Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 03.02.16 20:30  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Zagotowało się w nim przyjemne ciepełko na komplement, ale zaraz skromność (wstyd? zakłopotanie?) kazała jego oczom szukać czegoś na ziemi i spięła mu mocno usta żeby ukryć uśmiech, choć nie na długo, który zaraz rozkwitł mu na twarzy szerokim wyszczerzem. Huh, SKORO TAM MÓWISZ, MONDAY, CHYBA MOGĘ CI DZIŚ UWIERZYĆ, mignęła ukryta wiadomość w tym uśmiechu, zanim potrząsnął głową pozbywając się napiętych nagłą emocją mięśni i próbując przywrócić swojemu obliczu pozory "jestem normalny", co się nie udało, bo jakby nie mógł zauważyć tego krótkiego spojrzenia Monday w jego stronę na wyjaśnienie o przezwisku? Mrugnął do niej, wcisnął ręce w kieszenie bluzy i dziarskim krokiem poprowadził ich w boczną uliczkę, myśląc o tym jak jemu dostało się przezwisko Ego, na co w klatce piersiowej poczuł narastającą ciasnotę robiącą się coraz cięższą.
- O, to zaraz tutaj - odwrócił swoją uwagę wracając myślami do towarzystwa i wskazał palcem kolejny zakręt. Robiło się coraz ciemniej, ale nikomu to nie przeszkadzało - przyjemny półmrok zaraz został przegnany przez zapalające się światła lamp dookoła. Zostawili za sobą szmer spacerniaka Promenady na rzecz eleganckiej dzielnicy.
Coś było z Mattem nie tak. Coś za wesoło mu było. Albo nażarł się dziś za dużo leków albo nie wziął ich w ogóle. Ale póki miał dobry humor, niech z niego korzysta...

*zt/x3, tutaj*
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.16 3:25  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Większość jego rówieśników oddawała się w tym miejscu zabawie, a on...wyglądał, jakby cierpiał katusze z powodu tego, że w ogóle jest zmuszony oddychać powietrzem innym niż domowym. No ale nic, trudno. Czasem życie wymagało po prostu poświęceń i tego by samemu czegoś dokonać - tak, by mieć pewność, że zostało wykonane poprawnie. Dlatego też Shintaro maszerował w tym momencie przez promenadę. Był tu z powodu Veri, która dała mu cynk na promocję środków czystości. Miał tu na nią poczekać, potem mieli się udać razem do owego sklepu. Sam Inżynier za rzadko wychodził z domu by się w ogóle w jakimkolwiek stopniu orientować w topologii miasta. Posiadanie przyjaciółki, która mogła posłużyć za przewodnika było więc wyjątkowo pomocne, tym bardziej, że widział w tym również możliwość zatrudnienia dziewczyny do roli tragarza. Skoro już bowiem wyszedł poza dom to zamierzał to w pełni spożytkować i nie ograniczać się w sprawunkach. Tym bardziej, że droga powrotna go czekała długa. W końcu nie wyobrażał sobie korzystać z tak podłego wynalazku jak "komunikacja publiczna". Na samą myśl, że miałby dobrowolnie znaleźć się w zatłoczonym autobusie, pełnym ludzi nieznanego mu pochodzenia - przyprawiała go o dreszcze. Co prawda mógłby wykonać telefon i władza podesłałaby mu jakiegoś szofera, jednakże problem był taki, że na chwilę obecną wszyscy mieli ważniejsze rzeczy do roboty niż wożenie "jaśnie pana" po M3. Stał więc w umówionym mijscu niecierpliwie spoglądając na wyświetlacz telefonu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 4:05  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Przesunęła lizakiem trzymanym w ustach i ruszyła do przodu. O tej porze, jak można było się tego spodziewać, na promenadzie wręcz kipiało od ludzi, pomimo niezbyt przyjemnej pory roku, a tym bardziej pogody. Ciemne chmury wisiały nad głowami przechodniów, ale nawet zwiastuj nieuchronnego deszczu nie zniechęcił do rodzinnych spacerów. Ylva co prawda nie miała problemu z dużymi tłumami, ale mimo wszystko o wiele lepiej czuła się w swoim własnym gronie. Ewentualnie w towarzystwie Ruuchana, z którym właściwie nigdy się nie nudziła. Zacisnęła mocniej palce na plastikowej siatce, w której niosła parę smakołyków dla jej przyjaciela oraz jego młodszego rodzeństwa, mrucząc coś pod nosem i jednocześnie starając się na nikogo nie wpaść. Ale uderzenia łokciami czy też ramionami było nieuniknione. I pomyśleć, że mogła wybrać dłuższą drogę. To nie, zachciało jej się cholernego skrótu przez cholerną promenadę.
Los bywa wyjątkowo okrutny.
Pech chciał, że rudowłosa prześlizgiwała się właśnie obok pewnego starszego jegomościa, który uznał, że zmacanie jednej czy tam paru niewiast nie będzie niczym złym. W końcu z łatwością będzie mógł zniknąć w gęstym tłumie przechodniów. Pech chciał, że jego obleśna dłoń wylądowała na pośladku Ylvy i zaczęła go pocierać. Nie przewidział jednak, że dziewczyna instynktownie odwróci się otwartą dłonią.
Pecha chciał, że mężczyzna uniknie ciosu i szybko czmychnie pomiędzy ludźmi.
Pech chciał, że cała wina spadła na Shinataro. Tak samo jak otwarta dłoń Ylvy, która trzasnęła go w lewy policzek, pozostawiając po sobie piekący ból, któremu miało parę sekund później towarzyszyć czerwony ślad.
Rudowłosa spiorunowała stojącego przed nią chłopaka, a na usta cisnęła się cała plejada przekleństw i wyzwisk.
- Ty… ty zboczeńcu przebrzydły! Wstydu nie masz? Tak w biały dzień? Przy ludziach?! Cholerny dewiancie jeden! A żebyś zdechł! – krzyknęła w jego stronę, zapowietrzając się niemal jak chomiki, które pakują do swoich ust gromady żarcia. Co za bezczelny typ. Obmacywać i to na środku ulicy. Toż to tu pełno dzieci.
- No? Masz coś do powiedzenia, zboku? Zmacać sobie chciałeś co?
Wspominałam już, że los bywa okrutny?

                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 18:50  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Stał, czekał, niecierpliwił się. W tłumie przepływających przez promenadę wypatrywał charakterystycznej, zielonej czupryny nie zwracając tym samym uwagi na innych. Przynajmniej do czasu aż nie został zmuszony przez życie do zaobserwowania tego co działo się tuż pod jego nosem. Te bowiem skuszone gwałtownością całego aktu powędrowały najpierw za dziewczyną, która się niefortunnie pośliznęła, a potem za mężczyzną który ją obłapił. Widząc to zajście Shin z grymasem obrzydzenia i zażenowania zrobił nieznacznie krok w tył. Nie zamierzał się mieszać. To mogło być dla niego niebezpieczne. Popatrzcie w końcu na tego typa... Choć wydawał się przeciętny to nie zmieniało faktu, że był dwa razy masywniejszy od Shina, który po wszystkim odprowadził typa wzrokiem. Tak dla przezorności. Jeszcze brakowało by i ten się pośliznął i wpadł przykładowo na niego. Meh, właśnie z powodu takich sytuacji wolał trzymać się swojego podwórza. Myślał o tym teraz, ignorując dziewczynę, która chwilę później zrzuciła się na niego z ręką. Szok i niedowierzanie. Przyłożył swą dłoń do pulsującego policzka. Chwilowa dezorientacja zaczęła ustępować miejsca złości. Zmarszczył bojowo czoło.
- Co się drzesz, głupia?! Chodzić nie umiesz! Do tego ślepa furiatka! - Fuknął niedowierzająco, jadowicie. - Ja to przez rękawiczke bym nie dotknął takiej! Nie patrzy pod nogi, wpada na starych niemoralnych, a potem na przypadkowych ludziach się wyżywa! To pod paragraf podchodzi! - Zrobił się niemal czerwony na twarzy od tego nastroszania się, zaraz potem delikatnie i nerwowo zaczął sunąć palcami po ferlnym policzku - Pewnie krwawię, stracę zęby i dostanę martwicy... - Nieznacznie pobladł, a w głosie dało się słychać autentyczny strach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.16 22:56  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Spojrzała na niego oburzona, czując, jak jej policzki robią się całe czerwone od złości wywołane jego bezczelnością. Co to za typ! Zboczeniec jeden.
- Nie dość, że zboczeniec, co to maca niewinne dziewczęta, to na domiar złego jeszcze obrzydły kłamczuch! – fuknęła niczym podirytowana kotka. Zmarszczyła brwi, po czym sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła telefon komórkowy. Poruszyła palcami po ekranie a następnie uniosła go na wysokość swojej twarzy i….
Pstryk
- Ha. Mam teraz twoje zdjęcie jako dowód! Zobaczysz, wszystkim powiem jakim jesteś zboczeńcem. I pójdę z tym na policje! Nie będziesz już pchał swoich łap tam, gdzie nie powinieneś! – warknęła, ale mimo to uśmiechnęła się w geście pełnym tryumfu.
- A potem się tego wypierał. Chyba, że ładnie przep—ej? – zamilkła, a szczęka niemal jej opadła, kiedy chłopak zaczął zachowywać się jakby został właśnie nawiedzony przez jakieś pozagrobowe siły.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, nawet kręcąc przy tym głową, jakby cała ta szopka, jaką nieznajomy zaczął odstawiać, była jedynie jakimś tanim przedstawieniem.
- Uspokój się. – mlasnęła zbita z tropu, wrzucając telefon do swojej torby I łapiąc się pod boki, aczkolwiek nadal się nie ruszając z miejsca.
- Żadna krew ci nie leci. Masz jedynie zaczerwieniony policzek. Zresztą, hiperbolizujesz. Żadne zęby ci nie wypadną od czegoś takiego. – przewróciła oczy, po czym ponownie sięgnęła do swojej torby, w które pogrzebała, aż wreszcie wyciągnęła małe, okrągłe lusterko. Uniosła wieczko i nakierowała lusterko na twarz chłopaka tak, żeby mógł zobaczyć swoje własne odbicie.
- Masz, sam sobie zobacz. I uspokój się, bo wydajesz się cholernie creepy w tym momencie. – zmrużyła oczy przyglądając mu się z nieukrywaną podejrzliwością. Dziwny koleś.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.03.16 13:54  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
- Kłamczuch?! - Zjeżył się. Co za oszczerstwo! Odwzajemnił oburzone spojrzenie. Co to za typiara! Furiatka jedna! Do tego rzuciła mu fleszem po oczach. Przysłonił je wierzchem dłoni krzywiąc się. Był wściekły, spojrzał na nią z pomiędzy palców mrużąc oczyma przed którymi tańczyły refleksy. Cholerny powidok. Do tego ta jej logika, słodki Jezusku. - Tak, idź na policję z randomowtym zdjęciem obcego ci człowieka i wymyślaj na jego temat. Oszczędzisz im roboty szukania cie po mieście. Taką to w kaftan tylko nim zacznie ludziom z pazurami do oczu wyskakiwać. - Agresję należało tłumić w zarodku jakimiś prochami lub poprzez odpowiedni program spotkań z jakimś terapeutą. Nie najgorszym wyjściem była również izolacja takich osobników. Najlepiej za katami lub betonowym murem, ewentualnie za jakąś permutacją tych wariantów. Nie, nie przesadzał. Tak samo, gdy po kilkunastu sekundach od uderzenia zaczął odczuwać nieprzyjemne mrowienie, jak i szczypanie. Pierwszy raz został uderzony w ten sposób więc tym bardziej nie dowierzał w to co się wydarzyło. W końcu był przyzwyczajony do tego, że obchodzono się z nim, jak z jajkiem, a tu takie coś.
- Nie wyolbrzymiam! Czuję przecież, nie gadaj więc głupot. - Uzmysławiał ją, bo to przecież on był tutaj ranny, a ta jeszcze się wymądrzała. Gdy zaś wyciągnęła lusterko przysunął się do niego coby dokładniej dostrzec woje lico. - Trochę niżej. - Zasugerował coby móc się dokładniej przyjrzeć. Bo przecież nie zamierzał ujmować w woje ręce czyjej prywatnej własności. - Mhm...masz szczecie...- Burknął, nie spuszczając wzroku ze swojego odbicia, kiedy to jego ręka w tym samym czasie sięgnęła do torby, by w wyuczonym nawyku sprawnie wyposażyć się w wilgotną chusteczkę. Przyłożył ją do lica i przetarł je. - Więc jak mi zamierzasz wynagrodzić zamach na moje życie, Furiatko? - Spojrzał na nią wilkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.16 1:45  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Ten gościu był jakiś obłąkany. Tego Ylva była pewna. Takich osobników nie powinno wypuszczać się z domu, chyba, że pod jakimś nadzorem. Albo udawał idiotę, albo rzeczywiście nim był, błąkając się w bezkresach swej chorej wyobraźni. Spojrzała na niego z niesmakiem, krzywiąc przy tym nieznacznie nos. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, zabrała mu lusterko sprzed twarzy, zamknęła i wrzuciła na powrót do swojej torby, jednocześnie krzyżując ręce na klatce piersiowej. I patrzcie go. Jeszcze stawia jakieś warunki i wymagania? Niedoczekanie.
Nie dość, że nawiedzony, to jeszcze bezczelny. – skwitowała prychając niczym rozjuszona kotka. - Jeżeli będziesz miły, to nie zgłoszę na policję twojego molestowania, panie Dewiancie. To ty tutaj zawiniłeś. Ja jedynie się broniłam. Plus od zwykłego uderzenia jeszcze nikt nie umarł. – mruknęła cicho, robiąc krok w bok, żeby uniknąć staruszka, który nadjeżdżał rowerem z jednej strony, już kilka metrów od nich dzwoniąc jak szalony, żeby uskakiwać mu z drogi.
- Nie jesteś wyjątkiem. Przeżyjesz. – dodała głosem jakiejś lekarki z serial telewizyjnego, a w jej jasnym spojrzeniu błysnęło coś dziwnego.
A skoro z ciebie taka ciapa, to po co wychodziłeś z domu o tej porze? I w takie miejsce? Co, internetowe pornolki nie starczyły i musiałeś inaczej posilić swoją wyobraźnię? – pokręciła głową ze zrezygnowaniem. - Ja nie wiem co z tego pokolenia teraz rośnie. Wszyscy jesteście tacy sami. Ale z drugiej strony hormony wam buzują, więc mogę wybaczyć ci ten wybryk. Poznaj moją łaskę. Ale pamiętaj, że nie każda dziewczyna będzie taka wspaniałomyślna, żeby wybaczyć ci twoje narwane łapska, które pchają się tam, gdzie nie powinny.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.16 0:10  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Czy był obłąkany? To trochę za dużo powiedziane. Co prawda miał z sobą pewne problemy, lecz był w pełni poczytalny. Nawet zdawał sobie sprawę ze swoich dziwactw. Był świadomy tego, jak mogą być odbierane przez innych. Momentami naprawdę nienawidził siebie za ich posiadanie, tak, jak wtedy gdy odwiedziła go Veri. Przez nie wszytko się skomplikowało. Nawet teraz gdzieś w nim pobrzmiewało echo poczucia winy związane z tym całym felernym zajściem. Jednak w jego mniemaniu reakcja dziewczyny przed nim była dziwna. Sama nastawia lusterko, a potem niczym spłoszony kot je zabiera! Jakie to niegrzeczne.
- Nie dość, że awanturniczka to jeszcze niezdecydowana. - Odbił piłeczkę ściągając bojowniczko brwi, kiedy to zsunął wilgotną chusteczkę ze swojego polika. Złożył ją w pół i tak jeszcze kilkukrotnie aż do uzyskania zgrabnego prostokątu. Potem zaczął rozglądać się za śmietnikiem mimochodem przysłuchując się wywodom prostaczki stojącej przed nim. Prychnął pogardliwie.
- Właśnie z takich powodów wolę korzystać ze sklepów z możliwością dostawy. - Wymamrotał bardziej do siebie, patrząc jednocześnie na śmietnik znajdujący się po równoległej stronie chodnika. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na Ylvę. Już właściwie nie był zły tylko zażenowany jej słowotokiem. Spojrzał na nią więc z lekkim politowaniem. - Nawet mi ciebie trochę żal. Być niewolnicą podświadomych reakcji, które bezwiednie się wykonuje pod wpływem silniejszych emocji, niczym zwierze musi być smutne, a ty je jeszcze podsycasz czymś tak bezwartościowym poznawczo jak przeczuciem. Coś ci się wydaje i bierzesz to za pewnik nie dopuszczając innej możliwości. Dokonujesz osądu posiadając zaledwie skrawek niezweryfikowanej pod kątem wartości informacji. Żeby ci to zobrazować, jak bezsensowne są twoje działania, wyobraź sobie człowieka widzącego w pływającego pod wodą innego człowieka i na tej podstawie stwierdzającego, że ludzie to ryby. Albo sfrustrowanego lekarza odsyłającego umierającą pacjentkę do domu bo ma tak samo na imię jak jego znienawidzona sąsiadka. Albo popularną rozrywkę dla ameb w której jedna osoba szturcha anonimowo drugą w ramie i zgrywając głupa zrzucając winę na trzecią dostającą w prezencie łatkę wroga. Jakoś nie trudno mi sobie wyobrazić ciebie okładającą z tego powodu niewinnych w klasie. Ich też straszysz policją? Chociaż, nie, właściwie nie chcę wiedzieć i tak posiadam już nadmiar rakogennej wiedzy na twój temat. Te całe uogólnianie, którego się łapiesz gdy tylko dostajesz informację z zewnątrz sprzeczną z twoją własną...Nawet nie muszę wiedzieć więcej by sklasyfikować twój typ osobowości - Prychnął niedowierzająco - Kim są bowiem twoi wszyscy? Hm? Wymień mi chociaż dziesięciu albo nie, pójdę ci na rękę - chociaż pięciu "wszystkich" pamiętając, że "wszystkich" w samym M3 jest dziewiętnaście milionów. - Na jego czole pojawiła się zmarszczka przez którą wyglądał, jakby napadła go ostra migrena. Miał ochotę aż pomasować skroń, lecz nie mógł, gdyż ciągle trzymał w ręce złożoną wilgotną chusteczkę. Przez kontakt z nią jego palce marzły bardziej niż powinny. Nie mógł jednak jej wyrzucić bo był w takcie rozmowy. Życie takie trudne. - To słowo powinno zostać oficjalnie usunięte ze słownika bo niepoprawność jego stosowania przez takich ludzi, jak ty, przyprawia o ból głowy. Nawet statystycy nie stosują tego zwrotu w tak barbarzyński sposób, a zdecydowanie mają ku temu więcej powodów. - skończył wzdychając bezradnie. Wszytko to wypluł z siebie ciurkiem z wyczuwalnym protekcjonalnym tonem, jednak nie oskarżycielskim czy też nerwowym. Przypominał on raczej kazanie. Ylva w jego oczach jawiła się bowiem jako jakieś nieporadne zwierzę, chomik czy coś, miotane instynktami. Nie była to obelga, a stwierdzenie pewnego stanu rzeczy. M3 było bowiem niczym terrarium w którym takie istoty się lęgły niczym króliki. Shin się jednak nie utożsamiał z ta społecznością. Z powodu ojca zawsze przyglądał się z boku temu...wszystkiemu, przez co podświadomie wywyższał się ponad innych. Był to defekt wychowawczy, którego prawdopodobnie nie dało się już naprostować w jakikolwiek sposób. Prawdopodobnie.
Mimochodem inżynier w myślach dumał nad możliwościami, które mogą zaistnieć po jego wywodzie. Bezczelnie, leniwym spojrzeniem rozglądał się po okolicy w poszukiwaniu kamer, starając się ułożyć scenariusz na wypadek kiedy to dziewczę rzeczywiście postanowi wezwać jakieś służby. Będzie to upierdliwe, lecz był pewien, że będzie w stanie dowieść swojej niewinności. Tylko pytanie brzmiało czy było to warte jego czasu i całego zamieszania? Zapewne musiałby się udać na komisariat i spędzić w poczekalni wiele godzin. Nawet nie chciał sobie wyobrażać tego, że mógł siedzieć na tym samym krześle co jakiś pijak. Za dobrze wiedział, jaki wpływ na organizm ma alkohol i jak upośledza układ nerwowy przyczyniając się nieraz nawet do niekontrolowanych opróżnień. Miał zbyt dużą wiedzę dotyczącą procesów zachodzących w ludzkim organizmie. To nie było miejsce dla niego. Jeśli wiec dziewczę dalej upierało się przy swoim miał w zanadrzu bardzo proste i prymitywne rozwiązanie dotyczące rozwiązania całego tego nieporozumienia...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 21:32  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Wpatrywała się w niego przez niewygodnie dłużącą się chwilę, aż wreszcie złapawszy się za brzuch parsknęła niekontrolowanym śmiechem, jakby ktoś właśnie opowiedział naprawdę dobry żart. I kiedy zdawało się, że na śmiechu dziewczyna pozostanie, wreszcie uspokoiła się i przetarła wierzchem dłoni kącik oka, zmazując wyimaginowaną łzę. Nie wierzyła. Po prostu nie wierzyła.
- Ty tak na serio? – I chociaż padło pytanie, to nie oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi.
- W dupie byłeś I gówno widziałeś. I nawet, jeśli dopiero wypełzłeś z dupy, to nadal gówno wiesz. Wydaje ci się, że jesteś ponad to? Ponad ludzi? Ponad mnie? Żałosne. W tym momencie to ty zachowujesz się jak prostak, który nie jest w stanie udźwignąć nawet cząstki prawdziwego życia. I do tego hipokrytą. Zarzucasz mi coś, co właśnie sam robisz. Dzięki temu czujesz się lepiej? To twój sposób na zatuszowanie problemów, jakie masz sam ze sobą, co? W przeciwieństwie, to mi ciebie jest żal.. Bo nie znasz życia i bazujesz na tym, co sobie sam dopowiesz, nie starając się nawet doszukać prawdy. Twoje przykłady są tak debilne, że mój młodszy brat ma o wiele ciekawszy i obszerniejszy tok myślenia. Człowiek pod wodą to człowiek i z daleka widać, że nie jest rybą. Lekarz nie odeśle umierającej pacjentki do domu, bo wiąże go przysięga Hipokratesa, nawet, jeśli bardzo nienawidzi tej kobiety. A głupie programy są wyreżyserowane tak, żeby bawić tuszę. I kto z naszej dwójki ma bardziej ograniczone horyzonty? – usta wygięły się w drwiącym i kpiarskim uśmiechu. Po złości czy też irytacji nie było nawet śladu, zamiast tego jej oblicze zdobiło czyste politowanie dla tego człowieka. Był smutnym, szarym chłopcem z manią wyższości, a tak naprawdę nie reprezentował sobą niczego nadzwyczajnego. Jeden z wielu. Kolejna pusta kartka.
- To nie ja jestem niewolnicą systemu, a ty. Ale być może kiedyś to zrozumiesz, kiedy porządnie dostaniesz po dupie. A dostaniesz na pewno. Prędzej czy później, pasikoniku. Siedź sobie ze swoimi klapkami na oczach i uważaj się za króla tego świata, takiego inteligentnego i bystrego, choć wciąż to wszystko pozostaje w twojej głowie. Jednak wyjdź z niej czasami, rozwiej wyobraźnię i fantazję i skonfrontuj się z rzeczywistością, nim ta pierdolnie w ciebie ze zdwojoną siłą. Bo wtedy będzie bolało. Porządnie. – mruknęła drapieżnie, po czym nawet nie kwapiąc się na jakiekolwiek pożegnanie, wszakże chłopak w jej oczach nie był nawet tego wart, wmieszała się w tłum, kontynuując swoją wycieczkę. Z dala od niego, tracąc totalne zainteresowanie jego osobą. Tak jak wspominała wcześniej, dla niej był jednym z wielu szarych ludzi, o których nie pamięta się już następnego dnia.

|| zt ||
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 16:48  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Jej słowa jedynie potwierdziły jego opinię odnośnie dziewczyny. Ekspresyjna, wulgarna...Jej słowa nie posiadały żadnej wartości, nie kryła się w nich żadna sensowna argumentacja mogąca przechylić szalę na jej korzyść. Ot - coś było sprzeczne, nie potrafiła odpowiednio wybronić swej racji więc zalała falą bezpodstawnej krytyki, odnosząc się do niematerialnych wartości, które jej subiektywnym zdaniem przedstawiała. To nie typ człowieka z którym się dyskutuje...
Gdy zniknęła mu z linii wzroku westchnął tylko pod nosem, ciesząc się, że to koniec. I zajął się prawami wyższej wagi - bo swoimi.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.16 14:18  •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
Ciemnowłosa należała do tego typu osób, które nie lubiły tłumów i jak mogły nie oddalały się od swojej bezpiecznej oazy. W przypadku Ladi, od kwatery S.SPEC. Ludzie w jednostce przeważnie byli jej znani, zresztą traktowała ich nieco inaczej. Siedzieli w tej samej branży, w tym samym, ciężkim bagnie i każdy wiedział jak jest. Wiedzieli co robią i po co to robią. Można by powiedzieć, że w pewnym sensie byli jak rodzina. Chłodna i bardzo wymagająca, ale wciąż rodzina. Zwłaszcza w oddziałach, przeważnie byli już zżyci i znali się jak mało kto. Wiedzieli wzajemnie jakie są mocne i słabe strony, uzupełniali się. Za to tłumy obcych dla niej osób, były mało przyjemne. Każdy się gapił, komentował, oceniał, wtykał nos w nie swoje sprawy. Panna Ferguson jednak dla swojej przyrodniej, młodszej siostry była wstanie zrobić naprawdę wiele. Proszę spojrzeć, wyszła na przepustkę, na miasto. Miała w planie nawet ubrać się jak człowiek, a nie żołnierz, ale odkryła, że tak naprawdę nie posiada innych rzeczy, niż tylko szarobure koszulki, bokserki do trenowania i spodnie taktyczne albo jakieś inne przystosowane do treningów. Zdecydowanie w najbliższym czasie będzie trzeba to nadrobić. Ladie podejrzewała, że o wiele lepiej czułaby się w dużych skupiskach ludzi, jakby chociaż trochę wmieszała się w otoczenie i tłum. Jednak jeszcze się o tym nie przekona.
Wybyła z jednostki i podążyła w stronę umówionego miejsca. Nie rozumiała dlaczego, nie mogą się spotkać gdzieś w obiekcie należącym do S.SPEC. Zwłaszcza, że i Chanellka należała do tej zacnej organizacji. I nawet nie miała pojęcia jak się z tego Mad cieszyła, to znacznie ułatwiało sprawę i współpracę z osobami bardziej statycznymi. Chociaż, ta jej upartość wyciągania Lad do miasta, wkurzała ją niemiłosiernie. Jakby jeszcze był w tym jakiś sens i cel. Nadąsana, nieco rozgniewana kobieta zbliżała się do umówionego miejsca. Obserwowała okolicę i jak na złość, tej małej marudny jeszcze nie było. No świetnie, jeszcze będzie musiała tu sterczeć jak słup soli. Podeszła do pierwszej lepszej, wolnej ławki i klapnęła na nią ciężko. Westchnęła i no co miała poradzić? Czekała, w międzyczasie obserwowała ludzi, zawsze lepiej być czujnym i ostrożnym. Minuty mijały, pani żołnierz co chwilę zerkała na zegarek i się już nieco niecierpliwiła. Była przyzwyczajona, że wszystko ma swój czas, że wszystko jest ustalone i dopracowane co do minuty, a tuuu takie coś.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Promenada - Page 7 Empty Re: Promenada
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach