Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Wilczur postanowił podążyć za nieznajomymi. Nie wydawali się być jakoś niebezpieczny, zważywszy na sytuację, która miała przed chwilą miejsce. No lel, mało kto widzi wilka, a potem mija go traktując niczym powietrze. Najwyraźniej poziom zagrożenia jaki dla nich stanowił klasował się gdzieś poniżej zera. Nie przeszkadzało mu to. Właściwie oznaczało to, że oni sami byli święcie przekonani o swoich umiejętnościach, a to tylko zachciało wilka by kręcić się koło nich. Zwłaszcza, że czuł, że coś wisi w powietrzu. Może jeszcze nie dosłownie, no ale kto wie...
Pierwsze krople deszczu szybowały już ku zimie, kiedy to wilk truchtem podążył w stronę ratusza. Nie chciał za specjalnie rzucać się w oczy, toteż poczekał aż tajemnicza brygada zniknie w wejściu, bądź też co się tyczyło niektórych jej członków - oddali się od ratusza. Sam wówczas przekroczył próg budynku, otrzepując się zaraz za nim w typowo psim zwyczaju z nadmiaru deszczówki w sierści. W zębach ciągle trzymał upolowane przez siebie zwierzę. Czynił to w sposób delikatny nie chcąc by zaduszony, zmutowany zając ociekał czerwoną posoką. Następnie niepewnie podążył w głąb korytarza badając otaczające go zapachy i próbując ustalić gdzie podążyła tajemnicza grupa i na co też mógłby tu natrafić. W tj formie, jego węch przewyższał powonienie wymordowanych, miał zamiar to wykorzystać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ratusz
Jak mógł wyglądać kilkuset letni ratusz od środka? Hmm. Tu już nie było tak dobrze widać, go czego służył ten budynek. O ile widok "wierzy zegarowej" i usytuowanie budowli wskazywało na ważna jego funkcję, o tyle od środka zdecydowanie nie wyglądał już tak wspaniale. Spróchniałe resztki drewna, sypiące się ściany, jakieś pordzewiałe metalowe elementy. Nie wyglądało na to, by można to było jeszcze odratować. Wszystko popadło w ruinę i mogło wywoływać wrażenie, jakby w każdej chwili miało się zawalić. Ufając jednak wiedzy Gihei, można było przypuszczać, że tak się jednak nie stanie.
Wymordowany zaprowadził Akane do jednego z pomieszczeń na parterze. Dużo tu nie było. Trochę drewna, jakieś rozlatujące się materiały, "wstaw co jeszcze pasuje". Mężczyzna wziął się za ponowne sprawdzanie sąsiednich pomieszczeń. Dostrzegł podążającego za nimi wilka, o czym bezzwłocznie poinformował przełożoną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No wiele do zwiedzania to jakoś nie mieli. Znalazło się jednak pomieszczenie, które nie było aż tak totalną ruiną, jak pozostałe. Nadal miała w pamięci drogę, która do niego prowadziła i odtwarzała ją raz po raz - to tak w razie wszelakich wypadków, jakie mogły ich tu spotkać. Rozejrzała się po pomieszczeniu z zaciekawieniem. Głównie gruz, śmieci, szczątki przedmiotów i ogólnie obraz zniszczenia, jednak i tak nie było źle, jak na od wieków nie zamieszkiwane miasto. I tak dobrze, że dach budynku nie runął ani nic z tych rzeczy, dzięki czemu w ogóle mogli tu wejść. Wprawdzie ratusz wyglądał z lekka na bliski zawalenia, jednak postanowiła zaufać swemu towarzyszowi w kwestii bezpieczeństwa.
Gdy jej ochroniarz wyszedł, by sprawdzić poprzednie pomieszczenia, postanowiła troszkę ogarnąć przestrzeń wokół siebie. Spokojnie zmierzyła wszystkie porozlatywane po całym pokoju kawałki drewna, gdy Wymordowany wychylił się zza drzwi i poinformował ją o wilku, który wraz z nimi krąży po korytarzach ratusza. Co u licha? Czyżby jeszcze jeden mutant, a może tylko zwierzę? Nie wiedziała, co lepsze. W każdym razie wolała zachować ostrożność. Wyjrzała z pomieszczenia, rozglądając się za wspomnianym osobnikiem. Nawiązać kontakt, czy przepędzić? Cóż, to zależało od tego, czy go w ogóle spotka i jakie ten zrobi wrażenie. Przez chwilę zerkała na zewnątrz, jednak jeżeli wilk się nie pojawił, wróciła do przerwanych czynności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spad kręcił się wokół tajemniczych nieznajomych. Nie czuł z ich strony jakiegoś zagrożenia, lecz również wolał nie wchodzić im zanadto w paradę. Od tak sobie człapał wpychając swój ciekawski pysk wszędzie tam gdzie trzeba było i nie trzeba było. Robił to po części dlatego, że nie chciał za bardzo myśleć o burzy, która napawała go swoistym niepokojem, lecz również miał nadzieję na znalezienie czegoś przydatnego. Tym sposobem dotarł do jakiegoś pokoiku w którym sufit częściowo się posypał tworząc w obrębie ścian gruzową piaskownicę. Gdzieniegdzie można było również dostrzec typowe meble biurowe i...zasuszone, wystając z gruzu nogi jakiegoś nieboszczyka. Ciało nie było zbyt świeże, lecz równiez można było powiedzieć, że ich termin ważności wskazywał iż mogły należeć do jakiegoś wymordowanego, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Pech. Hayato jednak nie miał odwagi by wejść w głąb pokoju w obawie, że mógłby skończyć podobnie. W końcu to, że był martwy nie oznaczało, że był nieśmiertelny. Wycofał się więc z pomieszczenia i nie minęła chwila, gdy dostrzegł przyglądającą mu się z nad przeciwka kobietę. W pierwszej chwili zastygł nastawiając uszy na baczność. Nie widział czy powinien uciekać, czy nie. Tylko jeśli miał brać nogi za pas to dokąd? To pytanie pomogło mu podjąć decyzję. Zamachał przyjacielsko ogonem i obniżył w geście poddańczym pysk chcąc udowodnić, że nie ma złych zamiarów.
Mam nadzieję, że ogarnie i jej przyjaciele nie zrobią z mnie mielonego...
Powiedział po psiemu do siebie, chcąc tym samym jakby siebie uspokoić. Taki sytuacje zawsze go stresowały.

//Nie wiem czy dobrze myślę, ale Akane może być w stanie zrozumieć chyba Spada, jako, że jest psowatym wymordowanym toteż może rozumieć mowę innych psowatych, a przynajmniej tak mi się zdaje ._.
Swoją drogą przepraszam za zastój. Wróciłam już z "wakacji" i wracam do gry :3//
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W końcu doszło do spotkania naszych wymordowanych. Co prawda, była ich trójka zamiast czwórki, ale to i tak było jakieś rozszerzanie znajomości, prawda? Taa. Bredzę od rzeczy...
Stali tak przed sobą i wpatrywali się w swoje twarze. Żadne z nich nie było pewne, co zrobić z tym drugim. Byli w Desperacji. Tutaj wszystko mogło mieć wrogie zamiary.
Po tej krótkiej chwili, mogli jednak przypuszczać, że druga strona nie jest zbyt agresywnie nastawiona. Akane stała spokojnie, analizując zachowanie wilka, a ten swoją postawą ukazywał przyjazna nastawienie. Coś w jej głowie podpowiedziało jej, że zwierzę nie może mieć złych zamiarów. Jakieś przeczucie, czy co? Niee. Tak chyba działała zdolność Hayato. Porozumiewanie się z psowatymi. Hmm. Widocznie nie działało na Akane tak dobrze, by mogła dokładnie zrozumieć jego słowa, ale ogólny ich sens jakoś do niej docierał. Była to zapewne wina jej przebywania pod "ludzką postacią". Niemniej jednak, to już było coś. Przynajmniej mogła być pewna, że wymordowany nie rzuci jej się w następnym momencie do gardła.
Nie mieli jednak zbyt wiele czasu na te niewyraźne pogaduchy, gdyż do ich uszu dobiegły strzały. Coś musiało się stać na zewnątrz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może i nie była w stanie zrozumieć dokładnie słów, jakie w wilczej postaci wydobywał z siebie nieznajomy, jednak jakieś strzępki były w stanie do niej dotrzeć. Wpatrywała się w nieznaną sobie istotę z łagodnym zaciekawieniem, zastanawiając się, co też sprowadziło go dokładnie w to samo miejsce co pozostałą trójkę wymordowanych. Pewnie gdyby stali dłużej, pewnie odezwałaby się w jakiś sposób do wilka, jednak ciszę przerwały nagłe wystrzały dobiegające z zewnątrz.
Nie można powiedzieć, ze jej to nie zaniepokoiło. Przez chwilę wytrzeszczyła oczy w bliżej nieokreślonym kierunku przestrzeni, by zaraz przenieść przestraszone spojrzenie na nieznajomego. Nie trzeba było dużo czasu, by do Vivian dotarła informacja o fakcie, że na zewnątrz znajdował się jeden z jej towarzyszy. Ufała w zdolności Etsuyi, jednak zmartwiła się o inkwizytora. To nie był babciny ogródek, tylko pieprzona Desperacja. Nawet jeżeli strzały były tu mało zadziwiające, to raczej nie zwiastowały pokazu fajerwerków.
Pamiętała drogę. Drugiego z ochroniarzy nie było przy niej, jednak mógł też zostać zaalarmowany odgłosami - na to liczyła, bo nie chciałaby pozostać z tym sama, ewentualnie w towarzystwie co najwyżej obcego. Ruszyła w kierunku, z którego słychać było wystrzał, bez względu na to, czy miałaby sprawdzić sytuację patrząc przez okno, czy wychodząc z budynku. Zachowywała jednak potrzebną ostrożność - nie wychodziła z rozmachem, otwierając wszystkie napotkane drzwi kopniakami, ale sprawdzała korytarze przed sobą, czy są bezpieczne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy Spadowi przeszło przez myśl by pokazać się w swojej ludzkiej postaci? Nie. Zdecydowanie nie. W wilczej skórze czuł się bezpieczniej. Był dużo szybszy, wytrzymalszy, jego zmysły dużo wcześniej mogły go ostrzec przed ewentualnym niebezpieczeństwem, a i jeśli nie miałby wyboru to jego wilczy garnitur zębów służył mu za doskonałą broń, którą w naturalny sposób potrafił się posługiwać. Nie musiał też się martwić o ubiór. Ludzką postać przybierał w swoim legowisku, gdy potrzebował chwytnych ludzkich palców. Prowadził niemalże żywot zwierzęcia i było mu z tym dobrze. Mierzył więc Akane swoimi wilczymi oczami próbując odczytać jej nastawienie gdy nagle rozległy się strzały. Spad wystraszył się nie nażarty o czym świadczyła zjeżona sierść na karku i podkulony ogon. Jego pysk bezwiednie skierował się się w stronę źródła dźwięku, a uszy niczym dwa radary próbowały ogarnąć o co chodzi. Nim jednak cokolwiek odnotował Czerwonowłosa kobieta wystrzeliła niczym z procy zaczynając biec w kierunku niepokojącego dźwięku. Spad przez chwilę walczył ze sobą, by zignorować to wszystko i zająć się swoimi problemami, lecz nie potrafił. Był za dobry na to by pozwolić kobiecie samej pakować się w niebezpieczeństwo. Mruknął więc cicho pod nosem, zostawił swą zdobycz w koncie pod ścianą i pobiegł za dziewczyną. Mając cztery sprawne kończyny niemal natychmiastowo pojawił się przy kobiecie. Ba! Nawet biegł przed nią odwracając się co jakiś czas czy za nim nadąża. Jego zmysły były teraz na kompletnie innym poziomie niż te należąc do ludzkich czy wymordowanych więc jeśli wyczułby jakieś niebezpieczeństwo mógłby ją ostrzec. Jeśli przed którymiś drzwiami które otwierała Akane czaiłoby się coś niebezpiecznego wówczas Spad zawarczałby złowrogo na klamkę nim dziewczyna by je otworzyła.
Gdyby jednak dotarli bez jakichś niespodzianek do wyjścia, czy też jakiegoś okna Spad siadłby na tyłku i czekał aż Akan rozejrzy się po okolicy. Gdy to zrobiła zairczał po psiemu ze zniecierpliwienia, chcąc jakby dowiedzieć co ona tam widzi. Sam nie chciał się przepychać do wizji w obawie, że w wilczej formie zrobiłby to mało zgrabnie. Siedział więc i cierpliwie czekał próbując wyłapać swoimi zmysłami zapach lub dźwięk nie pasujący do okolicy. Bez względu na to co postanowiła kobieta Spad miał zamiar ciągnąć się za nią jak cień. Nie widział kim jest, jednak nie miała złych zamiarów wobec niego, a to był wystarczający powód dla Spada by chciał jej pomóc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naszej parze wymordowanych udało się przejść przez budynek bez jakiegokolwiek problemu. Jak widać, nic tutaj jeszcze nie przyszło. To pewnie dobrze. Przynajmniej tym nie musieli się martwić. Już same wystrzały na zewnątrz były wystarczająco niepokojące. Co się mogło stać? Zapewne za niedługo się dowiedzą.
Gihei opuścił budynek jako pierwszy, czego nie udało się zauważyć Akane ani Spadesowi. Jego reakcja była natychmiastowa. Jako pierwszy ruszył na ratunek przyjacielowi. Oczywiście, zachowywał minimum ostrożności, jednak nie zamierzał tracić czasu.
Ile było wystrzałów? 1, 2, 3... 7? Kiedy dotarli do wyjścia, mogli usłyszeć niepokojące jęki i odgłosy walki. Gihei był już na miejscu i rozcinał przeciwników swoją kataną, gdy Etsuya musiał przeładować broń. Z kim walczyli? Chyba raczej, z czym. Napastnicy wyglądali jak rozkładające się ludzkie ciała. Dziesięć z nich leżało już na zieli, ale ośmioro nadal atakowało wymordowanych.
Na razie chyba nie zauważyli chowających się w ratuszu Akane i Spadesa, lecz to mogło się szybko zmienić. Kto wie, do czego były zdolne te stworzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chociaż tyle, że w ratuszu nie napotkali na nic potencjalnie śmiercionośnego. Przynajmniej do wyjścia dostali się bez większych problemów, jednak z każdym kolejnym wystrzałem serce Vivian na chwilę zamierało. Nie wiedziała co się mogło stać, nawet nie miała za bardzo możliwości się domyślać. Wiedziała tyle, że na zewnątrz budynku ktoś strzela. A kto to był i dlaczego to robił? Co do tego niestety nie posiadała żadnej wiedzy. A skoro tak, to sytuacja wymagała sprawdzenia. W końcu nie była tu sama, towarzyszyło jej dwóch inkwizytorów, a teraz jeszcze bury wilk. Mogła go nie znać, ale wydawał się mieć przyjazne zamiary i też nie chciałaby, żeby coś mu się złego przytrafiło. Jak by nie patrzeć, miała słabość do futerkowych zwierzaków, nawet tych dużych rozmiarów. Nieznajomy wydawał jej się zwyczajnie uroczy.
Ale nie o wilczych oczkach teraz należy rozprawiać. Dotarli do wyjścia i oczom Akane ukazała się nieciekawa scena. Obaj jej ochroniarze znajdowali się w ferworze walki, otoczeni przez jakieś zombiopodobne cosie. Część napastników już leżała na ziemi, jednak sytuacja nadal wyglądała słabo ze strony wysłanników Kościoła Nowej Wiary.
Najgorzej czuła się z tym, że nie mogła im bezpośrednio pomóc. W żadnym wypadku nie mogłaby się rzucić pomiędzy zgniłych ludków i zacząć ich wyrzynać, bo zwyczajnie nie umiała. Póki jednak nie została dostrzeżona, ostrożnie wydobyła nóż znajdujący się w pokrowcu na jej prawym udzie. Przymrużyła oczy, oceniając odległość i prawdopodobieństwo celnego rzutu. Obserwowała przede wszystkim tych agresorów, którzy znajdowali się wystarczająco daleko od kompanów kobiety, by ryzyko trafienia któregoś z nich spadło do minimum. Przy nadarzającej się okazji byłaby gotowa wykonać rzut, ewentualnie jeszcze jeden i kolejny... tak długo, jak pozostawała niezauważona. Jeśli jednak któryś z zombie postanowił ruszyć w jej kierunku, była przygotowana na szybki odwrót z powrotem do budynku, gdzie w plątaninie korytarzy miała nadzieję zgubić ewentualny pościg. Póki co jednak wyglądało na to, że ani ona, ani wilk nie rzucili się w oczy (lub puste oczodoły czy coś tam) napastników. I oby tak pozostało. Gestem dłoni zasugerowała nieznajomemu towarzyszowi, by się nie wychylał. Wątpiła, by potrafił sam jeden poradzić sobie ze zgrają umarlaków i wolała zaufać umiejętnościom inkwizytorów. W końcu mieli oni ochraniać Vivian, a nie na odwrót. Zabrzmi to źle, ale to ruda była w tej chwili ważniejsza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Malowniczy obrazek z ponurym błyskającym niebem, ubarwiony strugami deszczu oraz bardziej żywymi bądź martwymi zwłokami wprawiał Spada co najmniej w...niepokój. Nie był typem samozwańczego bohatera toteż nie zamierzał się wychylać, jeśli nie było ku temu potrzeby. Poza tym, chłopaki doskonale dawali sobie radę. Tak, dokładnie. Jeden ziomek w pojedynkę położył dziesięciu martwiaków, to w dwójkę tym bardziej powinni sobie dać radę. Uhum. Nie było żadnej potrzeby dorzucania swoich trzech groszy. W takim przynajmniej przekonaniu tkwił Wilk, leżąc sobie na ziemi i wyglądając na zewnątrz przez drzwi niczym przyczajony tygrys. Po części ze strachu, a po części przez wzgląd, że wymordowani naprawdę wyglądali na zgranych profesjonalistów. Spad nie chciał tego jakoś psuć swoim bieganiem w kółko. Przez myśl mu to nawet nie przeszło. Do czasu...
Do czasu aż usłyszał nad głową świst przecinanego przez sztylet powietrza. Minęła chwila nim ogarnął, że najwyraźniej towarzyszący mu ukryty smok nie ma zamiaru być takim ukrytym... Gdyby psia mimika pyska była bardziej rozbudowana to malowałoby się na nim coś...takiego. No ale nie była. Spad więc wziął się w garść bo przecież skoro już postanowił chronić dziewczynę to już zamierzał pociągnąć to do samego końca, a wątpił że zombiaki zignorują latające i mordujące je jeszcze bardziej sztylety. To jest, miał nadzieję, że zignorują i właściwie nie miałby im niczego za złe, lecz jeśli jakiś by się zainteresował ich bezpiecznym przyczółkiem, Spad wystrzeliłby z ukrycia jak z procy. Zwróciłby uwagę, czy chodzący trup jest w coś uzbrojony prócz we własne łapy i jeżeli nie był to bez wahania skoczyłby takiemu do gardła, zatapiając w nim swoje kły i szamocząc przewróconą ofiarę dopóki dopóty nie wyszarpałby delikwentowi krtani. Miał nadzieję, że coś takiego przyszpili gnijącego ludka do ziemi już na amen. Gdyby trafiłby się jakiś egzemplarz z czymś w łapie to Rudy nie byłby już taki dzielny. Rzuciłby się i szarpałby nogę niczym szynkę odsuwając się od ewentualnych zamachów na jego życie oraz mając nadzieję, że jakiś ziomek czerwonowłosej go wspomoże.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Burza zdołała ich już dogonić. Na ziemię najpierw spadały leniwie pojedyncze krople jednak już po chwili było ich znacznie więcej. Nie była to jeszcze ulewa, jednak wyjście na zewnątrz wiązało się z dość szybkim zmoknięciem. Hmm. Ciekawe co mogło być nie tak z tym deszczem. Niby czasem tu padało, a jednak roślinność rzadko się pojawiała. Kwaśne deszcze? Wirus? Jakieś promieniowanie? Kij to wie, co mogło być w tej wodzie. Na szczęście, jedno spotkanie z taką wodą nie kończyło się żadnymi obrażeniami. Ba, większość pewnie nigdy się nawet nie zastanawiała, czym dokładnie jest padający tu deszcz.
Jak wyglądała obecna sytuacja? Dwóch wymordowanych walczyło przeciwko ośmiu dziwnym stworom, a dwóch innych się temu przyglądało z ukrycia.
Jeden z walczących dość sprawnie przeładował broń i natychmiast zaczął strzelać do zbliżających się potworów. Strzelał celnie, prosto w głowę. Padł jeden, drugi. Mężczyzna, odsunął się o kilka kroków do tyłu, bo istoty niebezpiecznie się do niego zbliżały.
Drugi z nich w tym czasie wymachiwał kataną na wszystkie strony, jakby był w jakimś szale. Mimo iż wyglądało to dość chaotycznie, można było dostrzec w tym jakąś strategię. Przede wszystkim, każda kończyna jaka się do niego zbliżała, natychmiast lądowała na ziemi. Była naprawdę szybki. Niestety, pozbawione części ciała istoty nie wydawały się tym faktem zaniepokojone. Jak gdyby nigdy nic, parły do przodu dopóki mężczyzna nie odciął im głowy.
Zdołał się w ten sposób pozbyć trzech stworów.
W między czasie Akane postanowiła również przyłączyć się do walki. Jednak ona wolała zrobić to w nieco mniej widoczny sposób. Jeden z jej sztyletów świsnął obok ucha Spadesa i pięknie wbił się w ramię przeciwnika. O dziwo, ten się nawet nie przejął, więc kobieta musiała poprawić swój atak, tym razem trafiając w rdzeń kręgowy. To już wywołało pożądany efekt.
Niestety, jej działania nie umknęły uwadze jednego z zombie, który był odwrócony w ich kierunku. Potwór bardzo szybko zaczął przemieszczać się w ich kierunku. Na szczęście, drogę zagrodził mu jeden z inkwizytorów. Dopadł go, zmieniając się w niedźwiedzia. Gihei jak widać "odrobinę" stracił nad sobą panowanie, gdyż przemiana nie była tu wcale konieczna. Zapewne poradziłby sobie samą kataną. Później rozszarpał jeszcze jednego przeciwnika.
A co stało się z jego strojem i wyposażeniem? Plecak leżał gdzieś na ziemi. Rzucony zapewne w biegu na pomoc przyjacielowi. Ubrania jednak leżały w strzępach na ziemi.
Do uszu wszystkich dobiegł stłumiony syk bólu i ostatni wystrzał. Było po wszystkim. Nie było jednak tak wspaniale. Ktoś był ranny. Etsuya podszedł w stronę ratusza, lekko chwiejnym krokiem i trzymając się za lewe ramię. Jedna z bestii dość dotkliwie go pogryzła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach