Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 04.04.17 1:46  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Wanchoi miał mało czasu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Za duża bluza, którą z rana zarzucił na kościsty grzbiet kleiła mu się do skóry od potu i zaskakującego gorąca. Nie spodziewał się tak drastycznego skoku temperatury, ale teraz musiał przyznać, że nie powinno go to dziwić – Desperacja była suką, a suki zawsze ujadają na koty, próbując je obszczać przy najgłupszej okazji.
— Wanchoi, są coraz bliżej. — Syk dochodził z gardła czarnowłosego mężczyzny o włosach długich do ziemi, związanych w gruby warkocz co krok uderzający o jego plecy. — Jeśli to stracimy, nogi nam z dupy powyrywa – warknął jeszcze, oglądając się machinalnie za siebie.
Wanchoi tylko zacisnął zęby. Przecież znał zasady. Zresztą, nic nie było tak ciężkie, jak świadomość spieprzenia ważnej misji, kiedy jest się tak blisko celu. Nie miał zamiaru się jednak poddawać, a Apogeum było o tyle wygodne, że łatwiej było zgubić ogon, jeśli wiedziało się, gdzie iść.
A Wanchoi wiedział.
Nagle razem z towarzyszem, Ranshou, oboje przywarli do ściany kamiennego budynku bez dachu. Wanchoi przyłożył dłoń do ust, żeby dodatkowo stłumić ton.
— Rozdzielimy się – rozkazał, wyciągając rękę. — Biorę pakunek.
— Oszalałeś, dzieciaku? To ważniejsze niż twój tępy łeb.
Krzyki w tle narastały; tak samo jak kroki. Wanchoi zmarszczył brwi i złapał drugiego Kota za kołnierz, jednym ruchem ściągając go do swojego poziomu. Naraz o dwie głowy wyższy dryblas skurczył się, zerkając na Wanchoia z zaskoczeniem.
— Jestem szybszy, mniejszy i sprytniejszy, Ranshou, a ty jesteś gruby, wolny i na swoje nieszczęście okradziony.
— Okradziony?
Pytanie ledwo opuściło jego usta, a poczuł, jak coś z niemożliwą siłą wypycha go do tyłu. Zdążył jeszcze rozchylić wargi w przekleństwie, nim nie upadł boleśnie na drogę, wprost pod nogi Psów.

Wanchoi przywiązał mieszek z zawartością do swojego paska, kilkakrotnie razy podczas drogi sprawdzając jego wytrzymałość i stabilność. Poruszał się prędko, cicho i jak najmniej widocznie – korzystając z cieni rzucanych przez opuszczone budynki, a w dalej podróży przez drzewa i ogromne kamienie. W końcu wypadł z najbardziej zatłoczonej części Apogeum, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że to kwestia kilku, może kilkunastu minut, jak pościg go dorwie.
Oczywiście, spieprzyłby tym głupim kundlom z zamkniętymi oczami, ale był wyczerpany tygodniową wędrówką, a oni – jak na złość, do diabła – urwali się nie wiadomo skąd; wypoczęci, roześmiani, głośni...
— Brudni, idiotyczni – dokończył jasnowłosy, spluwając w bok.
Nagły ruch głowy sprawił, że w oczy rzuciła mu się odlegle stojąca chata. Przymrużył nagle ślepia. Nie tylko chata. Majaczący kształt sylwetki wywołał w nim nowe pokłady czegoś, co za ludzkiego życia na pewno nazwałby „nadzieją”.
Do diabła, Nobuyuki.
Nogi odmawiały mu co prawda posłuszeństwa, ale myśl o pomocy wykrzesała dodatkowe pokłady energii. Niski, drobny chłopak puścił się biegiem przed siebie, jeszcze zanim Yukimura dotarł do obluzowanych drzwi chaty.
— Musisz mi pomóc! — Wanchoi nawet się nie ściął, gdy wypowiadał te słowa, będąc już tylko pięć metrów od członka CATS. Od członka gangu, w którym sam grzał siedzenie od niemal dziesięciu lat. — Gonią mnie Psy. Do jasnej cholery, nie mogę ich zgubić, Yukki!

- - - -

Wygląd Wanchoia (kliknij). Wzrost: 160 centymetrów wzrostu. Waga: okolice 50 kilogramów. Cechy charakterystyczne: długi, tygrysi ogon w czarne pasy przy nasadzie. Biokineza: biały tygrys (jednak niemal o połowę mniejszy od przeciętnego przedstawiciela gatunku). Członek gangu CATS.

- - - -

Dodatkowo rzut kostką.

Warianty:
1-70 — choroba stabilna na tyle, by Nobuyuki był w stanie racjonalnie myśleć (kolejny rzut za min. 3 posty);
71-100 — choroba niestabilna; Nobuyuki odczuwa rosnącą żądzę krwi.

To tylko wstępna diagnoza. Dostosuj się jednak do wyniku.

Termin odpisu: do 7 kwietnia, godzina 20:00.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.17 1:46  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
The member 'Arcanine' has done the following action : Dices roll


'Kostka' : 78
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.17 19:13  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Rozwalona chata wręcz odrzucała swoim wyglądem i opłakanym stanem, choć w dalszym ciągu była budynkiem, który o dziwo wciąż się jakoś trzymał i nie został kompletnie zniszczony. Mogłoby się wydawać, że stare, krzywo powbijane deski ledwo się trzymają, a cała reszta ma się za chwilę zawalić. Ale jakimś cudem ta stara chałupa wciąż trzymała się kupy.
Czym prędzej ruszył przed siebie, by jeszcze przed wejściem do środka budowli ostatni raz się jej przyjrzeć, tym razem z bliska, bo tak to czasami bywa, że z daleka niektórych znaczących szczegółów się nie widzi i można je dostrzec dopiero po dokładniejszych oględzinach „badanego” obiektu. Wolał nie przeoczyć czegoś ważnego, nie chciał by nagle okazało się, że po wejściu do środka przykładowo któraś ze ścian nagle się na niego zawali.
Nie zdążył nawet podejść dostatecznie blisko obluzowanych drzwi, by móc je pchnąć, bo jego uwagę zwrócił znajomy głos, dobiegający zza jego pleców. Od razu odwrócił się do tyłu, chcąc jak najszybciej zlokalizować osobę, która wzywała pomocy. Zdziwienie niemalże od razu wymalowało się na jego twarzy, gdy okazało się, że personą potrzebującą ratunku jest Wanchoi — członek gangu CATS, którego Neely może nie znał zbyt dobrze, ale niejednokrotnie wpadali na siebie w kryjówce, zwykle zamieniając ze sobą kilka zdań. Nie przyjaźnili się, ich relację trafniej można by było określić mianem znajomości albo kumplostwa z „pracy”.
W pierwszym momencie widok znajomej twarzy wywołał na twarzy kocura delikatny wyszczerz, a jego szkarłatne ślepia zabłyszczały jakby szczęśliwie. Jednak jego mimika momentalnie zmieniła się — zadowolenie zniknęło, ustępując miejsca grymasowi, który nawet trochę nie przypominał uśmiechu.
Fala ciepła ogarnęła ciało Nobuyukiego, a ból głowy pojawił się tak nagle, znikąd. Przywarł wierzch dłoni do swojego czoła i przymknął, kompletnie zapominając o tym, że tuż obok niego stoi Wanchoi, którego gonią Kundle. Kocur zrobił szybki, głębszy wdech, by następnie wypuścił powietrze z charakterystycznym świstem. Przełknął głośno ślinę, która dzięki masie chorych wyobrażeń wydawała się mieć smak przybliżony do krwi.
Zaczęło się.
To nie Ty, to psychoza. Uspokój się, idioto.
„Gonią mnie Psy.”
Wbił spojrzenie we właściciela tygrysich genów, myśląc nad odpowiedzią. Kotłujące się w głowie myśli ani trochę nie sprzyjały mu w ułożeniu ładnej, zgrabnej odpowiedzi. W czerwonych ślepiach Neely'ego pojawił się niebezpieczny błysk.
Świetnie, kurwa, świetnie. — Najważniejsze zrozumiał... zbliżała się banda Psów, powinni szybko się schować, bo o ucieczce nie było nawet mowy. Niespecjalnie ociągał się z następną odpowiedzią. — Zdejmij z siebie bluzę, już złapali Twój zapach. — Złapał się znowu za głowę, wydając z siebie ciche syknięcie. Masz psychozę, pamiętaj. Powtarzanie sobie w myślach utartego schematu miało mu pomóc utrzymać trzeźwość umysłu, zwalczanie choroby umysłowej było znacznie prostsze, gdy miało się świadomość o swoim schorzeniu. — Rzuć ją gdzieś pod ten krzak. — Wskazał palcem na suche, poniszczone krzaczysko nieopodal starej chatki.
Co dalej, co dalej?
Rozejrzał się na boki, podchodząc w stronę drzwi zdewastowanych drzwi. Rozpiął również swoją bluzę, pozwalając jej swobodnie zsunąć się z własnego ciała. Podał ją młodemu.
Nałóż ją — polecił, choć bardziej wymagał. Sam został jedynie w cienkiej bluzce, ale nie było mu zimno, a nawet jeśli było to miał masę innych rzeczy, które w zajmowały jego zmęczoną głowę.
Pomóż mi zdjąć te drzwi. Położymy je w poprzek, są już trochę rozwalone, może taki widok zniechęci ich do wejścia do środka. — Bo będą musieli je ominąć? Wątpliwe. — Tylko się nie zrań... — Westchnął przeciągle. — Choruję na psychozę. Jakbym próbował Ci zrobić krzywdę to mnie zostaw, jakoś sobie poradzę — zapewnił, chociaż sam w ogóle w to nie wierzył. Jego uwadze nie umknął worek przyczepiony do pasa chłopaka, o który zapomniał spytać. Z pośpiechu i roztargnienia.
Miał nadzieję, że o niczym nie zapomniał, że jakoś uda im się to ogarnąć i cały „plan” zadziała. W myślach wciąż powtarzał sobie, że to tylko psychoza, że na pewno da sobie radę jeśli żądza krwi zacznie jeszcze gwałtowniej rosnąć.
Do środka i na ziemię, przez te powybijane deski mogą nas zauważyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 0:59  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Wcześniejsze poddenerwowanie, widoczne na twarzy Wanchoia, teraz nieco złagodniało. Nie miał może szerokich perspektyw, ale przynajmniej miał jakiekolwiek. Zawsze mógł też rzucić Nobuyukiego Psom na pożarcie, choć za nic w świecie nie przyznałby, że podobna myśl krążyła mu teraz po głowie. Zgrywanie grzecznego i pełnego szacunku wychodziło mu niemal znakomicie – wystarczyło  więc jedno słowo starszego kolegi po fachu, a dłonie chłopca chwyciły za poły bluzy i zsunęły ją z ciała, ukazując tym samym pobrudzony czarną ziemią, gliną i piachem tors.
Posłusznie odszedł na bok, by rzucić ciężką bluzę w krzaczory, a potem wrócił do jasnowłosego, odbierając od niego drugą sztukę.
— Jestem cały spocony, to nie zatuszuje mojego zapachu — mruknął z lekkim uśmiechem, jakby perspektywa złapania przez bandę DOGS nie stanowiła dla niego żadnego problemu. — W sumie myślałem, że zapytasz ilu ich jest, a gdy powiem, że stu, rzucisz czymś w stylu: „uff, dobrze, że mamy przewagę liczebną”, a zamiast tego ty...
Wanchoi wsuwał akurat drugą dłoń w rękaw, gdy dostrzegł, że Nobuyuki nie żartuje. Naprawdę miał zamiar wyjąć drzwi z zawiasów i postawić je w poprzek framugi i choć pomysł wydawał się irracjonalny, młodszy wymordowany nie wtrącił nawet złamanego grosza do tego tematu.
Zdecydowanie nie chciał się teraz narażać, dlatego bez namysłu wyciągnął dłonie i złapał pachnące zgnilizną drewno, by pomóc je podważyć i ściągnąć na podłoże.
Obyło się bez ran kutych i szarpanych, ale Wanchoi spojrzał na towarzysza, gdy ten wspomniał o chorobie, dając mu tym samym do zrozumienia, że niespecjalnie go to obeszło.
— Masz szczęście, Yukki — napomknął tylko, przechodząc do wnętrza chaty.
W środku było brudno i zajeżdżało starym truchłem, papką zgniłych owoców i czymś, czego Wanchoi nawet nie chciał konkretyzować. Nie było zbyt wielu mebli — jakaś stara komoda, dawno pewnie okradziona co do ostatniej drzazgi, bez dwóch z czterech szuflad i jednej nogi, poza tym łóżko bez materaca i kawałek krzesła (w zasadzie samo siedzenie, nawet oparcie było tylko do połowy; drugą połowę chyba coś zeżarło, bo nierówności zaskakująco przywodziły na myśl ślad po zębach ogromnej paszczy). W rogu pomieszczenia dało się też dostrzec stertę starych koców; na czarnym, mokrym materiale dostrzegalne były jasne włosy, których mnóstwo było wszędzie. Nawet w kominku, o który oparto metalowy pogrzebacz i procę. Kompletna nora. Najgorszy był jednak zapach. Mimo obrzydzenia, jakie pojawiło się na dziecięcej twarzy Wanchoia, ukląkł na deskach podłogi, a potem położył się na niej, przywierając policzkiem do chropowatej powierzchni.
Żołądek od razu zrobił salto.
— Mam coś, co cię zainteresuje — dokończył już szeptem, błyszcząc oczami w stronę białowłosego.
Umilkł jednak, gdy na dworze zrobiło się głośniej.
Nie chodziło tylko o uderzenia stóp o glebę, ani o świst wiatru.
Chodziło o te cholerne wrzaski, gwizdy, śmiechy.
Wanchoi zatrząsł się, gdy kilkanaście metrów od siebie usłyszeli rozbawione:
— Jesteś pewien, że ta mała miotła biegła tędy, Chika?
A zaraz potem:
— Jasne. Pewnie spierdala do Przyszłości. Myśli, że się schowa w tłumie i obroni go jakaś kurwa. Kici, kici, skurwysynie!
Splunięcie.
— Skup się, Matsu.
Leżące na podłodze Koty mogły dostrzec, przez dziury w ścianach, jak piątka młodych, choć poszarpanych i zabrużdżonych mężczyzn rozgląda się dookoła, kompletnie niepodatna na presję czasu. Jakby uciekający im zajączek nie miał siły w przestrzelonych strzałami łapach, a mimo tego próbował wyrwać się spod jarzma ich polowania, dając im mnóstwa zabawy.
Wanchoi zacisnął zęby, gdy jeden z Psów – wysoki, ale chudy szatyn, z twarzą, jakby za mocno uderzył się o ścianę i wcisnął w nią pół nosa – zrobił krok w stronę chaty, cały wyszczerzony i rozluźniony.
— Desperacja bywa taka wkurwiająca, gdy dyszy nam w twarz, nie? — rzucił, lekko się pochylając, najwidoczniej po to, by lepiej przyjrzeć się opuszczonemu domostwu.
Drugi Pies, o czarnych włosach i twarzy nakrapianej brązowymi łatami wielkości zaciśniętej pięści, spojrzał na niego skrzącymi się oczami, by zaraz rzucić marudne:
— Małe skurwysyństwo uważało, żeby nie iść pod wiatr. Ciężej go zwęszyć, ale hej, młody, masz węch ostry jak jasna cholera. Ty go nie wytropisz?
Szatyn machnął ręką.
— Zamknij się i patrz. — Chika postąpił jeszcze jeden krok w kierunku chaty, a Wanchoi zatrząsł się, wbijając paznokcie w deski podłogi. W zielonych oczach Kota błysnęła jadowita nienawiść, kiedy wszystkie spojrzenia Psów zwróciły się – z perspektywy leżących Kotów – w lewo.
Czwórka z Psów podeszła bliżej, aż jeden z nich się nie zaśmiał.
— Biega z gołą dupą?
Między DOGS a CATS znajdowała się teraz bardzo cienka ściana. Wanchoi zamarł, kiedy przez dziurę dostrzegł, jak jeden z Psów – zamiast zainteresować się rzuconą w krzakach bluzą – obrócił głowę w stronę wejścia i wbił w nie przeszywające spojrzenie, marszcząc przy tym nos i czoło i wykrzywiając usta, jak ktoś, kto dostrzegł jakiś szczegół, tylko jeszcze nie do końca go dopasował.

Krótka charakterystyka Psów:
- Chika: 180 centymetrów wzrostu; 67 kilogramów wagi; szatyn, widoczne dłonie o zbyt długich paznokciach (pięciocentymetrowe szpony). Znajduje się niecałe trzy metry od chaty.
- Matsu: 173 centymetry wzrostu; 60 kilogramów wagi; czarne włosy, brązowe łaty widoczne na odsłoniętych skrawkach ciała. Znajduje się niecałe trzy metry od chaty.
- Pies#3: 167 centymetrów wzrostu; 59 kilogramów wagi; czarne włosy, czarne, sterczące uszy i długi, niespokojny ogon. Znajduje się niecałe trzy metry od chaty. To on wpatruje się w drzwi.
- Pies#4: 170 centymetrów wzrostu; 60 kilogramów wagi; czarne, krótko przystrzyżone włosy. Znajduje się niecałe trzy metry od chaty.
- Pies#5: 175 centymetrów wzrostu; 70 kilogramów wagi; jasnobrązowe włosy w cętki. Znajduje się piętnaście metrów od chaty i rozgląda po okolicy.

Rzut kością:
1-70 — choroba stabilna na tyle, by Nobuyuki był w stanie racjonalnie myśleć (kolejny rzut za min. 3 posty);
71-100 — choroba niestabilna; Nobuyuki odczuwa rosnącą żądzę krwi. Jeżeli trzy razy pod rząd wypadnie ten wariant, postać bezmyślnie atakuje.

Termin: do 10 kwietnia, godzina: 20:00.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 0:59  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
The member 'Arcanine' has done the following action : Dices roll


'Kostka' : 67
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.17 22:51  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Neely wciąż był spięty. Czuł jak nieprzyjemny dreszcz przebiega po jego ciele, zaczynając wędrówkę od karku, a na lędźwiach kończąc. Rozglądał się nerwowo, był nieco rozkojarzony. Myśli przepływały przez jego głowę jakby ktoś je gonił. Nie wiedział co robić, nie wiedział czy dobrze, ale wiedział, że jednak coś zrobić musi. Cokolwiek, byleby tylko spróbować zbiec bandzie zapchlonych kundli, a ta stara chata była jedyną opcją. Wanchoi nie dał rady dalej biec, ale jasnowłosy nie miał zamiaru go nieść, szybciej zostawiłby chłopca, ratując swój tyłek. Ale nie, zdecydował się mu pomóc, choć z chwili na chwilę coraz bardziej żałował swojej decyzji.
Widok mocno pobrudzonego, chłopięcego torsu sprawił, że usta kocura wykrzywiły się na chwilę. Dokładnie mu się przyjrzał, jakby doszukiwał się na jego ciele ran, które mogłyby pobudzić jego wampirze zmysły. Na szczęście nie dostrzegł żadnych zakrwawionych śladów, które mogłyby fatalnie podziałać na rozwijającą się w Neely'm chorobę.
„Jestem cały spocony, to nie zatuszuje mojego zapachu.”
Powinieneś być wdzięczny, że dbam o Twój komfort fizyczny. Może przesiąkniesz też trochę moim zapachem, który jest zupełnie inny niż Twój. Miejmy nadzieję, że to chociaż trochę utrudni im poszukiwania. — Uważnie obserwował jak Wanchoi zakłada na siebie bluzę. Bezczelny smarkacz... nie dość, że za darmo dostał bluzę, która była w o wiele lepszym stanie, to jeszcze narzekał. — No, teraz wyglądasz mniej fatalnie, ale nadal beznadziejnie. — Że też w tym całym pośpiechu znalazł czas na budowanie takich bezsensownych wypowiedzi, co? Ale nie mógł tak bezczynnie wysłuchiwać tego dzieciaka, nigdy nie miał cierpliwości do takich rzeczy, więc nawet teraz, gdy sytuacja była tragiczna nie mógł się powstrzymać przed obdarowaniem członka gangu jakimś niepotrzebnym komentarzem.
A ja... co ja? Kazałem Ci się rozebrać, a Ty od razu spełniłeś moją zachciankę. Lubię patrzeć na takich chłopców jak Ty. Myślę, że jeśli wyjdziemy z tego cało to na pewno się jakoś dogadamy. — Poruszył sugestywnie brwiami, a następie puścił mu „oczko”. Próbował odgryźć się Wanchoiowi za jego bezczelny sposób bycia, czy chciał jedynie rozluźnić tą już spiętą jak dupa wielbłąda podczas burzy piaskowej sytuację? Najprawdopodobniej oba. Jakoś tak od razu lżej mu się na duchu zrobiło. Udało mu się na chwilę zapomnieć o tym, że wpakował się w niezłe bagno.
A mógł uciec, dbając tylko o swój zad.
Zignorował kwestię dotyczącą liczebności tego stadka kundli, które goniło Wanchoia. Chyba wolał pobyć w tej niewiedzy. Miał dość marnych wieści, których zwiastunem był ten smarkacz, który swoją drogą wybitnie potrafił ściągać na siebie kłopoty. I wciągać w nie innych.
„Masz szczęście, Yukki.”
Uniósł brew, wbijając w niego pytające spojrzenie.
Ja mam szczęście? Dziś wyjątkowo wszystko działa na moją niekorzyść. Wszystko i wszyscy. — To były jego ostatnie słowa, zanim udało im się wejść do środka chałupy. Przez chwilę pamiętał, że chciał dopytać o ten pakunek, który chłopak miał przy sobie, ale gdy tylko jego wzrok skupił się na brudnym i poniszczonym wyposażeniu „domostwa”. Wewnątrz nie było nic ciekawego, albo Nobuyuki zwyczajnie nie dostrzegł niczego wartego uwagi, bo wolał jak najszybciej przyjąć bezpieczną pozycję na zakurzonej podłodze. Do nosa przycisnął wierzch dłoni, bo przecież nie chciał wdychać tego koszmarnego smrodu, od którego zaraz po wejściu do środka aż go zemdliło. Na szczęście dość szybko się ogarnął i podobnie jak Wanchoi osunął się na chropowatą posadzkę, a następnie położył. Nawet nie zwracał zbytnio uwagi na to, że kurz niemalże oblepił go z każdej możliwej strony.
Szept członka gangu był dla Neely'ego ledwo słyszalny, bo jasnowłosy skupił się na wrzaskach, które wciąż nabierały na sile. Wrzaski, gwizdy, piski i inne dziwne, zwierzęce odgłosy. Nadchodzili.
Obserwował ich przez jedną z dziur w wybrakowanej ścianie. Była ich piątka.
Piątka to nie tak dużo... Zawsze mogło ich być z dziesięciu.
Próbował się na siłę pocieszyć, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że sytuacja, w której się znalazł dzieje się naprawdę. Aż tak bardzo miał przesrane? No ten... mógł do nich wyjść z podniesionymi rękoma, udawać, że wcale nie jest wrogo nastawiony, możliwe, że go nie znali, w końcu w CATS nie był zbyt długo, miał za sobą jedynie pięcioletni staż. Długo grzał miejsce w kryjówce i nie wychodził z niej nawet na chwilę, więc czemu niby mieliby go znać? Ale nie, ten pomysł odpadał. Doskonale wiedział, że Kundle Desperacji nie pozwoliłyby mu spokojnie odejść. Z pewnością próbowaliby go jakoś wykorzystać, zabawić się jego kosztem, a tego nie chciał.
Jeden z nich uderzył w ścianę, która jakby z trudem wytrzymała ten atak. Zatrzęsła się cała, a Nobuyuki kątem oka dostrzegł, że Wanchoi zadygotał cały ze strachu. Zerknął na niego, jakby próbował go uspokoić wzrokiem. Szkarłatne oczy kocura miały dziwny, nienaturalny wręcz, spokojny wyraz, którego wcześniej nie dało się dostrzec. Spoważniał, był śmiertelnie poważny. Z nimi nie było żartów.
„Biega z gołą dupą?”
Pierwszy z błędów, który popełnił? Miał nadzieję, że pościg zmieni kierunek, jeśli dostrzeże porzuconą przez Wanchoia bluzę. Byli w Apogeum, od starej chatki naprawdę blisko było do... niemalże wszystkiego. Kasyno, burdel, bar, Czarna Melancholia. Przecież Wanchoi mógłby uciec wszędzie. Ten krzywo rzucony ciuch miał ich zmylić, pokierować w innym kierunku, a zamiast tego wzbudził w nich podejrzenia. Niedobrze.
Nobuyuki postanowił nie ruszać się. Próbował zachowywać spokój i ignorować obecność nieprzyjaciół. Nie mógł pozwolić sobie na żaden gwałtowny ruch, bo jeden z psów bacznie obserwował chatę. Jedyne co odważył się zrobić to delikatnie, odchylić od ściany, przesuwając głowę w bok (jeśli tylko kundel wpatrujący się w chałupę choć na chwilę oderwał od niej wzrok), tak aby burzę białych włosów zasłonić własnym ciałem choć w części. To właśnie jego jasne włosy mogły ściągnąć kłopoty, a przynajmniej tak myślał. Nie mogli dojrzeć tego drobnego ruchu, no nie mogli!
Kątem oka rozejrzał się za jakąś drogą ucieczki, w razie konieczności będzie musiał ratować własną skórę. Poszukiwał jakiejś delikatniejszej ściany albo większej dziury, która pozwoliłaby mu zbiec, gdyby sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej nieciekawa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.17 16:06  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Wanchoi nic nie mówił. Widać było jednak, że tylko cudem powstrzymuje się przed ripostami na poprzednie teksty swojego towarzysza, choć trzeba mu przyznać, że potrafił dostosować się do sytuacji przynajmniej na tyle, by nie ględzić, gdy metr dalej węszyli wrogowie.
Nie ukrywał rozdrażnienia, ani – tym bardziej – obawy przed zostaniem złapanym, ale spojrzenie Nobuyukiego skrupulatnie wybiło mu z głowy większość myśli. Kiwnął tylko lekko głową, szurając policzkiem po zakurzonej podłodze. „Jasne, jest okej”.
I może faktycznie było.
— Co jest, Rakurei?
Na dźwięk swojego imienia czarnowłosy syknął, ale odwrócił spojrzenie od drzwi. Skonfrontował od razu wzrok ze wzrokiem Chiki i położył po sobie uszy.
— Nic. Wydawało mi się, że coś zobaczyłem.
Wanchoi znów się skrzywił, ale nie oderwał wzroku od twarzy Nobuyukiego, choć korciło go, by zerknąć przez jedną z wyrw na zewnątrz; ku kręcącym się przy wejściu Psom.
Nastała krótka cisza, w czasie której DOGS głównie rozglądało się dookoła; tylko Rakurei mruknął coś marudnie do Chiki, kiwnięciem do tyłu wskazując drogę.
Chika zmarszczył nieco brwi, ale też przytaknął.
— Ta. Chyba faktycznie trzeba się zbierać.
Przyznał to z wyraźną niechęcią w głosie, ale zaraz uniósł rękę i, kładąc palce na dolnej wardze, gwizdnął, zwracając na siebie uwagę odłączonego od nich towarzysza. Piąty Pies obrócił głowę, spojrzał ku nim i również przytaknął, zaraz ruszając przed siebie biegiem – w przeciwnym kierunku do tego, z którego przybyli.
Kroki pozostałej czwórki rozbrzmiały tuż przy głowach wtulonych w podłoże CATS; jak spadające na grunt głazy.
Wanchoi wsłuchiwał się w odgłosy uderzania podeszew o glebę. Umilkły wyjątkowo prędko, a gdy już był pewien, że ich nie słychać, wypuścił wstrzymane w gardle powietrze i wsparł się powoli na łokciach, uważając jednak, by nie wyjrzeć jeszcze ponad linię położonych drzwi. Na lewym poliku, którym opierał się o deski, miał teraz brudną smugę rozwodnionego potem kurzu, ale najwidoczniej nawet to nie było w stanie ugasić jego zaciekawienia.
— Poszli – szepnął, unosząc przy tym jasną brew. — My też powinniśmy, Yukki. Pokażę ci coś. Znasz Hanasuke?

Termin: 16 kwietnia. Godzina 20:00.
Plus mogę mieć teraz lekkie obsuwy w czasie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.17 23:00  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Pozycja, w której tkwił już od jakiegoś czasu nie była nawet trochę wygodna. Ciało mu drętwiało mu coraz bardziej z każdą kolejną chwilą, a jego białe włosy naśladowały starą, zużytą miotłę, która z trudem zgarniała cały brud z zakurzonej posadzki. Twarz kocura wciąż przylegała do chropowatego podłoża, a skrzywienie na niej widniejące, świadczyło o wciąż odczuwalnym, nieprzerwanym dyskomforcie, który postanowił nie opuszczać członka CATS nawet na chwilę.
Co jakiś czas udawało mu się delikatnie przekręcić głowę w bok, by bez problemu posłać Wanchoiowi jedno z tych spojrzeń, które niemalże nakazywały mu pozostanie w miejscu. Jego szkarłatne ślepia delikatnie połyskiwały, co nadawało mu dodatkowo nieco złowrogiego wyrazu. Zadziwiający był fakt, że niekiedy wystarczyło jedno, trafne spojrzenie, by wywrzeć na drugiej osobie wpływ.
„Wydawało mi się, że coś zobaczyłem.”
Neely wzdrygnął. Słowa desperackiego kundla odbijały się echem w jego głowie, wywołując tym samym nieprzyjemne dzwonienie. Przez chwilę czuł się, jakby słowa członka DOGS próbowały rozerwać jego głowę od środka. Nieprzyjaciel był tak blisko, że Nobuyuki mimowolnie wstrzymał oddech, a nawet zakrył dłonią kocie ślepia, jakby chciał ustrzec się przed obserwacją swojego rychłego końca. Szczęka sama mu się zacisnęła, a ostry kieł niebezpiecznie zahaczył o język. Ta przerażająca chwila sprawiła, że jego głowę napełniły same najgorsze myśli i najczarniejsze scenariusze.
„(...) trzeba się zbierać.”
Wewnętrzne rozdarcie uniemożliwiło mu dosłyszenie całej kwestii Chiki, ale słowo „zbierać” okazało się być kluczem, który pozwolił kocurowi wypuścić wcześniej zgromadzone powietrze nosem. Poczuł ulgę, kundle miały ruszyć dalej, i całe szczęście, bo wynik konfrontacji z nimi byłby z góry przesądzony. Zmęczony Wanchoi mógł być bezużyteczny, a Neely na pewno nie poradziłby sobie przeciwko piątce przeciwników.
Dokładnie słyszeli kroki oddalającej się grupki rozbójników, i raczej żaden z nich — ani Nobuyuki, ani jego młodszy kolega — nie miał zamiaru spojrzeć w kierunku ich stóp, które dźwięcznie uderzały w ziemię tuż obok ich głów. Ale ich kroki z czasem robiły się coraz cichsze. Oddalali się. Po dłuższej chwili nastała cisza — żadnych gwizdów, krzyków i innych donośnych dźwięków. Żadnych DOGS-ów.
Białowłosy zerknął obojętnie na podnoszącego się Wanchoia. Sam postąpił podobnie — wsparł się na łokciu, a drugą rękę płasko ułożył na uwalonej podłodze. Podparł się, choć zdrętwiała ręka wcale nie ułatwiała mu zadania. Na szczęście kilkanaście sekund później udało mu się jakoś kucnąć. Dłonie złączył ze sobą, a następnie rozprostował je, czemu towarzyszył charakterystyczny chrzęst zesztywniałych kości.
Masz szczęście, że siedziałeś cicho — zaczął, machając wskazującym palcem w jego stronę, choć nie była to groźba, a raczej jakaś bliżej nieokreślona gestykulacja.. — Nie przeżylibyśmy tego. Albo musiałbym Cię zostawić. Twoje szczęście. — Ton jego głosu był niezwykle poważny, wcale nie żartował. Był gotowy zostawić Wanchoia na pastwę kundli, byleby tylko chronić własny zad. Poza tym... lepiej stracić jednego człowieka niż dwóch, prawda?
Pokaż i powiedz co masz w woreczku. — Palcem wskazał na pakunek, który smarkacz przywiązał wcześniej do swojego paska. Przypomniał sobie o sakiewce, więc od razu o nią dopytał. — Hanasuke? Chyba nie. — Próbował sobie przypomnieć kim jest osoba wspomniana przez chłopaka. Na próżno. — Dokąd zmierzasz? Do kryjówki?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.17 1:36  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Wanchoi zachichotał. Dłoń młodszego wymordowanego uniosła się i przysłoniła usta, gdy z gardła wydobywał się tłamszony śmiech, jakby do końca nie chciał pozwolić, aby towarzysz dostrzegł rozbawienie.
— Chyba naprawdę muszę mieć szczęście. Ale — zawiesił głos, robiąc wręcz drażniącą pauzę, jaka zawsze się pojawia przed jakimś wielkim finałem. Dopiero gdy uniósł brew, dokończył resztę zdania: w razie czego coś byś wymyślił, nie? W końcu jesteśmy z jednej grupy.
Dał nacisk na ostatnie zdanie, wyraźnie i wolno akcentując każdy wyraz po kolei. Uśmiech rozciągnął jego usta, jeszcze szerzej osadzając się na dziecięcej twarzy, co samo w sobie nadało nienaturalnego wyrazu, tak silnie graniczącego z miną cyrkowego clowna. Wanchoi jeszcze chwilę stał ledwie dwa metry od Nobuyukiego, bez ruchu wpatrując się w jego twarz. Sekundy mijały jeszcze wolniej, przecinane świstem szalejącego na zewnątrz wiatru.
Desperacja dopasowała się do ich nastroju. Temperatura nie spadła szczególnie nisko, jednak coraz silniejsze podmuchy sprawiały, że na odsłoniętych fragmentach ciała pojawiała się gęsia skórka. Piasek przesypywał się przez nierówności twardej gleby, wślizgując przez wyrwy w deskach do środka. Jedno mocniejsze westchnienie szarpnęło włosami Nobuyukiego i Wanchoia. Na ułamek sekundy zdecydowanie za długie kosmyki, pozlepiane kurzem, błotem i łojem, opadły na twarz chłopca, który uniósł rękę i odgarnął pasma z czoła. Kącik ust odrobinę opadł, ale dzięki temu młodszy członek CATS nabrał zdecydowanie bardziej naturalnego wyrazu.
— Ale nawet to nie upoważnia cię do takich żądań.
Mówiąc to opuścił ramię i poklepał się po przywiązanym do szlufki spodni worku, a potem wskazał kiwnięciem głowy na położone w poprzek drzwi. Czy raczej to, co znajdowało się za nimi.
— Desperacja czeka. Tak samo jak Hanasuke. — Zwilżył naprędce dolną wargę językiem. — To anioł, przynajmniej tak mówią. Las niedaleko Apogeum na pewno już znasz, nie? Niewielu zapuszcza się w jego głąb. Zresztą, im dalej, tym mniej do roboty. Ziemia robi się coraz bardziej jałowa, drzewa czernieją... — Wanchoi wzruszył nagle barkami, kładąc dłonie na swoich biodrach, zaraz wsuwając palce w kieszenie spodni. Nie patrzył już na Nobuyukiego – wpatrywał się w dziurę po drzwiach. Framuga wyglądała jak obramowanie obrazu, a nieruchoma sceneria — jak sam obraz. Kocisko przymrużyło ślepia. — Niewielu o nim wie, ale ci, którzy go poznali, mają raczej nieprzychylne zdanie na jego temat. Sam nie znam zbyt wielu szczegółów. Jedynie tyle, że jest w stanie załatwić wszystko za niewielką cenę. Mam zamiar się tam wybrać jak najprędzej.
Puściło.
Ton Wanchoia, jeszcze przed momentem napięty i nerwowy, gwałtownie powrócił do poprzedniego stanu. Nawet oczy, wpatrzone w bezkresy Desperacji, zalśniły na nowo, zwracając się ku twarzy Nobuyukiego.
— Oczywiście, możesz iść ze mną. Pod warunkiem, że nie zapytasz o to, co jest w środku worka. Pasuje?
Nobuyuki usłyszał ciche skrobanie tuż nad swoją głową. Zaraz potem silniejszy podmuch wiatru zawył, prześlizgując się przez szpary w drewnie, ledwo wyczuwalnie muskając twarz i kark białowłosego.
Wanchoi nie czekał, choć i na niego posypało się trochę kurzu ze sklepienia. Ruszył ku powalonym drzwiom, po pierwszym kroku odrywając wzrok od towarzysza.

ZNAJOMOŚĆ
Nobuyuki zna drogę – przez Apogeum – do pobliskiego lasu.
Kilka dni temu słyszał jednak ostrzeżenia, by nie wchodzić w jego obręby — głównie ze względu na budzącą się z zimowego snu zwierzynę oraz drapieżniki wygłodzone po ciężkiej porze.

Termin: 1 maja. Godzina: 20:00.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.17 23:08  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
Kocur posłał Wanchoiowi pytające spojrzenie w momencie, w którym młodszy kolega podjął nieudaną próbę stłumienia swojego niekontrolowanego chichotu. Nie wiedział o co mu dokładnie chodziło, ale nawet nie miał zamiaru dokładać jakichkolwiek starań, by doszukać się w swojej wypowiedzi czegoś zabawnego. Być może w innych okolicznościach byłoby mu teraz do śmiechu, ale w sytuacji, w której się znalazł nie było czasu na żarty. Szkoda, że ogarnął to dopiero po tym, jak napotkał na swojej drodze kłopoty — bandę Kundli, przed którymi udało mu się schować jakimś cholernym cudem.
Odetchnął ciężko. Jego usta spokojnie tkwiły w bezruchu na jego twarzy. Miał dość pełne wargi, mocne, wcale nie kobiece, choć tworzące lekko dziewczęcy łuk i ostrożnie wydęte. Jego usta był zamknięte, a opadające kąciki powoli przeistaczały się w uśmiech, który nie był do końca szczery, bo nawet z samego początku przybierał formę bliżej nieokreślonego grymasu, który z biegiem czasu wyewoluuował w wyszczerz widocznie naładowany mało przyjacielskimi emocjami.
„(...) coś byś wymyślił, nie? W końcu jesteśmy z jednej grupy.”
Kiwnął jedynie głową, skupiając przy tym spojrzenie na swoich pobandażowanych dłoniach. Poruszył delikatnie palcami, uważnie przyglądając się własnym paznokciom. I pewnie wciąż by się sobie przyglądał, gdyby nie mocniejszy podmuch wiatru, który zachwiał lekko jego sylwetką i spowodował ukazanie się gęsiej skórki w niektórych rejonach ciała.
Skrzywił się nieznacznie, gdy chłodny dotyk musnął jego ręce, aż zaczął pocierać dłonią o dłoń, jakby chciał wytworzyć trochę ciepła. Faktycznie, nie było bardzo zimno, ale Neely i tak odczuwał zmianę temperatury, zwłaszcza, gdy oddał swojemu młodszemu koledze swoją bluzę, a sam został w cienkiej bluzce z długim rękawem.
Kolejne kiwnięcie głową.
Hanasuke, Hanasuke... — powtórzył imię jeszcze raz, starając się sięgnąć w te najbardziej odległe części pamięci. Próbował sobie przypomnieć i za pewne powoli zaczynał już coś kojarzyć, ale nie był do końca pewny czy w ogóle jego myśli mknęły w dobrym kierunku. Na szczęście Wanchoi dość szybko uświadomił go kim jest istota, o której zaczął mówić. — Ach, Hanasuke, no przecież. Faktycznie, kompletnie wyleciało mi z głowy, że ten skrzydlaty medyk zaszył się w tak cholernie niebezpiecznym miejscu. Zwłaszcza o tej porze. Znam ten las i niedawno słyszałem, że teraz jeszcze łatwiej jest natrafić na dzikie, wygłodniałe zwierzęta, budzące się z zimowego snu. — A tak naprawdę to nie potrafił się skoncentrować, przez co z trudem przychodziło mu przypominanie sobie czegokolwiek. Poza tym wciąż męczyła go obolała głowa i nadal nie był pewny, czy zna tego skrzydlatego, czy nie. Musiał zaufać Wanochoiowi, choć nie należał on do osób, którym powinno się bezgranicznie ufać.
Chcesz do niego iść tylko ze względu na mnie czy masz do niego jakiś własny biznes? — Raczej nie spodziewał się po chłopaku szczególnej troski, ale mimo wszystko chciał wiedzieć jak naprawdę było. Oczywiście obstawiał drugą opcję. Kolega z gangu był trochę samolubny, choć wcale mu się nie dziwił, bo sam zazwyczaj wolał pilnować jedynie swojego tyłka. Inni przestawali się liczyć, oddalali się na dalszy plan.
„Oczywiście, możesz iść ze mną. Pod warunkiem, że nie zapytasz o to, co jest w środku worka. Pasuje?”
Niech Ci będzie — powiedział, przyglądając się temu jak chłopak kieruje się w stronę postawionych w poprzek drzwi. — Ej, ej, ale ja prowadzę, znam ten las. — Warunek za warunek, niech sobie młodziak nie myśli, że tylko on może tu stawiać warunki.
Znów zerwał się wiatr, który ponownie swoim chłodnym jęzorem drażnił skórę białowłosego. W głowie dość szybko wszystko sobie ułożył. Mniej więcej rozplanował drogę do lasu, wizualizując sobie obraz lasu w myślach. Nawet na chwilę przymknął oczy, by jeszcze bardziej skupić się na przypomnieniu sobie wszystkiego. Od samego początku.
Musimy przejść przed Apogeum, a niedawno goniły Cię Psy, więc musimy uważać. Idziemy gdzieś z boku żeby nie rzucać się w oczy, zrozumiano? Nałóż na głowę kaptur, proszę. Trzymaj się blisko mnie, z boku, to przysłonię Cię trochę własnym ciałem. Może nie napotkamy bandy, z którą mieliśmy niedawno styczność. Oby. — Głos miał spokojny, jakby panował nad całą sytuacją. Dość szybko opuścił budynek i o ile nie pojawiły się żadne komplikacje to za pewno bez chwili wahania ruszył w kierunku lasu, w którym miał znaleźć pomoc, a przynajmniej miał nadzieję, że znajdzie pomoc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.17 5:32  •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
— A po jaką cholerę miałbym tam iść dla ciebie? - Brwi młodego wymordowanego uniosły się w wyrazie nie tyle zaskoczenia, co pobłażliwości. — Mówiłem przecież, że się tam wybieram. Mam kilka spraw do załatwienia. Po prostu możesz iść ze mną i tyle.
Zatrzymany tuż przed wyjściem przewrócił oczami, ostatecznie kierują je na białowłosego. Usta młodego wykrzywiły się w grymas, ale nic nie powiedział, najwidoczniej nauczony przynajmniej tego, by nie na wszystko pyskować. Przytaknął tylko, ponaglająco wskazując głową na Desperację, ale nim wyszedł, mimo wszystkich swoich min, wykonał polecenia i opuszczając chatę jasne włosy przykrywał kaptur za dużej bluzy.


Następna lokacja: las blisko Desperacji
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Stara Chatka - Page 4 Empty Re: Stara Chatka
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach