Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 19 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 13 ... 19  Next

Go down

......Cóż, Pudel miał specyficzne wrażenie, że po tej wizycie minie dużo czasu, zanim ponownie się tutaj pojawi. W końcu papiery może dawać innym, by przekazali je Wilczurowi, chociaż wrodzony perfekcjonizm niewątpliwie sceptycznie odnosił się do takiego pomysłu. Jednak zbyt często czuł się w pobliżu Growlitha jak zwierzę zapędzone w pułapkę. A nawet roślinożerca, odcięty od możliwości ucieczki od zagrożenia w końcu zaatakuje.
A Christopher niewątpliwie nie chciał wdawać się w bójkę z przywódcą gangu. Nie wiedział, jakie możliwości posiadał Wilczur, nie znał jego dokładnego wieku ani czy w ogóle zna się na walce wręcz jakąś techniką oprócz "ulicznej", ale nie zamierzał ryzykować. Tym bardziej, że Wilczur był dłuższy, przez co automatycznie miał większy zasięg, podczas gdy Skoczek najlepiej radził sobie w walce w bliskim kontakcie.
O ile nie odzywał się jego talent do potykania się na każdej, nawet prostej powierzchni. Poza tym, cholera, Christopher służył w wojsku; nie był na froncie, a zajmował się inżynierstwem, ale i tak dowódców się nie atakowało. Owszem, czasy się zmieniły, ale on żył jeszcze starymi przyzwyczajeniami. Może dlatego, że pamiętał tylko ostatnie dwa lata swojego życia i posiadał niewielką ilość wspomnień z życia jako człowiek. A to ewidentnie było uciążliwe.
Zresztą, nieważne. Wracając do meritum; blondyn nie mógł powiedzieć, że w aktualnym momencie Growlithe w jakikolwiek sposób go krzywdzi. W jakieś alternatywnej rzeczywistości pewnie przyznałby, że dotyk drugiego mężczyzny jest przyjemny. Jednak w tym świecie, w tym aktualnym momencie Pudlowi nawet przez myśl nie przeleciało, by odbierać cokolwiek w pozytywny sposób.
Samo przebywanie w towarzystwie Wilczura nie napawało go optymizmem, a co dopiero interakcje z nim, nieważne, jakiego rodzaju.
Dlatego tym bardziej moment, w którym mężczyzna podniósł jego koszulkę do góry, również nie przypadł mu do gustu. Nie zamierzał dać się obmacywać wyraźnie nietrzeźwemu przywódcy gangu. W ogóle, nikomu nie zamierzał pozwalać na obmacywanie swojego ciała, zacznijmy od tego.
A przynajmniej tak się to zapowiadało na najbliższy okres czasu.
Pudel obserwował niespokojnie wymordowanego, naprzemiennie zaciskając dłoń w pięść i rozluźniając. Nie podobało mu się to intensywne spojrzenie. Nie chodziło o to, że wstydził się własnego ciała, bo jak na warunki Desperacji daleko było mu do skrajnie wychudzonego, czy też zaniedbanego, ale brzuch był specyficznym miejscem. Dla niego liczyło się tylko to, że dla wilków był to słaby punkt ofiar.
A rozszarpywaniom flaków mówimy "nie, dziękuję".
Przestań mi tak mówić, co mam robić.
Tym Growlithe zasłużył sobie na kolejne spojrzenie spode łba. Dla Skoczka postać mężczyzny była niezwykle skomplikowana. Jego osobowość, według Pudla, była złożona i ciągle nie chciała rozłożyć się na czynniki pierwsze. Być może blondyn sam utrudniał sobie prawidłową ocenę Wilczura, a być może to ten przy nim miał w nawyku zachowywać się sprzecznie ze... ze wszystkim.
Christopher niepewnie podążył za nim, uważając na własne kończyny, bo jego zabójcza równowaga i pijany stan towarzysza ewidentnie nie sprzyjał prostej trasie. Niemniej, spojrzał się na ten cholerny gwóźdź, próbując skupić się na słowach przywódcy i ogarnąć, o co w ogóle w tym momencie chodzi.
Drewno. Gwóźdź. Los. Myśli. Porażka. Plama. Obojętność. Walka.
Załapał. I podarował Wilczurowi pełne sprzecznych odczuć spojrzenie.
Odruchowo próbował się cofnąć, czując usta Growlitha na swoim policzku. Zapach alkoholu ponownie uderzył w jego nozdrza, nieprzyjemnie je drażniąc.
Chcę cię. Nie. Chcę twoje ciało. To rozkaz.
Christopher zamrugał oczami, patrząc się z niedowierzaniem na wymordowanego. Niemal można było wyczytać z samego spojrzenie słowa pełne zdezorientowania "słucham?".
Początkowo naprawdę zamierzał odskoczyć, minąć mężczyznę i wybiec. Niestety ten plan bardzo szybko mógł skończyć się fiaskiem, więc zupełnie co innego zaświtało w myślach Pudla.
Pozwolił zadrzeć swoją głowę do góry, nie zaprotestował, gdy Wilczur pochylił swoją. Po prostu stał, dając poniekąd nieme przyzwolenie, może nawet samemu jeszcze bardziej unosząc swój nieszczęsny łeb do góry, by zetknąć w końcu samemu swoje wargi z ustami Growlitha.
Na samym początku zamarł, najwyraźniej odświeżając stare trybiki, które powinny mu przypomnieć, co dalej.
Potem Christopher przekrzywił lekko głowę na bok, badawczo pogłębiając kontakt, ewidentnie nie wiedząc, na co może sobie pozwolić, a na co jednak nie bardzo. Zębami skubnął subtelnie dolną wargę drugiego mężczyzny, jednocześnie poruszając powoli jedną ze swoich rąk.
Nie bez powodu.
Szybkim, wręcz zadziwiająco płynnym ruchem Skoczek chwycił wolną dłoń Wilczura (a raczej parę centymetrów za nadgarstkiem), zaraz później dokładając swoją drugą rękę nieco powyżej stawu łokciowego, już po chwili zakładając dźwignię (ni cholery, nie umiem opisywać jak się to robi, chociaż sama znam ten chwyt... 37 sekunda klik), zmuszając mężczyznę do niewygodnego odgięcia kończyny. Zaledwie po paru sekundach pchnął go lekko do przodu, puszczając go w tym samym momencie.
Jasne, coś mogło się po drodze nie udać. Dźwignia mogła nie wyjść... jak nie wyszła, to Christopher po prostu się wyszarpał, uparcie rzucając się całym ciałem w tył. Syknął coś pod nosem z poirytowaniem, co do złudzenia przypominało słowo "bydlę".
- Za cholerę nie mogę ciebie zrozumieć, Growlithe. Gdy czegoś ewidentnie sobie nie życzę mam ci rozkazywać, że masz przestać? Od razu prać się po pysku? Czy raczej żądasz po prostu słowa "proszę"? Jeśli jesteś masochistą masz od cholery osób, które z przyjemnością coś ci połamią, ale ja do tego grona nie należę - podniósł głos, odrobinę, ale było to dość wyraźne - poza tym nie jestem cholerną zabawką. Z jednej strony twierdzisz, że mogę robić, co żywnie mi się spodoba, a z drugiej kompletnie sam sobie zaprzeczasz własnym zachowaniem. Masz ochotę na cholerną zabawę w kotka i myszkę? Podejrzewam, że znajdą się do tego tłumy chętnych.
Bokiem zaczął kierować się w stronę drzwi, ewidentnie robiąc dziwną przeplatankę, chociaż nagle zatrzymał się w miejscu, łypiąc na Wilczura spode łba.
- Dobieraj się do kogoś, gdy będziesz trzeźwy, Wilczurze, alkohol zdecydowanie odbiera ci jakiekolwiek atuty. Masz pewnie od cholery chętnych, więc pewnie bez problemu sobie kogoś znajdziesz, ale nie wydawaj rozkazów tego typu. Mało kto zareaguje na to pozytywnie - parsknął cicho - lista dostarczona, więc idę dalej zajmować się papierkową robotą.
Irytowała go to, że przy tym konkretnym wymordowanym zawsze źle układały mu się słowa na języku. Zawsze wymykało mu się jakieś sformułowanie. To było irytujące. Cholernie irytujące.

// Damn, nie wyszedł mi ten post. Taki dziwny jest. Marny. Średnio Skoczkowy.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Brak oporu ze strony Skoczka został wykorzystany praktycznie od razu, choć podświadomość tłumaczyła, że jego zachowanie było nienaturalne, a on sam powinien uważać. Przyćmiony umysł odepchnął od siebie niepokojące znaki, ustępując miejsca instynktowi i chwilowym, całkowicie przyziemnym (ludzkim?) zachciankom. W takich momentach ważniejsza okazywała się przyjemność z cudzego ciepła, niż ewentualne konsekwencje. Musnął jego usta, nie łapiąc się nawet na tym, że ciche cmoknięcie, jakie temu towarzyszyło, skomentował jedynie cieniem zadziornego uśmiechu. Moment, w którym Chris zdobył się na jakikolwiek gest, całkowicie złamał czujność przywódcy. Mężczyzna poluzował uścisk, przesuwając opuszkami palców po boku szyi blondyna, całkowicie rezygnując z trzymania rezonu. Obnażony do tego stopnia, by można mu było załamać grunt pod nogami ledwie marnym tupnięciem nogi, przechylił głowę i rozchylił usta, wysyłając jasny impuls ─ „pozwalam”. Nowa fascynacja, odrobina zabawy, jakiejś części tajemnicy, którą mógł przed nim obnażyć jedynie ten konkretny duch ─ to wszystko razem spowodowało, że czując bliskość drugiej osoby, przymknął oczy i wyłączył racjonalne myślenie. Zamruczał zadowolony... i to by było na tyle.
Dosłownie sekundę później zgiął się w pół i poczuł kwaśny posmak na podniebieniu, który całkowicie zmył wspomnienie pocałunku. Warknął automatycznie, przez pierwsze dwie sekundy nie wiedząc nawet, jak się nazywa. Jednego był tylko pewien ─ to nagłe zmienienie pozycji wykręciło mu żołądek, który podszedł aż pod samo gardło i omal nie przedarł się dalej, lądując na środku jego pokoju.
„Bydlę”.
Zrobił trzy chwiejne kroki w tył (albo w bok?) i chwycił się ręką za nadgarstek, rozmasowując to miejsce tak, jakby Chris co najmniej mu je złamał. Dość dalekie od prawdy, ale nadwyrężył na tyle, by przypomnieć białowłosemu o zwichnięciu. Do umysłu próbował dobić się jeszcze jeden sygnał, na tyle słaby, że odczytanie go nie wchodziło w grę i jednocześnie na tyle silny, by nie dać o sobie zupełnie zapomnieć. Growlithe skupił się jednak na postaci, która właśnie po raz pierwszy podniosła na niego głos. Wyprostował plecy i ramiona, jakby przyjmował te słowne ciosy, ale mimo wszystko milczał. Widać było, że próbuje skupić na nim zamglone spojrzenie, najwidoczniej wciąż niezbyt przytomny. Przytknął zaraz dłoń do boku głowy, przechylając ją nieznacznie.
„Jeśli jesteś masochistą...”
Nie wytrzymał.
Parsknął krótko, przerywając śmiech, nim ten zdążyłby się wyrwać spomiędzy szorstkich ust. Gdyby nie chęć wysłuchania go do końca, pewnie właśnie rozbrzmiałby irytująco drażliwy chichot kogoś, kogo mocno trzymała się ironia. On? Masochistą? Skąd w ogóle to stwierdzenie? Przecież nie rzucał się pod starych, spasionych wykolejeńców, rozkładając przed nimi nogi i wręczając na start nóż do podcinania żył. Zresztą, nie przypominał też sobie, by kiedykolwiek sprawiało mu radość dręczenie samego siebie. Krzywda innych bywała zabawniejsza.
„Nie jestem cholerną zabawką...”
Znowu to.
Mina momentalnie mu zrzedła, usta wykrzywiły się lekko, oczy zrobiły młynek. Otwierał już nawet paszczę, żeby wejść mu w słowo, ale został zaatakowany kolejnymi pretensjami, które skutecznie wymordowały chęć wtrącenia trzech groszy. Przynajmniej do chwili, w której nie skończy, a ta wydawała się teraz jeszcze odleglejsza, niż w rzeczywistości. Doczekanie się mety było dla niego jak chluśnięcie lodowatą wodą w środku skwierczącej, suchej, palącej w ciało pustyni.
Wreszcie.
Skończył.
Teraz jego część.
Poczekaj. ─ Wiedząc, że rozdrażnienie u Skoczka sięgnęło zenitu liczył się z tym, że ten mógłby go nie posłuchać. Tym bardziej, że nie miało to nic wspólnego z rozkazem. Zabrzmiało raczej jak mieszanka słowa i zmęczonego westchnięcia, po którym Wilczur na miękkich nogach postąpił te parę niezbędnych kroków ku sekretarzowi i chwycił go za dłoń. Na sekundę. Dosłownie moment po tym puścił go i odsunął się, unosząc ręce w obronnym geście. ─ Zostań ze mną. Nie będę cię dotykać, jeśli nie chcesz. ─ Zabawne, że brzmiało to równie ujmująco, co ulotka dotycząca zarzynania świń w rzeźni. Mężczyzna wyzbył się jednak charakterystycznego dla siebie sarkastycznego tonu, używając już raczej lekkiej nuty, która tak czy siak została nieco zakłócona przez alkohol. Nie zawsze się ma to, co się chce, co?
Uwziąłeś się na tę cholerną zabawkę. O co ci chodzi, do diabła? ─ Zmrużył oczy i zlustrował go badawczym spojrzeniem. Od stóp po czubek głowy. ─ Nie zrobiłem ci krz... ─ Syknął nagle, przesuwając palcami po pulsującej skroni. Nie bolało. Jasne, że nie. Zamiast tego cały pokój wykręcił mu się o dobre dziewięćdziesiąt stopni, budząc w organizmie nieistniejącą chorobę morską. Trwało to jakąś chwilę, nim przełknął ślinę i wznowił monolog, ponownie kierując wzrok na Chrisa. Prychnął. ─ „Sobie nie życzysz”. I tak, twierdzę, że możesz robić, co ci się podoba. ALE ─ mała iskra pojawiła się w jego oczach ─ chwilę później pokazałem ci, co się stanie, jeśli będziesz bierny. ─ Uniósł dłoń, prostując przy tym wszystkie palce. ─ Zauważ, że ja też mogę robić, co chcę. I robię. To nie tak, że lubię cię molestować. Daj spokój. O wiele lżej by mi było, gdybyś nie udawał pieprzonej dziewicy orleańskiej. Co to w ogóle miało być? Trzęsiesz się jak stado zbitych kundli. W tej sytuacji to ja wychodzę na agresora, co? I tylko dlatego, że w porównaniu do ciebie, jestem asertywny. Śmieszne. ─ Opuścił rękę i odwrócił głowę lekko na bok, hamując się przed kolejnym żachnięciem. ─ Serio sądzisz, że jak przywali się do ciebie jakiś... mmm... palant, to za słodkie oczka i urokliwe „proszę, zrób trzy kroki w tył”, cię posłucha? Gdzie ty żyłeś ostatnie parę wieków? To Desperacja, a nie środek uprzejmej krainy pełnej życzliwych książąt z bajki. I jeszcze jedno. Tłumy chętnych mnie gówno obchodzą. Chciałem poznać twoją namiętność. Nie ich.
Po tych słowach pokręcił ze zrezygnowaniem głową, jak ktoś, kto setny raz musiał tłumaczyć to samo. Bo musiał. Ilekroć trafiał na Skoczka, lądowali w środku dziwnej sytuacji, z której ani jeden, ani drugi nie był do końca zadowolony. Teraz ich relacja podłamała się i nabrała kolejnych rys, o czym pewnie o poranku Wilczur ledwo będzie pamiętać. O ile w ogóle. Nie był zresztą osobą, która przywiązywałaby do tego jakąś wagę, ale w tej chwili liczył się dla niego sam fakt, że między nimi pojawiła się bariera niemożliwa do przebicia. To dopiero drażniło.
Jesteś Psem, Chris. Moim podopiecznym. Nie zrobię ci krzywdy, jeśli nie dasz mi podstaw. Najpierw milczysz, potem nagle zadajesz cios. I jesteś wściekły. Nie. Nawet nie wściekły. To istna furia. Bo cię dotykam, osaczam, mówię jedno, robię drugie, ale sam dostaję w dekiel. Najpierw mnie delikatnie prosisz, a potem nagle policzkujesz, choć nie zrobiłem nic ponadto. Odwzajemnisz gest, a potem... ─ Kiwnął głową na miejsce, w którym stali, gdy zakładał mu dźwignię. Do teraz żołądek mu się burzył. ─ Warczysz, gdy dawno jest po fakcie. A wtedy jest już za późno. Jebać zasady dobrego wychowania. Jesteś w środku piekła. Nie ubłagasz diabła, żeby cię zostawił. Chcesz iść, to chwytasz go za rogi. Nie możesz wiecznie liczyć na to, że obejdzie się bez dosadniejszych środków. Ja pieprzę, chwieje mi się wszystko. ─ Ostatnie słowa niemalże stęknął, przykładając zdrową rękę do twarzy. Zaczął nią pocierać zmęczone czoło i rozpalone policzki, najwidoczniej łudząc się, że to wystarczy. ─ Zostań u mnie na noc. Będę się pilnował. Chcę pogadać. ─ Parsknął wreszcie. ─ W sumie nie chcę, ale bez tego cię pewnie nie poznam, więc na jedno by wyszło.

// @MG: post o wpół do czwartej? Odhaczone. Chociaż wyszedł marnie, ale pewnie w następnym się jakoś poprawię.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Christopher parsknął cicho, zaraz po tym gryząc się w język, by powstrzymać chęć przerwania wypowiedzi Wilczura. Skoro mężczyzna aż tak się produkował, trzeba było dać szansę mu skończyć. Nawet jeśli tym razem Skoczek wyglądał, jakby miał ochotę całkowicie go zignorować. W sumie, to była prawda, jednak Pudel miał pewne zasady, których się trzymał. A więc słuchał.
"chciałem poznać twoją namiętność."
...co? Blondyn mimowolnie wygiął swoje wargi w ni to kpiącym, ni ironicznym uśmiechu, co całkowicie zmieniło wygląd jego twarzy. Growlithe miał zaskakujący talent do wydobywania z niego wszystkiego, co najgorsze. No, może prawie wszystkiego. A więc w tym momencie Christopher znowu miał ochotę przerwać jego wypowiedź słowami w stylu "nie wiedziałem, że stać się na taki romantyzm i delikatność w zdaniu", ale ponownie powstrzymał się od tego siłą woli. Chociaż i tak kącik ust drgał mu subtelnie, jakby został teraz nadzwyczajnie rozbawiony.
A ponoć tylko kobiety mają zmienne nastroje. Jednak, fakt faktem stres robił dziwne rzeczy ze Skoczkiem i teraz po prostu odreagowywał wcześniejszą sytuację.
Gdy tylko wymordowany skończył mówić, mężczyzna przeczesał palcami swoją niesforną czuprynę, wydając z siebie dziwny dźwięk, będący poniekąd połączeniem pełnego zrezygnowania westchnienia i zrozpaczonego jęku. Posłał Wilczurowi specyficzne spojrzenie, bez słowa podchodząc do skrzyni, obok której spokojnie leżało potłuczone szkło. Mając niejasne przeczucie, że prędzej czy później Growlithe się pokaleczy, blondyn butem zaczął zgarniać niewielkie odłamki szkła w jakiś kąt, który wyglądał na nadzwyczajnie zakurzony. Teraz była szansa, że stopy przywódcy zostaną oszczędzone, gdy jutro wstanie ze swojego legowiska.
-Jesteś pijany - zabójcze rozpoczęcie kolejnej przemowy - więc jutrzejszego dnia prawie na pewno nie będziesz pamiętał większości rozmowy.
Szur.
Christopher zdjął koc, bacznym okiem sprawdzając, czy nadaje się jeszcze do wykorzystania jako kołdra albo prześcieradło. Albo survivalowa wersja śpiwora. Skrzywił się subtelnie, odnotowując w myślach, że musi znowu pobawić się w inżyniera i skonstruować coś nieszczęsnemu Wilczurowi. Rękoma odmierzył sobie długość i szerokość skrzyni, która służyła mężczyźnie za łóżko i krytycznie przyjrzał się pomieszczeniu. Zaskakująco dobrze ignorował osobę Growlitha, dopóki ponownie nie zdecydował się łaskawie otworzyć do niego ust.
- Wyjaśnijmy sobie jeszcze raz pewną kwestię związaną ze mną. Jak genialnie zauważyłeś, jestem Psem. Poniekąd sam mnie sprawdzałeś. Stoisz na stanowisku Wilczura, więc automatycznie powinienem traktować się z respektem. To jest konkretny powód, dla którego "zachowuję się biernie" w twoim towarzystwie. - mruknął z niejakim przekąsem - oczekujesz, że za każdym razem od razu będę rzucał się na ciebie niczym pies ze wścieklizną, bo zrobiłeś coś, co mi się nie podoba? Ja nie warczę po fakcie, tylko w krańcowym, ostatecznym momencie. Nie żyję tutaj pięć, czy też dziesięć lat. Pamiętam jeszcze czasy przed wirusem... chociaż fakt faktem nie wiem, co robiłem od momentu stania się "żywym trupem" aż do czasu sprzed dwóch lat, ale to nic nie zmienia. Żyję. Mam się całkiem dobrze. Dlatego moja kultura to moja sprawa. Skończmy ten temat, bo koniec końców nie dojdziemy do porozumienia.
Wiedział, że nerwy w dalszym ciągu go trzymały, ale przynajmniej przestał się telepać. Zacisnął zęby, podchodząc do jasnowłosego i łapiąc go za ramię, przejął część jego ciężaru, ciągnąć go w kierunku prowizorycznego łóżka. O ile udało im się tam dojść, a Growlithe nie stawiał jakiegoś nadzwyczajnego oporu, zatrzymał się przed nim i krótko powiedział "siadaj", samemu zajmując miejsce obok. Nie do końca wierzył w to, co robił, ale nie potrafił tak po prostu wyjść.
A może po prostu wiedział, że w tym wypadku jego relacje z wymordowanym będą jeszcze gorsze, a i tak wyglądało to fatalnie.
- Chwiałeś się - jedyne wytłumaczenie, zadziwiająco krótkie jak na niego.
Westchnął ciężko, przykładając chłodną dłoń do czoła mężczyzny, jakby miało to w czymś pomóc. Palcami drugiej ręki prześledził krechę widniejącą na żuchwie. Nie zwracał uwagi na to, że teraz to on naruszał przestrzeń Wilczura, bo poniekąd w ten sposób odpłacał się pięknym za nadobne.
- A podobno to ja ciągle pakuję się w kłopoty - burknął z pretensjami.
I czekał.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Wyłapał chrzęst szkła, choć w obecnej sytuacji skupiał się na czymś innym. Poniekąd przyglądał się Skoczkowi i temu co robił, ale w rzeczywistości jego priorytetem okazało się ustanie na nogach i nie wyrżnięcie się bez powodu.
„Jesteś pijany”.
Przewrócił oczami.
Czyżby?
Lekko. Na trzeźwo Desperacji nie da się zdzierżyć. I co ty robisz z tym kocem?
Przysiągłby, że przed wypowiedzeniem, to pytanie nie brzmiało tak idiotycznie, ale tak czy inaczej pewnie by padło, bo oglądanie, jak Chris mierzy skrzynię, było ostatnią rzeczą, jaką się po nim spodziewał. Aż cisnęło mu się coś na usta, ale zrezygnował z tego, głównie dlatego, że Skoczek zdążył zwrócić się do niego przodem i chwycić za ramię.
Nie to, że nie słuchał całego monologu, który był pomiędzy.
Było trudno, faktycznie. I chyba nie zapamiętał jakiejś ważnej części, bo kodował tylko to co chciał (czasami wyrzucając ze zdania ważne literki jak „nie” przed „podoba”). Dał się jednak poprowadzić, choć na polecenie ─ „siadaj” ─ miał ochotę szczeknąć ironicznie. Koniec końców ciało i tak wylądowało na twardej, drewnianej skrzyni, która przyjęła ciężar z cichym jęknięciem protestu. Growlithe niemal automatycznie odchylił się do tyłu, napierając nagimi plecami na zimną ścianę pokoju. Nie było to może coś, dzięki czemu cudownie by wytrzeźwiał, ale chłód wydobywający się z wnętrza podziemi dawał lekkie ukojenie rozpalonemu przez alkohol organizmowi. Wystarczyło zamknąć oczy i nawet dałoby się znieść ten stan bez zbędnego marudzenia i przeklinania.
„Chwiałeś się.”
Uhm.
Teraz na wszystko najpewniej odpowiedziałby „uhm”, byle dano mu święty spokój. Ciało zrobiło się o wiele cięższe, niż było w rzeczywistości. Nawet ręce przypominały ołów, choć chętnie jeszcze raz przetarłby... oho. Zmarszczył lekko brwi i uchylił powieki do połowy. Rozmazana baza plam i nachodzących na siebie kolorów wyostrzyła się dopiero po dłuższej chwili, ale jego oczy były już zwrócone ku Chrisowi. Badawcze spojrzenie nabrało rezerwy, gdy palce wymordowanego musnęły ranę na żuchwie. Odsunął się, przechylając głowę bardziej na bok, przerywając ledwie zaczęty kontakt między nimi.
Nie dotykaj, heretyku ─ mruknął pod nosem, podnosząc dłoń i przytykając końcówki palców do nieregularnego zgrubienia na szczęce. Pamiątka po uderzeniu zardzewiałymi obcęgami od tego wykolejeńca prezentowała się i tak znośniej, niż parę dni wstecz, bo ranę przysłonił ciemny skrzep krwi. Opuszki zarejestrowały jeszcze chropowatą powierzchnię strupa, nim Growlithe skrzyżował ręce na torsie i oparł głowę o ścianę. ─ O tym mówię.
Poniekąd zaczynało go to irytować, bo zakazywano mu zabawek, które w teorii były dostępne dla wszystkich. Najpierw dawano mu po łapach, a potem samemu się nimi bawiono. Nie odchodziła zresztą od niego myśl, że jeszcze chwila, a pewnie nie zareagowałby tak samo, prędzej poddając się chwili, niż rozsądkowi.
Kto tu ma nierówno pod sufitem, hm? Ja chociaż cię nie zwodzę. ─ Palce zastukały bezdźwięcznie w przedramię Wilczura, a tęczówki ponownie zniknęły za powiekami. Moment, gdy ciało przestało zmuszać się do wysiłku okazał się dla niego walką z nagłą sennością. Praktycznie czuł, jak niewidzialne łapsko próbuje zmusić go do oderwania się od rzeczywistości i tylko irracjonalna chęć do podtrzymania tej entuzjastycznej inaczej rozmowy przeważyła szalę. Ziewnął jednak, na dobrą chwilę pokazując kły, a potem zamknął paszczę i burknął coś jeszcze pod nosem, nim przeszedł łaskawie do konkretnego tematu. ─ Chciałem, żebyś został, bo ostatnio jesteś na mnie cięty.
„Ostatnio”?
W tym momencie wymordowany nie mógł sobie przypomnieć, czy ich relacja wyglądała tak zawsze, czy coś zazgrzytało dopiero na pewnym etapie znajomości. Czymkolwiek by to nie było, zaczynało drażnić. Nie bolało na tyle, by nie móc przez to spać, ale irytowało do tego stopnia, że zignorowanie średnio wchodziło w grę, tym bardziej, gdy ma się naturę osoby rozkopującej każdy temat. Na nieszczęście wielu ludzi wokół ─ Growlithe należał do tego grona i dlatego teraz bez ogródek wykładał kawę na ławę.
Nie ─ rzucił nagle, ściągając nieco brwi, jakby próbował coś sobie przypomnieć. ─ Nie liczę na to, że zaczniesz się rzucać ─ czyli jednak go słuchał ─ ale bywa, że wysyłasz cholernie mylne sygnały.
Zerknął na niego kątem oka, próbując zarejestrować istotne reakcje, o ile da się coś zarejestrować ledwie sekundę, skoro po tym znów zamknął ślepia, wmawiając sobie uparcie, że to i tak niczego nie zmienia.
Tym razem zostaniesz na noc? Pytam neutralnie, bo zaraz zwyzywasz mnie od... ─ ziewnął znowu ─ fląder i bydła. ─ Głos mu nieco przycichł, choć dało się odczuć nutę rozbawienia. ─ Do teraz się nie po... zbierałem...
Skoczek mógł jeszcze usłyszeć, jak ostatnie słowo zostaje dosłownie wymruczane, zmieniając się na końcu w cień oddechu. Zaraz po tym jego bark przyjął ciężar drugiego wymordowanego, gdy głowa Growlithe'a przechyliła się na bok, trafiając piegowatym policzkiem na jego ramię.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skoczek mruknął coś cicho pod nosem, obserwując uważnie Wilczura spod lekko zmrużonych powiek. Wyglądał, jakby usilnie próbował zrozumieć zachowanie Growlitha... albo swoje. W każdym bądź razie proces jego intensywnego myślenia został przerwany przez słowa wymordowanego, za co ten otrzymał lekko poirytowane spojrzenie. W sumie, Christopher aż do teraz nie zdawał sobie sprawy z tego, że faktycznie sam dotknął przywódcę gangu. I jeszcze wygłosił komentarz. Umknęło mu to jakoś, ale generalnie to nie pierwszy raz, gdy zdarzało mu się zrobić coś impulsywnie. Po prostu jego umysł (żyjący czasem w zupełnie innym świecie) podążał wieloma torami naraz, chwytając się różnych myśli. Istny chaos, który niezmiennie go denerwował, gdy usilnie próbował na czymś się skupić. A także cieszył, gdy w jednym momencie potrafił wyszukać parę opcji do rozwiązania problemu.
- Próbuję zrozumieć, czy faktycznie nazwałeś mnie heretykiem, czy chciałeś w potocznym języku heterykiem - mruknął z namysłem, nagle chwytając się całkowicie absurdalnej myśli - zawsze zastanawiałem się, co oznacza imię... albo przezwisko, Growlithe. Grow. Lithe. Bez sensu. Aczkolwiek Growl już tak. To chyba oznaczało warczeć.
Skoczek zamrugał oczami, zastanawiając się, czy dobrze pamięta to z języka angielskiego. Oprócz japońskiego (wymóg sytuacji) znał jeszcze tylko dwa, ale niektóre słowa powoli się zacierały. Jednak fakt faktem znowu znacząco odbiegł od tematu, a niewątpliwie zrobiłby to jeszcze bardziej, gdyby nie ugryzł się w język. Znowu zbierał się w nim bezsensowny słowotok.
Łaskawie zignorował komentarz, że ma nierówno pod sufitem (nie, żeby w głębi duszy przyznawał, że coś w tym ewidentnie musi być), krzywo jedynie spoglądając na Wilczura.
"Chciałem, żebyś został, bo ostatnio jesteś na mnie cięty".
On? Cięty? A skąd... no dobra, może odrobinkę. Tak ciut ciut.
Parsknął cicho, wyrażając tym samym dogłębnie całe swoje zdanie na ten temat.
Mylne sygnały. No tak. Tylko czemu zabrzmiało to jak rozmowa zgwałconej kobiety w sądzie, gdzie wszyscy twierdzą, że miała zbyt krótką spódniczkę?
- Growlithe - zaczął, chcąc, by teraz ten skupił się na nim - nie jestem cięty. Raczej powiedziałbym, że ty wzbudzasz bardzo dużo skrajnych emocji. Dostałem baty, dosłownie, za narażenie dumy gangu. Cudownie. Powiedzmy, że to nic. Aczkolwiek potraktowałeś mnie jak chodzący bank krwi... załóżmy, że w zadośćuczynieniu. Może być. Ale próbowałeś mnie udusić. I kazałeś się bronić. Genialnie. To już był sarkazm, jakbyś nie zauważył. I potem nagle wyskakujesz z propozycją zostania na noc. Skrajne, Grow, bardzo skrajne. Mniejsza. Przychodzę dzisiaj. Rzucasz moje nieszczęsne papiery na dół... pomijając fakt, że znam wszystkie te dane na pamięć, to już jest znowu nieprzyjemny wstęp. Naruszasz przestrzeń osobistą. W porządku, naprawdę, to jest pikuś tutaj. Ale dobieranie się już nie. I znowu rozpoczyna się kłótnia.
Zamknął się na moment, wzdychając ciężko i machając dłonią w jakimś stopującym geście.
- Ale zostawmy to na razie. Bo te kłótnie nic nie dają. Zawieszenie broni jest lepsze, może później będzie szansa na pokój - mruknął.
Wzrok Christophera ponownie skupił się na twarzy przywódcy gangu, próbując najwyraźniej coś przeanalizować, wyłapując przy tym subtelne zmiany w jego głosie. Mimo wszystko drgnął wyraźnie, zaskoczony, gdy głowa Growlitha opadła na jego ramię... to dopiero nazywa się mieć szczęście.
- Zostanę - rzucił, chociaż podejrzewał, że Wilczur i tak już go nie słyszy.
Westchnął ciężko, nie zamierzał przecież spędzić całej nocy w takiej pozycji, więc ostrożnie wstał, przytrzymując dłońmi głowę wymordowanego. Cóż, koc rozłożył w połowie na skrzyni, część swobodnie zwisała, więc od biedy będzie mógł to wykorzystać jako śpiwór. Tak czy owak ułożył łeb Growlitha na skrzyni, przekrzywiając przez to całe jego ciało, a następnie podniósł jego długie kończyny (a przynajmniej w jego opinii takie właśnie były), by również je jako tako ułożyć. Powstrzymał sadystyczną chęć, by po prostu zrzucić je z hukiem. Jak było wspomniane, przywódca gangu wzbudzał w nim najgorsze odruchy. Skoczek parsknął cicho, nie bardzo wiedząc, jak samemu się ułożyć i koniec końców przepchnął po prostu Wilczura do ściany, samemu zajmując krawędź skrzyni. Jak nie zleci za parę minut na łeb i szyję i nie skręci sobie karku, to można będzie to uznać za pozytywną próbę.
Skończyło się na to, że mówił coś bardzo cicho, bardziej sam do siebie niż do śpiącego mężczyzny. Coś o konstelacjach, ADHD i inżynierii. Jak się postara, to może nawet uda mu się zasnąć, chociaż wolał nie pozostawać aż tak bezbronnym.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

(…) Jeśli empatia działa na tej samej zasadzie co słuch, tylko zamiast dźwięków, odbiera się cudze emocje, Growlithe był emocjonalnie głuchy. Do tego stopnia, że nawet po obudzeniu się nie był w stanie odsunąć się od nieszczęsnego Christophera, bezczelnie ładując pysk nie tam, gdzie go pożądano. Usta drgnęły, chcąc otworzyć się w głośnym ziewnięciu, ale zamiast tego lekki ich ruch okazał się otarciem o materiał swetra, choć w pierwszej reakcji Growlithe wcale nie skojarzył tego z ubraniem. Wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem prosto w ramię podopiecznego, po czym z hukiem przewalił się na plecy. Dosłownie z hukiem, bo w momencie, gdy się przewalał, podniósł lewą rękę i uderzył nią w półkę, która podskoczyła wystraszona, strącając na dół parę poukładanych na niej niedbale książek. Trzy z nich spadły na „dolną” część skrzyni, uderzając o jej drewno albo nogę Growlithe'a, ale jedna upadla centralnie na jego pierś. Jęknął natychmiast marudnie, opuszczając obolałą dłoń i wymacując przedmiot. Chwycił w palce wiekową lekturę i cisnął nią gdzieś w kąt pokoju, od razu ładując łapsko na twarz. Potarł palcami zmęczone oczy, wreszcie ziewając cicho pod nosem.
Musiał odczekać naprawdę długą chwilę, nim cholernie tycia część świadomości zaczynała do niego docierać; kolejny moment, aż wreszcie się poruszył i następny, gdy podniósł się do siadu. Cały świat dosłownie się zatrzymał, oddalił, a potem znów przybliżył, uderzając go w pysk. Syknął automatycznie, wplątując palce we włosy.
KAC? ─ rzuciła ironicznie Shiva, leżąc gdzieś na dole, bo stąd dobiegał jej wredny głos. Growlithe burknął pod nosem, otwierając oczy i próbując skupić się na czymś... w sumie czymkolwiek, co było pod ręką. Ogarnął kawałek szafki, na której porozwalane były jego ciuchy, w kącie wesoło stała gitara, gdzieś tam w tle ruszały się mary, przypominając teraz falujące płomienie ognia, potem był Skoczek, jakieś szmaty, trochę szkła na podł--- wróć. Dźwięk przewijanej taśmy.
Zmarszczył nos.
Co on tutaj, do diabła, robił? W dodatku tuż obok? I to nadal w ubraniach...
Nie wierzę ─ wychrypiał ciężkim tonem, przyglądając się mu z niemałym trudem. Ciężko było coś dostrzec, gdy cały pokój pulsował w takt bólu głowy, ale Wilczur szedł w zaparte. Teraz najlepszą opcją byłoby przespanie tego wkurzającego stanu, ale koniec końców nawet to nie było mu dane. Niby już się odchylał, żeby ponownie legnąć jak wór cegieł, przykryć się i wystawić środkowy palec całemu światu. Wystarczyła jeszcze tylko tabliczka „w razie pożaru, wynieść razem z łóżkiem” i jego życie stałoby się...
Puk puk puk
… wypuścił powietrze przez zęby. Chwycił za materiał, którym był przykryty i wygramolił się ze skrzyni, całkowicie ignorując obecność Pudla. Podlazł leniwym krokiem do drzwi i otworzył je od razu natrafiając na pomarszczoną przez poparzenia twarz dziewczyny.
Wszystko już gotowe, Wilczurze ─ odparła cicho, splatając przed sobą dłonie.
Cześć, Susan ─ wymamrotał marudnie, opierając się o podniszczone drzwi. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i również się przywitała. ─ Będę za chwilę. Powiedz reszcie, że mogą już iść.
Skłoniła się lekko i odbiegła. Krok jej stóp ucięło zamknięcie drzwi. Growlithe ziewnął raz jeszcze, odwracając się przodem od Skoczka i lustrując go uważnym spojrzeniem... na ułamek sekundy. Potem podlazł do sterty ubrań leżących w rogu pokoju, pochylił się i wyciągnął pierwszy lepszy t-shirt, który od razu założył na tors.
Nie odzywał się, nie wgłębiał w temat, który mógłby się zrodzić i na pewno zrodziłby się w umyśle każdego przeciętnego Kowalskiego-san. Skoro wielka luka w pamięci aż wiała przeraźliwą pustką, wręcz dopraszając się o to, aby ją wypełnić autentycznymi informacjami, choć powinien zainteresować się tym na tyle, by chociaż dociec, czemu Chris jest u niego... czemu razem spali, przy okazji zachowując celibat... Czemu w ogóle pił i to tyle, by teraz użerać się z tępym bólem głowy i suchotą w gardle. Najgorsze było uczucie, gdy język co rusz przyklejał się do podniebienia. Jakby był obrzmiały.
Muszę się napić...
JACE!
... wody, spokojnie.

Grow uwalił się na skrzyni i zaczął ubierać buty.
W wolnej chwili zorientuj się, jak wygląda sprawa z Arthurem. Przyniesiono go wykończonego i leży w salonie. Może tobie uda się z nim dogadać ─ odezwał się wreszcie, zawiązując sznurówki. Doskonale wiedział, co mógł zobaczyć Skoczek; obraz podirytowanego faceta, z podkrążonymi oczami, w pogniecionej koszulce i z włosami sterczącymi na wszystkie strony. Nie trzeba być afrykańskim szamanem z plemienia Bonga-Bonga by zorientować się, że poprzedni dzień był dla niego porażką i ową porażkę próbował jakoś zniwelować... ─ Muszę lecieć. Później opowiem ci o ostatnich wydarzeniach z CATS.
Podniósł się i wyszedł.

// @Grow: zt
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Cóż, Christopher teoretycznie w końcu zasnął. Teoretycznie, bo znajdował się w specyficznym stanie, gdzie każde przekręcenie się Growlitha natychmiast go budziło.
Nie, żeby miał problemy z zaufaniem. A skąd. To organizm sam zastosował środek zapobiegawczy pod postacią czuwania podczas snu.
Niemniej, Skoczek w piękny sposób poleciał na łeb w stronę podłogi, gdy gwałtowniejszy ruch Wilczura zrzucił z półki książki. Z hukiem uderzył czołem o podłoże, kończąc w dziwnej pozycji. Brzuch ocierał się o podłogę, a nogi wisiały sobie u góry. Cudownie. W ów perfekcyjny sposób Pudel zwlókł się z łóżka, zachowując kamienną twarz, samym wzrokiem zakazując drugiemu mężczyźnie komentowania tej nieszczęsnej sytuacji.
Niemniej z uwagą wysłuchał słów wymordowanego, marszcząc przy tym subtelnie brwi. Imię "Arthur" coś mu mówiło, ale rano słabo kontaktował i nie był w stanie sobie przypomnieć, czy zna ów personę. Wbrew ogólnym pozorom nigdy nie był rannym ptaszkiem i teraz wyglądał jak siedem nieszczęść. Pomijając fakt, że krawędź skrzyni chyba zaprzyjaźniła się przez noc z jego obojczykiem, pozostawiając mu na pamiątkę czerwoną kreskę. Machnął więc jedynie dłonią w stronę Wilczura, przyjmując wszystko do wiadomości i zabrał się ogarnianiem papierów, które wczoraj wylądowały na podłodze.
Jak tylko ułożył je na skrzyni wyszedł, wyglądając trochę jak zombie i zastanawiając się, czy jak zastosuje szczenięce oczy to ubłaga Matyldę o zrobienie śniadania, bez oberwania przy tym patelnią.
zt
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

To było dziecinnie proste.
Zbyt proste.
Wiedział, a raczej zdążył już się zorientować, że Gavran niekoniecznie grzeszył zbyt sporą ilością inteligencji, ale nie spodziewał się, że tak łatwo odda mu numer telefonu Wilczura. Był pewien, że ciemnowłosy zażąda czegoś w zamian, co zapewne zrobiłby Shion, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji, ale zamiast tego parę słów i już miał ten numer. Doprawdy, naiwne stworzenie. No cóż, lepiej dla rudowłosego. To on na tym wyszedł lepiej, niż Gavran, który nie wiedział co właśnie stracił.
Brązowe oczy przemknęły po popękanym ekraniku telefonu, a wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Nie potrafił ani czytać, ani pisać, ale dzięki Ethanowi pamiętał doskonale każdy ruch i co trzeba zrobić, żeby wysłać wiadomość, wybrać numer czy też zapisać. I to mu w zupełności wystarczyło. Miał dobrą pamięć, od kiedy tylko pamiętał szybko łapał różne rzeczy, odpowiednio układając je sobie w głowie. Na dodatek telefon był wyposażony w funkcję rejestrowania wiadomości za pomocą mowy, a co za tym idzie – stanowił idealny sprzęt dla kogoś takiego jak Shion.
Poprawił się wygodnie na swoim dziurawym w niektórych miejscach kocu, i oparł wygodnie o ścianę. Mieszkał z Growem i Ev zaledwie parę dni, ale zdecydowanie wybierał chwile, kiedy ich nie było. Nie czuł się swobodnie mieszkając z tą dwójką i kiedy Ci układali się do snu, chłopak wyślizgiwał się, by błąkać się po korytarzach kryjówki, aby ostatecznie przysnąć pod postacią nietoperza gdzieś w ciemnej wnęce. Teraz był sam i mógł swobodnie się wyciągnąć i przy okazji podkradając jedną z bluz Growa. Było zimno, a sam nie posiadał niczego ciepłego. Ponadto naprawdę lubił zapach Wilczura, choć oczywiście nigdy nie przyzna się do tego otwarcie. Opatulony o dwa rozmiary za dużym ubraniu, naciągnął go sobie prawie pod samą szyję i schował czuprynę w kapturze, niemalże w całości znikając w materiale, z bezczelnym uśmieszkiem pisząc, a raczej nagrywając coraz to śmielsze wiadomości do mężczyzny.
Aż w którymś momencie zapadła cisza.
Minęły pierwsze minuty, które powoli przerodziły się w pół godziny, a potem godzinę. I nadal cisza. Shion zaczynał z tego powodu odczuwać istną irytację, gdyż naprawdę wkręcił się w smsowanie i wrzucanie Wilczurowi, kiedy ten zupełnie nie był świadomy tego, kto tak naprawdę do niego pisze. W takiej chwili mógł sobie pozwolić na naprawdę wiele, nie wynosząc z tego jakichkolwiek konsekwencji.
Głupiutki Shion.
- No niech cię szlag. Czego nie odpisujesz? – warknął do telefonu, jednocześnie nachylając się nad nim bardziej, stukając niecierpliwie palcami w udo.
- Cholerny Wilczur. – dodał, wysyłając kolejną wiadomość, tym razem ze zdjęciem jakiegoś głupiego psa.
- Tym razem Ci pojechałem, ohohoho. Plebsie. – mruknął nieco rozciągłym tonem, czekając na jego odpowiedź.
Ale telefon nadal milczał.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Oparł biodro o ścianę.
Był pewien, że nie potrzeba tutaj ani żadnych wyjaśnień, ani gestów, ani niczego innego, a mimo to coraz bardziej był przeświadczony o tym, że mógłby tu stać kolejne 5 minut, a Shion nadal by go nie zauważył. O wiele bardziej wolał się wściekać na milczącą komórkę, nadal w nieswoim ubraniu, niż dostrzec stojącą nieopodal sylwetkę Wilczura.
Białowłosy z uporem stalkera wpatrywał się w szczupłe ciało, praktycznie topiące się w zdecydowanie za dużej bluzie. W pierwszym odruchu go to rozczuliło. Szczeniak sporo warczał i kozaczył wypisując mu durne SMS-y, ale widząc go w tak niewinnej formie aż ciężko było się wściekać...
"... ohohohoh. Plebsie".
Zacisnął mocniej palce na swoim telefonie.
- Ekkhm - warknął pod nosem, już na siłę zwracając na siebie uwagę. I kiedy miał pewność, że Shion wreszcie skupi się na nim, a nie na molestowaniu telefonu komórkowego, powoli rozplątał ręce i zrobił pierwszy krok w jego stronę.
- Mógłbym się w końcu umyć? - Kąciki jego ust uniosły się ku górze w miłym uśmiechu, który nie dosięgnął oczu. - Skaczą pchły, co?
Podrzucił swój aparat, jakby na potwierdzenie słów, że wszystkie SMS-y bardzo dokładnie przeczytał. Od deski do deski - na nieszczęście Shiona.
Kolejny krok.
- Faktycznie masakra. Potrafię tylko szczekać... - Pokiwał głową. Komórka raz jeszcze podskoczyła i wylądowała miękko w dłoni Growlithe'a, który usunął następne parę centymetrów, jakie ich dzieliły. Na moment nawet spojrzał w górę, jakby doszukiwał się tam podpowiedzi, ale koniec końców zacisnął usta, wzruszył barkami i ponownie wbił połyskujące w półmroku tęczówki w podopiecznego. - W takim razie chyba nie masz czego się bać. Miło, nie? Może chcesz mi pokazać, jaki jesteś władczy? - Ostatni krok i znalazł się przy nim, kładąc dłoń na rudych kosmykach przykrytych przez kaptur. Pochylił się nawet odrobinę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Bo jesteś, co nie, Shion? Tak pisałeś, samcu alfa.
Zahaczył palcami o brzeg kaptura i powoli (tak powoli, że każda sekunda zdawała się być minutą) zsunął go z jego głowy, by zaraz dotknąć ręką jego włosów, po których przebiegł, mocno mierzwiąc, aż szorstka dłoń trafiła na jego kark. Opuszkami wszystkich palców musnął jego szyję.
- Hue.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

To było jak uderzenie pieprzonym obuchem w tył głowy.
Momentalnie wszystko dookoła chłopaka zatrzymało się, a on sam poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła, wywołując zawroty głowy i tańczący żołądek, który, gdyby tylko był pełny – z pewnością podzieliłby się ze światem swoją zawartością. Jak na zwolniony filmie, powoli, odwrócił się przodem w stronę mężczyzny, a trzymany przez niego telefon prześlizgnął się przez palce, upadając miękko na fotel, tuż obok uda dzieciaka. Poruszył niemo ustami, a krew z jego twarzy momentalnie odpłynęła, sprawiając, że chłopakowi było bliżej do ducha, niż żywej istoty.
To nie tak miało wszystko wyglądać.
A myślał, że jest taki cwany. Taki mądry i przebiegły. Że będzie mógł nawymyślać jasnowłosemu, samemu będąc bez jakichkolwiek konsekwencji.
- Skąd… - zaczął, ale momentalnie zamilkł widząc, jak mężczyzna robi krok w jego stronę. Jak na zawołanie jego instynkt zadziałał i przesunął tyłkiem po kocu kawałek do tyłu, chcąc zachować stosowną odległość pomiędzy nimi.
Na domiar złego uśmiech Growlithe’a nie wróżył nic dobrego. Wręcz przeciwnie, wywoływał w chłopaku poczucie paniki i zbliżającego się niebezpieczeństwa, a w konsekwencji dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa.
- To był taki żart. – jęknął cicho, ledwo słyszalnie, ale z pewnością jego słowa dotarły do wrażliwych uszu wymordowanego.
Znowu się zbliżył, a Shion znowu się odsunął. Problem był jednak taki, że już po chwili jego plecy przycisnęły się do ściany, odcinając mu drogę ucieczki. Gdy dłoń powędrowała w jego stronę, zacisnął mocniej oczy oczekując uderzenia. Zamiast tego delikatny dotyk skutecznie go ostudził, włączając czerwoną lampke ostrzegawczą, która do tej pory jedynie migała gdzieś w tyłach jego czaszki.
- Ja… muszę iść! – powiedział szybko, kiedy kaptur odsłonił jego sterczące, rude włosy. Wciągnął mocniej powietrze gdy ciepłe i szorstkie palce musnęły jego skórę. O dziwo, lubi dotyk jego dłoni. Pomimo wyczuwalnej każdej blizny, która niejednokrotnie drażniła, to i tak niejednokrotnie sam łaknął tego dotyku.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj chciał uciec. I zamierzał to uczynić. Wzrok powędrował w bok, tuż obok szczupłego biodra mężczyzny, zahaczając o wyjście. Musiał jedynie prześlizgnąć się obok mężczyzny i dać nogę. Nie powinno to być takie trudne….
TRZASK.
Drobna dłoń chłopaka trzasnęła niezbyt mocno, ale też niezbyt lekko rękę Wilczura, która spoczywala na jego karku, jednocześnie odsuwając ją od siebie. Pozbawiony jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, zerwał się na nogi i ruszył w stronę wyjścia wymijając Growa.
Ale podczas odpychania od podłoża,, stopa poślizgnęła się na kocu, zabierając Shionowi jakiekolwiek oznaki równowagi. Nim ktokolwiek mógłby coś zrobić, w czasie jednego uderzenia serca, poleciało przodu, uderzając głową o klatkę piersiową Wilczura i wpadając na niego całym sobą, jednocześnie pchając na ziemię tak, że jasnowłosy uderzył dupskiem i plecami o twarde podłoże. A Shion znalazł się na nim, w bardzo niedogodnej pozycji z przyciśniętą twarzą do jego podbrzusza.
Uniósł powoli głowę i stęknął cicho, czując, jak jego czoło i nos pulsując. Wzrok powędrował dalej, aż dotarł do twarzy jasnowłosego.
Pierwsza sekunda.
Zaczęło do niego dochodzić co się właściwie stało.
Druga sekunda.
I w jakiej pozycji się znajdują.
Trzecia sekunda.
- Hue. – uśmiechnął się złośliwie i tryumfalnie, a jego mina mówiła „no i widzisz? To jest dominacja, plebsie”.
Czwarta sekunda.
Mina mu zrzedła momentalnie. Ponownie się zerwał na nogi, przeskakując leżącego Growa i z nadzieją w oczach spoglądając w stronę wyjścia.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Nie robił tego z chęci. Prędzej z czystej złośliwości, choć do głowy faktycznie dobijały się warkliwe myśli, by zrobił z gówniarzem porządek. Niewinna zabawa? Błahe żarty? Nietrafny kawał?
Growlithe raz jeszcze zmusił usta do uśmiechu, choć tym razem przybrał on bardziej zmęczoną barwę.
- Przecież mówiłem, że jestem tuż za tobą. - Ciepło dłoni musnęło mocniej jego kark. Już prawie chwycił go jak niesfornego szczeniaka, by zaraz zadrzeć do góry i trzasnąć o szafę, ale...
TRZASK.
Mina momentalnie mu zrzedła. Shion jednym, durnym ruchem zerwał z jego twarzy przyjemną maskę kogoś, kogo dało się jeszcze udobruchać. Przeprosinami, pokorą - czymkolwiek, ale dało, gdyby usłużnie pochyliło się kark.
Shatarai wydała z siebie cichy pomruk, ledwo możliwy do wychwycenia. Było w nim jednak tyle szyderstwa, że jeszcze moment, a pewnie rozwaliłoby całą norę i zasypało ich wszystkich żywcem. Ta cholerna suka nie potrzebowała wiele, by zorientować się w sytuacji.
HULA SOBIE, CO, JACE? MOŻE POWINIENEŚ ZROBIĆ Z NIM PORZĄDEK?
Palce wymordowanego drgnęły, zaciskując się w pięść. Zdążył jeszcze tylko zacisnąć zęby... a potem niespodziewanie poczuł uderzenie prosto w pierś. Jedna z nóg automatycznie przesunęła się do tyłu, chcąc złapać jeszcze równowagę, ale but ledwie szurnął po ziemi, a Growlithe już huknął, na moment wypuszczając z płuc całe zmagazynowane powietrze.
Pazury Shatarai zaczęły się zaostrzać w czasie, w którym Growlithe wsparł się na łokciu i wsunął palce we włosy, by dotknąć dłonią obolałej czaszki. Wzrok machinalnie wlepił w Shiona.
Sekunda. Dwie.
Pulsowanie w skroni zakłuło, gdy warknął wściekle.
Jak śmiesz...
Shion jak na komendę poderwał się na równe nogi, przeskoczył przez niego i zapewne był bardzo zaskoczony, gdy coś niespodziewanie chwyciło go za kostkę i szarpnęło nią do tyłu, by ponownie przywitał podłogę z rozłożonymi ramionami. Instynkt pchnął Growlithe'a do przodu, wybił się więc wolną ręką, a potem wbił kolano prosto w lędźwie Shiona. Drugie stuknęło po jego boku, zaraz po tym Opętany mógł usłyszeć cichsze nieco buchnięcie, gdy dłoń białowłosego wylądowała tuż obok jego głowy. Palce wolnej ręki wsunęły się ponownie w jego kosmyki, lekko je mierzwiąc tylko po to, by zaraz chwycić za nie, szarpnąć do góry i... Growlithe powoli zrezygnował z tego aktu, choć dłoń nadal drżała z ekscytacji.
Shatarai prychnęła. Wtedy zrozumiał, że to nie kwestia ekscytacji, tylko zimna.
- Może teraz pogramy na moich zasadach? - Powoli zsunął ciążące na plecach dzieciaka kolano na ziemię, dając mu możliwość zaczerpnięcia głębszego wdechu. Na moment, bo zaraz potem drobne ciało Opętanego zostało siłą przewrócone na plecy. Growlithe wsunął dłonie na jego nadgarstki, wbił je w ziemię i zawisł tuż nad twarzą Shiona. Mimo pytania sprzed chwili, na jego twarzy nie było już żadnego rozbawienia. - Spójrz mi w oczy, Shion i poszczekaj jeszcze trochę. Będę mieć więcej argumentów, żeby odgryźć ci język z tej niewyparzonej gęby.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 19 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 13 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach