Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next

Go down

Pisanie 10.07.16 16:53  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Słońce paliło piaszczystą ziemie desperacji i każde zwierze, które było w stanie chowało się gdzie popadnie. Lecz co może począć wędrowiec w takiej chwili? Nic konkretnego, jedynie iść dalej przed siebie dopóty nie znajdzie miejsca, gdzie w spokoju będzie mógł usiąść i się odprężyć.
Asmodeusza można zaliczyć do takich wędrowców, jednak skrzydła i anielska wytrzymałość pozwalały mu na o wiele dłuższe i wyczerpujące wędrówki.  Lecz sam anioł też lubi sobie przysiąść, a widząc obóz na niewielkim wzniesieniu wiedział, że będzie mógł chwilę odpocząć.
Faktem jest to iż anioł znał to miejsce bardzo dobrze, za każdym razem na trasie Eden-Apogeum zatrzymywał się tu, lecz w gruncie rzeczy był tu sam, raz czy dwa razy spotkał tu kogoś, lecz ich znajomość nie trwała długo bo każdy rozchodził się w inne strony.

Asmodeusz wspierając się stalową laską wreszcie wlazł na pagórek i skierował się w stronę uschniętej sosny. Drzewo to wyglądało jak pierwszy lepszy straszak na desperackiej pustyni, jednak obecnie było dobrym źródłem cienia, marnym bo marnym ale dla anioła wystarczającym.
Oparł laskę o drzewo a następnie zdjął swój poszarpany i zakurzony płaszcz. Złożył go w kostkę i położył obok stalowej laski. Samemu wziął swój bukłak i pociągnął z niego parę łyków. Na koniec powoli osunął się po pniu na ziemię i przymknął oczy.
Siedząc teraz w cieniu po zgaszeniu pragnienia, muskany delikatnymi falami powietrza mógł w końcu odetchnąć.
Leżał tak i leżał, a czas powoli płynął. Słońce leniwie przemierzało niebo, a pojedyncze chmury przelatywały raz za razem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.16 1:52  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Słońce znajdowało się w najbardziej strategicznym punkcie na pozbawionym chmur nieboskłonie, przez to wrażenie, że jego intensywność zaraz wypali dziury w jego skórze się nasiliła. Zgarnął z czoła pot, czując bijące od niego ciepło i tym samym oszacował, że temperatura ciała podskoczyła drastycznie w górę, co było niewątpliwie "urokiem" posiadania wysokiego natężenia wirusa X, a w tym również zwierzęcych atrybutów, w tym widocznych w postaci dwóch, symetrycznie oddalonych od siebie lisich uszu, które wystawały majestatycznie z rzadkich, łamliwych ni to rudych, ni rozjaśnionych przez szkodliwie promienie UV włosów. Zaczesał parę zabłąkany kosmyków za ucho.
Ochota, by zanurzyć wargi w marnej imitacji alkoholu, który w realiach Desperacji odgrywał rolę luksusu w pełni tego słowa znaczeniu, się pogłębiła, wraz z kolejnymi stawianymi na niepewnym gruncie krokami. Rozgrzany piasek uginał się pod podeszwą ciężki buciorów, skrzypiąc pod nimi. Właściwie sam Dr czuł go w nich, choć skutecznie to ignorował. Cel wędrówki, który mu towarzyszył od chwili opuszczenia oazy DOGS, był zdecydowanie ważniejszy od serwowanych przez apokaliptyczny teren niedogodności. Siedzenie w jednym miejscu na tyłku nigdy dla Jekylla nie było rzeczą łatwą, a nawet wręcz przeciwnie - preferował tryb życia, który nie miał nic wspólnego z ustatkowaniem się. Być może właśnie dlatego, mimo przynależności do organizacji od paru ciągnących się w nieskończoność lat, utożsamienie się z nią w istocie było rzeczą nadrzędną. Właściwie nie miał wątpliwości, że prędzej czy później podejmie odpowiednie kroki w celu opuszczenia jej, choć rzecz jasna znał konsekwencje takiej decyzji i wiedział, że nie zostanie mu popuszczona płazem.
Zatrzymał się gwałtownie, gdy na horyzoncie pojawiły się znajome dla doktora kształty w charakterze obozowiska, które majaczyły niczym fatamorgana dla spragnionych i zmęczonych podróżą wędrowców pragnących zaczerpnąć choć odrobinę cienia. Zerknął kątem oka na jednego z trzech towarzyszących mu członków organizacji, acz żadne słowa z jego ust nie padły. Decyzje już podjął, a odpoczynek w tej materii był wręcz wskazany. Skądinąd sam miał wrażenie, że zaraz osunie się na nogach i w najlepszym wypadku straci przytomność, więc perspektywa krótkiego odpoczynku wystarczająco dobrze rokowała na przyszłość powierzonej mu misji, której cel na swój sposób był zdecydowanie jego własnym widzimisię. W końcu deficyt medykamentów robił swoje, a biorąc pod uwagę aktywny tryb życia "psów" i ciągłe bagatelizowanie skutków nieprzemyślanych działań, były wręcz niezbędny do ich egzystencji. Z drugiej zaś strony z powodu ubogiego zaplecza medycznego Jekyll odczuwał na swój sposób pewny dyskomfort psychiczny, związany rzecz jasna z brakiem odpowiedniego dla siebie zajęcia.
Opuszczony obóz był echem wydarzeń mających tu miejsce dawno temu. Halliwell jednak nie pozwolił sobie na rozluźnienie, które w zasadzie na łonie bezkresu nie miało racji bytu. Omiótł chłodnym spojrzeniem tę namiastkę cywilizacji, wbijając szarozielone ślepia w coś, co kształtem do złudzenia przypominało żywą istotą z krwi i kości, choć jej żywotności podległa oczywiście dyskusji. Bez cienia zawahania skierował swój na pozór rozluźniony krok w tamtą stronę, zaciskając w pogotowiu palce na rękojeści noża, który towarzyszył mu nieustannie od paru lat. Na ustach wykrzywionych w parodii uśmiechu pojawił się niekształtny grymas, gdy zlustrował wnoszącą się i opadającą pod wpływem oddechu klatkę piersiową, która świadczyła o tym, że nie miał do czynieni z ofiarą bestialskiej natury pustkowia. Właściwie jego stan nie był ważny, a doktor już dawno pozbawiony sumienia i poczucia obowiązku lekarskiego, nie miał zamiaru interweniować w żaden sposób.
Wydał krótki rozkaz swoim towarzyszom, który rzecz jasna na żadnej płaszczyźnie nie kłócił się z kodeksem moralnym DOGS, a właściwie jej brakiem. Sam nie miał zamiaru uczestniczyć w akcie kradzieży, choć wycięcie paru organów wydawała się być kuszące i aż ręce go świerzbiły.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.16 18:19  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Asmodeusz napawał się przerwą w podróży. Drobne ziarnka piasku od czasu do czasu uderzały w jego ciało niesione przez wiatr.  Minuty leciały mu leniwie, co zasadniczo jednak mu nie przeszkadzało.
Cóż pięknie być nie może przez cały czas prawda? Nadchodzące Psy własnie były tym, co miało przerwać jego sielankę, a już robiło się tak pięknie. Z początku tak jak oni, nie widział ich, lecz gdy jedyny dźwięk, którym był szum wiatru, został przerwany przez chrzęst piachu, anioł skrzywił się w sobie. Uniósł delikatnie jedną powiekę i rozejrzał się po obszarze, jaki był w stanie zlustrować. Byli uzbrojeni dość prymitywnie... chociaż, osoba ze stalową laską raczej nie powinna myśleć o całkiem pokaźnych nożach, jak o prymitywnej broni, lecz mimo wszystko, to tylko broń biała, a nie przykładowo Ak-47 plujący radzieckimi nabojami rozpadającymi się w ciele.
Gdy dwóch oprawców podeszło bliżej, otworzył także drugie oko.
- Ładnie próbować zarżnąć kogoś podczas drzemki? Pierdolone karaluchy...
Jego usta ni stąd, ni zowąd poruszyły się, uświadamiając jego oprawców, że nie ma się co czaić.
Powoli się dźwignął z ziemi, chwytając się laski do podpory. W pewnym momencie jakby się zachwiał... i zniknął? Cóż nie do końca, pojawił się tuż przed Jeykllem, który wydawał mu się kimś wyżej postawionym.
Końcówka laski z dużą siła pokierowała się w okolice splotu słonecznego biednego DOGSa.
Czasu do reakcji nie było specjalnie za wiele, więc i to, że Anioł trafi, także było pewne.
Zaraz po trafieniu, złapał wymordowanego za włosy i brutalnie miótł nim w jednego z jego przydupasów.
- Z jakiego syfu powstaliście?
Pokierował wzrok na prawie, że jednakowe chusty, rozpoznał ten symbol, mimo że przedtem nie spotkał, żadnego psa lub takiego który się z tym obnosił.
- DOGS... tak? W waszym kodeksie BoyFriendów istnieje słowo "Poddajemy się" czy jesteście niczym Armia Czerwona? Do przodu lub kulka w łeb?
Na jego twarz wpełzł ogromny śnieżnobiały uśmiech. Cóż, coś zabawnego w tym było, Asmodeusz był dość pewny tego, że żaden z tych analfabetów nigdy nie czytał, a tym bardziej interesował się historią, lecz możliwe, że jeden z nich go "miło" zaskoczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.16 1:53  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Bernardyn nawet nie drgnął, gdy z ust mężczyzny popłynął wartki potok słów. Przywykł do rzeczy pozornie niemożliwych, choć zachowanie wędrować samo w sobie było szczytem naiwności. Nie mógł jednak tego samego powiedzieć o swoich towarzyszach. Cofnęli się zapobiegawczo parę kroków do tyłu, co było odruchem bezwarunkowym w sytuacjach, kiedy miało się do czynienia z nieznanym wrogiem.
Jesteś sam sobie winien. Wylegiwanie się na otwartej przestrzeni to szczyt głupoty — odparł beznamiętnie, niemal z wyczuwalnym znudzeniem. Czuł się w obowiązku, aby odpowiedzieć na tę stricte dziecinną zaczepkę. Sam nie miał zamiaru zniżać się do poziomu ówże osobnika, który najwyraźniej chciał poczuć się lepszy, a zgryźliwe określenia miały mu zapewne pomóc utrzymać to mylne wrażenie. Halliwell uznał to za raczej marną próbę prowokacji, która jednak podniosła ciśnienie wydzielonej mu eskorcie.
Zrobiło się znacznie ciekawiej, gdy mężczyzna zniknął mu z oczu. Zamrugawszy nimi parę razy, Dr instynktownie zacisnął palce na posiadanym zawsze w pogotowiu skalpelu, lecz nie dano mu było wyprowadzić ataku. Poczuł ruch powietrza w akompaniamencie świstu, po czym wprawnie wyćwiczone uderzenie w pod mostkiem promieniejący ból do kolekcji w akompaniamencie własnego stęknięcia. Zakrztusiwszy się powietrzem, zachwiał się, a jakże inaczej, instynktownie przykładając dłoń do pulsującego ostrym bólem miejsca, który krótkotrwale uniemożliwił mu złapanie oddechu. Czuł się właściwie trochę tak, jakby coś stanęło mu w przełyku. Druga rękę wylądowała natomiast na ustach, gdy pod językiem wyczuł metaliczny posmak co mogło być równie dobrze robotą wirusa wścieklizny płynącym w jego żyłach nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat.  
Odkaszlną w próbie złapania oddechu, ale nie dostał ani chwili na faktyczne odzyskanie go. Syknął, gdy pociągnięto go brutalnie za włosy. W ostatnim jednak momencie złapał równowagę, zatrzymując się kilka centymetrów przed jednym z kundli ze zdolnościami bojowymi. Przykucnął, próbując odzyskać władzę nad sparaliżowaną przeponą, choć promieniujący ból w tej materii był wręcz nie do zniesienia. Dłonie mu drżały, serce zresztą też - jego bicie zmieniało swój rytm średnio dwa razy na parę sekund. Jekyll nie miał żadnych wątpliwości, że gdyby uderzenie było odrobinę silniejsze, mężczyzna mógłby narobić nieodwracalnych szkód nie tylko w samym układzie oddechowym, ale też w organach, czego najprawdopodobniej lekarz by nie przeżył bez fachowej medycznej interwencji.
W garści ówże agresywnego osobnika zostały włosy Jekylla, co było niemal oczywiste przez ich łamliwość i nagminną tendencje do wypadania.
Dr doszedł do siebie parę chwil później, choć uścisk w klatce piersiowej nadal był wyczuwalny. Wstając, wykrzywił usta w pobłażliwym uśmiechu.
Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu, ograniczony tworze – odparł, robiąc przerwy, by złapać powietrze do płuc, którego jeszcze mu brakowało. —  Wspomniana przez ciebie Armia Czerwona to odległa przeszłość, a DOGS, czy to ci się to podoba czy też nie, pisze własną historię. Jak sam widzisz, te porównanie jest jak najbardziej nietrafione.
Wzruszywszy obojętnie ramionami, wbił ten sam pogardliwy wzrok w twarz włóczęgi, bo rzecz jasna nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się z nim dyskusje o podłożu historycznym, ani żadnym innym.
Za późno na uprzejmości. Za bardzo rozwścieczył psy, które szykowały się do ataku. Gdyby towarzyszył mu Hyde, już dawno rzuciłby się temu osobnikowi do gardła, pozbawiając tym samym Jekylla materiałów badawczych.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.16 12:27  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wyprostował się i ziewną kiedy mutant odpowiedział na jego śmierdzącą z kilometra prowokację. Wypiął klatkę bardziej do przodu jednocześnie strzykając wszelakimi kośćmi jakimi mógł - ziewnął po raz drugi.
Rzucił pogardliwe spojrzenie na Jekylla, a potem uśmiechnął się zadziornie spojrzawszy na najbliższego siebie przeciwnika, trzymającego dość pokaźnych rozmiarów nóż myśliwski. Postawił leniwie jeden krok w jego kierunku, spoglądając na ogarniającego się lisiego DOGSa, który skutecznie blokował drugiego bardziej bojowego psa.
Postawił kolejny krok w stronę mężczyzny z nożem, który w tym momencie chyba nie wytrzymał presji i wyskoczył do anioła z zamiarem dźgnięcia w brzuch.
Anioł czekał na tego typu okazję, kiedy zdezorientowany i niebędący pewien jak ma działać przeciwnik postawi wszystko na ofensywę i odsłoni swoje słabsze punkty.
Kiedy ostrze znajdowało się już naprawdę blisko niego, w ostatniej sekundzie odskoczył i po dziurze w brzuchu zaznał tylko trochę cięższego  zadrapania.
Asmodeus wymierzył cios kolanem w brzuch desperaty, który faktycznie dostał lecz po za tym, że zatoczył się i zrównał się z ziemią na parę sekund, zdołał wyprostować się ponownie.
Anioł cmoknął z niesmakiem.
Jego ametystowe ślepia powędrowały do pozostałej dwójki przeciwników, którzy najwyraźniej zdążyli się ogarnąć.
Anioł trwał teraz wewnętrznym konflikcie. Mógł spokojnie zabić już faceta z nożem, ale przy użyciu swoich umiejętności, których ukazywania tak szybko starał się uniknąć.

Facet ogarniający Jekylla, uzbrojony w stary łom, nie dał Asmodeuszowi zbyt dużo czasu do namysłu.
Anioł zobaczył kontem oka jak ten zaczyna na niego biec, westchnął cicho i zaczął się odwracać w jego stronę...
Wtedy jeszcze chwilę temu próbujący złapać oddech wymordowany rzucił się na niego i wgryzł w biodro.
- Ty mały skur...
Nie zdążył dokończyć o ciężki łom jebnął go w plecy skutecznie rzucając nim na kolana.
Psychopatyczny uśmieszek zmieszał się z gniewem przepełnionym furią.
Chwycił wgryzionego w jego biodro mężczyznę i oderwał od siebie, po drodze upuścił swoją, która głucho spadła na piach.
Przycisnął wymordowanego do ziemi i zaczął wkładać mu swoje kciuki w oczodoły i nie zważał na wymierzane mu w plecy kolejne ciosy, oczywiście bolały jak diabli, ale wywołana furią chęć mordu była silniejsza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.16 22:31  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Spokój i opanowanie Jekylla w tej sytuacji powinno być potraktowane jako zdrada w najczystszej postaci. Stał, zachowując dystans, jakby ta sytuacja nie tylko była mu obojętna, ale wcale go nie dotyczyła.
Gdyby to Hyde był jednym z uczestników tej rozróby, sytuacja przedstawiała by się inaczej. Powściągliwość w ekspresji twarzy czy też trzymanie emocji na wodze nie miałoby racji bytu, lecz los wyznaczonej mu eskorty był mu obojętny. Pozbawiony skrupułów omiótł spojrzeniem okładających się pięściami i wszystkim, co aktualnie wpadło im w ręce. Ich śmierć w tej materii byłaby mu właściwie na rękę, jednakże, w końcu znudziła mu się rola postronnego obserwatora.
Jedna z dłoni powędrowała do ekwipunku, który w głównej mierze składał się z apteczki pierwszej pomocy. Rzecz jasna jej zawartość, jak to w przypadku Anglika bywało, została wzbogacona o parę rzeczy. Prym wiodły przede wszystkim trzy ampułki z bliżej nieokreśloną dla niewtajemniczonych zwartością. Mętna substancja była bowiem efektem badań Jekylla. Zawierało w sobie jad i parę farmaceutycznych usprawnień. Zacisnął na jeden z nich pięć palców i wydobył ją ze swojego ekwipunku w zestawie ze strzykawką opatrzoną na końcu półtorej centymetrową igłą. Nabił na nią osobliwy specyfik.
Na jego ustach pojawiło się coś na kształt ojcowskiego uśmiechu, gdy strzepnął z naczynia kilka ostatnich kropel płynu.
Szklany pojemnik wypadł mu z ręki, gdy zbliżył się do miotającego się w amoku wściekłości agresora i jego ofiary. Skonfrontował się z samotnym kamieniem i roztrzaskał się na drobny mak.
Odsuń się — polecił temu, który stał jeszcze na nogach, gotowy przeprowadzić w każdej chwili atak na plecy tego nieszczęśnika, który za niecałe dwie godziny wpadnie pod skalpel Jekylla.
W wolnej ręce lekarza pojawił się ówże przedmiot. Złapał mężczyznę mocno za kark, obchodzącym się z nim jak ze wściekłym zwierzęciem, i naciął mu ucho. W pierwszym odruchu miał ochotę go obciąć, lecz w ostateczności pozwolił by ten zawisł na jednej z tkanek. Nie czekał, aż moment zaskoczenia minie. Z chirurgiczną precyzją, wbił do skóry zagubionego wędrowca igłę, by zaraz wpuścić do krwiobiegu jedno ze swoich dzieł.
Szamotanie się we własnych żądzach jest równoznaczne z opuszczeniem gardy, nie sądzisz? — zapytał z jawną pogardą, odsuwając się od niego parę kroków. Był niebezpieczny, to nie ulegało żadnym wątpliwościom, a jeśli założenia Bernardyna okażą się słuszne, lepiej nie wchodzić z tym człowiekiem w kontakt fizyczny.
Parsknął.
Nie miał do czynienia z człowiekiem z krwi i kości, i aż za dobrze to wiedział. Bądź co bądź  refleks, styl poruszenia się i (a może zwłaszcza) niezachwiana wręcz świadomość skreślała z listy podejrzenie Dr również przynależność do rasy wymordowanych.
Zanim stracisz świadomość, opowiesz mi kim jesteś, pokrako — powiedział oschle. Niezachwiany spokój powrócił na jego oblicze. Znów mógł wcielić się w role pełnoprawnego lekarza i obserwatora. — Lęk, który ci wstrzyknąłem wywołuje silne omamy wzrokowe, które nieczęsto kończą się szokiem pourazowym. W dwóch zanotowanych przez mnie przypadkach pojawiła się amnezja — mówił programowe, automatycznie, jak głos w TV oznajmujący, że przed zażyciem leku należy skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Mówienie rzecz jasna pacjentowi o skutkach, gdy już lekarstwo zostało podane mijało się z celem, ale na Desperacji w końcu nie obowiązywały żadne procedury i Jekyll miał o wiele większą swobodę działania. — Czasem doprowadza do paraliżu niektórych mięśni albo wszystkich na raz. Na każdego działa zgoła inaczej - w mniej lub bardziej zaskakujący sposób. Pewne jest natomiast jedno: wywlecze na wierzch wszystkie twoje fobie, więc nie opieraj się. Krzycz, ile w lezie, aż w końcu zadrzesz sobie gardło. Dla mnie to tylko jeden z wielu eksperymentów, dla ciebie to kwestia życia lub śmierci. Zaskocz mnie, a nagrodzę cię tym pierwszym.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.16 21:24  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Kciuki anioła wchodziły coraz głębiej w oczodoły wymordowanego, ciepłe i lepkie osocze przylgnęło do jego palców rozlewając się po twarzy jeszcze podrygującego mutanta. Po chwili ten stracił przytomność na skutek zadanych mu obrażeń i szoku.
Drugi watażka okładający go po plecach łomem, zamarł w bezruchu. Przyglądał się z niedowierzaniem Asmodeuszowi,  który masakrował mu kumpla. Tej akcji także przyglądał się Jekyll, który jednak nie popadł w szok, zamieniający go w słup soli.
Ciężko dysząc anioł cofnął ręce do siebie i wytarł brud w ubranie swojej ofiary. W tym momencie poczuł pieczenie w okolicach ucha.
Przyciągnął rękę do odstającego lekko ucha i po dotykał je, a swą postawą przypominał zszokowanego ćpuna, który próbuje ogarnąć czy to co czuje to zwykły narkotykowy trip czy prawda. Zaraz po tym poczuł ukłucie.
Odwrócił nienaturalnie głowę w kierunku cofającego się Jekylla. Wyraz twarzy miał pusty, jak przedtem z twarzy kipiał psychozą, tak teraz niczym. Nawet nie można było tego nazwać zimnym spojrzeniem, było zwyczajnie puste - nie chłodne, złowrogie czy nawet rządne mordu.
- Coś ty mi zrobił jebana ludzka kreaturo...
Dźwignął się z ziemi i marionetkowym krokiem podszedł do leżącej nieopodal laski, a następnie ją podniósł.
- Trucizna...? Tak, tak trucizna... rozumiem, rozumiem.
Stał tak, a głos przybrał łagodny pełen zamyślenia. Wpatrywał się w ziemie jakby chciał coś w niej zobaczyć.
W pewnym momencie podniósł pusty wzrok na Jekylla i jego przydupasa.
- To znaczy... że mogę...
Jego postać spowił gęsty dym.
- ... rozrzucić wasze flaki po najbliższej okolicy?
Zrobił krok do przodu.
Zawiał chłodny wiatr, który rozwiał pozostawiony dym, lecz anioła tam nie było.
W tym czasie sam Asmodeusz kroczył nieśpiesznie po jeszcze bardziej zniszczonej ziemi, w jeszcze bardziej zniszczonym świecie. W tym chorym wymiarze przeobraził swoją laskę w wielką kosę.
Stanął za jasnym słupem światła i zamachnął się na niego.
Dwoje wymordowanych mogło usłyszeć tylko świst, a sam Jekyll zobaczyć jak połowa ciała jego towarzysza spada na piach, a jego wnętrzności "wysypują" się przed stopami jeszcze stojącej dolnej połowy ciała oprycha.
Anioł brutalnie kopnął ową dolną połowę, która finezyjnie odbijając się raz od ziemi, zatrzymała się jakieś osiem metrów dalej.
Asmodeusz skierował powoli wzrok na ostatniego DOGSa i uśmiechnął się krzywo.
- Jam Asmodeusz...
Chwycił Wymordowanego i rzucił nim brutalnie o ziemie, a następnie usiadł na nim i zablokował jego ruchy.
- Boży syn...
Z pleców wyrosła mu para kruczoczarnych ogromnych skrzydeł.
- Temu, któremu Pan podarował dar światła... i ten który go odrzucił na rzecz mroku. Ten, który teraz potępiony i skazany na wieczną Rozpacz.
Chwycił jego prawą dłoń i z ogromną siła zgniótł ją, powodując, że wszystkie palce powyskakiwały ze stawów. Następnie przyciągnął ją sobie do ust i zacisnął szczeki na środkowym oraz wskazującym palcu. Krew wymordowanego napłynęła mu do ust. Rozległ się nieprzyjemny dla ucha chrzęst, a następnie mięsisty i mokry odgłos.
Anioł odrzucił rękę wymordowanego na piach, pozbawioną dwóch palców. Wypluł oba nabytki w przeciwnym kierunku, wraz z ciemną kleistą krwią Jekylla.
Nachylił się do niego z zakrwawioną twarzą i delikatnie muskając wargami jego ucho, wyszeptał, okropnym chrapliwym i obleśnie psychopatycznym głosem:
- Pozwolisz, że się tobą zajmę, zbłąkana owieczko.
Zakończeniem swojej kosy wyprowadził cios w jego nos, a następnie policzek. Odrzucił ją na bok i zaczął okładać go pięściami po twarzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.10.16 22:31  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Jekyll odczuł silne, odpychające wręcz rozczarowanie. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że mężczyzna użył prymitywnej sztuczki, by uwolnić się od trucizny, której celem było związanie jego umysłu na długie godziny.
Rzeźnikiem jesteś nienajgorszym — pochwalił go, gdy rozpruł ciało ostatniej osoby pełniącej rolę jego eskorty. Widok wysypujących się organów nie wzruszył doktora. Ostatni spożyty posiłek nie podszedł mu do gardła, nie poczuł też mdłości i zawrotów głowy. W swojej karierze widział grosze rzeczy. Dzień, w którym zrobiło mu się niedobrze na widok ludzkich wnętrzności, dawno odszedł w zapomnienie. — Chcesz zapisać się na kartach historii jako Kuba Rozpruwacz, a może swoją przyszłą karierę wiążesz z rzęśnia?
Prychnął, upewniwszy się, że jego jedna z ostatnich desek ratunku była na swoim miejscu. Zanim jednak po nią sięgnął, sprowadzono go skutecznie do porteru. Lądując twardo na wysuszonym piachu, poczuł go wszędzie – głównie w gardle i w oczach. Pył wzbił się powietrze i zawirował. Długie włosy, niezwykle pomocne w takich sytuacjach, w niewielkim stopniu zamortyzowały upadek.
Stworzone przez mnie monstrum jest dwa razy silniejsze od ciebie. Nie dorastasz mu do pięt — ocenił. Nadal biło od niego wręcz nieludzkie opanowanie, który wyraźnie wskazywało na to, że Dr, choć nie dysponował siłą, nie był bezbronnym dzieciakiem i posiadał jeszcze parę asów w rękawie, mimo iż szala zwycięstwa zdecydowanie przechylała się na korzyść pozbawionego piątej klepki wędrowcy.
Próba wyrwania się zakończyła się jednak porażką. Uścisk był silny. Nie czuł jednak strachu, gdy jego ramię zostało wygięte pod dziwacznym kątem i usłyszał trzask, będący niewątpliwie wynikiem łamanej kości. Ból temu towarzyszący sprawił, że z jego ust wydobył się najprawdziwszy okrzyk. Nie potrafił go stłumić zaciskając zęby. Dotknęła go największa sromota, jaka mogła spotkać wybitnego lekarza z takim medycznym stażem. Kątem oka wyłapał, jak dwa palce umazane we krwi zostają wyplute. Jego oczy natomiast zasłyszy mgłą, jakby wola życia powoli się z niego ulatniała.  
Ten anioł był szkaradną istotą z wielkimi, czarnymi jak smoła skrzydłami. Czyżby na jekyllowej drodze w końcu pojawił się ktoś równy jemu samemu? Drugie uosobienie śmierci krążące po ludzkim padole w poszukiwaniu swoich nowych ofiar?
Włosy na karku stanęły mu dębu, gdy złowieszczy szept rozległ się w jego ucho. Paradoksalnie miał wrażenie, że pośrodku tej beznadziei pojawiło się coś na kształt koła ratunkowo. Jekyll, wykorzystując rozluźnienie kreatury, które było zapewne podyktowane zgubną pewnością siebie, złapał za rękojeść nożu zaczepionego o pasek spodni.  
Przez zastrzyk adrenaliny nie poczuł bólu, który powinien promieniować od złamanego nosa. Zacisnął jedynie usta w wąską linię, by odrzucić od siebie możliwy scenariusz zachłyśnięcia się własną krwią.
Nóż poszedł w ruch. Klinga przesiąknięta jadem dwóch najbardziej morderczych węży w historii ludzkości zatopiła się w zakrwawionej pięść mężczyzny. Jekyll wykonał pewny ruch nadgarstka, by pogłębić ranę ciętą.
Masz więcej szczęścia niż rozumu — stwierdził oschle. W istocie, gdyby mężczyzna był człowiekiem z krwi i kości, w kontakcie z krwią Jekylla byłyby już trupem, otóż Dr zapomniał wstrzyknąć sobie środek na stłumienie poziomu wirusa X w krwi, z tego też tytułu w tym stanie pełnił rolę niezastąpionej broni biologicznej.
Zerknął wprost w oczy bożemu stworzeniu. Substancja pobrana wprost z kanalików jadowych Hyde, zaczęła powoli działać. To kwestia dwóch/trzech minut, kiedy sparaliżuje układ nerwowy i dobierze się do mięśni. Jekyll rzecz jasna w swoim asortymencie posiadał antytoksynę na te zabójcze połączenie, ale użycie jej, by ratować życie tej kreatury, uważał za marnotrawstwo w najczystszej postaci. Wiedział też, że ówże istota nie była w stanie tego uniknąć. Jej krew – kap! kap! – upadała na policzek doktora, barwiąc soczystą czerwienią.
Wypuściwszy nóż, nie wyciągając go ze skóry mężczyzny, zacisnął pięć placów na szyi ówże osobnika. Grube płytki nieobcinanych przez tydzień paznokci wbiły się do jego skóry. Zostawił na niej zadrapania. Wykorzystując okazję, zgiął kolano, trafiając nim na oślep w samo krocze napastnika. Dr był w końcu Wymordowanym. Istotą dwukrotnie silniejszą od człowieka. Oczywiście anioły w hierarchii gatunkowej znajdowały się o szczebel wyżej, jednakże element zaskoczenia, jak i sam fakt, że zmęczenie było nieodłącznym elementem każdego bytu oddychającego, sprawiało, że nawet ten mroczny kosiarz, jak Jekyll ochrzcił go w myślach, nie był w stanie wygrać z tymi dwoma, nieodłącznymi czynnikami.
Bezwątpienia jest ci pisana wieczna rozpacz, Asmodeuszu. — Wykrzywił usta w grymasie, który mógł w tych wyjątkowych okolicznościach uchodzić za uśmiech. — Twoje wieczne życie znajduje się w moich rękach. Zgotuję ci piekło, mój aniele.
Jekyll nie miał zamiaru robić tego jednak dla zemsty samej sobie, a dla nauki w najpiękniejszej formie. Już dawno nie eksperymentował na skrzydlatych istotach, więc nie miał zamiaru odmówić sobie takowej przyjemności. Asmodeusz był obiecującym materiałem badawczym. Po świecie w końcu chodziły tylko dwie zdeformowane przez niego kreatury -  Aequalis i Hyde. I obie posiadały defekty, który nawet sam Jekyll nie był w stanie uniknąć. Jednak na skutek sentymentu, gdzie coś do powiedzenia miała również jego bojaźń i pycha, nie miał serce, aby się ich pozbyć.
Dźwignął się na nogach. Tej czynności nie towarzyszył ból, który był obecny podczas przemieszczania się kości, więc żebra miał całe. Sam kręgosłup zresztą też. Nie mógł jednak tego samego powiedzieć o prawym ramieniu.
Ciężko mi sobie wyobrazić, jaki prymitywny musiał być ten twój bóg, skoro był w stanie stworzyć istotę twojego pokroju. Nie dziwię się też, że ten świat spowiła zagłada, skoro takie kreatury jak ty, stały na straży porządku. Tylko spójrz na siebie. Brudny, poszarpany, kierujący się instynktem. Wyglądasz jak pies, który zerwał się z łańcucha. Nie różnisz się od nas, wymordowanych, którymi tak jawnie gardzisz.
Omiótł wzrokiem okolicę. Gdy odnalazł to, czego teraz tak rozpaczliwie potrzebował, los anioła stał mu się obojętny.
Miał niecałe trzy godziny, by oczyścić rany i zszyć z powrotem odgryzione palce. Wszystko inne musiało poczekać. Potem zajmie się nastawianiem nosa i złamanym ramieniem, choć niewykluczone, że sam jeden sobie nie poradzi. Dłonie mu drżały. Ból nadal był obecny, a wokół walały się ciała. Smród krwi unosił się w powietrzu i pewnie zaraz zaalarmuje zmutowaną zwierzynę lub pozbawionych ludzkiego pierwiastka wymordowanych. Zerknął kątem oka na anioła. Nie wyglądał na takiego, co jest za pan brat z medycyną.
Syknął. Sytuacja była wręcz beznadziejna.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.16 18:13  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Uderzał mężczyznę raz za razem. W pewnym momencie, gdy wziął mocniejszy zamach jego pięść napotkała coś nienaturalnego.
Poczuł jak coś przedziera się przez jego dłoń. Ostrze przebiło jego rękę na wylot, powodując, że sam anioł lekko się wzdrygnął i wykrzywił twarz w niewerbalnym krzyku, spowodowanym promieniującym bólem.
Kopnięcia w krocze nie poczuł, toksyna zwarta w ostrzu skutecznie zadziałała jako znieczulenia, lecz to także zaniepokoiło Asmodeusza, który momentalnie zamilkł. Był wpatrzony w nóż, który wystawał z obu stron jego dłoni.
Czuł jak jad penetruje każdy zakątek jego ciała i powoli zaczynają drętwieć mu usta i palce.
W tym czasie Jekyll prowadził swój jakże pogardliwy monolog.
Anioł siedział na piasku wciąż wpatrując się w ociekającą od krwi dłoń. W pewnym momencie jego pole widzenia zaczynało się kurczyć, i pogrążać anioła w ciemnościach. Słyszał, lecz nie widział. Sam dźwięk był lekko przytłumiony i metaliczny, lecz nadal słyszalny.
Twoje wieczne życie znajduje się w moich rękach. Zgotuję ci piekło, mój aniele.
- Nie widziałeś chyba piekła, smarkaczu.
Asmodeusz rzucił chrapliwym ale jednocześnie ostrym i pełnym powagi głosem.
- Ludzkie wyobrażenie piekła jest zaledwie okruszkiem całości. Nic o nim nie wiecie.
Zaniósł się kaszlem. Czuł się jakby ktoś zarzucił na niego chłodny koc, który ważył tony. Mimo to na jego twarzy zdołał się zarysować lekki pogardliwy uśmieszek.
- Bóg jest prymitywem... i tchórzem. Jak sam powiedziałeś. Jestem zepsuty do cna właśnie przez ten godny pożałowania i spalony świat, a wymordowanymi gardzę tego nie będę ukrywał!
Skierował pusty wzrok w stronę skąd słyszał Jekylla, mimo tego że po za czarną masą nie widział nic.
- Gardzę wami, bo gardzę samym sobą. To, że bliżej mi do was, niż do anioła wzmaga we mnie odruchy wymiotne.
Złapał za ostrze, które wciąż tkwiło w jego dłoni i wyciągnął je, by następnie rzucić na ślepo Jekylla.
To ze świstem przeleciało obok głowy wymordowanego, cudem nie ucinając mu ucha, jedynie garstkę włosów. Po tej akcji ręką upadła mu na ziemie.

Nagle ogarnęła go pustka totalna, nie słyszał już nawet tych metalicznych odgłosów, a uczucie głodnego i ciężkiego koca także znikło.
Teraz miał wyobrażenie podobne jakby spadał w dół, otoczony  mrocznymi wodami patrząc jak granica wody i powietrza oddala się coraz bardziej. Pusty i chłodny świat... tak wygląda śmierć?
- Jesteś żałosny Asmodeuszu...
Rozbrzmiał okropny głos w jego głowie.
- Nie potrafisz zabić tak nędznego szczura jak ten. Gdybyś mógł spojrzeć na siebie, jak teraz żałośnie wyglądasz. Na klęczkach... przegrany i poszarpany, gdzie góruje nad tobą patyczkowaty człowiek.
Znał ten głos, nawiedzał go przez dobrych kilka set lat, lecz w końcu go zdominował. Najwidoczniej zaczął znowu przejmować nad nim kontrole.
- Brakowało mi Ciebie.
Rzucił do swojego alter ego w iście sarkastycznym tonie.
- I co zamierzasz przejąć moje sparaliżowane ciało i co dalej? Umrzeć? Jesteś niczym więcej, jak nędzną częścią mnie.
- Nędzną? Przejmując twoje ciało uratowałem twoją egzystencję od żałosnych śmierci zbyt wiele razy.
- Moją egzystencję? Raczej ratowałeś sam siebie, przed zniknięciem razem ze mną. Tonący brzytwy się chwyta, Deusie.


Jakby martwe ciało anioła cały czas pokracznie utrzymywało się w pozycji klęczącej, gdy w pewnym momencie się wzdrygnęło.
Z ust wydobył się jęk przechodzący w psychopatyczny śmiech.
Częściowo sparaliżowane ciało drętwo sięgnęło po leżącą nieopodal kosę, by następnie zacząć nią wymachiwać w każdą stronę.
Ciało Asmodeusza zaczął pokrywać dym, który skupił się na jego skrzydłach i dłoni oraz kosie.
Ciemne masy energii wydobyły się z kosy.
Jeden pocisk poleciał w stronę drzewa, łamiąc je na pół i wzniecając tumany kurzu. Następny pocisk trafił nieopodal Jekylla odrzucając go na bok.
Pozbawione kontroli ciało anioła dźwignęło się na chwiejnych nogach i mechanicznym ruchem zaczęło kierować się do wymordowanego.
Momentalnie postać pustej skorupy Asmo stanęła przed doktorem. Kosa kierowała się z zawrotną prędkością w stronę jego szyi, by nagle stanąć.
Puste oczy jakby nabrały koloru. Psychopatyczny uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Zastanawiam się jakim cudem ten upośledzony anioł nie był wstanie zabić tak słabego przeciwnika, którego zabiłoby truchło.

- PRZESTAŃ!
Istny krzyk rozprzestrzenił się w pustej i ciemnej krainie, w której znalazł się anioł. Po tych słowach jego oczom ukazała się jego własna sylwetka, z czarnymi włosami i pustymi oczodołami, z których jakby wypływała ciemna maź, a na twarzy niosąca okropny uśmiech psychopaty.
- Nie chcę tak wygrać... nie ja go zabiłem, więc nie ja wygrałem. Chcesz mi odebrać zwycięstwo?
- Uhu, zwycięstwo? Jak chcesz, tak to nazywaj, cokolwiek mógłbyś zdziałać. Uszanuję jednak twoją prośbę? Lub też i krzyk rozpaczy. Jednego żądam w zamian... jeśli jeszcze raz tak nisko upadniesz oddasz mi stery, patrzenie jak bardzo się marnujesz boli.


Kosa anioła rozpadła się na proch z lekkim powiewem. Wielkie smoliste skrzydła rozproszyły się w ciemny dym, który rozpłynął się w wyniku powiewu wiatru.
Anioł chwycił się wymordowanego, by złapać równowagę.
- Wróciłem!
Zamachnął się i uderzył Jekylla w twarz, jednak cios był straszliwie słaby, z powodu wyczerpania organizmu.
Anioł lekko się zachwiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 1:03  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Jekyll nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Jekyll choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.16 23:18  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Lekarz nie musiał być silny fizyczynie, by przeciwstawić się skutecznie istoście żywej. Wystarczyło tchnąć odrobinę wiedzy w życie, czego doskonałym dowodem był ówże osobnik, który kierował się głównie pięścią.
Jad rozprowadzał się po komórkach jego ciała powoli, acz skrupulatnie. Podziwiał swoje dzieło w milczeniu, dopóki nie zostało one przerwane przez ochrypnięty głos. Dr nie przejął się powagą jego tonu. Jego wiara w piekło i niebo wygasła wraz z nadejściem apokalipsy.
Nie widziałem — zgodził się z nim. — Piekło jest w każdym z nas, Asmodeuszu i dla każdego przybiera różne formy — rzucił w ramach odpowiedzi.
Jekyll, jak najprawdopodobniej każda błąkająca się dusza na ziemi, miał swoje małe, prywatne piekło, do którego wracał niechętnie i o którym przypominały mu sny w charakterze koszmarów.
Sam odpowiedziałeś sobie na te pytanie.
Kącik ust uniósł się delikatnie ku górze.  Dr nie miał już żadnych wątpliwości, że ma do czynienia z szaleńcem. Rozdwojenie jaźni to w końcu dość często sięgało po osoby, które upadły na samo dno i nie mogły się od niego dobić.
Oddalając się na bezpieczną odległość od ówże wariata, którym notabene sam był, przyglądał się jego poczynają, przeklinając los za to, że postawił na jego drodze kolejną nieobliczalną jednostkę.
Gdy pięść anioła skonfrontowała się z twarzą Bernardyna, wymordowany nie zareagował, niemal nie odczuwając siły uderzenia, które była porównywalna z mocniejszym podmuchem wiatru. Spiorunował natomiast tego pozbawionego resztek ogłady głupca. Gdyby wzrok mógłby zabijać, ten mężczyzna zapewne byłby już martwy...
Psy głośno szczekają, ale z reguły wiedzą kiedy przestać. Ty najwyraźniej nie opanowałeś tej umiejętności i aż w nagrodę mam ochotę obciąć ci język i zmusić cię do połknięcia go. — Obrzucił anioła pogardliwym spojrzeniem. Ciężki but zaprzyjaźnił się piszczelem wędrowca, co oczywiście zaowocowało tym, że ten synonim nieszczęść, ledwo trzymający się na nogach, osunął się na nich i runął w dół.
Halliwell pochylił się nad mężczyzną, łapiąc w palce jego podbródek.
Słyszałeś plotki, które w tempie ekspresowym obiegły całą Desperacje wydłuż i wrzesz? — zainteresował się, oblizując koniuszkiem języka spierzchnięte wargi. Zmniejszył przestrzeń między sobą a mężczyzną, minimalizując ją do najniższej wartości. Byli na tyle blisko siebie, że Jekyll czuł jego obrzydliwy oddech na swojej szyi. - Wykorzystamy je - podsunął, a w zielonych oczach pojawił się niezidentyfikowany błysk.
Przejaw geniuszu czy szaleństwa? Pewne granice już dawno zatarły się w lekarzu utożsamianym ze kostuchą.
Sam kopiesz sobie grób...
Przytaknął własnej myśli. Wiedział o tym bowiem od dawna.
Masz ograniczone pole wyboru, a twoje życie całkowicie leży w moich rękach. Umrzesz, to nie ulega żadnym wątpliwościom, ale czas i miejsce zgonu poniekąd zależy od twojej decyzji. Możesz umrzeć tu i teraz, albo rozwlec to w czasie. Co wybierasz, mój aniele?
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach