Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

No i zaczęło padać. Po prostu cudownie, jakby ten wieczór nie mógł być bardziej do niczego. Dobrze, że tak na dobrą sprawę nie wychylała się za bardzo poza bezpieczne mury budynku. Dzięki temu powinno jej się udać nie zmoknąć zbytnio, co zawsze było jakąś tam przeszkodą w podróży. Zawsze to lepiej się nie przeziębić, bo w warunkach Desperacji byle katarek może doprowadzić do zgonu. Sorry, taki mamy klimat.
Uśmiechnęła się, widząc jak jej towarzysze radzą sobie z atakującymi. Zapewne nie bez powodu właśnie ta dwójka została wybrana na ochroniarzy Akane, zważywszy na ich ponadprzeciętne umiejętności w walce. Tak, ten dobór nie mógł być przypadkowy. W końcu jednej z ważniejszych osób z całej struktury Kościoła należeli się ochroniarze godni tego miana i o faktycznych zdolnościach obronnych, tak jak to wyglądało u tej dwójki.
Zombie padały jeden za drugim, a to od celnych strzałów, a to poszatkowane kataną. I nawet Vivian zgarnęła własną działkę w tym makabrycznym dziele! Krótkie tryumfalne parsknięcie wyrwało jej się, gdy jeden z napastników zginął trafiony prosto w rdzeń kręgowy. Jak pięknie, normalnie nóż wszedł jak w masło! Mogła być z siebie dumna, nie ma co.
Co prawda została zauważona i pewien żywy umarlak postanowił postraszyć ją, zmierzając w kierunku ratusza, jednak oczywiście została ocalona przez swojego towarzysza. Inkwizytorzy doskonale znali swój obowiązek strzeżenia Vivian i jak można łatwo zauważyć, traktowali go stuprocentowo serio. W niedługim czasie walka się zakończyła, a uwaga kobiety przeniosła się na rannego Etsu. Ledwo trzymał się na nogach, więc wybiegła do niego kawałek, nie zważając na deszcz. Z tego, co pamiętała, to drugi z jej podwładnych miał ze sobą jakieś środki opatrunkowe jednak nie była pewna, jak szybko niedźwiedziołak dotrze do siebie. W razie potrzeby wsparła rannego, podprowadzając go do wolnego od deszczu wnętrza budynku i sadzając po ścianą, ewentualnie jeżeli było na czym, to gdzieś wyżej, by później łatwiej mu było wstać. Sama ruszyła w kierunku Gihei'ego i jego rzeczy, które zamierzała podać właścicielowi po jego ponownej przemianie w człowieka, a w międzyczasie od razu wygrzebać z nich apteczkę. Nie zamierzała tracić na to czasu później, gdyż sama nie znała się na ranach i w tym zakresie potrzebowała pomocy towarzysza... a może nieznajomy coś w tej gestii potrafił? Nawet jeżeli tak, to będąc wilkiem pewnie i tak niewiele by zdziałał. Super, obaj potencjalni sanitariusze są zwierzakami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wszystko potoczyło się lepiej niżby to Spad przypuszczał. Mimo chwili grozy, jaką przeżył nie był zmuszony używać swoich zębów za co był wdzięczny losowi. Całą akcję po prostu przesiedział w poddenerwowaniu i spoglądał na to, jak trupowe trupy przeżywają kolejną śmierć. Nie było jednak tak kolorowo, jakby to mogło wyglądać - jeden z towarzyszy czerwonowłosej najwyraźniej był dość poważnie ranny. Dziewczyna wybiegła do niego bez zastanowienia, a Spad...Spad poczuł się niczym piąte koło u wozu. Męska duma, którą mimo wszystko posiadał gdzieś w nim tam zaskomlała i zmusiła go do wyjścia. Chciał jakoś się przysłużyć. Nie był silny, nie umiał walczyć, a każde opatrywanie ran przewyższające standardowe przyklejenie plasterka z apteki było dla niego czystą abstrakcją. Był aktorem. Momentami zastanawiał się nawet, jak dał radę przeżyć tyle lat na pustyni.
W każdym razie, gdy dziewczyna skierował się do towarzysza, Spad ją ubiegł i zaczął podnosić w pysk rozrzucone rzeczy należąc do niedźwiedzia. Znosił je pod zadaszone wejście ratusza. Choć wile na raz nie potrafił chwycić to nadrabiał to cztery szybkie łapy pomagały mu w efektywnym kursowaniu. Akane mogła w tym momencie skupić się na towarzyszu i pomóc dojść mu pod zadaszenie. Spad nie mógł nic więcej pomóc jak ewentualnie podać dziewczynie torbę z której wyczułby zapach ewentualnych medykamentów, bądź jeśli tych nie posiadali to nastawiłby szyi, ofiarowując w niemym geście w miarę czystą koszulę, która miał obwiązaną w kłębie. Potem w zwierzęcym zwyczaju strzepał z siebie nadmiar wody, położył się i paczył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Walka dobiegła końca. Teraz przyszedł czas na lizanie ran. Etsuya na pewno miał co. Jego ramię nie wyglądało najlepiej. Kiedy zbliżył się do towarzyszy, było widać, że spod jego palców dość obficie wypływa krew. Nie ma co, te bestie musiały mieć silne szczęki. Kobieta pomogła mu w dotarciu do suchego miejsca. Niestety, z braku lepszego miejsca, musiał usiąść pod ścianą. Spades w tym czasie przyniósł do ich tymczasowej kryjówki katanę Gihei i apteczkę.
Również Gihei nie wydawał się być w najlepszym stanie. Co z nim było? Hmm. Wymordowany, który dziwnie się nagle zachowuje.. Czyżby Poziom E dał tu o sobie znać i mężczyzna, to znaczy niedźwiedź stracił nad sobą panowanie?
Szamotał się chwilę w miejscu, gdzie rozszarpał ciało ostatniego z napastników, a później rzucił się w kierunku nadchodzącej Akane,  która kierowała się w stronę plecaka i niego samego. Na pierwszy rzut oka nie było chyba widać, w jakim jest stanie.
Wilka jakby nie zauważył. Jego mniejsza sylwetka, widocznie nie wydała mu się dobrym obiektem do rozszarpania. Chyba po prostu trudniej byłoby mu go dorwać. Jeszcze by się gdzieś schował. No i był znacznie dalej niż Vivian.
Ach to jej szczęście do ataków oszalałych bestii...
Nie miała wiele czasu by się nad tym zastanowić, gdyż rozszalały niedźwiedź gnał w jej kierunku. Był w odległości około czterdziestu metrów, ale to była kwestia sekund, zanim nie pojawi się tuż przed nią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No, nie było źle, ale musiała się spieszyć. Etsuya nie wyglądał dobrze i z pewnością wymagał szybkiej pomocy medycznej. Vivian nie była najlepszą osobą do opatrywania rannych, z pewnością w tej roli lepiej sprawdziłby się drugi z inkwizytorów. Stąd też miała nadzieję, że zaraz po walce przybierze na powrót swoją ludzką postać i jej pomoże. W końcu także od tego tu był, nieprawdaż? Obaj bardzo dobrze sprawdzili się w roli ochroniarzy (póki co), ale musieli też zadbać o siebie, by móc porządnie strzec czerwonowłosej.
Miała świadomość tego, do jakiego typu mutantów należał Gihei i z tego względu zachowała czujność. Nie zamierzała jednak z góry zakładać, że akurat w tej chwili będzie agresywny. Możliwe, że był to błąd, gdyż zaczął kierować się w jej stronę z bliżej nieokreślonymi zamiarami. Do świadomości Akane dotarło, jaki mógł być powód pozostania w niedźwiedziej postaci. Co ciekawe, przestraszyła się najpierw o swojego wilczego znajomego, a dopiero potem o siebie, chociaż była zdecydowanie bliżej szarżującego zwierzęcia. Zdążyła tyko rzucić okiem w kierunku, gdzie mógł ewentualnie przebywać, ale w dużej mierze skupiła się na osobniku stanowiącym zagrożenie. Zatrzymała się, wyczekując momentu, kiedy znajdzie się o jeden sus od niej. W tym momencie zamierzała się rzucić w bok, w miarę możliwości nie tam, gdzie prawdopodobnie znajdował się rudy. Nie chciała wplątywać biednego puchatego stworzenia w więcej kłopotów. Zresztą, zaraz po szybkim odskoku zaczęła biec, oddalając się od niedźwiedzia i zerkając przez ramię, czy ma możliwość powrotu do ratusza. Jeżeli agresor straciłby nią zainteresowanie i ruszył ku reszcie... nie, na to nie mogła pozwolić. Musiałą tam wrócić, zgarnąć rannego, wilka i uciekać. W korytarzach budynku powinni być względnie bezpieczni, gdyż ogromny misiek nie powinien zmieścić się w drzwiach. A nawet jeśli - może straciłby trop.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kobieta usadowiła pod ścianą jednego ze swoich towarzyszy. Spad musiał przyznać, że nie wyglądał najlepiej, lecz nic nie mógł na to poradzić. Z braku laku po prostu zajął się tym czym umiał, czyli noszeniem. Trzeba było przyznać, że wyglądał pociesznie, kiedy niósł w pysku nieco nieporęczną dla niego katanę. Musiał bowiem uważać by niechcący nie wypadła z pochwy przez co miał nieco przekrzywiony pysk, a dłuższa szczęść broni szorowała po tworzącym się błotku. Właściwie to chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się aportować i powoli chyba rozumiał co takiego fajnego psy w tym widzą.
Rozmyślając sobie tak upychał w pysku apteczkę i człapał żwawym biegiem pod budynek ratusza, będąc lekko znerwicowany faktem, że chodził pod burzowym niebem. Tak, w tym momencie burza była dla niego największym zmartwieniem, a po niej zaraz rozsypane po ziemi trupie zombie. Właściwie chętnie utrzymałby tą klasyfikację, lecz los tego dnia nie był dla niego łaskawy, gdyż właśnie widział biegnącą w jego kierunku rudowłosą, a zaraz za nią...wkurwionego misia.
Boże, czemu...
Zaskomlał pod nosem i pod wpływem impulsu, nie myśląc wiele, miał zamiar podążyć za Akane do wnętrza budynku, gdzie zamierzał wraz z nią szukać schronienia przed dziką bstią.
Większy problem pojawiał się, gdyby kobiecina nie miała za bardzo szansy przed czmychnięciem przed stworzeniem. Spad wówczas wybiegłby szczekając, jeżąc sierść na karku i powarkując na bestie, tak by ta skupiła na nim uwagę. Nie zamierzał z nią walczyć - nie był bowiem aż tak psychicznie chory. Chciał kupić czasu kobiecie by ta mogła bezpiecznie wraz z rannym towarzyszem udać się w głąb budynku. On sam był wyjątkowo zwinny i szybki więc był w stanie uniknąć ewentualnych zamachnięć się niedźwiedzia. Ba, rudzielec był gotowy nawet kąsnąć go w bok tak, by ten obdarzył go większym zainteresowaniem. W każdym razie po takowej, ewentualnej, bohaterskiej akcji, gdy Akane znikłaby mu z pola widzenia, nie tracąc czasu wystrzeliłby, jak z procy do wnętrza mieszkania. Porywając po drodze wypuszczoną apteczkę. Próbowałby dołączyć do dziewczyny po zapachu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niedźwiedź był coraz bliżej wymordowanej, która już miała w swojej głowie coś na kształt planu. Czekać do ostatniej chwili, a później uskoczyć. (Hm. Mała korrida.) Również wilk zdążył się już zorientować, co się dzieje, jednak zamiast brać nogi za pas, dopóki nikt się nim nie interesował, pognał w kierunku wymordowanych w celu odwrócenia uwagi oszalałej bestii.
Vivian na ułamek sekundy zobaczyła ogromną paszczę wypełnioną ostrymi zębiskami, otwierająca się przed jej twarzą. Mogła wtedy nawet poczuć smród, ofiar tego drapieżnika. Ohyda. Na szczęście, również ona była bardzo szybka. Wykonała susa w lewo, w stronę budynku, do którego chciała uciekać. Pazury niedźwiedzia zdążyły jednak zahaczyć o jej ramię. (Auć, możliwe, że zostanie po tym blizna...)
W całym tym zamieszaniu, nie zauważyła podbiegającego do nich wilka i nawet nie oglądając się w jego stronę, pognała do drzwi budynku. Wejście było dość duże, ale misiek też mały nie był. Trudno było oszacować z tej odległości, czy się tam zmieści. Nie było jednak czasu na rozmyślania. Ta bestia przecież mogła ją dogonić i pożreć.
A co ze Spadem? Dzielna psina poczęła skakać wokół olbrzyma wściekle ujadając i kąsając go po łapach. Widać było, że niedźwiedziołak nie jest tym faktem zachwycony i usiłował odgonić natręta. Dało to rudowłosej trochę cennego czasu na ucieczkę.
Niestety, zwody i uniki Hayato nie mogły trwać wiecznie. Bestia w końcu zdołała go dosięgnąć i uderzyła go mocno łapą, odrzucając na odległość dwóch metrów skąd pokoziołkował jeszcze kawałek w stronę ratusza. (To musiało boleć.) Żadna kość się chyba nie złamała, ale wilk nie czuł się po tym ciosie najlepiej. Leżał teraz poobijany na ziemi i widział przed sobą stojącego na tylnych łapach niedźwiedzia. Był ogromny.
______________________________________________________________________
Akane: rana po pazurach na prawym ramieniu
Spades: Kilka siniaków i duży ból po uderzeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No dobra...na wskutek skomplikowanych kalkulacji wyszło jednak na to, że Spad będzie musiał ruszyć tyłek bo w przeciwnym razie ziomek, który teoretycznie miał służyć swojej pani by ją po prostu rozszarpał. Mimo wszystko niedźwiedzie nie były takimi nieporadnymi kluskami na jakie wyglądały. Uzbrojone w tasaki zamiast pazurów mogły machnięciem łapy rozszarpać człowieka niczym kartkę papieru. Spad nie mógł więc  bezczynnie stać widząc, że istnieje szansa na to by za chwilę będzie spoglądał na posiatkowaną kobietę. Nie chętnie wybiegł z kryjówki i wyszczerzył zęby na niedźwiedzia. Jego sierść się mimowolnie nastroszyła, uszy nastawiły, a ogon znieruchomiał. Spad wydobywał z siebie gardłowy warkot, obnażając jednocześnie garnitur białych kłów. W takich momentach niczym nie przypominał tego potulnego, człowieczego czworonoga. Wszak nie można było zapominać, że wilk to równie niebezpieczne zwierze.
Skupianie na sobie uwagi niedźwiedzia szło mu nie najgorzej. Miał nadzieje, że w tym czasie Akane zdążyła swojego drugiego, rannego towarzysza zaprowadzić w głąb ratusza. Mimo wszystko były tam pomieszczenia z drzwiami i o ile kilka skleconych ze sobą desek nie stanowiło żadnej przeszkody dla siły niedźwiedzia o tyle dla pozbawionego kontroli i nie kojarzącego faktów wymordowanego mogły wydawać się zwykłą, nie przenikalną ścianą.
Nie wiedział czy to przez to zamartwianie, czy przez grzmot...Spad spuścił gardę i został odrzucony brutalnie przez niedźwiedzia. Zaskomlał w momencie upadku i nim się otrząsnął zobaczył nad sobą sylwetkę niedźwiedzia. W takich sytuacjach chciałby umieć znikać, lecz nie mając za dużego pola do popisów po prostu miał zamiar wturlać się z pod sięgających go szponów i podnieść jak najszybciej na własne łapy. Nie tracąc czasu dołączyłby do rudowłosej, znikając tym samym w wejściu do ratusza i mając nadzieję, że misiek jest szerzy niż zakładały to japońskie normy budowlane z przed apokalipsy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Misiokorrida! Doprawdy, od dzisiaj może się okazać jedną z ulubionych rozrywek Akane. W końcu komu nie spodobałoby się uciekanie przed rozwścieczonym zwierzakiem rozmiarów... no cóż, słusznych? Tylko głupi by odmówił.
Syknęła głucho, czując nieprzyjemny ból w ramieniu. Cholera, zdążył ją dosięgnąć. Choć nadal widziała w agresorze rozszalałą bestię to nie mogła zapominać o tym, że jest to jeden z jej pobratymców. Chciała więc za wszelką cenę ocalić jego życie, uciekając się do jego odebrania dopiero w ostateczności. Oby się to udało, bo późniejsze tłumaczenie się z utraty inkwizytora na pewno nie zaliczało się do najprzyjemniejszych.
Pomimo odniesionej rany, udało jej się uskoczyć w lewo - w kierunku ratusza. Nie wiedzieć czemu nie spostrzegła ruszającego w ich kierunku wilka. Widać chwilowo skoncentrowała się na innym punkcie i w panicznym niemal biegu sprzymierzeniec umknął jej uwadze. Dopiero po pewnym dystansie brak rudego w polu widzenia dotarł do jej świadomości, przez co natychmiast się obróciła, w tym samym momencie wyszarpując kolejny z ukrytych przy ciele noży. Rozgrywała się właśnie potyczka pomiędzy dwoma przemienionymi w zwierzęta wymordowanymi. Nie mogła pozwolić na to, by niewinne istnienie zostało skrzywdzone w ataku szału. Nie miała żadnej pewności, czy Gihei jeszcze powróci do normalności. Nie mieli czasu na walkę, gdyż drugi z jej ochroniarzy leżał ranny i wymagał pomocy.
Wypatrywała najbliższego dogodnego momentu. Czy to byłaby w stanie wycelować w otwartą paszczę niedźwiedzia, może w oko, może w serce... nie zawahałaby się cisnąć w jego stronę jednym z ostrzy, ewentualnie dla dodania mocy rzutowi postępując o kroczek lub dwa w jego kierunku. A potem - wiać w kierunku ratusza, zgarnąć rannego i uciekać w głąb budynku licząc na to, że wilkowi uda się ocalić skórę. Wyjątkiem byłaby sytuacja, gdyby było bardzo źle - wtedy ewentualnie mogła się zatrzymać, by z dystansu zadać kolejny cios. Taki obrót spraw wydawał się jednak mało prawdopodobny, a na oczekiwania nie było czasu. Etsu się tam wykrwawiał!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niedźwiedź wydał z siebie głośny ryk i wylądował na ziemi przednimi łapami. Wilczur miał w tym czasie trochę czasu by dojść do siebie po uderzeniu o ziemię i zaczął wstawać na łapy, niestety, nie było to takie łatwe, jak zakładał. Cios spowodował u niego tymczasowe zaburzenia równowagi, więc wymorodwany słaniał się na swoich czterech kończynach.
Gihei ponownie na niego spojrzał. Nie, nie wyglądało na to, by już mu przeszło. Wyszczerzył kły w kierunku Spada i już miał się na niego rzucić, gdy jego pysk został potraktowany jednym z noży Akane. Niestety (jak dla kogo), gwałtowny ruch niedźwiedziołaka spowodował, że ostrze nie zagłębiło się w jego łbie, tylko bardzo nieprzyjemnie zarysowało go. Z poszarpanej rany zaczęła obficie cieknąć krew. Nagły atak zwrócił uwagę rozszalałej bestii w kierunku wymordowanej. Widać było, że inkwizytor nie zachowuje się teraz jak człowiek, był po prostu rozwścieczonym zwierzęciem, które rzucało się na każdego, kogo zobaczyło.
Jego agresja ponownie przeniosła się na szybko oddalającą się Vivian, co dało rudemu trochę czasu na ogarnięcie się i ruszenie w kierunku schronienia.
Panna Andersson dopadła wejścia i wbiegła do wnętrza budynku, próbując podźwignąć z ziemi swojego kompana. Zanim udało jej się to zrobić, niedźwiedź był już przy drzwiach, które na całe szczęście okazały się być trochę zbyt ciasne, jak na jego gabaryty.
Etsuya wybąkał coś o tym, że Gihei powinien się za jakiś czas opanować, tylko musi się oddalić i posłusznie poszedł razem z Akane wzdłuż korytarza.
Niestety, wilczur nie zdążył schronić się w ratuszu, zanim rozszalały członek kościoła zaczął usiłować się przecisnąć przez drzwi. Wyglądało na to, że będzie on musiał trochę poczekać albo znaleźć inne wejście.
Nie wyglądało na to, by ulewa miała przeminąć. Wręcz przeciwnie, pioruny waliły w najlepsze i tylko dodawały grozy, rozwścieczonym powarkiwaniom wielkiego niedźwiedzia.


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spad skorzystał z szansy jaką dała mu Akane. Pozbierał się z ziemi i oddalił się z zasięgu wzroku niedźwiedzia tak szybko, jak tylko potrafił. Towarzyszący mu ból wcale mu tego wszystkiego nie ułatwiał, lecz mimo wszystko udało mu się schować za jakieś gruzy przy ratuszu, przylegając tym samym do jednej ze ścian. Chciał złapać chwilę wytchnienia, jednocześnie korzystając z oparcia.
Wiedział, że dziewczyna jest bezpieczna bo słyszał dźwięki kroków wydobywające się z wnętrza budynku, zaś niedźwiedź wyraźnie był przed wejściem. Spad wiedział, że mógłby przeczekać ulewę i miśka bezpiecznie kryjąc się za zgliszczami, gdyż deszcz uniemożliwiał wyłapanie jego tropu, lecz problem polegał na tym, że wilczur bał się burzy. Z każdym uderzaniem pioruna czuł rosnący niepokój. Ogarniał go irracjonalny lęk. Z drugiej strony, nie wiadomo było, jak szybko niedźwiedziowaty wróci do normalności. Spad jednak czułby obawę przed zbliżeniem się do tego człowieka po tym wydarzeniu, które w tym momencie się rozegrało. Te i inne argumenty przekonały wilka, że nic tu po tym. Zrobił coś dobrego i na dzisiaj powinno wszystkim starczyć. Limit bohaterstwa został wyczerpany, tak. Pora zatroszczyć się o samego siebie. postanowił więc iść wzdłuż ściany ratusza. Bo o ile zakładając, że niedźwiedź i ratusz znajdowały się od frontu tak Spad człapał sobie wzdłuż lewej lub prawej ściany. Nie był do końca pewien w którą stronę pomknął. Ważne, że szedł. Poszukiwał jakiegoś wejścia. Dziury w ścianie, drzwi czy też okna. Jeśli miałby możliwość próbowałby przecisnąć się lub też wskoczyć przez prowizoryczne wejście na pewno by skorzystał. Gorzej, że pewnie ciężko mu będzie wejść jeśli na jego drodze znajdzie ię okno lub zamknięte drzwi, a obtłuczony bok wcale mu tego wszystkiego nie ułatwi...W takiej sytuacji postanowiłby niechętnie przybrać ludzką postać by dostać się do środka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie była pewna, czy chybiony rzut okazał się lepszy, niż gdyby trafiła. Przynajmniej życie jej dotychczasowego obrońcy, a obecnie - napastnika póki co nadal trwało i istniały szanse na to, że jeszcze dojdzie do siebie. Nie miała jednak czasu na oswajanie niedźwiedzia, ani - niestety - na pomoc wilkowi, który będzie musiał sobie teraz poradzić sam. Szkoda tak zostawiać kogoś, kto okazał się być tak pomocny wobec Vivian i jej towarzyszy, jednak nie miała innego wyjścia. Jeżeli nie zareagowałaby najszybciej jak mogła, Etsuya mógłby się dość szybko wykrwawić.
Ruszyła więc w kierunku ratusza. Na całe szczęście rozszalała bestia była zbyt wielka, by przecisnąć się przez drzwi wejściowe. Mogli mieć tylko nadzieję, że wkrótce powróci do naturalnie ludzkiej postaci i odnajdzie ich wewnątrz, a póki co mogła tylko pół ciągnąć, a pół nieść rannego inkwizytora korytarzem. Gdyby była silniejsza, po prostu zaniosłaby kompana w jakieś spokojniejsze miejsce, jednak jej własne gabaryty niestety na to nie pozwalały. Aż szkoda, że jednym z ochroniarzy kobiety nie była jakaś leciutka dziewczynka o wielkich zdolnościach bojowych... to by znacznie ułatwiało sprawę.
Szukała pomieszczenia, w którym poprzednio się zatrzymali, bądź też, gdyby stan Etsu zdawał się pogarszać, dowolnego nadającego się na tymczasowy szpital pomieszczenia. Wszystkie przedmioty zgarnięte z pola walki zabrała ze sobą, więc apteczka i część ekwipunku zwisały teraz z rąk czerwonowłosej. Teraz z całego serca żałowała, że nie uważała na szkolnych kursach pierwszej pomocy te sto lat temu. Może przynajmniej zostałyby jej w głowie jakieś podstawowe informacje, a tak to chyba będzie musiała iść na żywioł i postarać się przypadkiem nie zrobić swemu towarzyszowi większej krzywdy niż te cholerne zombie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach