Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Zgodnie z przewidywaniami odgłos kroków stał się głośniejszy, aż w końcu drzwi otworzyły się. Lise odruchowo odchyliła się nieco ku oparciu kanapy, jakby te kilka centymetrów mogło ją usunąć z pola widzenia wchodzącego. Z nie do końca określonej przyczyny w obecności Jinxa wolała stawać się "niewidzialna", robić swoje bez zbytniego rzucania się w oczy. Tym razem się nie udało; ledwie gospodarz pojawił się w pomieszczeniu, Lise znalazła się na tapecie. Odkaszlnęła cicho, zasłaniając usta zwiniętą w pięść dłonią.
- Najgorsze w zasadzie mamy już za sobą. Gorączka minęła, temperatura jest tylko lekko podwyższona. Pozostałe objawy też już zelżały, chociaż przez podrażnione gardło może jeszcze przez jakiś czas kaszleć. Najlepiej, żeby mu jeszcze dawać na to szałwię i tymianek do płukania. - Gdyby tylko, jak za dawnych czasów, dało się je znaleźć w każdym przydomowym ogródku! - Tak czy inaczej, choroba ustąpiła - dokończyła, spoglądając pobieżnie na chłopca. W gruncie rzeczy dostał to, czego od niej chciał, a przy tym nie musiała naginać prawdy. Było raczej jasne, że jej pomoc nie będzie już dłużej potrzebna. Trzeba by było być naprawdę bardzo nadopiekuńczym, żeby jeszcze trzymać młodego pod stałym nadzorem lekarza. Mógł już spokojnie zacząć żyć jak zdrowy człowiek, wychodzić na świeże powiet-
- Zabierzesz nas do miasta.
Jasne brwi podskoczyły w wyrazie zdziwienia, odsłaniając równie zdumione błękitne oczy, teraz wlepione prosto w wymordowanego. Przez chwilę próbowała jeszcze wmówić sobie, że tylko żartował, a bardzo głupi sposób, ale że jednak nie mówił tego na serio. Kiedy jednak nie nastąpiło żadne wyjaśnienie, a wręcz przeciwnie, na kilka sekund w mózgu anielicy nastąpiło zwarcie. Uchyliła usta, zamierzając coś powiedzieć, jednak jeszcze parę uderzeń serca minęło, nim spomiędzy warg wydostały się słowa.
- Ch-chciałabym pomóc, ale chyba nie mogę... - zaczęła niepewnie, krążąc wzrokiem od Jinxa do Hirokiego i z powrotem. - To znaczy, nie znam innego w miarę bezpiecznego przejścia do miasta niż tunele, a przez te nie mogę ot, tak przeprowadzać ludzi z zewnątrz. - Zaplotła dłonie razem, nerwowo poruszając palcami. Pomogłaby chętnie, nawet gdyby nie proponowano jej za to żadnej zapłaty. Nie byłoby dla niej wielkim problemem przeprowadzić kogoś do miasta, gdyby nie wymagało to od niej naruszenia bezpieczeństwa Łowców. Bądź co bądź nawet jeśli spędzała dużo czasu poza podziemiem, nie mogłaby tak po prostu zawieść zaufania, którym obdarzono ją jako członkinię organizacji. Dla każdego Łowcy było jasne, że położenie wejść i układ podziemnych tuneli jest ścisłą tajemnicą, a jej niedochowanie mogło doprowadzić do całkowitej klęski rebeliantów. Wystarczyło tylko, by pewne konkretne informacje doszły do niewłaściwych osób i budowana setkami lat organizacja ległaby w gruzach. Jinx mógł nie wyglądać na współpracownika S.SPEC, ale nie należał także do grona osób zaufanych. W gruncie rzeczy Lise nie miała żadnych podstaw do tego, by zaryzykować. Nawet wpuszczenie do siedziby sojuszników z DOGS wymagało zezwolenia ze strony wyższej instancji i było obudowane pewnymi procedurami. Jakkolwiek chciałaby okazać się pomocna, wcale nie było to takie proste. Złapała wewnętrzną stronę policzka między zęby, opuszczając wzrok na podłogę. Bolesna prawda była taka, że niestety nie dało się uszczęśliwić wszystkich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

”Choroba ustąpiła”
I tyle potrzebował wiedzieć. Domyślał się, że szczeniak musi jeszcze odpoczywać, ale przynajmniej zniknęło zagrożenie życia, to raz, a dwa, wreszcie zaczął kontaktować z otaczającą go rzeczywistością. I można było komunikować się z nim, co nie ukrywając, ostatnimi miesiącami było dość upierdliwe. A co to za zabawa, kiedy droczysz się ze śliniącym się downem? No więc właśnie, żadna.
- Jesteś Łowcą. A Łowcy mają sojusz z DOGS. – powiedział z nutą znudzenia, zdając sobie sprawę, że marzy o długim śnie, bez jakiegokolwiek przeszkadzania mu. Kiedy ostatnio mógł się wyspać?
- Powiedzmy, że jestem z Psów. Jeżeli sama się boisz, daj mi kontakt z innym Łowcą. Resztę mogę sam załatwić. – naciskał nadal, przypominając jej tym samym, że tak łatwo nie odpuści i że to nie była prośba. Dla niego nie miało znaczenia jaki Łowca ułatwi mu dojście do miasta. W przeszłości zdarzało mu się już korzystać z usług rebeliantów, i nie zamierzał ryzykować tym razem przełażenia przez jedną z wyrw, zwłaszcza, że będzie z nim Shiro. Może inaczej wyglądałoby to, gdyby postanowił udać się sam, jak do tej pory, ale teraz….
Wzrok wreszcie oderwał się od delikatnego oblicza anielicy, tylko po to, by skupić się na chłopaku i jego zaskoczeniu.
- Ale żeby było jasne, młody. Zabiorę cię ze sobą tylko pod jednym warunkiem. Cokolwiek by się nie działo, chodzisz wszędzie za mną i trzymasz się mnie jak rzep psiego ogona. Inaczej skręcę ci kark. Słuchasz każdego mojego słowa. Wykonujesz każde moje polecenie. A jeżeli nas złapią, to skręcę ci kark. – słowa mogły wydawać się dość szorstkie, ale Jinx wiedział, co by się stało, gdyby wpadli w łapy SPEC. O ile Sheba możliwe, że jakoś by przetrwał, tak z wrażliwym jasnowłosym sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej. Skręcenie karku było wręcz aktem litości w porównaniu z tym, co na niego czekało w laboratorium.
- Jesteś teraz dzieckiem Desperacji. Musisz o tym pamiętać. – skwitował i usiadł ciężko obok niego, kładąc dłoń na swoim karku i zaczął go masować. Nie czuł potrzeby wyjaśnienia po co zamierza udać się za mury. Nie ufał jej. Mogła być sobie Łowcą, i do tego aniołem, ale wciąż jej nie ufał. Istoty poruszające się po Desperacji były różne, ale Jinx nauczył się, że nie może nikomu ufać.
- Jak będziesz mógł się ruszać, pokaż ci kilka sztuczek, mały. A ty – obrócił głowę na tyle, by spojrzeć z uwagą na dziewczynę.
- Jesteś wolna, ale najpierw chcę ten numer. Chociaż nie, zostaniesz jeszcze na parę dni, powiedzmy, cztery, żeby się upewnić, że nie będę musiał go zakopywać w ziemi. – odchylił głowę w tył i przymknął oczy, czują pulsujące zmęczenie w skroniach.
Spać
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

 Wyrwał się ze stuporu po zdecydowanie zbyt długiej przerwie, w czasie której nieruchomo wpatrywał się w Jinxa, jakby do ostatniej sekundy był przekonany, że ten wybuchnie śmiechem albo, co bardziej prawdopodobne, że nagle wykrzywi twarz w wyrazie z cyklu: „no, mały, chyba się nie spodziewałeś, że mówię prawdę?” — ale nic takiego nie miało miejsca. To chyba niemożliwe, żeby perspektywa znalezienia się w mieście (w świecie z matką, i z ciepłym prysznicem, i jedzeniem aż żołądek nie będzie nadążał z trawieniem) była tak realna?
 Hiroki nic nie mówił i praktycznie nic nie robił podczas rozmowy Jinxa z Liselotte. Opuścił tylko dłoń przytrzymującą jabłko i wbił tępe spojrzenie w wilgotną od soku owocu rękę. Palce już lekko mu się lepiły i jeżeli lada moment ich nie obliże, nieprzyjemne uczucie pozostanie; teraz nie był jednak w stanie zakrzątać sobie tym głowy.
 Miasto? Tak po prostu tam pójść? Po tylu miesiącach spędzonych w burdelu, pod nadzorem Sheby albo Jaspera? Codziennie mijał skąpo ubrane kobiety i wpatrywał się w przemoc stosowaną wobec niestosujących się do zasad klientów... i to wszystko po to, by przypadkowa dziewczyna miała ich zabrać do domu?
 „Ale chyba nie mogę...”.
 Ramiona drgnęły gwałtownie, ale twarz nie zmieniła wyrazu, choć każdy inny osobnik na pewno zacisnąłby szczęki, aby pohamować resztę emocji targających ciałem. Nie potrafił co prawda stłumić w sobie tego nagłego zrywu, ale pozostałe nie stanowiły większych problemów — nie zamknął powiek, nie zacisnął ust i nie pozwolił napiąć się żadnemu innemu mięśniowi. Przecież był na to przygotowany. Bo tak, to było jasne od początku, więc czego się w ogóle spodziewał? Że Liselotte radośnie przyklaszcze pomysłowi i zaprowadzi ich prosto na ulicę główną? Albo jeszcze lepiej — zawiezie tam autem?
 Absurdalne.
 Nie rozumiał więc, dlaczego Sheba dalej naciskał.
Może mu się znudziłem, przemknęło mu bezlitośnie przez myśl i było to chyba najbliższe prawdzie — co innego mógł chcieć zrobić szef takiego przytułku, jak nie oddać dzieciaka w ręce kogoś innego?
 Mimo żółci napływającej mu do ust, dalej słuchał rozmowy, a kiedy Jinx zwrócił się bezpośrednio do niego, gardło zacisnęło się dwa razy mocniej. Krtań miał już zmiażdżoną na amen i tylko cudem udało mu się rozchylić usta, żeby poruszyć nimi na kształt słów:
Powtórzyłeś się.
 I jeżeli myśli mogą zabrzmieć zachrypnięcie, to te, które „wysłał” do umysłu Jinxa i Lilo, takie właśnie były — zdarte wielomiesięcznym krzykiem i płaczem, obdrapane przez błagania, aż wreszcie stępione przez ciszę, przez tak uparte milczenie, że przestały dobrze funkcjonować, bo zapomniały, jak odgrywać swoją rolę. Najbardziej jednak zastanawiała ta upartość drugiego wymordowanego — że mimo odmowy nie brał pod uwagę zostania tutaj.
 Shirouyate przymrużył nieco ślepia, aż jego twarz nabrała niemalże znudzony wyraz — Jinx był zawzięty i jeżeli chciał pójść do Miasta, jeżeli chciał tam oddać go w cudze ręce albo zrobić cokolwiek innego, to dokona tego z pomocą Liselotte albo bez niej. Jeżeli będzie trzeba zburzy mur otaczający utopię lub przemknie się tunelami podziemnymi naruszając wszelkie przyjęte normy — po prostu dopnie swego. Hiroki co do tego nie miał żadnych wątpliwości tak samo, jak wiedział, że musi przytaknąć na jego kolejne słowa.
 „Pokażę ci kilka sztuczek, mały”.
 Więc przytaknął posłusznie i kiedy wydawało się, że pozostanie całkowicie bierny aż do samego finiszu, uniósł nagle spojrzenie, nie podnosząc jednak brody — prawie tak, jakby spojrzał na Shebę spod byka. Uniósł wtedy wolną rękę i oparł ją lekko, prawie niewyczuwalnie, na napiętych mięśniach przedramienia ciemnowłosego. Sam był odrętwiały i wciąż nieco otumaniony po chorobie (po wielu dniach spędzonych na zbijaniu gorączki i śnie), ale przechylił się do przodu i ignorując dudnienie w czaszce przybliżył twarz do ucha Jinxa.
Pozwól jej odejść, szept, jakim się posłużył, mimo subtelności, słyszalny był przez każdego w pomieszczeniu — przez Lilo więc także. Czuję się dobrze. Bardzo. Krótka pauza, w czasie której zabrał rękę i oparł ją z powrotem na swoich udach. Tobie bardziej przyda się sen.
 Chciał dodać coś jeszcze, ale wydało mu się to nagle głupie i dziecinne. Natychmiast się odsunął.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

- Powiedzmy - powtórzyła po wymordowanym, mrużąc nieznacznie oczy. - Decyzja nie należy do mnie. Mogę cię skontaktować z kimś, kto jest na miejscu i się tym zajmie...
Urwała na moment, popadając w zamyślenie. Nie było jej w podziemiach od dobrego miesiąca i tak właściwie nie mogła mieć pewności, kto powinien tam teraz przebywać. Mogła strzelać na ślepo jeśli chodzi o medyków, którzy raczej trzymali się siedziby, jednak im wolała nie zawracać głowy. I tak pewnie mieli pełne ręce roboty, kiedy zabrakło Lise i jej diagnostycznej mocy. Niby taka błahostka, a bardzo usprawniała pracę szpitala i pozwalała już i tak zapracowanym po uszy lekarzom nieco odetchnąć. Chorych i rannych nigdy u Łowców nie brakowało, co do tego nie było wątpliwości.
Przeskoczyła wzrokiem na ścianę, w myślach nadal przeglądając najbliżej sobie znane osoby z organizacji. Nagle coś jakby kliknęło - a może to była jej wyobraźnia - i pomiędzy dziesiątkami imion wybiło się jedno.
- Mogę cię skontaktować z Angel. Ona albo załatwi, co trzeba, albo będzie wiedziała, komu najlepiej przekazać sprawę - stwierdziła wreszcie. Nie były co prawda jakoś blisko z łowczynią, jednak przekonała się już, że pod względem rzetelności można na niej polegać. Dziewczyna mimo bycia w dole rebelianckiej hierarchii traktowała swoje obowiązki z należytą odpowiedzialnością i nie trzeba się było martwić, że nagle wszystkie inne sprawy będą dla niej ważniejsze. Dlatego właśnie to jej numer podała Jinxowi, nie musząc się martwić, że łowczyni będzie jej to miała za złe. W razie jakiegoś nieporozumienia sama jej wszystko wytłumaczy przy najbliższej okazji.
Spojrzała badawczo na właściciela burdelu. Od dobrych kilku dni miała dziwne wewnętrzne przeczucie, że może i jemu powinna pomóc. Silniejsze od niego było jednak przekonanie, że mężczyzna nigdy na to nie pozwoli. Nie wyobrażała sobie, żeby siedział grzecznie i czekał, aż jakaś bądź co bądź obca anielica wyciągnie sobie z jego mózgu informacje o wszystkich nękających dolegliwościach. Gdyby nie oponował, może nawet w byłaby w stanie coś poradzić, ale na to raczej nie było szans. Nie śmiała nawet pytać, stuprocentowo pewna odpowiedzi. Czasem misję ratowania świata trzeba odstawić na bok, gdy w grę wchodzi własne bezpieczeństwo.
- Nie wątpię, że zadbasz o zdrowie i bezpieczeństwo Shiro. - Zerknęła przelotnie na chłopca, który wciąż wszystkimi siłami próbował dopiąć swego. Godna podziwu determinacja, szczególnie przy tak nikłym wsparciu z zewnątrz. - Pamiętaj tylko, żeby zadbać też o siebie. Bez ciebie ciężko mu będzie na zewnątrz, a już szczególnie w mieście.
Bo czasem trzeba zaryzykować własną skórę, kiedy na szali jest postawione życie i zdrowie drugiej osoby. Chciałaby wierzyć, że Hiroki doskonale sobie poradzi w warunkach Desperacji, ale byłaby to z jej strony ogromna naiwność. Przynajmniej w najbliższym czasie będzie potrzebował pomocy, dobrze by więc było, by ten samozwańczy opiekun też pozostał w jednym kawałku.


Ostatnio zmieniony przez Lilo dnia 04.10.17 23:06, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla niego to było bez większego znaczenia, kto przerzuci ich za mury miasta. Mogła to być anielica, ale równie dobrze jakiś hydraulik z kanałów. Ktokolwiek. Dlatego też bez zbędnych słów spisał podanych przez jasnowłosą numer i skinął głową, odrzucając niedbale telefon na stolik.
- Może być. – mruknął leniwie, zamierzając ją odprawić gdzieś, by zajęła się póki co swoimi sprawami, aż o wieczoru, kiedy będzie musiała wrócić I sprawdzić stan Hiro. Skrzywił się nieznacznie na jej pouczanie co do dbania o siebie. Nie musiała tego mówić akurat jemu. W przeciwieństwie do wielu osób w burdelu, Sheba nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek wtedy, kiedy tego chciał czy też kiedy jego organizm wyraźnie się tego domagał. Miał swoje obowiązki, których nie mógł powierzyć innym osobom. Nawet tym zaufanym…
Zaufanym, huh? Czy tak naprawę ufał komukolwiek? Otaczał się różnymi osobami. Różne osoby przysięgały lojalność i oddanie, a prawda była taka, że tutaj na Desperacji wszyscy byli przekupni. Każdego można było kupić, jeżeli tylko miało się ku temu odpowiednie środki. Tak się złożyło, że póki co dysponował tym, ale wszystko miało swój umiar.
”Pozwól jej odejść”
Odwrócił głowę piorunując dzieciaka spojrzeniem, które samo w sobie mówiło „co ty pieprzysz”. Ale nie odezwał się. Wpatrywał się w niego przez dłużące sekundy, zdające się ciągnąc w nieskończoność, aż wreszcie westchnął ciężko i machnął ręką, jakby odganiał od siebie jakąś naprawę upierdliwą muchą.
- Cokolwiek. – mruknął pod nosem, przechylając głowę lekko w bok.
- Jesteś wolna. Jesteśmy kwita – żadnego dziękuję, ani nic. Nie czuł wewnętrzne potrzeby. Uważał, że to był wręcz obowiązek dziewczyny pomóc chłopakowi w ramach odpłaty za to, co nawywijała. Prawda była taka, że gdyby nie ona, cała ta chora sytuacja ze Stevem nie miałaby miejsca. Ale swój dług spłaciła.
Chociaż dotknięcie Hiro było ledwo wyczuwalne, jakby jakiś nic nie znaczący paproch go musnął, Jinx pochwycił drobny nadgarstek nim ten zdążyło go zabrać. Nie ścisnął go mocno, ale trzymał pewnie, na tyle, by zbyt łatwo nie wyślizgnął się. Pochylił lekko głowę, jednocześnie unosząc wysoko kąciki ust, wykrzywiając wargi w uśmiechu i wysunął koniuszek języka, którym leniwie i niespiesznie przesunął po lepkiej skórze młodszego wymordowanego, zlizując krople jabłkowego soku.
- Kwaśne, heh. – powiedział cicho łaskocząc go swoim ciepłym oddechem. A potem nagle go puścił, odwrócił się i przechylił w tył, kładąc głowę na jego udach, przymykając jednocześnie oczy.
- Chyba masz rację, zdrzemnę się. – i jakby na potwierdzenie swoich słów, ziewnął szeroko, nie kwapiąc się nawet, by zakryć swoje usta.
- Jak twoje moce? Ruszyło coś w tym kierunku?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

 Czuł na sobie przeszywające spojrzenie Sheby, jakby co najmniej zyskało na materialności i uformowało się na kształt długiego, cienkiego pręta, który z każdą kolejną sekundą coraz mocniej wciskał się w skórę, mięśnie, kości, duszę... Powieki Hirokiego nie drgnęły, choć wewnątrz nieco jedna ze strun została ruszona; zdawał sobie doskonale sprawę, że nie wytrzymałby tak długo w bezruchu, gdyby odważył się podnieść oczy i wbić je w twarz właściciela burdelu. To nie pierwszy raz, gdy Jinx starał się go ubić nie podnosząc choćby palca i być może dlatego Shirouyate był teraz na to przygotowany; wiedział co robić.
 Na pewno wiedział to bardziej niż w chwili, w której nie mógł cofnąć dłoni.
 Zachował pełen spokój, kiedy ciepły język przylgnął do wnętrza jego ręki; palce trzymał zaskakująco luźno jak na dziwaczność tej sytuacji, ale w duchu przyznawał sam przed sobą, że długo pracował, by uzyskać podobny, beznamiętny efekt.
 Ciemnowłosego nie dawało się rozgryźć, przynajmniej jeszcze nie, dlatego głupotą byłoby uznać, że wiedział, co robić, by go nie rozdrażnić; miał jednak na tyle dużo samozaparcia, aby nie wyszarpnąć nadgarstka ze stalowego uścisku i nie sprzeczać się na dotyk, który niekoniecznie miał okazać się przyjemny.
 Podniósł jednak spojrzenie.
 Przekierował je wpierw na Jina; film wtedy jakby spowolnił i Hiroki widział bardzo wyraźnie jak różowy język przeciska się przez rozcapierzone palce; a potem oczy przesunęły się na bok i szare tęczówki utkwione zostały w Lilo.
Idź już.
 Jak to musiało wyglądać z jej perspektywy? Jak sam zareagowałby jeszcze dwa lata temu, gdyby zobaczył taki obrazek? Stary dziad bez krzty zażenowania wykonujący tak lubieżne ruchy wobec kogoś, kto zdaje się być do tego w pełni przyzwyczajony — kogoś, kto wizualnie ledwo przekroczył „prawny” wiek.
 Byłbyś zgorszony?
 Hiroki zacisnął leciutko zęby, gdy jego podświadomość postanowiła się do niego odezwać. Czy byłby zgorszony widząc coś takiego? Do diabła, pewnie nawet jemu szczęka by opadła. Zresztą, byłby wtedy wściekły. Wściekły na faceta, że wykorzystuje swoją pozycję, siłę i charyzmę i na dzieciaka, że pozwolił zrobić z siebie zabawkę. Że stał się posłuszny, ponieważ nie był wystarczająco wyhartowany, aby walczyć o swoje.
 Ale teraz?
 Teraz opuścił z powrotem rękę i mimo nieprzyjemnej wilgoci wyczuwalnej na jej wnętrzu nie otarł o koc. Pozwolił też Jinxowi oprzeć się o swoje uda, kładąc palce tuż przy jego głowie. Odłożył nadgryziony owoc na półkę przy kanapie i ostatni raz spojrzał na anielicę.
Znajdę cię gdzieś? — myśl była delikatna, jakby umysł musnęło piórko. Hiroki nie rozwinął jej i wyglądało na to, że nie miał zamiaru. Może po prostu nie mógł albo...
 — Jak twoje moce? Ruszyło coś w tym kierunku?
Nie. Obawiam się, że nie mam czegoś takiego.
 I chwała bogom. To wciąż było zbyt dziwne.
 Zbyt nierealne, nie?
Odpocznij. Tym razem ja cię popilnuję.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Skinęła głową, przybierając na twarz wyraz zdecydowanie neutralny. Nie spodziewała się wdzięczności, podziękowań, w zasadzie nawet minimum uwagi było rzadkością w relacji między tą dwójką. Wystarczyło kilka dni egzystowania w tym samym budynku, by Liselotte przyzwyczaiła się zupełnie do takiego traktowania. W pewnym sensie nawet nie miała nic przeciwko temu; przynajmniej nie słyszała żadnych nieszczerych słów, które wcale nie były jej potrzebne, by dobrze wykonywać swoje zadanie. Ogólnie rzecz biorąc mogła być z siebie zadowolona. Bądź co bądź udało jej się wyprowadzić chłopca z naprawdę nieciekawego stadium choroby, która w tylko nieco gorszych warunkach zabiłaby go szybko i dość boleśnie. Jako, że zawsze starała się dostrzegać w życiu pozytywne strony, obecnie skupiona była na szczęśliwym przedłużeniu jednego życia.
"Idź już"
Całej scenie przyglądała się bez żadnej szczególnej reakcji. Czasami rzucała się na ratunek pokrzywdzonych, czasem walczyła o lepszy świat, ale w tym przypadku wiedziała aż za dobrze, jaki byłby rezultat. Bezpieczniej dla wszystkich było dać sobie spokój. W końcu nawet dobre, szczere rady prosto z serca spotykały się tylko ze skrzywioną miną i pewnie niezbyt pochlebnymi myślami. Nie, tutaj i tak nie miała już nic więcej do zdziałania.
- Tak, pójdę już - stwierdziła cicho, wstając ze swojego miejsca. Rozejrzała się pobieżnie i zaczęła uważnie zbierać swoje rzeczy, schludnie ułożone w jednym miejscu. Nie chowała wszystkiego za każdym razem, póki i tak nie mogła się ruszać poza teren burdelu, jednak utrzymywała wszystko w należytym porządku. Zgarnięcie swojej apteczki i kilku szpejków do torby zajęło mniej niż minutę. Zarzuciła szelki od plecaka na ramiona i po raz ostatni spojrzała w stronę swojego byłego już pacjenta i jego osobliwego opiekuna.
- Gdybym mogła jeszcze pomóc... Betty wie, gdzie i przez kogo mnie szukać - rzuciła lakonicznie. Może gdyby pożegnanie było kierowane tylko do Hirokiego, zdecydowałaby się na kilka zdań więcej. Właściwie to chciała mimo wszystko powiedzieć, że ma nadzieję na kolejne spotkanie w lepszych okolicznościach. Że życzy mu jak najlepiej. Że w niego wierzy. Powstrzymała się jednak i bez żadnych dalszych ceregieli skierowała się do drzwi. Dalej już tylko droga korytarzem, tym razem na szczęście bez żadnych przygód, wyjście na zewnątrz i spokojny spacer ku kolejnej przygodzie.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ponoć każde zwierzę można przywiązać. Nie oswoić czy też wytrenować, ale przywiązać. Coś musiało w tym być, skoro pozwalał, by dzieciak skutecznie potrafił go usadzić. Albo po prostu pozwalał mu na to? Bez względu na przyczynę, Jinx w żaden sposób nie protestował i negował jego propozycję, żeby się przespał. Wymordowany miał jedną zasadę. Nigdy nie pozwalać sobie na głęboki sen w towarzystwie innych osób. Nawet, jeżeli spędzał upojne chwile w towarzystwie jakiejś kobiety, to ostatecznie albo ją po wszystkim wypraszał, albo przełączał się na tryb czuwania do rana. Desperacja była niebezpieczna. A Jinx miał zbyt wielu wrogów, by pozwolić sobie na chwile słabości i utraty pełnej kontroli oraz świadomości.
Ale przy nim było inaczej.
Przy nim mógł pozwolić sobie na sen, choć przecież był okryty i obnażony. Wystarczyło, by udał się w objęcia Morfeusza, i Hiroki z łatwością mógł poderżnąć mu gardło. Zresztą, sam wepchnął mu kiedyś nóż do rąk. A jednak odsłaniał się przed nim. Może podświadomie zapraszało do tego, by Hiroki sam sięgnął po swoją wolność, którą odebrał mu Sheba. Wszakże szukał bodźców, które skutecznie pobudziłyby go i sprawiły, że poczułby na nowo smak życia i niebezpieczeństwa.
- Kiepsko. – odezwał się wreszcie, uchylając jedną powiekę i spoglądając na niego z dołu. - Jedną moc dość szybko odkryłeś. Martwi mnie, że przez cały ten czas z drugą jest problem. – na jego twarzy przez moment pojawił się cień grymasu. Pomimo tylu lat, sam wciąż pamiętał swój przypadek. Moce towarzyszyły mu właściwie od samego początku. Bolesne, nieokiełznane, nieprzewidywalne. Wtedy nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu wytłumaczyć co się dzieje z jego ciałem i jak na tym zapanować. Hiro miał w tym przypadku o wiele łatwiej. A jednak, jego zdolności wciąż pozostawały zagadką.
- Może pod wpływem silnych emocji coś ruszy. Zobaczymy. – uniósł dłoń i potarł lekko kciukiem ciemną plamę przy jego lewym oku.
- Nim wyruszymy do miasta, będziemy musieli to przykryć. Gdyby ktokolwiek to ujrzał, od razu domyśliłby się, że jesteś spoza muru. Powiedz, Hiro… Czy jest jakieś miejsce w mieście, które chciałbyś odwiedzić?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

 Brak Lilo nie wywołał u niego żadnych emocji, chociaż zdecydowanie powinien; była mu bardzo przychylna i jak nikt tutaj starała się pomóc, aby jeszcze trochę podychał na ziemskim padole. Choroba miała jednak swój udział w jego reakcjach; wciąż był nieco otępiały, obolały i zdrętwiały fizycznie, dlatego jedyne, do czego się zmusił, to zapamiętanie paru informacji.
 Betty jest istotna. Ona i...
 „... jest jakieś miejsce w mieście, które chciałbyś odwiedzić?”
Dom.
 To takie oczywiste, ale nic nie mógł na to poradzić. Targnęły nim wspomnienia, które tak usilnie dusił przez ostatnie lata... bo chyba minęły lata? Zdał sobie nagle sprawę z tego, że traci rachubę; wszystkie dni zlewały mu się w całość. Przecież zabroniono mu wychodzić. Ostatni raz, gdy był na zewnątrz, przypadał w dniu ich pierwszego spotkania — to był sam środek zimy. Ile pór roku minęło od tamtego momentu? Dwie? Siedem? Dziesięć?
 Shirouyate spojrzał beznamiętnie na swoje palce. Może były czarne, bo tkanka obumarła przez tamten mróz?
 Ale mógł nimi ruszać.
 Tak, niby tak, ale jak inaczej to wytłumaczyć?
Mutacja, pomyślał mimowolnie. Nie, nie, nie. To głupie. Jaka znowu mutacja? Jakie zmiany?
 Dopuszczenie do siebie wersji Sheby było niemożliwe, w końcu kto by uwierzył w coś tak nieludzkiego? Nie wspominając o tym, że gdyby te... te mutacje miały miejsce, to Hirki dawno ujrzałby któryś z „wybryków natury” na własne oczy, racja?
Przecież nie wychodzę z pokoju Sheby. Prawie w ogóle. Od dawna stały kontakt mam tylko z nim...
 Westchnął cicho, wręcz niemo, pozwalając, by klatka piersiowa uniosła się, a potem niespiesznie opadła. Miał dość tego tematu, ale bardziej irytował fakt, że sam sobie stawiał kolejne niewygodne pytania. Przez to stabilne podłoże zamieniło się w lód, a ognista pewność Jinxa we własne słowa tylko bardziej go topiła. Lada moment rozlegnie się pierwszy trzask słabnącego tworzywa...
 Nagle powieki Hirokiego drgnęły.
Pamiętasz tamtą zimę?, zapytał umysł, co Hirokiemu wcale nie wydawało się takie dziwne. Oswoił się już z ewentualnością, która zakładała obecność „czegoś” w jego umyśle — już jako dzieciak słyszał, że z samotności ludzie wariują; zaczynają mówić sami do siebie, nierzadko naprawdę słysząc jakiś głos w głowie, dlatego teraz zachował się spokojnie. Usłyszał głos, wielka mi rzecz. I tak długo trzymał się przy zdrowych zmysłach.
 „Nie każ mi czekać, Hiro. Przecież wiesz, że nie mamy czasu”.
 Mięśnie chłopca napięły się, ale twarz pozostała bez wyrazu. Wpatrywał się tępo przed siebie, próbując wyrzucić z pamięci ten jeden kadr, jednak głoś wciąż i wciąż powtarzał te same słowa, te dwa niedługie zdania i jasnowłosy wkrótce doznał uczucia, jakby konkretna postać stała tuż za nim i pochylona, z uśmiechem — TYM UŚMIECHEM — na ustach wypowiadała te słowa szeptem.
 „Nie każ mi czekać”.
 Ocknął się sekundę później, zaciskając mocno powieki. Wszystko za sprawą dotyku. Przywykł do niego — nie miał wyboru. Teraz również się nie odsunął, chociaż wszystko wewnątrz wrzeszczało, aby to zrobił. Aby odtrącił dłoń i zrzucił go ze swoich kolan. Aby oddalił się w bezpieczne miejsce, aby...
Jest... plac zabaw. Dość stary i... — składał nieskładnie myśli, plącząc się w wyjaśnieniach. Minęło wrażenie, że ktoś za nim stoi, jednak poczucie zagrożenia wciąż było wysokie. Chyba tam chciałbym pójść, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Niedawno mówiłeś, że miasto jest nieprzyjazne. Że nie mogę tam wrócić, a teraz...
Teraz karmisz mnie nadzieją.
 A przydałoby się, aby został nakarmiony czymś innymi — ubrania co prawda zawsze na nim wisiały, ale teraz był skórą i kośćmi. Policzenie wszystkich kostek kręgosłupa nie stanowiłoby żadnego wyzwania, nie wspominając o żebrach; wystawały mu też kości bioder, policzkowe i obojczyki. Ważył ledwie trzydzieści kilogramów — bo choroba go wyniszczyła. Ledwo był w stanie usiedzieć, co tu mówić o długiej podróży.
 Ale perspektywa znalezienia się w mieście...
Tam bym wyzdrowiał. Uchylił powieki, wbijając wzrok w ścianę. Tam na pewno...
Śpij już, Sheba.

zt x 2
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Koszmarne demony przyszły jak zawsze. Niespodziewanie.
Długie i cienkie palce oplatały jego ciało, zatapiając w tkance pazury rozrywając ją, rozdzierając, wkradając się coraz głębiej. Obnażył ostre kły, a z gardła wydobyło się warknięcie, kiedy jego ciało nie chciało nawet drgnąć. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, buntując się jak nastolatek, który nie chciał słuchać dobrych rad swych rodziców.
Nie mógł się odwrócić, choć czuł, że za nim stoi. Uśmiecha się obrzydliwie, nienaturalnie, karykaturalnie. Jej oblicze, które niegdyś uważał za idealne, teraz przypominało krzywą mozaikę a czarne niczym węgiel oczy świdrowały go na wylot, paliły jego skórę. Nie widział jej, stał przecież tyłem do niej, a mimo to wiedział doskonale, co ujrzałby, gdyby udało mu się odwrócić.
- Wiesz, że zawsze będę przy tobie? Nawet jeżeli za wszelką cenę próbujesz się mnie pozbyć ze swej głowy. Ile to minęło? Ile to już setek lat walczysz ze mną? - wyszeptała do jego ucha wlewając do środka słodko-kwaśny jad, który palił jego trzewia żywym ogniem.
- Jesteś taki sam jak ja. Przecież wiesz. Doskonale to wiesz. Moja krew płynie w twoich żyłach. Niczym się nie różnimy. Też zrobisz wszystko, byleby przetrwać. Nawet poświęcisz najbliższych. Czego tak kurczowo się trzymasz? Zdrowego rozsądku? Życie? Kłamstwa, którym karmisz się każdego dnia? - zachichotała, a mężczyzna zacisnął usta w wąską linię. Nie odpowiedział. Nawet jakby chciał, to jego gardło wypełniał piasek, który dusił go wraz z każdym słowem, które usilnie próbowało wydostać się na zewnątrz.
- Jesteś bezlitosny i okrutny. Okradałeś dłużników z ich żon, kochanek, matek i córek. A potem sprzedawałeś tym obleśnym świniom na Desperacji, Jinx. - zaśmiał się Grow, kładąc brodę na jego ramieniu i obejmując go w pasie niemalże niczym kochanek spragniony bliskości swej kochanki.
- Nie jesteś w żaden sposób lepszy od nich. Każdy ma swoje wartości. Ty też. Dlaczego więc tak usilnie próbujesz się wybielić? Usprawiedliwić? Zgrywać tego dobrego na Desperacji? - Grow uściskał go jeszcze mocniej, a usta Sheby wykrzywiły się w coraz to większym uśmiechu.
- Wybielić? Nie rozśmieszaj mnie. Ja jestem najgorszy. - wreszcie odpowiedział, odwracając się gwałtownie i wyciągnął dłonie przed sobą, zaciskając palce na drobnym gardle Hirokiego.
- Znowu używasz siły. Nie walcz ze mną. Nie jestem twoim wrogiem. - zapytał chłopak, powoli poruszając drobnymi ustami. Uniósł wychudzone dłonie i położył je na przedramionach wymordowanego.
- Obudź się, Sheba. - krzyknął a świat dookoła mężczyzny zaczął się rozpadać jak pęknięta szyba.

Gwałtowne, wręcz charkliwe warczenie przecięło panującą ciszę w pokoju, łóżko boleśnie skrzypnęło kiedy poziom E przekręcił się gwałtownie i z krzykiem przygniótł chłopaka do łóżka zaciskając dłonie na jego gardle.
Obudził się.
Jak przez mgłę widział drobne ciało pod sobą, szare włosy rozsypane na ciemnej poduszce, bezbarwne spojrzenie. Uścisk rozluźnił się, powoli puszczając szyję chłopca, opierając się na dłoniach dookoła jego głowy. Oddychał szybko, nieregularnie, na skroniach zalśniły krople potu, bandaż zasłaniający oko poluzował się, niemalże zsuwając się z jego twarzy.
Obudź się, Sheba.
Obudził się. Usta drgnęły uśmiechając się cierpiętniczo.
- Jesteś prawdziwy czy kolejną senną zmorą? - zapytał ochryple, pochylając się nad nim, wtulając twarz w zagięciu jego drobnej szyi. Był ciepły. Żywy. Prawdziwy.
- Znowu znikniesz. Rozpłyniesz się jak poranna mgła. Znowu będę cię szukał, a gdy stracę nadzieję - znowu się pojawisz. - zaśmiał się cicho, bezbarwnie.
- Dlaczego jesteś dla mnie tak okrutny?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

  Jakby nic nie ważył. Jakby świat fizyki nie miał prawa bytu w tym pokoju. Jeden ruch, którego nawet nie zarejestrowały oczy, a ciało Hirokiego leżało w poduszkach i pościelach, przygniatane dłońmi o wadze głazu. Jasne, cienkie wargi chłopca drgnęły, ale spomiędzy nich nie wydobył się żaden dźwięk – nie było jęku, stęknięcia, ani ostatniego, choćby najkrótszego zaczerpnięcia tchu. Silne palce oplotły się dookoła chudej szyi, kciuki wbiły w jabłko Adama, odcinając tlen, a on nie krzyknął po pomoc, jakby nie miał sił nawet na to, aby błagać o litość.
  Leżał nieruchomo tuż pod nim, ze srebrnymi pierścieniami tęczówek ciasno oplatających rozszerzone, czarne źrenice. Wzrok utkwiony w Shebie był nie do odgadnięcia. Brzydził się nim? Bał się go?
  Nie czuł niczego?
  Nagle morderczy uchwyt osłabł; ścianki gardła rozchyliły się jak pęk kwiatu i świsnęło powietrze wciągane do płuc. Chuderlawa klatka piersiowa uniosła się gwałtownie akurat w chwili, w której włosy Jinxa załaskotały w podbródek, zsunęły się niżej – aż na szyję. Dokładnie tam, gdzie przed sekundą...
Spokojnie... – Hiroki nie mógł mu tego powiedzieć. Głos nie wrócił, ale po zażyciu lekarstwa, które trzymał na samym środku blatu nocnej szafki, czuł się zdecydowanie lepiej. Tylko dzięki temu był w stanie unieść dłoń i leniwym ruchem przeciągnąć nią wzdłuż burzy zmierzwionych przez sen pasm, tworzących na głowie mężczyzny obraz ofiary huraganu. Czarne kosmyki miękko prześlizgiwały się jednak między palcami o tym samym kolorze. Opuszki Shirōyate  sunęły wzdłuż ciemnych fal i zatrzymały się dopiero na karku poziomu E. Przez chwilę trwały tam nieruchomo; były równie bezczynne jak całe ciało. Równie chude, równie chorobliwe. Tak łatwe do złamania.
  A potem ręka skierowała się na szyję, choć nie miało to żadnego związku z tym, co robiły ręce Sheby jeszcze przed minutą. Dotyk Hirokiego był lekki jak muśnięcie zwiewnej tkaniny; krążył po napiętej skórze właściciela, docierając do jego policzka,  na którym wciąż znajdował się szorstki pas bandaża. Później niespiesznie zahaczył o skroń, z której odgarnął włosy.
  Przez cały czas patrzył na wprost – kiedy Sheba się pochylił, wzrok skupił się na pochłoniętej przez mrok ścianie. Dokładnie tak wyobrażał sobie umysł drugiego wymordowanego – jak płaska powierzchnia pełna zadrapań, odpadającej tapety, z której nie dało się nawet wychwycić wzorów, bo pokój tonął w zbyt gęstej ciemności. Straszne miejsce bez kolorów, kształtów; przesiąknięte znanymi zapachami, które nie ulatywały mimo otwierania okien.
  … spokojnie. Nie chciał być przecież dla niego okrutny.
  Źrenice drgnęły; o ledwie milimetr, ale tyle wystarczyło, by Hiroki opuścił wzrok. Dłoń, której palce przesunęły się właśnie tuż za uchem Jinxa, na powrót znalazła się na jego szyi. Stamtąd trafiła na żuchwę, która jednym mocnym zaciśnięciem zębów mogłaby złamać anorektyczny nadgarstek; wystarczyłoby tylko jedno zwarcie szczęk na ramieniu i szarpnięcie, a czarnowłosy zerwałby tkanki, skórę i żyły Shirōyate, jakby odpruwał starej lalce zniszczony fragment sukienki.
  Hiroki uniósł mu głowę i nagle te same kły, które przed chwilą w jego wizji rozgryzały go na strzępy, znalazły się tuż przed jego twarzą, oddzielone tylko kawałkiem pustej przestrzeni i ustami Sheby.
  Palec wskazujący przesunął się tuż pod linią poluzowanego opatrunku; ruch opuszki śledziły też oczy. Był niebezpieczny, ale bardziej przerażającą rzeczą było przyzwyczajenie się do tego niebezpieczeństwa. Zaufanie mu – wystarczająco, aby nie skomleć o współczucie. Wiedział zresztą, że go nie dostanie.
  Po co był mu potrzebny? Ciepły, spokojny oddech mieszał się z nerwowym, nieregularnym oddechem właściciela. Tuż przy  kąciku jego warg Hiroki nakreślił znak. Jeden po drugim, aż wreszcie nie zapytał:
  „Okrutniejszy niż demony, z którymi co noc walczysz? Opowiedz mi wreszcie o nich.”
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach