Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Biedactwo. Chciałaby mu jakoś pomóc, jednak nie za bardzo miała przy sobie cokolwiek przydatnego. Tym więc sposobem jej nowy znajomy pozostawał potłuczony, przemoczony, zziębnięty i głodny. No aż się serce w człowieku, czy tam innej istocie, kraja! Kochany rudzielec, przecież wcale nie musiał tu z nimi siedzieć, nie musiał był jej pomagać, pewnie byłby teraz bezpieczny i najedzony w jakiejś kryjówce.
- Huh? - Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, przekrzywiając głowę niczym zainteresowany czymś szczeniaczek. Właściwie trudno byłoby określić, czy teraz wyglądała bardziej słodko, czy może kokieteryjnie. Trochę takie... jedno z drugim. Ale istotnie, ciekawiło ją, o czym konkretnie mówił Spad. Nie stało się w końcu nic wielkiego, a w obecnej sytuacji trudno jej było domyślać się, co też autor miał na myśli. W końcu to nie matura z języka polskiego, żeby nad takimi rzeczami rozważać. Podmiot mówiący miała tuż przed sobą, więc mogła przynajmniej wprost zapytać i dowiedzieć się, jaki był sens wypowiedzianego przezeń zdania.
- No! To ruszamy~ - delikatnie przyklasnęła w dłonie, by dźwięk ich gwałtownego zetknięcia się ze sobą nie był nazbyt głośny. Chodziło o sam gest, po którym już z uśmiechem na twarzy, raźnym krokiem wyszła z pomieszczenia, by przeszukać te sąsiednie. Będąc już u progu drzwi obróciła się jeszcze na chwilkę do Etsuyi, by rzucić mu pocieszające spojrzenie połączone z krótkim "Nie martw się, zaraz wrócimy". Kolejne biedactwo. Nieszczęsny Etsu musiał siedzieć w jednym miejscu w czasie, gdy jego "podopieczna", tak to nazwijmy, szwendała się z jakimś nieznajomym po starym ratuszu. Jako porządny ochroniarz z pewnością nie był tym faktem zachwycony, bo nie miał powodów ufać rudzielcowi, jednak rozważywszy wszystkie opcje, Vivian postanowiła swemu nowemu kompanowi zawierzyć i nie żywić uprzedzeń do osoby, która tak jej pomogła.
Uważnie stawiała kroki w na wpół zrujnowanym budynku, rozglądając się z uwagą na boki. Resztki jakichś mebli, gdzieniegdzie dziury w ścianach, jakieś bliżej niezidentyfikowane śmieci... ale było też trochę drewna. Co większe kawałki Akane pakowała sobie pod pachę, pozostawiając jedną rękę cały czas wolną i przyciskając szczapki ramieniem, tak by jej nie uciekły. Trzeba się ogrzać i wysuszyć, to nie ulegało wątpliwości. A skoro tak, to potrzebny im będzie ogień i na tę modłę pozbierała trochę nadającego się do spalenia drewna.
Odnaleźli też jedzenie! Szczur jak szczur, ale królik wyglądał całkiem przyzwoicie. Wyglądało na to, że uda im się przeżyć noc we wcale nie takich najgorszych warunkach. Mieli wodę, trochę mięsa i zapowiadało się też ognisko, na myśl o którym wesołe ogniki zatańczyły w oczach czerwonowłosej. Wypatrywała też wśród pobojowiska czegokolwiek, co wyglądało na przydatne, szczególnie w kierunku szykowania kolacji, rozpalania ognia i tym podobnych.
W końcu wrócili do statku-matki, chlubnie niosąc upolowaną zdobycz i trochę drewna. Wszystko zostało ułożone w odpowiednim do tego miejscu. Zerknęła na wciąż tkwiącego pod ścianą nosiciela.
- Etsu, nie masz przypadkiem zapalniczki? No, a nóż... - Poszperała przez chwilkę po kieszeniach, w końcu wyciągając pożądany przedmiot z kabury przy cholewce buta. Ostry jak diabli. - Oprawieniem zajmę się więc ja, a ty będziesz czuwał nad kolacją, gdy się będzie piekła. Damy radę~ - Śpiewnym tonem zakończyła wywód i poklepała rudzielca po ramieniu (tam, gdzie możliwie nie miał siniaków, sadystką to ona nie jest). Po tym radosnym podsumowaniu wzięła się w pierwszej kolejności za zorganizowaniem ognia, a następnie - zasiadła przy nim, zajmując się odpowiednim przygotowaniem zwierzyny do przyrządzenia. Z nożem potrafiła wyczyniać cuda, więc ze ściągnięciem skóry królika nie powinna mieć problemu; w końcu przez jakiś czas terminowała w kuchni przy świątyni w Górach Shi i co-nieco zapamiętała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ostrożnie i uważnie przeszukali okoliczne zgliszcza. Nie było tu zbyt wielu przydatnych rzeczy, ale jak to mówią "potrzeba jest matką wynalazku". Akane udało się znaleźć dość dużo nadającego się do podpalenia drewna, a Spades odnalazł kilka metalowych drutów w całkiem niezłym stanie i jakąś pogniecioną blachę, w której jakby się uprzeć, można było zagotować wodę.
Wrócili do pomieszczenia. Jego wygląd zbytnio się nie zmienił. Ich towarzysz leżał pod ścianą tak, jak wcześniej, tyle że okryty kurtką i z przymrużonymi oczami. Nie wyglądał najlepiej, ale nie chciał dać po sobie poznać, że coś mu dolega. A może naprawdę mu się polepszyło? Gdy ich zobaczył, na jego twarzy pojawił się nawet zarys uśmiechu mówiący "Spokojnie, nic mi nie jest. Nie martwcie się o mnie".
Przez chwilę przyglądał się, jak Vivian i Hayato zabierają się do szykowania ogniska. Później postanowił się do nich przyłączyć. Wolał nie ryzykować wstawania, więc podszedł do nich na czworaka. Usiadł na przeciwko miejsca, gdzie miało pojawić się ognisko.
Na pytanie Akane o zapalniczkę, uśmiechnął się i zaczął grzebać w kieszeni. Wyjął z niej małe metalowe cacko i podał je kobiecie. Było widać, że jest do niej bardzo przywiązany.

- Wiesz, trzymając ją, nie musisz się obawiać, że się poparzysz. To taki amulet - wyjaśnił z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
Usiadł po turecku i przyglądał się pracy dwójki wymordowanych. W zamyśleniu zaczął wpatrywać się w okno.

- Miejmy nadzieję, że niedźwiedź niedługo wróci.


Wygląd zapalniczki: klik
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spad w takich momentach zdawał sobie sprawę, że jego życie uległo wyjątkowej zmianie. Nie miał noża, nie umiał rozpalać ognia, nie miał zapalniczki, nie mial potrzeby oprawiania zwierzyny...od czasu przeobrażenia w wymordowanego często polegał na swej wilczej formie. W niej chłód nocy nie był mu obcy, ciemności nie były takie  straszne, a on sam nie był bezbronny. Smak surowego mięsa już dawno przestał go odstręczać. Żył niemal, jak zwierzę, lecz jego ludzka część wciąż legła do ludzi i chciała z nimi sympatyzować. Z tego powodu coś broniło mu opuszczać Akane i jej towarzysza. Burza i niebezpieczeństwo nie było jedynym powodem dla którego ciągle tu był. Rzecz bowiem to była bardzo ludzka by nie zostawiać drugiego w potrzebie.
Spad siedział więc i czekał aż dziewczyna rozpali ogień i przyszykuje mięsko. Poderwał się przy tym na nogi widząc pełznącego w ich stronę Etsuyę.
- Mów, że chcesz podejść. Przecież bym ci pomógł. - Skrzywił się widząc jak chłopak w swoim stanie próbuje być na siłę samodzielny. Podszedł do niego i muu pomógł się usadowić, wiedząc, że prawdopodobnie nie będzie to mile widziany z jego strony gest. Trudno. Gdy ranny się usadowił, a ogień tańczył na deskach to Spad po przetarciu strzępkami koszuli Etsui przetarł pręty i nadział na nie przygotowane mięso. Zaczął je przysmażać, jednocześni grzejąc się przy ogniu. Co rusz patrzył z troską i tęsknotą w okno prowadzące na zewnątrz. Wyglądało na to, że tą noc, jego szczenięta spędzą samotnie. Miał nadzieję, że nic złego je nie spotka i nie zamartwiają się za bardzo. Fakt faktem, spadowi zdarzało je się zostawiać na całe dnie, lecz samotne noce były dla nich rzadkością. Na szczęście był z nimi ten przybłąkany Mitten, któremu również prawdopodobnie włączyły się instynkty macierzyńskie z ich powodu. Tyle dobrego, że chociaż one jadły coś z rana. Myśl jednak ta sprawiała, że wilka aż ściskało coś jeszcze mocniej w żołądku i mimo braku jakiegokolwiek posiłku tego dnia stracił apetyt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zawsze wolała się jako człowieka niż małego pustynnego liska, bez względu na okoliczności. Zwierzęcą formę przybierała naprawdę w przypadku konieczności, bo też przebywanie w niej utrudniało sporą ilość czynności. Przeciwstawny kciuk, czy muszę mówić coś więcej? Posiadanie jednego, zginającego się w przeciwną stronę palca potrafiło niejeden raz uratować życie. Ale tak czy inaczej, wszystko ma swoje własne zalety i wady, które próżno by wymieniać, skoro jedna forma i tak nigdy w stu procentach nie zdominuje drugiej, stając się jedyną właściwą i zwycięzcą w tym osobliwym pojedynku.
Mając zapalniczkę, rozpalenie ognia okazało się być dość proste. Z trudem powstrzymała się od nieprzerwanego wgapiania w płomienie; póki co miała jeszcze kilka obowiązków do spełnienia. Zerknęła na Etsyuę z rozbawieniem i poklepała go pocieszająco po ramieniu. Biedula, naprawdę musiał być osłabiony, skoro musiał do nich podejść nie podnosząc się do pozycji stojącej. Wyglądał jednak lepiej niż tuż po walce, na co wskazywał jego zagadkowy uśmiech. Aż musiała się przyjrzeć trzymanemu w dłoni przedmiotowi. Delikatnie obracała w palcach małe, metalowe pudełeczko z fantazyjnym motywem smoka. Wyglądało naprawdę fascynująco, jednak na chwilę musiała się z nim rozstać, by oporządzić kolację. Usiadła po turecku i położyła zapalniczkę w małym zagłębieniu, jakie powstało pomiędzy jej prawym udem a tułowiem; wzięła w ręce nóż oraz zdobycz Spada i sprawnie rozprawiła się ze wszystkimi zbędnymi częściami króliczka, których jeść zapewne nie mieliby ochoty. Potem pozostała część, nadającą się do spożycia podała rudemu, by zajął się samym procesem pieczenia. Wytarła ręce w oderwany skądś kawałek materiału i oparła łokcie na kolanach, a podbródek na złączonych dłoniach i skupiła cała swoją uwagę na trzaskających radośnie płomykach. Języki ognia odbijały się w jej szeroko otwartych oczach, sprawiając wrażenie, jakby zielone tęczówki zrazu nabrały złotej barwy.
- Mhm - mruknęła nieznacznie na ostatnią wypowiedź inkwizytora. Oby Gihei wkrótce się pojawił, ale byle nie jako rozszalały misiek. Tej z jego odsłon miała już dość na całe życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hmm... Pora trochę przyspieszyć akcję...

Ogień radośnie płonął, królik się smażył, a cała gromadka czuła się zaskakująco dobrze, jak na odniesione rany. Nawet burza za oknem powoli się oddalała. Istna sielanka jak na warunki panujące w Desperacji.
Po spożyciu całkiem pożywnego posiłku, nadeszła pora aby nieco odpocząć. To był męczący dzień, więc trzeba się było w końcu położyć spać.
Oczywiście, nie zasnęli wszyscy. Były warty. Ktoś spał, ktoś inny czuwał. Nie mogli pozwolić, by coś ich w nocy zaatakowało.

Minęło sześć godzin. Stan nosiciela początkowo się poprawiał. Nawet udało mu się w miarę normalnie zasnąć. Niestety, od godziny było coraz gorzej. Pojawiła się gorączka, zaczął się pocić i trząść. Nie dało się go dobudzić i mamrotał coś przez sen. Była właśnie warta Hayato, gdy stan wymordowanego wskazywał na to, że samo mu to już nie przejdzie. Etsuya zaczął się rzucać przez sen.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zjedli, napili się czegoś ciepłego, a ogień ich ogrzewał. Po ustaleniu wart Spad nawet miał okazję się zdrzemnąć. Oparł się o jedną ze ścian i nie trzeba było długo czekać by odpłyną. Być może był naiwny, lecz obecność Akane i Etsui sprawiała, że czuł się na tyle bezpiecznie by nie wybudzać się w obawie, że coś mu zagrażało.
W momencie w którym Etsui zaczęło się pogarszać była akurat warta Spada. Zaniepokoił się o towarzysza czerwonowłosej, który wyraźnie był rozpalony. Postanowił więc go usadowić nieco dalej od ogniska, które prawdopodobnie i tak już wygasło i oprzeć na głodniejszej ścianie, która nie nagrzała się ciepłem płomieni. Miał nadzieję, że to nieco zbije gorączkę wymordowanego. Oby. Jednoczenie nie zdziwiłby się gdyby Akane również się obudziła.
- Ej, Akane...on też jest poziomem E? - Rzucił będąc nieco poddenerwowanym zachowaniem Etsui. Właściwie gdy ten zaczął się miotać, Hayato postanowił chwycić go za ramiona i przycisnąć do ściany ograniczając mu gwałtownych ruchów. Nie chciał by ranny sam sobie w jakiś sposób zaszkodził. Spad zaś choć nie należał do najbardziej umięśnionych to jednak, jako wymordowany posiadał odpowiednio dużo siły by przytrzymać rannego, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Nie wiedział co dolegało towarzyszowi Akane, lecz miał cichą nadzieję, że ten się z tego wyliże. Rudy czuł jednocześnie dziwną niemoc, bo niestety na chwilę obecną nie mógł mu nijak w tym dopomóc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wieczór upływał w całkiem przyjemnej atmosferze. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że kolacja i trzaskające wesoło ognisko nadawało całej sytuacji nieco domowo-biwakową atmosferę. Prawie jakby byli grupką nastolatków na szkolnej wycieczce, a nie mutantami walczącymi o przetrwanie w ruinach miasta. Ach, to by dopiero było...
Ostatecznie nadeszła najwyższa pora na posłanie dzieci do łóżek nie nie, Vivian, opanuj ten instynkt macierzyński; nadeszła pora na ustalenie wart i zasłużony wypoczynek dla całej trójki. Czerwonowłosa miała swoje czuwanie jako pierwsza, a później obudziła kolejną osobę i sama ułożyła się do snu. Nawet fakt, że nocowali na podłodze, nie był jakiś straszny. Patrząc w czerwone płomienie zasnęła niemal od razu, nie przejmując się niewygodami w postaci twardej podłogi.
Wydawało się, jakby nie minęła nawet sekunda. Przez jakiś jej ułamek miała przed oczami tylko ciemność, a później jakiś zewnętrzny bodziec rozkazał jej uchylić powieki i wybudzić mózg ze stanu odpoczynku. Okazał się być to głos rudzielca, na który sen opuścił dziewczynę w mgnieniu oka, gdy tylko z grubsza dotarł do niej sens. Uniosła się ostrożnie do siadu, starając się nie uszkodzić poranionego ramienia. Przetarła jedno z zaspanych oczu dłonią.
- Huh? Nie, a czemu py- - urwała, gdy w polu jej widzenia znaleźli się pozostali. Szerzej otwarła zielone oczki ze zdumienia, po czym szybko przesunęła się w kierunku mężczyzn i mocno chwyciła Spada rękami wokół pasa, odciągając go właściwie na drugi koniec pokoju.
- Święty Ao - szepnęła zdenerwowana, z niepokojem obserwując zachowanie Etsuyi. Mogło się jej tylko wydawać, jednak jeżeli miała rację... cóż, nie było dobrze.
- Nie jestem pewna, czy dokładnie to się stało, ale jeżeli zranił go jeden z tych zombie... to może się za niedługo zamienić w jednego z nich, a wtedy mamy przegwizdane. Lepiej nie podchodzić za blisko. - Na szczęście wcześniej przezornie przypięła ostatni pozostały jej nóż z powrotem do swojego paska, dzięki czemu broń miała cały czas przy sobie. Zawsze to lepiej zachować dodatkowe środki ostrożności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stan nosiciela nie wyglądał za dobrze. Drżał i mamrotał coś pod nosem, nie uchylając nawet na chwilę powiek.
Ogień w palenisku już dawno wygasł, więc para wymordowanych nie widziała aż tak wiele. Jedynie przez dziury w ścianie wpadały słupy światła, które pozwalały im na obserwowanie, co dzieje się w pomieszczeniu.
Kobieta zareagowała na tę sytuację zupełnie inaczej niż wilk. On troszczył się jedynie o rannego, za to ona przeczuwała w nim możliwe zagrożenie. Czy słusznie? Być może się tego dowiemy.
Oboje obserwowali teraz towarzysza z drugiej części pokoju. Etsuya otworzył oczy, a z jego ust wydobył się przeciągły jęk. Powoli zaczął się podnosić z posłania, ale nie wyglądał na w pełni świadomego swoich działań.
Teraz również Spades zaczął się go w jakiś sposób obawiać. Nie był to jedynie efekt słów Akane. Jego zwierzęcy instynkt dawał przecież o sobie znać w sytuacjach zagrożenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hayato został odciągnięty od Etsui. Nie ukrywał przy tym zaskoczenia reakcją Akane, która wydawała mu się wówczas niezrozumiała, a przynajmniej do czasu...Rzeczowe wyjaśnianie towarzyszki, niepokojące miotanie się rannego i ten przestrzegający przed niebezpieczeństwem szept podświadomości sprawił, że Spad rzeczywiście zaniepokoił si i spoglądał swymi złotymi tęczówkami na Etsuię. Z każdą chwilą dostrzegał w nim potencjalne niebezpieczeństwo, lecz jednocześnie niepokój. Nie znał mężczyzny praktyczni w ogóle, jednak wydawał się być dobrym człowiekiem.
- Myślisz, że można mu jakoś pomóc...? - Wybębnił, sam jednak w to za bardzo nie wierząc.
Stanął pewniej na swoich nogach i w ciszy przyglądał się jak raniony podnosi się na nogi. Było w nim coś niepokojącego, lecz Spades nie bardzo wiedział jak zareagować. Uciekać? Zostać? Jak na razie si na nich jeszcze ni rzucił...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Etsuya mamrotał coś w gorączce i wyglądał naprawdę coraz to gorzej i gorzej. Niby nie znała się na chorobach, bestiach i innych tym podobnych zjawiskach z Desperacji (przynajmniej nie wszystkich), jednak przeczucie dość ostro kazało jej zachowywać najwyższą ostrożność, a ono nie miało w zwyczaju zawodzić. Oczywiście, żal nieszczęsnego nosiciela. Był dobrą osobą i zdążyła go polubić, trudno więc byłoby pogodzić się z myślą, że teraz zamienia się w bezuczuciowego potwora. Fakty jednak były niemalże jednoznaczne i rozwój wydarzeń pokazywał, że z inkwizytorem nie dzieje się dobrze.
Nie odrywała wzroku od rzucającego się mężczyzny, jednocześnie ostrożnym ruchem wydobywając ostatni pozostały jej nóż i pewnie chwytając go w dłoń. Ten gest pewnie nie umknął rudemu, a wyraźnie oznaczał, że żarty już dawno się skończyły. Teraz mieli już chyba tylko jedno wyjście.
- Obawiam się, że tylko wysłać go na drugi świat i ratować własne życia. Jestem prawie pewna, że zamieni się w jednego z nich i będziemy mieli przegwizdane. - Teraz już nie trzymała z drugiego z wymordowanych, co pozwoliło jaj przestać robić z niego żywą tarczę. Przesunęła się na prawo i uważnie obserwowała, co uczyni ranny; gotowa była uskoczyć od ewentualnego ataku i, choć z bólem, zadać cios eks-ochroniarzowi. Dowolny, byle śmiertelny. Bez certolenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W parze wymordowanych pojawiało się coraz więcej wątpliwości dotyczących ich przyjaciela. Nie zachowywał się normalnie, a ich zwierzęcy instynkt wręcz krzyczał. Coś było nie tak.
Akane była już przekonana, że towarzysza trzeba zdać na straty. Mimo iż tak bardzo chciała go na początku uratować, teraz była gotowa go zabić, by ratować własną skórę. Cóż, Desperacja.
W jednej chwili mężczyzna przestał się kołysać i chwiać na nogach. Z dużą szybkością ruszył w kierunku Hayato. Vivian była na to przygotowana. Zdążyła doskoczyć do atakującego i silnym pchnięciem wbić mu sztylet w szyję. Rana była potencjalnie śmiertelna, jednak nie powaliła ona napastnika.
Ten zatrzymał się obok Spadesa i jak gdyby nigdy nic zaczął odwracać się w kierunku Akane. Tak, ostrze cały czas tkwiło w jego szyi co było dowodem na to, że nie spudłowała.
W świetle księżyca wymordowali ujrzeli to, czego tak się obawiali. Ich przyjaciel już nie żył. Był jednym z nich. Tylko jego zwłoki wyglądały jeszcze na w miarę świeże.


Wygląd pokoju, bo jakoś się zapodział w postach:

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach