Może powinien jednak powściągnąć język? Dla samego spokoju i swojego, i prorokini i Kesila. Czy gdyby grzeczniej zapytał o wyjście, kobieta pozwoliłaby mu opuścić kościół i już nigdy siebie nie spotkać?
Ale decyzja zapadła, a on uznał, że zdzierży kolejne katusze, jeżeli to mogłoby uszczęśliwić syna. Jeden wieczór. Tyle przetrzyma, a nuż coś się odmieni?
- Niech i tak będzie. – kiwnął subtelnie głową, starając się nie zdradzić własnej opinii na temat podjętej decyzji. Powinien być cierpliwszy.
Niemniej uniósł ze zdziwieniem brwi, gdy do jego uszu dotarł trzask tłukących się naczyń. Wyłapane, pojedyncze słowa dały aniołowi jasno do zrozumienia, że Echotale nie miała wiele wspólnego z tak okrutnym żartem, jak poczęstowanie gości anielszczyzną. Rzucił zdziwione, niemniej zaniepokojone spojrzenie w stronę wymordowanego.
Obrócił głowę dopiero, gdy do sali ponownie weszła Echotale. Na widok osoby stojącej obok niej wyprostował się. Początkowo harde, zimne spojrzenie z dalszym biegiem słów prorokini nabierało coraz lżejszej nuty, by w końcu przedstawić niewymowną ulgę. Aż uniósł wzrok u niebu i wypuścił ciężko powietrze.
Hanael wciąż stał sztywno, ale jego zwilgotniały wzrok z nadzieją wpatrywał się w Ourella.
Zacharielu. Zdawał się szeptać, nie do końca wierząc, że mógłby bez żadnych przykrych konsekwencji do niego podejść.
Uczynił do jednak Ourell, który z wyciągniętą ku niemu ręką, zaczął się do niego zbliżać. Nim jednak zdążył znaleźć się tuż przy nim, zwrócił głowę w stronę Echotale i skłonił ku niej głowę z wdzięcznością.
- Bardzo doceniam ten gest. Dziękuję.
Ale… co teraz zrobić? Będą przechadzać się po polanach razem z przerażonym Hanaelem u boku? Czy te plany zostały z automatu odrzucone. Obrócił łeb w stronę Kesila.
Niech decyzja zależy od niego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odprowadził kobietę wzrokiem. To nie była jej wina. To na pewno nie był pomysł Echo. Pewnie napięcie zeń zeszło, kiedy wierzenia lisa się potwierdziły, bowiem pomimo najszczerszych chęci i wiary w dobro prorokini, wciąż tliła się iskierka niepokoju, że to jej wina i jej pokręcony plan.
Świadomość, że ktoś kopie dołki pod Echo wcale nie pomogła. Będzie musiała mocniej teraz zważać na siebie, by niezadowoleni inkwizytorzy nie obrócili się przeciw swojemu prorokowi, bratającemu się z aniołami. Zapewne mają ją za ostatnią wariatkę.
Nie chciał słuchać awantury w kuchni. Spuścił wzrok na blat.
- Wygląda, że nie znałem cię tak dobrze, jak sądziłem. Chyba... Nie znałem cię wcale. - Powiedział cicho, stojąc plecami do Ourella. Czuł się okropnie. Anioł poświęcał mu tyle czau, ile tylko Kesil zapragnął. Uczył go, pomagał, ubierał i troszczył się. Wymordowany nie odwdzięczył się nawet odrobiną zrozumienia względem uczuć ojca. Czy był egoistyczny? Czy to może on sam narzucił tę rolę, o której wcześniej mówił? Rolę cierpliwego i oddanego anioła. Aż go w piersi bolało, kiedy o tym myślał. Jak bardzo niewdzięcznym być można?
- Przepraszam. To wszystko moja wina.
Podniósł głowę dopiero, gdy Echo wróciła. Chyba był już zbyt zmęczony i zestresowany, aby się cieszyć. Mimo to, uśmiech zagościł na jego twarzy.
Czy wolność warta była takiej ceny? Skrzydlaty czy okaleczony... Chyba najważniejsze, że żyje i może opuścić piekło, które przeżywał w murach kościoła. Podszedł do Echo i objął ją ciepło. Następnie przytulił obu aniołów, nie przejmując się, że Hanael może mieć inne zdanie o takiej bliskości. Kręciło mu się w głowie od z wolna schodzącego stresu. Jeszcze tylko wyprowadzić ich bezpiecznie z terenów zakonu. Jeszcze tylko... Dokonać niemożliwego? Wejść i wyjść bezpiecznie z miejsca kaźni.
- Niech tata zabierze wuja, trzeba opatrzyć mu rany i napoić. - Osądził, puszczając mężczyzn. Odetchnął głęboko dwa razy, zwalczając narastające uczucie niemocy po tak długim denerwowaniu się. - Odprowadzimy ich, skarbie? Do bramy, kawałeczek za bramę. - Aż zasięg broni Inkwizycji się skończy. W obecności Proroka nie odważą się strzelać, prawda? - A potem rozstaniemy się i my skręcimy na pola. Resztę wieczora spędzę z Echo. - Teraz zwrócił się do Ourella. - Przygotuj listę, co brakuje ci z medykamentów. Jak wrócę, udam się na poszukiwania. - Rany Hanaela raczej nie są aż tak poważne, by potrzeba było asysty dwóch osób. A tak... Uspokoi nieco Echo. Da też ojcu czas na nacieszenie się z odzyskania brata. I dołączy potem.
Godzenie dwóch tak różnych osób i szukanie wyjść dobrych dla każdego jest cholernie męczące.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciężko określić co czuła w tym momencie Echotale. Słaba część jej duszy wiedziała, że została zdradzona, silniejsza - należąca już od dawna do Proroka wiedziała, że zdrajcy poniosą najokrutniejszą z kar.
Wypędzisz ich... Skażesz na śmierć… Huhu, popłynie krew. będą do końca życia w krwawym pocie pracować. Rozszarpią ich. Krew spłynie strużką po stole ofiarnym.

Zagryzła wargę, zasłaniając szybko usta dłonią. Kaszlnęła, na szczęście jednak tylko raz. Plama krwi pozostała niewidoczna na jej palcach, które szybko otarła w szatę.
Ciepło ciała Kesila ją uspokoiło. Przez parę sekund nie była prorokiem. Była Echotale, człowiekiem, któremu daleko do bożego wybrańca, który może żyć własnym życiem.
Przełknęła łzy.
Chciała tylko, aby kolacja się udała. Nic więcej.
Nie zasługiwała nawet na to?
Podniosła głowę, spoglądając nieodgadnionym wzrokiem na Ourella.
- T-tak. Mogliby zostać pojmani przy bramie wejściowej. Powiem strażnikom, że mają ich wypuścić i zająć się kucharzami.- Narzuciła na ramiona swój ciemny płaszcz proroka zyskując w jednej chwili niezaprzeczalnie więcej powabu niż wcześniej. Moc artefaktu działała niezależnie od woli kobiety.
Ujęła Kesila pod ramię, wskazując aniołom wyjście.
- Na polu jest teraz pięknie. Maki kwitną, wiesz?- Przymknęła zmęczona oczy. Zawiodła. Tak cholernie zawiodła, choć przecież robiła wszystko co mogła, aby nie ulec.
Uniosła głowę, uśmiechając się blado do Kesila.
- Może kiedyś… Może kiedyś taka kolacja się uda. Jak myślisz?- Wyszeptała cichutko, prawdopodobnie starając się, aby teść jej nie usłyszał. Kiedyś naprawi wszystkie swoje błędy, ale dziś… dziś była na to zbyt zmęczona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach