Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Sheba nie miewał snów.
Stwierdzenie „Kolorowych snów” akurat w tym przypadku było cholernie mało trafione. Spał, owszem, jak zabity, a jego ciało niejednokrotnie wskazywało na to, że w umyśle mężczyzny może przewijać się siatka niestworzonych rzeczy. Ruszał się, rzucał, kopał, pochrapywał, drapał się po jajach czy nawet śmiał. Ale wciąż nie miał snów. Ani też koszmarów.
„Co Ci się śniło?” miła twarz przedszkolanki pochylała się nad jego rozespaną twarzą.
„Nic. Nigdy nic mi się nie śni”.
„Czemu kłamiesz? Śmiałeś się przez sen. Każdemu coś się śni”
„Ale nie mi”
„Kłamiesz”.
I Sheba przestał odzywać się na ten temat, z początku wyżywając się na ludziach, których opowiadali o swoich snach. A potem miał już wyjebane.
Nieświadomy obecności chłopaka, Sheba spał w najlepsze, niezbudzony nawet najgłośniejszym szmerem. Zupełnie bezbronny, tak bardzo łatwy do zaatakowania, a jednak jakimś cudem zdołał przeżyć te wszystkie lata na świecie. Aż nie chciało się wierzyć a na usta cisnęło się „jak?”. Noc powoli dobiegała końca, a niepewne snopy dziennego światła wdzierały się do pokoju, ukazując coraz to większe kłęby kurzu czające się po kątach. Sheba nie należało osób zbytnio przykładających uwagę do porządku. Można powiedzieć, że o ile starał się w miarę o siebie dbać, bo przecież w warunkach Desperacji było o to ciężko, tak do miejsca, w którym zazwyczaj jedynie sypiał już niekoniecznie. Lidka czasami wpadała ze zmiotką, a tak – kurz mógł spokojnie prowadzić tutaj swoją nową, własną kurzową cywilizację.
Niezmąconą ciszę przerwało pukanie do drzwi, jednakże osobnik za nimi nie okazał się zbyt cierpliwą istotą, gdyż już po chwili rozległo się skrzypnięcie, a zaraz po nich odgłos ciężkich butów, pod którymi krzyczał uginające się pod ciężarem spękane deski podłogi. Jasnowłosy zatrzymał się tuż przy schodach i niebieskie oczy utkwił w małym ciele chłopaka. Wyraz Jaspera z każdą kolejną sekundą stawał się coraz bardziej ostry, jakby chciał samym spojrzeniem poderżnąć gardło Hirokiego. To były sekundy, kiedy pokonał schodki i dzielącą ich odległość. Palce zacisnęły się na ubraniu chłopaka i szarpnął nim nieco do góry, zmniejszając odległość między nimi.
- Won mi stąd. – warknął i rzucił chłopakiem w bok, jak najdalej od łóżka, na którym spokojnie spał Sheba.
Po chwili sam podszedł do ciemnowłosego i oparł się jednym kolanem o materac, który ugiął się nieznacznie pod jego ciężarem. Twarz blondyna momentalnie złagodniała, a palce przesunęły się delikatnie po prawej ręce Jinxa. Jasper gwałtownie odwrócił głowę i spiorunował swoim spojrzeniem jasnowłosego chłopaka.
- Coś ty mu zrobił, co? – warknął nieprzyjemnie lodowatym tonem. Szybko jednak na powrót stracił zainteresowanie Hirokim, skupiając się na twarz śpiącego. Dłoń spoczęła na nagim ramieniu wymordowanego i delikatnie nim potrząsnęła.
- Jinx?
Ale było brak reakcji.
Potrząsnął mocniej.
Nadal nic.
I dopiero wtedy łagodne oblicze mężczyzny przekształciło się w strach. Dłoń zaczęła mocnej potrząsać ciałem śpiącego, przewracając go na plecy. Twarz Jinxa wydawała się spokojna, wręcz zrelaksowana, niczym u porcelanowej lalki. A jednymi oznakami, że wciąż żyje, była klatka piersiowa, miarowo i spokojnie unosząca się do góry.
- Stary, nie teraz. Nie rób nam tego, hej, Jinx, pobudka! – spanikowany Jasper potrząsnął z każdą kolejną chwilą coraz mocniej śpiącym mężczyzną, lecz ten w żaden możliwy sposób nie reagował. W końcu przestał, a cały swój strach przemienił w złość. Ukierunkowaną w jedną osobę w tym pomieszczeniu.
- To Twoja wina, śmieciu. – wycedził przez zaciśnięte zęby. To był moment, kiedy odwrócił się i dopadł Hirokiego, łapiąc za materiał kocu bądź ubrania.
Lecz w tym za jego plecami coś skrzypnęło i się poruszyło.
A potem był cichy pomruk.
- Alewłaśćiwietocosiędziejebożespać. – niewyraźny bełkot wydobył się spod kołdry. Jasnowłosy puścił Hirokiego, odwracając się, by spojrzeć na zaspanego mężczyznę, który dopiero co usiadł. Jasper odetchnął z ulgą, ponownie łagodniejąc. Wpuścił chłopaka i wrócił w stronę łóżka.
- Już myślałem, że… – zaczął, ale w ostatniej chwili zamknął się, zdając sobie sprawę, że nie są sami w pokoju.
- Co? Czego mnie budzisz. Mam ci z dup nogi powyrywać czy jak? – mruknął unosząc prawą dłoń, by przetrzeć zaspane oczy. W ostatniej chwili Jasper powstrzymał go łapiąc za jego nadgarstek.
- Nie, bo przebijesz bąble. – rzucił głośniej. Jinx zerknął nieprzytomnie na prawą rękę, jakby nie rozumiał, co się do niego mówi. Wglądał jak siedem nieszczęść. Małe, zwężone oczy, podkrążone siniaki pod nimi, każdy możliwy włos wesoło starcząc w każdą stronę.
- Och, tak, pamiętam. Popaaaaooooaaahrzłem się herbatą czy coś. – powiedział szeroko ziewając, nawet nie myśląc o tym, by zakryć sobie buzię podczas ziewania. Zero kultury, no zero.
- Co chcesz? – zapytał powoli odzyskując przytomność I wsunął rękę pod kołdrę, by podrapać się po brzuchu.
- Miałeś dziś zajrzeć do Boba.
- A, dobra. No, miałem. To sobie już idź. Chcę się ubrać, a nie chcę paradować przed tobą z gołą dupą. Chyba, że lubisz takie widoki, fetyszysto. – kolejne ziewnięcie, równie niekulturalne, co poprzednie.
Jasper momentalnie się odsunął i oderwał wzrok, pełen zażenowania.
- Ale ty głupi i suchy jesteś, Jinx. – mruknął, aczkolwiek posłusznie odwrócił się i skierował w stronę Hirokiego.
- Idziemy, nie słyszałeś? Chce zostać sam. – rzucił ostrzej wyciągając w jego stronę swoje ręce, by go złapać i najpewniej wytargać za szmaty na korytarz.
- Nie, zostaw go. Niech zostanie. Zresztą, nie dotkaj go, bo tego nie lubi. – ostrzejszy ton Sheby owinął się niewidzialną liną dookoła nadgarstka Jaspera, powstrzymując go. Mężczyzna zamarł, jednakże jego wzrok stał się ostrzejszy, patrząc teraz na młodego jakby widział przed sobą jakieś gówno.
- Cokolwiek. – warknął nieprzyjaźnie i wyprostowawszy się, wyminął Hirokiego i wyszedł z pokoju, nawet nie racząc powiedzieć jakiegokolwiek słowa na pożegnanie.
Sheba ciężko dźwignął się i przysiadł na brzegu łóżka, zawieszając na moment głowę. Wyglądał tak, jakby co najmniej kilka nocy z rzędu nie spał. Włosy sterczące w każdą możliwą stronę, podkrążone oczy, nieogarniająca świat gęba. No po prostu istny obraz smutku i rozpaczy.
Sięgnął w końcu po lewego glana i wsunął go na prawą stopę, i nawet nie zawiązując rozejrzał się za drugim butem.
- Shiro… Daj mi buta. – mruknął i wyciągnął przed siebie rękę, machając nią w powietrzu. Jednakże nie czekał długo, czy chłopak podałby mu go, czy też nie, ale podniósł się z łóżka i nieco przygarbiony podszedł do jasnowłosego.
- Shiroooo. – nagle opadł na niego. Rędce przewisł przez drobne ramiona chłopaka, a broda oparła się o czubek głowy Hirokiego.
- Ale masz miękkie włosy. – mruknął, przymykając oczy.
- Zanieś mnie, Shiro. – coraz cichszy głos, aż w końcu Sheba… uciął sobie drzemkę. Opierając się o niego. I zapewne zwalając się na ziemię, gdyż Sheba swoje ważył. Wraz z hukiem uchylił przymknięte powieki.
- Już jesteśmy? – zapytał z dziecinną naiwnością.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Hiroki nie spał. Nie mógł. Oparł głowę o brzeg łóżka i czekał, aż powieki znów się zamkną, ale ilekroć odpływał, przed oczami znów stawał mu paskudny obraz. Cucony na siłę, w końcu objął się szczelniej kocem i uznał, że po prostu poczeka, choć nic nie zapowiadało na to, że Jinx obudzi się prędko. Żarł się ze sobą dłuższy moment, nim uznał, że powinien wracać na miejsce. Nawet już się wsparł łokciem, ale w tej samej sekundzie rozległo się pukanie. Usiadł twardo na tyłku, zerkając w kierunku otwierających się w drzwi.
A potem?
Potem już nie było czasu.
Spojrzał na niego beznamiętnie, choć za mocną ścianą obojętności krył się prawdziwy obraz strachu. Liczył na to, że po samym pukaniu Jinx zerwie się z łóżka, jak na alarm. W końcu obiecał. Mówił, że ma lekki sen. Dał znać, że Hiroki nawet gdyby chciał, to by nie uciekł. A teraz?
Oszust, przeszło mu przez myśl, nim poczuł, jak zostaje postawiony do pionu. Odrętwiałe mięśnie zabolały, wykrzywiając nieco jego szczeniacką twarz w grymasie. Ledwie na ułamek sekundy, bo zaraz potem poczuł jak leci.
„Won mi stąd”.
Noga przesunęła się, ale o zbyt niewielki fragment, by rzucony z taką siłą mógł zachować równowagę. Runął na ziemię, zbijając sobie łokcie i automatycznie przepełzł jeszcze kawałek, zerkając na Jaspera z jakimś nieopisanym niepokojem. Nie był głupi. Widział zmianę, jaka miała miejsce. Ta nagła delikatność, spokój, wręcz chora sympatia.
„Coś ty mu zrobił, co?”
Zamrugał autentycznie zaskoczony. No przecież nic. Hiroki usiadł, prostując ostrożnie ramiona. Nabrał wdechu, choć wcale nie musiał tego robić, by mu odpowiedzieć. Nim jednak zdążył zebrać się na odwagę, nieznajomy znów powrócił do oglądania czarnowłosego.
„Jinx?”
Hiroki podniósł się z ziemi, rezygnując z przytrzymania koca. Ciężki materiał pozostał pofałdowany wokół jego stóp, gdy on sam przyglądał się tej scenie nic nie rozumiejąc. Ani tego, dlaczego na twarzy blondyna pojawił się nagły strach, ani dalszych etapów z potrząsaniem, podnoszeniem głosu, w końcu paniką. Może Jinx umierał? Może coś się stało, gdy on sam spał na kanapie? Może...
„To twoja wina...”
Ocknął się. Nie myślał. Po prostu działał. W jednej sekundzie ujrzał, jak mężczyzna się do niego odwraca, a w drugiej już przemykał pod jego rękoma, które śmignęły mu nad głową, przecinając powietrze na pół. Nie było tak jak w filmach, że poczuł jak czas się zatrzymuje albo spowalnia. Ten działał raczej na jego niekorzyść. Cholera. Cholera. Jasna cholera. Hiroki zdążył zrobić ledwie krok i pokraczne pół następnego, nim Jasper chwycił za brzeg „jego” bluzy i podstawił go sobie pod twarz. Warknął bezdźwięcznie, podnosząc dłoń, którą zacisnął w pięść i...
Bełkot zatrzymał cios, nim ten w ogóle zdążyłby zostać wyprowadzony. Drżąca ręka zawisła w powietrzu, palce rozwarły się, a Hiroki zerknął kątem oka ku mamroczącemu pod nosem właścicielowi burdelu.
Żył.
Widocznie w piekle mieli pełen komplet.
Fuknął, chwytając się za bluzę i poprawiając ją przy szyi. Zerknął na ich dwójkę, zaciskając zęby i zastanawiając się, czy faktycznie nie byłoby lepiej, gdyby wstał i...
„Och, tak. Pamiętam”.
Mimo bezczelnego ziewnięcia Hiroki zrozumiał przekaz. Spojrzał wtedy na swoje dłonie lekko zamglonym wzrokiem, jak na coś, co wcale nie należało do niego. Jeszcze ledwie dwie minuty wstecz był w stanie zaprzeczyć wszystkim oskarżeniom, jakie chciano na niego nałożyć. W jego wersji wydarzeń nic Jinxowi nie zrobił i do teraz był tego pewien. Usnął, a moment później obudził się w środku nocy, przy dogasającym kominku. Zero ataków. Zero prób zranienia go, bo plan uduszenia zdusił w zalążku.
Ale ta herbata... Parzący wrzątek, bąble, no i przecież na pewno tego nie miał, gdy Hiroki zasypiał. A zasypiał z kubkiem napoju w rękach.
„Idziemy, nie słyszałeś?”
Pocz---
Nie musiał. Oczywiście, że nie musiał nic mówić, ani się wyrywać. Zmierzył blondyna jasnoszarym spojrzeniem. Dopiero powoli dochodziło do niego, że gdy ten wyciągnął łapska, Hiroki momentalnie zacisnął smoliste palce na swoich ramionach, obejmując się w dość mocnym uścisku. To kolejny raz, gdy Jinx go uratował, nawet jeśli nieświadomie.
„Zresztą, nie dotykaj go, bo tego nie lubi”.
Hipokryta.
Shirōyate wypuścił powietrze przez zęby, wyrażając tym swoją ulgę. Do teraz serce waliło mu jak młotem, ale paradoksalnie do wczorajszej ucieczki, bliskość czarnowłosego dodawała jakiegoś niesprecyzowanego skrawka otuchy. Nawet jeśli wydawał się nie brać zdania młodego Smoka pod uwagę, tak w kryzysowych sytuacjach to jednak on zjawiał się i ustawiał wszystko do pionu. Kto wie, jak by się to skończyło, gdyby ostatecznie nie wziął go z nocnej śnieżycy? Albo gdyby teraz nie zareagował, korzystając ze swojej pozycji?
Pozycji, która nieco poprzestawiała mu wartości. Hiroki oderwał wzrok od drzwi i przeniósł go ostatecznie na zaspaną twarz wymordowanego. Podać buta? Rozejrzał się niechętnie. Ledwie go dostrzegł, gdy Jinx nagle podniósł się z łóżka i...
Opętany zesztywniał, podnosząc nieco ręce. Jedną z nich niepewnie ułożył na brzuchu mężczyzny i naparł, używając do tego szczątkowej siły. Czuł ciepło jego ciała i to doprowadzało go do obłędu.
Wcale nie są miękkie, Jinx, proszę. Naprawdę nie lubię, jak mnie dotykasz.
Jinx oparł się o niego, a sam Hiroki wywalił dolną wargę i zmrużył poirytowany oczy. Za jakie...
„Zanieś mnie, Shiro”.
Tak, oczywiście, jasne... co?.. Jinx, czekaj. Moment, ja nie...
BACH!
Cały pokój się wywrócił, a Hiroki znów wylądował na ziemi. Tym razem pod ciężarem, który jednym uderzeniem wymusił na nim głośne westchnięcie.
„Już jesteśmy?”
Drgnęła mu dolna powieka.
Nie, dopiero mijamy pierwszy zakręt. Wstrzymaj oddech, będzie trzęsło. Ręka Shirōyate wylądowała na twarzy wymordowanego. Odchylił jego wielki, zakuty, zaspany łeb na bok, byle jak najdalej od siebie. Jednocześnie zgiął nogę (tą, która nie była przygnieciona) w kolanie i zaparł się stopą o ziemię, chcąc podnieść ciało wymordowanego na tyle, by móc się spod niego wydostać. Dołownie w tym samym czasie Raphael pokonała schodki, zdecydowanie nie bez problemów. Kolorowe zwierzątko otrzepało się, wielce dumne ze swojego dokonania, ale mina automatycznie jej zrzedła, gdy ujrzała, jak spod ciała czarnowłosego, wystaje jedynie skrawek jej właściciela. Zjeżyła się cała, przechodząc z trybu kromstaka na tryb wysuszonego pudla z afro i w bohaterskim odruchu rzuciła ku napastnikowi, od razu atakując pazurkami wielkości mikroskopijnych szpilek. Objęła wszystkimi czterema łapkami jego nagie przedramię, rozwierając paszczę i próbując połknąć jego rękę w całości, bo w rzeczywistości czuła się teraz, jak trzymetrowy lew, a nie dwudziestu-centymetrowa posykująca kulka.
Przez zdenerwowanie Hiroki nawet jej nie zauważył.
Złaź ze mnie. Nie mogę oddychać. Jinx? Jinx, naprawdę. Proszę, wbijasz mi kolano w...
Wcale nie chodziło o jego wagę. Nie do końca, ale okazała się idealnym pretekstem, by próbować go namówić do szybszego zejścia. To pierwszy raz... Hiroki nagle przestał na niego napierać. To wcale nie był pierwszy raz.  Umilkł cichy, mdły głos, dobijający się do głowy czarnowłosego. Dłonie opadły na ziemię, jedna wzdłuż ciała, druga stuknęła cicho, uderzając knykciami tuż przy głowie jasnowłosego, który odwrócił twarz na bok i zacisnął wargi. Jinx mógł poczuć jak i tak mocno roztrzepotane serce bije jeszcze solidniej, wybijając się poza naturalny rytm.
Dlaczego tak proste kwestie do niego nie docierały?
Jesteś taki brudny... - wycedził ostrzej, pustym spojrzeniem uparcie wpatrując się w jeden nieokreślony punkt na ścianie. Złaź. Zaraz zwymiotuję.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Poranki dla Sheby były.. różne. Wszystko zależało od humoru poprzedniego dnia, dawki narkotyków jakie zażył albo po prostu jak bardzo był zmęczony. Rzadko można było przewidzieć w jakim stanie wstanie. I z jakim humorem. Zdarzały się takie poranki, że ogarniał się w jakieś parę minut po przebudzeniu i był gotowy do życia oraz działania, ale zdarzały się również takie jak dzisiaj, że nawet czołg nie byłby w stanie go podnieść.
I wszelkie jego poczynania w tym momencie nie były w pełni świadome,  a raczej balansowały między jawą a snem, odbijając się o jego umysł boleśnie. Szczerze powiedziawszy nawet nie zorientował się, że wylądował na chłopaku. Że go przygniata czy też wbija swoje kolano w jakieś miękkie części ciała. Nawet słowa Shiro odbijały się od niego echem, jakby rzucano kamieniami w ścianę w nadziei, że ta wreszcie się zbuntuje i coś odpyskuje albo odrzuci śmiercionośnym kawałkiem skały. Jednakże między Jinxem a ścianą była taka różnica, że ta druga na zawsze pozostanie niewzruszona, a mężczyzna powolutku zaczął się przebudzać.
” Wcale nie są miękkie”
Ależ są, są. Jak cały ty.
” Naprawdę nie lubię, jak mnie dotykasz.”
No przecież cię nie dotykam… ja się tylko opieram.
Całą resztę wpuścił przez jedno ucho, by zaraz po chwili wypuścić drugim uchem. Ciche „mhm” wydobyło się z niego w odpowiedzi na sarkastyczną odzywkę chłopaka. Ale! Postęp. Uchylił jedno oko. Zawsze coś. I pewnie leżałby tak jeszcze przez chwilę, zupełnie niewzruszony, niczym belka przygniatająca małego kociaka, który to próbuje się spod niej wydostać, gdyby nie nagłe znieruchomienie chłopaka. Możliwe, że gdyby Jinx nie byłby aktualnie w takim stanie, to zupełnie inaczej podszedłby do zachowania Shiroyate. Możliwe, że zacząłby łączyć ze sobą porozrzucane elementy, kawałki puzzli, które albo Shiro sam mu dawał, albo Sheba brutalnie i własnoręcznie mu wyrywał. Możliwe…. Ale jego umysł w tym momencie funkcjonował zupełnie inaczej. I na zwolnionych obrotach. Dlatego też nic nie połapał, nic się nie zorientował.
Ale plus tego był taki, że się podniósł do pozycji siedzącej, zwracając chłopakowi upragnioną przestrzeń osobistą, choć wciąż dupskiem siedział na nim. Przynajmniej nie wgniatał go w ziemię.
” Jesteś taki brudny...”
Wciąż, nic nie wiedział i nie łapał, choć jego umysł powoli zaczął funkcjonować. Brwi zmarszczyły się tworząc pojedynczą, ściągniętą kreskę, a miodowe oczy przemknęły po chłopaku, uparcie wpatrując się w jego twarz.
- Shiro, czy ty… – momentalnie zamilkł. Właściwie sam nie był pewien o co chce zapytać. To, co przemknęło mu przez głowę było zbyt absurdalne. Dzieciak był zbyt niewinny, w przeciwieństwie do Sheby, zbyt czysty. A wszelkie jego odruchy obronne, nienawidzące tak bardzo dotyku podpinał pod przemoc, jaką ktoś stosował w jego kierunku. Dlatego też wszelkie inne myśli momentalnie wyrzucił z pamięci.
- No co ty gadasz. Myłem się trzy dni temu. Nie jestem taki brudny, czyścioszku – rzucił obronnym tonem, choć nie było w nim ani krzty złości. Jak widać, obudził się w całkiem niezłym nastroju. Wreszcie dźwignął się na równe nogi i przeciągnął, wyciągając ręce ku górze, czując jak nawet najmniejszy krąg w jego kręgosłupie prostuje się i strzela. I dopiero wtedy zorientował się… że coś ma uczepionego do ramienia. Coś małego i kolorowego. Mimowolne parsknął pod nosem, by po chwili westchnąć cicho. Złapał dłonią za zwierzaka i pociągnął mocniej, nie bacząc, czy się przy tym pokaleczy tymi igiełkami czy też nie, następnie zwrócił go bezpośrednio chłopakowi.
- Pilnuj jej.  A niedobrze ci pewnie z głodu. W sumie mało wczoraj zjadłeś. A co zjadłeś to wyrzygałeś. – rzucił lekkim tonem, ziewając szeroko i podchodząc do lewej strony łóżka, gdzie walały się jego smutne spodnie. Sięgnął po materiał i wsunął je na tyłek, dzwoniąc przy tym dwoma zaczepionymi łańcuchami do nich, które uderzając o siebie wydawały charakterystyczny dźwięk.
- Trzeba znaleźć Ci buty. Jaki masz rozmiar stopy? – zapytał nawet nie spoglądając za siebie.
O ile po terenie burdelu, Shiro mógł jeszcze przemieszczać się w samych skarpetkach, to poza budynek niezbyt. A Sheba zamierzał wnet go zabrać ze sobą na spacer. Niech powoli ludzie go poznają. Prawda była taka, że w tym Jinx miał ukryty powód. Jeżeli mieszkańcy Desperacji zaczną kojarzyć Shirotaye z Shebą, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że jak dzieciak kiedyś odłączy się od Jinxa czy nawet odejdzie, to spora ilość wymordowanych będzie bała się go tknąć nawet najmniejszym palcem. Ba. Nie będzie nawet chciała na niego spojrzeć. To było swego rodzaju zabezpieczenie, by chłopak uniknął niepotrzebnego picia i kopania. Ale była również druga strona medalu, mniej chwalebna. Ktoś bardziej pyszałkowaty mógłby chcieć wykorzystać chłopaka przeciwko Jinxowi. No cóż, wszystko miało swoje dobre i złe strony, a Sheba w tym momencie sam wybrał mniejsze zło, jednocześnie nakreślając w pewien sposób przyszłość jasnowłosego.
Kiedy założył nowy t-shirt, bo wczorajszy ktoś mu obsmarkał, sięgnął po dość ciepły, wełniany sweter na zamek, niestety znający już spory upływ czasu o czym świadczyły sporadyczne zaciągnięcia oraz dziury.
- Gotowy? To idziemy coś zjeść. – rzucił mężczyzna I wskazał brodę drzwi, niemo mówiąc mu, żeby się ruszył.
O tej porze dnia korytarz był dość opustoszały. Łatwo można było się domyśleć, że kobiety pracowały głównie nocą, a teraz odsypiały. Oczywiście można było spotkać sporadycznie jakąś kurewkę, ale tak – pusto. Jinx z wciąż nieco przymuloną miną kroczył do przodu, najpierw skręcając w prawo, co jakiś czas odbijając w lewo, coraz bardziej zagłębiając się w labirynt korytarzy. Co rusz zerkał za siebie, chcąc się upewnić, że Shiro podąża za nim. A cisza, która panowała pomiędzy nimi była z każdą chwilą coraz bardziej uciążliwa.
- Chciałem cię o to wczoraj zapytać, ale usnąłeś. Właściwie ile to masz lat? I jak długo żyjesz w Desperacji? – zapytał odwracając głowę w stronę chłopaka. Zastanawiał się, czy jego teoria się sprawdzi. O ile dzieciak powie mu prawdę.
To była sekunda, kiedy przystanął.
Palce zacisnęły się na materiale ubrania chłopaka, a potem z całej siły cisnął nim w bok, gdzieś na ścianę.
Może zrobił sobie krzywdę. Może się połamał.
Jinxa w tym momencie to w ogóle nie obchodziło.
- LEŻ! – jego krzyk rozdarł ciszę, by chwilę, dosłownie sekundę później do jego głosu dołączył akompaniament trzech huków. A dokładniej wystrzałów. Kolejna sekunda, a brudna, drewniana posadzka została zbryzgana czerwienią krwi. Trzy wystrzały, dwa celne, jeden minął cel. No prawie, nie licząc czerwonej kreski na lewym policzku mężczyzny. Jednakże bardziej przyjrzeć się sobie Sheba nie dał.
- Trzymaj skurwiela. – wysyczał nieprzyjemnie, ruszając szybkim biegiem w głąb korytarza, gdzie już Jasper siłował się z jakimś mężczyzną o brązowych włosach. Trzecia kulka była przeznaczona wprost w głowę Sheby i zapewne oberwałby nią, gdyby nie Jasper, który zaskoczywszy przeciwnika podbił jego dłoń z bronią nieco wyżej, dzięki temu ucierpiał jedynie policzek bruneta. Ale Sheba nie zamierzał oddać swojej „zwierzyny” blondynowi. Wykorzystał szamotanie wroga z Jaserem, i kiedy tylko znalazł się przy nim, palce prawej dłoni boleśnie zacisnęły się na jego twarzy. Szarpnął mocno, wyrywając go z objęć Jaspera, a następnie z całej siły uderzył głową mężczyzny o ścianę. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. Powstrzymał się dopiero w chwili, kiedy jego ręka  była pokryta krwią i odłamkami czaszki mężczyzny. Wypuścił go z żelaznego uścisku swoich palców spoglądając z szerokim uśmiechem, jak ten osuwa się na ziemię i pada bez ruchu.
- Żyje? – zapytał Jasper podnosząc wcześniej upuszczoną przez obcego broń.
- A chuj wie. – rzucił Sheba uderzając nieprzytomnego bądź martwego w brzuch.
- Jak żyje, to przesłuchać. Chcę wiedzieć co to za chuj paraduje mi w domu z bronią i strzela do mnie. – wycedził wciąż z tym niepokojącym uśmiechem. Oddychał szybko i ciężko, ale rozpierała go… ekscytacja. Trwało to jednak zbyt krótko, gdyż na jego twarzy zawitała znowu monotonia i znudzenie. Przycisnął lewą dłoń do prawego boku, czując, jak pomiędzy palcami broczy krew.
Dwa wystrzały trafiły.
Ale drugiego nie czuł. Więc…. Aaa. No tak. Wzrok przesunął po prawej dłoni, gdzie w przedramieniu tkwiła kula.
Zaklął cicho pod nosem.
A nawet i głośniej.  
Teraz dopiero mógł zwrócić uwagę na Shiro. Odwrócił się i wyszukawszy spojrzeniem chłopaka pospiesznie ruszył w jego stronę, zostawiając po sobie czerwone ślady. Znalazłszy się przy nim, przykucnął i spojrzał na małego, a w jego oczach momentalnie błysnęło coś łagodniejszego.
- Bardzo się wystraszyłeś? – zapytał spokojnie I sięgnął lewą ręką w jego stronę, lecz w ostatniej chwili zawiesił ją w powietrzu. Była zakrwawiona, a Shiro i tak był przewrażliwiony na punkcie jego brudu. Po co go bardziej stresować?
- Szefie! – jakaś kobieta, blondynka o obfitych kształtach, ta, która wczorajszego dnia przyniosła potrawę, przykucnęła przy mężczyźnie, lecz ten jedną ręką ją odsunął.
- Rozmawiam, nie widzisz? – warknął nieprzyjemnie.
- Ale..
- Wiem, idę. – rzucił zniecierpliwionym tonem I się podniósł, przyciskając dłoń do boku jeszcze mocniej. Jego twarz momentalnie pobladła, a w oczach migotały ogniki bólu, choć całkiem nieźle jeszcze się trzymał.
- Idę wyciągnąć to gówno ze mną. Myślę, że nie chcesz na to patrzeć a i powinieneś coś zjeść, więc możesz poczekać na mnie w jadalni. Jasper Cię zaprowadzi. Hej, Jas! – odwrócił się w stronę blondyna, który akurat instruował dwóch dryblasów co mają zrobić z obcym mężczyzną.
- Zabierzesz Shiro do jadalni? – zapytał, a Jasper obdarzył go szerokim, jakże fałszywym uśmiechem.
- Ależ oczywiście.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

„Shiro, czy ty...”
Skrzywił się, jakby znalazł coś fluorescencyjnego pod zlewem. Zęby mimowolnie zatrzasnęły się, wykrzywiając jego twarz jeszcze bardziej. Ale tylko na moment. Zaraz potem mięśnie rozluźniły się na nowo, a powieki przymknęły i tylko serce waliło ze zdenerwowania. „Rozluźnij się. Wtedy mniej boli”. Nawet teraz słyszał szept nad uchem, porównywalny do ciężkiego, mdłego, gęstego powietrza. I gorącego. Wręcz parzącego. Ale pod tym względem głos miał rację. Bez wyrywania się, zawsze szło szybciej i nie było takiego bałaganu. „Tylko nie narób hałasu, bo ktoś może usłyszeć”. Jasne.
Hiroki drgnął nagle, unosząc nieco ramiona. Uchylił jedną powiekę i zerknął niepewnie na Jinxa, by zaraz otworzyć drugie oko i przekręcić głowę w jego stronę. „Czyścioszku”..?
Szybko!
Podłap temat.
Wtedy się nie zorientuje!
Pewnie gdyby nie był sobą to by się nerwowo zaśmiał, przeczesując włosy.
No to kamień z serca, rzucił za to jakby nigdy nic, podnosząc się na łokciu. Pulsujący ból od razu przebił się przez to dziwne uczucie, jakie złapało go przez zbytnią bliskość. Natychmiast się usadził i przemknął palcami po rannym ramieniu, wzrok nakierowując na...
Tak, będę jej pilnował – wtrącił, wyciągając dłonie po Raphael. Zwierzątko rzucało się jeszcze chwilę, drapiąc nieświadomie ręce właściciela, ale gdy tylko Hiroki przygarnął ją do piersi, natychmiast się uspokoiła. Łypała gniewnie ku czarnowłosemu, oddychają szybko i co jakiś czas wydając z siebie dziwne, gulgocząco-warczące dźwięki, ale chociaż przestała się wyrywać. Przylgnęła silniej do pana, gdy ten zaczął się podnosić z ziemi.
Trzydzieści osiem. Albo dziewięć. W zależności od butów.
Zachowuj się.
Zachowaj twarz.
Zachowaj pozory.
Nikt się nie zorientuje.
A już na pewno nie ten pełen majestatu i wrodzonej wrażliwości osobnik.
Hiroki zamrugał. Idziemy coś zjeść? To nie było tak, że codziennie przynoszono mu posiłki do pokoju? Jak prawdziwemu królowi? Dzieciak zmrużył oczy, ale poszedł za nim, trzymając barwne zwierzątko.
Pusty korytarz był mu w sumie na rękę. Trzymał się te konieczne trzy czy cztery kroki za Jinxem, nadal czując na sobie wyimaginowany ciężar wymordowanego, jego zapach, nawet oddech. Do teraz serce było niespokojne, nie pozwalając mu zapomnieć, choć zdrowy rozsądek próbował rozwiać wszystkie obrazy. Shirōyate  marudnie pomachał ręką w powietrzu, jakby chciał odgonić nachalnego owada, akurat wtedy, gdy Jinx się do niego odezwał. Niestety. Dla Hirokiego cisza była zbawienna. W końcu miał czas, aby do niej przywyknąć.
Hm? Czternaście. I nie nazwałbym tego życiem. Kilka miesięcy. Może dwa? Albo trzy? Nie wiem. Nikt tutaj nie zna dat. Nie, żeby w ogóle mu odpowiadali... więc co tu w ogóle mówić o jakichś datach. Ty pewnie trochę... Ściął się, czując tylko, jak obolałe kończyny wypuszczają kromstaka, a nagle zmiażdżone płuca wymuszają na nim wydech. Na moment go zamroczyło, ale gdy upadł na podłogę, od razu chwycił się za głowę i rozejrzał nieprzytomnie. Na rozkaz nie zareagował. Chyba nawet nie musiał, bo huk wystrzałów posłał go na ziemię. W pierwszym odruchu zakrył uszy dłońmi, ale zaraz uniósł jedno ramię i uratował Raphael przez rozdeptaniem. Ogon bestii musnął ledwo podeszwę buta Jinxa, nim ten ciężkim krokiem ruszył przed siebie. Hiroki przytulił do siebie roztrzęsione, nieświadome tego co się dzieje ciałko i zerknął spod grzywki, jak czarnowłosy rusza w najgorsze bagno.
Co to w ogóle za cyrk?
Miał leżeć. Jasne. Ale z drugiej strony chęć ucieczki okazywała się ciut bardziej kusząca, niż tulenie do siebie podłogi, w dodatku niezbyt czystej. Smok ostrożnie podniósł się do siadu, nadal jednak mocno zgarbiony, z głową między ramionami. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, szczególnie, gdy dostrzegł, kto trzyma mężczyznę, który przed momentem zaatakował Jinxa. Hiroki może nawet by wstał i zwiał, bo mimo miękkich nóg, był pewien, że adrenalina zrobi swoje... ale ciało nagle zesztywniało, a on sam znieruchomiał, ze wzrokiem wbitym w twarz czarnowłosego. To, jak chwycił swoją ofiarę, jak roztrzaskiwał jego głowę o ścianę... jedno, drugie i kolejne, i następne uderzenie, aż została tylko ciemnoczerwona masa, która zmusiła żołądek młodego obserwatora do podskoczenia aż pod gardło. Nie to było najgorsze. Zdecydowanie nie to. Dopiero później, z ciągłym, irytującym wręcz odrętwieniem, przeniósł spojrzenie na twarz Jinxa. Lepiej byłoby, gdyby zrobił to chociaż tę sekundę później, bo może wtedy nie dostrzegłby, jak uniesione kąciki ust, zdradzają chwilowe zadowolenie.
Ścisnął Raphael.
Dlaczego się uśmiechał? Dlaczego, do licha, uśmiechał się, gdy pozbawiał kogoś życia? Przecież to mógł być ktokolwiek. A jakby zaatakowała go kobieta? Albo..?
Raphael zapiszczała, przywołując go do realnego świata. Przestał ją tak podduszać, ale za to zorientował się, że Jinx nie stał już pod ścianą, nad ciałem ofiary. Zbliżał się do niego. Shirōyate mimowolnie cofnął się o krok, a potem o jeszcze dwa następne, zerkając na niego z nieopisanym błyskiem w jasnych ślepiach. Nie poświęcił zakrwawionej ręce handlarza nawet sekundy uwagi, całkowicie koncentrując się na jego twarzy. Łagodniejszej, bez cienia agresji. W dodatku ten spokój jaki włożył w pytanie... To zupełnie nie pasowało do osoby, jaką był przed chwilą. Jaka pastwiła się, jak prawdziwy kat. Jasne, ten mężczyzna go zaatakował, nawet zranił, mógł nawet zabić, ale to i tak nie był argument, żeby...
„Hej, Jas!”
To, co działo się dalej, było kolejnym ciosem. Hiroki spojrzał z paniką na blondyna, posyłając mu wręcz ostrzegawcze spojrzenie. W pierwszym odruchu chciał zaprzeczyć, pójść z Jinxem, krok za nim, ale na tyle blisko, by Jas nie mógł go dotknąć. Bo przecież Jas już wiedział, że Shirōyate nie uciekł, nie słuchając dobitnej groźby, jaką mu zaserwowano dzień wstecz. Pewnie nawet orientował się o wczorajszym incydencie, zakładając, że w burdelu plotki prędko się roznosiły. Ale Hiroki ten odruch zdusił w sobie. Nie dlatego, że wolał Jasa, który - jak zakładał - nie miał zbyt pozytywnych zamiarów. Tylko, że do teraz ręce jasnowłosego drżały, na samą myśl o drugiej osobowości Jinxa. Wystarczył ten jeden drobny impuls, żeby zdjąć mu kaganiec. Teraz prezentował się gorzej, niż Jasper, który przecież nie mógł zrobić mu nic złego, póki znajdowali się w holu, a w jadalni - czy gdziekolwiek teraz szli - pewnie też były jakieś osoby trzecie. Nie było więc mowy, żeby zrobił mu krzywdę, tak?
Shirōyate przełknął imię właściciela burdelu i poszedł z Jasperem.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

To było wręcz niemożliwe. To, jak łagodnie spoglądał na chłopaka, jak spokojnie mówił i że nie miał ochoty rozszarpać osób ze swojego najbliższego otoczenia. Bo takiej sytuacji jak ta, która miała parę chwil temu miejsce, Sheba powinien rzucać kurwami, w przenośni i dosłownie, na boki, szukając zaczepki, by móc się na czymś, bądź na kimś wyżyć. A zamiast tego, zachowywał względny spokój. A to było dość przerażające na swój sposób. I zaskakujące, bo aż niepodobne do niego. Ale Jinx już wiedział, że to nie będzie dobry dzień. I kiedy tylko skończy opatrywać samego siebie, zobaczy czy u młodego wszystko dobrze, z pewnością będzie chciał się dowiedzieć, co to za sukinsyn władował mu się brudnymi buciorami do domu i na domiar złego zamierzał go zabić. A gdy już wyciągnie najpotrzebniejsze informacji, agresor mógł być pewny, że pożałuje chwili, kiedy postanowił przekroczyć próg burdelu.
Sheba odprowadził wzrokiem Shiro i Jaspera, po czym jego oblicze momentalnie uległo zmianie. I choć twarz nadal pozostawała niewzruszona, to miodowe oczy pociemniały, przypominając teraz spojrzenie niebezpiecznego drapieżnika.
- Szefie, musis— – kobieta nie dokończyła, kiedy prawa dłoń wystrzeliła w jej stronę, a palce zacisnęły się na jej krtani. I choć Sheba nawet na nią nie spojrzał, a wzrok wciąż miał utkwiony przed siebie, tak kobieta mogła już wiedzieć, że jego wewnętrzna bestia czuwa.
- Powiedziałem coś. Nie jestem pierdolonym szczeniakiem. Odsuń się ode mnie, sam sobie poradzę. Idź i zajmij się klientami, bo rozwalę Ci ryj o parapet. – warknął nieprzyjemnie. Kobieta załkała bezdźwięcznie, a łzy zaczęły skapywać na dłoń mężczyzny. Jaka szkoda, że ich nie czuł.
- Jinx. Dusisz ją. – kobiecy głos podziałał na mężczyznę niczym kubeł zimnej wody. Palce poluzowały się, aż wreszcie wypuścił wystraszoną kobietę, która upadła ciężko na ziemię i bardzo szybko odczołgała się na bok.
- Wracaj do swoich zajęć i zapomnij o tym, dobrze? – spokojny ton Lidki nakazał delikatnie kobiecie, by ta się podniosła. Szatynka od razu przestała zwracać na nią uwagę, zupełnie skupiając się na mężczyźnie. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, po czym westchnęła cicho pod nosem, czując, jak na jej barkach spoczywa coś ciężkiego. Coś, czego jednocześnie nie mogła, i przede wszystkim nie chciała się pozbywać.
- A ty chodź ze mną. – poleciła krótko wyprzedzając bruneta, który o dziwo.. posłusznie ruszył za kobietą.
Lidka nie odzywała się przez całą drogę. Nawet nie oglądała się, by upewnić się, czy mężczyzna podąża za nią. Bo podążał. I był w tym momencie kurewsko podbudowany. Wiedziała, że w stosunku do niego mogła sobie na wiele pozwolić, ale nawet ona miała jasno wytyczoną granicę, której po prostu nie mogła przekroczyć. Skierowała się do pokoju za brzydkimi, zielonymi i obdartymi przez czas drzwiami. Pokój, który zajmowała z czterema innymi kobietami, aktualnie nieobecnymi.
- Siadaj. – poleciła i wskazała brodą drewniany stołek. Przez całą drogę Sheba odczuwał coraz boleśniej skutki postrzału. I choć wiedział, że ani rana w ramieniu, ani też w boku nie stanowią zagrożenia, to jednak kurewsko bolało. No i stracił nieco krwi, nie wspominając o tym, że kula w jego boku wciąż tam tkwiła.
Sheba rozpiął najpierw sweter i rzuciło gdzieś na podłogę, potem dołączyła do niego zakrwawiona koszulka, i wreszcie usiadł na stołku, wpatrując się gdzieś przed siebie. Powinien dostać jakąś reprymendę, ale… Kobieta zerknęła na niego. Zachowa ją na później. Tak będzie bezpieczniej.
Przygotowała misę z wodą, pół butelki z alkoholem, igłę oraz starą, czerwoną nitkę. To powinno wystarczyć.
- Pójdę po medyka, czekaj cierpliwie. – powiedziała kobieta, i szybko wybiegła z pokoju.
Ale Sheba nie zamierzał być cierpliwy.
Spieszyło mu się.
Sięgnął po butelkę Burbona, przysunął do ust i przechyliwszy, wziął dwa duże łyki. Momentalnie poczuł jak alkohol rozgrzewa go od środka. Przyjemne uczucie. Dobra, poniekąd się znieczulił, następnie polał cieczą po ranie na boku oraz dwa noże, gdzie jeden wyciągnął z buta a drugi z tyłu, zza paska. Jeden wsunął między swoje usta, zaciskając na rękojeści zęby, a drugi przysunął do rany. Odetchnął raz przez nos, po czym wsunął ostrze w ranę, nieco ją rozszerzając, napierając na jeden z boków, a następnie wsunął palce drugiej w głąb rany i zaczął poszukiwania kuli.
To, że był aktualnie sam miało same plusy.  Nikt nie był świadkiem jego bólu, ani też słabości. A bolało kurewsko. Już po paru sekundach na czole oraz skroniach pojawiły się krople potu, a ciało zaczęło nieprzyjemnie drżeć. Ale nie zamierzał się poddawać.
Kompletnie się wyciszył, przestał kontaktować ze światem, skupiając się na tej jedynej czynności. Nawet nie wiedział, kiedy nad jego uchem rozległ się krzyk kobiety wołającej jego imię. Uniósł głowę i spojrzał wprost w brązowe, wystraszone oczy Lidki.
- Zwariowałeś? – zapytała przerażona dziewczyna. Sheba jedynie uśmiechnął się blado, wyciągając dłoń z rany i pokazując małą kulę na palcach.
- Jak widać… skutecznie. – – mruknął, wykrzywiając się w szerszym, nieprzyjemnym uśmiechu.
Reszta opatrywania przebiegła dość swobodnie i szybko, z racji, że Shebą zajął się już człowiek z wiedzą medyczną. Oczywiście nie obeszło się tym razem od krzyków i reprymend Lidki, ale tym razem Sheba kompletnie jej nie słuchał, starając się uciekać myślami gdzieś indziej. Stracił zupełnie poczucie czasu, ale zeszły mu pewnie z dwie godziny, jak nie dłużej. Kiedy burdelowy medyk, który nie był medykiem, skończył bandażować ramię, mężczyzna w końcu wstał i wyszedł, zostawiając swoje zakrwawione ciuchy w pokoju Lidki. Wypierze. I już miał zamiar skierować swoje kroki w stronę stołówki, gdy wtem zatrzymał go jeden z ochroniarzy. Ponoć miał gościa. Nożeszkurwajapierdolę. To naprawdę nie zapowiadał się dobry dzień. Bez słowa skręcił kierując się na spotkanie.

----------------------------------------------------------

Skinął głową. Słowa jego szefa były najważniejsze, I nie zamierzał ich podważać ani też kwestionować. Nawet nie spojrzał na chłopaka, skupiając się na Jinxie. Lecz kiedy jasnowłosy wreszcie pojawił się przy nim, Jasper w końcu skierował swoje spojrzenie na niego. Spojrzenie pełne… niczego. Zero jakiegokolwiek cieplejszego uczucia. Zero jakiejkolwiek przychylności. W jego oczach Shiroyate był przeszkodą, której Jasper chciał pozbyć się jak najszybciej tylko mógł.
- Idziemy. – ciche warknięcie oznajmiło, że ruszają. Jasper wsunął dłonie do kieszeni i ruszył jako pierwszy, mijając poobijanego mężczyznę… Nie, poobijany to złe znaczenie. Zmasakrowany. Tak, to dobre słowo. Już dwóch osiłków właśnie zaczynało podnosić nieszczęśnika, bynajmniej nie bawiąc się w jakiś uważnych sanitariuszy. Cóż, cudem będzie jak mężczyzna przeżyje do południa.
Spokój Jaspera nie trwał jednak zbyt długo. Kiedy tylko zniknęli za zakrętem, mężczyzna odwrócił się i złapał chłopaka za ramię, przyciskając go do ściany, jednocześnie zaciskając palce na drobnym ramieniu, niemal przebijając bluzę, tylko po to, by wbić się w skórę Shiroyate. Jasper zmrużywszy oczy nachylił się niebezpiecznie blisko twarzy chłopaka, a usta wygięły się w pogardliwym uśmieszku.
- Powiedz, przybłędo, czujesz się bezpieczny przy Jinxie? – cichy szept wdarł się do ucha chłopaka, tak delikatny i ulotny, zupełnie przeciwny do siły, jaką wkładał do przyciskania jego drobnego ciała do ściany.
- Wiesz, że on się tylko z tobą bawi, prawda? Chyba nie jesteś tak naiwny by sądzić, że ktoś tak wysoko postawiony jak on, zawracałby sobie głowę jakimś obesrańcem, jak ty, prawda? – rzucił, a brwi uniosły się wyżej, co nadało mu karykaturalnie wesołe oblicze. Raptownie puścił go i odsunął się od niego.
- Pomogę Ci. Widzisz te drzwi za mną? Udaj się przez nie, a potem skręć w prawo. Dzięki temu będziesz wolny. No dalej. Spierdalaj. – jego głos z każdym kolejnym słowem robił się coraz bardziej niecierpliwy, a oczy bezlitośnie wwiercały się w jego ciało. Jednakże Jasper nie dał mu nawet krotkiej chwili do namysłu, gdyż znowu pochwycił jego ramię w żelaznym uścisku i szarpnął go, by ten poszedł za nim.
- Mówiłem wystarczająco jasno, że obrzydzę Ci pobyt tutaj. I słowa zamierzam dotrzymać. – powiedział gwałtownie skręcając w lewo, a potem w kolejne lewo, aż w kocu otworzył drzwi i pchnął go do środka. Było to dość małe pomieszczenie, przeznaczone raczej na składowanie różnych rupieci. Składzik czy inny chlew.
Pchnął go głębiej, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał na niego z góry, a jego oblicze ponownie przybrało ten chłodny wyraz, który chłopak miał prawo ujrzeć wczorajszego wieczoru.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tobą gardzę. I jak bardzo cię nienawidzę. – powiedział cicho, zerkając w bok. A jego twarz momentalnie wykrzywiła się w podłym uśmiechu. Ruszył w stronę chłopaka zgarniając po drodze z jednej z półek zwykłe, ogrodowe obcęgi. Ot, nic nadzwyczajnego, jedne z wielu, służące do przycinania twardych i upartych gałązek w ogrodzie, a które nie widziały już lata światła dziennego. I nim chłopak zdążyłby się ruszyć, a i tak miał ograniczone pole do ucieczki zważywszy na małe wymiary pomieszczenia, Jasper znalazł się już przy nim, rzucając na ziemię i samemu siadając na nim, przyciskając kolano do jego klatki piersiowej, by nie uciekł mu. A różnica pomiędzy ich siłą fizyczną była w tym momencie wręcz namacalna. Lewa dłoń chwyciła mocno za szczękę chłopaka, jednocześnie palcami naciskając na jego policzki, co zmusiło go do instynktownego uchylenia warg. A tyle wystarczyło, by Jasper na chama wsunął metalową część obcęgów pomiędzy wargi chłopaka, od razu chwytając za górną czwórkę.
- Wyrywano Ci kiedyś zęby bez znieczulenia? Sprawię, że nigdy nie zapomnisz tego bólu. Tak jak mówiłem, zrobię z twojego życia tutaj prawdziwe piekło. A w tej części budynku nikt nie usłyszy twoich krzyków. Wierz mi. – powiedział zaskakująco spokojnie, napierając na jego zęba, lecz w pewnym momencie zatrzymał się. Brwi ściągnął w jeden łuk, sprawiając wrażenie, że nad czymś się zastanawia, by wreszcie raptownie zabrać narzędzie z ust chłopaka, pozostawiając jego zęba na miejscu.
Rozmyślił się?
Zamiast tego złapał za prawą dłoń Shirotaye i nacisnąwszy palcami na jego ścięgna, wręcz siłą zmusił, by najmniejszy palec chłopaka wyprostował się. Obcęgi zacisnęły się na opuszce i… szarpnął. Raz, porządnie w bok. Po składziku rozszedł się nieprzyjemny dźwięk łamanej kości.
Usta Jaspera wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu, kiedy podniósł się spoglądając z góry na niego.
- Dziesięć dni. Na każdego palca. – powiedział cicho odrzucając obcęgi w bok, które to upały z głośnym stukiem na posadzkę. Ponownie nachylił się, lecz tym razem zgarnął chłopaka za ubrania, siłą podnosząc go do pionu.
- Ależ z ciebie fujara. Potykać się o własne nogi i łamać palca. – zacmokał cicho kręcąc przy tym głowę. I to były ostatnie słowa, jakimi go uraczył. Siłą wyszarpał go z pomieszczenia i tym razem nie zatrzymując się nigdzie więcej, udał do jadalni, gdzie zostawił chłopaka tuż za wejściem. Niech radzi sobie sam.



zt Jinx oraz Shirotaye
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Podróż powrotna była żmudna i wydawała się wyjątkowo dłużyć. Jinx w milczeniu obserwował mijany krajobraz, chociaż po prawdzie bardziej pasowałoby tutaj określenie syfu i zgliszczy. Wyłączył się na rozmowy swoich ludzi, zwłaszcza Jaspera, który zdawał mu raport o tym, co wydarzyło się podczas jego nieobecności. To wszystko z perspektywy czasu wydawało się cholernie mało istotne. Leżące ciało chłopaka, które wymordowany oparł o drugi koniec samochodu, bezwładnie podskakiwało w rytm samochodu, od czasu do czasu uderzając głową o szybę. Będzie miał solidnego guza przemknęło przez senny umysł mężczyzny, ale nawet wtedy nie kwapił się, by ułożyć dzieciaka jakoś wygodniej i przede wszystkim bezpieczniej. I tak już zbyt wiele dla niego poświęcił.
Kiedy wkroczył do burdelu, który był jego domem, odprawił machnięciem ręki niektóre dziewczyny, które podbiegły do niego, żeby go przywitać. W tym momencie nie miał ochoty nawet na cholerne pieprzenie.
- Szefie. – melodyjny głos Conniego wyrwał go z letargu. Odwrócił się niespiesznie, jakby chciał sprawdzić jego cierpliwość i przesunął wzrokiem po jego wyjątkowo młodej i ładnej twarzy, a potem wzrok spoczął na Hirokim znajdującym się w jego ramionach.
- Do mnie. – polecił krótko. Odwrócił się na pięcie I ruszył długimi korytarzami. Nie skierował się jednak od razu do swojego pokoju. Zamiast tego zahaczył jeszcze o medyka, który obejrzał jego rany. Co prawda Ourell, powinienem chociażby zadzwonić do niego, zrobił kawał roboty lecząc go z wszelakich większych i poważniejszych ran, ale ostatnia kontrola nic nie kosztuje. No, przynajmniej jego. Następnie zahaczył o łazienkę, gdzie mógł wreszcie się odświeżyć i pozbyć brudnych i zakrwawionych szmat, które do tej chwili pełniły funkcje ubrań. Chłodna woda przyjemnie otuliła jego napięte ciało, zmywając każdy skrzep, błoto czy też kurz. Zupełnie stracił poczucie czasu, dlatego też, kiedy wrócił do pokoju, na zewnątrz zdążył zapaść już zmrok. Hiroki leżał ułożony na wznak na łóżku, wciąż nie odzyskawszy zmysłów. Jednakże Jinx uraczył go jedynie krótkim, wręcz przelotnym spojrzeniem, usadzając się z dupskiem na kanapie. Odsapnął cicho, odchylając głowę nieco do tyłu i przymknął powieki, czując dziwne huczenie w skroniach. To był naprawdę męczący czas. Palce wsunęły się w ciemne, mokre włosy i poczochrał je nieco, nadając im pierwotny nieład. Sięgnął po karafkę z winem domowej roboty i odkorkował, przelewając do znajdującego się na stole drewnianego kubka. To było to, czego Sheba w tym momencie najbardziej potrzebował. Alkoholu. I ewentualnie wypoczynku. Zmęczenie oraz brak pełnowartościowego posiłku zrobiło swoje i już po pięciu kubkach wina w głowie wymordowanego zaczęło nieco szumieć, zdmuchują z jego powiek widmo snu. Dźwignął się ciężko z łóżka i pokonawszy te marne metry, znalazł się przy łóżko. Ugięło się nieco pod jego ciężarem, kiedy wślizgnął się na nie i zawisnął nad leżącym chłopcem. Dłoń musnęła drobną rękę ubarwioną ciemnymi palcami na koniuszkach, po czym mozolnym ruchem zaczęła wspinać się wyżej.
- Hiroki. – wymruczał cicho, przysuwając bliżej usta, aż musnął jego skroń. - Taki bezbronny. Zdany tylko i wyłącznie na mnie. Znowu cię uratowałem. – dłoń wreszcie dotarła do drobnej szyi, a palce lekko zacisnęły się dookoła niej. - Spłacisz swój dług. Oj spłacisz. Tylko jeszcze nie wiem jak. Może założę ci obrożę, żeby każdy widział, do kogo należysz, hm? – zapytał, choć doskonale wiedział, że nie otrzyma żadnej odpowiedzi. Uchylił usta, szczerząc dłuższe kły, kiedy nachylał się nad szyją Hirokiego. Zęby zahaczyły o ciepłą skórę i--
Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
-SHEBA! – Lidka zmarszczyła brwi, wpadając do pokoju jak huragan. W dłoniach ściskała tacę z parującą zupą w misce, którą huknęła o blat z taką siła, że przez moment istniało ryzyko rozlania posiłku na wszystkie strony. – Co ty wyrabiasz z tym biednym chłopcem, co? – Sheba odwrócił powoli głowę i mlasnął z niezadowoleniem, odsuwając się od chłopaka, aż wreszcie zerwał z nim jakikolwiek kontakt fizyczny, siadając obok.
- Nic. – burknął pod nosem, odwracając od niej spojrzenie.
- No właśnie widziałam. Jest jeszcze chory a ty-
- Odpuść. Należy do mnie.
- Wiem, że należy do ciebie, ale to nie oznaczy, że możesz robić z nim co chcesz!
- Nie? – brew wymordowanego uniosła się, a kobieta wiedziała, że akurat z tym spojrzeniem nie może walczyć. Westchnęła cicho, rozkładając ręce w bezradnym geście.
- Daj mu chociaż czas na wykurowanie się.
- Ta, ta. – mężczyzna podniósł się z łóżka i wsunął obie dłonie do kieszeni bluzy, kierując się w stronę wyjścia.
- W ogóle co zamierzasz z nim zrobić. Trzymać jako zwierzątko domowe?
- Może.
- Założysz mu obrożę i będziesz wyprowadzał na smyczy? Sheba, ludzie zaczynają gadać… Czekaj, gdzie ty idziesz? SHEBA! – ale odpowiedziały jej jedynie zamknięte drzwi.

[***]

- To wszystko? – zapytał Yule, poprawiają przewieszoną torbę przez ramie, wpatrując się uważnie w Jinxa, który aktualnie patroszył upolowanego wcześniej jelenia.
- Tak. Chcę wiedzieć wszystko. Skąd pochodzi. Gdzie się urodził. Jak do tej pory mieszkał. Nawet pierdolone imię jego pierwszego zwierzaka. – odpowiedział nawet na moment nie odwracając spojrzenia z wykonywanej czynności.
- Dobra. Najpierw zacznę od Desperacji, potem spróbuję poszerzyć poszukiwania o miasto, jak uda mi się przenikną za mury.

[***]

- Jinx. Unikasz go.
- Hm? Nie, po prostu byłem zajęty. – odparł odchylając się na krześle, czując jak syty posiłek wypełnia jego żołądek. Lidka pokręciła lekko głową i usiadła naprzeciwko niego.
- Jadasz tutaj, a nie u siebie. Sypiasz w innym pokoju.
- Chcę, żeby miał spokój, kiedy dochodzi do siebie po chorobie.
- To już ponad miesiąc, Jinx. A Hiro-chan zdążył dojść do siebie. – Sheba spojrzał na kobietę nieprzeniknionym wzrokiem, z którego ciężko było cokolwiek odczytać.
- Nie męcz mnie już. – warknął mężczyzna I podniósł się z głośnym szurnięciem krzesła.
- Znowu to robisz. Znowu uciekasz. – Sheba jednak zdążył już odwrócić się i ruszyć w stronę wyjścia z jadalni, ale Lidka tym razem nie zamierzała odpuścić. Dopadła wymordowanego i złapała go za przedramię, chcąc zwrócić jego uwagę na siebie.
- O co ci chodzi? Nie możesz go po prostu sobie przygarnąć a potem porzucić, bo ci się znudził czy tylko dlatego, że się popsuł!
- Posłuchaj mnie- – źrenice mężczyzny momentalnie przybrały pionowy kształt, kiedy tuż obok niego, w drzwiach, pojawiła się mała, charakterystyczna sylwetka. Sheba bez jakiejkolwiek krępacji przesunął spojrzeniem od stóp do głów, jakby chciał ocenić stan chłopca. Usta wygięły się lekko w krzywym uśmieszku.
- No proszę. Mała glizda wypełzła z jamy. – rzucił złośliwie do Hirokiego, jednocześnie wyrywając swoje ramie z uścisku kobiecych palców.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

To był wrzask.
Potwór, który narodził się na samym dnie jego brzucha, przepchnął się pomiędzy wszystkimi organami, zadrapał gardło, a potem próbował przecisnąć się przez martwą krtań. Choć faktycznie żadne słowa nie padły i nie wszyscy byli świadkami krzyku, w kilku umysłach rozgorzało piekło.
Tak brzmiała osoba, którą obdzierano z duszy.

---------------------------------

Jeżeli pierwszy dzień był tragiczny, pierwszy tydzień okazał się piekłem. Rzucał się, warczał, kopał, wyzywał, używając do tego słów, których znaczenia nawet nie znał. Gorączka skropliła mu czoło, policzki pokraśniały mdłą czerwienią, palce zaciskały się i na powrót rozszczepiały jak harpie pazury. Kilkakrotnie młode ciało wygięło się w łuk, nim znów nie przyszpilono go do łóżka.
Leż, do kurwy ─ warknął Jasper, kuląc się od kolejnego mocniejszego pchnięcia nogi dzieciaka, która niefortunnie znalazła się na jego brzuchu. ─ Leż i czekaj, aż ci się polepszy.
To był jedyny czas, gdy obaj z taką samą furią pokazywali swoją nienawiść.

---------------------------------

Lepiej?
Jej głos dotknął jego ucha chwilę przed tym, jak na policzek padł ciepły oddech. Hiroki kiwnął głową, wpatrując się w szczupłe dłonie wysuwające igłę z otworu w pasie. Powoli zsunęła ciężki materiał z jego ramion i zerknęła na nagą skórę, unosząc lekko brew.
Przetrę to wodą.
Nie trzeba było.

---------------------------------

Jest na dole.
Wiedział to, ale nawet nie odwrócił twarzy w jej stronę. Wpatrywał się uparcie w tło ustawione po drugiej stronie szyby i sam nie wiedział na co właściwie liczył. Od tygodnia nic nie jadł; drugi tydzień wpychano mu żarcie siłą. Zwymiotował kilkakrotnie, dwa razy na Jaspera, za co otrzymał pamiątkowo pięścią w skroń. Teraz misa z zimnym makaronem leżała obok niego, będąc pierwszym, co rzuciło się w oczy Lidce. Dziewczyna wparła się rękoma pod boki i westchnęła ciężko.
Możesz do niego iść i pogadać.
Niedoczekanie.

---------------------------------

Zwilżył usta językiem, choć przecież nie było istotne, jak bardzo zdarte miał gardło, skoro i tak żadne słowa go nie opuszczą. Miał to jednak w dziwnym nawyku, jakby nie do końca wierzył we własne kalectwo ─ albo jakby próbował upozorować zdrowie, wszystkim wkoło pokazując, że potrafi mówić, tylko nie chce. Nie chciał też wielu innych rzeczy. Z pewnością słuchania wymiany zdań między tą dwójką. Na samą myśl wzbierało w nim nienazwane zło.
„Mała glista wypełzła z jamy.”
Powieki drgnęły na tę kąśliwą uwagę, ale zamiast się odgryźć, milczał całkowicie. Cisnęło mu się, aby warknąć, że glisty brną do ścierw i tylko dlatego się tu przypałętał, ale przecież nie byłaby to prawda. Tym, co go tutaj przywiodło, było coś, czego sam nie potrafił dokładnie skonkretyzować, co przerażało i fascynowało jednocześnie, coś, czego najchętniej by się pozbył wracając do dawnego życia.
W porządku?
Pytanie zawiązało mu usta. Zacisnął wargi jeszcze mocniej i zerknął z dołu na Lidkę, która z charakterystycznym błyskiem w oczach zrobiła pierwsze kilka kroków w jego stronę. Zatrzymała się pół metra od niego, jakby natrafiła na niewidzialną barierę, każącą jej przystanąć, nim wejdzie w bagnistą glebę.
W porządku.
Przynajmniej to wróciło do normy. Ton, który przez ostatni miesiąc roztrzaskiwał się w cudzych umysłach szeroką skalą, powrócił na dawne, neutralne tory. Nawet zdenerwowanie nie sięgnęło barwy jego głosu, choć skupienie na twarzy i zwarte szczęki bez dwóch zdań symbolizowały rozdarcie. Wypuścił jednak powietrze przez zęby i wyciągnął ramiona w kierunku kobiety.
Zrobiłem, co kazałaś.
Dopiero wtedy do niego podeszła. Nim odebrała pakunek, wsunęła jeden z kosmyków za ucho i zerknęła kątem oka ku Jinxowi. Jeden z tych znaków, które posyłają sobie tylko dorośli, gdzieś ponad głowami wpatrzonymi w stopy dzieci. Kiedy się prostowała, rzuciła jeszcze miękkie „dziękuję” i wyszła, zabierając żywcem każdy dźwięk z pomieszczenia. Hiroki całe życie trwał w głuchej ciszy, ale obecnej nie mógł znieść. Nie do końca wiedział, co zrobił nie tak. Jak za mgłą pamiętał pierwsze potknięcia, potem wspomnienia trawiła czarna dziura. Ilekroć pytał Lidki, co poszło nie tak, brała jego twarz w obie dłonie i mówiła, że ma się wziąć w garść; nie pytać tylko działać.
No to działam, mruknął sam do siebie, stojąc jak ostatni palant w drzwiach, z rękoma, na których wciąż czuł ciężar pakunku stworzonego za rozkazem dziewczyny. Minęła dobra chwila, w czasie której sekundy rozciągnęły się do rozmiarów minut, nim jasne brwi trochę się zmarszczyły. Wreszcie podniósł wzrok na Jinxa, unosząc brodę o kilka centymetrów za wysoko, aby nie nazwać tego gestu aroganckim.
Jeżeli jesteś na mnie zły, po prostu powiedz. Usta drgały na kształt tych słów, kiedy rozpraszał mgłę ciszy pierwszymi nutami „głosu”. Był w stanie znieść wszystkie wyzwiska pod swoim adresem, każdy płytki uśmieszek Jaspera i jego groźby nożem tuż przy gardle za każdym razem, gdy tylko odważył się wychylić nos z pokoju, w którym wcześniej go zamknięto. Trzymał się w garści, choć mobilizujące wstawki Lidki raczej go irytowały, niż otulały. Nie panował nad wspomnieniami ─ albo raczej ich brakiem ─ ale nie panikował z powodu bólu, który go dosięgał za każdym razem, gdy skupiał się na „ostatnich wydarzeniach”. Za to nie mógł już udźwignąć ciężaru jego spojrzenia.
Skąd w nim tyle beznamiętności?
Najlepiej teraz.
Od kiedy stawiasz mu warunki?
Czarne palce zacisnęły się na dole bluzy ─ materiału, który był jedynym kolorowym akcentem na całej jego sylwetce, z kolorem skóry czy oczu włącznie. Dość miał stawiania go pod rynną w najgorsze ulewy.
Póki jeszcze tu jestem. Coś w szarych tęczówkach się zmieniło. Zimna furia, niemożliwa przecież do odegrania przez nieekspresywną twarz, ogarnęła jego spojrzenie i trwała do czasu, aż nie zmrużył mocniej powiek, ściągając ponad nimi brwi. Z samego rana znikam. Dziękuję, że się mną zająłeś. Kącik ust Hirokiego drgnął w gorzkim grymasie. Albo raczej kazałeś się zajmować jakimś podrzędnym ścierwom i nieletnim dziewczynom. A jednak. Wcale nie potrzebował kolorytu w głosie, aby wyrazić swoje zdenerwowanie. Igły z pewnością dostatecznie silnie trafiły do umysłu Jinxa, by pozostawić po sobie ślad. Niewielki, ale wciąż wyczuwalny przy każdym ruchu. Przynajmniej Shirōyate miał taką nadzieję, chcąc odpłacić się pięknym za piękniejsze. Nie martw się zapłatą. Powiedz, ile przeze mnie straciłeś, a ci to oddam. Niedługo. Kiedy tylko wrócę do domu.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Długo nad tym myślała. Ciężko było jej podjąć tak trudną decyzję, która w sporej mierze zaważyłaby na jej dalszej przyszłości. Nie wiedziała jak dalej potoczą się jej losy, kiedy swój plan na poważnie wdrąży w skromne życie pełen niebezpieczeństw. Szok i niedowierzanie ciągle malował się na jej twarzy, spoglądając w kawałek rozbitego szkła w swoim skromnym pokoju w kryjówce. Czy dobrze robiła? Czy miało to jakikolwiek sens? Oczywiście, że nie. Działała pochopnie, zbyt nagle. Dobrze o tym wiedziała, a mimo to kusiło ją, by zrobić ten niepewny krok. Chciała się wynieść. Gdziekolwiek i dokądkolwiek. Nie na zawsze. Na rok, może dwa. Trochę krócej, a może trochę więcej - nie wiedziała tego teraz. Miała zniknąć nagle i bez wiedzy nikogo. Czyżby?
Jinx.
Ścisnęła mocniej szczęki, rozbijając coś szklanego. Jakąś starą figurkę, którą udało się jej znaleźć dawno temu zakopaną na pustyni. Teraz nie stanowiła nic sentymentalnego, dlatego padła na ziemię i rozbiła się, a kawałek szkła wbił się w łydkę dziewczyny. Nawet tego nie poczuła. Gdyby nie woń krwi niczego by nie zauważyła. Ale nie to teraz było istotne. Musiała się przygotować. Wziąć co potrzebne i wydostać się stąd tak, aby nikt, ani nic jej nie zauważył. Taki miała plan i tak musiało być bez dwóch zdań. Musiała zniknąć. To nie tak, że chciała opuścić siedzibę. W życiu tego nie zrobiłaby. Chęć bycia wraz z nimi była tak silna, że trudno byłoby jej to opisać. Niemniej na jakiś czas musi jej zabraknąć. By wszyscy poczuli brak jej obecności. Miała ku temu swój powód, który nie zdradzi byle jakiej osobie. Musiała zataić fakt, że była psem. Musiała...
Zabrała wszystko co było jej potrzebne. Berettę z amunicją, łuk wraz ze strzałami, zapas jedzenia, wody, nóż motylkowy, małą apteczkę na wypadek gdyby i inne pierdoły. Większość rzeczy schowała do skórzanego plecaka, by jej kieszenie w bluzie nie były napakowane jakby właśnie ukradła połowę sklepu. Broń natomiast miała przy sobie. Ubrała nawet buty, jakieś stare czerwone trampki, uświadamiając sobie, że to będzie długa wędrówka i choć tereny doskonale znała, wiedziała, że będzie również ciężko. Czując, że mentalnie jest gotowa, wymsknęła się niezauważalnie z kryjówki. Nie zostawiła po sobie żadnych śladów. Wydawałoby się, że poszła na kolejną, trudną misję. Niech tak myślą, niech Wilczur tak pomyśli. Bo z DOGS nikt nie wiedział, że Hemofilia właśnie postanowiła zniknąć na czas nieokreślony. Czy kiedykolwiek wróci? Kiedyś na pewno.

------

Stanęła przed dobrze znanym jej burdelem. Często tutaj przychodziła, można rzecz, że była jedną ze stałych klientek. Czy była mile widziana? Nie przez wszystkich. Niektórzy do tej pory jej nie kojarzyli, a jeżeli już, to z tego, że wcinała niepotrzebne awantury. A Jinx zawsze musiał ją ogarniać. Typowe.
Weszła do środka, a znajomy zapach uderzył jej nozdrza. Nie zatrzymywała się przy barze, brnęła prosto przed siebie, omijając mało sympatyczne twarze. Wiele par oczu rozbierały ją spojrzeniem, co skutecznie ignorowała. Nikt natomiast nie ośmielił się jej dotknąć, jakby wiedzieli, że źle z tego wyjdą. Dobrnęła do zakazanej strefy. Gdzieś, gdzie nikt nie miał dostępu. Nikt? Ona miała. Nie interesowało ją to, iż mogła komukolwiek przeszkadzać. Teraz albo nigdy, nie? Sheba powinien to zrozumieć. Gorzej, że osoby, którzy pilnowali wejścia nie chcieli tego zrozumieć, kompletnie zapominając, kim ona była. Ale dobrze to o nich świadczyło. Lojalność przede wszystkim. Niemniej musiała ich trochę postraszyć, wykręcić jaja, aby koniec końców móc tam wejść. Siłą, ale jednak. Możliwe, że ktoś zakomunikował Jinx'owi, iż ktoś wtargnął do strefy zakazanej. Po opisie wyglądu od razu mógł skojarzyć, kim ta osoba była. Z daleka mogła usłyszeć chaotyczne rozmowy, w tym jeden znajomy głos. Ruszyła w tamtym kierunku, zauważając chłopca w progu. Zmarszczyła brwi.
Chłopiec? Nowa zabawka? Wydaje się być znajomy...
Oczywiście nie raz, nie dwa spotkała Anemię z tym urwisem, kimkolwiek on był. Tylko co on robił u Jinx'a? To dobre pytanie. Nie zamierzała się teraz na tym skupić, choć była bardzo ciekawa tego, skąd go ma. Może jej siostrze znudziło się niańczenie małolata i postanowiła go porzucić? Nie zdziwiłaby się, gdyby tak faktycznie było. Swoją drogą, dawno jej nie widziała. Ciekawe, co u nie słychać.
Stanęła w progu, opierając się seksownie o framugę w progu tuż nieopodal chłopaka. Wlepiła swoje złote tęczówki w sylwetkę Jinx'a, by później spojrzeniem zmierzyć kobietę, która miała ochotę albo zdzielić Shebe, albo stąd wyjść. Cokolwiek to było, oczekiwała, że od tej chwili uwaga zostanie skupiona na niej. W końcu nie na darmo tutaj przyszła, odgryzła komuś ucho, a krew zlizywała ze swoich krwistoczerwonych warg. Nie często wchodziła na chama w jego prywatność, co powinien wziąć pod uwagę. Pytanie tylko czy weźmie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bywają rzeczy, których po prostu lepiej nie wypowiadać. Przynajmniej na głos. Choć i z nimi bywa ciężko, jeśli druga osoba jest w stanie wyczytać wiele z mimiki i języka ciała. W tym przypadku ani jedno, ani drugie nie miało znaczenia. Hiroki przekroczył grubo zarysowana linię, być może nieświadomie, ale lód pod jego drobnymi stopami zaczął pękać i kruszyć się w zastraszającym tempie w chwili, kiedy jego głos musnął umysł Jinxa. Źrenice momentalnie zwęziły się w pionowe kreski, a kąciki ust uniosły się wyżej, uchylając dzikie, zwierzęce kły. Ale pomimo uśmiechu, w jego wyraźnie było coś fałszywego, coś, co kuło chłodem, owiewając drobną sylwetkę stojącego chłopca.
A potem nastąpiło jedno, przeciągłe parsknięcie, które pociągnęło za sobą nieprzyjemny, gardłowy śmiech pozbawiony jakiejkolwiek wesołości. Stłumiony krzyk Lidki przeciął powietrze w momencie, kiedy plecy Hirokiego z bolesną siłą huknęły o ścianę, kiedy długie palce mężczyzny zacisnęły się dookoła drobniutkiego nadgarstka chłopca, przyciskając go tuż obok jasnej czupryny i kiedy ostrze noża błysnęło, by ostatecznie spocząć tuż pod miękkim gardłem. Wystarczył jeden ruch. Jeden, płynny ruch i wszystko byłoby skończone. Nacisnął mocniej na szyję i choć nie na tyle, żeby go zabić,  to jednak na bladej skórze pojawiły się pierwsze czerwone krople. Wymordowany nachylił się na tyle, że jego ciepły oddech omiótł policzek niższego chłopca, a potem musnął ustami płatek jego ucha, podrażniając go wraz z każdym wypowiadanym słowem.
- Czyżbym wyczuwał w twoim tonie złość? Rozkaz? Warunek? Zapominasz o swoim miejscu, szczeniaku. To ja tu stawiam warunki. To ja decyduję o twoim życiu, śmierci, egzystencji. – syknął, kątem oka dostrzegając, jak pierwsza stróżka krwi barwi jego skórę. Dopiero wtedy poluzował nacisk i odsunął nieco ostrze, choć wciąż pozostawało niebezpieczeństwo, że w akcie głupie zachcianki, chwili, poderżnie mu gardło i będzie stał nad nim, wpatrując się w niego jak dusi się swoja własną krwią.
- Dom? Jaki niby dom, co? Nie masz domu. Nie w Desperacji. Zapomniałeś? Choroba już całkiem wyżarła ci umysł? – zmrużył ślepia, przytulając swój policzek do jego skroni, niczym kociak szukający ciepła u drugiej istoty. Tylko, że Sheba nie był kociakiem. I nie szukał żadnego ciepła.
Mówiłeś, że może odejść kiedy będzie chciał.
Skłamałem.
- Jinx… – Lidka położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu, ale wymordowany nie ruszył się nawet na milimetr. – On się boi.
Strach. Tego mu tak bardzo ostatnio brakowało? Nie, to nie to.
No, Jinx. O co jesteś na niego zły?
- Nie jestem zły. Ale mam swoje powody, których twój kurzy móżdżek nie będzie w stanie pojąć. Ale dobrze. Odejdziesz. Tylko widzisz, mamy mały problem. – przesunął głowę niżej. - Bardzo, ale to bardzo nie lubię dłużników. W tym biznesie bywa tak, że niektórzy starają się uciec i zapaść pod ziemie. Dlatego też, kiedy nie mam pewności, że taki osobnik spłaci swój dług, sam go z niego ściągam. Albo zabijam. Na jedno wychodzi. Skoro tak bardzo chcesz spłacić swój dług już teraz, zrobisz to. Zastanówmy się ile ci to zajmie. – wysunął koniuszek języka i powoli, niespiesznie, zaczął sunąć nim po szyi chłopca, zgarniając stróżkę krwi, aż dotarł do miękkiej części jego ucha. Dopiero tutaj odsunął się od niego, zabierając dłoń z nożem i puszczając jego, z pewnością już obolały, nadgarstek.
- Za to, ile w ciebie zainwestowałem, to będzie…. Hm, z rok. Rok pracy tutaj, w burdelu. Zaczniesz od dzisiaj. Skoro tak bardzo chcesz mnie spłacić. – w złotym spojrzeniu błysnęło coś chłodnego, coś, co nie zwiastowało nic dobrego. Wyciągał rękę w jego stronę, ale w tym samym momencie pojawiła się inna, znajoma sylwetka. Widząc ją twarz Jinxa momentalnie złagodniała, a nawet rozjaśniła się. Hemofilia. Ile to minęło od ich ostatniego spotkania? Wspólnego polowania? Mordobicia?
- Już myślałem, że prędzej dostanę zmarszczek, niż znowu cię tutaj zobaczę. – mruknął jak rozleniwiony kociak. - Hiroki. – złapał za ramie chłopca po czym pchnął go w stronę kobiety. - Oto twoja pierwsza klienta. Do dzieła. Spłacaj swój dług, skoro tak bardzo chcesz już odejść.  Lidka. Przynieś wina. Już. – druga kobieta wpatrywała się w ciszy najpierw  Hirokiego, a potem w Hemofilię, po czym westchnęła cicho i skinęła głową. Nim wyszła posłała jeszcze przepraszające spojrzenie w stronę chłopca i wyszła, zamykając za sobą drzwi.


// wybaczcie za tak beznadziejny post. Kolejny będzie lepszy. Chyba.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

To było pewne, że nie zareagował. Zresztą, podskórnie wiedział, że czegokolwiek by nie nawydziwiał, nie udałoby mu się zwiać. Sheba był szybszy, silniejszy i bardziej pewny, znał pokój, każde jego zagięcie, każdy wystający fragment podłogi, o który w zdenerwowaniu na pewno zahaczyłby się Hiroki. Dlatego bez względu na to, jak prędka była ta akcja, pozostało mu tylko wydanie z siebie niemego jęku bólu przy konfrontacji plecy-ściana. Huknął łopatkami o twarde cegły i poruszył ustami, wymawiając bezgłośnie „aua”. Nawet nie drgnął, kiedy ostrze dotknęło jego gardła, ani później, gdy pierwsza ciepła kropla popłynęła w dół. Choć wewnątrz żołądka coś zaczęło go ssać, aż poczuł, jak brzuch wbija się mocniej do środka, w spojrzeniu nie błysnął żaden odcień strachu. Zmusił się, ale już po chwili obrócił głowę, dotykając ustami żuchwy wymordowanego, kładąc na jego skórze głębokie, powolne, wystudiowane oddechy. Zagrożenie było zbyt blisko i alarm rozwrzeszczał się w jego podświadomości, tyle tylko, że ciało pozostało posłuszne umysłowi. Przynajmniej teraz. Wreszcie. Wstrzymał oddech i wstrzymałby resztę funkcji życiowych, gdyby to było wykonalne, bo nie chciał go bardziej denerwować, choć faktycznie nie rozumiał, skąd u niego tyle złości.
Jeszcze niedawno niósł go do swojego pokoju i był gotów wbić pięść w każdego, kto śmiałby go dotknąć palcem. W dodatku obiecał...
Hiroki zmarszczył lekko nos, prawie niezauważalnie. Właśnie. Obiecał, że nie tego będzie tyczyła się praca, a teraz udowadniał, że w miejscu, gdzie ludzie mieli zwykle serce w postaci kawałka mięcha, Sheba miał kasę fiskalną. Dopiero to zmusiło go, by oprzeć dłoń o jego pierś i lekko na nią naprzeć, sprawdzając ten niepewny grunt. Nic nie drgnęło. Oczywiście, mógłby się o niego zaprzeć i nogami, a prędzej ruszyłby ścianę, niż Jinxa, ale chwilę przed śmiercią będzie mieć czyste sumienie ─ żeby nie było, że nie próbowałem.
Wzdrygnął się nagle. Nieważne, jak łatwo przychodziło mu przybranie pewnej siebie postawy, dotyk wymordowanego wywoływał w nim obrzydzenie. Dłoń mimowolnie zacisnęła się na jego bluzie, marszcząc materiał między palcami. Użył większej dawki siły. Znów na marne.
Jesteś paskudny. To nawet nie brzmiało jak obelga. To był komunikat równie pretensjonalny, co ton, którym wygłasza się  w telewizji informacje o tornadach i zimnych frontach atmosferycznych. Gdyby ktoś inny usłyszał to samo, pewnie nie uwierzyłby, że Hiroki rzeczywiście tak myśli. A myślał. Wszystko podchodziło mu do gardła, oczy mimowolnie zaczęły się skrzyć, nawet jeżeli wmawiał sobie uparcie ─ i kilka tych wmówień na pewno dotarło do Jinxa, gdy moc znów postanowiła sobie zażartować ─ żeby trzymać gardę i nie poddać się presji sytuacji.
Znosił to wtedy.
Zniesie to teraz.
Ale wtedy całość była jednak mniej brutalna. Nie widzieli się miesiąc. Ponad. Grubo ponad. Co się w tym czasie stało, że teraz tak szczerze go nienawidził? Na jego licu zadygotałby rozbawiony uśmieszek, gdyby usta już dawno nie skamieniały, zamieniając się w ciężki ołów.
Zabije mnie?
Nadal czuł na skórze mokry ślad po... Nawet nie chciał myśleć po czym, to nadal wywoływało w nim najsilniejsze uczucia. Może w innym wcieleniu, z zarezerwowanym innym charakterem, byłby bardziej przekonujący w swojej niechęci, bo gryzłby, szarpał, wyrywał się i wrzeszczał, a nie stał jak go postawiono, gotowy robić za gwóźdź przybijany do podłogi komodą, gdyby Sheba sobie tego zażyczył.
Może było to głupie, ale umysł podsuwał mu na srebrnej tacy warianty, które go szczerze przerażały, do których nawet nie chciał się przyznawać, bo samemu sobie strzeliłby tym w kolano. I nim pierwsza z opcji wyrysowałaby się na tyle konkretnie, żeby nie mógł o niej zapomnieć nocami, odwrócił gwałtownie głowę na bok, uciekając od jego bliskości, oddechu, zapachu, paskudnego, miarowego, spokojnego bicia serca, a potem szybko wciągnął powietrze, kiedy Jinx wykonał nagły ruch, wypuszczając go z klatki.
Z sapnięciem oparł wtedy dłoń o zgnieciony nadgarstek i niemal był już pewien, że zostaną na nim brudne plamy siniaków. Przez chwilę z niedowierzaniem przyglądał się swojej ręce, jakby wcale nie należała do niego. W rzeczywistości przyswajał sobie słowa Sheby.
Był trzepnięty.
To jakiś psychiczny sadysta.
Białe włosy rzucały cień na jego oczy, które otwarły się tylko odrobinę, ale jak na jego standardy ─ i tak za dużo. O czym on w ogóle chrzanił? Co to w ogóle miało znaczyć?
Do diabła z nim...
Nie, Hiro. Nie posyłaj go do ojca.
Zamknął mocno powieki.
Sekunda, w której stracił stabilne podłoże.
Szarpnięciem popchnięto go naprzód, a on wyprostował się gwałtownie, gdy tylko nabrał równowagi. Uniósł głowę i wlepił beznamiętne spojrzenie prosto w twarz Hemofilii. Brwi nawet na moment się zmarszczyły, ale nie zareagował jakoś szczególnie. Odwrócił się do niej tyłem ─ głupi był, skoro tak lekceważył zagrożenie ─ i spojrzał wtedy na Shebę. Z jednej strony nie do końca docierało do niego, co właśnie zaszło w tym miejscu. Z drugiej przecież wiedział, że Jinx był nieobliczalny i prędzej własnymi rękoma wpakowałby go w paszczę lwa, niż pozwolił na oddanie pięciu jenów w przyszłym tygodniu.
Nie będę przystawał na twoje warunki.
Och, czyżby?
Tak, czyżby.
Zwilżył naprędce usta, nawet jeśli nie zaschło mu w gardle. Następny durny nawyk wyrobiony tylko po to, by stworzyć odpowiednie pozory.
Są beznadziejne. Lidka nie miała racji. Wcale się ciebie nie boję. A jednak stał wyprostowany, jakby połknął kija. Podporządkowujesz sobie innych siłą. Jesteś idiotą, nie władcą. Mam się słuchać idioty? Splunął w bok, nawet nieświadom, jak charakterystycznie musiało to wyglądać w jego wykonaniu.  Sam sobie ją rżnij. Nie gustuję w kurwach.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Obserwowała to wszystko. Nie wiedziała, czy Jinx był świadom jej obecności, ale nawet jeśli, nie zamierzała stąd uciekać, ponieważ jest trochę agresywny. Nie raz, nie dwa miała okazję widzieć go w takim stanie, a nawet i w gorszym. Dać mu w twarz, kiedy przesadzał, uspokoić go, gdy nadchodziła ta odpowiednia pora. Nie było to łatwe, ale nie a wykonalne. W końcu Hemofilia nigdy nie widziała rzeczy niemożliwych. To tylko wyobraźnia ograniczała pole widzenia na świat. Zależnie od tego, co Twój ptasi móżdżek Ci ubzdura, od zawsze na zawsze będziesz hardo w to wierzyć. Z małą szansą na to, że to kiedyś minie. To była rzeczywistość.
Bacznie przyglądała się zachowaniu Sheby. Nie wiedzieć dlaczego, ale kiedy był w takim stanie, można śmiało powiedzieć, że robiło jej się... Odchrząknęła. Tak po prostu wyglądał cholernie przystojnie. Nie dało się tego ukryć. Przygryzła dolną wargę, uśmiechając się do siebie. Była zadowolona. Lubiła patrzeć na podobne sytuacje, jakby coś takiego było jej cholernym fetyszem. Może było? Kto wie. Nigdy bezpośrednio komuś o tym nie mówiła. Ale dość często dało się wyłapać to w jej zachowaniu. Cierpienie innych, słodkie jęki rozpaczy - to ją nakręcało. Torturowanie było jej drugim imieniem. Mało osób o tym wiedziało, ale jeśli ktoś już wiedział, nigdy więcej nie chciał podpaść Amelii. U niej wyrozumiałość nie istniała. Nie znała litości, nawet dla tych najbliższych. Pierdolona sadystka.
Bawiła ją reakcja chłopaka, jego słowa. Był szczeniakiem, a udawał, że się nie bał. W każdej sekundzie może stracić życie, jednak on wytrwale pyskował. Może w ten sposób się bronił? Tego nie wiedziała. Jednak ona na jego miejscu siedziałaby cicho. Chociaż gdyby przyszło co do czego, sama szczekałaby jak porąbana. Niemniej, ona umiała się bić i obronić. Wątpiła, że chłopak posiadał takie umiejętności. A może ona po prostu go nie doceniała? Oj na pewno. Kolejny szczeniak, którego trzeba uporządkować do pionu - taki malował się jej obraz na aktualny moment. Niewyszczekana morda, która musi poczuć trochę wolności. Czekaj, zaraz. Przecież on nie mówił normalnie. Nawet nie dało radę uciąć mu języka, by zamilknął na wieki.
Prychnęła. Doprawdy dopiero teraz ją zauważył? Nie żeby przez to była już zniesmaczona na samym wstępie. Z jej gardła wydał się cichy, prawie niesłyszalny pomruk niezadowolenia, odbijając się ramieniem od framugi. Włosy luźno zwisały jej na prawym ramieniu, mozolnie podchodząc do Jinxa.
- Ty i zmarszczki? Nie żartuj sobie - chociaż fakt faktem, dawno jej tu nie było. Stanęła tuż naprzeciw mężczyzny, chcąc zacząć temat główny. Trochę się jej śpieszyło, dlatego mało trafnie Hiroki wylądował tuż przed jej osobą. Z początku delikatnie się uśmiechnęła, chcąc być dla niego sympatyczna. Chciała udawać, że nic takiego nie wdziała. Chciała udawać miłą chociaż przez te pięć minut. Nie minęła sekunda, a uroczy uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy. Dalsze słowa chłopaka sprawiły, że miała ochotę poderżnąć mu gardło. Pierdolony gówniarz. Nauczy się szanować dużo silniejszych od siebie.
Warknęła pod nosem. Złapała Hiroki'ego za szyję, wbijając w nią swoje smukłe palce. Paznokcie wbijały się w skórę chłopca, a silny ścisk powodował, że zaczęła go dusić. Tylko chwilę. Nie chciała od razu go zabijać ze względu na Jinx'a. W końcu to jego zabawka? Jego? A może Anemii? Tego nie wiedziała.
- Powtórz to jeszcze raz, szczeniaku. Równie wyraźnie co poprzednio - o ile jesteś wstanie - dokończyła w myślach, dopiero po dłuższej chwili puszczając chłopaka, nie zważając na to, czy Sheba uprzednio prosił ją oto, by go puściła. Zdenerwował ją, więc miała prawo do złości. A że reagowała bardzo gwałtownie, to już nie jej problem, a innych dookoła. To oni będą cierpień, nie ona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach