Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Miejsce: M-3
Czas: przed tymi wydarzeniami
Dramatis personnae: Vellard i Ayako

---

Cichy stukot obcasów wydawał się nie pasować do otoczenia. Faktycznie, w samym środku zabudowań wojskowych, przy gabinetach oficerów, o wiele bardziej naturalnym dźwiękiem byłby odgłos ciężkich butów, standardowego elementu munduru. Jednak osoba, która właśnie przemierzała korytarz spokojnym krokiem, nie należała do wojska, nawet, jeśli jej służbowy strój nieco przypominał mundur.

Poza rutynową kontrolą tożsamości przy wejściu do budynku, nikt jej nie zatrzymywał. Nie było powodu; widok krążącej po dzielnicy władzy Okatome lub przedstawicieli jej biura nie był niczym niecodziennym: niektóre dokumenty były zbyt ważne, by powierzyła je komukolwiek spoza starannie wyselekcjonowanej grupy pracowników; niektóre wymagały konkretnych wyjaśnień, których tylko ona mogła wysłuchać. Całkowicie standardowe procedury, nie wzbudzające zainteresowania u nikogo, bo kto interesowałby się pozornie nieskończoną ilością tabelek wydatków i stosami raportów? Nikt. Jedyną reakcją na jej pojawienie się w budynku były nieco bardziej staranne pozy wartowników; nie, żeby Ayako zwracał na nich uwagę. Była zbyt zajęta zastanawianiem się nad rozmową, którą miała zaraz przeprowadzić.

Stanęła przed drzwiami gabinetu jednego z generałów i mechanicznie sprawdziła godzinę. Dziesięć minut przed czwartą, na pewno jest w środku. Na wszelki wypadek zajrzała do niesionej w ręku teczki, chcąc upewnić się, że wzięła wszystkie dokumenty (wzięła), sprawdziła dłonią, czy warkocz nie próbuje się rozwiązać (nie próbował), po czym zapukała do drzwi, czekając na odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ten dzień był wyjątkowo spokojny. Tak spokojny, że to niemożliwe, aby taki dzień w ogóle istniał. Nie dla Vellarda. Albo osoby trzecie, albo on sam potrafił zrobić tak, że piękny, leniwy dzień przestawał być tym pięknym, leniwym dniem. Czemu? Kto wie.
Siłą rzeczy zdążył pogodzić się z faktem, że nie ma nic ciekawego do roboty. Formalności na aktualny moment zostały zrobione, papierkowej roboty zaś nie było aż tak bardzo dużo, żadnych raportów nie musiał zdawać ani tym bardziej jemu nikt nic nie zdawał. Czy to właśnie normalni ludzie nazywali dniem idealnym?
Generałowi jednak coś nie pasowało. Nie wierzył, że taki dzień dla niego może w ogóle istnieć. On miałby mieć spokojny dzień? On? Sam Vellard? Przecież to brzmi jak legenda! Legenda, w którą wierzą tylko małe dzieci. A on małym dzieckiem przecież nie był. Może czasami zachowywał się jak rozwydrzony gówniarz, ale to inna bajka. Zresztą, kłopoty powoli nadchodziły, a towarzyszył przy tym charakterystyczny dźwięk kobiecych obcasów. Niewiele później rozległo się pukanie do drzwi od gabinetu Vellarda.
- Proszę wejść - takie słowa kobieta mogła usłyszeć po niedługim czekaniu. Kiedy tylko kątem oka zobaczył, że w gabinecie ugościł go nikt inny jak Panienka Ayako Okatome, automatycznie powstał, ukazując tym samym szacunek do niej, jakim ją darzy. Trudno stwierdził, czy był to zawodowy czy bardziej osobisty szacunek.
- Witam Panią. Cóż takiego się stało, że mam okazję gościć u siebie taką damę? - spytał wyraźnie zaciekawiony, zaraz gestem dłoni wskazał na kanapę, która znajdowała się tuż obok Ayako. Nadal nie pokusił się oto, aby usiąść na swoim miejscu - Śmiało, niech usiądzie Pani. Ma Pani może ochotę czegoś się napić? - dopytał jeszcze, samemu w sumie mając ochotę na jakąś kawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Dzień dobry – kiwnęła mu głową na powitanie. – Obawiam się, że będę musiała zająć panu trochę czasu.
Zgodnie z wolą gospodarza usiadła na kanapie, kładąc teczkę z dokumentami na kolanach. Zawahała się, po czym uśmiechnęła lekko.
- Skoro pan pyta, poprosiłabym kawę. Czarna, bez cukru – dodała.

Zmierzyła go wzrokiem. Prawdopodobnie powinna była przyjść z prośbą do Jiro, miałaby większe szanse na wysłuchanie… ale wiązałoby się to z większą szansą na wykrycie jej ingerencji, a tego za wszelką cenę chciała uniknąć. Viper odpadał, jakiekolwiek kontakty z nim mogły być dla niej zbyt niebezpieczne. Pozostawał generał Salvador, posiadający tę przewagę nad innymi, że z jakiegoś powodu pozostawał nieco poza dominującymi sojuszami i niechęciami. Przynajmniej do tej pory.
- Pozwoli pan, że zacznę od całkowitych formalności – zaczęła, otwierając teczkę i wyjmując dwa spięte ze sobą raporty, oraz pojedynczą kartkę.
- Tutaj – wręczyła mężczyźnie kartkę – brakuje pana podpisu. To kopia, z lżejszego papieru, więc pewnie skleiła się z innymi dokumentami. Ciągle spotykamy się z tym problemem – nie chciała, by Vellard poczuł się krytykowany za niedbałość. Mówiła zresztą zgodnie z prawdą; z przyczyn oszczędności surowca większość kopii drukowano na papierze gorszej jakości.
- Natomiast te dwa raporty są ze sobą sprzeczne. Oba dotyczą zasobów zabezpieczonych na budowę posterunku poza terenami miasta. Prosiłabym o cofnięcie ich do, odpowiednio, pułkownika Yamamoto i inżyniera Rousse, oraz wyjaśnienie niezgodności. – Błąd był drobny i nie wymagał głębszego śledztwa: prawdopodobnie jeden z mężczyzn zagapił się i wpisał złą liczbę w złą kolumnę, jednak Ayako nie powiedziała tego na głos.

Zastanawiała się, czy generał Salvador zauważy, z jak nieważnymi sprawami przyszła. Zazwyczaj obowiązek zajęcia się tak banalnymi sprawami spadał na najmłodszych asystentów w biurze, ale mimo kilkugodzinnych poszukiwań, Ayako nie udało się znaleźć lepszego pretekstu do odwiedzenia generała. Nigdy by nie podejrzewała, że dożyje dnia, kiedy czyjś porządek w dokumentach będzie dla niej niedogodny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jasne, nie ma problemu. Akurat mam chwilkę czasu - odparł, uprzednio zapraszając ją do środka oraz zachęcił, aby usiadła na kanapie. Kobieta chętnie skorzystała z propozycji mężczyzny, na co delikatnie się uśmiechnął i sam usiadł przed biurkiem. W następnej kolejności skontaktował się na szybko z sekretarką po przez telefon widniejący na biurku i poprosił o dwie czarne kawy. Jedną bez cukru zgodnie z prośbą Ayako.
Absolutnie nie wiedział, w jakiej sprawie przyszła do niego Pani Okatome. Trudno było mu się domyśleć, o co mogło jej chodzić. Nie mieli ze sobą negatywnych stosunków, bardziej podchodziły pod neutralne, przynajmniej Vellard miał do niej taki stosunek. Nigdy ze sobą dłużej nie rozmawiali niż niecałe pięć minut, a to i tak tylko czystko zawodowo. Więc o co mogło jej chodzić?
Szczerze powiedziawszy Panienka Okatome zaskoczyła Vellarda. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie miała tupet przyjść do jego gabinetu, aby zaprzątać mu głowę takimi drobnostkami. Przecież spokojnie te informacje mogła przekazać jego sekretarce, która swoją drogą zapukała do gabinetu Vellarda, a po usłyszeniu "proszę", weszła z dwiema, świeżo zaparzonymi kawami. Jedną, tą bez cukru, postawiła na stoliczku przed kanapą, zaś drugą pod nosem Vellarda. Z jego ust mogła usłyszeć ciche "dziękuję", po czym sekretarka opuściła pomieszczenie. Przez dłuższy czas Salvador patrzył z pewnym niedowierzaniem na Panienkę Ayako, po czym z filiżanki upił pierwszy łyk kawy. Z biurka wyciągnął pióro, upewnił się, co miał dokładnie podpisać, po czym machnął piękny podpis, który Ayako powinna już kojarzyć. Oddał dokument kobiecie.
- Dobrze, na dzisiaj te dwa raporty zostaną wyjaśnione i poprawnie złożone - odparł z godnie z prawdą, uparcie wlepiając chłodne spojrzenie oczu w Panienkę.
Nadal coś mu tutaj nie pasowało. Wręcz gryzło go to od środka. Wyczuwał, że w tym wszystkim jest jakiś haczyk, tylko nie wiedział jeszcze jaki konkretny. Bo przecież po co Ayako miałaby przychodzić do niego z czymś takim?
- Coś jeszcze czy to wszystko? Bo jeśli tak to nie zajęła mi Pani zbyt dużo tego czasu- odparł łagodnie, ponownie sięgając po filiżankę kawy, której się napił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie, oczywiście, że nie – odstawiła filiżankę z kawą z powrotem na stoliczku, po czym odwzajemniła spojrzenie mężczyzny, po raz kolejny dziękując sobie w duchu za pomysł wyjechania na krótkie stypendium do M-1. Bardzo przydatna umiejętność, patrzenie ludziom w oczy, a prawie niemożliwa do wytrenowania w jej rodzinnym mieście. Z jakiegoś niezrozumiałego dla Ayako powodu zachodnie kultury zawsze były bardziej inwazyjne niż wschodnie.
- Ostatnia sprawa jest odrobinę bardziej skomplikowanej natury – przerwała kontakt wzrokowy i po raz kolejny sięgnęła do teczki na papiery, tym razem wyciągając z nich grubszy plik kartek. Nie podała ich jednak Vellardowi, poprzestając na równym ułożeniu ich na swoich kolanach.
- Bardziej skomplikowanej i nieoficjalnej – dodała, nie zmieniając ani wyrazu twarzy, ani tonu głosu.
- Chciałabym poprosić, by zlecił pan objęcie pewnej obywatelki obserwacją i ochroną, tak dyskretną, jak to tylko możliwe. Wątpię, by cel spodziewał się jakiejkolwiek odgórnej ingerencji w swoje życie i najlepiej, by pozostała w nieświadomości... Jednak to nie ona jest głównym celem, a osoby, które mogą ją aktualnie śledzić i, w najgorszym przypadku, próbować się z nią skontaktować. – Sądząc po przerwie w wyjaśnieniach i szybkim spojrzeniu, które rzuciła Vellardowi znad dokumentów, chciała zobaczyć jego reakcję, zanim zagłębi się w szczegóły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na całe szczęście on nie miał takiego problemu z patrzeniem komuś w oczy. Szczególnie wtedy, kiedy komuś mówi najbardziej brutalną i bolesną prawdę. Bardzo satysfakcjonuje go załamany i bezbronny wyraz twarzy, a oczy, w których znika nadzieja są najwspanialszym widokiem, a zarazem najbardziej przerażającym.
- Więc zamieniam się w słuch - odparł z niejakim uśmiechem na twarzy, ale trzeba mu przyznać, że ten uśmiech średnio do niego pasował. Wymuszana uprzejmość absolutnie mu nie pasowała, no ale trzeba być miłym. W końcu ma do czynienia z damą, a damy traktuje się z należytym szacunkiem.
Kiedy kobieta zaczęła swój dialog, mężczyzna zmarszczył znacząco brwi. W tej chwili mógł spodziewać się wszystkiego, nawet tego niespodziewanego. Coś nieoficjalnego do niego? Skomplikowane? Zapewne chodzi o jakąś duperelę, którą będzie musiał zająć się jak najszybciej. A może chodzi o coś bardziej osobistego? Tego jeszcze nie wiedział, ale niebawem przeżyje szok termiczny.
Nic nie powiedział, tylko słuchał dalszej wypowiedzi Panienki. W między czasie przez myśl mu przeszło, że strasznie niska jest Panienka Ayako i całkiem zabawnie wygląda przy takim wielkoludzie jak Vellard. Dobrze, że coś tak "zabawnego" przeszło mu przez myśl - Ayako miała naprawdę jakąś poważną sprawę do Vellarda, dzięki czemu chwilowy spokój poszedł właśnie się jebać. Nie można powiedzieć, że na mimice Salvadora malowało się zadowolenie, ale też nie można stwierdzić, że był tą wiadomością jakoś szczególnie zgorszony. Mężczyzna jedynie westchnął, poprawiając na dłoni swoją skórzaną rękawiczkę, cały czas patrząc się na Panienkę Okatome.
- Rozumiem. Trudno będzie wybrać spośród ludzi kogoś odpowiedniego do tego zadania. Może Pani przybliży mniej więcej oczekiwania co do osoby, która mogłaby się tym zająć? Ktoś z tutejszych ma dysponować sporą ilością czasu, jakimiś specjalnymi umiejętnościami? Czy po prostu ma wstanie zachować ochronę osoby, o której Pani mówi? - spytał z czystej ciekawości, a przy okazji analizując sobie, kogo takiego mógłby wytypować do ów pracy. W końcu to nie codzienne zadanie w wojsku, aby ktoś chronił jakiegoś obywatela.
- No i o kogo konkretniej chodzi - dopytał na wszelki wypadek. Bardzo był ciekaw, o jakiego obywatela mogło chodzić. Było milion osób w tym mieście. Trochę trudno domyślić się, o kogo konkretniej mogło chodzić przy takiej ilości osób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Prawdę mówiąc, sama zastanawiam się nad odpowiednim podejściem. Może pan będzie w stanie mi podpowiedzieć, jak tylko przedstawię pełną sytuację – skinęła głową w stronę generała. Przekartkowała dokumenty.
- Obywatelka nazywa się Adaviena Ilithe… Adaviena? Coś podobnego, kto jej wymyślił to imię? – ponownie spojrzała na pierwszą stronę, sprawdzając, czy dobrze zapamiętała. – Lat dwadzieścia, wykształcenie średnie, niekarana. Pracuje dorywczo, mieszkanie przydzielone z urzędu. Wychowana w ośrodku opieki, z powodu sytuacji rodzinnej. – Podniosła wzrok z powrotem na Vellarda, tym razem już bez uśmiechu. Spoważniała, o ile mogła stać się chociaż odrobinę poważniejsza, niż była.
- „Sytuacja rodzinna”, cóż za eufemizm. Dziewczyna miała wyjątkowego pecha. Jest córką nieznanego terrorysty i Hiroko Lysandry Fujioka. Pan kojarzy rodzinę Fujioka? Wielu z nich pracuje w S.SPECu, mają też powiązania z branżą metalurgiczną. W każdym razie, nie należą do osób, które chętnie przyjęłyby dziecko z podobnego związku pod swój dach. Matka została usunięta z miasta, córka, po przebadaniu genetycznym i upewnieniu się, że na pewno jest człowiekiem, trafiła do ośrodka. O ojcu nic nie wiadomo i tu leży problem. Ostatnia nadaktywność tak zwanych Łowców jest niepokojąca – przeczesała grzywkę. Czy wyjaśnienia brzmiały wystarczająco prawdopodobnie? Cóż, były tak prawdziwe, jak tylko mogły być. Istnieje różnica między jawnym kłamstwem, a ominięciem niewygodnych szczegółów. Ayako pozostawało mieć nadzieję, że generał Vellard szczęśliwie nie słyszał o Atsuko Fujioka-Okatome. W końcu minęło już ponad dwadzieścia lat od jej śmierci, a nigdy nie była na tyle ważna, by zapisać się w historii. Nie zdążyła być.

- Łowcy mogą próbować wykorzystać wszelkie kontakty, jakie mogą zdobyć. Dziewczyna wychowywana bez rodziny jest łatwym celem, w dodatku cennym: powiązania z Fujiokami, nawet te nie do końca przez nich akceptowane, mogą wydać się Łowcom dobrą inwestycją. Są dobrą inwestycją - dodała, trochę innym głosem. Ponownie uśmiechnęła się do rozmówcy, po czym wychyliła się i podała mu plik kartek. Poprawiła się na siedzeniu i sięgnęła po powoli stygnącą kawę.
- Więc, jak pan myśli? Nie ma sensu zastosowywać w tym przypadku pełnej ochrony, pani Ilithe nie jest wystarczająco ważna. Jeden żołnierz, umiejący wykazać się własną inicjatywą, powinien wystarczyć – powiedziała, krzyżując nogi i wpatrując się w Vellarda.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Adaviena Ilithe. Cholera, to o nią chodziło? W prawdzie nigdy nie miał z nią styczności, ale sporo o niej słyszał. Ba - zabił nawet jej ojca. Trudno byłoby nie usłyszeć o dziecku, gdzie ojciec zginął z rąk tego człowieka. Nigdy nie chciał spotkać się z tą osobą w życiu realnym, jednak wbrew wszystkiemu bardzo dużo o niej wiedział. Miał tylko nadzieje, że nigdy w życiu nie dojdzie do bezpośredniego kontaktu. Jakoś do tej pory czuł pewną niechęć poznania tej osoby nieco bliżej. Może przez sam fakt, że to on był sprawcą zamordowania jej ojca? Albo znał jej ojca i wiedział, kim był? Tą informacją wolał się nie dzielić, przynajmniej nie teraz. Nie czuł tego, aby teraz o tym wspominać, nawet jeśli byłaby taka konieczność, żeby o tym powiedzieć.
- Postaram się co w mojej mocy - oznajmił krótko, natychmiast zamieniając się w słuch. Słysząc o "nieznanym" terroryście, niezauważalnie drgnął mu jeden z kącików ust. Cóż za ironia losu. Pierw zabija jej ojca, później musi ją chronić. Nie myślał, iż kiedykolwiek będzie miał okazję uczestniczyć w takim przebiegu wydarzeń - Owszem, kojarzę aż za dobrze. I nie dziwi mnie fakt, że nie chcieli przyjąć jej do siebie - oznajmił, wyrównując swoje umundurowanie. Nie odwracał wzroku od Panienki ani na chwilę, słuchał ją z jawnym zainteresowaniem oraz powagą - Zgodzę się, że aktywność Łowców trochę mnie niepokoi, jednak nie wydaje mi się, aby ten człowiek w ogóle jeszcze żył - szczegóły nie były mu potrzebne. Chociaż nie powie, słyszał trochę o występkach kobiety, które istnienie po prostu wymazano z tutejszego miasta. Wiedziały o niej pojedyncze jednostki, a Vellard był z tych, co słyszał dość wiele, ale nie na tyle, aby podejrzewać o powiązania rodzinne. Posiadał bezpieczną wiedzę na ten temat.
Na resztę słów kobiety przytakiwał głową, ostatecznie sięgając po filiżankę kawy, upijając parę łyków czarnej cieczy. Odstawiając filiżankę na swoje miejsce, zmarszczył brwi w chwilowym zastanowieniu. Sięgnął po plik kartek, mozolnym ruchem je przeglądając.
- Rozumiem. W sumie fakt, ta dziewoja stanowi bardzo łatwy cel i w cholerę kosztowny. Myślę nawet, iż łatwo byłoby ją zmanipulować. Hm... jeden żołnierz, który byłby wstanie to ogarnąć... Nie wiem, Kiyoshi jest całkiem w porządku, Adrian... Nie, on nie. Chociaż... Nie. Może Kyofu? Ewentualnie Ford, kobieta z jajami. Adaviena powinna czuć się przy niej bezpiecznie oraz swobodnie. Będzie bezpieczna - rzucił paroma propozycjami, nakreślając swoją najbardziej zadowalającą propozycję. Przynajmniej względem niego. Ford przy niektórych osobnikach zachowywała się bardziej męsko, a przecież jest kobietą. Dobrze wykonuje swoje zlecenia, Vellard jest przynajmniej z niej zadowolony. Dlatego uważał ją za odpowiedni materiał. A jak będzie uważała Panienka Ayako?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

ta nazwa. umieram.

- A mnie jednak trochę to dziwi. Wykazać się takim brakiem przyzwoitości? Jeśli nie dopilnowali jednej ze swoich córek, powinni uznać to za swój błąd i zaakceptować konsekwencje - oznajmiła, może trochę zimno, ale z treści wypowiedzi nie trudno było zgadnąć, że chłód nie jest skierowany w stronę Vellarda. Surowe wychowanie, jakie siedziało w rodzinie, spowodowało wystarczająco dużo nieszczęścia.
Zanim odpowiedziała szybkim ruchem wyjęła i odblokowała swój nieodłączny tablet, otwierając bazę danych zatrudnionych żołnierzy. Pobieżnie sprawdziła wymienionych ludzi i na chwilę ją zatkało. Spojrzała z niedowierzaniem na generała.
- Kiyoshi Abukara? Kyofu Nisshoku? - upewniła się. Przejechała otwartą dłonią po czole, powstrzymując się od ostrzejszego komentarza.
- Czy jest pan pewien, że nadawaliby się do opieki nad młodą dziewczyną? Przecież to socjopaci - nawet nie próbowała używać politycznego języka. O żadnym z dwójki mężczyzn nie miała najlepszej opinii. Przewinęła otworzony plik archiwalny w dół; pomalowany na beżowy kolor paznokieć cicho stuknął o powierzchnię ekranu.
- Ford... Ma pan na myśli Rachel Thomson? - Otworzyła kolejną kartę; białe światło odbijało ekranu się w jej dość przeciętnych, ciemnych oczach. Zawahała się. Nie była pewna, jakie podejście będzie w tym przypadku najskuteczniejsze. Adaviena była zupełnie inną osobą niż ona, podejście, które zadziałałoby na jedną może nie zadziałać na drugą.
- Być może... Pan zna ich lepiej, niż ja. - Z wyjątkiem jednej osoby, ale ten nieszczęsny incydent nie było czymś, czym zamierzała się chwalić. Zwłaszcza komuś obcemu.
- Wiekiem pasują, wydaje mi się, że temperamentem również - Znowu przeciągnęła palcem po ekranie, dalej się zastanawiając. Nagle podniosła głowę znad tabletu, przypominając sobie jedno zdanie Vellarda:
- Wydaje mi się, że wymienił pan jeszcze jedną osobę?


Ostatnio zmieniony przez Ayako dnia 21.11.15 18:22, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : stylistyka)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Też racja. Jednak dla innych ważniejszy jest honor i duma rodziny. Boją się to poświęcić, więc woleli usunąć kogoś takiego ze swojej rodziny. Osobiście uważam, że źle zrobili, jednak nic mi do tego. To był tylko ich wybór i wybrali ten wygodny dla nich - również chłodna tonacja głosu uderzyła w kobietę, niemniej oczywiste jest to, że nie kierował tego konkretnie do niej. Tak samo jak ona został wychowany na surowych zasadach i choć czasem zachowuje się beztrosko, to wcale taki nie jest.
Kącik ust mu delikatnie drgnął, usłyszawszy o socjopatach. Może coś w tym było, jednak on uważał, że Ci ludzie byli wstanie zagwarantować dobre bezpieczeństwo nad panienką Adą.
- Mają zapewnić ochronę czy tylko wyglądać na takich, co ją zapewnią? Na aktualny moment nie mamy nikogo innego dostępnego, więc Panienka Okatome musi się zadowolić tym co jest. Zapewniam Panią, że nic jej się nie stanie, nie pod moimi rozkazami - krótkie zapewnienie o tym, że wybór, jaki dokonał Vellard nie był aż tak bardzo zły, jaki może się jej wydawać. Fakt faktem, są... mocni, ciężcy, paskudni. Jednak na aktualny moment nie ma większego wyboru. I Ayako powinna o tym wiedzieć.
- Wiem, że zapewnią ochronę. A oto tutaj chodzi, tak? Rozumiem Pani obawę, ale naprawdę nie ma przed czym się obawiać. Tak jak my są to istoty, z którymi można rozmawiać, śmiać się, dyskutować. Jeśli zauważę, że jest coś nie tak, od razu zdejmę któregoś z funkcji ochroniarza, zastępując innym egzemplarzem - zapewnił, nie do końca będąc pewien tego, czy wybór zmiany mimo wszystko byłby słuszny. Ale może później będą bardziej "normalne osoby", skoro te grono osób Ayako nie podchodzi pod gust.
- Wydaje mi się, że wymienił pan jeszcze jedną osobę?
Vellard zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć, o kim mógł jeszcze mówić. Chwila konsternacji, nagłe olśnienie.
- Ach, Pani ma na myśli Adriana Spadzińskiego? Nie, on nie... Nie wiem, czy ta persona byłaby wstanie spełnić to zadanie. To zbyt... mało pokorna osoba. Wątpię, aby podołał temu zadaniu. Wiem to aż za dobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na chwilę zapadła cisza, w ciągu której Ayako zmierzyła generała niespecjalnie ciepłym spojrzeniem.
- Nie życzę sobie, by zwracano się do mnie w podobnie lekceważący sposób – stwierdziła krótko, tonem, którego zwykle używała w stosunku do swoich podwładnych. - Jeśli nie ze zwykłego szacunku do mnie, to przynajmniej z szacunku dla mojego stanowiska.
- Wydaje mi się, że się nie zrozumieliśmy – zaczęła ponownie, powracając do zwykłej intonacji i lekko unosząc brwi. Politycy i wszystkie inne zawody parające się mową bardzo często ćwiczą mimikę, celem uczynienia jej jak najbardziej naturalną i płynną; ten drobny gest zdawał się wyłamywać z konwencji, wyglądał bowiem na dziwnie sztuczny – i, co najważniejsze, umyślnie sztuczny.
Zaznaczyłam, że w tym konkretnym przypadku ochrona musi być połączona z dyskretną obserwacją. Chociaż nie wątpię, że wymienieni przez pana żołnierze spełniają swoje role bez zarzutów, naprawdę myśli pan, że nikt nie zauważy jak czterdziestoletni, dwumetrowy, zmechanizowany mężczyzna pilnuje pozornie nieważnej dziewczyny? Jeśli dojdzie do kontaktu, a prędzej czy później może to być konieczne, wątpię, czy cel będzie chętny do współpracy. Wybierając do pracy ludzi, którzy mogą mieć problemy z przewidzeniem reakcji zwykłej, młodej osoby, na pewno nie zwiększy się szans powodzenia, a obawiam się, że do takich należy wymieniona przez pana dwójka.
Zaczynała naprawdę żałować, że postanowiła postawić na Salvadora. Prędzej czy później i tak musiałaby sprawdzić, do jakiego stopnia może być przydatny, ale mogła wybrać mniej osobistą prośbę. Cóż, w tej chwili mogła tylko brnąć w to dalej i zobaczyć, co osiągną. Miała tylko nadzieję, że jej błąd nie odbije się zbytnio na biednej Adavienie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach