Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11 ... 18  Next

Go down

Pisanie 22.03.16 18:16  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Wiatr dmuchnął mu mocniej w twarz, rozwalając mu włosy jeszcze bardziej. To co, że już kilka minut wcześniej jego głowa wyglądała jakby ktoś wytargał go z kudły? Teraz było jeszcze gorzej. Śmiało mógł się porównać do człowieka dopiero co trafionego piorunem. Bo tak właśnie wyglądał. Czarne włosy były roztrzepane o wiele mocniej niż zwykle. Poprawił fryzurę ręką, gdy tylko przestało wiać. Przy okazji przetarł zimnymi dłońmi spokojną twarz. Westchnął dość głośno, zerkając w bok. Rozruszał nadgarstki, prostując się nieco. Siedzenie na pieńku nie należało do najwygodniejszych, ale i tak było znacznie lepsze niż zajmowanie chłodnej ziemi.
    Kątem okaz spojrzał na swoją kotkę, która nadal grzecznie leżała obok jego nogi. Możliwie, że byłą zmęczona podróżą. Zazwyczaj wesoło podskakiwała, machała ogonem, czy też wydawała z siebie ciche pomruki. A teraz? Teraz po prostu leżała. Ułożyła się wygodnie, wyglądała jak mała, puszysta kulka. Aż chciał ją pogłaskać, ale uznał, że lepiej będzie, jeśli nie będzie jej przeszkadzał w odpoczynku. Sam nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadzał w czymkolwiek.
    I znowu przymknął oczy. Dosłownie na chwilę. Krótką chwilę. Na minutę, może dwie. Próbował oczyścić umysł z nadmiaru niepotrzebnych myśli. Stracił czujność, bo nawet nie słyszał tego, że ktoś zbliżał się w jego kierunku.
    Kichnięcie, usłyszał kichnięcie. Raptownie otworzył oczy. Był spięty, nie wiedział kogo lub czego może się spodziewać. Odruchowo prawie wstał. Odetchnął ciężko, spoglądając na chłopaka. Twarz nadal miał spokojną, chociaż brwi mogły nadawać jej nieco ostrego wyrazu, którego w tej chwili nie chciał uzyskać. W pierwszej chwili specjalnie nie przejął się obecnością skrzydlatego, nie wyglądał na niebezpiecznego. Chociaż z drugiej strony ostatnio przekonał się, że nie warto oceniać ludzi po wyglądzie, dlatego mimo wszystko w głębi duszy Fynn był nieco przejęty. Naprawdę nie wiedział czego może się spodziewać.
    Cały czas przyglądał się nowo przybyłemu. Podrapał się po szyi, usłyszawszy pierwszą kwestię chłopaka. Faktycznie, możliwe, że widzieli się już kilka razy, może kiedyś zamienili nawet słówko. Po prostu wiedział, że skądś go kojarzy. Nie sposób zapomnieć te różowe włosy, które raczej rzucały się w oczy. No i ta blizna na policzku. Ją również zapamiętał.
    Nie przerywał. Po prostu opadł na pieniek, starając się skupić na tym co do powiedzenia ma jasnowłosy. Chwilę później usłyszał swoje nowe imię. Aż kącik ust nieznacznie mu drgnął ku górze. Machnął ręką, chcąc pokazać, że nie zgadza się z jego słowami.
    — Tak, ja też Cię kojarzę. Możliwe, że rozmawialiśmy kiedyś. I nie, nie jestem Feel. Byłeś blisko. Mógłbym pozwolić Ci zgadywać dalej, ale obawiam się, że usłyszałbym jeszcze kilkanaście innych przeróbek swojego imienia. Oszczędź mnie i mów mi Fynn. — odparł jednym ciągiem, bez żadnych przerw czy pauz. Aż musiał wziąć kilka głębszych wdechów po tej wypowiedzi. Przełknął ślinę dość głośno, gdy Nathair podchodził nieco bliżej. Nie dlatego, że siego bał. Po prostu zaschło mu w gardle.
    Nareszcie byli mniej więcej na tej samej wysokości. Czarnowłosy zlustrował przybysza już kilka razy. Nie krył się z tym jakoś specjalnie. Bo przecież chyba nie ma nic dziwnego w przyglądaniu się komuś, prawda? Zwłaszcza, gdy ten ktoś ma taką niecodzienną aparycję. Niecodziennie spotyka się przedstawiciela płci męskiej o jasnoróżowych włosach.
    — Biwak? Nie. Po prostu potrzebowaliśmy krótkiego postoju. Nie czuję się najlepiej. Ty chyba zresztą też. — rzekł spokojnie, wbijając w niego wzrok. Vesna pewnie już dawno przyglądała się przybyszowi. Raz na niego zerkała, później znowu przymykała oczy, by potem znowu zacząć mu się przyglądać. Finalnie jednak uznała, że nie ma potrzeby ciągle obserwować chłopaka i wywierać na nim niepotrzebnej presji. Poza tym Fynn pokazał jej ręką, aby pozostała na miejscu.
    — Nie to chyba nie ja, musiałeś mnie z kimś pomylić. A tak na marginesie... mógłbyś przypomnieć mi swoje imię? — zagadał, udając nieco zaciekawionego. W rzeczywistości uznał, że po prostu lepiej byłoby znać imię swojego rozmówcy, usprawniłoby to znacznie komunikację. Nigdy nie miał zbyt dobrej pamięci do imion, więc wolał się upewnić, czy dobrze pamięta. — Co tu robisz? — rzucił kolejnym, mało dyskretnym pytaniem. No co, warto było wiedzieć czy jest tu przez przypadek, czy może też z jakiegoś konkretnego celu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.16 2:06  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
Zmarszczył ledwo zauważalnie brwi, przyglądając się chłopakowi. Fynn. Gdzieś z tyłu potylicy coś dzwoniło, ale Nathair nie był w stanie określić w którym kościele. W efekcie wzruszył jedynie ramionami, jakoś niekoniecznie przejęty faktem, z pozoru tak istotnym, jak pomylenie imienia i koniec końców nie pamiętania kiedy poznał tego jegomościa. Znali się, a to wystarczyło do punktu zaczepienia, by dalej utrzymywać konwersację, choć Nathair w głębi ducha nie wróżył jej długiego żywota. Ponownie kichnął, w ostatniej chwili unosząc obie dłonie, by zakryć się, nie chcąc rozsyłać dalej swoich wirusowych zarodników.
Chory? – zapytał pociągając nosem, a spod jego bluzy wypadło parę piór, które swobodnym lotem opadły na ziemię. Zrywał się coraz zimniejszy wiatr, pomimo pory roku. Już od dłuższego czasu cała pozostałość zieleni na Desperacji powinna budzić się do życia, a zamiast tego istniało widmo wtórnego śniegu.
W sumie przechodziłem. Chciałem odwiedzić… pewną osobę, ale koniec końców zrezygnowałem i kierowałem się w stronę domu. – odpowiedział nie zamierzając wdawać się w szczegóły. Znajomości znajomościami, ale jakoś nie uśmiechało mu się zdradzanie faktu, że raz, ma podopiecznego a dwa, że jest anioły. Osobniki jego typu niezbyt były mile widzialne w Desperacji. Nie, inaczej. Były. Po to, że krążyło przeświadczenie, że pławią się w bogactwie i dobrobycie. No i byli mimo wszystko łatwymi celami. A Heather, zwłaszcza teraz, był cholernie osłabiony, dlatego też nie chciał się z nikim dzielić swoją przynależnością rasową. Nie ufał nieznajomemu.
Odette. – kłamstwo z zadziwiającą łatwością prześlizgnęło się przez jego gardło. Nawet nie zająknął się. Kwestia imienia i zdradzania go była taka sama jak w przypadku innych szczegółów. Skoro znali się tylko z widzenia, to niech i tak pozostanie. Jasne spojrzenie uparcie wpijało się w drugiego chłopaka, jakby chciał przeniknąć przez jego tkanki i wyciągnąć na światło dzienne wszystko to, co w nim siedziało.
Nie jest ci zimno tak tu siedzieć? Usiadłem zaledwie parę chwil temu, a już czuję jak mi dupa przymarza do tego cholernego pieńka. – rzucił marudnie i jakby na potwierdzenie swoich słów, poruszył się lekko, jednocześnie ocierając dłonie o siebie, żeby chociaż trochę je rozgrzać. A powinien przywyknąć do zima, czyż nie?
Nie macie tutaj żadnego szpitala? Wiesz, skoro źle się czujesz, to chyba ktoś powinien cię obejrzeć. – zaczął powoli, starając się odczytać z twarzy Fynna wszystko to, co było możliwe. Prawda była jednak taka, że pomimo obcości, jaka pomiędzy nimi wisiała, to Heather był gotowy mu jakoś pomóc. W jakikolwiek sposób, choćby przyniesienie z Edenu zapasu koców czy jakiegoś pożywienia. A na zabraniu go na swoje tereny kończąc. Pomimo degradacji i zepsucia, jakie Desperacja odcisnęła swoje piętno na nim, skutecznie nadwyrężając jego kręgosłup moralności, to wciąż pozostawał aniołem. Wciąż czuł wewnętrzną potrzebę pomagania tym, którzy akurat tego potrzebowali, choć i tak wyraźnie odbijał się na anielskich standardach.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.16 13:44  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Możliwe, że ich spojrzenia się spotkały, bo przecież Fynn również wpatrywał się w swojego rozmówcę. I nawet niespecjalnie się z tym krył, choć zazwyczaj obserwował innych z ukrycia. Jednak w tej sytuacji nie musiał przyglądać się ukradkiem, pozwolił sobie nacieszyć oczy.
    Chyba nie był w żadnym stopniu zły na różowowłosego. Fakt, pomylił imię Riverstone'a, ale czarnowłosy również zapomniał jak brzmiała prawdziwa godność Nathaira, więc byli kwita. Wciąż lustrował sylwetkę znajomego, chcąc przywołać jakieś wspomnienia lub cokolwiek innego, co pomogłoby mu ustalić gdzie go spotkał. Fynn nie wychylał się poza Desperację, więc zakres poszukiwań nieco się zmniejszył. Myślał nad tym dosłownie kilka chwil, by dojść do wniosku, że to bez znaczenia. Spotkali się ponownie, a to co było nie miało zbyt dużego znaczenia, skoro oboje tego nie pamiętają.
    — Raczej niewyspany, zmęczony i lekko poirytowany. — odparł, będąc oszczędnym w słowach. Przecież nie powinien chwalić się praktycznie nieznajomym, że nękają go koszmary nocne. W ogóle nie powinien dzielić się z innymi wiedzą o swoich schorzeniach, dlatego nie rozwinął swojej wypowiedzi. Ba, nawet dość szybko ją uciął. Temat chorób i dolegliwości wolał omijać.
    Kątem oka zerknął na kotkę, która drzemała obok pieńka, na którym siedział. Nie miał zamiaru jej budzić, był prawie pewny, że zbudzi się sama, gdy będą musieli ruszyć w dalszą drogę. No i nie chciał jej przerywać jej snu, to byłoby takie niegrzeczne!
    Oczywiście dostrzegł to, że rozmówca wraz ze swoim kichnięciem zgubił pióra. Chyba nie trzeba było być super detektywem, żeby połączyć wszystkie elementy układanki w całość. Fynn od razu założył, że ma do czynienia z aniołem. Chorym aniołem. Słyszał kiedyś coś o takiej chorobie. Ludziom wypadają włosy, więc aniołom mogą wypadać pióra ze skrzydeł. No właśnie, skoro już mowa o skrzydłach... dlaczego nie mógł ich dostrzec? Nieważne, nie miał zamiaru się nad tym rozwodzić. Ciekawił go jeszcze powód, dla którego różowowłosy zawędrował aż tutaj, do Desperacji. Przecież bezpieczniej byłoby zostać w Edenie, prawda? Ale nie chciał go o to wypytywać, nie był wścibskim typem.
    — Aha, rozumiem. — burknął, ucinając temat "dlaczego tu jesteś". Żadnych zbędnych pytań, zero dociekliwości. Przecież nie chciał, by jego rozmówca czuł się niekomfortowo. Gdyby chciał o czymś powiedzieć, to zrobiłby to sam, nie miał zamiaru nikogo ciągnąć za język.
    Zaatakował go podobnym, przenikającym spojrzeniem, zaraz po tym jak usłyszał imię chłopaka. Odette? Nic mu to nie mówiło. Był niemalże pewien, że słyszy to miano pierwszy raz. Czyżby anioł (o ile nim był) go okłamał? Możliwe. Taką opcję musiał brać pod uwagę. Ale nieważne, Fynn postanowił to zignorować. Imię jak imię, może się do niego zwracać nawet tak. A może po prostu zmienił swoją godność? Opcji było tak wiele, odpowiedzi żadnej.
    — Bywało zimniej. — skomentował krótko, przenosząc wzrok w okolice tyłka chłopaka, jakby chciał się upewnić, czy rzeczywiście dupa mu przymarzła do pieńka. No co, to mogłoby być dość zabawne. Ale dosłownie po chwili powrócił do obserwacji jego twarzy. I zrobił idiotyczną minę, jakby był zażenowany, że tyłek Nathaira ma się dość dobrze i wcale nie przymarzł do pieńka.
    — Szpital? Pewnie jakiś jest, ale ja nie ufam medykom. W ogóle mam problemy z zaufaniem. Cud, że z Tobą rozmawiam. Kiedyś bym Cię po prostu ominął. — rzekł spokojnie, nie próbując wyjaśnić swojej wrodzonej niechęci do wszystkich i wszystkiego. Może wcale nie chciał tego słuchać? Będzie chciał wiedzieć? Zapyta.
    Dłonie miał zimne, co nie było niczym nowym. Przez problemy z krążeniem jego ręce i stopy prawie zawsze były chłodne. Brzydka pogoda tylko potęgowało te uczucie zimna.
    — A co z Tobą? Gubisz pióra... a to chyba nie jest dobry znak — zapytał, nawet zauważył, że wypadanie piór nie było normalne, nawet spróbował się nim zainteresować. Spróbował. A jak było naprawdę? Któż to wie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 22:03  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wydał z siebie cichy pomruk, zwiastującego właściwie wszystko. Potarł niespiesznie brodę, przyglądając się nieznajomemu, jakby próbował za wszelką cenę przyłapać go na kłamstwie. Ostatecznie wzruszył ramionami sięgając po bezpański kamień leżący u jego stóp i podniósł obracając w dłoniach. A tylko po to, żeby czymś je zająć.
Skoro tak mówisz. – powiedział niechętnie, jakby słowa nie chciały prześlizgnąć się przez jego gardło. Rozchylił nieco usta, próbując unormować płytkie i szybkie oddechy. Wydawało mu się, że powietrze dookoła niego w jakiś magiczny sposób stało się rzadsze, jakby znajdował się na szczycie jakiejś wysokiej chmury. A zimne powietrze i wydobywająca się para z ich ust za każdym razem, kiedy próbowali coś powiedzieć w żaden sposób tego nie ułatwiała.
I nawet w Desperacji zdarzają się cuda, co? – rzucił żartobliwie, choć wypowiedziana złośliwość nawet nie otarła się o jakiś przyzwoity kawał. Kąciki ust uniosły się ku górze, kiedy przelotem przesunął wzrokiem po siedzącym Fynnie, po czym odchylił się do tyłu, opierając obiema dłońmi, gdzie w jednej z nich wciąż tkwił znaleziony kamień, o pieniek, na którym usadził swoje szanowne cztery litery. – Dobrze robisz, choć teraz postąpiłeś lekkomyślnie, Fynnie. Tutaj nie możesz nikomu ufać. Nawet, jak wydaje ci się, że twój rozmówca jest niegroźny. Dziecko, dorosły, wymordowany, kobieta, człowiek, anioł. To bez znaczenia. Wierzysz w Boga? I w anioły? – przekręcił się nieco, by móc lepiej spojrzeć na niego z dziwnym błyskiem w oku. – Słyszałem teorię, że anioły to tylko wymysł. Zmutowali z ptakami i dlatego mogą poszczycić się pięknymi skrzydłami. Wyglądają jak istoty nie z tej ziemi. Ale mają ludzkie ciała. I uczucia. Myślą i zachowują się jak inne, ludzkie istoty. W końcu wiara od zawsze była potężnym narzędziem. Może ktoś wpadł na tak genialny pomysł, że wymyślił o cudownym zejściu aniołów na ziemię, by ukryć pod tym swoje chorobliwe zapędy tyrana, hm? – uniósł jedną brew w geście zapytania, aczkolwiek pytanie, które zawisło pomiędzy nimi nie miało otrzymać odpowiedzi.
Bluźnisz, Nathair.
Czemu ze mną rozmawiasz? Jesteśmy sami. Na pustkowiu. Tu nikt nie usłyszy twojego krzyku o pomoc. A nawet jeśli – nie zainteresuje się. Nikogo nie obchodzą krzyki w Desperacji. Może jestem psychopatycznym mordercą, który dla swoich uciech lubi zadawać tortury innym? Nie wyglądam na silnego. I masz rację. Nie jestem. Ale może potrafię zmącić tutaj. – uniósł wolną dłoń i postukał się palcem wskazującym w skroń, uśmiechając szerzej, co z anemiczną barwą jego skóry wyglądało nieco upiornie.
Może już cię zmanipulowałem? – dodał po chwili a pomiędzy ich dwójką zapanowała chora cisza. Koniec końców została przerwana cichym parsknięciem Nathaira, a atmosfera, która zdążyła zgęstnieć, raptownie rozluźniła się.
Żartuję.  Nie jestem groźnym, psychopatycznym mordercą. – wyszczerzył do niego kły w krzywym uśmieszku, aczkolwiek bardzo szybko dodał. – Ale czy teraz zawierzysz moim słowom? – był ciekawy. Sam nie potrafił ufać obcym. Ba. Nie tylko obcym, ale nawet osobom, które już nieco znał. Co nie zmieniało faktu, że był ciekaw jego reakcji. Czy ucieknie? Całkiem prawdopodobne. Nie winiłby go o to. Być może na jego miejscu sam wziąłby nogi za pas. Leniwie odwrócił głowę i spojrzał na parę piór. Wzruszył ramionami i z wyraźnym wysiłkiem schylił się po jedno z nich. Ujął je w palce, po czym wyprostował się przyglądając trzymanej rzeczy, która jeszcze parę chwil temu była częścią jego samego.
Nie jest. – odpowiedział niespiesznie, muskając opuszką miękką część pióra. – Znak, że nawet my jesteśmy podatni na ziemskie pułapki. – spojrzał na niego i pomachał piórem. – Chcesz? Słyszałem, że nasze pióra przynoszą szczęście temu, kto je posiada. Albo przynosiły.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.16 18:54  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Ich spojrzenia znowu się spotkały. Zmęczone oczy czarnowłosego przymknęły się kilkukrotnie. Możliwe, że chciał uniknąć przenikliwego spojrzenia swojego rozmówcy. A może był po prostu zmęczony tak bardzo, że ślepia same mu się zamykały. W międzyczasie uniósł prawą dłoń na wysokość swojej twarzy. Obrócił nią najpierw w jedną stronę, potem w drugą, jakby chciał się jej dokładnie przyjrzeć. Przetarł nią oczy, szczególnie starannie w okolicach sińców. Zachowywał się jakby próbował się ich pozbyć. Podrapał się po policzku, by po chwili przenieść dłoń na udo. Swoje oczywiście.
    Oddychał spokojnie, rozglądając się co jakiś czas, próbując znaleźć jakiś punkt, na którym mógłby zawiesić swój wzrok. Był blady jak ściana. Ciało trawiła gorączka, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. Zdawało mu się, że ma jakieś dziwne dreszcze i że jest mu zimno. Odruchowo schował ręce w rękawach, próbował znaleźć w nich ciepło, którego mu trochę brakowało. No, niby mógł wyjąć z plecaka kolejny sweter, ale mu się nie chciało. Wciąż starał się mieć przytomny wzrok, nie wiedział czego się spodziewać.
    — Cuda? Możliwe, że się zdarzają, choć ja nigdy żadnego nie doświadczyłem. — mruknął nieco niechętnie. W Boga jakoś specjalnie nie wierzył, więc temat cudów innych tego typu był mu całkowicie obcy. Może kiedyś słyszał o czymś podobnym, ale to było kiedyś.
    Powrócił wzrokiem do Nathaira, który zaczął swoją długą przemowę, w którą Fynn o dziwo wsłuchał się, próbując zapamiętać każde słowo bardzo dokładnie, by móc po chwili skomentować to wszystko. Objął ręką swoją brodę i oparł się o nią. Westchnął cicho gdy anioł skończył. Uniósł głowę nieco ku górze, otwartą dłoń ułożył na swojej klatce piersiowej, jakby przygotowywał się do rozpoczęcia jakiegoś mądrego przemówienia.
    — Lekkomyślność to wielka przyjemność. Ba! Przedtem i w trakcie. Ale nigdy potem. — powiedział nieco innym tonem głosu, jakby chciał zabrzmieć nieco poważniej. Był z siebie zadowolony, że użył jakiegoś cytatu, tak. Mimo wszystko kontynuował, powracając do swojej normalnej barwy głosy — Spotkaliśmy się kilka razy, a Ty nadal nie zrobiłeś nic, co mogłoby mi zaszkodzić. Czemu miałbym Ci nie ufać? Mam ku temu jakieś powody? — zrobił krótką pauzę, by móc zastanowić się co powinien mówić dalej. — Kiedyś wierzyłem, teraz trochę mniej. Może kiedyś istniał, ale teraz go nie ma, jestem tego pewny. A anioły? Raczej istnieją, tak mi się wydaje. Myślę, że anioły nie są wymordowanymi, to zupełnie inne byty. Ale no, każdy myśli inaczej. Może masz rację, a może się mylisz. Ja wolę o tym nie myśleć, jest dużo ważniejszych rzeczy, o których mógłbym rozmyślać. — dokończył, ucinając temat o aniołach i Bogu choć na chwilę. Miał cichą nadzieję, że nie zostanie zaatakowany kolejną salwą pytań. Niespecjalnie chciał na nie odpowiadać. Wiara była jego indywidualną sprawą i nie miał zamiaru dzielić się swoimi spostrzeżeniami z każdym.
    Gdzieś pomiędzy wypowiedziami różowowłosego znalazł sobie czas za ciche ziewnięcie, spowodowane ogólnym zmęczeniem organizmu, broń Boże nie znudzeniem! Riverstone katem oka sprawdził co u Vesny, a potem poprawił swoje siedzenie i znowu skupił się na swoim rozmówcy, obserwując go bacznie.
    — Spotykaliśmy się ponownie, a wcześniej jakoś nie spieszno Ci było do zabijania mnie. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Ano, faktycznie, wyglądasz jak morderca z filmu. Ten... jak mu tam... Teksańska masakra piłą mechaniczną? Tak, to chyba ten. — krótka pauza, by po chwili znowu móc mówić znowu — Wcale nie uważam, że wyglądasz na słabego. Po prostu... nieważne. Nie powiedziałem, że na takiego wyglądasz. Nie śmiałbym. — rzekł, krzywiąc się lekko. Nawet zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno nie został zmanipulowany. Ale raczej nie. Nie czuł się zmanipulowany.
    — Może. Och, dzięki, że się przyznałeś, że nie jesteś mordercą, od razu mi ulżyło! I tak, wierzę. — odpowiedział i oczywiście nie miał zamiaru uciekać. Uznał, że anioł był dobrym kompanem do rozmów, a skoro i tak już zaczęli rozmawiać, to raczej nie powinien uciekać. Nie wypadałoby.
    Śledził ruchy Nathaira, podczas gdy ten podnosił pióra. Czarnowłosy wyciągnął rękę, by chwycić za pióro.
    — Dzięki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 0:53  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
Uniósł dłoń I podrapał się małym palcem po dolnej wardze, uśmiechając w dziwny sposób, jakby coś dziwnego chodziło mu po głowie. Ostatecznie na uśmiechu się skończyło, a zamiast dziwnych myśli, pokręcił jedynie głową i wzruszył ramionami w dość lekceważącym geście.
Ja też nie. Nigdy nie widziałem żadnego cudu. Możliwe, że nie istnieją I są jedynie nudnymi bajeczkami, które opowiada się dzieciom na dobranoc, żeby były grzeczne. Cóż, zawsze to lepsze niż straszenie ich jakimiś starymi strzygami czy innymi okropieństwami. Ciebie straszono? – mruknął unosząc jedną brew w geście zapytania. Rodzice i słodkie dzieciństwo. Te słowa praktycznie nigdy nie przekraczały jego ust, nie prześlizgiwały się płynnie przez gardło, tylko zalegały, jak jakaś cholernie nieprzyjemna i uciążliwa żółć. Właściwie już nie pamiętał jak to jest mieć rodzinę. Odkąd pamiętał był praktycznie sam, a to nauczyło go pewnego rodzaju niezależności. Z perspektywy czasu nie żałował tego, swojej samotności. Tak było o wiele łatwiej. Był panem swojego losu i właściwie nikt nie mówił mu co ma robić i jak żyć. Całkiem przyjemny układ.
Rzeczywiście, nie zrobiłem nic takiego, przez co mógłbyś mi nie ufać. – zamyślił się przez krótką chwilę. – Ale z drugiej strony, nie zrobiłem też nic, żebyś mi zaufał. Przykładowo ja Tobie nie ufam, a przecież nie uczyniłeś nic, co mogłoby sprawić, żebym ci nie ufał. – dodał przyglądając się mu z uwagą, próbując wychwyci jakiekolwiek zmiany w jego mimice, przewiercając się spojrzeniem przez jego skórę, tkankę, mięso, kości.
No ale, jak pewnie zdążyłeś zauważyć, należę do anielskiej rasy, a my nie mamy w naturze krzywdzić drugiej istoty. Wolimy rozwiązywać spory i sprawy w inne sposoby, bardziej ugodowe, rozmawiając. Choć w tych czasach ta zasada praktycznie już nie funkcjonuje, zaciera się. – drobne ramiona opadły, jakby jakaś niewidzialna siła usiadła na nich i swoim ciężarem ściągały go w dół. Czuł się zmęczony. Cholernie. Jedyne, o czym teraz marzył to gorąca kąpiel i ciepłe łóżko.
Nie myśl za wiele, bo wtedy umysł zaczyna sam tworzyć własne historie i płatać różne figle. A wtedy można zwariować, gubiąc się pomiędzy rzeczywistością a światem fantazji. – kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu, choć nie było w nim ani krzty wesołości czy typowego ciepła.
Sam niejednokrotnie wolałbym takie rozwiązanie. Łatwiejsze, mniej bolesne. Zero zmartwień. Zero kłopotów. Tylko to, co daje nam ulgę. – przymrużył nieco oczy i podniósł się, prostując skostniałe nogi i ręce. Zbliżała się noc, więc albo powinie wyruszyć już do Edenu, albo jak najszybciej znaleźć jakieś bezpieczne schronienie, jeśli nie chciał spędzić jej na zewnątrz. A taka opcja w ogóle mu się nie uśmiechała. Jasne, był aniołem i potrafił nieco zdziałać ze swoimi mocami, ale nie wychowała go Desperacja. Był sam, ale nie posiadał tego instynktu przetrwania, jak większość wymordowanych. W Edenie miał dobre życie. Nie cierpiał raczej na brak pożywienia, wody, ubrań czy leków. Miał przyjemny i ciepły dom, z własnym generatorem w przyjemnej części lasu. Właściwie niczego mu nie brakowało. Ale to miało też swoje minusy. Upośledziło go trochę na współczesny świat i niebezpieczeństwa, jakie na niego czyhały.
Co zamierzasz? – zapytał wsuwając zmarznięte dłonie głęboko w kieszenie bluzy, czując, jak całe jego ciało zaczyna niebezpiecznie dygotać.
Masz gdzieś jakieś schronienie? – A jak nie to… co wtedy? Zamierzasz mu pomóc?
Możliwe.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 1:26  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
MG is here!

Z boku wyglądało to tak, jakby pogoda czekała tylko na słowa o schronieniu, żeby zrobić im paskudnego psikusa. Rozległ się dźwięk grzmotu, chmury poczerniały i zgęstniały nad jedynymi żywymi duszami w całym obozie. Lunął deszcz, wpierw leciutki, przybierając na sile i zmieniając się w coś, co niektóry nazwaliby oberwaniem chmury. Niebawem Fynn i Nathair będą przemoczeni do suchej nitki. Na domiar złego, błyskawice pokazały się i to całkiem niedaleko.

Za dwa posty będziecie kompletnie przemoczeni i łatwiej będziecie mogli złapać chorobę.
I'm out.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.16 22:20  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Głowę uniósł lekko do góry, a wzrokiem zahaczył o niebo. Wyglądało na to, że wkrótce miało zacząć padać. Już od jakiegoś czasu dmuchał dość mocny wiatr, a teraz wszystko nabierało na sile. Ciemnowłosy odniósł wrażenie, że zrobiło się nieco zimniej. Na samą myśl o tym drgnął niezauważalnie. Podrapał się również w okolicach pleców, bo jakoś mu zesztywniały przez to siedzenie w miejscu. Starał się również rozruszać nogi, poprzez poruszanie nimi na boki. Słyszał jak strzeliły mu kości.
    — Czy mnie straszono? Kiedyś pewnie tak, ale z czasem przestałem przejmować się wszystkimi opowieściami, byłem pewny, że to tylko wyssane z palca bajeczki, w których nie ma prawdy. Dopiero później ogarnąłem, iż w każdej opowieści jest ziarno prawdy. Skąd takie pytanie? — powiedział, zerkając na Nathaira podejrzliwie. Bo w sumie to trochę go to zastanawiało. Dlaczego praktycznie nieznajoma osoba pokusiła się o zadanie tak bezpośredniego pytania? Też chciałby wiedzieć. A może to po prostu jeden ze sposobów na utrzymanie rozmowy?
    Byli do siebie trochę podobni. Oboje samotni, oboje nie pamiętali jak to jest mieć rodzinę. Fynn nie miał w życiu celu. Odrzucił wszystkich ludzi, bo uznał, że życie w pojedynkę jest znacznie łatwiejsze. Nie musiał dźwigać ciężaru innych, decydował o sobie sam, a gdy coś mu nie wychodziło mógł mieć pretensje tylko do siebie. I nikt go nie ranił, a co najważniejsze inni również nie sprawiali mu bólu. Chociaż... ostatnio próbował się przemóc do desperatów. Starał się z nimi rozmawiać, możliwe, że próbował się nimi zainteresować, a nawet ich zrozumieć. Nie tak dawno temu miał wszystko w dupie, ale takie samotne życie też nie było zbyt fajne. Zastanawiał się nad tym dość długo, doszedł do jakichś wniosków, choć nie był ich do końca pewny.
    — Cóż... masz rację. Nie będę się sprzeczał. Powiem tylko, że popełniłem błąd. Faktycznie, nie powinienem Ci zaufać tak szybko. Eeee, istnieje może coś pomiędzy ufnością a nieufnością? Jakiś rodzaj pomieszania i niezdecydowania? — rzekł, próbując określić swoje aktualne uczucia. Sam nie wiedział czym właściwie się teraz kierował. Chyba było dokładnie tak jak powiedział. Był zakłopotany, pomieszany i niezdecydowany. Balansował pomiędzy zaufaniem i nieufnością.
    — Zdaje mi się, ze nie wszystkie anioły są dobre. Ty również możesz być tym złym, prawda? Świat jest taki popieprzony, tyle w nim wyjątków i luk, że czasami sam nie wiem co jest dobre, a co złe. — przetarł ręką twarz, by następnie wywrócić oczami. Czasami sam gubił się w swoich myślach, a zmęczenie organizmu znacznie mu to ułatwiało. — Chyba już za późno. Mój umysł płata mi figle już od jakiegoś czasu. Miewam koszmary, przez które nie potrafię zasnąć. Mało śpię. Jestem wrakiem. — odparł niechętnie. Jeszcze chwilę wcześniej próbował ugryźć się w język, ale ostatecznie podzielił się swoimi problemami ze skrzydlatym. Ulżyło mu. Oblizał suche usta, po czym wytarł je delikatnie wierzchem dłoni. Kątem oka zahaczył o Vesnę, ale dosłownie w chwilę wzrokiem powrócił do swojego rozmówcy.
    — Samotność ma swoje plusy i minusy. — powiedział trochę ciszej, jakby bardziej do siebie, niż do anioła. Krzywił się lekko, przechylając głowę nieco w prawo.
    Zmierzchało. Robiło się coraz zimniej. Wkrótce miało zacząć padać, co można było stwierdzić po krótkiej obserwacji nieba. Rozległ się dość głośny dźwięk grzmotu. Niebo błysnęło. Czarnowłosy od razu skierował wzrok gdzieś w bok. Szturchnął nogę plecak, prawie go przewrócił. Momentalnie zaczęło padać, na szczęście deszcz nie był zbyt wielki. Ta... minęło kilka minut,a krople spadały szybciej i było ich dużo więcej. Mżawka przeistoczyła się w ulewę.
    — Podróżuję po Desperacji, nie mam konkretnego miejsca zamieszkania. — odparł jak najszybciej mógł. Czuł, że jego ubrania robią się coraz bardziej mokre. Sweter przykleił mu się do mokrych pleców, powodując lekki dyskomfort. Skrzywił się nieznacznie, wbijając wzrok w Nathaira.
    — A Ty, dokąd zmierzasz? — spytał, starając się zignorować fakt, że zaraz oboje będą mokrzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.16 23:05  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
Powędrował spojrzeniem za Fynnem I sam zadarł głowę, by utkwić wzrok w ciemnych i gęstych chmurach. To była kwestia paru marnych minut, nim rozpęta się tu piekło i lunie siarczysty deszcz, przemaczając ich do suchej nitki w trybie natychmiastowym. A to groziło nie tylko dyskomfortem samym w sobie, ale zapaleniem płuc. I o ile Nathair znalazłby odpowiednią pomoc, to nie był tego pewien jeśli chodziło o Fynna. W końcu anioł oderwał spojrzenie od chmur, by ponownie skupić się na drugim osobniku i jego słowach. Kąciki ust uniosły się nieznacznie, naznaczając jego oblicze nieco rozbawioną emocją.
Ile masz lat? – zapytał nagle, bez jakichkolwiek ogródek. – Z jednej strony zabrzmiałeś jak ktoś, kto urodził się jeszcze w czasach przed całą tą apokalipsą i wirusem. Ewentualnie w M-3, gdzie spędził spokojne dzieciństwo z dala od tego całego chaosu, gdzie na każdym zakręcie coś albo ktoś chce cię zabić i pożreć, a z drugiej strony mimo wszystko, choćbym cholera jasna nie wiem jak się starał, nie umiem sobie wyobrazić ciebie jako kogoś naprawdę wiekowego. – parsknął przeciągle i pokręcił lekko głową, wprawiając w ruch przydługawe kosmyki, które opadły na jego zaróżowione od zimna policzki.
Nie wiem czy matki na Desperacji mają już czym straszyć swoje dzieci. Desperacja sama w sobie jest nieokiełznaną bestią. To nią powinno straszyć się niesforne maluchy, a nie jakimiś stworzeniami. – przygryzł na moment wnętrze dolnej wargi, uciekając swoimi myślami daleko od Fynna. On sam nie poznał smaku straszenia potworami spod łóżka. Nie miał kto go straszyć. Nawet, kiedy po tragicznej śmierci jego rodziców opiekę nad nim przejął Nathaniel. Potem przewinął się Ourell i ostatecznie Lav. Nikt nigdy go niczym nie straszył. Nie znał tego smaku strachu. Ale za to poznał inny. O wiele bardziej cierpki i niebezpieczny.
Coś pośredniego? – uniósł wysoko obie brwi, po czym wzruszył chudymi ramionami. – Chyba nie ma. Albo komuś ufasz albo i nie. Ot, cała filozofia. – chłopa skulił się nieznacznie, kiedy jego ciałem targnął mocny wiatr, a jego skóra coraz dotkliwiej odczuwała skutki niskiej temperatury. Potrzebował schronienia. Już.
Nawet anioły zdążyły przesiąknąć ludzkością. To, że wciąż pomagają innym i są z natury dobre, nie oznacza, że są nieomylne w swych osądach, a ich czyny nie są dyktowane ludzkimi i przyziemnymi żądzami. Wraz ze zniknięciem Boga każdy anioł dostał ciało. Z krwi i kości. I kupy mięsa. Czujemy tak samo jak ludzie. Cierpimy. Umieramy. Krwawimy. I jesteśmy podatni na te same emocje, co oni. Wy. I czasami ciężko nad nimi zapanować. A wtedy powstaje konflikt. Między tym, co czuje nasze serce, co w nas siedzi od zarania dziejów, a tym, czego pragnie nasze ciało. Masz rację. To cholernie skomplikowane. Anioły przestały już być śnieżnobiałe. Ich skrzydła zaczęły szarzeć z każdym kolejnym przeżytym dniem w tym świecie. Ale czy to oznacza, że są złe? Nie. Są po prostu ludzkie. Czasami aż za bardzo ludzkie. – zamyślił się na moment, nieświadomie muskając opuszką krawędź rękojeści miecza. Koszmary. A to ci dobre. Nawet na tej płaszczyźnie byli do siebie bardzo podobni. Gdyby nie pogoda i ogólne złe samopoczucie anioła, być może mogliby wymienić się ze sobą swoimi „doświadczeniami”. Ale nie było na to czasu.
Mógłbyś zaproponować ci udanie się ze mną do Edenu. Znalazłbyś tam schronienie przez parę dni. Nakarmią cię, opatrzą, odpoczniesz. Oczywiście jeś— – słowa chłopaka utonęły w gardłowym przekleństwie po hebrajsku, kiedy z nieba zerwał się ciężki deszcz. Za późno.
Ale o tym pogadamy później! – krzyknął do niego, chcąc przekrzyczeć deszcz. Wyciągnął rękę i zacisnął swoje palce dookoła jego nadgarstka, obdarzając go przy tym lekkim uśmiechem.
Chodź w te ruiny. Trzeba schronić się przed tym deszczem.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.16 22:25  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Ich spojrzenia mogły się spotkać, bo wzrok od chmur oderwali w podobnym momencie. Fynn prawie zapomniał o tym, że przy jego nogach wciąż leżała skulona Vesna. Co jakiś czas rozglądała się na boki, ale jakoś niespieszno jej było do zmienienia swojej dogodnej pozycji. Dopiero dźwięk grzmotu ją rozbudził, aż stanęła obok, drapiąc nerwowo pieniek, na którym siedział jej właściciel.
    Wbił spojrzenie w skrzydlatego. Nie spodziewał się takiego pytania. Dobrą chwilę zajęło mu zastanowienie się nad tym co powinien powiedzieć.
    — Może tak właśnie chciałem zabrzmieć? Nie musisz znać całej prawdy. Sam staram się nie myśleć o przeszłości, więc nie chcę o niej mówić. No... urodziłem się po apokalipsie, a to co powiedziałem wcześniej zwyczajnie zmyśliłem. Po prostu nie wiedziałem co powiedzieć. Wybacz. Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem... — powiedział, chcąc się usprawiedliwić. Szczerze? Swojego dzieciństwa nie pamiętał zbyt dobrze, a wolał powiedzieć cokolwiek, by nie zostawić swojego rozmówcy bez odpowiedzi. Zignorowanie kwestii skrzydlatego również nie było w jego guście. Może czasami nie miał ochoty na rozmowy, ale z Nathairem rozmawiało mu się dobrze.
    — Poza tym, sam mówiłeś, że nie powinienem być taki łatwowierny. Wydaje mi się, że Ty również mnie okłamałeś, Odette. — burknął, wyraźnie akcentując jego fałszywe imię. Już wcześniej mu coś nie pasowało, miał wrażenie, że godność różowowłosego zaczynała się spółgłoską.
    Odetchnął nieco głośniej, po czym przetarł twarz ręką. Był śpiący, ale nadal dzielnie trzymał się na nogach. Starał się obserwować swojego towarzysza uważnie, kątem oka zerkając na kotkę.
    Pamiętał jak kiedyś był straszony, pamiętał. Resztę dzieciństwa zapamiętał w szczątkach. Niemalże natychmiast odrzucił te myśli.
    — Ja wciąż się waham czy powinienem ufać innym. Tobie powinienem ufać? — zapytał, świdrując go wzrokiem. Wiatr dmuchał dość mocno, temperatura musiała być niższa niż kilka minut temu. Przyjrzał się ubraniom skrzydlatego. Jego bluza nie wyglądała na wystarczająco ciepłą. Sam trochę zmarł, ale postanowił wyjąć z plecaka sweter i podarować go Nathairowi. Tak też zrobił. Szybkim ruchem otworzył zamek, wyjął z niego ubranie, po czym rzucił nim do skrzydlatego. Powinien złapać.
    — Rozumiem. A własnie, Ty wydajesz się być bardzo ludzki. Radzisz sobie? — zainteresował się znowu. Bo skoro był aniołem, takim ludzkim, już nie takim idealnym jakim byłby kiedyś, to może warto było upewnić się, czy wszystko jest w porządku?
    Potem deszcz nabrał na sile. Uderzał o ziemię naprawdę mocno, robiąc przy tym niemało hałasu. Dobrze, że chłopak zaczął krzyczeć, bo w przeciwnym razie Fynnowi trudno byłoby go zrozumieć. Poczuł jak chude palce rozmówcy zacisnęły się na jego nadgarstku. Nie protestował. Oboje pognali gdzieś w ruiny, szukając schronienia przed deszczem.
    — Dzięki. — zagadnął krótko. — Przeczekamy deszcz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.05.16 23:30  •  Opuszczony Obóz - Page 5 Empty Re: Opuszczony Obóz
Szczerze powiedziawszy gest chłopaka go zaskoczył. Z pewną dozą niepewności przyjął bluzę, i jeszcze przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niego swojego spojrzenia, jakby do ostatniej chwili czekał, aż ten wyskoczy z tekstem „Ha, oddawaj. Żartowałem frajerze”. Ostatecznie wzruszył jedynie ramionami i zarzucił ubranie przez głowę, czując, jak ciepło materiału powoli się rozchodzi po jego ciele.  Jasne, mógł odmówić, kazać Fynnowi, żeby sam to na siebie założył, żeby chociaż odrobinę zapobiec ewentualnemu przeziębieniu, ale… po co? Tak, tak, był cholernym aniołem, ale nawet te cholerne anioły bywało egoistami.
Znalezienie w miarę bezpiecznego schronu okazało się, o dziwo, całkiem łatwe, chociaż Nathair w pierwszej chwili był gotowy podjąć ewentualną walkę z innymi wymordowanymi, jeżeli tacy nie wyraziliby chęci pozielenia się skrawkiem suchej podłogi ukrytej pod w niektórych miejscach podziurawionym dachem. Jedyną obcą istotą w pomieszczeniu okazał się mały kojot, który widząc intruzów zaczął warczeć ostrzegawczo, ale koniec końców czmychnął w deszcz i już po chwili nie było po nim śladu.
Zależy. – odparł chłopak, zsuwając się na ziemię, gdzie przysiadł, nieco dygocząc, gdy pierwsze krople zimnego deszczu dostały się pod ubrania i zmroziły jego skórę. – To tak, jakbyś nie potrafił pływać i nagle wrzucono cię na głęboką wodę rozkazując utrzymać się na niej do końca życia. Jedno złe machnięcie i twoje życie jest przesądzone. Rozumiesz? – spojrzał na niego spod przydługawej grzywki jasnych włosów. Oderwał od niego spojrzenie, wpatrując się gdzieś ponad jego ramie.
Czasami udaje mi się poradzić I zahamować. Ale czasami daję się ponieść, hm, małym grzeszkom. – dodał podnosząc się z ziemi i wyminąwszy Fynna podszedł do średniej wielkości drzewa, które zapewne już wiele setek lat temu wyrosło w tym miejscu, przebijając dach i pnąc się u niebu. Sypianie ze swoim podopiecznym nazywasz ‘małym grzeszkiem?’ Skrzywił się mimowolnie na to niechciane wspomnienie.
Trzask
Pierwsza gałązka pękła pod naporem jego dłoni. Po chwili dołączyły do niej kolejne, kiedy skrzydlaty pospiesznie urywał patyki drżącymi dłońmi.
Nie jesteśmy już tacy czyści. A przypuszczam, że z kolejnymi latami będzie jeszcze gorzej. Wiesz, najlepiej mają te anioły, które postanowiły pozostać w Edenie i grzeją swoimi dupskami bezpieczne stołki. Gdyby nie moje obowiązki, pewnie też nie wyściubiałbym nosa poza granice swojego domu. – wzruszył ramionami podchodząc na środek i wyrzucił na podłogę zebrane wcześniej gałązki.
Odsuń się pod ścianę. – polecił krótko I odczekał chwilę, aż Fynn znalazł się w miarę bezpieczniej odległości, po czym pstryknął palcami. W powietrzu rozległ się huk i trzask, kiedy iskra elektryczności strzeliła w drewno. Nathair przykucnął i zaczął dmuchać w mały stos drewna, z którego zaczął wydobywać się dym. A chwilę później pojawiły się pierwsze języki ognia trawiące łapczywie gałązki.
Zaraz będzie cieplej. – mruknął nieco rozmarzonym tonem, wyciągając dłonie bliżej ognia. – Podejdź. Nie bój się. – wskazał głową w stronę ogniska, samemu siadając na podłodze. W pomieszczeniu z każdą kolejną sekundą zaczynało robić się coraz cieplej i przyjemnie. Przynajmniej nie pozamarzają tutaj wyczekując końca ulewy.
I nie wiem, czy powinieneś mi ufać, Fynn. Masz rację. Okłamałem cię. – spojrzał na niego ukradkiem i uśmiechnął się nieco krzywo. – Nathair. Tak się nazywam.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach