Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 26.04.17 23:51  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
......Ostatnimi czasy Chris miał strasznego pecha, jeśli chodziło o przeciwników do walki wręcz. Jinx był w sporej mierze zobojętniały na ból, co w trakcie walki było dość nieprzyjemnym odkryciem, a najwyraźniej Hemofilia również nie odczuwała go tak, jak powinna . Gdyby sekretarz wcześniej o tym wiedział, niewątpliwie jego taktyka wyglądałaby nieco inaczej. Został jednak nieprzyjemnie zaskoczony i słysząc trzask łamanej kości drgnął nerwowo. Nie planował tego. Póki co kontrolował siebie i swój strach na tyle, by uważać na sojuszników, nie chciał przecież zadać im większych obrażeń. Jednak po prostu brakowało mu czasu na reakcję, a działania pitbulla całkowicie zaburzyły mu dotychczasową ocenę sytuacji. Ledwo zdążył się zorientować, że górna kończyna Leather starczy pod dziwnym kątem, by zaraz potem poczuć, jak jej szczęki zaciskają się w zagłębieniu jego szyi (planowała ramię, ale najwyraźniej Pudel okazał się zbyt ruchliwy i jakby nie było... niższy). Ból nie od razu dotarł do nieco otępiałego umysłu sekretarza. Czuł się ogłuszony, w dodatku strasznie ciężko szło mu oddychanie. Nagromadzony w kasynie dym drażnił płuca, a także przełyk, wywołując w nim chęć kasłania. Z wewnętrznego otępienia ocknął się dopiero wtedy, gdy Hemofilia szarpnęła zębami, wyrywając mu płat mięśnia ze złączenia barku i szyi. Chris mimowolnie krzyknął, a raczej próbował krzyknąć. Nie spodziewał się, że ma aż tak suche gardło, przez co wydany przez niego odgłos był niewyraźny. Wektorowe strzały przeszyły jego ciało, bezceremonialnie pustosząc mięśnie oraz nerwy. Przewrócił białkami oczu niczym spłoszony koń, przegryzł sobie dolną wargę do krwi, wariując niczym wypędzona z tabunu kobyła.
Miał dość.
Zdecydowanie miał dość.
Szarpnął się, by znaleźć się jak najdalej od Hemofilii i obrócił w jej kierunku. Wyszczerzył zęby w nieprzyjemnym grymasie, chociaż w jego ślepiach czaił się strach. A także złość. Na wszystko, na wszystkich. Na dym, na budynek, na Psy, na członków kasyna, na podłogę, na siebie, na powietrze też. Na Hemofilię i na Wilczura, który ją odciągnął. Irracjonalny gniew podszyty paniką, bo Pudel był tchórzem i nigdy tego nie ukrywał, za to zawsze starał się z tym walczyć. Jednak tchórze miały tę cechę, że bez możliwości ucieczki stawały się śmiertelnym zagrożeniem. Przynajmniej teoretycznie, bo sekretarz nie miał nawet ułamka sekundy na to, by spróbować wyżyć się na pitbullu. Zresztą, pewnie szybko opanowałby się ponownie, jednak nawet na to nie miał okazji. Szarpnięcie skutecznie pozbawiło go jakiejkolwiek szansy do zrobienia czegokolwiek i posłało na posadzkę.
Chris wyrżnął tyłem głowy o ziemię. Porządnie go zamroczyło, przez chwilę miał wrażenie, że mroczki przed oczami zamienią się w ostateczną ciemność, ale udało mu się utrzymać jako taką świadomość. Czego zresztą szybko pożałował, bo w błyskawicznym tempie powrócił cały ból, teraz znacznie zwielokrotniony.
- Cholera - jęknął cicho i to chyba było największe przekleństwo, jakie wyszło przez ostatnie cztery lata z jego ust. - Podwyżka.
Dużo więcej nie zdążył powiedzieć, ponieważ Kirin najwyraźniej postanowił dość bezpośrednio przypomnieć oszołomionemu blondynowi o swojej obecności. Sekretarz nie od razu zorientował się, co dokładnie planuje Żyrafa i początkowo nie stawiał specjalnego oporu, nie licząc nerwowego kręcenia się. Nie bardzo miał na to siłę, chociaż ewidentnie nie zamierzał dać się zeżreć. Do większego działania jednak był gotowy dopiero po dłuższej chwili, a w międzyczasie Doberman zdążył upatrzyć sobie już miejsce, gdzie ostatecznie wbije swoje paznokcie. Gdy do zamroczonego umysłu Pudla dotarła informacja, co najprawdopodobniej planuje zrobić Kirin...
Już myślał, że nie będzie w stanie bardziej panikować.
| Ból odszedł na chwilę w zapomnienie, gdy organizm Chrisa po raz kolejny próbował zmobilizować się do obrony. Chociaż reagował z pewnym opóźnieniem, to jednak myśli oczyściły się delikatnie, umożliwiając mu coś na wzór działania. Krew wypływała ze zranionego miejsca, szyja i bark promieniowały gorącem, jednak mózg sekretarza odrzucał informację o odniesionych obrażeniach. Miał niewielkie pole manewru, ale nie chciał tak po po prostu poddać się i odpuścić. Nie miał zamiaru liczyć na czyjś ratunek, tym bardziej, że nie miał bladego pojęcia, co działo się w Kasynie. Miał wolne ręce. Ruchomość jednej była ograniczona. Jednak druga była w miarę sprawna, co zamierzał wykorzystać Black. Zanim zdążył się zastanowić porządnie nad swoim ruchem, jego wolna (hmh, nieranna) dłoń wystrzeliła do przodu w stronę szyi Dobermana. Uderzył w konkretny punkt, środkowe miejsce mięśnia mostkowo-obojczykowo-sutkowego (żeby zobrazować, to ten punkt trzeci - klik). Nawet lekkie uderzenie w ten punkt powodowało ostry ból głowy, w wypadku mocniejszego - utratę przytomności. Jeszcze mocniej - utrata oddechu, a możliwy był nawet zgon. Chris nie chciał posunąć się aż tak daleko. Dozował siłę, ale był zdecydowanie mniej delikatny niż wcześniej. Miał dość ostrożnego obchodzenia się z sojusznikami, bo za każdym razem obrywał wtedy jeszcze mocniej. Był jednak oszołomiony, stąd brak pewności co do użytej siły. Chciał się po prostu obronić, więc następnie próbował trafić tę samą ręką w gardło Dobermana, by zmusić go do uniesienia się, a więc też do odblokowania części jego ciała. Niechcże się chociaż rozkaszle. Nie chciał dać się ogłuszyć. Nie chciał, żeby Kirin wyrwał mu serce, więc w sumie robił, co mógł. Nie był w stanie myśleć w pełni trzeźwo, ale nagle poczuł, jak ciężar wymordowanego znika. Ślepia Chrisa uniosły się nieco wyżej, by objąć sylwetkę Fenrira, bo po czym Pudel niezdarnie przekręcił się na brzuch i próbował podźwignąć na nogi. Kręciło mu się w głowie, trząsł się cały, a w dodatku zaczął kaszleć. Ćmiący ból głowy wysunął się na pierwsze miejsce, chociaż ból barku oraz szyi zaczynał dochodzić do głosu. O ranach odniesionych przez wektorowe strzały wolał nie myśleć. Chwiał się cały, niezdolny do ogarnięcia sytuacji w kasynie i w gruncie rzeczy dopiero teraz zaczęło docierać do niego, że nie dość, iż Kasyno się pali... to dodatkowo sufit zaczął walić im się na głowę. Cóż, Skoczek próbował dokuśtykać do wyjścia, ale bez pomocy raczej jego szanse przedstawiały się marnie...
Nawet nie zarejestrował, że w końcu ktoś mu pomógł.

| tak jak poprzednio, czas niedokonany.
Użyte umiejętności identycznie jak wcześniej.
Obrażenia: oderwany płat mięśnia ze złączenia szyi i barku, część tułowia/ramienia rozerwana przez wektorowe strzały, guz z tyłu głowy, rozdrapana przez paznokcie klatka piersiowa | Chris jest oszołomiony, ma problemy z równowagą i koncentracją, podrażnione gardło, opóźniona reakcja na bodźce z zewnątrz

Podsumowanie:
X Chris ma problem z ogarnięciem sytuacji. Otrzeźwia go ugryzienie Hemofilii i zaczyna panikować.
X Pudel zaczyna się złościć, próbuje ustawić się przodem do Hem. Strch miesza się z gniewem, ale zanim zaczyna coś działać, zostaje powalony na posadzkę.
X Chris uderza tyłem głowy o ziemię. Ma mroczki przed oczami, odczuwa ból. Reaguje na działania Kirina dopiero, gdy ten zaczyna drapać jego klatkę piersiową. Próbuje się obronić i oddalić od siebie Dobermana.
X Następnie niezdarnie gramoli się na nogi i próbuje opuścić kasyno. Słabo kontaktuje ze światem.

W razie pytań albo braku ścisłości - pw. Może coś przegapiłam/źle zrozumiałam.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.17 19:31  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nie tak wyobrażał sobie skutki podjętego przez siebie ryzyka.
Na ten jeden moment zdjął żelazne spojrzenie z twarzy anielicy i pognał nim po całej długości kasyna, obserwując jak szczelina, którą wywołał, rozchodzi się rozgałęzieniami wzdłuż pomieszczenia, niemalże przedzielając cały budynek na dwie połowy. Zajście najprawdopodobniej trwało zaledwie kilka sekund, jednak Sullivan miał wrażenie, że obserwował każdą kolejną odnogę w wyrwie w zwolnionym tempie. Absolutnie nie spodziewał się ogromu mocy znalezionego przed tygodniami artefaktu i byłby porwał się na uśmiech i pochwałę dla samego siebie, że podobne cacko posiadał we własnym asortymencie, gdyby myśli nie zajmowała mu najzwyklejsza w świecie trwoga, gdy zasłyszał pierwszy, niepokojący trzask sufitu zbliżającego się ku upadkowi.
W pierwszej sekundzie chciał jak najszybciej zabrać nogi za pas i stanąć na przeciw przeznaczeniu, które chciało zrobić z niego płaski, niezbyt urodziwy placek, gdy nie minęła chwila, a zorientował się, że nieświadomie wyprzedził los o krok. Dematerializacja wciąż trzymała się jego ciała, więc czuł się bezpiecznie, jakkolwiek bezpiecznie można się czuć w ogarniętym płomieniami i powszechnym chaosem budynku wroga. Trudno powiedzieć o czuciu jakiejkolwiek ulgi z tego tytułu, ale przynajmniej nie musiał martwić się o własne życie jeszcze przez kilka dobrych, błogich minut.
Podrzucił sztylet w dłoni, na nowo zmieniając go w małą, skromnie wyciosaną monetę z czarnego metalu. Wsunął ją do kieszeni, uznając, że tak, jak potrafił już tańczyć z ogniem, tak rzeźbienie w skałach i gruncie zajmie mu jeszcze trochę czasu. Nie zamierzał więcej ryzykować.
W zasadzie nie pozostawało mu nic innego, jak przeczekanie, aż reszta Psów się wycofa. Co prawda mógł swobodnie przechodzić przez ciała własnych kolegów z branży, jednak wolał przeczekać aż przy wejściu zrobi się mniejszy ruch – o ile jakikolwiek w końcu się zrobi – by niepotrzebnie nie zwalniać innym kroku. Nie każdy mógł wiedzieć, że Chart przenika przez obiekty, a akurat pałętała mu się optymistyczna myśl, że ci nieuświadomieni mogliby nie chcieć go tratować i bezsensownie przy nim hamować. Jemu i tak było bez różnicy czy wyjdzie z budynku, który jeszcze jako tako stał… czy spod jego zgliszczy.
Sytuacja zmieniłaby się, gdyby uziemionej w powstałej wnęce anielicy jakimś cudem udało się wyswobodzić z pułapki, którą jej zafundował, skazując tym samym na zmiażdżenie pod sufitem jej własnego miejsca pracy czy życia. Gdyby faktycznie podobne okoliczności miały miejsce, nie patyczkowałby się, a najzwyczajniej w świecie do niej podszedł i korzystając z ostatnich chwil cisnął ogniem prosto w twarz. Nie dzieliłby ich choćby metr, byleby zafundować kobiecie pewną śmierć. Nie ma takiego uciekania. Jeżeli skrzydlatej faktycznie przyświecałyby szansę uwolnienia się, żar, który spłynąłby tuż po jej policzkach, ustach, oczach… z pewnością zatrzymałby ją w walącym się budynku na dłużej.
Jeżeli jednak anielica sama w sobie nie wykazywałaby żadnych szans na ucieczkę z walącego się kasyna, po prostu zostawiłby ją, by sama zmarła pod jego gruzami.
Końcowe działania Ailena byłyby niezmienne w obu przypadkach: wyjście na zewnątrz, poza obręb kasyna.


Moc:
» pirokineza: 2/3*
» dematerializacja: 2/2
» geokineza: 1/3**

* w przypadku, gdyby anielicy udało się wyciągnąć nogę z pułapki i pognać ku wyjściu.
** artefakt został schowany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.17 6:03  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Zaatakowała, co od razu wywołało reakcję u Wilczura. Czuł się zmęczony przez wykorzystywanie artefaktów, w porównaniu do Hemofilii, która ledwo swój aktywowała – znał jednak zakres swojej siły. Mógł więc stwierdzić, że mięśnie wciąż napinały się tak, jak chciał, a nogi nie drżały od zbytniego wysiłku. Skoncentrował się na wysokości, mniej więcej, podstawy jej szyi, w okolicy górnej części klatki piersiowej, pozwalając tym samym wizji peryferyjnej rejestrować ogólny obraz tego, co robi przeciwnik.
Skupiony na całokształcie, a nie wyznaczonej części, nadzorował jej ruchy na bieżąco, dlatego kiedy pierwsza z wektorowych strzał wystrzeliła, czarną smugą przecinając powietrze, dłoń Wilczura poruszyła się. Szarpnął się, jakby chciał odepchnąć od siebie „pociski” - w rzeczywistości zmaterializował kilka mar. Niewielkich, nie mających konkretnych, zwierzęcych postaci. Ich rolą było nie tyle zaatakować Hemofilię (lub kogokolwiek innego) co obrona właściciela – w chwili, w której czarnowłosa użyła mocy, Grow aktywował swoją, śląc czarne mary wprost w ataki, co miało zadziałać jak swoisty, jednorazowy neutralizator.
Niekształtne masy dosłownie rzuciły się przed siebie z zamiarem zasłonięcia Wilczura.
Trzask.
Słyszał ten nierówny dźwięk pękających konstrukcji, cichy zgrzyt ocierających się o siebie kawałków sklepienia. Nie było czasu na cackanie z podopieczną, którą w obecnej sytuacji najchętniej by tu zostawił.
Ale, oczywiście, nie była sobą i tylko ten argument pokusił go o mało racjonalną chęć ocalenia i siebie, i jej.
Chaos wokół mącił zmysły, ale Grow działał intuicyjne, nie rozumowo. Czarna obręcz na nadgarstku zacieśniła się, już ściśle przylegając do skóry – postarał się jednak o kreację nowej mary, która charcząc i powarkując zaczęła wyślizgiwać się spod jednego ze stołów. Druga wilczyca była mniejsza od swojej poprzedniczki, ale masywniejsza. Jej łeb poruszył się, gdy zamaszystym ruchem machnęła pyskiem, rozglądając się na boki.
Broniła właściciela, na ten czas będąc jego oczyma, gdy sam oparł palce o dolną wargę i gwizdnął, przebijając się tym ponad wrzaski i odgłosy walki.
ODWRÓT.
Zdążył jeszcze nabrać ponownie powietrza do płuc, gdy nagle przed oczami dostrzegł eksplozję wszystkich odcieni bieli. Warknął, cofając się o krok dla zachowania równowagi. Jedna ze strzał Lokiego go dosięgnęła. Do cholery.
Chciał być delikatny, ale w obecnych warunkach była to najwidoczniej najgorsza z możliwych opcji. Ból sprawił, że zacisnął zęby, tłamsząc w sobie warkot. Kilka kropel krwi i tak splamiło brudną podłogę, nim nie zakrył dłonią rannego miejsca.
Wilczyca tuż obok niego charknęła, ale szybko odwróciła łeb, by zająć się ewentualnym zagrożeniem w postaci mar Marceliny czy jednego z jej pomocników. Grow z kolei przestał się ruszać tak gwałtownie jak wcześniej, nie chcąc pozwolić na poszerzenie obrażenia – poczekał, aż Hemofilia, z tym swoim nieziemskim uśmiechem, uniesie sprawną rękę i zaatakuje.
Kiedy dopadła do niego i znalazła się wystarczająco blisko, gwałtownie odchylił się do tyłu, zbijając lewą ręką cios przeciwniczki do wewnątrz, starając się chwycić jej nadgarstek. Palce Wilczura zaczepić się miały o przegub czarnowłosej, a potem z całą siłą szarpnąć do siebie – tak, by wyprostować rękę.
Puszczając kij z głośnym uderzeniem drewna o deski, przesunął lewą stopę przed nogi Hemofilii i dostawił swoją prawą do jej prawej, tym samym robiąc ćwierć obrotu w prawo. Otarł się dzięki temu lewym bokiem o „przeciwniczkę”, unosząc nagle ramię, by objąć ją za szyję u przycisnąć plecy kobiety do swojej piersi, jednocześnie wykręcając pochwycony nadgarstek do tyłu, napierając bezlitośnie na jej staw.
Nie czuła bólu, wiedział o tym, dlatego postarał się o założenie dźwigni, obracając Hemofilię tyłem do siebie, w tym samym momencie przyciskając drugie ramie do jej gardła, jak najbardziej wciskając je pod jej brodę. Mogła go ugryźć – jak zawsze zresztą – dlatego nie wahałby się ze wzmocnieniem chwytu, by mocniej naprzeć na jej przełyk lub staw.
Spokojnie – wychrypiał do jej ucha, ale o spokój było tu ciężko.
Nie czekając na jej reakcję pchnął ją do przodu, robiąc pierwszy z kroków tuż za nią. Był gotów wytaszczyć ją choćby siłą, bo oprócz Fenrira, który właśnie dopadał do Kirina, nie było tu zbyt wielu...
Wzrok Wilczura otarł się o sekretarza DOGS, na kilka ułamków sekund czując wzbierającą wewnątrz wściekłość. Adrenalina buzująca w żyłach skutecznie zmniejszyła ból z rany, jaką mu zadano, ale teraz ta zakuła dwukrotnie mocniej. Jak na złość.
Będąc już blisko wyjścia, warknął jeszcze do Ryana imię Pudla.
Niech go wytarga za szmaty, póki budynek stał w pionie.
On miał do roboty coś znacznie gorszego – ujarzmienie Hemofilii i jej niegasnących instynktów.
Jednak nie zdążył wykonać żadnego dodatkowego ruchu, wciąż korzystając z profitów, jakie powinna dawać mu roślejsza sylwetka, bo przez powietrze przetoczył się głos. Wilczur wzmocnił nacisk na staw, by pokusić się o zerknięcie przez swoje ramię; prosto w podpaloną twarz Lokistara.
Tym razem nic nie odpowiedział.

Użycie artefaktów:
- Pirokineza: 3/3.
- Umbrakineza: 2/3.

Plan wydarzeń:
(1) Próba „zbicia” wektorów Hemofilii, na ich drodze stawiając pomniejsze mary, które specjalnie miały stanowić cele.
(2) Gwizdnięcie będące sygnałem do ewakuacji z budynku – gest znany Psom.
(3) Oberwanie strzałą, więc zmniejszenie ruchliwości, odczekanie aż Hemofilia wykona atak.
(4) W międzyczasie wykreowanie drugiej wilczycy (standardowe rozmiary jak na gatunek), mającej za zadanie „ochraniać tyły” - na wypadek ataku mar Marceliny i/lub innych.
(5) Zrobienie uniku po tym, jak Hemofilia zaatakowała go nożem, następnie chwycenie jej za nadgarstek i szarpnięcie w celu założenia dźwigni.
(6) Możliwie jak największy nacisk na staw łokciowy (z zamiarem wytrącenia z jej ręki broni), przy okazji objęcie za gardło (drugim ramieniem).
(7) Wyprowadzenie Hemofilii (z ciągłym naciskiem na staw; wykręcanie jej dłoni w stronę pleców i w górę, przy jednoczesnym dociskaniu do jej ciała); w drzwiach Grow daje rozkaz Ryanowi do zeskrobania Chrisa z podłogi i wytargania.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.17 1:25  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ból przeszedł przez jej twarz, na chwilę dekoncentrując ją i dając lekkie mroczki przed oczyma. Tym mocniej zacisnęła dłoń na mieczu, nie chcąc jej w ogłuszeniu stracić. Zacisnęła też zęby, bo pole bitwy nie było szczególnie dobrym czasem na wyzwiska, które zajmowały czas i rozpraszały, ale bogowie jej świadkami, że nie jedna kurwa cisnęła się jej na usta. Odchyliła się w tył żeby mieć lepsze spojrzenie na sprawę, zbierając się szybko w sobie do następnej akcji.
Dookoła niej trwał hałas, strzały i od czasu do czasu krzyki bólu oraz trzask ognia trawiącego kasyno. Kochała ten dźwięk, uwielbiała ogień, a ciepło, na razie jeszcze nie bolesne a przyjemne, opływało jej zmiennocieplne łuskowe ciało. Była dosłownie w swoim żywiole - włosy w aureoli żaru, wrząca krew rwąca się do uwolnienia gniewu. I z dziką chęcią chciała zamachnąć się po raz drugi, od boku, ale coś sypkiego, a jednocześnie zdecydowanie zbyt twardego objęło jej ręce. W furii nagłej niemocy zaczęła szarpać się w lewo i prawo na próbę, żeby wreszcie spojrzeć na to coś z większym skupieniem. Naparła i zaraz pociągnęła całą sobą piaskowe węzły, próbując się z nich wyrwać. A ciepło i ognień wokół narastał... Nie mogła tak marnować czasu na głupie stanie w miejscu i szarpaninę! Gdzieś z tyłu jeszcze dotarł do niej głos Lokiego - mieli się ewakuować, i słusznie, bo pożre ich ogień, i jakkolwiek nie lubiła z nim igrać, to nie przesadzajmy. Jeśli wszelkie próby wymsknięcia rąk spod działania artefaktu nie zdziałają i jeśli jeszcze nie zniknęły razem z Rumcajsem, w skrajnej ostateczności będzie próbować wykręcić nadgarstki lub ręce aż do punktu złamania ich w którymś miejscu, żeby łatwiej było się oswobodzić, jednocześnie działając swoją moc analgezji, dzięki której mogła skręcić zmysł bólu aż do minimum, więc nie poczułaby nic z samookaleczenia.
Zaraz też skierowała się do wyjścia ewakuacyjnego za Lokim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.17 17:05  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
W duchu cieszył się, że udało mu się uniknąć od ataku w splot słoneczny, niemniej szybko tego pożałował, kiedy poczuł piorunujący ból, który przeszedł ciało mężczyzny. Zdecydowanie mógł stwierdzić, że miał rozcięty bok. Ale to nie pierwszy raz. Wziął głęboki wdech, który pomógł mu stłumić głośny okrzyk bólu i starając się go ignorować, wstał na równe nogi, używając swojego artefaktu. Udało mu się. Dopiero jak drugim pnączem nie udało mu się złapać Kirina i oszołomić, co go wcale nie dziwiło, złapał się za krwawiący bok, a wtedy zdążył usłyszeć trzaskający sufit. A potem charakterystyczne gwizdnięcie, który sugerował odwrót. Nie zamierzał zostawać tutaj ani chwili dłużej, dlatego kiedy uznał, że miał szansę na odsunięcie się od kobiety, która swoją drogą również chciała uciec co on, zaczął kierować się ku wyjścia, czując ten cholerny ból po ciele, a krew powoli zaczęła zalewać jego rękę. To nie przeszkodziło mu jednak, aby po drodze złapać Chrisa za nadgarstek i pociągnąć za sobą, nawet jeśli był ranny i oboje mieli kuśtykać jak banda idiotów. Przynajmniej w tym gównie nie byli sami. Jeśli ktokolwiek z wrogów szedł za nim, aby go/ich dorwać, po raz kolejny użył strzału, który miał zamiar ogłuszyć jakiegoś wroga za ich plecami. To powinno im kupić czasu do tego, aby móc się stąd wynieść.

Podsumowanie:

1. Za wszelką cenę idzie w kierunku wyjścia.
2. Po drodze zgarnia za sobą Chrisa, starając się ignorować ból w boku.
3. Jeśli jakiś wróg chce ich dopaść, Rumcajs będzie się starał przeszkodzić mu swoimi mocami z artefaktu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.17 17:30  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Przez swój szał nie docierało do niej w ogóle fakt, że jest ranna. Ignorowała wszelakie niedogodności, łamiąc sobie tym samym koniczyny i nie tylko, tylko po to, aby, cóż, atakować. Za wszelką cenę atakować aż do wyczerpania wszelakich sił. Irytujący głos nie dawał za wygraną, a silna wola dziewczyny w jednej chwili po prostu przepadła. Nie potrafiła nad nią panować w tym momencie, nie potrafiła zapanować nad prawdziwą Hemofilią. W porównaniu do Amelii, ona nie wiedziała co to są ograniczenia.
Idealnym przykładem był wyrwany zębami mięsień Pudla, który chwilę potem po prostu zjadła. Nie czuła obrzydzenia czy niesmaku - wręcz przeciwnie. To jeszcze bardziej nakręciło ją do tego, aby zaatakować Wilczura. Jego, ponieważ to on był jej nowym celem. Satysfakcja oblała ciało dziewczyny, kiedy trafiła jedną ze strzał - pozostałe niestety trafiła w mary, które pojawiły się nie wiadomo skąd nie wiadomo gdzie. Jednak to nie powstrzymało ją od kolejnego ataku. Szybko pozbierała ostrze, które celowała w ramię przywódcy. Oczywiste było to, że jej ruchy były na tyle niechlujne i chaotyczne, iż Wilczur bez najmniejszych problemów przechwyci jej rękę, po czym znowu chcą się bawić w wymuszenie na niej posłuszeństwa, ponieważ jest trochę niegrzeczna. Nieważne jak bardzo się starał, nieważne jak bardzo wykręcał jej ręce i ją blokował, ona szarpała się jak opętana, mamrocząc coś niezrozumiałego do siebie. Rzucał w jego kierunku głośne obelgi, które w głosie miały nutkę desperackiego tonu wołania o pomoc. O ironio. Czyżbyś tonacją głosu próbowała sobie pomóc? Najgorzej bić się samą ze sobą. Trudno to nawet uderzyć, co dopiero się na tym wyżyć.
Spokojnie.
Nie słuchaj się go.
Słowa Wilczura w tym przypadku znowu nie pomogły, choć znajomy głos dostający się do jej ucha, sprawiały, że Amelia bardziej starała się zapanować nad sobą. Czując wyraźną krępację w ruchach, jedynie pozostało jej... Gryźć. Za wszelką cenę starała się go ugryźć, kiedy tylko jego ręka znalazła się aż za blisko jamy ustnej kobiety. To był jej odruch obronny. Dodatkowo jej wektorowe strzały przestały się słuchać i pod wpływem szału i walki z samą sobą, zaczęły oplatać ciało Growlithe, raniąc jego ciało. Dodatkowo niektóre na ślepo atakowały jakiś ruchomy cel. Nie wiedziała w co trafi i czy w ogóle trafi. Może będzie to wróg, sojusznik, a może kawałek ściany, na której trzyma się całe resztki kasyna?

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.17 0:49  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
ZANIM PRZECZYTASZ:

Kirin: Biedny Chris nie miał zbytnio szans. Wpierw poraniony przez Hemofilię, a teraz brutalnie ściągnięty na ziemię. Kirin mimo wszystko nie narzekał. Doberman miał aż nazbyt wesołą zabawę robiąc sobie z Pudla drapak i to jeszcze piszczący, ale nawet dzika bestia wyczuwa nadchodzące zagrożenie, jakie niesie za sobą walący się sufit, a odpełzanie z tego miejsca nie jest wcale takie proste, szczególnie jak się ma obie niesprawne nogi, które przez to wszystko zaczynają na nowo krwawić. I to właśnie tutaj zaczynał się problem, bowiem wysiłek okazał się ponad miary, tym bardziej, że podszedł jeszcze do niego Fenrir i chociaż wymordowany odzyskiwał powoli zmysły, to szarpanina między nimi opóźniła ucieczkę i po kolejnym trzasku budynek się zawalił.

Spoiler:

Fucker: Z dala od całej balangi miał za towarzysza Gryficę, która niezbyt przemyślała całe zajście. Niestety dla bestii to mogła być ostatnia walka. Lodowe strzały wbiły się w jej ciało, a zwierze przestało się ruszać. Nie była to jednak rana śmiertelna, a bardzo poważna, na tyle by ból pozbawił zwierze przytomności ratując byc może tym Gryficy życie, jako, że Rottweiler był teraz zajęty uciekającymi z budynku towarzyszami. Psy się ewakuowały zostawiając za sobą rozpierdol i rannego Chrisa, którego ewakuacja została narzucona właśnie Ryanowi przez Wilczura.

Fenrir: Cios w głowę Lokiego się nie udał bowiem ten zdołał się uchylić, ale ostrze katany zdołało liznąć rękę anioła. Technologia zatopiła się bez problemu w ramieniu i z zadziwiającą łatwością pozbawiła Upadłego kończyny.
Kolejnym krokiem Dobermana była pomoc (oczywiście na DOGsowe standardy) wobec Chrisa i samego Kirina, który przez swój szał tylko szkodził. Niestety jego poczynania doprowadziły do tego, że obydwoje zostali zakopany pod dachem kasyna. Na szczęście przy wyjściu nie dopadły ich najcięższe części. Doberman w przeciwieństwie do przyjaciela nie stracił przytomności. Dlatego wyraźnie czuł ból jaki się rozchodził w jego klatce piersiowej i żywym barku.

Spoiler:

Skoczek: Fortuna kołem się toczy. Zmęczony, zakrwawiony i wyjątkowo poturbowany Chris był jednym z niewielu, którzy zdołali uciec przed depresyjnym, palącym się budynkiem. Od Dobermana uratował go Fenrir, a sam Pudel chwiejnie na czworaka wydostał się dosłownie sekundę przed tym jak wszystko poszło w cholerę. Niestety nie nacieszył się wolnością zbyt długo bowiem wszystko się zmieszało w jedną całość, która wykończyła Chrisa. Padł na ziemię nieprzytomny i wyjątkowo osłabiony, ale żywy i chyba to się najbardziej liczy.

Spoiler:

Ailen: Był chyba jedynym z obecnych, który w tamtej chwili mógł być wewnątrz zdarzenia i obserwować bez trwogi. Dematerializacja okazała się zwycięskim pomysłem. Wszystko dookoła się waliło i paliło, a on na spokojnie mógł obserwować, tym bardziej, że anielica nie zdołała wydostać się z ziemi, która boleśnie zmiażdżyła jej nogę. Wyspacerowanie z pomieszczenia okazało się wyjątkowo łatwe. Zabawne, bo to w dużej mierze właśnie on jest w głównej mierze sprawcą zawalenia się pomieszczenia.

Arcanine: Piekło nigdy nie jest tak wzburzone jak wściekła kobieta i teraz Grow miał okazje to doświadczyć na sobie. Hemofilia nie potrafiła nad tym zapanować raniąc tym samym swoich sojuszników. Gdyby tylko była możliwość nakierowania jej wściekłości w odpowiedni punkt, wtedy może i wyszłoby z tego coś dobrego, niestety budynek się walił, a Psy miały problem. Odwrót. Niestety nie każdy zdążył. Bliskość do wyjścia jak i sprawne działanie pozwoliły wilczurowi się wydostać. Niestety to nie był koniec, a Hemofilia nadal stawiała opór. Do tego wszystkiego rana w brzuchu bolała bardziej niż powinna, co nie wróżyło nic nowego. Nie mówiąc już o tym, że nie zdołał uniknąć wszystkich wektorowych strzał, co tylko przysporzyło mu obrażeń.

Spoiler:

Rumcajs: Niestety rozpłatany bok był definitywnie do leczenia. Krew sączyła się z niego ciurkiem, co było bardzo niepokojące. Przyciśnięcie dłoni do rany tylko uświadomiło Wymordowanego jak poważne jest obrażenie. Płat skóry i częściowo mięśni nie tylko bolał jak sam skurwysyn, ale jeszcze utrudniała chodzenie. Może właśnie dlatego Wyżeł nie zdążył dotrzeć do wyjścia i został zaskoczony przez upadające belki. Coś ciężkiego uderzyło go w plecy i przygwoździło do ziemi, ale na szczęście prócz ogromnego krwiaka na plecach nic więcej mu się nie stało, tyle że nie może się wydostać, a oddychanie jest utrudnione, a czas upływa, a wraz z nim cieknie krew.

Spoiler:

Hemofilia: Szał nie wycofywał się, co tylko mogło pogłębić jej lub cudze obrażenia, a przynajmniej do czasu, aż nie została unieruchomiona. Grow nie był Chrisem i miał o wiele więcej siły, co zakończyło to całe rozbrykanie. Nawet jeżeli była nieświadoma, to została własnie uratowana przed walącym się budynkiem. Niestety jedna z jej strzał delikatnie mówiąc szturchnęła budynek jeszcze bardziej zabierając reszcie psom możliwość ucieczki.

Spoiler:

Loki: Czy to nieuwaga, czy może zwykła troska o Marcelinę spowodowała, że Upadły nie zdołał do końca się obronić przed atakiem Fenrira. Ostrze ominęło głowę, ale dosięgnęło ręki. Ból był na tyle gwałtowny i paraliżujący, ze prawie znieczulony. Adrenalina skoczyła w żyłach Lokiego i powalając go na chwilę na ziemię. Wtedy sufit się zwalił zakrywając go wraz z anielicą uwięzioną w ziemi. Drewno i gruz posypały się na szczęście nie czyniąc dodatkowych szkód. Marcelina miała na tyle szczęścia, że stół zadziałał jak bariera i nie stała jej się żadna krzywda.

Spoiler:


Zia: Jedna z niewielu z tym szczęściem, że zdołała się wydostać z pomieszczenia przed całkowitym zawaleniem sufitu i to właśnie dzięki poświęceniu własnych nadgarstków. Coś chrupnęło, a ukłucie bólu zostało stłumione przez moc i wymordowana zniknęła wyjściem ewakuacyjnym, które oznaczało wolność.

Spoiler:


Wydarzenie zakończone.

Każda osoba, która jest pod gruzami, a jest przytomna może się wydostać o własnych siłach lub przy pomocy.
Rumcajs, Skoczek, Arcanine, Kirin, Loki i Marcelian mają na następnej fabule koniecznie iść się leczyć.
Reszta rannych ma wolną rękę, ale po dwóch fabułach wszelakie urazy zaczną się babrać i mieć nieprzyjemne konsekwencje.
Jeżeli ktoś jeszcze coś chce, to proszę pisać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.05.17 17:29  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nie pierwszy raz znajdujesz się w takiej sytuacji, Rum.
Przynajmniej tak sobie to tłumaczył, kiedy odczuwał narastający ból, a zanim zdążył dojść do Skoczka i mu pomóc, cały gruz się na niego zawalił, a on znalazł się pod paroma belkami, które jeszcze bardziej wkopały Polaka w kłopoty. No cóż. Przynajmniej był przytomny i mógł ewentualnie wezwać pomoc. Z początku był lekko zdezorientowany, a przez emocje, z jego ust wyrzuciło się głośne, a zarazem ciężkie i dobrze znane już niektórym słowo "kurwa", co tylko utwierdziło w przekonaniu, że jego sytuacja była co najmniej beznadziejna. Niemniej nie na tyle tragiczna, aby stawiać siebie na pierwszy miejscu. Chyba.
Nie wiedział, ile jeszcze osób znalazło się pod gruzami sufitu. Ciężko było mu się obracać, a kiedy tylko to robił, rana dawała wyraźnie o sobie znać, a każdy kolejny oddech był coraz trudniejszy do złapania. Czuł już wyraźny zapach krwi, który momentami mógł przyprawić o mdłości. Dobra, Rum, trzeba z tym coś zrobić. Dlatego kiedy tylko otrząsnął się z zdezorientowania, które go na moment ogarnęło, starał się wygrzebać z pod belek i gruzu, pod którymi się znajdował. Nie powie, było ciężko, ale już nie miał siły, aby wołać o pomoc. Sam też będzie potrafił sobie poradzić. Chyba. Przy użyciu swojej mocy, która i tak wyczerpywała jego resztki energii z pewnością mu się to udało. W taki sposób wyszedł spod bel, a on mógł położyć się plackiem na plecach i modlić się o chwilę spokoju. Nawet jeśli one przez krwiaka bolały jak jasna cholera. Ale przynajmniej mógł oddychać. Kątem oka widział jak inni wychodzili albo starali się wyjść.
- Wszyscy cali? - rzucił z trudem, starając się to powiedzieć dość głośno, dalej uciskając ranę ciętą na boku, kiedy tylko miał taką okazję. Źle z nią było i wyraźnie to czuł. Jednak ważniejszy był stan reszty psów niżeli jego. Nawet nie wiedział, czy mówi do pustych ścian, a może tylko i wyłącznie do wrogów, którzy tu zostali.
W każdym razie zebrał się na równe nogi, powoli, wydobywając z siebie cichy jęk bólu. Co jak co, ale nie był na tyle wytrzymały jak inni. Był młodym i głupim wymordowanym. Nie miał po kilkaset lat jak inni. Miał marne 30 i dopiero uczył się tego innego, jakże cudownego życia.
Dobra, świetnie. Pierwsze kroki za nim. Teraz co dalej? A tak, wyjście. Rozejrzał się dookoła siebie, chcąc dostrzec innego równie potrzebującego psa co sam Adama, niemniej nikogo takiego nie doszukał się pod gruzami Kasyna, toteż pozwolił sobie na wolne doczłapanie do wyjścia. Och nie, wait. Czy to nie noga Kirina oraz wystająca ręka Fenrir'a? Tak, to na pewno oni. Wrócił się zatem, nie wiedząc, czy mądrym wyborem było pójście teraz do nich w takim stanie. Nieważne zresztą jak bardzo się starał, chcąc dodatkowo komuś pomóc, jego nogi zdecydowanie odmawiały już posłuszeństwa. Nic dziwnego, że potknął się o jedną z belek, co spowodowało dość głośny i efektowny upadek. Kolejne siniaki do kolekcji. Norma.
A to podobno Skoczek miał się tutaj wywracać, nie on.
O ironio losu, dlaczego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.17 10:49  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Łup.
Dokładnie tego mógł się spodziewać po Psach. Wystarczyło, że nagromadzili się w jednym miejscu, a sfatygowane upływem czasu mury budynków nie wytrzymywały presji. Wciąż nie wypuszczając z potrzasku gryfa, choć ten wyraźnie przestał się ruszać, spojrzał w stronę kasyna. A dokładniej tego, co z niego zostało.
„Chris.”
Wyłapał głos Wilczura, a wypowiedziane imię przypominało raczej komendę. Wystarczyło, by srebrzyste tęczówki przesunęły się ku Growlithe'owi, a spostrzegł się, że to polecenie było przeznaczone właśnie dla niego. Nie musiał też szczególnie fatygować się, by odszukać Skoczka, któremu jakimś cudem udało się uniknąć przysypania. Grimshaw – jak można się było spodziewać – nie dawał mu wielkich szans na przeżycie. Ktoś, kto w ich stadzie zajmował się głównie papierkową robotą, nie powinien rzucać się w wir walki. Zauważywszy jak Pudel pada nieprzytomny na ziemię, postawił jego życie pod znakiem zapytania, jednak mimowolnie kiwnął głową, przyjmując do wiadomości, że to do niego należało zebranie jego zwłok z ziemi. Zanim jednak to zrobił, zaledwie odciągnął wymordowanego od źródła płomieni. Cienie gładko oplotły się dookoła tułowia chłopaka i przeciągnęły go po ziemi bez szczególnej delikatności. Podejrzewał, że jasnowłosemu i tak było w tym momencie wszystko jedno, a Rottweiler miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
Na Desperacji nieruchome nie zawsze oznaczało martwe. Nic dziwnego, że jego wzrok na nowo skupił się na przygwożdżonym do ziemi gryfie, do którego teraz podszedł bez większych oporów. Lodowe szpikulce, jak i oplatające zwierzę cienie, nadal dbały o bezpieczeństwo wymordowanego. Jednak kiedy znalazł się bliżej, dodatkowy z nich owinął się dookoła dzioba stworzenia, który mógłby stać się jego ostatnią deską ratunku.
Zapobiegawczy jak zawsze.
Dłoń ciemnowłosego ułożyła się tak, jakby coś w niej trzymał. Chociaż z początku pozostawała tam pusta przestrzeń, już po chwili poczuł lodowate zimno ostrza na skórze, które jednak nie przeszkadzało mu na tyle, jak mogło przeszkadzać komuś, kto nie posiadał podobnych umiejętności. Jay przykucnął obok zwierzęcia. Palce wolnej ręki zatopiły się w piórach i sierści na boku szyi, na których zacisnęły się mocno, gdy opętany szarpnął ręką do góry, jakby tym gwałtownym ruchem chciał dodatkowo poszerzyć ranę, którą wcześniej wyżłobił w ciele lodowy szpikulec. Zaraz po tym pchnął stworzenie ostro zakończoną krawędzią lodowego ostrza, celując prosto w gardło. Nie omieszkał też poruszyć nim na boki zdecydowanymi ruchami. Chciał mieć pewność, że już na dobre odetnie bestię od możliwości zaczerpnięcia powietrza.

Użycie mocy:
Kontrola lodu: 3/3 – wcześniejsze lodowe kolce nadal nie stopniały i pozostają wbite w ciało bestii; dodatkowe wytworzenie lodowego ostrza w ręce i próba poderżnięcia gardła zwierzęciu;
Kontrola cieni: 3/3 – odciągnął Skoczka od płonącego budynku; podszedłszy do gryfa, obwiązał dodatkowym cieniem jego dziób;

Pozwoliłem sobie pisać już w dokonanym, bo dziwnie było pisać w tym trybie mając do czynienia z nieprzytomną ofiarą.
PS Chrisem zajmę się po poście Rose.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 0:08  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Krótki post na prośbę gracza.

Niewiele można powiedzieć na niedolę gryfa. Nawet udawanie martwego nie okazało się skuteczne na tyle by przeżyć. Chociaż zwierze tak naprawdę nie udawało, a straciło przytomność, ale niezaprzeczalnie było jeszcze żywe. A jeszcze jest tutaj słowem klucz, bowiem Ryan postanowił wyzbyć się problemu. Niestety bestia nie miała się jak obronić. Ciepła krew trysnęła w twarzy mężczyzny ochlapując również jego ubranie, jak zwierze rzuciło się w przedśmiertnych konwulsjach. Szybko było po wszystkim, a kiedy nawet krew przestała tętnić z naczyń krwionośnych, wtedy było już wiadomo, że to koniec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.17 1:55  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Doskonale zdawał sobie sprawę, że miał pecha, ale nawet teraz dostrzegał pozytywne cechy całej akcji – odzyskali Kirina. Co z tego, że sam ich omal nie pozabijał? Spalili kasyno. I chuj w dupę, że dach prawie runął im na łeb, nie? Odpłacili się Marcelinie i jej bandzie przygłupów z nawiązką. Ma to jakieś znaczenie, że przez jednego z nich brzuch rwał potężnym bólem? No i odnaleźli Hemofilię.
Skrzywił się jeszcze bardziej.
Tutaj nie potrafił znaleźć pozytywów.
Powarkując i klnąc trzymał dziewczynę w stalowym uścisku. Na piersi czuł zaciskające się „druty” - później pewnie doda dwa do dwóch i domyśli się, że były to strzałki wektorowe czarnowłosej – a mięśnie napinały się tak silnie, jakby za moment miały przyjąć na siebie taranującego byka.
Panowanie nad sytuacją nigdy nie stanowiło dla niego problemu – wyrobione doświadczenie sprawiło, że niewiele rzeczy było w stanie go zaskoczyć. Znużenie nigdy nie przełożyło się na brak czujności, ale mimo tego było odczuwalne i teraz też uświadomił sobie – zajebiście, do bólu fizycznego doszedł ból psychiczny – że wściekła, wyrywająca się, plująca jadem Hemofilia, atakująca go wszystkim, co miała pod ręką, zębami, paznokciami, magią i słowami, nie robiła na nim żadnego wrażenia. Palce zaciskał mocno na jej przegubie, przedramię wciskał w jej gardło, słuchał jej charkotu – a mimo tego nie wyglądał na osobę, która zmagała się właśnie z żywym huraganem.
Ale skurwysyństwo boli.
Rwie. Rwie. RWIE.
Dawno nie czułeś te...
… ając tylko sekun...
Wilczur nagle zwrócił twarz do najbliżej stojącej postaci – Ryana.
Jazda, bierz ich dupy w troki i spadajcie. – Syk wydobywający się spomiędzy zwartych szczęk Growa niemal świszczał – ale z Grimshawem „pracował” od kiedy sięgał pamięcią, dlatego mógłby jednocześnie seplenić i się krztusić, a Ryan na pewno zrozumiałby, co ma mu do powiedzenia. Zresztą, nie do wszystkiego musiał używać samych słów i w tym przypadku drugą część, tę bardziej prywatną, pokazał już tylko niewerbalnie. Usta rozkleiły się co prawda, a na dolnej wardze czuł przedsmak pierwszego słowa, ale zaraz potem zatrzasnął buzię i tylko kiwnął głową – później.
Później pogadamy, Grimshaw.
Później będę mieć wolne ręce.
Może nawet komplet zębów.
Jak pójdzie dobrze, to i obie nogi, wszystkie palce i kurwa każdy inny odstający element ciała, który teraz Hemofilia najchętniej wpieprzyłaby ze smakiem.
Musiał się nią zająć; doskonale o tym wiedział. Wiedział jednak też to, że nie mógł zostać z nią tutaj. Było zbyt głośno, dym wciąż gryzł w oczy i drapał gardło, a gorąco buchające spod powalonych gruzów stawało się nieznośne nawet dla niego – a przecież piromanię miał we krwi.
Kiedy Rumcajs pytał czy wszyscy są cali, Grow był już poza zasięgiem jego głosu.
I nie był cały.
Zdecydowanie nie był cały.

Użycie artefaktów:
- Pirokineza: 3/3. Odpoczynek: 1/4.
- Umbrakineza: 2/3. Odpoczynek: 1/3.

Zt.
Następny temat
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach