Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

[ Akcja dramatu rozgrywa się przede wszystkim w małym refektarzu Kościoła Nowej Wiary. Kamienny stół przybrany białym obrusem, zastawa cynowa dla trzech osób, wyczyszczona na błysk. Na blacie wazon z makami. Pokój jest pusty, oświetlony lampionem z kapiącą co pewien czas świeczką.

Echotale, przybrana w szatę, wytarganą z dna kufra krząta się jak w amoku po pomieszczeniu. ]

Wszystko będzie dobrze… Wszystko będzie dobrze. Spokój jest podstawą sukcesu.- Powtarzała w myślach, nerwowo poprawiając niewidoczne zagięcia na obrusie.
Zadbała o wszystko… O wszystko prawda?
- Zupa na wpół do ósmej… Już się gotuje. Inkwizycja poinformowana, żeby gości nie odstrzelić już u bram… Jest. Wino... jest. Jak nie pije - można poczęstować wodą. Nabożeństwa przesunięte, krzyżowcy wracają dopiero jutro nad ranem.- Wyliczała na palcach, przysiadłszy na kamiennej ławie. Za długo nie wytrzymała w tej pozycji, wracając do chodzenia jak mała katarynka.- Grota ofiarna wyczyszczona na wypadek gdyby chciał pozwiedzać kościół, cela przygotowana gdyby chciał zostać na noc… Mój Ao. Oby nie chciał.
Jęknęła cicho do siebie, przygryzając nerwowo paznokcia. Ten cały obiad był złym pomysłem i kobieta odczuwała to boleśnie już od tygodnia.
Dzwon na wieży wybił siódmą.
Zaraz powinni się pojawić. Powinna po nich wyjść, czy może poczekać w środku? Ale czy jeśli nie pojawi się u bram, nie wyjdzie na snobkę? Z drugiej strony refektarz był tuż przy wejściu.
Podeszła do drzwi od “jadalni pomniejszej”, która zazwyczaj służyła za pokój wszelkich narad Starszyzny, a dziś miała stać się symbolem jej klęski… nawet nie jako Proroka. Jako zwykłej kobiety, gospodyni, opiekunki ogniska domowego.
Wzięła głęboki wdech, stając na progu i zaplatając dłonie za plecami. Miała stąd wspaniały widok na główne wrota przez które i tak Kesil wraz z ojcem musieli przejść.
Służka ich przyprowadzi… Poprosiła najmilszą ze wszystkich istot w kościele, żeby zaopiekowała się tą dwójką.
Co mogło pójść nie tak dzisiejszego wieczoru?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raz po raz wzdychał ciężko podczas całej drogi przez desperackie pustkowia. Echotale nie była jedyną osobą, która zadręczała się potokiem myśli odnośnie zaplanowanego wydarzenia.
To nie może pójść dobrze.
Powtarzał sobie w głowie jak mantrę, nie mogąc zmazać posępnego, wyraźnie nieprzyjaznego obrazu z lica. Tak posępnego, że aż trudno było odszukać w nim tego samego, uprzejmego pana, którym przecież był na co dzień.
- Zdajesz sobie sprawę, że posyłasz mnie na cmentarzysko wielu z moich braci, prawda? – rzucił do syna, którego omiótł chłodnym spojrzeniem. Wcale nie chciał tak na niego patrzeć. Życzył mu szczęścia i to było jedynym powodem, dla którego przynajmniej zmusił się, żeby teraz stanąć z nim przed bramami tego piekła. – Mam nadzieję, że nie stracę przy tej kolacji życia, a tobie nic się przeze mnie nie stanie. – dodał, ze wszystkich sił starając się złagodzić swoje ostre rysy. Troskliwości dodawały mu gesty. Co rusz ściągał z ramion Kesila wszelkiego rodzaju paproszki, stawiał mu schludnie kołnierzyk lub przygładzał pomarszczoną marynarkę. Tylko sam Bóg wiedział ile trudu zadał sobie, by znaleźć wymordowanemu przyzwoite odzienie. Sama przed momentem wspomniana marynarka była pieczołowicie cerowana przy każdej najmniejszej dziurce przez całą noc. Nie zdążył przez to porządnie obszyć własnych spodni i odpowiednio dobrać obojgu butów, ale liczył na wyrozumiałość ze strony wiernych i samej synowej. Życie nie rozpieszczało, ale przynajmniej jeden z nich wyglądał schludnie. W mniemaniu Ourella – ten ważniejszy.
- Dobry wieczór. – wysilił się na uśmiech, ale ciężko przyszło mu porwać się na uprzejmości, gdy wiedział, że za chwilę przypomną mu się wszyscy skrzydlaci, jakich tylko mógł skojarzyć ze zbrodniami sekty, a pamięć miał dobrą.
Może z tego powodu porwał się na tak butne podejście? Chociaż krzyżyk zazwyczaj spoczywał schowany pod białą, cienka koszulą… dzisiaj został wyciągnięty na wierzch i zawadiacko błyskał przy każdym świetle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co może pójść nie tak?
Ależ to proste pytanie! Nawet Kesil potrafi udzielić na owe odpowiedzi: wszystko.
Czuł się, jakby szedł na ścięcie. Albo na jakieś tortury. A to przecież jedynie spotkanie ojca z wybranką jego syna... Która jest przywódczynią sekty od lat mordującej anioły, zaś kochany tatuś może pochwalić się parą białych skrzydeł i aureolką nad głową.
W którym momencie życie wymordowanego tak się, za przeproszeniem, spierdoliło? Nie potrafił powiedzieć. Miał wrażenie, że nie panuje nad własnym losem od dawna. Wplątał się w coś, nad czym stracił kontrolę i teraz chwyta się niczym tonący brzytwy, pragnąc jedynie, aby nie stracić przy tym palców.
Źle się czuł tak ubrany. Pomijając już fakt, że spodnie Ourella wołały o pomstę do nieba, samo posiadanie na grzbiecie odzienia zdawało się chłopakowi obce. Znacznie bardziej od uczucia krępującego materiału wolał czuć ciepłe futro. Lub od biedy założenie jakiegoś łacha i oddanie aniołowi lepszych rzeczy. Kaede może jednak pochwalić się siłą przebicia rozgotowanej marchewki, kiedy ojciec się zaprze.
- ... - Kolejny kamień zwalił się na głowę i tak zadręczającego się każdą najmniejszą głupotą Kesila. Wcale mu ojciec nie pomagał. Wspaniale. Brakowało tak dosadnego przedstawienia prawdy. Będzie chory ze stresu. Wyłysieje. A może już łysieje? Na Boga, kto to widział łysego lisa?
- Przepraszam. - Wbijał spojrzenie we własne buty. Ale to też było złe rozwiązanie. Bo zdawał sobie sprawę, że Ourell oddał mu najlepsze i nie zostawił nawet miejsca na protesty.
- Nie musiałeś przychodzić. Powtarzałem ci to. Mogłeś zostać. Też się boję. - Krótkie zdania, ochrypły głos. I zaciskające się pod ubraniem dodatkowe kończyny. Zupełnie jakby pół świątyni nie zdążyło zobaczyć go w jego całej, zmutowanej okazałości, kiedy romansił z Echo wśród maków czy w jej komnacie. Na co mu teraz je ukrywać? Wszak nie schowa oczu, zębów lub ogona... Ale doceniał gest mimo wszystko.
- Dziękuję. Za wszystko. Jesteś wspaniałym ojcem. - Czuł, że powinien to powiedzieć. - Spróbujmy... Być dobrej myśli. Nie umrzesz. Nie pozwolę. Może... Coś się zmieni. W kościele. Może chociaż kilka osób nauczy się, że zabijanie aniołów jest złe? - Biedny, naiwny chłopak.
Uniósł wzrok dopiero tuż przed świątynią, ale milczał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Choć krzyżowcy u bram zostali ostrzeżeni, że jakakolwiek próba skrzywdzenia gości Proroka zakończy się dla nich natychmiastową egzekucją bez prawa do sądu Starszyzny, nie można powiedzieć, żeby wyglądali na zachwyconych przepuszczając mężczyzn do wnętrza świątyni.
Tam na szczęście czekał na nich nie zbrojny oddział, a rozemocjonowana służka, która podrygując opowiedziała im przynajmniej z połowę ploteczek z ostatniego tygodnia. O tym, że ktoś rozlał wiadro wody do czyszczenia ołtarza, więc kapłan ślizgiem przejechał przez całą kaplicę i zatrzymał się dopiero na kolumnie (“na szczęście wybił sobie tylko jednego zęba!”). Że ostatnio przyłapano inkwizytora na pleceniu wianków (“jakie to wspaniałe, że mężczyźni potrafią być jeszcze wrażliwi”), a Prorokini miewa poranne mdłości (“Bóg jeden wie czy nie znajduje się w stanie błogosławionym”).
Nim jednak zaczęła rozwijać ten ostatni, najbardziej interesujący temat cała wesoła kompania dotarła do stojącej wciąż przy drzwiach Echotale i służka ulotniła się tak szybko jak się pojawiła.

Kobieta zlustrowała szybkim spojrzeniem Kesila, szybko dusząc w sobie chęć chichotu. Widok umiłowanego towarzysza ubranego… tak odświętnie był co najmniej zabawny, nie mniej… potrafiła to docenić, w szczególności, gdy jej wzrok spoczął na Ourell’u.
Krzyż? Huh.
Nawet brew jej nie drgnęła na widok tej jawnej prowokacji teścia. Był aniołem, powinna szanować jego niedoskonałości. Cóż za biedna istota, ale przecież nie miał wpływu na to jakim go Ao stworzył, prawda?
Był jedynie częścią Jego wielkiego planu.
- Niechaj Pan błogosławi temu wieczorowi.- Powiedziała, dygając głęboko i przywołując na twarz jeden ze swoich uśmiechów.- Mam nadzieję, że podróż nie była nużąca lub nieprzyjemna.
Podrygującymi nerwowo palcami odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów, wskazując wolną dłonią wejście do refektarza.
- Bardzo się cieszę, że dotarliście do nas bezpiecznie.- Z jakiegoś powodu, w jej głosie wyraźnie dało się słyszeć nacisk na ostatnie słowo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słowa Kesila działały na niego jak balsam. Ich brzmienie niemal natychmiast wprowadziło Ourell’a na zupełnie inny poziom, w końcu rozcierając ostre, zasępiony rysy twarzy. Przywołały mu na lico delikatny, poniekąd niepewny, aczkolwiek zdecydowanie szczery uśmiech. Lis był chyba jedynym z jego przybranych dzieci, które w obecności anioła miały na tyle chęci, by powiedzieć podobne zdanie.
- Doceniam twoje słowa, synu. – odparł, zerkając na niego łaskawiej, choć wzmianka o zabijaniu aniołów z pewnością cały ten czar popsuła. Jak na nieszczęście za chwilę wkroczyli w samą paszczę smoka.
Jakkolwiek by się nie starał nienawidzić KNW, zawsze był skory oceniać każdą osobę indywidualnie. Zazwyczaj w przypadku członków sekty nie musiał zbyt dogłębnie badać osobowości choćby inkwizytorów, bo już po pierwszym zdaniu udawało mu się polecieć z brakiem sympatii. Jednak w przypadku tej uroczej służki było zgoła inaczej. Choć nie sprawiał wrażenia wyjątkowo rozanielonego jej obecnością z uprzejmą uwagą wysłuchiwał jej słów, rzucając co rusz wartościowe słowa pokoju „Doprawdy?”, „Niebywałe.”, „Och, jak to?”. Zacharielu, jesteś niezastąpiony w podtrzymywaniu rozmów.
„(…) w stanie błogosławionym.”
Wybałuszył oczy na kobietę, by później szybko przekierować zszokowane spojrzenie na syna. Otwierał usta, by stanowczo zagadnąć ten temat, jednak widok synowej szybko skradł mu wszystkie słowa z tego zakresu tematycznego.
„Niech Pan błogosławi temu wieczorowi.”
- Amen. – rzekł z automatu, nie do końca wiedząc czy podobna formuła funkcjonowała w trakcie modlitw aoistów. W przeciwieństwie do krzyża na szyi, w tym wypadku jego ewentualna niegrzeczność była nieświadoma. – Było bardzo przyjemnie. Twoja służka to urocza kobieta. – odparł z cieniem uśmiechu. Szczerego, naprawdę starał się być miły. Dla Kesila. Jednak cień gniewu i odrazy nie dawał się tak łatwo strącić z jego spojrzenia. Tu ginęli aniołowie. Moja rodzinaPięknie wyglądasz. Nie dziwię się dlaczego Kesil zwrócił na Ciebie uwagę. – odparł, zwróciwszy łeb na przybranego syna. Chciał zobaczyć jego spojrzenie. Jak patrzy na tę… morderczynię? Czy słusznie pała takim gniewem?
Jesteś aniołem, powinieneś miłować każdego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywiście, że miał chęci przyznawać się do Ourella! Był osobą, która jeśli kogoś polubi, będzie starała się mu nieba przychylić. W przypadku anioła te wysiłki mogą okazać się płonne, jednak i tak lis próbuje. Prawdziwego nieba wszak nigdy nie zastąpi.
Gadulstwo i trzpioctwo służki nieco zdjęło zeń stres. Chyba ją polubił? A przynajmniej na pierwszy rzut oka wydawała mu się miłą osobą. Zabawną trochę. Tylko czemu była taka niziutka-
Zaangażował się w rozmowę nieco mocniej niż ojciec ("Ale nic mu się nie stało, prawda?", "Kwiaty tak pięknie pachną, jak się plecie wianki?", "Błogosławionym? Bóg jej błogosławi?") jednak nie zrozumiał zupełnie ostatniej nowinki. Pojął tę wieść zupełnie opacznie, dochodząc do wniosku, ze po prostu wiedzie się Echo dobrze i Bóg nad nią czuwa. Jedynie lekko się przejął mdłościami. Czyżby była chora?
Jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Ourella. Spojrzeniem pełnym szoku. Wzruszył ramionami, zmieszany.
- Ja też nie sądziłem, że do czegoś takiego dojdzie. - W końcu to przywódczyni sekty mordującej boskich posłańców, dlaczego Pan jej sprzyja? Czy to znaczy, że nie potrzebuje już swoich aniołów? Kesil zaczął wyciągać zgoła dziwne oraz niepokojące wnioski.
Pozwolił wymienić im religijne grzeczności, stojąc nieco z boku i majtając ogonem. Nie potrafił nad nim zapanować. Cieszył się i chociaż w powietrzu dało się wyczuć iskierki napięcia, wciąż w chłopaku tliła się nadzieja, że będzie dobrze. Zapewne gdyby miał lisie uszy, położyłby je płasko po głowie. Ale nawet  bez takich ekspresyjnych dodatków jego radość była zauważalna.
Spojrzał na Echo dość łagodnie i miękko, z lekkim uśmiechem. Nie widział jej jeszcze w tej szacie, a trzeba przyznać, że jej pasowała.
- Twoje straże są strasznie spięte. Może powinni popleść wianki, by się odstresować? - Głupiutki lisek dawał o sobie znać. Chociaż Kesil dobrze wiedział, dlaczego inkwizycja taka napięta jak struna, i tak zwierzęca jego część doszła do głosu. A ona myślała bardzo prosto.
Znów niesforny kosmyk opadł na twarz Echo. Podszedł, by delikatnie palcami go odsunąć i założyć jej za ucho. Schylił się następnie, muskając jej czoło ustami. Hej! Nie polizał, chociaż go korciło. Zdołał na tyle zapanować nad własnym zezwierzęceniem.
Jednak parę lisich odgłosów podniecenia oraz podekscytowania wyrwało się z jego gardła. Nawet tak mocno się nie speszył. Stojąca obok dwójka widziała go w gorszym stanie i była świadkiem znacznie bardziej poniżającego zachowania aniżeli popiskiwanie i poszczekiwanie.
- Wyglądasz wspaniale. - Ogon mocniej machał na boki. Brakuje, by poprosił o podrapanie po karku na powitanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trzeba przyznać, że Prorokini zareagowała na te ciepłe i miłe słowa dokładnie tak jak kapłanka zareagować nie powinna. Zmieszała się i zarumieniła, zaciskając palce przed sobą na szacie.
- Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana.- Powiedziała łagodnie, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Lekka niepewność wywołana komplementami, których nie potrafiła przyjmować ustąpiła tak szybko, jak poczuła bliskość Kesila.
Wtedy dopiero całe napięcie tą niezręczną sytuacją uleciało, a Echotale uniosła głowę pozwalając ucałować swe blade czoło. Dlatego też postanowiła nieco załagodzić tą możliwie niekomfortową sytuację.
- Piękno jest darem, który otrzymałam wraz z powinnością głoszenia słów Boga. Ja jestem jedynie narzędziem, dzięki któremu może przemawiać do swych umiłowanych istot.

-... Twoja służka to urocza kobieta.
Odetchnęła z ulgą, gdy nastąpiła szybka zmiana tematu. Nie chciała wdawać się w żadne poważniejsze dyskusje na temat pozycji czy polityki czy nawet dogmatów.
- Tak… Izabelle jest wspaniałą i ciepłą istotą.- Jej ton uderzył w łagodne, nieco bardziej melancholijne nuty.- Choć dopiero się uczy wierzę, że Pan rozjaśni jej umysł i pozwoli przyjąć nauki. Ale… wejdźcie, proszę. Kolacja niedługo zostanie podana.- Ujęła delikatnie Kesila pod ramię, zaciskając nieco mocniej palce, zupełnie jakby poszukiwała ciepła i wsparcia.
- Twoje straże są strasznie spięte. Może powinni popleść wianki, by się odstresować?
- Wianki…?- Nie bardzo zrozumiała. Najwyraźniej plotki w Kościele omijały ją szerokim łukiem.- Z pewnością, mogłoby to im pomóc, ale to dobrze, że są um… spięci. Chronią Wiernych przed złem i zepsuciem tego świata, w wiankach mogliby stracić nieco respektu.
Zaśmiała się perliście na samą myśl o swojej inkwizycji w wiankach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzieci tak szybko rosną…
Wróć, zła formuła. Bardzo zła, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że gdy pierwszy raz spotkał Kesila był on tym samym niemal dwumetrowym mężczyzną, co teraz, ale skrytym pod płaszczem zwierzęcia.
Dzieci tak szybko się zmieniają.
Nie, żeby bronił opętanemu lokowania uczuć w kimkolwiek. Wiedział, że taka jest kolej rzeczy i tego życzył sobie Bóg. Jednak jak każdemu rodzicowi ciężko było mu patrzeć na swoją pociechę, która wyraźnie wkraczała w nowy rozdział życia. Gdyby choć raz podczas całej ich znajomości pomyślał, że nastąpi to tak szybko, może mógłby się na to lepiej przygotować. Widok szczęśliwej pary rozgrzewał mu serce, ale bezsprzecznie powodował smutek. Poza tym sprawa była o tyle skomplikowana przez politykę i religię, że raz po raz poza tym ciepłem i przygnębieniem, wlewał sobie do łba odrazę i złość. Jako boski twór nie powinien pozwalać sobie na targanie takimi emocjami, ale czasem nawet Ourell nie zdawał sobie sprawy jak bardzo został już uczłowieczony.
Milczał w kontekście powitania pary, biernie obserwując ich ze stosownej odległości. Starał się nie wyglądać na zgorszonego, jakkolwiek źle momentami by się nie czuł. Przemilczał również wywód Echotale o głoszeniu Słowa Bożego, narzędziach i umiłowanych istotach. Chryste Panie… daj mi siłę, bym to przetrwał. Bez wątpienia prorokini coraz bardziej zachęcała go do tego, by po kolacji pójść na Babel i pomodlić się do tego jedynego, słusznego Pana i prosić o wybaczenie, że ośmielił się wejść w rój tak zaślepionych kłamstwem ludzi. Gdyby jeszcze postępowali godziwie, przymrużyłby na to oko…
Uśmiechnął się życzliwie na wspomnienie o wiankach. Ruszył za drogą wskazaną przez Echotale, by zasiąść przy wspomnianej przez nią kolacji.
- Doceniam twoją gościnność. Mam nadzieję, że wszystko w porządku z twoim zdrowiem. Isabelle wspominała, że nie jest z tobą najlepiej w ostatnim czasie. Jestem medykiem, więc w razie dokuczliwych dolegliwości mógłbym przysłużyć się pomocą. – rzucił, nie mogąc wytrzymać, by nie poruszyć tego tematu. – Wybacz, jeśli jestem zbyt śmiały. To mogło być niegrzeczne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chciał objąć tę morderczynię, jak to Ourell łagodnie określił w myślach, dodatkową ręką. Jednak owa uwięziona była pod ubraniem. Nigdy nie pomyślałby, że pożałuje, iż jej nie ma. Pragnął w danym momencie dodać Echo otuchy i pozwolić mocniej poczuć, że ma kogoś przy sobie. Kogoś, kto również jest mordercą. Cóż to za różnica, czy mordujesz anioła czy człowieka? Zabójstwo to zabójstwo, a Kesil czystego sumienia nie posiada.
- ...Ja jestem jedynie narzędziem, dzięki któremu może przemawiać do swych umiłowanych istot.
- Nie mów o sobie tak. Nie lubię, gdy ktoś nazywa się narzędziem. - Ofuknął ją delikatnie. To takie... Uwłaczające. A co gorsza, Ourell sam ma takie podejście.
Poprowadził Echo do pomieszczenia i odsunął jej nawet krzesło. Taki kulturalny! Niemalże wymarły gatunek na Desperacji. Dobrze go ojciec nauczył. Ten przybrany, nie prawdziwy. Sam lis usiadł dopiero na końcu na wolnym miejscu.
- Nie chcę niczego narzucać, ale może nie rozmawiajmy o religii? - Zaproponował lekko spłoszony. Nie był pewny, czy nikt nie odbierze tego za ujmę osobistą. Chciał jedynie uniknąć kłótni. Zupełnym przypadkiem machnął ogonem, przysłaniając na moment krzyżyk na piersi Ourella, zanim zwinął sobie futrzasty dodatek na kolanach.
- Na tę jedną kolację zaakceptujmy wzajemne... Różnice. Spędźmy po prostu miło czas. - Uśmiechnął się do obojga, szybko jednak jego mina zrzedła i na twarz wstąpiło mu zmartwienie.
- ...Isabelle wspominała, że nie jest z tobą najlepiej w ostatnim czasie.
- Podobno masz mdłości? Często rano? - Zaczął, kładąc dłoń na jej brzuchu. - Tata powinien cię zbadać. Oby to nie było nic poważnego. - Westchnął pod koniec, przywołując znów uśmiech na twarz. Uniósł dłoń z jej podołka, by pogładzić wierzchem palca Echo po policzku.
- Proszę? Dasz się obejrzeć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie rozmawiajmy o religii.
Skinęła delikatnie głową, naprawdę ze wszystkich sił starając się nie okazywać Ourellowi współczucia. Może jemu było dobrze jako aniołowi?
W końcu wszyscy skrzydlaci mieli wyprany swoimi skrajnymi, kłamliwymi ideami umysł. Mógł nawet nie wiedzieć, nie rozumieć jak wielką krzywdę wyrządzają Bogu.

- Mdłości…? Znaczy tak… Zdarza się, ale to nic poważnego… To pewnie z tego całego stresu. Zbliża się jesień, trzeba zgromadzić zapasy przed zimą. Ludzie muszą mieć co jeść…
- Tata powinien cię zbadać.
- Nie.- Lekka panika w jej głosie była wyczuwalna aż nazbyt dobrze.- Znaczy… Oczywiście, nie podważam pańskich lekarskich zdolności…- Odwróciła głowę w stronę Ourella marszcząc delikatnie brwi.- Nie sądzę jednak, aby niesienie pomocy osobie mojej pozycji byłoby w kręgach pańskiej dalszej rodziny mile widziane.
- Dasz się obejrzeć?
- Jestem osłabiona, to normalne Kesil... Szczególnie, że ostatnio Pan przemawia częściej, a ja przez to tracę więcej krwi niż zwykle.- Ułożyła dłoń na swoim policzku, przykrywając nią palce lisa.
Dopiero teraz dało się zobaczyć, że Echo wcale nie wygląda na taką zdrową jak wskazywały na to wszelkie znaki na niebie i ziemi. Wyglądała na… zmęczoną. Bardzo zmęczoną.

- Jesteście na pewno zmordowani podróżą.- Sięgnęła po dzwoneczek stojący na stoliku, przyzywając nim jednego ze służących (i jak na złość przyleciał akurat anioł służebny, bo jasne, co mogłoby pójść jeszcze bardziej nie tak?!) z ciężką wazą zupy.- Niestety, nie wpuszcza się mnie do kuchni, ale wszyscy byli tam dziś zachwyceni gdy dowiedzieli się, że będą mogli przygotować posiłek dla gości spoza kościoła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widok Kesila napawał go dumą.
Gdyby za najważniejszy cel nie obrał sobie w tej sytuacji stosowności i przyzwoitości, z pewnością ryknąłby z zachwytu nad tym, jak jego przybrany syn traktuje ważne dla niego osoby. Sztywne podejście do sprawy uniemożliwiało mu jednak inne okazanie dumy, niż delikatny, szczery uśmiech i subtelne pokiwanie głową.
Zasiadł przy stole, grzecznie czekając z jakimkolwiek śmielszym ruchem na przyzwolenie gospodyni.
„Nie rozmawiajmy o religii”
- Myślę, że byłoby to niestosowne w zaistniałych okolicznościach. Zdaję mi się, że przyszedłem tu poznać synową, a nie wygłaszać przemowy. które prędzej wcisnęłyby mnie do groby, niż oświeciły zaciemnionych kłamstwem ludzi. Rzucił przelotne spojrzenie na Echotale i widząc, że wydaje się być podobnego zdania, wysilił się na całkiem szczery uśmiech. Dobrze, że nie potrafił czytać w myślach, wówczas trochę trudniej byłoby mu porywać się na uprzejmości i nierozmawianie o religii.
Spanikowany głos prorokini nie uszedł jego uwadze, a dość skutecznie opuścił mu uniesione kąciki ust. Może nie w złości czy obrazie majestatu, a prędzej zwykłego zdziwienia. Brzmiała jakby miał ją zaszpachlować albo zesłać klątwę za sprawą jednego dotknięcia palcem. Może ona nie tylko pogardza skrzydlatymi, ale też szczerze się ich brzydzi?
Pomocy? Dalszych kręgach?
- Istnieję, aby pomagać. – odparł krótko, starając się nie sposępnieć – Tak samo jak moja dalsza rodzina mam obowiązek dbać o zdrowie i bezpieczeństwo ludzi. Bez znaczenia kim są lub jak odmienne mają poglądy. nie rozgaduj się, bo jeszcze zejdziesz na niebezpieczne tory i kogoś uraziszOczywiście nie chciałbym się narzucać. W razie problemu – jestem do dyspozycji.
Traci więcej krwi…?
Teraz to już zaczął się martwić. Chryste Panie, co ci innowiercy sobie robią w imieniu swojego boga…? Odwrócił twarz w stronę przybyłej do komnaty osoby i wytrzeszczył na nią oczy, rozdziawiając w zdziwieniu usta.
- Hanael! – rzucił i stanął na nogi, opierając się rękoma o blat stołu. Im dłużej przyglądał się bratu, tym większego szoku doznawał. Niegdyś gładka, anielska cera była skalana licznymi pociągnięciami ostrzy. W większości zabliźnionych, a więc musiał tkwić tu od dawna. Odkryte ręce odsłaniały sińce, a same oczy, choć zapamiętał je jako błyszczące i jasne, teraz wydawały się mdłe i skąpane w niewypowiedzianym cierpieniu. Włosy miał splątane, a paznokcie połamane. Postawił posłusznie dzban z zupą, zdając się z największym trudem ignorować głos brata. Wykorzystując jednak krótki moment, gdy był odwrócony do prorokini plecami, bardzo subtelnie kiwnął głową w ostrzegawczym geście, rzucając znaczące, przerażone spojrzenie w stronę zupy. Czym prędzej wrócił do kuchni.
Ourell odprowadził go spojrzeniem, w dalszym ciągu oniemiały. Szybko jednak wrócił spojrzeniem do prorokini. Tym razem było bez wątpienia ostre, bez krzty uprzejmości.
- Rodzinne spotkanie, faktycznie. Kesil, właśnie poznałeś swojego wuja, Hanaela. Niegdyś miał w sobie więcej życia. – rzucił cierpko i usiadł, nie spuszczając twardego spojrzenia z synowej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach