Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 18 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 18  Next

Go down

Pisanie 16.10.16 21:24  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Kciuki anioła wchodziły coraz głębiej w oczodoły wymordowanego, ciepłe i lepkie osocze przylgnęło do jego palców rozlewając się po twarzy jeszcze podrygującego mutanta. Po chwili ten stracił przytomność na skutek zadanych mu obrażeń i szoku.
Drugi watażka okładający go po plecach łomem, zamarł w bezruchu. Przyglądał się z niedowierzaniem Asmodeuszowi,  który masakrował mu kumpla. Tej akcji także przyglądał się Jekyll, który jednak nie popadł w szok, zamieniający go w słup soli.
Ciężko dysząc anioł cofnął ręce do siebie i wytarł brud w ubranie swojej ofiary. W tym momencie poczuł pieczenie w okolicach ucha.
Przyciągnął rękę do odstającego lekko ucha i po dotykał je, a swą postawą przypominał zszokowanego ćpuna, który próbuje ogarnąć czy to co czuje to zwykły narkotykowy trip czy prawda. Zaraz po tym poczuł ukłucie.
Odwrócił nienaturalnie głowę w kierunku cofającego się Jekylla. Wyraz twarzy miał pusty, jak przedtem z twarzy kipiał psychozą, tak teraz niczym. Nawet nie można było tego nazwać zimnym spojrzeniem, było zwyczajnie puste - nie chłodne, złowrogie czy nawet rządne mordu.
- Coś ty mi zrobił jebana ludzka kreaturo...
Dźwignął się z ziemi i marionetkowym krokiem podszedł do leżącej nieopodal laski, a następnie ją podniósł.
- Trucizna...? Tak, tak trucizna... rozumiem, rozumiem.
Stał tak, a głos przybrał łagodny pełen zamyślenia. Wpatrywał się w ziemie jakby chciał coś w niej zobaczyć.
W pewnym momencie podniósł pusty wzrok na Jekylla i jego przydupasa.
- To znaczy... że mogę...
Jego postać spowił gęsty dym.
- ... rozrzucić wasze flaki po najbliższej okolicy?
Zrobił krok do przodu.
Zawiał chłodny wiatr, który rozwiał pozostawiony dym, lecz anioła tam nie było.
W tym czasie sam Asmodeusz kroczył nieśpiesznie po jeszcze bardziej zniszczonej ziemi, w jeszcze bardziej zniszczonym świecie. W tym chorym wymiarze przeobraził swoją laskę w wielką kosę.
Stanął za jasnym słupem światła i zamachnął się na niego.
Dwoje wymordowanych mogło usłyszeć tylko świst, a sam Jekyll zobaczyć jak połowa ciała jego towarzysza spada na piach, a jego wnętrzności "wysypują" się przed stopami jeszcze stojącej dolnej połowy ciała oprycha.
Anioł brutalnie kopnął ową dolną połowę, która finezyjnie odbijając się raz od ziemi, zatrzymała się jakieś osiem metrów dalej.
Asmodeusz skierował powoli wzrok na ostatniego DOGSa i uśmiechnął się krzywo.
- Jam Asmodeusz...
Chwycił Wymordowanego i rzucił nim brutalnie o ziemie, a następnie usiadł na nim i zablokował jego ruchy.
- Boży syn...
Z pleców wyrosła mu para kruczoczarnych ogromnych skrzydeł.
- Temu, któremu Pan podarował dar światła... i ten który go odrzucił na rzecz mroku. Ten, który teraz potępiony i skazany na wieczną Rozpacz.
Chwycił jego prawą dłoń i z ogromną siła zgniótł ją, powodując, że wszystkie palce powyskakiwały ze stawów. Następnie przyciągnął ją sobie do ust i zacisnął szczeki na środkowym oraz wskazującym palcu. Krew wymordowanego napłynęła mu do ust. Rozległ się nieprzyjemny dla ucha chrzęst, a następnie mięsisty i mokry odgłos.
Anioł odrzucił rękę wymordowanego na piach, pozbawioną dwóch palców. Wypluł oba nabytki w przeciwnym kierunku, wraz z ciemną kleistą krwią Jekylla.
Nachylił się do niego z zakrwawioną twarzą i delikatnie muskając wargami jego ucho, wyszeptał, okropnym chrapliwym i obleśnie psychopatycznym głosem:
- Pozwolisz, że się tobą zajmę, zbłąkana owieczko.
Zakończeniem swojej kosy wyprowadził cios w jego nos, a następnie policzek. Odrzucił ją na bok i zaczął okładać go pięściami po twarzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.10.16 22:31  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Jekyll odczuł silne, odpychające wręcz rozczarowanie. Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że mężczyzna użył prymitywnej sztuczki, by uwolnić się od trucizny, której celem było związanie jego umysłu na długie godziny.
Rzeźnikiem jesteś nienajgorszym — pochwalił go, gdy rozpruł ciało ostatniej osoby pełniącej rolę jego eskorty. Widok wysypujących się organów nie wzruszył doktora. Ostatni spożyty posiłek nie podszedł mu do gardła, nie poczuł też mdłości i zawrotów głowy. W swojej karierze widział grosze rzeczy. Dzień, w którym zrobiło mu się niedobrze na widok ludzkich wnętrzności, dawno odszedł w zapomnienie. — Chcesz zapisać się na kartach historii jako Kuba Rozpruwacz, a może swoją przyszłą karierę wiążesz z rzęśnia?
Prychnął, upewniwszy się, że jego jedna z ostatnich desek ratunku była na swoim miejscu. Zanim jednak po nią sięgnął, sprowadzono go skutecznie do porteru. Lądując twardo na wysuszonym piachu, poczuł go wszędzie – głównie w gardle i w oczach. Pył wzbił się powietrze i zawirował. Długie włosy, niezwykle pomocne w takich sytuacjach, w niewielkim stopniu zamortyzowały upadek.
Stworzone przez mnie monstrum jest dwa razy silniejsze od ciebie. Nie dorastasz mu do pięt — ocenił. Nadal biło od niego wręcz nieludzkie opanowanie, który wyraźnie wskazywało na to, że Dr, choć nie dysponował siłą, nie był bezbronnym dzieciakiem i posiadał jeszcze parę asów w rękawie, mimo iż szala zwycięstwa zdecydowanie przechylała się na korzyść pozbawionego piątej klepki wędrowcy.
Próba wyrwania się zakończyła się jednak porażką. Uścisk był silny. Nie czuł jednak strachu, gdy jego ramię zostało wygięte pod dziwacznym kątem i usłyszał trzask, będący niewątpliwie wynikiem łamanej kości. Ból temu towarzyszący sprawił, że z jego ust wydobył się najprawdziwszy okrzyk. Nie potrafił go stłumić zaciskając zęby. Dotknęła go największa sromota, jaka mogła spotkać wybitnego lekarza z takim medycznym stażem. Kątem oka wyłapał, jak dwa palce umazane we krwi zostają wyplute. Jego oczy natomiast zasłyszy mgłą, jakby wola życia powoli się z niego ulatniała.  
Ten anioł był szkaradną istotą z wielkimi, czarnymi jak smoła skrzydłami. Czyżby na jekyllowej drodze w końcu pojawił się ktoś równy jemu samemu? Drugie uosobienie śmierci krążące po ludzkim padole w poszukiwaniu swoich nowych ofiar?
Włosy na karku stanęły mu dębu, gdy złowieszczy szept rozległ się w jego ucho. Paradoksalnie miał wrażenie, że pośrodku tej beznadziei pojawiło się coś na kształt koła ratunkowo. Jekyll, wykorzystując rozluźnienie kreatury, które było zapewne podyktowane zgubną pewnością siebie, złapał za rękojeść nożu zaczepionego o pasek spodni.  
Przez zastrzyk adrenaliny nie poczuł bólu, który powinien promieniować od złamanego nosa. Zacisnął jedynie usta w wąską linię, by odrzucić od siebie możliwy scenariusz zachłyśnięcia się własną krwią.
Nóż poszedł w ruch. Klinga przesiąknięta jadem dwóch najbardziej morderczych węży w historii ludzkości zatopiła się w zakrwawionej pięść mężczyzny. Jekyll wykonał pewny ruch nadgarstka, by pogłębić ranę ciętą.
Masz więcej szczęścia niż rozumu — stwierdził oschle. W istocie, gdyby mężczyzna był człowiekiem z krwi i kości, w kontakcie z krwią Jekylla byłyby już trupem, otóż Dr zapomniał wstrzyknąć sobie środek na stłumienie poziomu wirusa X w krwi, z tego też tytułu w tym stanie pełnił rolę niezastąpionej broni biologicznej.
Zerknął wprost w oczy bożemu stworzeniu. Substancja pobrana wprost z kanalików jadowych Hyde, zaczęła powoli działać. To kwestia dwóch/trzech minut, kiedy sparaliżuje układ nerwowy i dobierze się do mięśni. Jekyll rzecz jasna w swoim asortymencie posiadał antytoksynę na te zabójcze połączenie, ale użycie jej, by ratować życie tej kreatury, uważał za marnotrawstwo w najczystszej postaci. Wiedział też, że ówże istota nie była w stanie tego uniknąć. Jej krew – kap! kap! – upadała na policzek doktora, barwiąc soczystą czerwienią.
Wypuściwszy nóż, nie wyciągając go ze skóry mężczyzny, zacisnął pięć placów na szyi ówże osobnika. Grube płytki nieobcinanych przez tydzień paznokci wbiły się do jego skóry. Zostawił na niej zadrapania. Wykorzystując okazję, zgiął kolano, trafiając nim na oślep w samo krocze napastnika. Dr był w końcu Wymordowanym. Istotą dwukrotnie silniejszą od człowieka. Oczywiście anioły w hierarchii gatunkowej znajdowały się o szczebel wyżej, jednakże element zaskoczenia, jak i sam fakt, że zmęczenie było nieodłącznym elementem każdego bytu oddychającego, sprawiało, że nawet ten mroczny kosiarz, jak Jekyll ochrzcił go w myślach, nie był w stanie wygrać z tymi dwoma, nieodłącznymi czynnikami.
Bezwątpienia jest ci pisana wieczna rozpacz, Asmodeuszu. — Wykrzywił usta w grymasie, który mógł w tych wyjątkowych okolicznościach uchodzić za uśmiech. — Twoje wieczne życie znajduje się w moich rękach. Zgotuję ci piekło, mój aniele.
Jekyll nie miał zamiaru robić tego jednak dla zemsty samej sobie, a dla nauki w najpiękniejszej formie. Już dawno nie eksperymentował na skrzydlatych istotach, więc nie miał zamiaru odmówić sobie takowej przyjemności. Asmodeusz był obiecującym materiałem badawczym. Po świecie w końcu chodziły tylko dwie zdeformowane przez niego kreatury -  Aequalis i Hyde. I obie posiadały defekty, który nawet sam Jekyll nie był w stanie uniknąć. Jednak na skutek sentymentu, gdzie coś do powiedzenia miała również jego bojaźń i pycha, nie miał serce, aby się ich pozbyć.
Dźwignął się na nogach. Tej czynności nie towarzyszył ból, który był obecny podczas przemieszczania się kości, więc żebra miał całe. Sam kręgosłup zresztą też. Nie mógł jednak tego samego powiedzieć o prawym ramieniu.
Ciężko mi sobie wyobrazić, jaki prymitywny musiał być ten twój bóg, skoro był w stanie stworzyć istotę twojego pokroju. Nie dziwię się też, że ten świat spowiła zagłada, skoro takie kreatury jak ty, stały na straży porządku. Tylko spójrz na siebie. Brudny, poszarpany, kierujący się instynktem. Wyglądasz jak pies, który zerwał się z łańcucha. Nie różnisz się od nas, wymordowanych, którymi tak jawnie gardzisz.
Omiótł wzrokiem okolicę. Gdy odnalazł to, czego teraz tak rozpaczliwie potrzebował, los anioła stał mu się obojętny.
Miał niecałe trzy godziny, by oczyścić rany i zszyć z powrotem odgryzione palce. Wszystko inne musiało poczekać. Potem zajmie się nastawianiem nosa i złamanym ramieniem, choć niewykluczone, że sam jeden sobie nie poradzi. Dłonie mu drżały. Ból nadal był obecny, a wokół walały się ciała. Smród krwi unosił się w powietrzu i pewnie zaraz zaalarmuje zmutowaną zwierzynę lub pozbawionych ludzkiego pierwiastka wymordowanych. Zerknął kątem oka na anioła. Nie wyglądał na takiego, co jest za pan brat z medycyną.
Syknął. Sytuacja była wręcz beznadziejna.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.16 18:13  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Uderzał mężczyznę raz za razem. W pewnym momencie, gdy wziął mocniejszy zamach jego pięść napotkała coś nienaturalnego.
Poczuł jak coś przedziera się przez jego dłoń. Ostrze przebiło jego rękę na wylot, powodując, że sam anioł lekko się wzdrygnął i wykrzywił twarz w niewerbalnym krzyku, spowodowanym promieniującym bólem.
Kopnięcia w krocze nie poczuł, toksyna zwarta w ostrzu skutecznie zadziałała jako znieczulenia, lecz to także zaniepokoiło Asmodeusza, który momentalnie zamilkł. Był wpatrzony w nóż, który wystawał z obu stron jego dłoni.
Czuł jak jad penetruje każdy zakątek jego ciała i powoli zaczynają drętwieć mu usta i palce.
W tym czasie Jekyll prowadził swój jakże pogardliwy monolog.
Anioł siedział na piasku wciąż wpatrując się w ociekającą od krwi dłoń. W pewnym momencie jego pole widzenia zaczynało się kurczyć, i pogrążać anioła w ciemnościach. Słyszał, lecz nie widział. Sam dźwięk był lekko przytłumiony i metaliczny, lecz nadal słyszalny.
Twoje wieczne życie znajduje się w moich rękach. Zgotuję ci piekło, mój aniele.
- Nie widziałeś chyba piekła, smarkaczu.
Asmodeusz rzucił chrapliwym ale jednocześnie ostrym i pełnym powagi głosem.
- Ludzkie wyobrażenie piekła jest zaledwie okruszkiem całości. Nic o nim nie wiecie.
Zaniósł się kaszlem. Czuł się jakby ktoś zarzucił na niego chłodny koc, który ważył tony. Mimo to na jego twarzy zdołał się zarysować lekki pogardliwy uśmieszek.
- Bóg jest prymitywem... i tchórzem. Jak sam powiedziałeś. Jestem zepsuty do cna właśnie przez ten godny pożałowania i spalony świat, a wymordowanymi gardzę tego nie będę ukrywał!
Skierował pusty wzrok w stronę skąd słyszał Jekylla, mimo tego że po za czarną masą nie widział nic.
- Gardzę wami, bo gardzę samym sobą. To, że bliżej mi do was, niż do anioła wzmaga we mnie odruchy wymiotne.
Złapał za ostrze, które wciąż tkwiło w jego dłoni i wyciągnął je, by następnie rzucić na ślepo Jekylla.
To ze świstem przeleciało obok głowy wymordowanego, cudem nie ucinając mu ucha, jedynie garstkę włosów. Po tej akcji ręką upadła mu na ziemie.

Nagle ogarnęła go pustka totalna, nie słyszał już nawet tych metalicznych odgłosów, a uczucie głodnego i ciężkiego koca także znikło.
Teraz miał wyobrażenie podobne jakby spadał w dół, otoczony  mrocznymi wodami patrząc jak granica wody i powietrza oddala się coraz bardziej. Pusty i chłodny świat... tak wygląda śmierć?
- Jesteś żałosny Asmodeuszu...
Rozbrzmiał okropny głos w jego głowie.
- Nie potrafisz zabić tak nędznego szczura jak ten. Gdybyś mógł spojrzeć na siebie, jak teraz żałośnie wyglądasz. Na klęczkach... przegrany i poszarpany, gdzie góruje nad tobą patyczkowaty człowiek.
Znał ten głos, nawiedzał go przez dobrych kilka set lat, lecz w końcu go zdominował. Najwidoczniej zaczął znowu przejmować nad nim kontrole.
- Brakowało mi Ciebie.
Rzucił do swojego alter ego w iście sarkastycznym tonie.
- I co zamierzasz przejąć moje sparaliżowane ciało i co dalej? Umrzeć? Jesteś niczym więcej, jak nędzną częścią mnie.
- Nędzną? Przejmując twoje ciało uratowałem twoją egzystencję od żałosnych śmierci zbyt wiele razy.
- Moją egzystencję? Raczej ratowałeś sam siebie, przed zniknięciem razem ze mną. Tonący brzytwy się chwyta, Deusie.


Jakby martwe ciało anioła cały czas pokracznie utrzymywało się w pozycji klęczącej, gdy w pewnym momencie się wzdrygnęło.
Z ust wydobył się jęk przechodzący w psychopatyczny śmiech.
Częściowo sparaliżowane ciało drętwo sięgnęło po leżącą nieopodal kosę, by następnie zacząć nią wymachiwać w każdą stronę.
Ciało Asmodeusza zaczął pokrywać dym, który skupił się na jego skrzydłach i dłoni oraz kosie.
Ciemne masy energii wydobyły się z kosy.
Jeden pocisk poleciał w stronę drzewa, łamiąc je na pół i wzniecając tumany kurzu. Następny pocisk trafił nieopodal Jekylla odrzucając go na bok.
Pozbawione kontroli ciało anioła dźwignęło się na chwiejnych nogach i mechanicznym ruchem zaczęło kierować się do wymordowanego.
Momentalnie postać pustej skorupy Asmo stanęła przed doktorem. Kosa kierowała się z zawrotną prędkością w stronę jego szyi, by nagle stanąć.
Puste oczy jakby nabrały koloru. Psychopatyczny uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Zastanawiam się jakim cudem ten upośledzony anioł nie był wstanie zabić tak słabego przeciwnika, którego zabiłoby truchło.

- PRZESTAŃ!
Istny krzyk rozprzestrzenił się w pustej i ciemnej krainie, w której znalazł się anioł. Po tych słowach jego oczom ukazała się jego własna sylwetka, z czarnymi włosami i pustymi oczodołami, z których jakby wypływała ciemna maź, a na twarzy niosąca okropny uśmiech psychopaty.
- Nie chcę tak wygrać... nie ja go zabiłem, więc nie ja wygrałem. Chcesz mi odebrać zwycięstwo?
- Uhu, zwycięstwo? Jak chcesz, tak to nazywaj, cokolwiek mógłbyś zdziałać. Uszanuję jednak twoją prośbę? Lub też i krzyk rozpaczy. Jednego żądam w zamian... jeśli jeszcze raz tak nisko upadniesz oddasz mi stery, patrzenie jak bardzo się marnujesz boli.


Kosa anioła rozpadła się na proch z lekkim powiewem. Wielkie smoliste skrzydła rozproszyły się w ciemny dym, który rozpłynął się w wyniku powiewu wiatru.
Anioł chwycił się wymordowanego, by złapać równowagę.
- Wróciłem!
Zamachnął się i uderzył Jekylla w twarz, jednak cios był straszliwie słaby, z powodu wyczerpania organizmu.
Anioł lekko się zachwiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 1:03  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Jekyll nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Jekyll choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.16 23:18  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Lekarz nie musiał być silny fizyczynie, by przeciwstawić się skutecznie istoście żywej. Wystarczyło tchnąć odrobinę wiedzy w życie, czego doskonałym dowodem był ówże osobnik, który kierował się głównie pięścią.
Jad rozprowadzał się po komórkach jego ciała powoli, acz skrupulatnie. Podziwiał swoje dzieło w milczeniu, dopóki nie zostało one przerwane przez ochrypnięty głos. Dr nie przejął się powagą jego tonu. Jego wiara w piekło i niebo wygasła wraz z nadejściem apokalipsy.
Nie widziałem — zgodził się z nim. — Piekło jest w każdym z nas, Asmodeuszu i dla każdego przybiera różne formy — rzucił w ramach odpowiedzi.
Jekyll, jak najprawdopodobniej każda błąkająca się dusza na ziemi, miał swoje małe, prywatne piekło, do którego wracał niechętnie i o którym przypominały mu sny w charakterze koszmarów.
Sam odpowiedziałeś sobie na te pytanie.
Kącik ust uniósł się delikatnie ku górze.  Dr nie miał już żadnych wątpliwości, że ma do czynienia z szaleńcem. Rozdwojenie jaźni to w końcu dość często sięgało po osoby, które upadły na samo dno i nie mogły się od niego dobić.
Oddalając się na bezpieczną odległość od ówże wariata, którym notabene sam był, przyglądał się jego poczynają, przeklinając los za to, że postawił na jego drodze kolejną nieobliczalną jednostkę.
Gdy pięść anioła skonfrontowała się z twarzą Bernardyna, wymordowany nie zareagował, niemal nie odczuwając siły uderzenia, które była porównywalna z mocniejszym podmuchem wiatru. Spiorunował natomiast tego pozbawionego resztek ogłady głupca. Gdyby wzrok mógłby zabijać, ten mężczyzna zapewne byłby już martwy...
Psy głośno szczekają, ale z reguły wiedzą kiedy przestać. Ty najwyraźniej nie opanowałeś tej umiejętności i aż w nagrodę mam ochotę obciąć ci język i zmusić cię do połknięcia go. — Obrzucił anioła pogardliwym spojrzeniem. Ciężki but zaprzyjaźnił się piszczelem wędrowca, co oczywiście zaowocowało tym, że ten synonim nieszczęść, ledwo trzymający się na nogach, osunął się na nich i runął w dół.
Halliwell pochylił się nad mężczyzną, łapiąc w palce jego podbródek.
Słyszałeś plotki, które w tempie ekspresowym obiegły całą Desperacje wydłuż i wrzesz? — zainteresował się, oblizując koniuszkiem języka spierzchnięte wargi. Zmniejszył przestrzeń między sobą a mężczyzną, minimalizując ją do najniższej wartości. Byli na tyle blisko siebie, że Jekyll czuł jego obrzydliwy oddech na swojej szyi. - Wykorzystamy je - podsunął, a w zielonych oczach pojawił się niezidentyfikowany błysk.
Przejaw geniuszu czy szaleństwa? Pewne granice już dawno zatarły się w lekarzu utożsamianym ze kostuchą.
Sam kopiesz sobie grób...
Przytaknął własnej myśli. Wiedział o tym bowiem od dawna.
Masz ograniczone pole wyboru, a twoje życie całkowicie leży w moich rękach. Umrzesz, to nie ulega żadnym wątpliwościom, ale czas i miejsce zgonu poniekąd zależy od twojej decyzji. Możesz umrzeć tu i teraz, albo rozwlec to w czasie. Co wybierasz, mój aniele?
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.16 17:04  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Anioł w skutek ciągu wydarzeń znajdował  się teraz o kilka stóp bliżej ziemi, wpatrując się w przyprawiającą go o mdłości twarz wymordowanego. Ten najwidoczniej jakby zadowolony, bo znalazł sobie nowy obiekt badań, tak mniemał.
Ametystowe ślepia na nowo nabrały blasku i jakby ożyły.
- Twój anioł? I że niby teraz jesteś moim panem? Zabawne, tak jak mój obecny stan.
Z jego ust wydobył się zachrypnięty lekko rozbawiony głos.
- Więc co niby miałbym wybrać? Ciebie i stać się twoją zabawką?
Chwycił dłoń wymordowanego, a następnie jego kurtkę i podciągnął się, by znaleźć się bliżej Jekylla.
- Wiesz, że pozwalając mi żyć, samemu sobie kopiesz grób, tak?
Zakaszlał, a zebraną w ustach flegmę wymieszoną z krwią wypluł u swoich stóp. Wolną ręką, którą nie trzymał się Jekylla otarł sobie usta.
- Mimo wszystko, skorzystam z twojej śmiesznej propozycji, mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia zanim pozwolę odpocząć temu światu od mojej egzystencji.
Puścił bernardyna i cofnął się o krok łapiąc pion. Był osłabiony, nawet dość mocno, usuwanie toksyny ze swojego organizmu zabiera dość duże pokłady jego energii, a za co za tym idzie zaczynał czuć głód. Spojrzał na truchła dwóch byłych wspólników Jekylla i skrzywił się. Po czym podniósł rękę do rozciętego ucha, zaczynało już się goić.
Jego wzrok ponownie zwrócił się w kierunku DOGSa, a anioł splunął po raz kolejny.
- To co teraz?


Ostatnio zmieniony przez Asmodeus dnia 24.03.17 19:03, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.16 16:06  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Sam doprowadziłeś do swojego obecnego stanu — odparł rzeczowym i jednocześnie pouczającym tonem. — I nie jestem twoim panem. Jestem twoim lekarzem, a ty moim eksperymentem. To subtelna różnica — uściślił.
Z jego twarzy znikła jakakolwiek ekspresja. Nie miał czasu na wylewnie swoich zubożałych emocji, które tliły się w nim w szczątkowych ilościach. Jedyne co teraz czuł, to przede wszystkim przeszywający go ból wynikający ze złamanego ramienia i utraty placów.
Jesteś naprawdę ograniczonym tworem, Asmodeuszu. Mówi ci coś słowa „inscenizacja”? Jeśli tak, powinieneś wiedzieć, co mam na myśli.
Dowiedział się parę chwil później, gdy z udawaną pokorą i posłuszeństwem wykonywał instrukcje Jekylla. Był złośliwy. Wymieszanie ze sobą trutek dwóch najbardziej jadowitych węży chodzących po ludzkim padole, do czego zobligowało. Bernardyn był dumny ze swojego stworzenia.
Patrzywszy jak płomienie pożerały ciała członków gangu, lekarz ściskał w dłoni zawiniątko, w którym mieściły się jego dwa utracone palce. Pożegnanie się z nimi nie wchodziło w rachubę. Zerknął w przelocie na anioła, dając mu wyraźnie do rozumienia, że na nich już czas.

zt x2
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.17 13:34  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
Szła cały dzień bez większych niespodzianek. Koło południa zrobila sobie mały postój i przez własną głupotę prawie wpakowała się w sidła.
Nie miała pojęcia na co można polować na pustyni. Zero większej zwierzyny a te zatrzaski mogłyby zatrzymać nawet niedźwiedzia...
Wyjście było tylko jedno. Łowcy głów,handlarze niewolników jak i dziewczyn do burdelu.
Na szczęście odskoczyla w ostatniej chwili. Z racji że obawiała się tego iż miejsce to jest obserwowane, dała sobie spokój z postojem.
Jej myśli krążyły wokół White'a. Zastanawiała się gdzie teraz jest i czy przypadkiem nie wpakował sie w kłopoty. Na podstawie tego jak się zachowywał na stacji benzynowej łatwo szło wywnioskować że jest w gorącej wodzie kąpany.
Poprawila wiązania na gorsecie gdyż się obluzowaly. Trzeba będzie znaleźć noqe ciuszki. To nie będzie łatwe. Tym bardziej że rosiczka jest wybredna w tej kwestii. Co tam że jest nosicielka wirusa, nie ma domu ani rodziny już o jakiejś większej kasie nie mówiąc. Lubila się ładnie ubierac.
Gdy wreszcie pod wieczór dotarła na stare obozowisko była trochę zmęczona. Nogi jej z dupy wyłaziły. Sprawdziła każdy stary namiot jak i okolice po czym upewniwszy się że jest dobrze, usiadla na kłodzie przy miejscu na ognisko. Przytuliła się do swojego śnieżnobiałego pluszaka tuż po tym jak rozpalila malutkie ognisko. Musi uważać by nie dymiło za bardzo. Ostatnie czego jej trzeba to rzeź na dobranoc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.17 13:59  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
- Krok za krokiem, krok pogania, krok za krokiem, ruszam się dalej, nie nadejdzie dzień, gdy ustanę w podróżowaniu, bo podróż życiem mym, a ja życiem twym. Tururu, zaraz mnie mutant zje, zaraz mnie bandyta pobije, zabawa, zabawa, śmiejmy się wszyscy, dziś na kolację zjemy buty a na śniadanie przetrącimy pasek. Sprzedajmy nerkę, oddajmy oko, kupimy warzywa, zrobimy zupę, a za zupę kupimy dziwki dwie. Dziwki dwie mi na złość zrobią i z resztek majątku ograbią, ukradną mi plecak, moje ciuchy, a na koniec złamią serduszko. I tak to podróżować będę, nagi, biedny, głodny, uszkodzony, bez serduszka, bez nadziei, desperacja mym domem, desperacja mą nadzieją. - Tak to sobie Misza właśnie prawił, w pół szaleńczym amoku, krocząc przed siebie dumnie. Jego buty zdawały się stukać o podłoże, dając znać wszystkim bandytom w odległości 10 metrów, że smakowity kąsek właśnie przybył.
Poprawił plecak, sprawdzając zapięcia na piersi, po czym rozejrzał się naokoło. Zagwizdał cicho z podziwem, widząc dobre miejsce na odpoczynek. Nie często to się tu zdarza. Nadal miał w głowie sytuacje sprzed miesiąca. Pojebany upity śmieć z Dogsów, którym to tak dużo Misza pomagał, a teraz chciał mu rozpierdzielić głowę butelką. No ludzie. I do tego pies, który się zamienił w nagą, całkiem atrakcyjną laskę, która miała katanę. Desperacjo, oh desperacjo, bądź tak cudowna dalej, a ja w końcu umrę, śmiejąc się, gdy myszoskoczek okaże się godzillą.
Ale przynajmniej był już wieczór, więc czas było na kolację! A miał przygotowane parę przysmaków, by cokolwiek przetrącić, niekoniecznie swój kark. I wtedy to też, gdy już Misza myślał, jak to by było przetrącać samemu sobie kark, ujrzał ognisko. A obok ogniska, dziewczę. Kobietę. Yyy... Opcjonalnie kobietę lekkich obyczajów? Nie wypada chyba tak określać nikogo. Zwłaszcza, że może się okazać, że panienka ma ze sobą cholerną katanę. Albo gorzej! PLUSZAKA. O. Mówiąc o. Pluszak. I to całkiem uroczy. I teraz cały efekt się psuje, bo w głowie Miszy następuje kaskada myśli kroju "zagadać, czy spierdalać?". W końcu nie jest normalnym by dziewczę chodziło z pluszakiem po desperacji. A może ona zamieni się w mutanta i pożre Miszę? Ale by to przecież była godna śmierć. Zostać zjedzonym przez urodziwą panienkę. Tak, czas zagadać.
- Yo! - Uśmiechnął się szeroko, jak to miał kiedyś w zwyczaju, próbując wyglądać na możliwie jak najmilszą osobę do rozmowy. Nadal miał ten młodzieńczy urok w końcu. - Przepraszam, że panience przeszkadzam, ale, czy jest może okazja, by się dosiąść? Nie chcę rozniecać kolejnego ogniska, a tym bardziej nie chce już szukać dalej miejsca do spania. Można oszaleć, będąc wypychanym przez okno na drugim piętrze, bo się było w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. - Zaśmiał się cicho z własnej głupoty, po czym stanął parę metrów od Rosie, patrząc jej prosto w oczy, z ciepłym uśmiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.17 14:37  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
ajpierw usłyszała głośne kroki. Bardzo głośne. Zastanawiała się kim jest osoba która to robi. Albo głupcem który jest zbyt pewnym siebie albo kimś odważnym i silnym skoro nie obawia się ewentualnego zdemaskowania.
Najpierw się wnerwila czego efektem było nerwowe drganie policzka. Ten ktoś narazal i ją. Głupiec. Głupiec. GŁUPIEC!
Miała ochotę zawyć i iść w długą. Jednak tego nie zrobiła. Nie zrobiła w sumie nic. Siedziała tak jak na początku, spoglądając lekko nieprzytomnie w strone z której wyłonił się żołnierzyk.
Interesujący
Jej wzrok dokładnie go śledził. Każdy jego ciężki krok. Miała ochotę dotknąć jego włosów. Nie była pewna dlaczego ale naszla ją nagle taka ochota. W momencie gdy nieznajomy zaczął swoją przemowe jej brzuch wyszedł mu na przeciw. Nie było to jakieś ciche burczenie. No bo jak to tak. Jak burczeć to na całego nie?
Na jej policzki wstąpił blado różowy rumieniec. Scisnela mocniej pluszaka.
Trochę ją ten mężczyzna przerazal. Uśmiech na desperacji jest czymś tak dziwnym jak mięso w dziale dla wegetarian. Niby uśmiechał się przyjaźnie ale ileż razy ona już to przerabiala. Chwilę milczała po czym ze swoją chrypka odpowiedziała.
- Miejsca dużo, towarzyszy mało. Zostań jeśli taka twa wola- podkurczyla nogi. Miała kawalek szynki w torbie jednak chciała go zostawić na później. Na razie z głodu nic jej nie będzie. Grunt by pic. Tak. Picie jest ważne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.17 15:09  •  Opuszczony Obóz - Page 7 Empty Re: Opuszczony Obóz
- Spasiba. - Uśmiechnął się szerzej i zrzucił plecak z cichym hukiem, siadając obok ogniska. Bez czekania zaczął je delikatnie bardziej rozniecać, po czym wyciągnął przyrządy do gotowania. Garnuszek, trójnóg, manierka i różnego rodzaju średniej jakości warzywa. Papryka, trochę cebuli białej i czerwonej, pomidory i marchewka. Z głębi wyciągnął zawiniątko, które dawało delikatnie po nosie. Dzień noszenia tego cholerstwa ma tendencję, by popsuć zapach, ale po obmyciu będzie dobrze. Nałożył trójnóg z garnkiem, wlał ledwie odrobinę wody. - Przepraszam, że tak się goszczę, ale kolacja nadchodzi. Oczywiście, przyjdzie mi się podzielić, kultura wymaga. - Rozwinął zawiniątko i wyciągnął na oko 300 gramowy kawał czegoś co wygląda jak wołowina. - Ah, ciężko dostać tutaj już cokolwiek, ale wiesz. Trochę poszperasz, trochę poszukasz, trochę pouciekasz i poplujesz na ludzi i prosz. Dostajesz co chcesz. - Puścił do niej oczko i zabrał się za szybkie przygotowanie potrawki. Czuł wyczerpanie w barkach. Noszenie plecaka jest już dla niego normą, ale po całym dniu zawsze ma zbyt napięte mięśnie. Ale tej nocy może się wyśpi! Więc jest nadzieja. Powrót do M3 zdaje się być już i tak nie możliwy, więc chyba nie ma absolutnie nic do stracenia. Przybył tu by się rozejrzeć, został na dłużej, zdążył zjeść własne palce na tej decyzji.
- Swoją. Misza jestem. Misza Volfasin. Dla przyjaciół Fluffery. - Przyjrzał się Rosie przez chwilę, po czym wrócił do pracy nad garnkiem. - Włóczykij. Idę to tu, to tam, żyje tak, albo i tak. Jestem i mnie nie ma, bywam i nie bywam. - Wyjął z plecaka trochę przypraw i wrzucił do garnka z którego zaczęła się unosić para. - No i kucharz z hobby. Jadam wszystko, co jeszcze nadaje się do jedzenia. Oprócz ludzi. Parszywie trudno się zmusić do zebrania z nich mięsa, bo potem człowiekowi się myśli, że jeżeli on tak skończy, to kpina. Kucharz z zawodu, zjedzony po śmierci. Oddany zawodowi aż do końca. A lepiej by było gdzieś osiąść i żyć w spokoju, nie? - Westchnął cicho i odstąpił od ogniska, by spojrzeć naokoło. - A panienka to tutaj rezyduje na stałe, czy to tak tylko przejściowo? I ładny pluszak tak notabene. Zadbany. Niecodzienny widok jak na standardy naokoło. - Znowu się rozgadał jak cholera. Ale co poradzić. Pierwszy raz od dłuższego czasu może otworzyć usta do kogoś, kto nie jest mu wrogiem, lub predatorem. Na jedno wychodzi. Chyba.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 18 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach