Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Uczestnicy: Senbozakura, Spades, Karyuudo.

Nagroda:
Snebozakura: Odblokowanie jednego z tatuaży - Toge, Akuma, albo Kage.
►Spades: Przedmiot do komunikacji telepatycznej
►Karyuudo: Płaszcz Cienia


Poziom trudności: Średni; Trudny

Możliwość zgonu: To zależy od was.

"Stojąc w ciemnościach... nigdy nie stoisz samemu" - [Spades, Karyuudo] 13596407491295164879
Po cichej konwersacji z Senbo, uznaje że się nie znacie


Co się dzieje gdy Cię porywają? W zasadzie to co po mocnej imprezie, wiesz gdzie mniej więcej byłeś w pewnym momencie urwał Ci się film, a potem budzisz się w wannie lub innym dziwnym miejscu. Cóż zdarza się nawet najlepszym, lecz Snebozakura był wyjątkowym przypadkiem potraktowanym niczym worek kartofli. Pozostała dwójka, tu czytaj, Rudy wilk i Kobieta "Trap", czemu tu są? Kto wie? Zgwałcić ich nie zgwałcili.. szkoda... jednak każdy na prawej ręce miał ciężką bransoletę. Co do pomieszczenia, w którym dane im było spędzić jakieś drętwe trzy godziny zwinięci w pozycji embrionalnej.
Wysokie pomieszczenie, dość ciemne i chłodne, posadzka wysypana piachem, że ten przykrywał ceramiczne kafelki. Ze ściany pomieszczenia wystawał ozdobny kaszkiet, z którego jarzyło się blade światło płomyka. Pomieszczenie miało kształt pięcioboku, każdy ze szczęśliwców został rzucony w jego jeden kąt. Gdzieś w oddali majaczył zarys skrzyni.
Olbrzymie drzwi na największej ścianie były chłodem i równie chłodno odpowiadały na próbę ich otwarcia, na szczęście w pokoju były jeszcze jedne drzwi. Niewielki drewniane drzwi z widocznie wyszlifowaną klamką przez częste ich użytkowanie.
Tak prezentuje się obecna sytuacja trójki szczęśliwców.

------------------------------------------------
Wasze rzeczy zostały skonfiskowane, zostało tylko ubranie. Jednak dobry człowiek, który was uprowadził podrzucił wam skórzane worki

♠Snebozakura: Butelka z wodą, pół bochenka czerstwego chleba, składany scyzoryk, pierścionek zaręczynowy, paczka prezerwatywach i playboy.

♠Spades: Mały toporek do rzucania, pół litra wódki, bandaż, krem do rąk, tabletki antykoncepcyjne.

♠Karyuudo: Pilnik do paznokci, zapalniczka, krople do nosa, olejek do opalania, racja wojskowa , druty do szycia, zabawkowa plastikowa łopatka.
-----------------------------------------------------
Obrażenia:

Karyuudo: brak; lekkie zawroty głowy (1/3); ogólne otępienie(1/2)
Sapdes: brak; lekkie zawroty głowy (1/3); ogólne otępienie(1/2)
Snebonzakura: obolałe plecy; brak; lekkie zawroty głowy (1/3); ogólne otępienie(1/2)


Ostatnio zmieniony przez Wartakus dnia 07.03.16 14:19, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Otworzył ślepia, a świat przed nim nieprzyjemnie zawirował. Skrzywił się i zaraz potem je na nowo zamknął. Ciemność była na chwilę obecną bardziej...stabilna, a tego potrzebował do skupienia. Westchnął ciężko, próbując zebrać myśli coby odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie - co to się stało, co? Te jednak nie kwapiły się do współpracy. No ale hej, skoro jeszcze żył, a w okół nie było słychać jęków rozpaczy to znaczyło, że te pięć czy dziesięć minut życia ma w zapasie. Przynajmniej teoretycznie.
- Och. - Napomknął w przestrzeń w geście oświecenia. Porwanie, no tak. Znowu. Czyżby jakaś cicha podpowiedź z góry świadcząca o tym, że pora się przebranżowić? Mlasnął i otworzył ślepia mrużąc je. Świat dalej zabawiał się w jedną wielką karuzelę, a Spad jakoś się tym szczególnie nie niepokoił. Dlaczego? Pewnie czymś mnie nafaszerowali. Nie wiedział czym, lecz był wdzięczy i miał nadzieję, że ten stan się utrzyma jak najdłużej. Stres związany z porwaniami, umieraniem i takie tam źle wpływały na jego martwe serce.  
No ale koniec tego wylegiwania. Chcąc nie chcąc zmusił się do podniesienia do pół siadu. W głowie mu zawirowało jeszcze mocniej. Złapał się więc za nią, dostrzegając na swej ręce bransoletę. Wprawił ją w ruch, tak, że zakręciła się na jego wątłym nadgarstku. Przekręcił głowę w bok. Nic poza tym, że wyglądała na gustowną nie potrafił na jej temat stwierdzić, a przynajmniej jego mózg dość ociężale łączył na chwilę obecną fakty. Gdy zaś chciał podeprzeć się drugą ręką o ziemi, prócz piachu poczuł pod palcami skórzany worek. Otworzył go od niechcenia. Przejrzał zawartość. Trochę dłużej utkwił wzrok w tabletkach antykoncepcyjnych i butelce wódki. Ta kombinacja chyba tłumaczyła jego beztroski stan. Swoją drogą, jeśli tymi tabletkami go szprycowali i to po nich tak się czuł to...w tym momencie z całego serca współczuł kobietom. A właśnie, propo nich...Spad w nikłym świetle dostrzegł jedną.
- Hej, jesteś cała...? - Spytał niemrawo, podchodząc do niej na czworaka i delikatnie ją szturchając. Zmartwił się, tym bardziej że w drugim kącie dostrzegł kolejnego nieprzytomnego. Co tu się działo?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obudził ją, chociaż nie do końca i w pełni, nieprzyjemny, gryzący skórę chłód docierający do niej z praktycznie każdego kierunku, acz zdecydowanie dominujący od strony wysypanej piaskiem podłogi. Drgnęła nerwowo, niemalże konwulsyjnie, zaraz tego drobnego, niewielkiego ruchu żałując i zaciskając kurczowo, mocno zęby z powodu nagle uderzającego ją, przeszywającego mięśnie bólu. Czuła się tak, jakby dobre kilka godzin przeleżała na lodowatym, twardym gruncie, uprzednio będąc zrzuconą z krawędzi jakiegoś urwiska i przed zderzeniem z nieprzychylną ziemią brutalnie po ów skarpie sponiewieraną. Może i nawet tak było, jako że jałowa, szara pustka jawiła się pod czaszką i Karyuu nie miała najmniejszego pojęcia - czy chociażby jakiegokolwiek tropu - o tym, co stało się przed chwilą obecną oraz ile czasu spędziła wylegując się na tutejszej podłodze. Niedługo po tej luźnej, częściowej pobudce ktoś przemówił obok niej i na dodatek delikatnie, ale jednak, ją szturchnął, na co czerwonooka zareagowała gwałtownym poderwaniem się do siadu i jak najsilniejszym odepchnięciem od siebie nieznajomej jednostki. Zadziałała czysto instynktownie, bez większego pomyślunku, w nagrodę za ów posunięcia dostają kwaśne poczucie mdłości i mrówkowaty prąd przechodzący przez organizm niby błyskawica. Zakaszlała, skulając się na swoim miejscu i usilnie próbując wyrównać oddech, ukoić galopujące myśli, pozbyć się szalejącej paniki.

Kiedy już w miarę odzyskała panowanie nad sobą i utemperowała protestujące ciało, zerknęła na osobę, która wcześniej do niej zagadała i ją dotknęła. Przełknęła, opatulając się szczelniej swoim czarnym płaszczem i w tym momencie zauważając, iż nie miała założonego kaptura na głowie. Nie było to jej na rękę i na pewno nie dodawał jej ten fakt tak potrzebnego teraz komfortu, lecz jakoś zdołała zepchnąć ten irytujący, niepokojący element całości na bok na rzecz skupienia się na teraźniejszości. Scenka przed się malująca przywodziła namyśl porwanie z trzema ofiarami - jedną z nich była ona, drugą Wilczy Młodzieniec (a może już mężczyzna? Trudno było stwierdzić po szoku, w ciemnościach i spoglądając na jego chudziutką personę), zaś trzecią dalej nieprzytomny, leżący w jednym z rogów pięciokątnego pomieszczenia osobnik. Odetchnęła lekko, powoli wypuszczając powietrze z płuc i koncentrując się na Wymordowanym, którego wcześniej instynktownie odepchnęła. Nie wyglądało na to, aby znajdował się w lepszym od niej stanie, jednak i tak odchyliła się nieco w przeciwną do niego stronę, ażeby to zwiększyć dystans ich dzielący. Nie zrobiła to przez to, że był tym, kim był czy z powodu gryzącego serce strachu - nie. Taka już, niestety, była - stroniąca od dotyku, bliskości i, jeśli tylko mogła, polegająca wyłącznie na sobie.
- Wiesz coś? - zapytała zachrypniętym, jeszcze ździebko słabym i mało kiedy tak naprawdę używanym głosem, nie owijając w bawełnę i nie przepraszając za swoje pobudkowe zachowanie. Przy okazji zerknęła do swojej malutkiej torby - obecnego rozmówcę trzymając w zasięgu wzroku - wewnątrz której znajdowały się pozornie bezużyteczne, acz mogące przydać się w przyszłości przedmioty. Nie od dziś przecież wiadomo, że desperat prawie że z niczego coś wykombinuje, a ona zdeterminowała była do pozostania przy życiu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Jak było w umowie Snebo miał czas do Wtorku(minął), więc lecimy dalej//

Desperaci zaczęli do siebie dochodzić, no oprócz jednego, Senbonzakura nadal leżał nieprzytomny w jednym z kątów pomieszczenia. Jednak ogólnie wszyscy jeszcze żyli.
Natomiast spod małych drewnianych dni z jeszcze nie znanej trójce przestrzeni zawiał zimny wiatr. Przy tym wzbił trochę piachu w powietrze.
Kiedy Karyuudo zwróciła się do Spadesa, głośny skrzeczący dźwięk uniemożliwił wymordowanemu odpowiedź. Gdy pisk ucichł przez niewidoczny dla "szczęśliwców" głośnik wydobył się irytujący, dziecinny i lekko psychiczny głos.
- Halo! Halo! Raz, dwa trzy... raz, dwa, trzy. Słychać mnie? Tak? Okej! - kaszlnął kilka razy i w końcu zwrócił się do łowcy i wymordowanego - Witam szczęśliwców w naszym "teleturnieju"! Zostaliście specjalnie wyselekcjonowani... to nie tak, że zostaliście wybrani losowo spośród nieszczęśników tego zgrzybiałego świata. Ale do rzeczy Kochani! Przed wami stoją drewniane drzwi, oraz wielkie stalowe za wami. Jak mogliście się przekonać te duże niestety się nie otworzą! - zaśmiał się nie wiadomo czemu - Lecz chwila! Zanim przekroczycie próg tych mniejszych, zajrzyjcie do skrzyni, oprócz rzeczy w waszych workach postanowiliśmy dać wam parę dodatkowych fantów!
W skrzyni, o której wspomniał nieznajomy mówca, znaleźć można między innymi dwie pochodnie, latarkę, duży stalowy klucz, zapalniczka i dwa pudełka śniadaniowe, a w nich standardowe śniadanie.
- No dobrze! Klucz do drewnianych drzwi jest w skrzyni! - przez głośniki wydobył się odgłos wiwatującego tłumu - Za drzwiami czeka was pierwszy etap teleturnieju! Labirynt Szeptów. Co będzie dalej zobaczycie dalej! A! I postarajcie się obudzić śpiocha inaczej my się nim zajmiemy.
Po ostatnich słowach mężczyzny, chyba mężczyzny, odbył się kolejny metaliczny szczęk, a po nim nastała tylko cisza.
Desperaci muszą teraz podjąć odpowiednie kroki, a to co czeka przed nimi jeszcze wyraźnie się nie przedstawiało.

----------------------------------------------------
Obrażenia:

Spades: brak; lekkie zawroty głowy(2/3); ogólne otępienie(2/2; mija po tej kolejce)
Karyuudo: brak; lekkie zawroty głowy(2/3); ogólne otępienie(2/2; mija po tej kolejce)
Snebonzakura: obolałe plecy; brak; lekkie zawroty głowy(2/3); ogólne otępienie(2/2; mija po tej kolejce)

//Jeśli Senbo nie dołączy w tej kolejce zostaje usunięty z misji//


Ostatnio zmieniony przez Wartakus dnia 29.02.16 22:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony dziewczyny. Odepchnięty wylądował na tyłku. Zdezorientowany spojrzał na spłoszoną. Przykro mu się zrobiło, że ją wystraszył. Nie miał tego na celu. Posłał jej więc przepraszające spojrzenie, a uszy automatycznie położył po sobie uszy niczym zbity pies. Zmartwił się, gdy do jego uszu doszedł jej gwałtowny oddech.
- Shh....powoli. - Szepnął łagodnie. W bezwarunkowym odruchu troski oraz wsparcia chciał położyć ręce na jej ramionach, lecz cofnął je. Najwyraźniej źle reagowała na obcych, zresztą specjalnie jej się nie dziwił biorąc pod uwagę okoliczności. - Nic ci nie zrobię. - Zapewnił, niemrawo się uśmiechając. Czuł ciągle mdłości i odnosił wrażenie, że jego ciało reaguje z jakimś opóźnieniem. Siadł po turecku i nieco bezmyślnie oglądając się dookoła po ścianach. Towarzyszące mu otępienie sprawnie tępiło jego percepcję. Pięciokątne pomieszczenie, dziwne worki, skrzynia, dwie pary drzwi...a może dałoby się tak po protu przez nie wyjść?
- Wiesz coś?
- Halo! Halo! Raz, dwa trzy... raz, dwa, trzy. Słychać mnie? Tak? Okej!

A może nie...
Wilczur na nowo postawił uszy. Z pewnym niepokojem rozglądał się w półmroku próbując zlokalizować źródło dźwięku. Towarzysząca dezorientacja sprawiała, że wydawało mu się iż nadchodzi zewsząd. Było to bardzo psychodeliczne i nieprzyjemne uczucie. Jakoś jednak doszło do wymordowanego, że nieznajomy głos dochodzi z jakich głośników. Hayato przenosił wzrok z worka, na drzwi to na skrzynię, gdy to głos o nich wspominał. Gdy zamilkł wilczur wstał niepewnie na nogi i podszedł do wielkich chłodnych drzwi. Rzeczywiście były zamknięte, tak jak kolejne. Westchnął.
- Rzeczywiście są zamknięte...Zobacz co ze skrzynią, ja zobaczę co z tym nieprzytomnym, okej? - Zaproponował, uśmiechając się pocieszająco do dziewczyny. Jakoś przecież dadzą radę, prawda? Jeśli ta nie miała nic przeciwko takiemu podziałowi to podszedł do nieprzytomnego. Po drodze nieznacznie się o coś potknął. Świat bowiem tak nieprzyjemnie wirował, przyprawiając go o mdłości. Ugh.
- Hej, żyjesz? - Zaczął tyciać długowłosego mężczyznę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raz jeszcze i ponownie przeskanowała wzrokiem znajdujące się wewnątrz podarowanym jej przez tajemniczych porywaczy, skórzanym worku przedmioty, jednocześnie trzymając jednego z towarzyszy bolesnej, chaotycznej niedoli - tego przytomnego i niedaleko niej się znajdującego - w zasięgu swojego spojrzenia. Dziwnym był on osobnikiem, chociaż na bardziej pokręconych i cudacznych już podczas swych licznych wędrówek trafiała - mieszkając na terenach Desperacji i po nich się przemieszczając nie można było nie natknąć się na przeróżnego rodzaju Wymordowanych, którzy trzymali się najczęściej w swoich ścisłych, określonych paczkach posiadających własne ziemie bądź wiedli samotne, 'spokojne' życia w prawie że ciągłych wędrówkach. Ona sama może i do tego pomieszanego, zakrapianego mutacjami gatunku nie należała, jednak druga opcja - wieczne podróże, prześlizgiwanie się z miejsca na miejsce - bez problemów mogła być do jej skromnej, cichej osóbki przypisana. W sumie... Desperacja nie składa się wyłącznie z Wymordowanych, o czym ludzie często i nagminnie zapominają. Karyuu odetchnęła raz jeszcze, zamykając szczelnie trzymany kurczowo worek i skupiając czerwone ślepia na wilczastym kompanie. Wydawał się szczerze skruszony i wręcz emanujący przeprosinami - to pewnie przez te puchate, położone niby u zbitego psa uszy. A może przez ten niemrawy, jakby nerwowy uśmiech? - zachowując się w stosunku do niej nad wyraz łagodnie oraz ostrożnie. Mogła tylko przypuszczać i gdybać, że taka była po prostu jego natura i charakter, bądź obstawiać to, iż to jej popobudkowa, ostra reakcja połączona z niewiadomą aktualną sytuacją popchnęły go do takiego, a nie innego stanu. Ale dobra, dobra, teorie na bok, bo trzeba skupić się na teraźniejszości.

Ogólny zarys okoliczności, w jakich się znajdowali przedstawiony im został przez wysoce irytujący, dziecinny i splamiony psychiczną nutą głos. Wysłuchała go w milczeniu, zapamiętując skrzętnie wszystkie słowa i starając się wyłuskać spomiędzy nich jakieś ukryte wskazówki. Wiele - praktycznie nic - ich nie znalazła, co wcale, a wcale nie pomogło poprawić jej napiętego, poddenerwowanego nastroju. Jednak jako że nic nie mogła teraz z tym zrobić, najzwyczajniej w świecie podniosła się powoli oraz ze wsparciem ściany na nogi i rozejrzała dokładniej po niezbyt przyjaźnie wyglądającym pomieszczeniu. Obserwowała przy okazji w upartej ciszy to, jak Urufu* próbuje otworzyć zamknięte, naturalnie, drzwi, po czym skinęła mu głową w odpowiedzi na jego propozycję działania i ruszyła nico chwiejnym, niestabilnym - acz z każdą mijającą sekundą się poprawiającym - krokiem w kierunku skrzyni. Otworzyła ją nieufnie i niezwykle ostrożnie, zaglądając do niej dopiero wtedy, kiedy przekonana była o tym, iż nic z niej na nią nie wyskoczy. Wytargała jej zawartość na zewnątrz, układając ją równo i ślicznie na podłodze, aby zerknąć po tym na poczynania towarzysza.
- Damy radę go nieść? - zapytała ochryple, chwytając za kluczyk do drewnianych drzwi i podchodząc do nieznajomej dwójki. Zatrzymała się kawalątek od nich, nachylając się - odrobinkę i lekko z powodu natrętnych, złośliwych zawrotów głowy - w ich kierunku i lustrując badawczym, oceniającym spojrzeniem dalej nieprzytomnego mężczyznę. Zależało jej na własnym przetrwaniu, oczywiście, lecz nie zamierzała od tak zostawić kogoś z tyłu i skazać go na jakieś przykre, bolesne nieprzyjemności. Bądź śmierć. To nie było w jej stylu - mimo powierzchniowego, chłodnego niby charakteru - i tyle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ogłoszenie!

Z powodu braku aktywności przez gracza Senbonzakura, zostaje on usunięty z misji. Co skutkuje brakiem jakiejkolwiek nagrody po jej ukończeniu, jak też i brakiem możliwości późniejsze dołączenie do niej.  

Senbonzakura, mimo licznych prób obudzenia go nie otworzył nawet jednej powieki. Jedyne co to wzbijał w powietrze kurz przez swój płytki oddech. Dlatego dalsze próby obudzenia go nie miały sensu, chociaż sam fakt że spał o tym nie świadczył, a nagły komunikat od mówcy zza mikrofonu.
- Słabo cukiereczki, nasz kolega chyba dostał za mocną dawkę. Cóż uznam to za dyskwalifikacje. - z głośnika wydobył się dźwięk jakby ktoś klikał przycisk.
Ziemia jakby się zatrzęsła, a zaraz potem rozstąpiła się pod nieprzytomnym wymordowanym, by ten zsunął się do ciemnej szczeliny, jakby piekło przypomniało sobie o nieodebranej przesyłce.
Zaraz po tym jak jego sylwetka zniknęła zapadnia zamknęła się z hukiem.
- Tak więc. Macie klucz do drewnianych drzwi, więc ruszajcie. Otępienie zaraz powinno minąć, a no i możecie zabrać jego rzeczy - po przez ostatnie słowa mówca miał namyśli skórzany worek Senbonzakury.

Gdy pozostała para uczestników otworzy drzwi im oczom ukarze się prosty i ciemny korytarz.
Po za jednym źródłem światła zaraz przy drzwiach dalej żadnego nie było, a pochodnie ze skrzyni będą im za nie służyć.
Po paru minutach marszu natrafią na rozwidlenie. Jedna odnoga prowadzi ostro w lewo, a druga  dalej prosto tworząc lekki łuk przez co nie było widać co za nim jest.

-----------------
Obrażenia:

Spades: brak; lekkie zawroty głowy(3/3 - mija po tej kolejce);
Karyuudo: brak; lekkie zawroty głowy(3/3 - mija po tej kolejce);

Ekwipunek:

+Do rozdysponowania między wami: Butelka z wodą, pół bochenka czerstwego chleba, składany scyzoryk, pierścionek zaręczynowy, paczka prezerwatywach i playboy.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hayato próbował ocucić mężczyznę, lecz bezskutecznie. Wilczur jednak nie był z tych osób, które by porzuciły kogo takiego na pastwę losu. Miał dobre serce najwyraźniej tak samo, jak towarzysząca mu kobieta.
- Damy radę go nieść?
- Ach, spokojnie, może nie wyglądam, lecz myślę, że podróżowanie z nim nie będzie większym kłopotem. Nie takie rzeczy się nosiło, huh. - Zażartował lekko i już sięgał dłońmi w stronę ramion nieznajomego, gdy metaliczny głos ponownie rozbrzmiał wewnątrz pomieszczenia. Coś zaraz potem stuknęło, podłoga się rozstąpiła, bezwładne ciało poleciało w ciemność. Co prawda nie należało do Hayato, lecz ten w ludzkim odruchu przerażenia sięgnął pospiesznie chcąc wybawić długowłosego mężczyznę od niechybnego losu. Niestety, to co udało mu się pochwycić było pustką. Właśnie w tym momencie być może, czyjeś życie prześliznęło mu się miedzy palcami. Przeciągnął niedowierzająco ręką po podłodze, pod którą chwilę wcześniej zniknął nieprzytomny. Dreszcz przerażenia przepełznął mu nieprzyjemnie po plecach, gdy zdał obie sprawę, że równie dobrze on sam mógł tak skończyć. Podkulił ogon. Nie było mu już wcale, a wcale do miechu.
- Wynośmy się stad. - Wstał niepewnie, ciągle będąc pod wpływem tej sceny. Jeszcze bowiem przez chwilę apatycznym wzrokiem przeszywał podłogę. Nie mógł jednak tak trwać. Musiał się stąd wydostać - Musieli.
- Odpal jedną z pochodni, drugą zostawimy na później. - Zalecił, gdy to sam podniósł z ziemi worek nieznajomego. Przejrzał go pobieżnie, a zaraz podszedł pod tajemnicze drzwi, pod którymi zapewne stała już sama osoba Karyuu. Klucz pasował do zamka, został przekręcony, skrzydło uchyliło się. Spad niepewnie zajrzał w ciemność, która prowadziła wąskim korytarzem na przód. Nie wyglądało to zachęcająco, lecz czy mieli wybór? Właśnie - nie bardzo.

Spad szedł przy boku nieznajomej. Co jakiś czas się rozglądał, to zaraz patrzył w głąb worka, przeglądając dokładniej rzeczy się tam znajdujące. Wyciągał je to chował, tak by sama dziewczyna mogła widzieć co posiadają. Zaoferował jej równiez przy tym jedną z broni - scyzoryk lub toporek. Potem przytroczył worki do paska spodni i dość niepewnie przemieszczał się na przód marszcząc czoło. Świat wciąż wirował, jednak buzująca w nim adrenalina radziła sobie z tym uczuciem. Widać bowiem było, że to co widział odbiło się echem na jego osobie. Nie był przyzwyczajony do podobnych...widoków.
- Pamiętasz może, jak tu się znalazłaś? Cokolwiek? Gdzie możemy być? - Pytał, starał się być nienatarczywy w swej dociekliwość, lecz nie potrafił ukryć lekkiej nerwowości. Co z niego za aktor!? Przestrzony, od co.

Szli i szli, aż doszli do rozwidlenia.
- Oucch, zaczyna się robić lekko kłopotliwie...Masz jakiś pomył którędy? - Popatrzył na dziewczynę pytająco. Może miała jakieś przeczucie? Lecz jeżli nie to wymordowany postarał się nieco uspokoić i zaciągnął się powietrzem niczym pies. Jego nos był wrażliwszy niż za życia. Może pomoże im się zdecydować i naprowadzić na odpowiednią drogę? Przestrzec przed złem? Spad wybrałby korytarz z którego silniejsza dochodziłaby woń powietrza z zewnątrz, lub mniej niepokojący zapach. Jeśli nic takiego nie był w stanie wytropić i określić to pozostawał chyba przypadkowy traf.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

... nie miałam zakładek na nowym kompie i zapomniałam. Przepraszam ._.

Drgnęła - lekko, niemal niezauważalnie, a na pewno niedostrzegalnie dla aktualnie spoglądającego na przeraźliwie pustą, zasyfioną podłogę towarzysza tej przeklętej niedoli. Pogrążony w najpewniej narkotycznej śpiączce nieznajomy najzwyczajniej w świecie wyłączony został z programu przez ich zacnego, tajemniczego i zdecydowanie zbyt dobrze się bawiącego gospodarza, wymykając się prędko - za szybko, zbyt niespodziewanie - z zasięgu rączek Psiny i zaraz znikając w zamkniętych, odseparowanych od nich zapadnią czeluściach. A mogli przenieść ponieść nieprzytomnego mężczyznę; mogli wyciągnąć go - a przynajmniej spróbować - z tego śmiesznego, nieprzyjaznego piekła, do jakiego dane im było we trójkę wpaść. Teraz... teraz - po tym, jak szansa ta została na zawsze stracona - wydostać się z tych chłodnych, ciemnych korytarzy będą mogły - jeśli im się to uda i nie spotkają przypadkiem na swojej drodze słodkiej, lepiej Śmierci - jedynie dwie pozostałe przy życiu osoby. Karyuu nie była przyjemną, odpowiednią osobą do pogawędek czy spędzania wspólnie czasu, lecz swój honor oraz cel - chronić niewinnych - posiada, toteż zagrywki tego typu był dla niej niczym kubeł lodowatej wody wylany prosto na głowę bądź zatruty sztylet wbity bezceremonialnie w ciągle bijące, pompujące krew - wbrew temu, co niektórzy o niej myśleli - serce. Zerknęła na kompana tej narzuconej im, niechcianej wędrówki, na jego skulony ogon i nagle ponurą, przygnębioną jakby postawę. Nie dziwiła mu się, mimo iż w jej przypadku zdarzenie to gorzkie w smaku nie zmieniło u niej ani jej mimiki, ani też wciąż wyprostowanej, acz dalej nieco chwiejącej się sylwetki.

Skinęła krótko na jego słowa, w milczeniu oraz bez zbędnej zwłoki odpalając podarowaną im łaskawie pochodnię i jednocześnie z tym ruszając miarowym krokiem ku jeszcze zamkniętym drzwiom. Po tym, jak otworzone zostały znalezionym w skrzyni kluczem, jasnowłosa niewiasta zajrzała do spowitego mrokami tunelu, niezbyt zachwycona z kompletnego braku jakichkolwiek dostępnych informacji czy danych o tym, co mogło czekać na nich tam z przodu. Wiedza to potęga, klucz i możliwość zareagowania na niemalże wszystko. Brak wiedzy, z kolei, prowadził nierzadko do niechybnej klęski i kradnącej dusze pustki. Z łagodniejącymi, przemijającymi zawrotami głowy ruszyła naprzód, przed siebie, opatulając się nieco szczelniej swoją czarną, ciężką peleryną - pocieszający, dodający otuchy nawyk - i zerkając przy okazji kątem oka na towarzyszącego jej mężczyznę. Przyjęła od niego podczas ich jakże wspaniałej wędrówki rozkładany scyzoryk, nie wspominając bądź wypominając jego wyraźne słabego podejścia do wcześniejszej sytuacji i doskonale widocznego braku odporności na wydarzenia tego typu. Jakiego? Tragicznego.
- Nie pamiętam - odparła krótko na jego pytanie, wzdrygając się nieco na to, jak głos jej - cichy, chrapliwy, szept praktycznie - powędrował niewyraźnym echem wgłąb pustego, rozwidlającego się później korytarza. Rozdroże wspomniane przywitało ich zimną flautą i zatrzymało w miejscu niby stalowa, niemożliwa do sforsowania brama, zmuszając ich do podjęcia ciężkiej, mogącej nieść za sobą straszliwe konsekwencje decyzji. Karyuu spojrzała najpierw w lewo, potem naprzód, lecz nie znalazła niczego, co mogło pomóc jej w dokonaniu trafnego, porządnego wyboru. Pozostawało ryzyko zmieszane z hazardem, którego główną nagrodą były ich istnienia. - Lewo - rzekła w końcu, jako że nie mogli po prostu stać tutaj bezczynnie i czekać na zbawienie. Musieli coś zrobić i pozostało im wyłącznie podążać za instynktem, który akurat popchnął ją w tę, a nie inną stronę. Ostrożnie i niezbyt szybko - jak również z pochodnią w jednej ręce, a rozłożonym scyzorykiem w drugiej - ruszyła lewym tunelem, rozglądając się uważnie po otoczeniu w poszukiwaniu pułapek lub potencjalnego wyjścia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Wybrali Lewą stronę, gdy tylko przeszli przez niewidoczną dla nich szczelinę i oddalili się na jakieś trzy metry od rozdroża; rozległ się szczęk mechanizmu, a zaraz po tym z mechanicznym szczękiem, wielka ruchoma ściana opadła i uniemożliwiła im zmiany kierunku.
W powietrze wzbiła się odrobina kurzu, a płomień pochodni niebezpiecznie zmalał i zakołysał się.
Jedyne co pozostało desperatom to iść dalej w ciemność, którą skutecznie rozganiało światło pochodni.
Co do próby wyczucia przez wymordowanego powietrza z zewnątrz, jego działanie zakończyło się niepowodzeniem. Z każdego korytarza dobiegał ten sam zapach, różniący się trudnymi i mało istotnymi zapachami. Jakby tam gdzie się znajdowali, był jakiś zamknięty obieg powietrza.

Idąc skręcającym się w delikatny łuk korytarzem po drodze minęli kila porzuconych wypalonych pochodni, pustych butelek i paczek. Wszystko to nie było specjalnie przydatne.
W końcu, ciągnący się jakby w nieskończoność korytarz, skończył się, a przed Karyuudo i Spadem stały teraz wielkie stalowe drzwi, z dużym zamkiem pod mosiężną klamką starannie wyrzeźbioną w kształt ludzkiej głowy.
Coś zatrzeszczało i z przedtem niewidocznego, lecz teraz jak zwrócił na siebie uwagę, głośnika w rogu nad drzwiami, wydobył się głos, ponownie irytujący i psychiczny.
- Witam Ponownie! Jak widzę jeszcze żyjecie, chociaż niestety nie było za dużo okazji byście zaliczyli zgon. Mimo wszystko pogratuluje wam wyboru drogi, tamta była zdeczydowanie trudniejsza...- nagle głos umilkł - ... a może łatwiejsza? Nieważne, przed wami pierwsza zabawa lub też zagadka! Na prawo od drzwi macie trzy otwory. W jednym z nich jest klucz. Dwa pozostałe kryją niezbyt ciekawe atrakcje... dla was. Korzystajcie mądrze ze swoich rzeczy!
To były ostatnie słowa "prezentera", a po nich z głośnika wydobywała się tylko cisza.
Co do wspomnianych otworów, były wystarczająco małe i ciemne w środku, żeby nie dało się zobaczy co jest w środku każdej z nich, a zarazem na tyle duże, by zmieściła się w nich ręka przeciętnego Kowalskiego.
Desperatom pozostało jedynie główkować. Zwłaszcza, że gdzieś zza ściany zaczął stukać jakiś mechanizm.
--------------------
Obrażenia i Efekty:

Karyuudo: brak;
Spades: brak;

♣Pochodnia: 1/3; po tym czasie zgaśnie;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ja też...A jak ci na imię? Mi możesz mówić Spad. - Zagaił, w końcu przyjdzie im pędzić trochę czasu razem.
Żył wśród Desperatów i jako Desperat wystarczająco długo, by widzieć rzeczy które powinny przyzwyczaić go do takich widoków. W końcu tu codziennie ktoś ginie, w ten czy inny sposób, prawda? Spad jednak pomimo upływu lat wciąż był tak samo wrażliwy na czyjąś niedolę, jak za życia nieświadomego życia w M3. Cenił życie - swoje, jak i innych tak samo. Być może własnie chęć utrzymania się przy nim pomoże mu się stąd wydostać...
Przemierzali korytarz, a potem udali się w lewo. Wilczur korzystając ze swych wyostrzonych zmysłów starał wyczuć, czy wybrali dobrą drogę, lecz powietrze uparcie stało w miejscu. Nie był wstanie więc wyłapać z oddali tego co kryło się w ciemności. Nie wiedzieli więc czego się mogli spodziewać. Mijali wypalone pochodnie poprzedników oraz jakieś inne rzeczy aż doszli do wielkich drzwi wyposażonych w wyjątkowo zmyślną klamkę. Potem odezwał i głos i zamilkł. Wilk przeniósł wzrok na złowieszcze otwory w ścianie. Jego ogon zwił się niespokojnie.
- ...W tym momencie żałuję, że widziałem tyle horrorów ile widziałem. - Uśmiechnął się blado, zaraz potem podszedł do ściany. Złożył palce jednej dłoni na brodzie w geście zamyślenia. Zaraz po tym pochylił się nieco do otworów, zaciągnął się powietrzem próbując wyczuć metal z którejś dziury. Następnie poprosił o Karuu o łopatkę, którą niczym przedłużenie dłoni wsunął do dziury z której zapach był najsilniejszy. Sprawnym ruchem chciał sięgnąć i zagarnąć bytujący w ciemnościach rzekomy kluczyk. Jeżeli nie był w stanie wyczuć obecności to wybrał lewą dziurę. Użył łopatki, gdyż wystarczająco dużo filmów widział, by bać się włożyć własnej dłoni...Jeśli łopatka była za szeroka to użył kijka z jakiej wypalonej pochodni znalezionej po drodze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach