Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 19 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 19  Next

Go down

Pudel wzdrygnął się krótko, słysząc dźwięk upadającej butelki. Poruszył się niespokojnie, czujnie obserwując poszczególne ruchy Wilczura. Mimowolnie poczuł, jak tętno gwałtownie mu przyśpieszyło, chociaż teoretycznie jeszcze nic się nie stało. Jednak miał już szósty zmysł do kłopotów... chociaż niewątpliwie odzywał się on zdecydowanie zbyt późno, alarmując go rozleniwionym szczekiem w mało dogodnych momentach. Dlatego też widząc, że Growlithe podchodzi coraz bliżej, Skoczek miał specyficzną chęć dania kroku w tył, ale ponoć przy drapieżnikach nie można było pokazywać słabości. Tak więc stał, sztywno wyprostowany, nerwowo zaciskając dłoń na plikach papieru.
A czując nagły ciężar na ramieniu zamrugał gwałtownie oczami, przełykając nerwowo ślinę. Ostatnim razem taka bliskość poskutkowała wcieleniem się w rolę posiłku, a dzisiejszego dnia nie miał ochoty na powtórkę z rozgrywki. Być może jednak bardziej martwiła go nadzwyczajna bliskość broni palnej. Chociaż powątpiewał, że Wilczur ma w planach jej użycie, to jednak nie miał bladego pojęcia, jak może się zachować będąc pod wpływem alkoholu.
- Tak, Growlithe, też tu jestem zapisany - powiedział, kładąc nacisk na imię przywódcy gangu, jakby to miało wystarczyć, by ten z lekka się ocknął.
Mimowolnie subtelnie szerzej stanął na nogach, próbując utrzymać równowagę, gdy wymordowany stopniowo coraz bardziej się na nim opierał. Czując wyraźny zapach alkoholu nie mógł powstrzymać lekko zdegustowanej miny, chociaż raczej było to spowodowane jego ogólną niechęcią do jakichkolwiek trunków. Cenił sobie zachowywanie trzeźwości umysłu. Wystarczało, że ilekroć zaczynał się bać, tracił panowanie nad własnym językiem. Pijacka gadanina tym bardziej nie była mu do szczęścia potrzebna.
- Blondzie? - mruknął, odwracając głowę by łypnąć na Wilczura bez jakiegokolwiek zrozumienia.
W sumie powoli zaczął się rozluźniać, bo póki co nic niezwykłego (naruszanie przestrzeni osobistej nie było tutaj niczym dziwnym) nie miało miejsca, więc Christopher powoli zaczynał mieć nadzieję, że poradzi sobie z podchmielonym wymordowanym.
Cóż, po chwili ów nadzieja zgasła, a Skoczek z niejakim zaskoczeniem, pomieszanym z podejrzliwością, obserwował poczynania przywódcy gangu. Gdy plik papierów wylądował na ziemi syknął z niezadowoleniem, posyłając mężczyźnie oburzone spojrzenie, chociaż najpewniej przeszło one bez jakiegokolwiek echa. Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć przekaz Growlitha, w dalszym ciągu co rusz obdarzając go nieufnym spojrzeniem. To zablokowanie drzwi ewidentnie mu się nie spodobało. Koniec końców westchnął bardzo cicho, mając coraz gorsze przeczucia, ponownie nieprzyjemnie się usztywniając. Prawa noga subtelnie zaczęła drgać, zdradzając, że nerwy zaczynały zżerać Pudla.
Niemniej słowa Wilczura przyciągnęły jego uwagę. Przekrzywił głowę, skupiając wzrok intensywnie niebieskich oczu na twarzy wymordowanego, studiując poszczególne zadrapania.
a potem jeszcze łamiesz mi rękę...
Co? Blondyn mimowolnie parsknął cicho, posyłając po raz pierwszy od dawna kpiące spojrzenie w kierunku drugiego mężczyzny.
- Nie złamałem ci ręki. Tylko odpowiednio trafiłem w nerw promieniowy - wykorzystał szansę, by coś powiedzieć, gdy Growlithe rozglądał się po pomieszczeniu.
Niemniej kolejna zmiana tonu sprawiła, że Christopher drgnął subtelnie, nieco nerwowo poruszając ramionami i odruchowo uciekając spojrzeniem od przywódcy gangu. Jedną nogę skierował do tyłu, po chwili przenosząc ciężar swojego ciała na ów nogę zakroczną.
- Widzisz... jedni to urodzeni mordercy, więc są dobermanami, inni są nadzwyczajnie zwinni, bądź też szybcy, więc bez problemu radzą sobie na stanowisku charta. A ja jestem dobry w obliczeniach i papierkowej robocie, więc układam raporty i później przynoszą je tobie - powiedział, poprawiając obsuwającą się chustkę gangu.
Łypnął ponownie na sylwetkę wymordowanego, niepewnie podchodząc krok bliżej. Grunt, to nie okazywać strachu. Odwaga. Odwaga. Odwaga. To, że serce ponownie zaczęło niebezpiecznie szybko bić to zupełnie inna sprawa.
- Etanol, czyli alkohol etylowy to związek organiczny z grupy alkoholi. Szybko wchłania się z przewodu pokarmowego; już po 10 minutach można go wykryć we krwi. Po pewnym czasie stabilizacji stężenia alkoholu etylowego w tkankach, rozpoczyna się proces jego eliminacji. Jednak gdy organizm nie nadąża z eliminowaniem substancji, alkohol zatruwa organizm, co skutkuje kacem - obronną reakcją organizmu na zatrucie - nie przyglądał się temu, co pije mężczyzna, jednak gdy zaczął mówić, to nie mógł przerwać.
Nawet nie wiedział, czemu ma to służyć... aczkolwiek lepsze to, niż gdyby nagle Wilczur miał się z jakiegoś powodu zirytować.
- Pokaleczysz się o szkło - kolejne genialne stwierdzenie - jesteś boso.
Brawo, Sherlocku.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pod pewnym względem nie cierpiał alkoholu. Przytępiał mu umysł i urywał film szczególnie wtedy, gdy tego nie chciał. Cały świat był później wielce zdziwiony, czemu Growlithe budzi się w podejrzanym miejscu (np. w schowku na miotły albo pod cudzym prysznicem), w dodatku nie pamiętając, czemu tam się znalazł, jak dotarł i czy ma przy sobie portfel. Gdyby jednak bazował jedynie na tym, jak wódka jest zła, a piwo niegrzeczne, prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałby się, ile są w stanie mu „pomóc”. Jak dzisiaj, gdy zamiast wściekać się i burczeć na  kpiarski ton Skoczka, wziął to raczej za próbę zaczepki i nic więcej. Może to i lepiej. Zimna lufa pistoletu, włożona niedbale do kabury, wydawała się szczególnie lekka i poręczna, gdy całe ciało magicznym sposobem traciło na wadze.
Odpowiednio trafiłeś w nerw ─ powtórzył za nim, wyszczególniając swoje niedowierzanie, by zaraz podnieść prawą dłoń. Od połowy palców, aż po nadgarstek biegły pasy zabrudzonego już bandażu, zawiązanego na tyle starannie, że z pewnością nie było to dzieło Wilczura. ─ To jak wytłumaczysz mi... to tutaj? ─ Usta wykrzywiły się lekko w grymasie, ale prędko powróciły do bardziej neutralnego wyrazu, gdy ręka opadła na głowę Growlithe'a. Syknął, przesuwając opuszkami palców po skroni, ale obraz nadal nie przestał mu się kołysać. Może nie było to coś jak rejs przez wzburzone morze, ale i tak chwiało go na tyle, by czuł wzbierające się gdzieś głęboko w ciele mdłości.
„Widzisz...”
Zrzygam się...
„Jedni to urodzeni przywódcy...”
Podniósł na niego spojrzenie, krążąc nim gdzieś w okolicy jego twarzy. A przynajmniej zakładał, że tam właśnie była, bo w tym samym momencie obraz rozmył mu się, tworząc abstrakcyjny obraz beznadziejnego malarza. Słuchanie Skoczka było dla niego nie lada wyzwaniem, któremu i tak podołał tylko w niewielkim stopniu. Finalnie pokiwał jednak głową. Z uznaniem. Z powagą. Z absolutnym „zgadzam się z tobą, Obamo”.
Growlithe otworzył usta.
I je zamknął.
Powieki opadły do połowy, a mina przybrała neutralny wyraz.
Rozpaplał się... znowu...
Wilczur podrapał się po karku, zerkając na bok, jakby drzwi były teraz bardziej interesujące niż sam Skoczek.
JESZCZE DWA TRZY LATA... ─ zaczęła Shiva. A NA PEWNO CIĘ PRZEGADA.
Chris, słuchaj...
„Jednak, gdy organizm nie nadąża...”
Wypuścił powietrze przez zęby.
Nie tylko on nie nadążał.
Grow nie potrafił nawet sprecyzować, o czym był ten wywód, nie wspominając już w ogóle o tym, po co był. I czy w ogóle był. Nie, żeby szczególnie go to teraz obchodziło. Skupił się raczej na oglądaniu postaci samego Skoczka, niż tym, co do niego mówiono. Niemalże dało się dostrzec wykreślone w powietrzu litery, które wpływały jednym uchem, a wylatywały drugim. W końcu Wilczur odchrząknął, wznosząc wzrok prosto na twarz towarzysza.
„Pokaleczysz się o szkło”.
To to posprzątaj. ─ Zabrzmiało jak oczywistość, tak jakby Christopher był tu tylko po to, aby ogarniać jego zasyfiony, pełen grzyba, szczurów i innych ustrojstw. ─ Poza tym... ─ Kwaśna mina sześciolatka, który dostał o parę rutinoscorbin za dużo. ─ jestem u siebie. Będę chodził jak mi się podoba. Nawet bym się nie pogniewał, jakbyś i ty zrzucił te...
Tu poruszył ręką w powietrzu, kreśląc nią krzywe owale. Ewidentnie nie chodziło mu tylko o buty.
Trochę to przykre, Chris ─ rzucił nagle, odklejając się od drzwi. Ciało było lekkie, a nóg ─ paradoksalnie do ich drobnego drżenie ─ w ogóle nie czuł. W dodatku język mu się plątał i przeciągał niektóre wyrazy, omal nie tracąc głównego wątku. Co on w ogóle chciał..?
Shiva westchnęła. Gdy jego umysł był przyćmiony, sama czuła się podchmielona, ale z pewnością nie było to uczucie, jakie przeżywał przywódca. Widziała zresztą, jak mruży oczy, starając się skupić bardziej na rozmowie, jaką przecież sam zaczął. A potem nagle mięśnie jego twarzy się rozluźniły, spomiędzy ust wymsknęło się bezradne westchnięcie, a palce wyplątały się z rozwichrzonych włosów i wylądowały na policzku Skoczka. Wilczyca przekręciła łeb na bok w całkowitym niezrozumieniu.
Znów się ode mnie odsuwasz. ─ To już nawet nie było pytanie. Ostrzejszy ton wtargnął do jego głosu, gdy opuścił odrobinę głowę, przesuwając kciukiem po policzku wymordowanego. Ledwo muskając jego skórę dotarł do ust, ale ręka zadziwiająco mocno mu drżała, choć z pewnością wina leżała po stronie promili. ─ Patrz mi w oczy. ─ Postąpił niezbędny krok do przodu i złapał go za szczękę, nakierowując ją frontem do swojej twarzy, bezczelną parą dwukolorowych ślepi zaglądając mu prosto w źrenice. Najwidoczniej teraz największym problem był fakt, że przy każdej możliwej okazji Growlithe nie czuł się w jego towarzystwie swojsko. Ciężko, żeby tak było, skoro gdy robił krok w jego stronę, Skoczek odpowiadał mu trzema kolejnymi w tył.  ─ Boisz się czegoś? Brzydzisz? Ktoś ci coś zrobił, że tak reagujesz?
Puścił go, prostując plecy i na nowo górując nad Skoczkiem. Nie odsunął się jednak. Ba. Był nawet gotów (mimo wciąż pływającego mu przed nosem ekranu), postąpić kolejny krok do przodu. I następny. Dodatkowy. I jeszcze jeden, znów podstawiając ciało Opętanego pod mur, spod którego nie było ucieczki. Widocznie nawet alkohol nie niwelował jego nachalstwa.
Póki należysz do mnie ─ zyskał na wyimaginowanej powadze, ale w jego wzrok nadal był mętny. Brakowało tylko tego, żeby się teraz zachwiał albo czknął. ─ Będę cię chronić. ─ Położył rozcapierzoną łapę na swoim torsie, jakby składał przysięgę. ─  Wskaż namiary na tego skurwysyna, a rozsmaruję go na pierwszej powierzchni płaskiej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Christopher nie pamiętał, kiedy ostatnio pił. Za bardzo bał się takiej utraty kontroli, a może tego, jakie wspomnienia mógłby jej brak przywołać. Poza tym, jak już, wolał to robić w jakimś towarzystwie. Byleby wiedzieć, że nie będzie sam. Gdyż wbrew całemu swojemu zachowaniu był osobą lgnącą do towarzystwa, tyle że czasem nie potrafił się po prostu w nim odnaleźć. Poza tym mało kto miał na tyle dużo cierpliwości, by przedrzeć się przez tą zasłonę chaotycznego gadulstwa. W sumie Pudel nawet nie wiedział, kiedy stało się to swoistego rodzaju samoobroną. Specyficzną, ale jednak. Podejrzewał jednak, że tą cechę posiadł już dawno temu, a nie na wskutek życiu w Desperacji. Tu raczej powinien nauczyć się milczeć.
- Owszem, odpowiednio trafiłem w nerw. Powinno już dawno ci przejść - mruknął, sceptycznie przyglądając się jego ramieniu.
A następnie sceptycyzm ponownie zmienił się w swoistego rodzaju niepokój, gdy wpatrywał się w Wilczura. Chociaż chyba po raz nie chodziło o to, co przywódca może zrobić jemu, a raczej co ten może zrobić samemu sobie.
To to posprzątaj.
Skoczek westchnął cicho, jakby z frustracją, posyłając Wilczurowi pełne rezygnacji spojrzenie. Może jeszcze powinien własnymi rękoma szkło zgarnąć? Niestety, znając jego szczęście, przy okazji cały by siebie pociął. Przegryzł dolną wargę w chwili namysłu, po chwili wyrzucając tak durny pomysł z głowy. Jeszcze tego brakowało, by rzeczywiście skończył jako "wynieś, podaj, pozamiataj".
jakbyś i ty zrzucił te..
"Ostatnim razem, gdy zrzuciłem z siebie koszulę otrzymałem tak zwaną lekcję dumy DOGS, więc podziękuję"... kusiło go, by powiedzieć to na głos, ale w porę ugryzł się w język. Cholera wie, jak w tym stanie zareaguje na to Growlithe. Bo na trzeźwo pewnie jedynie by go wykpił. A teraz Pudel nie był w stanie nawet w przybliżeniu przewidzieć jego reakcji.

Drgnął.
A raczej krótko wzdrygnął się, czując, jak palce Wilczura dotykają jego policzka. Instynktownie pochylił głowę, pozwalając, by parę niesfornych kosmyków opadło mu na czoło. Prawa noga ponownie zaczęła powoli drgać, a serce przyśpieszyło swój bieg. Złapany za szczękę buńczucznie szarpnął głową i wbił spojrzenie niebieskich tęczówek w różnokolorowe ślepia Wilczura. Czuł się trochę jak sarna, która wpatruje się prosto w światła nadjeżdżającego samochodu. Coś telepało go wewnętrznie, w oczach jak zawsze było widać lęk, ale również tą iskierkę wskazującą na to, że w razie czego blondyn drogo sprzeda swoje życie.
Cofnął się. Jeden krok, drugi, następny. Nie lubił, gdy ktoś bez pozwolenia naruszał jego przestrzeń osobistą. Był "dotykalski", ale sam musiał zainicjować kontakt. Przyparty w końcu do ściany poczuł się jak w pułapce. A im ciaśniejsza ta pułapka była, tym bardziej kręciło mu się w głowie.
Skoczek miał bardzo konkretną fobię zwaną klaustrofobią, czyli lęk przed ciasnymi pomieszczeniami. Pomieszczenia w kryjówce DOGS nie były duże, ale tak długo, jak miał możliwość swobodnego poruszania się, wychodzenia i wchodzenia, dawał sobie radę.
Teraz za sobą miał ścianę, a przed sobą Wilczura. Dla niego aktualnie sylwetka przywódcy była drugą ścianą, położoną niebezpiecznie blisko niego. To był już drugi raz, gdy drugi mężczyzna tak bardzo ingerował w jego przestrzeń osobistą. Za pierwszym razem również był to delikatny dotyk. Tyle że potem było szarpnięcie i na tym delikatność się kończyła. Logicznym więc było, że umysł Christophera był bardzo blisko paniki.
Zadygotał krótko, jeszcze mocniej napierając plecami na ścianę, jakby zawzięcie chciał ją przesunąć. Ledwo rejestrował słowa wypowiadane przez wymordowanego. Poniekąd tylko one w miarę pozwoliły mu odzyskać jakąś namiastkę kontroli.
Czas start.
- Zacznijmy od sprawy pierwszej, ja nie jestem rzeczą. Sprawa druga, niczego się nie brzydzę. Sprawa trzecia, mógłbyś łaskawie zrobić parę kroków w tył? Ostatnim razem bawiłeś się w wampira. Wątpię, by mieszanie alkoholu z krwią było dobrym pomysłem, Growlithe - rzucił, nerwowo stukając opuszkami palców o ścianę - nikogo nie musisz rozsmarowywać. Na razie skup się na tym, by wytrzeźwieć i nie mieć jutro kaca.
Chociaż na to już pewnie za późno. Odruchowo Christopher jedną chłodną dłoń położył na klatce piersiowej Wilczura, a drugą na jego czole, delikatnie pchając go w ten sposób do tyłu. Chciał, by się przesunął. Inaczej nie będzie umiał zebrać myśli i zacznie zachowywać się w mało rozsądny sposób.
Przy czym zapomniał, że Growlithe zawsze miał wysoką temperaturę ciała, a on z kolei lodowate dłonie. Odczuł to trochę jako drobny szok, co ewidentnie nie poprawiło mu nastroju.

// Wybacz jakość, ale w dni szkolne to jednak za późna godzina jak na mnie. I matma. To wszystko mówi. I laptop się zacina. Obiecuję poprawę.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pierdolenie ─ syknął pod nosem, święcie przekonany, że nadgarstek, który wciąż go pobolewał, był całkowitą winą Christophera. I był. Co z tego, że tylko przez to, że akurat ten znalazł się pod ręką? Zrzucanie ciężaru odpowiedzialności nawet na tych najbardziej niewinnych dla wielu wydawało się zbyt ryzykownym zagraniem. Growlithe praktykował to od lat, więc na pewnym etapie stało się to dla niego codziennością. Czego nie można powiedzieć o tym, co stało się chwilę później. Rzadko kiedy ktoś mu się stawiał, nie chcąc skończyć z nożem w gardle, ale tym razem lodowate dłonie młodszego wymordowanego nie mogły być fikcją.
Wilczur syknął, czując drażniącą różnicę temperatur, ale się nie odsunął. Jasne, że nie. Mięśnie napięły się, ciało stawiło mechaniczny opór. Chciał go od siebie odsunąć? Zdecydowanie będzie musiał do tego użyć solidniejszego argumentu.
W dodatku te słowa...
Białowłosy przykrył ręką dłoń Skoczka i wsunął swoje palce między jego, splatając je ze sobą i przyciskając mocniej do własnej piersi. Serce waliło mocno, ale spokojne i równomiernie. Zero zdenerwowania. Najmniejszej niepewności. Przecież doskonale wiedział, czego chciał, a skoro było to na wyciągnięcie ręki ─ czemu miałby z tego zrezygnować?
Zacznijmy od sprawy pierwszej ─ ściął się na moment, marszcząc brwi. Dopiero zauważył, że podkradł cudzą kwestię, ale w tym wypadku nie czuł żadnej skruchy (nie, żeby w innych czuł). Przecież ogień zwalcza się ogniem, a ktoś tu widocznie nie potrafił zrozumieć nawet najprostszych kwestii. Pod pewnym kątem dla Growlithe'a  było to niezrozumiałe ─ jak można brać wszystkie słowa tak mocno do siebie? Powątpiewał powoli, że dobitność naprowadzi Chrisa na „odpowiednie” tory albo chociaż takie, które uzmysłowiłyby mu, że ─ nie jesteś rzeczą. Brawo. Punkt dla ciebie. ─ Ścisnął mocniej jego rękę, niemalże ją gniotąc. Lekka irytacja wkradła się w kąciki matowych oczu. ─ Nigdy nie twierdziłem inaczej. Mylę się? ─ Nie umiał zdusić parsknięcia, które wyrwało się spomiędzy jego ust. Gdyby alkohol nie mieszał mu w głowie, pewnie by się nawet roześmiał, a zamiast tego śmiech ugrzązł w gardle, skutecznie obniżając ton jego głosu i obsypując go „poranną” chrypą. ─ Jesteś mój, jako osoba, nie przedmiot. I o co ten cały bulwers? Burzysz się, bo brzmi ci to, jakbym zabierał ci wolność? Indywidualizm? Wolną wolę? Nie jestem tyranem, przecież wiesz. Nie okradam swoich. Jak na moje możesz dalej potykać się o własne nogi i dawać dupy każdemu oblechowi, który uzna, że ma na ciebie ochotę. ─ Poczuł, jak coś zatyka mu gardło, dlatego odczekał moment, przełykając nieprzyjemne uczucie wraz ze śliną. Cholerna wódka. Cholerne piwo. Cholerne lekarstwo zmieszane z alkoholem. ─ Wkurzający jesteś. Jęczałeś potulnie przed dziadami z baru, a mnie odpychasz? ─ Teraz Christopher mógł mieć już pewność, że Wilczur, mimo odebrania sygnałów, nie miał zamiaru się od niego oddalać, całkowicie łamiąc wypowiedziane przed momentem słowa. Nawet jeśli dopiero co zapewniał go o całkowitej możliwości robienia tego, co mu się podoba, finalnie i tak puścił jego rękę i oparł dłoń o chropowatą powierzchnię ściany, tuż przy twarzy jasnowłosego. Tym samym zamknął go w niewielkiej, wytworzonej na siłę, klatce, zmuszając młodszego wymordowanego do skoncentrowania się wyłącznie na nim.
Nie, nie mógłbym ─ sprostował, brzmiąc z lekka beznamiętnie. Nie widział żadnego powodu, dla którego miałby się od niego odsuwać, skoro wolał zostać w obecnej pozycji. ─ Hm? Chcę być blisko. Bliżej. ─ Przysunął się odrobinę, wyłapując jego intensywnie niebieskie spojrzenie. ─ Już jestem trzeźwy. ─ Ciężko w to uwierzyć, skoro zabrzmiało jak „jsz jst... śwy...”. Pochylił się nad nim, wsuwając nos pod jego brodę. Usta miękko przemknęły po skórze jego szyi, głaszcząc ją ciepłym, wręcz parzącym powietrzem. Nadal czuć było od niego ostrą woń alkoholu, która roznosiła się za każdym razem, gdy tylko postanowił wypowiedzieć kolejne bezmyślne słowa. „Nie jestem głodny” ─ wychrypiał, zaczepnie przesuwając zębami po wcześniej zranionym miejscu. Doskonale pamiętał ten intensywny, nieco metaliczny posmak, nadający sił i witalności. Mimo tego, z ust wytoczyły się kolejne ciche słowa. „Nie ugryzę”. Oczywiście, że nie. Wcale nie musiał.
Jak plecy? ─ Płytszy, bardziej narwany oddech przemknął po policzku, gdy muskał ustami brzeg jego ucha. Sam ledwo zauważył, że palce wsunęły się pod materiały okrywające zimne ciało. Nienachalnie dotknął dłonią jego biodra, próbując przesunąć ją w stronę pleców. Powoli. Ostrożnie.Zagoiło się?
TAK JAKBY W OGÓLE CIĘ TO INTERESOWAŁO.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Skrzywił się subtelnie, słysząc dość dobitne słowo z ust Wilczura. Nie przewidział, że uderzenie mogło tak długo go trzymać. Chyba że mężczyzna po prostu ponownie sobie z niego kpił. Koniec końców nie byłoby to niczym nowym, więc w sumie Christopher całkowicie zdążył się zamotać. Nie wiedział, kiedy może ufać słowom przywódcy, ponieważ ten albo reagował sprzecznie z nimi albo po prostu go podpuszczał.
Aczkolwiek jak na razie miał znacznie większy problem. Czując opór ze strony Growlitha jeszcze bardziej zaniepokoił się i drgnął jak oparzony, gdy ten postanowił spleść razem ich dłonie. Serce drugiego wymordowanego biło spokojnie, zupełnie jakby ten właśnie spokojnie przechadzał się po polance podczas słonecznej pogody. To wbrew wszystkiemu wcale go nie pocieszało, a napawało znacznie większym zmartwieniem.
Zresztą, w wypadku Wilczura wszystko napawało go niepokojem. Nawet prychnięcia.
Pudel, gdyby mógł, po prostu scaliłby się w jedność ze ścianą za sobą. Słuchał tego, co mówił Growlithe, gryząc się w język, by przypadkiem nie chlapnąć o jedno słowo za dużo. Czy też raczej po to, by w ogóle się nie odezwać. W sumie już wolał ustne reprymendy, niż nadmierne naruszanie jego przestrzeni osobistej, ale oczywiście to również drugi mężczyzna musiał w końcu zmienić.
- W porządku, faktycznie, może zbyt szybko się bulwersuję - oddał pole w tej kłótni, całkowicie ignorując fragment o "potulnym jęczeniu", chociaż błysk poirytowania w jego oczach niewątpliwie nie uszedł uwadze wyższemu wymordowanemu.
Nie był pewien, ile Wilczur ma lat i czy również pamiętał stare czasy na ziemi, ale w tym konkretnym momencie nawet nie przyszło mu do głowy, by go o to spytać. Na razie miał ochotę zwiększyć dystans między nimi, co Growlithe skrupulatnie mu uniemożliwiał. Poniekąd uwięziony teraz w potrzasku Skoczek powoli przestawał racjonalnie myśleć. Wiele osób wyśmiałoby taki sposób reagowania na bliskość przywódcy organizacji, ale Chistopherowi już niekoniecznie chodziło o to, kim była osoba przed nim, a to, co robiła. Ograniczając własnym ciałem miejsce i swobodę Pudla, Wilczur poniekąd stworzył klaustrofobiczną klatkę, która jeszcze bardziej zakłócała psychiczną równowagę blondyna.
Dygotał lekko, trzęsąc się niczym skopany kundel, chociaż teoretycznie drugi mężczyzna jeszcze nic złego nie zrobił w dzisiejszym spotkaniu.
Hm? Chcę być blisko. Bliżej.
Tyle że Skoczek nie chce. A przynajmniej nie w taki sposób, który znacznie ogranicza jego ruchy.
Już jestem trzeźwy.
Uważaj, bo uwierzę, przeleciało ponuro przez głowę Chrisa. Gdyby miał więcej zaufania do Growlitha, być może przestałby się telepać jak osika. Problem jednak leżał w tym, że tego zaufania nie było.
Cóż, niewątpliwie Pudel respektował zasady Wilczura, poniekąd szanował go i wierzył w jego lojalność, a także sam w razie czego na pewno wykazałby się lojalnością wobec niego i organizacji, ale daleko mu było do pełni zaufania mężczyźnie. Tym bardziej, że w porównaniu do wielu członków gangu był tu nadzwyczaj krótko, parę miesięcy, niecały rok. A pewne sprawy potrzebują czasu.
Zapach alkoholu nieprzyjemnie podrażnił nozdrza blondyna, gdy wyższy wymordowany coraz bardziej naruszał jego osobistą przestrzeń. Gdy Growlithe dotknął wargami szyi Pudla, ten zesztywniał jeszcze bardziej. Jego serce biło tak, jakby miało zaraz wyrwać się z piersi, puls trzepotał niespokojnie pod skórą, będąc całkowitym przeciwieństwem całkowitego spokoju Wilczura. Klatka piersiowa unosiła się w szybkich, płytkich oddechach. Poniekąd lęk przed przywódcę sprawił, że całkowicie zapomniał o swoich plecach. Dopiero jego pytanie uświadomiło mu, iż od jakiegoś czasu tak mocno wbija się w ścianę, że względnie zagojone rany ponownie zaczęły pulsować tępym bólem. Wąskie, "zgrabnie" układające się na niektórych pręgach strupy były oznaką tego, że organizm zaczął się już goić. Najgorszy moment przeminął; noce, kiedy spanie było wręcz niemożliwe. Teraz został etap związany z bólem przy schylaniu się, rozciąganiu, ewentualnie połączony z pękaniem niektórych ran i niewielką ilością krwi. Było to uciążliwe, ale to przeżycia. Fikołków nie zrobi, ale przy jego fajtłapowatym charakterze to pewnie i tak skręciłby sobie przy nich kark.
Niewątpliwie Christopher jak nic przyklasnąłby słowom mary, gdyby tylko ją usłyszał.
- Nie do końca. Jednak jest na dobrej drodze - wycedził przez zaciśnięte z zębów nerwy - czy możesz przestać naruszać moją przestrzeń osobistą, Growlithe? Albo chociaż przestać stawiać mnie pod ścianą.
Zacisnął lewą dłoń w pięść, wbijając paznokcie w skórę, by nieco się otrzeźwić i skoncentrować na sytuacji, zamiast na własnej panice.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Nic się nie dzieje.
Położył jedną dłoń na ręce Wilczura, ewidentnie chcąc przerwać jej wędrówkę. Wbił spojrzenie w twarz drugiego mężczyzny, powoli się uspokajając.
Chociaż "uspokojenie" to zła nazwa. Pudel raczej odzyskiwał pewien procent swojej samokontroli. Jeszcze chwila paniki i zacznie zbyt gwałtownie oddychać, w końcu doprowadzając do hiperwentylacji. A tego zdecydowanie wolał uniknąć.
Masz kontrolę nad sytuacją. Zawsze możesz spróbować ponownie go odsunąć od siebie siłą.
Problem w tym, że paradoksalnie blondyn wcale nie chciał używać siły. Umiał walczyć, jednak to coś w jego psychice zacinało się, gdy miał kogoś zranić. Poniekąd ewidentnie było to problematyczne.
- Trzy duże kroki w tył, co ty na to? - mruknął cicho.
Stał sztywno wyprostowany, generalnie naprawdę nie przepadając za widokiem Wilczura (a raczej czuciem jego) tak blisko witalnych stref.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Powiedziałem, że nie. Nie mam zamiaru.
Dygotał. Growlithe czuł pod palcami drobne drżenie jego ciała, początkowo zwalając to na inne czynniki, niż strach czy niepewność. W końcu czego miał się bać? Bywał w tym pokoju nieczęsto, ale wystarczająco, aby przywyknąć do panujących tu ciemności i dyskomfortu, jaki odczuwałby niejeden klaustrofobik. Wilczur nawet nie obstawiał, że problem mógł się wiązać bezpośrednio z nim i z tym, co robił. Dotykał szorstkie, chropowate strupy na jego plecach, przemykając dłonią wzdłuż jego kręgosłupa. Usta muskały lekko jego szyję, pozostawiając po sobie uczucie porównywalne do smagnięć motylich skrzydeł. Dawno cudze ciało nie było tak blisko, jednocześnie pozostając równie nieosiągalne. Choroba założyła mu niewidzialny kaganiec, nakazując pozostać w miejscu.
Cholerne psisko. Zostaw.
Warknął, uszczypnąwszy zębami szyję Skoczka, ale faktycznie się odsunął. Nie wyciągnął jednak ręki spod jego koszulki, pozostawiając na chłodnej skórze kojące ciepło. Palce przesunęły się tylko na jego tors, unosząc tym samym materiały ubrań. Zamglone spojrzenie zsunęło się w międzyczasie w dół, zatrzymując dopiero na odkrytym brzuchu drugiego wymordowanego. Przez chwilę milczał, ślepo przyglądając się kościstym biodrom i linii spodni, a potem zęby wychyliły się zza warg, gdy marszczył nos.
„Trzy duże kroki w tył, co ty na to?”
Przestań mi tak mówić, co mam robić ─ syknął i nawet jeśli zrobił to cicho i tak brzmiało jak rozkaz, któremu trzeba się dostosować, jeśli pragnie się go ugłaskać. Zabrał rękę, pozwalając fałdom ubrań się rozprostować, w zamian jednak chwytając Christophera za przedramię. Bez cienia litości w oczach czy w duszy. Szarpnął go, robiąc chwiejny krok do tyłu. Widać było, że gdyby go nie trzymał, sam pewnie straciłby równowagę i grzmotnął się na ziemię. Splatane nogi prędko jednak powróciły do łask, a Wilczur zmusił mężczyznę, by przeszedł aż pod ścianę, o którą oparta była sterta złączonych ze sobą desek. Starych, pachnących spróchniałym drewnem, o jasnym, prawie białym odcieniu. Paznokcie wbiły się mocniej w skórę Pudla, gdy przystawiał go bliżej ozdobionego paroma rysunkami i wycinkami z gazet elementu pokoju, pełniącego funkcję jakiejś prymitywnej tablicy. Stanął od razu za nim, wsuwając swoje przedramię na jego bark, tylko po to, by palcem wskazującym nakierować niebieskie spojrzenie na narysowaną znudzoną twarz, za którą rozpościerały się puszyste skrzydła. Szybko okazało się jednak, że wcale nie chodziło o papier z nakreślonym szkicem.
Widzisz ten gwóźdź, Chris? ─ Leniwy ton znów zdominował jego głos, gdy opierał brodę o czubek głowy Opętanego. ─ Usłyszałem to ostatnio od... ─ Chris nie mógł tego zobaczyć, ale Growlithe skrzywił się drastycznie, nie mogąc sobie przypomnieć. ─ ... zresztą, niewaażne. Pewnie od kolejnego wykolejeńca, ale patrz. Co widzisz? Pomyśl sobie, że to drewno... ─ Postukał palcem w chropowatą powierzchnię. ─ To ty. Powierzchnia jest gładka na tyle, na ile może być. I teraz... załóżmy, że los macza swoje obślizgłe łapska w twoim życiu. Sam nie wiem. Los chyba powinien być rodzaju żeńskiego, skoro jest taką dziwką. Mówiłem to już? Taa. ─ W tym momencie pstryknął w gwoźdź. ─ W życiu podejmujesz różne decyzje, racja? Raz dobre, raz złe... a raz się wahasz. Rozkładasz każdą propozycję na czynniki pierwsze. Co zrobić? Jak zrobić? A może opcja „a” jest jednak lepsza? I teraz pomyśl sobie, że za każdym razem, jak przestajesz być stanowczy, musisz wbić w to drewno gwóźdź.
Growlithe zmrużył oczy, rozluźniając nieco chwyt na jego przedramieniu. Naprawdę nieco, bo musiał się go przytrzymać, żeby za moment nie roztrzaskać sobie głowy o pierwszą lepszą powierzchnię płaską.
A teraz... ─ wznowił opowieść, wsuwając paznokieć za główkę gwoździa. Jednym szarpnięciem oderwał metal od drewna, posyłając z szelestem notkę z gazety na ziemię, która upadła u ich stóp. Syknął cicho pod nosem, czując nagły ból w skręconym nadgarstku, ale nie interesował się długo tym niespodziewanym impulsem. Objął Skoczka ramieniem, wydając z siebie cichy pomruk dzikiego wilka. ─ Postanowiłeś to przemyśleć. Ta dziura, to twoja porażka. Nie możesz jej zakleić, a nawet jeśli, to tylko pobieżne. Przecież to drewno się już tu nie zrośnie. Nie samo. Pieprzona plama na honorze zostanie, bo zamiast działać, próbujesz zdać się na łut szczęścia. Dalej zaczynasz patrzeć na to samo zdarzenie z perspektywy czasu. „Cholera, mogłem to jednak zrobić”. Nigdy nie miałeś czegoś takiego, że żałowałeś własnej obojętności? Bezradność to najgorsze skurwysyństwo świata, ale lepiej zrobić cokolwiek, niż nic. Lepiej nawet zrobić coś durnego, niż poddać się oprawcom. Lepiej czasami zrobić coś mocniej, skoro masz siłę, a nie cackać się z jakimiś durniami. Trzęsiesz się. Ze strachu, że kogoś zranisz? Ból jest w porządku. A ty umiesz walczyć. ─ Ściszył głos, odsuwając się nieco od niego. Na sekundę. Szybko objął go drugim ramieniem, przygarniając lekko do siebie. ─ Pokazałeś mi to. ─ Kładąc rękę na jego szczęce, obrócił jego twarz bardziej na bok, bliżej swojej. Usta wymordowanego znalazły się tuż przy policzku Black'a. Tak blisko, że ten czuł ciepły oddech, w którym nadal czuć było nadmiar alkoholu. Przywódca DOGS uśmiechnął się zadziornie, ukazując przy tym białe, zwierzęce zęby.
A mimo to mówisz „co ty na to?”, brzmiąc, jakby nie mogło ci to przejść przez gardło ─ prychnął. ─ Nie mam zamiaru zgadzać się na warunki. To żałosne błagania. Więc? Co ty na to, żebym teraz ja podyktował resztę? Chcę cię. Nie. Chcę twoje ciało. To rozkaz. ─ Zadarł jego głowę do góry, samemu wyciągając szyję i pochylając się nad nim bardziej, by sięgnąć jego ust.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Cóż, Pudel miał specyficzne wrażenie, że po tej wizycie minie dużo czasu, zanim ponownie się tutaj pojawi. W końcu papiery może dawać innym, by przekazali je Wilczurowi, chociaż wrodzony perfekcjonizm niewątpliwie sceptycznie odnosił się do takiego pomysłu. Jednak zbyt często czuł się w pobliżu Growlitha jak zwierzę zapędzone w pułapkę. A nawet roślinożerca, odcięty od możliwości ucieczki od zagrożenia w końcu zaatakuje.
A Christopher niewątpliwie nie chciał wdawać się w bójkę z przywódcą gangu. Nie wiedział, jakie możliwości posiadał Wilczur, nie znał jego dokładnego wieku ani czy w ogóle zna się na walce wręcz jakąś techniką oprócz "ulicznej", ale nie zamierzał ryzykować. Tym bardziej, że Wilczur był dłuższy, przez co automatycznie miał większy zasięg, podczas gdy Skoczek najlepiej radził sobie w walce w bliskim kontakcie.
O ile nie odzywał się jego talent do potykania się na każdej, nawet prostej powierzchni. Poza tym, cholera, Christopher służył w wojsku; nie był na froncie, a zajmował się inżynierstwem, ale i tak dowódców się nie atakowało. Owszem, czasy się zmieniły, ale on żył jeszcze starymi przyzwyczajeniami. Może dlatego, że pamiętał tylko ostatnie dwa lata swojego życia i posiadał niewielką ilość wspomnień z życia jako człowiek. A to ewidentnie było uciążliwe.
Zresztą, nieważne. Wracając do meritum; blondyn nie mógł powiedzieć, że w aktualnym momencie Growlithe w jakikolwiek sposób go krzywdzi. W jakieś alternatywnej rzeczywistości pewnie przyznałby, że dotyk drugiego mężczyzny jest przyjemny. Jednak w tym świecie, w tym aktualnym momencie Pudlowi nawet przez myśl nie przeleciało, by odbierać cokolwiek w pozytywny sposób.
Samo przebywanie w towarzystwie Wilczura nie napawało go optymizmem, a co dopiero interakcje z nim, nieważne, jakiego rodzaju.
Dlatego tym bardziej moment, w którym mężczyzna podniósł jego koszulkę do góry, również nie przypadł mu do gustu. Nie zamierzał dać się obmacywać wyraźnie nietrzeźwemu przywódcy gangu. W ogóle, nikomu nie zamierzał pozwalać na obmacywanie swojego ciała, zacznijmy od tego.
A przynajmniej tak się to zapowiadało na najbliższy okres czasu.
Pudel obserwował niespokojnie wymordowanego, naprzemiennie zaciskając dłoń w pięść i rozluźniając. Nie podobało mu się to intensywne spojrzenie. Nie chodziło o to, że wstydził się własnego ciała, bo jak na warunki Desperacji daleko było mu do skrajnie wychudzonego, czy też zaniedbanego, ale brzuch był specyficznym miejscem. Dla niego liczyło się tylko to, że dla wilków był to słaby punkt ofiar.
A rozszarpywaniom flaków mówimy "nie, dziękuję".
Przestań mi tak mówić, co mam robić.
Tym Growlithe zasłużył sobie na kolejne spojrzenie spode łba. Dla Skoczka postać mężczyzny była niezwykle skomplikowana. Jego osobowość, według Pudla, była złożona i ciągle nie chciała rozłożyć się na czynniki pierwsze. Być może blondyn sam utrudniał sobie prawidłową ocenę Wilczura, a być może to ten przy nim miał w nawyku zachowywać się sprzecznie ze... ze wszystkim.
Christopher niepewnie podążył za nim, uważając na własne kończyny, bo jego zabójcza równowaga i pijany stan towarzysza ewidentnie nie sprzyjał prostej trasie. Niemniej, spojrzał się na ten cholerny gwóźdź, próbując skupić się na słowach przywódcy i ogarnąć, o co w ogóle w tym momencie chodzi.
Drewno. Gwóźdź. Los. Myśli. Porażka. Plama. Obojętność. Walka.
Załapał. I podarował Wilczurowi pełne sprzecznych odczuć spojrzenie.
Odruchowo próbował się cofnąć, czując usta Growlitha na swoim policzku. Zapach alkoholu ponownie uderzył w jego nozdrza, nieprzyjemnie je drażniąc.
Chcę cię. Nie. Chcę twoje ciało. To rozkaz.
Christopher zamrugał oczami, patrząc się z niedowierzaniem na wymordowanego. Niemal można było wyczytać z samego spojrzenie słowa pełne zdezorientowania "słucham?".
Początkowo naprawdę zamierzał odskoczyć, minąć mężczyznę i wybiec. Niestety ten plan bardzo szybko mógł skończyć się fiaskiem, więc zupełnie co innego zaświtało w myślach Pudla.
Pozwolił zadrzeć swoją głowę do góry, nie zaprotestował, gdy Wilczur pochylił swoją. Po prostu stał, dając poniekąd nieme przyzwolenie, może nawet samemu jeszcze bardziej unosząc swój nieszczęsny łeb do góry, by zetknąć w końcu samemu swoje wargi z ustami Growlitha.
Na samym początku zamarł, najwyraźniej odświeżając stare trybiki, które powinny mu przypomnieć, co dalej.
Potem Christopher przekrzywił lekko głowę na bok, badawczo pogłębiając kontakt, ewidentnie nie wiedząc, na co może sobie pozwolić, a na co jednak nie bardzo. Zębami skubnął subtelnie dolną wargę drugiego mężczyzny, jednocześnie poruszając powoli jedną ze swoich rąk.
Nie bez powodu.
Szybkim, wręcz zadziwiająco płynnym ruchem Skoczek chwycił wolną dłoń Wilczura (a raczej parę centymetrów za nadgarstkiem), zaraz później dokładając swoją drugą rękę nieco powyżej stawu łokciowego, już po chwili zakładając dźwignię (ni cholery, nie umiem opisywać jak się to robi, chociaż sama znam ten chwyt... 37 sekunda klik), zmuszając mężczyznę do niewygodnego odgięcia kończyny. Zaledwie po paru sekundach pchnął go lekko do przodu, puszczając go w tym samym momencie.
Jasne, coś mogło się po drodze nie udać. Dźwignia mogła nie wyjść... jak nie wyszła, to Christopher po prostu się wyszarpał, uparcie rzucając się całym ciałem w tył. Syknął coś pod nosem z poirytowaniem, co do złudzenia przypominało słowo "bydlę".
- Za cholerę nie mogę ciebie zrozumieć, Growlithe. Gdy czegoś ewidentnie sobie nie życzę mam ci rozkazywać, że masz przestać? Od razu prać się po pysku? Czy raczej żądasz po prostu słowa "proszę"? Jeśli jesteś masochistą masz od cholery osób, które z przyjemnością coś ci połamią, ale ja do tego grona nie należę - podniósł głos, odrobinę, ale było to dość wyraźne - poza tym nie jestem cholerną zabawką. Z jednej strony twierdzisz, że mogę robić, co żywnie mi się spodoba, a z drugiej kompletnie sam sobie zaprzeczasz własnym zachowaniem. Masz ochotę na cholerną zabawę w kotka i myszkę? Podejrzewam, że znajdą się do tego tłumy chętnych.
Bokiem zaczął kierować się w stronę drzwi, ewidentnie robiąc dziwną przeplatankę, chociaż nagle zatrzymał się w miejscu, łypiąc na Wilczura spode łba.
- Dobieraj się do kogoś, gdy będziesz trzeźwy, Wilczurze, alkohol zdecydowanie odbiera ci jakiekolwiek atuty. Masz pewnie od cholery chętnych, więc pewnie bez problemu sobie kogoś znajdziesz, ale nie wydawaj rozkazów tego typu. Mało kto zareaguje na to pozytywnie - parsknął cicho - lista dostarczona, więc idę dalej zajmować się papierkową robotą.
Irytowała go to, że przy tym konkretnym wymordowanym zawsze źle układały mu się słowa na języku. Zawsze wymykało mu się jakieś sformułowanie. To było irytujące. Cholernie irytujące.

// Damn, nie wyszedł mi ten post. Taki dziwny jest. Marny. Średnio Skoczkowy.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Brak oporu ze strony Skoczka został wykorzystany praktycznie od razu, choć podświadomość tłumaczyła, że jego zachowanie było nienaturalne, a on sam powinien uważać. Przyćmiony umysł odepchnął od siebie niepokojące znaki, ustępując miejsca instynktowi i chwilowym, całkowicie przyziemnym (ludzkim?) zachciankom. W takich momentach ważniejsza okazywała się przyjemność z cudzego ciepła, niż ewentualne konsekwencje. Musnął jego usta, nie łapiąc się nawet na tym, że ciche cmoknięcie, jakie temu towarzyszyło, skomentował jedynie cieniem zadziornego uśmiechu. Moment, w którym Chris zdobył się na jakikolwiek gest, całkowicie złamał czujność przywódcy. Mężczyzna poluzował uścisk, przesuwając opuszkami palców po boku szyi blondyna, całkowicie rezygnując z trzymania rezonu. Obnażony do tego stopnia, by można mu było załamać grunt pod nogami ledwie marnym tupnięciem nogi, przechylił głowę i rozchylił usta, wysyłając jasny impuls ─ „pozwalam”. Nowa fascynacja, odrobina zabawy, jakiejś części tajemnicy, którą mógł przed nim obnażyć jedynie ten konkretny duch ─ to wszystko razem spowodowało, że czując bliskość drugiej osoby, przymknął oczy i wyłączył racjonalne myślenie. Zamruczał zadowolony... i to by było na tyle.
Dosłownie sekundę później zgiął się w pół i poczuł kwaśny posmak na podniebieniu, który całkowicie zmył wspomnienie pocałunku. Warknął automatycznie, przez pierwsze dwie sekundy nie wiedząc nawet, jak się nazywa. Jednego był tylko pewien ─ to nagłe zmienienie pozycji wykręciło mu żołądek, który podszedł aż pod samo gardło i omal nie przedarł się dalej, lądując na środku jego pokoju.
„Bydlę”.
Zrobił trzy chwiejne kroki w tył (albo w bok?) i chwycił się ręką za nadgarstek, rozmasowując to miejsce tak, jakby Chris co najmniej mu je złamał. Dość dalekie od prawdy, ale nadwyrężył na tyle, by przypomnieć białowłosemu o zwichnięciu. Do umysłu próbował dobić się jeszcze jeden sygnał, na tyle słaby, że odczytanie go nie wchodziło w grę i jednocześnie na tyle silny, by nie dać o sobie zupełnie zapomnieć. Growlithe skupił się jednak na postaci, która właśnie po raz pierwszy podniosła na niego głos. Wyprostował plecy i ramiona, jakby przyjmował te słowne ciosy, ale mimo wszystko milczał. Widać było, że próbuje skupić na nim zamglone spojrzenie, najwidoczniej wciąż niezbyt przytomny. Przytknął zaraz dłoń do boku głowy, przechylając ją nieznacznie.
„Jeśli jesteś masochistą...”
Nie wytrzymał.
Parsknął krótko, przerywając śmiech, nim ten zdążyłby się wyrwać spomiędzy szorstkich ust. Gdyby nie chęć wysłuchania go do końca, pewnie właśnie rozbrzmiałby irytująco drażliwy chichot kogoś, kogo mocno trzymała się ironia. On? Masochistą? Skąd w ogóle to stwierdzenie? Przecież nie rzucał się pod starych, spasionych wykolejeńców, rozkładając przed nimi nogi i wręczając na start nóż do podcinania żył. Zresztą, nie przypominał też sobie, by kiedykolwiek sprawiało mu radość dręczenie samego siebie. Krzywda innych bywała zabawniejsza.
„Nie jestem cholerną zabawką...”
Znowu to.
Mina momentalnie mu zrzedła, usta wykrzywiły się lekko, oczy zrobiły młynek. Otwierał już nawet paszczę, żeby wejść mu w słowo, ale został zaatakowany kolejnymi pretensjami, które skutecznie wymordowały chęć wtrącenia trzech groszy. Przynajmniej do chwili, w której nie skończy, a ta wydawała się teraz jeszcze odleglejsza, niż w rzeczywistości. Doczekanie się mety było dla niego jak chluśnięcie lodowatą wodą w środku skwierczącej, suchej, palącej w ciało pustyni.
Wreszcie.
Skończył.
Teraz jego część.
Poczekaj. ─ Wiedząc, że rozdrażnienie u Skoczka sięgnęło zenitu liczył się z tym, że ten mógłby go nie posłuchać. Tym bardziej, że nie miało to nic wspólnego z rozkazem. Zabrzmiało raczej jak mieszanka słowa i zmęczonego westchnięcia, po którym Wilczur na miękkich nogach postąpił te parę niezbędnych kroków ku sekretarzowi i chwycił go za dłoń. Na sekundę. Dosłownie moment po tym puścił go i odsunął się, unosząc ręce w obronnym geście. ─ Zostań ze mną. Nie będę cię dotykać, jeśli nie chcesz. ─ Zabawne, że brzmiało to równie ujmująco, co ulotka dotycząca zarzynania świń w rzeźni. Mężczyzna wyzbył się jednak charakterystycznego dla siebie sarkastycznego tonu, używając już raczej lekkiej nuty, która tak czy siak została nieco zakłócona przez alkohol. Nie zawsze się ma to, co się chce, co?
Uwziąłeś się na tę cholerną zabawkę. O co ci chodzi, do diabła? ─ Zmrużył oczy i zlustrował go badawczym spojrzeniem. Od stóp po czubek głowy. ─ Nie zrobiłem ci krz... ─ Syknął nagle, przesuwając palcami po pulsującej skroni. Nie bolało. Jasne, że nie. Zamiast tego cały pokój wykręcił mu się o dobre dziewięćdziesiąt stopni, budząc w organizmie nieistniejącą chorobę morską. Trwało to jakąś chwilę, nim przełknął ślinę i wznowił monolog, ponownie kierując wzrok na Chrisa. Prychnął. ─ „Sobie nie życzysz”. I tak, twierdzę, że możesz robić, co ci się podoba. ALE ─ mała iskra pojawiła się w jego oczach ─ chwilę później pokazałem ci, co się stanie, jeśli będziesz bierny. ─ Uniósł dłoń, prostując przy tym wszystkie palce. ─ Zauważ, że ja też mogę robić, co chcę. I robię. To nie tak, że lubię cię molestować. Daj spokój. O wiele lżej by mi było, gdybyś nie udawał pieprzonej dziewicy orleańskiej. Co to w ogóle miało być? Trzęsiesz się jak stado zbitych kundli. W tej sytuacji to ja wychodzę na agresora, co? I tylko dlatego, że w porównaniu do ciebie, jestem asertywny. Śmieszne. ─ Opuścił rękę i odwrócił głowę lekko na bok, hamując się przed kolejnym żachnięciem. ─ Serio sądzisz, że jak przywali się do ciebie jakiś... mmm... palant, to za słodkie oczka i urokliwe „proszę, zrób trzy kroki w tył”, cię posłucha? Gdzie ty żyłeś ostatnie parę wieków? To Desperacja, a nie środek uprzejmej krainy pełnej życzliwych książąt z bajki. I jeszcze jedno. Tłumy chętnych mnie gówno obchodzą. Chciałem poznać twoją namiętność. Nie ich.
Po tych słowach pokręcił ze zrezygnowaniem głową, jak ktoś, kto setny raz musiał tłumaczyć to samo. Bo musiał. Ilekroć trafiał na Skoczka, lądowali w środku dziwnej sytuacji, z której ani jeden, ani drugi nie był do końca zadowolony. Teraz ich relacja podłamała się i nabrała kolejnych rys, o czym pewnie o poranku Wilczur ledwo będzie pamiętać. O ile w ogóle. Nie był zresztą osobą, która przywiązywałaby do tego jakąś wagę, ale w tej chwili liczył się dla niego sam fakt, że między nimi pojawiła się bariera niemożliwa do przebicia. To dopiero drażniło.
Jesteś Psem, Chris. Moim podopiecznym. Nie zrobię ci krzywdy, jeśli nie dasz mi podstaw. Najpierw milczysz, potem nagle zadajesz cios. I jesteś wściekły. Nie. Nawet nie wściekły. To istna furia. Bo cię dotykam, osaczam, mówię jedno, robię drugie, ale sam dostaję w dekiel. Najpierw mnie delikatnie prosisz, a potem nagle policzkujesz, choć nie zrobiłem nic ponadto. Odwzajemnisz gest, a potem... ─ Kiwnął głową na miejsce, w którym stali, gdy zakładał mu dźwignię. Do teraz żołądek mu się burzył. ─ Warczysz, gdy dawno jest po fakcie. A wtedy jest już za późno. Jebać zasady dobrego wychowania. Jesteś w środku piekła. Nie ubłagasz diabła, żeby cię zostawił. Chcesz iść, to chwytasz go za rogi. Nie możesz wiecznie liczyć na to, że obejdzie się bez dosadniejszych środków. Ja pieprzę, chwieje mi się wszystko. ─ Ostatnie słowa niemalże stęknął, przykładając zdrową rękę do twarzy. Zaczął nią pocierać zmęczone czoło i rozpalone policzki, najwidoczniej łudząc się, że to wystarczy. ─ Zostań u mnie na noc. Będę się pilnował. Chcę pogadać. ─ Parsknął wreszcie. ─ W sumie nie chcę, ale bez tego cię pewnie nie poznam, więc na jedno by wyszło.

// @MG: post o wpół do czwartej? Odhaczone. Chociaż wyszedł marnie, ale pewnie w następnym się jakoś poprawię.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Christopher parsknął cicho, zaraz po tym gryząc się w język, by powstrzymać chęć przerwania wypowiedzi Wilczura. Skoro mężczyzna aż tak się produkował, trzeba było dać szansę mu skończyć. Nawet jeśli tym razem Skoczek wyglądał, jakby miał ochotę całkowicie go zignorować. W sumie, to była prawda, jednak Pudel miał pewne zasady, których się trzymał. A więc słuchał.
"chciałem poznać twoją namiętność."
...co? Blondyn mimowolnie wygiął swoje wargi w ni to kpiącym, ni ironicznym uśmiechu, co całkowicie zmieniło wygląd jego twarzy. Growlithe miał zaskakujący talent do wydobywania z niego wszystkiego, co najgorsze. No, może prawie wszystkiego. A więc w tym momencie Christopher znowu miał ochotę przerwać jego wypowiedź słowami w stylu "nie wiedziałem, że stać się na taki romantyzm i delikatność w zdaniu", ale ponownie powstrzymał się od tego siłą woli. Chociaż i tak kącik ust drgał mu subtelnie, jakby został teraz nadzwyczajnie rozbawiony.
A ponoć tylko kobiety mają zmienne nastroje. Jednak, fakt faktem stres robił dziwne rzeczy ze Skoczkiem i teraz po prostu odreagowywał wcześniejszą sytuację.
Gdy tylko wymordowany skończył mówić, mężczyzna przeczesał palcami swoją niesforną czuprynę, wydając z siebie dziwny dźwięk, będący poniekąd połączeniem pełnego zrezygnowania westchnienia i zrozpaczonego jęku. Posłał Wilczurowi specyficzne spojrzenie, bez słowa podchodząc do skrzyni, obok której spokojnie leżało potłuczone szkło. Mając niejasne przeczucie, że prędzej czy później Growlithe się pokaleczy, blondyn butem zaczął zgarniać niewielkie odłamki szkła w jakiś kąt, który wyglądał na nadzwyczajnie zakurzony. Teraz była szansa, że stopy przywódcy zostaną oszczędzone, gdy jutro wstanie ze swojego legowiska.
-Jesteś pijany - zabójcze rozpoczęcie kolejnej przemowy - więc jutrzejszego dnia prawie na pewno nie będziesz pamiętał większości rozmowy.
Szur.
Christopher zdjął koc, bacznym okiem sprawdzając, czy nadaje się jeszcze do wykorzystania jako kołdra albo prześcieradło. Albo survivalowa wersja śpiwora. Skrzywił się subtelnie, odnotowując w myślach, że musi znowu pobawić się w inżyniera i skonstruować coś nieszczęsnemu Wilczurowi. Rękoma odmierzył sobie długość i szerokość skrzyni, która służyła mężczyźnie za łóżko i krytycznie przyjrzał się pomieszczeniu. Zaskakująco dobrze ignorował osobę Growlitha, dopóki ponownie nie zdecydował się łaskawie otworzyć do niego ust.
- Wyjaśnijmy sobie jeszcze raz pewną kwestię związaną ze mną. Jak genialnie zauważyłeś, jestem Psem. Poniekąd sam mnie sprawdzałeś. Stoisz na stanowisku Wilczura, więc automatycznie powinienem traktować się z respektem. To jest konkretny powód, dla którego "zachowuję się biernie" w twoim towarzystwie. - mruknął z niejakim przekąsem - oczekujesz, że za każdym razem od razu będę rzucał się na ciebie niczym pies ze wścieklizną, bo zrobiłeś coś, co mi się nie podoba? Ja nie warczę po fakcie, tylko w krańcowym, ostatecznym momencie. Nie żyję tutaj pięć, czy też dziesięć lat. Pamiętam jeszcze czasy przed wirusem... chociaż fakt faktem nie wiem, co robiłem od momentu stania się "żywym trupem" aż do czasu sprzed dwóch lat, ale to nic nie zmienia. Żyję. Mam się całkiem dobrze. Dlatego moja kultura to moja sprawa. Skończmy ten temat, bo koniec końców nie dojdziemy do porozumienia.
Wiedział, że nerwy w dalszym ciągu go trzymały, ale przynajmniej przestał się telepać. Zacisnął zęby, podchodząc do jasnowłosego i łapiąc go za ramię, przejął część jego ciężaru, ciągnąć go w kierunku prowizorycznego łóżka. O ile udało im się tam dojść, a Growlithe nie stawiał jakiegoś nadzwyczajnego oporu, zatrzymał się przed nim i krótko powiedział "siadaj", samemu zajmując miejsce obok. Nie do końca wierzył w to, co robił, ale nie potrafił tak po prostu wyjść.
A może po prostu wiedział, że w tym wypadku jego relacje z wymordowanym będą jeszcze gorsze, a i tak wyglądało to fatalnie.
- Chwiałeś się - jedyne wytłumaczenie, zadziwiająco krótkie jak na niego.
Westchnął ciężko, przykładając chłodną dłoń do czoła mężczyzny, jakby miało to w czymś pomóc. Palcami drugiej ręki prześledził krechę widniejącą na żuchwie. Nie zwracał uwagi na to, że teraz to on naruszał przestrzeń Wilczura, bo poniekąd w ten sposób odpłacał się pięknym za nadobne.
- A podobno to ja ciągle pakuję się w kłopoty - burknął z pretensjami.
I czekał.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Wyłapał chrzęst szkła, choć w obecnej sytuacji skupiał się na czymś innym. Poniekąd przyglądał się Skoczkowi i temu co robił, ale w rzeczywistości jego priorytetem okazało się ustanie na nogach i nie wyrżnięcie się bez powodu.
„Jesteś pijany”.
Przewrócił oczami.
Czyżby?
Lekko. Na trzeźwo Desperacji nie da się zdzierżyć. I co ty robisz z tym kocem?
Przysiągłby, że przed wypowiedzeniem, to pytanie nie brzmiało tak idiotycznie, ale tak czy inaczej pewnie by padło, bo oglądanie, jak Chris mierzy skrzynię, było ostatnią rzeczą, jaką się po nim spodziewał. Aż cisnęło mu się coś na usta, ale zrezygnował z tego, głównie dlatego, że Skoczek zdążył zwrócić się do niego przodem i chwycić za ramię.
Nie to, że nie słuchał całego monologu, który był pomiędzy.
Było trudno, faktycznie. I chyba nie zapamiętał jakiejś ważnej części, bo kodował tylko to co chciał (czasami wyrzucając ze zdania ważne literki jak „nie” przed „podoba”). Dał się jednak poprowadzić, choć na polecenie ─ „siadaj” ─ miał ochotę szczeknąć ironicznie. Koniec końców ciało i tak wylądowało na twardej, drewnianej skrzyni, która przyjęła ciężar z cichym jęknięciem protestu. Growlithe niemal automatycznie odchylił się do tyłu, napierając nagimi plecami na zimną ścianę pokoju. Nie było to może coś, dzięki czemu cudownie by wytrzeźwiał, ale chłód wydobywający się z wnętrza podziemi dawał lekkie ukojenie rozpalonemu przez alkohol organizmowi. Wystarczyło zamknąć oczy i nawet dałoby się znieść ten stan bez zbędnego marudzenia i przeklinania.
„Chwiałeś się.”
Uhm.
Teraz na wszystko najpewniej odpowiedziałby „uhm”, byle dano mu święty spokój. Ciało zrobiło się o wiele cięższe, niż było w rzeczywistości. Nawet ręce przypominały ołów, choć chętnie jeszcze raz przetarłby... oho. Zmarszczył lekko brwi i uchylił powieki do połowy. Rozmazana baza plam i nachodzących na siebie kolorów wyostrzyła się dopiero po dłuższej chwili, ale jego oczy były już zwrócone ku Chrisowi. Badawcze spojrzenie nabrało rezerwy, gdy palce wymordowanego musnęły ranę na żuchwie. Odsunął się, przechylając głowę bardziej na bok, przerywając ledwie zaczęty kontakt między nimi.
Nie dotykaj, heretyku ─ mruknął pod nosem, podnosząc dłoń i przytykając końcówki palców do nieregularnego zgrubienia na szczęce. Pamiątka po uderzeniu zardzewiałymi obcęgami od tego wykolejeńca prezentowała się i tak znośniej, niż parę dni wstecz, bo ranę przysłonił ciemny skrzep krwi. Opuszki zarejestrowały jeszcze chropowatą powierzchnię strupa, nim Growlithe skrzyżował ręce na torsie i oparł głowę o ścianę. ─ O tym mówię.
Poniekąd zaczynało go to irytować, bo zakazywano mu zabawek, które w teorii były dostępne dla wszystkich. Najpierw dawano mu po łapach, a potem samemu się nimi bawiono. Nie odchodziła zresztą od niego myśl, że jeszcze chwila, a pewnie nie zareagowałby tak samo, prędzej poddając się chwili, niż rozsądkowi.
Kto tu ma nierówno pod sufitem, hm? Ja chociaż cię nie zwodzę. ─ Palce zastukały bezdźwięcznie w przedramię Wilczura, a tęczówki ponownie zniknęły za powiekami. Moment, gdy ciało przestało zmuszać się do wysiłku okazał się dla niego walką z nagłą sennością. Praktycznie czuł, jak niewidzialne łapsko próbuje zmusić go do oderwania się od rzeczywistości i tylko irracjonalna chęć do podtrzymania tej entuzjastycznej inaczej rozmowy przeważyła szalę. Ziewnął jednak, na dobrą chwilę pokazując kły, a potem zamknął paszczę i burknął coś jeszcze pod nosem, nim przeszedł łaskawie do konkretnego tematu. ─ Chciałem, żebyś został, bo ostatnio jesteś na mnie cięty.
„Ostatnio”?
W tym momencie wymordowany nie mógł sobie przypomnieć, czy ich relacja wyglądała tak zawsze, czy coś zazgrzytało dopiero na pewnym etapie znajomości. Czymkolwiek by to nie było, zaczynało drażnić. Nie bolało na tyle, by nie móc przez to spać, ale irytowało do tego stopnia, że zignorowanie średnio wchodziło w grę, tym bardziej, gdy ma się naturę osoby rozkopującej każdy temat. Na nieszczęście wielu ludzi wokół ─ Growlithe należał do tego grona i dlatego teraz bez ogródek wykładał kawę na ławę.
Nie ─ rzucił nagle, ściągając nieco brwi, jakby próbował coś sobie przypomnieć. ─ Nie liczę na to, że zaczniesz się rzucać ─ czyli jednak go słuchał ─ ale bywa, że wysyłasz cholernie mylne sygnały.
Zerknął na niego kątem oka, próbując zarejestrować istotne reakcje, o ile da się coś zarejestrować ledwie sekundę, skoro po tym znów zamknął ślepia, wmawiając sobie uparcie, że to i tak niczego nie zmienia.
Tym razem zostaniesz na noc? Pytam neutralnie, bo zaraz zwyzywasz mnie od... ─ ziewnął znowu ─ fląder i bydła. ─ Głos mu nieco przycichł, choć dało się odczuć nutę rozbawienia. ─ Do teraz się nie po... zbierałem...
Skoczek mógł jeszcze usłyszeć, jak ostatnie słowo zostaje dosłownie wymruczane, zmieniając się na końcu w cień oddechu. Zaraz po tym jego bark przyjął ciężar drugiego wymordowanego, gdy głowa Growlithe'a przechyliła się na bok, trafiając piegowatym policzkiem na jego ramię.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skoczek mruknął coś cicho pod nosem, obserwując uważnie Wilczura spod lekko zmrużonych powiek. Wyglądał, jakby usilnie próbował zrozumieć zachowanie Growlitha... albo swoje. W każdym bądź razie proces jego intensywnego myślenia został przerwany przez słowa wymordowanego, za co ten otrzymał lekko poirytowane spojrzenie. W sumie, Christopher aż do teraz nie zdawał sobie sprawy z tego, że faktycznie sam dotknął przywódcę gangu. I jeszcze wygłosił komentarz. Umknęło mu to jakoś, ale generalnie to nie pierwszy raz, gdy zdarzało mu się zrobić coś impulsywnie. Po prostu jego umysł (żyjący czasem w zupełnie innym świecie) podążał wieloma torami naraz, chwytając się różnych myśli. Istny chaos, który niezmiennie go denerwował, gdy usilnie próbował na czymś się skupić. A także cieszył, gdy w jednym momencie potrafił wyszukać parę opcji do rozwiązania problemu.
- Próbuję zrozumieć, czy faktycznie nazwałeś mnie heretykiem, czy chciałeś w potocznym języku heterykiem - mruknął z namysłem, nagle chwytając się całkowicie absurdalnej myśli - zawsze zastanawiałem się, co oznacza imię... albo przezwisko, Growlithe. Grow. Lithe. Bez sensu. Aczkolwiek Growl już tak. To chyba oznaczało warczeć.
Skoczek zamrugał oczami, zastanawiając się, czy dobrze pamięta to z języka angielskiego. Oprócz japońskiego (wymóg sytuacji) znał jeszcze tylko dwa, ale niektóre słowa powoli się zacierały. Jednak fakt faktem znowu znacząco odbiegł od tematu, a niewątpliwie zrobiłby to jeszcze bardziej, gdyby nie ugryzł się w język. Znowu zbierał się w nim bezsensowny słowotok.
Łaskawie zignorował komentarz, że ma nierówno pod sufitem (nie, żeby w głębi duszy przyznawał, że coś w tym ewidentnie musi być), krzywo jedynie spoglądając na Wilczura.
"Chciałem, żebyś został, bo ostatnio jesteś na mnie cięty".
On? Cięty? A skąd... no dobra, może odrobinkę. Tak ciut ciut.
Parsknął cicho, wyrażając tym samym dogłębnie całe swoje zdanie na ten temat.
Mylne sygnały. No tak. Tylko czemu zabrzmiało to jak rozmowa zgwałconej kobiety w sądzie, gdzie wszyscy twierdzą, że miała zbyt krótką spódniczkę?
- Growlithe - zaczął, chcąc, by teraz ten skupił się na nim - nie jestem cięty. Raczej powiedziałbym, że ty wzbudzasz bardzo dużo skrajnych emocji. Dostałem baty, dosłownie, za narażenie dumy gangu. Cudownie. Powiedzmy, że to nic. Aczkolwiek potraktowałeś mnie jak chodzący bank krwi... załóżmy, że w zadośćuczynieniu. Może być. Ale próbowałeś mnie udusić. I kazałeś się bronić. Genialnie. To już był sarkazm, jakbyś nie zauważył. I potem nagle wyskakujesz z propozycją zostania na noc. Skrajne, Grow, bardzo skrajne. Mniejsza. Przychodzę dzisiaj. Rzucasz moje nieszczęsne papiery na dół... pomijając fakt, że znam wszystkie te dane na pamięć, to już jest znowu nieprzyjemny wstęp. Naruszasz przestrzeń osobistą. W porządku, naprawdę, to jest pikuś tutaj. Ale dobieranie się już nie. I znowu rozpoczyna się kłótnia.
Zamknął się na moment, wzdychając ciężko i machając dłonią w jakimś stopującym geście.
- Ale zostawmy to na razie. Bo te kłótnie nic nie dają. Zawieszenie broni jest lepsze, może później będzie szansa na pokój - mruknął.
Wzrok Christophera ponownie skupił się na twarzy przywódcy gangu, próbując najwyraźniej coś przeanalizować, wyłapując przy tym subtelne zmiany w jego głosie. Mimo wszystko drgnął wyraźnie, zaskoczony, gdy głowa Growlitha opadła na jego ramię... to dopiero nazywa się mieć szczęście.
- Zostanę - rzucił, chociaż podejrzewał, że Wilczur i tak już go nie słyszy.
Westchnął ciężko, nie zamierzał przecież spędzić całej nocy w takiej pozycji, więc ostrożnie wstał, przytrzymując dłońmi głowę wymordowanego. Cóż, koc rozłożył w połowie na skrzyni, część swobodnie zwisała, więc od biedy będzie mógł to wykorzystać jako śpiwór. Tak czy owak ułożył łeb Growlitha na skrzyni, przekrzywiając przez to całe jego ciało, a następnie podniósł jego długie kończyny (a przynajmniej w jego opinii takie właśnie były), by również je jako tako ułożyć. Powstrzymał sadystyczną chęć, by po prostu zrzucić je z hukiem. Jak było wspomniane, przywódca gangu wzbudzał w nim najgorsze odruchy. Skoczek parsknął cicho, nie bardzo wiedząc, jak samemu się ułożyć i koniec końców przepchnął po prostu Wilczura do ściany, samemu zajmując krawędź skrzyni. Jak nie zleci za parę minut na łeb i szyję i nie skręci sobie karku, to można będzie to uznać za pozytywną próbę.
Skończyło się na to, że mówił coś bardzo cicho, bardziej sam do siebie niż do śpiącego mężczyzny. Coś o konstelacjach, ADHD i inżynierii. Jak się postara, to może nawet uda mu się zasnąć, chociaż wolał nie pozostawać aż tak bezbronnym.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 19 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach