Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Oszalały wymordowany szybko znudził się próbami dostania się do pomieszczenia. Jego zapał stopniowo malał, ale nadal krążył on z okolicach wejścia. Sytuacja chyba się uspokajała.
Powoli dochodzący do siebie w tym czasie wilk, skierował swe kroki w stronę ratusza. Starał się przemkną niezauważenie obok wielkiego inkwizytora, co na szczęście mu się udało. Zniknął za sąsiednią ścianą budynku. Co chwila mijał jakieś pęknięcia i szczeliny, ale nie wydawały się one wystarczająco duże, by wilk mógł się przez nie przecisnąć. Musiał iść dalej.
Niedźwiedź pochodził jeszcze trochę w okolicy budynku, a później zainteresował go chyba jakiś szelest, bo najpierw odwrócił głowę, a później po chwili nasłuchiwania, ruszył w tamtym kierunku i tyle go było widać. Można było jedynie mieć nadzieję, że jeszcze wróci. Ale tym razem pod ludzką postacią i o zdrowych zmysłach.
Akane udało się dociągnąć towarzysza do wybranego miejsca. Wyglądało na to, że jednak sama będzie musiała wykazać się swoimi umiejętnościami w opatrywaniu rannych. Nie była w tym specjalistką, ale prowizoryczny opatrunek na pewno umiała zrobić. Nawet bez szkolenia człowiek potrafi zabandażować komuś rękę. Niestety, tu sprawa nie była taka łatwa. Rana rzeczywiście wyglądała paskudnie, a Etsuya nie wyglądał najlepiej. Te bestie miały jakiś jad? A ko to wie.
Kobieta powoli zaczynała odczuwać skutki spotkania z niedźwiedziem. Skok adrenaliny mijał, a ranne ramię coraz mocniej dawało o sobie znać. Jej też przydałby się jakiś opatrunek.
Spades utykając dodarł w końcu do zawalonej części budynku. Niestety, musiał się trochę wspiąć, by dostać się do środka, więc przybrał on ludzką formę. Na swój sposób, ułatwiało mu to poruszanie się. Najbardziej ucierpiały jego żebra i prawy bark, więc poruszanie się na dwóch nogach było nieco łatwiejsze niż na czterech. Jego skórę zdobiły teraz fioletowe sińce. Cóż, szybko się to pokazało. A może to i nawet lepiej? Może oznaczało to, że obrażenia szybciej miną. Na wymordowanym wszystko goiło się zawsze jak na psie, czyż nie?
Mężczyzna dostał się do budynku niedaleko pomieszczenia, w którym znajdowała się Vivian. Właściwie, to było miejsce, w którym się spotkali. Był w stanie do niej trafić, ba nawet słyszał stąd ją i Etsuyę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Człapał na swoich łapach, lecz droga dłużyła mu się niemiłosiernie głównie z powodu bólu jaki odczuwał przy każdym postawieniu łapy do przodu. Właściwie można powiedzieć, że prawie kulał na prawą, przednią łapę. Koniec końców ostatecznie znalazł jakieś obiecujące rumowisko przez które mógłby się dostać do wnętrza budynku problem polegał jednak na tym, że należało się wspiąć kawałek po nie do końca płaskiej ścianie. Nie było szans by zrobić to z wilczymi łapami, a iść dalej mając nadzieję, na znalezienie innego wejścia nie miał zamiaru. Strach przed grzmotami kazał mu się schować teraz, natychmiast więc przybrał ludzką formę i zaczął mozolną wspinaczkę. Nie było to łatwe z powodu silnie obtłuczonego prawego barku czuł, że nie może przeciążać prawej reki. Mimo wszelakich przeciwności losu dostał się do wnętrza budynku. Poczuł ulgę, jednocześnie decydując się na zostanie w ludzkiej formie. Przez wzgląd na obrażenia było mu wygodniej się tak poruszać.
Wycisnął z włosów nadmiar wody. Na dworze rozpadało się w końcu w najlepsze, a jego przechadzka była na tyle długa, że gęste rude, a przede wszystkim długie włosy wsiąkły całkiem sporo deszczówki. Zresztą cały wyglądał jakby wyszedł przed chwilą z pod prysznica dorzucając do tego nawet fakt, że był golusieńki. Na to jednak miał przy sobie pół środek. Odwinął zawiniętą wokół szyi za dużą, czarną koszulkę, wycisnął z niej nadmiar wody i naciągnął na siebie. Właściwie na jako że nie należał do specjalnie wysokich mężczyzn, a do tego był dość wychudzony za duża koszulka wyglądała na nim jak workowata, sukienka. Serio. Sięgała mu za połowę uda, a kołnierz był na tyle szeroki, że odsłaniał skrawek posiniaczonego ramienia.
Wtem gdy tak się próbował mniej więcej ogarnąć nastawił uszu słysząc znajome dźwięki nieopodal. Tak, od razu rozpoznał obecność czerwonowłosej i jej towarzysza. Przez chwilę zastanawiał się czy chce im się pokazać, mimo wszystko nie wyglądał...wyjściowo. Tak delikatniej mówiąc. Przy Akane wyglądałby pewnie jak sirota-niewiasta. wszystkie wątpliwości znikły gdy do jego uszu dobiegł równiez dźwięk pioruna uderzającego w pobliskie ruiny. Rety, przez chwilę myślał, że zejdzie na zawał. Nie spodziewał się tak bliskiego uderzenia. Więc...Tak, zdecydowanie w tym momencie wolał przebywać w czyimś towarzystwie.
Korzystając ze swoich zmysłów nie miał problemów by znaleźć pomieszczenie w którym znajdowała się Akane.
- Cieszę się, że nic ci nie jest, chociaż twój kolega nie wygląda za dobrze... - Wychylił się nieco niepewnie, a po chwili ciągnął dalej, mając świadomość, że kobieta może czuć niepokój z powodu widoku nowej twarzy. - Ten rudy wilk to ja, Spad jestem i nie jestem agresywny. Słowo. Tak sobie pomyślałem, że w takiej sytuacji to lepiej trzymać się w kupie więc...Mógłbym z wami posiedzieć? Postaram się nie być kłopotliwy. - Zapewnił, a gdy do jego uszu doszedł kolejny grzmot położył je po sobie wbrew swojej woli. Miał nadzieję, że zrobił tym samym jakiegoś złego wrażenia, choć gorzej już chyba być nie mogło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dotarłszy do zajętego przez drużynę wcześniej pomieszczenia, odłożyła zabrane sprzed budynku rzeczy na jakąś najbliższą w miarę niezabrudzoną powierzchnię płaską i wygrzebała z nich apteczkę, którą wcześniej niósł ze sobą Gihei. W duchu liczyła na to, że wkrótce doprowadzi się do stanu używalności i powróci do reszty, ale nie miała żadnej możliwości, by go kontrolować, uspokoić czy choćby śledzić jego ruchy. Jeżeli do nich nie dołączy, zostanie zapewne uznany za zaginionego.
Usadowiła Etsu pod ścianą, po czym przyklęknęła obok rannego towarzysza z apteczką w ręku. Roztworzyła ją, przeglądając zgromadzone wewnątrz przedmioty i próbując na szybko przypomnieć sobie, w jaki sposób ona sama bywała opatrywana. Powinno jej się udać coś wykombinować "na czuja", ale i tak obawiała się ewentualnych skutków ubocznych niewprawnej opieki nad rannym.
- No więc, gdzie oberwałeś? - Mogła brzmieć nieco beztrosko, ale kamienny wyraz twarzy każdego wyprowadziłby z błędu. Na obliczu czerwonowłosej istotki malowało się pełne skupienie.
Po odpowiedzi inkwizytora, jeżeli nastąpiła, zabrała się do przemywania/owijania ran towarzysza, w zależności od tego, czego mogły wymagać i jakie środki miała pod ręką. Starała się zrobić wszystko możliwie jak najstaranniej i ignorować nieznośny ból w ramieniu. Sobą zajmie się na końcu.
Proces zajmowania się Etsyuą przerwało jej wejście z pozoru nieznajomej osoby. Odwróciła się na dźwięk otwieranych drzwi i odruchowo cofnęła z odrobiną przestrachu, o mało nie lądując na rannym - utrzymała jednak równowagę. Wypowiedź przybysza uspokoiła ją jednak. Miała do czynienia ze sprzymierzeńcem.
- Och, Ao niech będą dzięki - wyszeptała, wznosząc oczy ku niebu i po chwili z powrotem skierowała wzrok na rudzielca - Dzięki za wsparcie. I w ogóle. Możesz mi mówić Akane, czy coś. Zostań tu z nami. Umiesz może opatrywać? - Język trochę jej się plątał z nerwów, bo w połowie mówiła do nowego znajomego, a w połowie skupiła się z powrotem na obrażeniach swego ochroniarza. Dodatkowa osoba nie przeszkadzała jej, szczególnie że Spad wyglądał na miłego, nieagresywnego, w dodatku wcześniej z własnej woli im pomógł. Niech więc zostanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Akane średnio idzie opatrywanie rannego, ale powiedzmy, że jakoś sobie radzi i działa bardziej na plus niż na minus.
Otoczenie się nie zmienia. MG nie ma tu nic do dodania.
Możecie już pisać następną kolejkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaskoczył go nieco gest kobiety, lecz nie skomentował go przekręcając głowę nieznacznie w bok. Cóż, najwyraźniej tak wyrażała ulgę, sam jednocześniee jej zaznał gdy kobieta nie wyrażała sprzeciwu. Mimo wszystko ona w przeciwieństwie do jego samego potrafiła walczyć, a to oznaczało, że gdyby chciała mogła popsuć Spada. Nie byłoby to fajne.
- Nie żeby jakoś profesjonalnie, lecz bandaże na oczy już widziałem...- Wybębnił po czym zachęcony podszedł szurając bosymi stopami po nawierzchni. Odrzucił zlepione, mokre pasma włosów do tyłu tak by mu nie przeszkadzały po czym przycupnął przy towarzyszu Akane. Nie wyglądał najlepiej. - Lepiej pozbyć się koszuli. Łatwiej będzie go obandażować, tak by opatrunek lepiej przylegał do rany. Nic więcej i tak nie zrobimy w tych warunkach. Mimo wszystko jako wymordowany powinien szybko się z tym uporać. Bo jest wymordowanym, tak jak tamten twój koleżka, prawda? Mam nadzieję, że nie zaskoczy nas podobnie jak Pan Misiek - Lekko się uśmiechnął próbując zmienić trochę nastrój sytuacji coby czerwonowłosa mogła się odprężyć. Musiała przeżywać krzywdę swojego towarzysza i tych wszystkich nieoczekiwanych wydarzeń. Tak przynajmniej sądził po jej wcześniejszej wypowiedzi. Była w końcu bardzo spięta. A co do rannego...Jeśli dziewczyna zgodziła się z jego sugestią pomógł zdjąć z Etsui ewentualny płaszcz. Bluzę czy też koszulę spad by zgrabnie rozerwał swoimi szponami. Próba ściągnięcia takowej mogłaby przysporzyć więcej złego niż dobrego. Potem przytrzymał rannego tak, by Akane mogła go sprawnie zabandażować. Gdy skończyli spad przeniósł wzrok na ramię kobiety.
- Też się rozbierz. Ehm! W sensie, płaszcz. I podwiń rękaw. Spróbuję cię jakoś też połatać. - Zaproponował, po czym delikatnie przeszedł do czynów. - Więc...- Zaczął mówić, jednocześnie doangażowując już odkażoną wcześniej ranę. - Szukacie tu czegoś konkretnego? Zgubiliście się? Osobiście zdarza mi się co jakiś czas skracać tędy drogę więc myślę, że mógłbym wam jakoś pomóc. A, właśnie, gdzieś w korytarzach leży mój obiad... - Spad wydawał się nie zdawać z powagi sytuacji w jakiej się znajdował, lecz tak nie było. Pod tym spokojnym uśmiechem, jaki przybrał na twarzy kryło się wiele zmartwień dotyczące dzisiejszego wieczora, który dopiero się rozpoczynał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oj tam zaraz "umiała walczyć". Dobrze radziła sobie z operowaniem nożami, ale nie była jakoś szczególnie silna. Gdyby chciała zaatakować Spada (co byłoby w tej chwili skrajną głupotą) to bez efektu zaskoczenia, pewnie mógłby ją szybko obezwładnić. Zresztą, polubiła swojego nowego znajomego. Naprawdę wydawał się być miły i od początku sprawiał wrażenie przyjaźnie nastawionego. Skoro więc mieli możliwość się dogadać i pomóc sobie nawzajem, to po co to psuć? Lepiej wykorzystać tę okazję i zdobyć nową, ciekawą i miłą znajomość.
- To dobrze, bo się strasznie boję, że coś pomylę. Pomożesz? - Ostatnie pytanie w zasadzie było zbędne, gdyż rudzielec i tak podszedł ze wsparciem. No i jak tu nie dziękować Ao za takie przypadkowe spotkania? Koleś dosłownie ratował tyłek Vivian i jej ochroniarza.
Skinęła głową na wysuniętą przez mężczyznę propozycję i pomogła zdjąć odzienie z inkwizytora, po czym wzięła się za jego opatrywanie. Ręce lekko jej drżały, ale robiła co mogła, otwarta na ewentualne rady i sugestie. Mimo wszystko starała się z pełnym zaangażowaniem, pełna dobrej woli. Straciła już jednego z kompanów, kto wie, czy nie bezpowrotnie - utrata drugiego byłaby już kompletną tragedią i wolałaby nie pozostać w opuszczonym mieście zdana tylko na siebie. Mogłaby tego nie przeżyć.
- Mhm. Jakoś to będzie. Mam nadzieję, że Hei jednak wróci do siebie... i do nas - westchnęła, wyrażając tym samym ciche życzenie co do losu drugiego ze swoich towarzyszy. Jednocześnie podjęła próbę rozchmurzenia się, co jednak szło jej dość opornie. Martwiła się o swoich, hm, podwładnych, nawet jeżeli to oni byli odpowiedzialny za bezpieczeństwo kobiety, a nie na odwrót.
- Huh? A, no dobrze. Prawie o tym zapomniałam - stwierdziła, gdy już dotarło do niej, o co Spadowi w ogóle chodziło. Ostrożnie zdjęła płaszcz i bluzę, pozostając w samej bluzce, której materiał odwinęła zgodnie z potrzebami. Czekała cierpliwie, aż jej nowy znajomy przystąpi do pracy.
- A jak z tobą? Jesteś ranny? - zapytała przezornie, gotowa w każdej chwili udzielić mu pomocy. Wprawdzie dotarł do ratusza o własnych sił, ale nie mogła być pewna, jak bardzo mógł ucierpieć w starciu z rozszalałym niedźwiedziem i wolała się upewnić, czy wszystko z nim w porządku.
- Podróż służbowa. Jesteśmy w drodze na dość ważne spotkanie i nasza droga prowadzi akurat tędy. - Zamyśliła się na chwilę. - Właściwie to pan Misiek miał w plecaku prowiant... - rzuciła, gdyż ten fakt właśnie zaświtał pod jej czerwoną kopułą. Czy ktoś w ogóle zabrał ten plecak? Czy Gihei miał go ze sobą, czy zostawił go w pomieszczeniu, w którym zamierzali nocować? Próbowała to sobie przypomnieć, bo ten mały szczegół mógł im naprawdę wiele pomóc. Przydałaby się kolacja, chyba nikt nie zaprzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Etsuya nie stwarzał problemów. Starał się jakoś trzymać i na swój sposób nawet dochodził do siebie. Może inaczej. Jego stan się stabilizował. Nie wyglądało na to, by miał się w najbliższych chwilach pożegnać z życiem. To było nawet pocieszające. Przykro byłoby stracić przyjaciela, który tak dzielnie bronił naszą dwójkę wymordowanych przed nieznanym wrogiem.
Opatrywanie ran nie szło im nawet aż tak źle. Co prawda, już na pierwszy rzut oka było widać, że żadne z nich nie zajmuje się tym na co dzień, ale nie wyglądało to źle.
Rana Akane dość mocno krwawiła, ale chyba nie była poważna. Odkażana, mocno szczypała.
Nosiciel starał się jakoś trzymać i w miarę możliwości współpracować z parą "medyków".
Gdy wspomnieli o plecaku, wymamrotał niewyraźnie, że ostatni raz widział do na zewnątrz, ale nie wie, co się działo później.
Pomyślenie o jedzeniu było dobrym pomysłem. Żadne z nich od dłuższego czasu nie miało nic w ustach, a wyglądało na to, że jeszcze tu trochę posiedzą.
Na zewnątrz nadal waliły pioruny. Deszcz znacznie zelżał, ale pogoda wciąż wydawała się nieprzyjazna. w dodatku ten silny wiatr. Kto wie, w co się to może przerodzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pewnie, że pomoże. Kobieta nie musiała nawet zachęcać Spada by ten ruszył ku niej, bo nim skończyła mówić już stał obok i ściągał z mężczyzny płaszcz. We dwójkę poszło im całkiem sprawnie, a już po chwili opatrzony Etsuya podpierał się o jedną ze ścian mogąc odetchnąć od ucieczek i walki. Wilk miał cichą nadzieję, że nie przyjdzie im już walczyć tego wieczora, a tym bardziej konfrontować się po kilkakroć masywniejszą niedźwiedzią bestią. Naturalnie nie czuł do nieokiełznanego wymordowanego żadnej nienawiści. Mimo wszystko on sam równiez mógł skończyć podobnie, lecz miał szczęście, że wirus obszedł się z nim wyjątkowo łagodnie. No, nie licząc okropnego uzębienia przez które każdy jego uśmiech prezentował się niczym migawka z jakiegoś horroru.
- Głowa do góry. Twój towarzysz wyglądał na twardego i silnego, a skoro do tej pory przeżył w Desperacji to wątpię by coś go powaliło. Da rade. - Posłał ku niej pozytywny uśmiech próbując ją pocieszyć, a potem zabrał się za opatrywanie jej ran. Trochę się denerwował coby przypadkiem nie poszurać pazurami po ranie i nie prawić kobiecie bólu, jednak obeszło się bez incydentów. Był z siebie dumny.
-Hm? A...uhm, troszkę. Przeszkadza mi prawy ale to żadna otwarta rana, więc chyba jest dobrze. Trzeba przyznać, że Twój znajomy ma potężny lewy sierpowy. - Faktycznie, zza szerokiego kołnierza koszuli widać było skrawek zsiniałej, prawie fioletowej skóry w okolicach prawego barku i blednący przy ramieniu. Za kilka dni prawdopodobnie cały bok rudowłosego będzie miał czarującą żółto-siną barwę. Czad. Przy gwałtowniejszych ruchach korpusu odczuwał również nieprzyjemne uczucie w okolicach żeber, które pewnie też zostały obtłuczone.
- Podróż służbowa...nie powiem, ciekawa fucha. Mam nadzieję, że nie omieszkasz wspomnieć szefowi o jakiejś grubej, kilku cyfrowej premii. No i...gotowe. - Uśmiechnął się szerzej jednocześnie montując supeł na końcu opatrunku na ramieniu Akane.
- Ooooo nie, nie, nie, nie... takim przypadku to ja mogę zrezygnować z kolacji. - Spad nie miał zamiaru słyszeć słowa "na zewnątrz" gdy donośne huki sugerowały, że poza murami budynku trwał prawdziwy armagedon - błyskawice, deszcz i wiatr. Nie wspominając nawet o panu Miśku. A, właśnie, należało też pamiętać o zombie.
- Nie jadłem śniadania, obiadu to i brak kolacji mi nie straszny. Właściwie w tym momencie czuję, że nawet jeśli mielibyście tam smażoną wieprzowinę....ehm, zły przykład - parówki! Tak, nawet jeśli mielibyście tam parówki to wydaje mi się, że nie byłoby to tego warte. Poza tym, ktoś musi siedzieć tu z twoim koleżką, a samej cie nie puszczę. - Jako typowy, niezrzeszony mieszkaniec Desperacji był przyzwyczajony do 1-2 dniowych głodówek, co też zresztą było widać po jego wklęsłym wyglądzie i naprawdę nie widział żadnej korzyści w szorowaniu na zewnątrz. - No chyba, że naprawdę ci zależny, to mogę ci tą torbę zaaportować. - Przeniósł na nią swój wzrok i na prawdę było widać, ze dobra z niego istota. Na jego twarzy wyraźnie igrała niechęć do jakiegokolwiek ruszania się z miejsca zmieszana ze strachem, jak również troska i poczucie odpowiedzialności. Tak bardzo nie pasował do innych wymordowanych. - Możemy przeszukać pobliskie pokoje. Wątpię byśmy byli jedynymi wymordowanymi, którym zdarzyło się tu utknąć. Może ktoś coś zostawił? - Mimo wszystko nie było problemu w tym by wziąć Etsuyę pod ramię lub też przeszukiwać pomieszczenia blisko pokoju w którym znajdowałby się ranny. Mimo wszystko mieli dobry słuch, gdyby coś się zbliżało - usłyszeliby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak miło jest spotykać takie uczynne osoby na swojej drodze... strach pomyśleć jak skończyłaby Vivian, gdyby w opuszczonym mieście nie napatoczyła się na pewnego rudego wilczka. Mogłaby teraz leżeć i zdobić chodnik przed ratuszem mieszanką krwi i narządów wewnętrznych, gdyż bez jego wsparcia zapewne nie udałoby jej się ujść cało z szaleńczej ucieczki przed rozszalałym misiem. Koniec końców zawdzięczała temu wymordowanemu sporą część swojego życia, mniej lub bardziej bezpośrednio.
- Mam nadzieję - westchnęła ze słabiutkim cieniem uśmiechu. Teraz musiała znieść dość trudny proces opatrywania rany. Kilkakrotnie syknęła przy jej przemywaniu. Z powodu tego nieszczęsnego szczypania zdarzało się jej też krzywić, zaciskać zęby i powieki, ale siedziała nieruchomo i starała się nie pokazywać po sobie odczuwanego bólu. Po zakończeniu zakładania opatrunku spojrzała też na ramię swego nowego znajomego. Wyglądało nieładnie, ale nie krwawiło. To było raczej rozległe stłuczenie, ale może jakimś cudem miała cokolwiek dobrego na siniaki? Przysunęła apteczkę bliżej siebie i zaczęła ją przeszukiwać w celu znalezienia może jakiejś maści... no cokolwiek, co mogłoby się przydać. Bez względu na to, czy udało jej się znaleźć jakiś użyteczny specyfik i go zaaplikować czy też nie, uśmiechnęła się, tym razem już pewniej, w kierunku rudzielca. Po bardzo krótkiej chwili zbyła mentalnym machnięciem dłoni ewentualne wahania i wychyliwszy się lekko, "sprzedała" swemu wybawicielowi delikatne cmoknięcie w policzek. Ha, tego się nie mógł spodziewać!
- Kurczę, to straciliśmy prowiant. Ale ty miałeś jakąś wodę, prawda, Etsu? Zresztą ja też coś gdzieś mam w płaszczu. Umrzeć nie umrzemy, coś się wykombinuje. Nie ma sensu wychodzić, licho wie co się tam czai... - Tym ostatnim starała się uspokoić swego nowego kompana; nie zamierzała zmuszać go ani zachęcać do opuszczania bezpiecznego ratusza. Widać było po jego minie i reakcji, że warunki poza budynkiem nie należą do mu przyjaznych. Może nie lubił burzy? Różnie się zdarza.
- Także ten, no... tamten plecak puszczamy w niepamięć. Wolę sobie nie wyobrażać, co tam mogło być, pewnie zapakowali coś dobrego. Może jakieś smaczne kanapki... - wzdrygnęła się gwałtownie i palnęła się w czoło z cichym plaskiem - Nie! Dość, przepraszam. Poszukajmy czegoś tutaj, w środku. - To było chyba jedyne, co póki co mogli zrobić. Poszukać czegoś do zjedzenia, ogarnąć zapasy wody, może skombinować jakieś ognisko... co do tego ostatniego Vivian była chyba najbardziej entuzjastyczna. W końcu swoje przezwisko zyskała nie bez powodu, a nie było ono związane wyłącznie z włosami. Zresztą, przed mutacją wcale nie były tak wściekle czerwone i Ao jeden wie, skąd im się taka barwa wynalazła.
- To może zajrzymy do najbliższych pomieszczeń? W razie czego Etsu może nas zawołać, a we dwójkę będzie szybciej... hm? - zaproponowała. W taki sposób powinno dać się w miarę sprawnie obejrzeć najbliższą okolicę obecnie zajmowanego pokoiku, a jednocześnie nie zostawiać rannego samego na zbyt długo. Noszenie go ze sobą wszędzie mogłoby okazać się szkodliwe dla ich sił i jego zdrowia, gdyż opatrunek nie należał do profesjonalnych i istniała obawa, że przy jakimś gwałtownym ruchu rana się otworzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zanim zdołali się jako tako opatrzyć, minęło dobre kilkanaście minut. Wszystko się uspokajało. No, może oprócz pogody za oknem. Deszcz już co prawda nie siekł, ale odgłosy z zewnątrz również nie brzmiały zbyt przyjaźnie.
Niestety, Vivian mimo dokładnego przeszukania apteczki, nie znalazła nic, co mogłoby się okazać przydatne przy stłuczeniach. Widocznie, osoba która ją kompletowała uznała, że żadna maść na siniaki nie będzie potrzebna. Przecież tego nie trzeba leczyć. Wystarczy zacisnąć zęby.
Etsuya podciągnął się trochę i oparł wygodnie o ścianę. Źle czuł się z tym, że trzeba było się nim teraz zajmować. Przecież to on miał chronić Akane, a nie ona jego. I jeszcze ten nieznajomy. Niby im pomagał i był w tarapatach tak samo, jak oni, ale jednak mężczyzna mu nie ufał. Może to takie zboczenie zawodowe? Nie ufać nikomu.
Nosiciel wskazał ręką kupkę swoich rzeczy. Pod skórzaną kurtką leżała manierka. Miała pojemność może jednego litra. Była prawie pełna. Woda nie pachniała zachęcająco, ale była pitna. Luksus w Desperacji...
Para wymordowanych zabrała się za przeszukiwanie okolicznych pomieszczeń.
Było tam sporo śmieci. Stare drewno, jakieś pordzewiałe żelastwa, trochę szkła i innych niezidentyfikowanych materiałów. Po drodze znaleźli też zająca, którego upolował Spad i truchło jakiegoś szczura. Do pomieszczenia wrócili po półgodzinnych poszukiwaniach.
Deszcz już całkowicie minął, a dźwięk grzmotów oddalił się. Burza odeszła tak samo szybko, jak tu przybyła. Zdążyło jednak zrobić się już zupełnie ciemno i pomieszczenie oświetlał jedynie księżyc widoczny przez otwór, który był kiedyś najpewniej oknem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spad starał sobie nic nie robić z obtłucznenia i bardzo dobrze mu to wychodziło gdyż nie zmuszał się do robienia pajacyków, czy też podnoszenia sztang. Było dobrze. Właściwie chłód pomieszczenia i nocy dawał mu przyjemną ulgę, lecz również przyprawiał o gęsią skórkę. Mimo wszystko był przemoczony do suchej nitki, a teraz jeszcze miał naciągnięta na siebie mokrą koszulo-sukienkę (jakkolwiek by to nie brzmiało i wyglądało. Ludzka skóra pozbawiona gęstego futra nijak nie dawała mu ciepła w przeciwieństwie do dziękczynnego gestu Akane.
- Ohm, już chyba wiem z jakiego powodu mój kumpel jest medykiem. - Początkowo zatrzepotał zdezorientowany swymi rzęsami, a po chwili uśmiechnął się szelmowsko, unosząc jedną ze swoich brwi ku górze. Wszystko nabierało sensu. Punkt dla ciebie, Isao.
Naprawdę mu ulżyło, że nie musi wychodzić z budynku. Nie należał do odważnych, lecz również wolał się wznieść na wyżyny swej odwagi niż posłać kobietę na tacy miśkowi, zombie i nie wiadomo czemu jeszcze. Był szybszy, zawsze łatwiej byłoby mu uciec, chociaż teraz nie był tego taki pewien. Ten bark...lecz mimo wszystko z ich dwojga wolał iść on. Na szczęście nikt nic nie musiał. Za to musiał słuchać gastronomicznych tortur. Chyba nawet pociekła mu ślina, lecz w porę przyłożył przedramię do ust i chrząknął kilkukrotnie coby doprowadzić się do ładu.
- No...dobrze. - zgodził się i wychodząc zwrócił jeszcze uwagę na rannego towarzysza. Już mu było chyba lepiej bo Spad czuł, jak towarzysz Akane wwierca w jego plecach dziurę. Tak, zdecydowanie należało pozazdrościć lojalności Etsui względem Akane.
Chodzili po okolicznych pokojach. Spad uważał na porozrzucany wszędzie gruz. Był przyzwyczajony do tego, że czasem znalazł się pod stopą nieprzyjemny kamień, lecz nie uśmiechało mu się by musieć w najbliższej przyszłości wyciągać z niej jakieś szkło lub zardzewiałego gwoździa.
- Nie wiem czy powinniśmy rozpalać ogień, lecz z drugiej strony nic nam tu chyba nie grozi, a będzie trochę cieplej, wysuszymy ubrania a i...jedzenie! - Zaczął wywód widząc jednym z pomieszczeń kawałki drewna, a gdy mówiąc przeszedł na korytarz dostrzegł swojego zmutowanego królika. Tak. Szczęście się w końcu do nich uśmiechnęło. Z rozmaitego żelastwa które napotkał starał się wyszperać coś co mogło robić za naczynie - kubek, misa, wklęsła blacha metalu. Chciał wykorzystać je do podgrzania wody. Przydałoby się wypić coś ciepłego. Do tego rozglądał się za jakimiś prętami, które mogłyby robić za patyki do ogniska. Po zajściu do "bazy" rozłożył wszystko pod niewielkim oknem pod którym można było rozpalić ogień. Dym wymykałby się przez popękaną i dziurawą taflę szkła, zaś ściany pomieszczenia faktycznie ograniczały widoczność jakiegokolwiek paleniska.
- Rozpaliłbym ogień ale...nie umiem. Mógłbym zająć się jedzeniem, no ale...ja przeważnie pozbawiam je po prostu futerka, nadziewam na kij i udaję, że są kiełbaskami, lecz wyglądacie na takich, którzy niekoniecznie raczą się taką kuchnią. - Spad w swoim życiu naprawdę dziwne rzeczy jadał. Konsumowanie zwierzaczka z ewentualnymi bebeszkami było normą. Wszak zajączkowe upieczone płucka to też drogocenne mięsko. Akane i Esuya wyglądali jednak na dobrze się odżywiających byli odpowiednio wyposażeni i ubrani...Nie koniecznie musieli przepadać za dość barbarzyńską kuchnią. - A, ale też nie mam noża. Do tego futerka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach