Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Go down

Drgnął, gdy poczuł jego dotyk na swojej skórze.
Był to pierwszy raz, kiedy jasnowłosy z własnej, nieprzymuszonej woli obdarzył go jakimkolwiek dotykiem. I choć był delikatny, wydawać się mogło, że ledwo namacalny, to Sheba miał wrażenie, że pozostawia po sobie palące smugi przenikające do jego wnętrza. Nie przywykł do takiej delikatności, czułości, choć niewątpliwie w całym swym życiu niejednokrotnie przeróżne kochanki go dotykały. Teraz było jednakże inaczej. W myślach stwierdził nagle, jakby poraziła go zatrważająca myśl, że nie jest to takie złe uczucie. Wręcz przeciwnie.
Poruszył się lekko, lecz tylko po to, aby swobodniej przesunąć jedną z dłoni niżej, na drobną, niemalże wklęsłą klatkę piersiową chłopaka, odszukując prawą stronę, gdzie pod szorstkimi opuszkami palców z łatwością wyczuwał nieco przyspieszone bicie serca.
Był prawdziwy, realny i namacalny.
Ciężkie powieki opadły na złote spojrzenie, a mięśnie wyczuwalnie zaczęły się rozluźniać, pozwalając puścić towarzyszącemu do tej pory napięciu, jakby jakaś niewidzialna igła przekuła napęczniały balonik. Trwał tak jeszcze przez moment, delektując się spokojem i ciszą przerywaną jedynie cichym oddechem chłopaka i jego biciem serca. I prawdę powiedziawszy trwałby tak jeszcze dłużej, gdyby nie kruche naparcie na jego żuchwę. Prawdę powiedziawszy gdyby się zaparł, nawet nie wykorzystując do tego większej części swojej siły - oparłby się. Ale czy aby na pewno tego chciał?
Spojrzał więc prosto w bezbarwne tęczówki bladego jak duch chłopca znajdującego się pod nim i choć dookoła panowała gęsta i lepka ciemność - widział go doskonale.
Brwi ledwo zauważalnie uniosły się ku górze, wyraźnie zaskoczony formą komunikacji jaką wybrał.
- Nie możesz mówić? - zapytał niemalże szeptem, ale nie czekał na odpowiedź. Na jego twarzy pojawił się zadziwiająco łagodny wyraz, gdy zabrał dłoń z jego klatki piersiowej i wsunął na rozpalony, blady policzek, gładząc go opuszkami niespiesznie.
- Siedzą we mnie, głęboko zakorzenione pazurami, tylko czekając na chwilę, by wyrwać się na wolność. Gdy przychodzi noc, zaciskają swoje obślizgłe łapy dookoła mnie i ciągną w dół, w głęboką otchłań, gdzie tonę. Nie mogę cię nimi obciążyć. Jesteś zbyt kruchy, by- - zamilkł gwałtownie, a dotychczasowy ruch po jego miękkiej skórze zamarł.
Dzieciak, którego wychudzoną twarz nadal pamiętał w chwili, gdy po raz pierwszy go spotkał. W ruinach, pośród śniegu i brudu. Zwykły, głupi impuls sprawił, że go zabrał. Znajdę, niepotrzebną i porzuconą. Nową zabawkę, która miała przynieść mu zabawę, nic ponadto. Powoli jego istnienie w oczach wymordowanego zaczęło ulegać mozolnym zmianom aż dotarli do momentu, w którym Sheba odczuwał w sobie potrzebę ochrony jego istnienia. Był mały, kruchy, delikatny. Wystarczył mocniejszy podmuch wiatru, aby złamać go w pół a następnie porwać gdzieś w dal.
Chciał go chronić. Wręcz obsesyjnie pragnął mieć nad nim władzę i trzymać go krótko na smyczy. W końcu był jego najcenniejszą zabawką.
Usta drgnęły, aż wreszcie kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Zabrał dłoń z jego policzka i chwycił drobniutką dłoń ze swojej żuchwy, zamykając ją pomiędzy swymi palcami.
- Taka krucha... gdybym mocniej ją ścisnął, jestem pewien, że usłyszałbym pękanie twoich kości. Ale to właśnie ją widzę, kiedy tonę w otchłani ciągnięty w dół. To właśnie ona mnie chwyta i szarpie do góry, bym nie utonął. No nie ja cię chronię, a ty ratujesz mnie przed moimi własnymi demonami szaleństwa. - przyłożył jego dłoń do swojego policzka, pochylając się jeszcze bardziej nad nim.
- Boisz się mnie? - byli na tyle blisko, że praktycznie czuli na swojej skórze wzajemne oddechy.
- Zostań ze mną. U mojego boku. I nigdy nie znikaj.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pierwszą oznaką było drżenie ręki - lekkie trzęsienie w okolicach przegubu przypominające ciałko mruczącego kociaka, które bez problemu można było wyczuć pod pewnym uchwytem dłoni. W słowach Jinxa nie było przechwałki; był fakt. Wystarczyło tylko trochę więcej siły, kilka mocniej napiętych mięśni, a w ciemnym jak noc pomieszczeniu rozległby się trzask. I nie towarzyszyłby temu żaden krzyk bólu, bo gardło, które ścisnęłoby się pod wpływem impulsu, było martwe od dawna. Jak więc coś tak nietrwałego mogło być pomocą? Skąd pomysł, że dłoń, która w żadnym wypadku nie utrzymałaby ogromnego ciężaru Sheby, miałaby go uratować przed upadkiem?
Szare spojrzenie zdawało się wyłapywać światło; wyławiało błyski, które potęgowało. Oczywiście, że się go bał. Był przerażony wszystkim — bliskością, jednym oddechem zmieszanym z drugim, gorącem napierającym na przygwożdżoną do materaca sylwetkę.
Zgubi ich ta nagła swoboda ruchów, pozwalanie sobie na zbyt wiele mimo świadomości, że dalsze kroki nie przyniosą niczego dobrego. Bo w tym świecie, w tych ciałach, w tych umysłach - nigdy nie pozostaną złączeni.
Zdawali sobie z tego sprawę - i zignorowali ten fakt. Jeden jedyny raz pozwolili sobie na odwrócenie wzroku od notorycznie popełnianych błędów. Przekroczyli niebezpieczną granicę, udając, że jej nie dostrzegają, pogrążeni w zbyt śmiałych, idealistycznych wizjach. Znali cenę takiego ryzyka. Co im przyszło do głowy, by chcieć później spłacać tak wielki dług?
Kąciki ust Hirokiego drgnęły, ale potem znów zobojętniały. Jeżeli chciał się uśmiechnąć lub skrzywić to przegrał tę walkę. Uderzenia serca czuł nawet w opuszkach, ale był pewien, że Sheba słyszał ten szaleńczy stukot dziesięć razy intensywniej. Jak pięść dobijająca się do zaryglowanych drzwi. Żałosne. Nie panował ani nad tym, ani nad wargami, które nagle lekko zacisnął.
- Zostań ze mną. U mego boku. I nigdy nie znikaj.
Bliskość mężczyzny wyprowadzała go z równowagi, był więc wdzięczny za mrok panujący w pokoju i hałas, który nieprzerwanie rozbrzmiewał za drzwiami. Przytłumione rozmowy, kroki i szelest ubrań choć na chwilę tłumił przekrzykujące się nawzajem myśli.
Wypowiedział wreszcie jakieś słowa, choć żaden dźwięk nie wydobył się z krtani. Poruszał ustami; powoli, prawie muskając przy tym wargi pochylonego nad nim potwora.
Bo z tym miał do czynienia.
Z potworem.
„Musisz pozwolić mi odejść”. Dotykał palcem jego twarzy, kreśląc na policzku znak za znakiem. To było pożegnanie. Ostatni szept wypowiedziany tylko do niego, do obrońcy. „Musisz spuścić z tej krótkiej smyczy, bo się tu duszę. Marnieję. Zginę, jeżeli nie narazisz mnie na niebezpieczeństwo. Jeżeli nie poznam twojego świata - tego, przed którym tak mnie strzeżesz, a do którego i tak już należę.
Pewnego dnia cię tu zabraknie. Kto wtedy mnie obroni? Kto, jeżeli Jasper zawiedzie i Lidka nie da rady?”
Zaczerpnął tchu, jakby przez cały czas naprawdę mówił.
Brakowało mu słów; chciał powiedzieć mu wszystko, w s z y s t k o.
Ale nie był w stanie, nawet jeżeli dzieliło ich raptem kilka milimetrów. Starczył tylko jeden ruch, ten nierozważny, który można przypisać młodzieńczemu ogłupieniu, aby skruszyć mur.
„Sheba...” - przymrużył powieki, próbując przebić się przez ciemności, by dostrzec rysy jego twarzy. Każdą reakcję, nawet wściekłość. „Musisz pozwolić odejść tej części mnie” - zaczął, podejmując wcześniejszy temat. „Tej, którą tak kochasz chronić”.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

- Nie. - odpowiedział krótko, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Zbyt delikatny jak na niego, acz najprawdziwszy. Przesunął dłoń wyżej, wsuwając długie, chłodne palce w jego rozwichrzone jasne włosy, które układały się na poduszce w coś na wzór aureoli. Ironio. Dotknął kciukiem skroni chłopaka, a następnie niespiesznie pogładził go po skórze.
- To już od dawna przestało w pełni zależeć ode mnie, wiesz? Sam zacząłeś wyszarpywać ode mnie swoją wolność. Teraz to wszystko siedzi tu, w twojej głowie. Zerwij łańcuchy, które cię związują. - już od bardzo długiego czasu Sheba miał wrażenie, że go traci. Chociaż nie, "traci" to złe słowo. Hiroki zaczynał kroczyć swoją własną ścieżką, zaczął nabierać coraz mocniej w płuca desperackiego powietrza i to była jedynie kwestia krótkiego czasu nim zacznie wracać z bliznami, niekoniecznie tymi, które zdobią tylko ciało. Był tego świadomy, tak boleśnie świadomy.
Żył w tym świecie przeszło ponad tysiąc lat. Widział okrucieństwa, których człowiek nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Bestialstwo zaglądało w jego oczy na każdym kroku. Gwałty, morderstwa, akty kanibalizmy, tortury. Świat przesiąknął tą zgnilizną, a istoty które zostały przy życiu stały się rakiem dla pozostałości ziemskiej cywilizacji. Kiedy po raz pierwszy go ujrzał, był taki niewinny, nietknięty tym całym gównem. Czuł wewnętrznie, że prędzej czy później klątwa współczesnego świata dotknie również i jego. Czuł to a mimo to za wszelką cenę chciał uchronić go jak najdłużej przed tym. Aż w pewnym momencie skorupa niewinności zaczęła pękać, i dzieciak sam zaczął się z niej wydostawać.
- Cokolwiek nie zrobisz i nie powiesz, zawsze będę cię chronił. - dodał po chwili, pochylając się jeszcze bardziej, aż praktycznie stykali się wargami.
- Ale tym razem będę cię chronił kiedy ty będziesz stał u mojego boku, a nie za moimi plecami. Rób to, co uważasz za słuszne. Rozwijaj się i krocz ścieżką, którą sam sobie obierzesz. Nie będę cię powstrzymywał, ale zawsze wyciągnę dłoń w twoją stronę, by ci pomóc iść do przodu. - zapewnił, a chłopak mógł wyczuć, jak uśmiech Jinxa poszerza się z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem.
Przesunął się wyżej, a następnie pochylił, przytulając swoje usta do jego skroni, czując tętno chłopaka. Żywe, prawdziwe, ciepłe. A przede wszystkim - uspokajające. Jakby jakaś niewidzialna dłoń sprawiła, że wszystkie złe demony, które tej nocy zatapiały w jego ciele swe pazury rozpadły się na drobne kawałeczki.
- Potrzebujesz czegoś? - wyszeptał cicho, niemalże nienamacalnym tonem, choć jego słowa były prawdziwe tak samo, jak on sam.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Potrzebował.
Zawsze czegoś potrzebował. Opieki, jedzenia, lekarstw. Potrzebował kogoś, kto wskaże mu kierunek, kto wyjaśni sytuację, w której znów i znów, i znów sobie nie poradził. Potrzebował łóżka, w którym może się wyspać i paru dobrych słów, aby w ogóle się obudzić. Potrzebował tak wielu rzeczy, że przestał o nie prosić. Przestał stawiać na swoim, przestał wyrywać się, kiedy ciężka dłoń opadała na jego ramię. Był gotów już wcześniej; nie do końca wiedział jaki dzień był tym decydującym. Długo przed chorobą czy godzinę przed nią? A może tak naprawdę szalał i uciekał z nadzieją, że i tak zostanie złapany. Uziemiony, przyciśnięty do podłogi, złamany. Doprowadzony do porządku, bo przecież nie znał innego życia jak tego dominowanego tresurą. Gdy oddawał stery nad swoim losem czuł się bezpieczny. Nie było odpowiedzialności. Nie było poczucia winy. Kończył się żal, frustracja. Wszystkie emocje.
Zamieniał się w widza, a nie aktora. Podziwiał, z uznaniem kiwał głową albo krzywił się na porażki – ale to zawsze nie było jego sprawą. To zawsze był krok postawiony przez kogoś innego. Matkę, jej narzeczonego... przez Shebę.
Zadrżał. Czując ciepłe usta na swojej skórze, Hiroki uniósł wzrok. Spojrzał gdzieś w przestrzeń, w stronę sufitu, choć w ciemnościach nie dostrzegał nawet jego skrawka. Co powinien zrobić skoro miał już świadomość władzy jaką posiadł? Władzy, której nie chciał, która go przerażała, której nie potrafił przecież wykorzystać?
Kiedy szli holem było w porządku. Kiedy spotkali się w Przyszłości – jedynym miejscu w Apogeum, poza burdelem, które kojarzył Shirōyate – było w porządku. Było dobrze nawet wtedy, gdy Sheba szalał, odgrażał się, gdy sięgał po odbezpieczoną broń. Ale teraz? Teraz serce tłukło się w piersi, w gardle, w opuszkach palców, którymi dotykał oszpeconej twarzy mężczyzny, chciało wyskoczyć, wybić dziurę w klatce piersiowej i skończyć to wszystko, pęknąć, bo nie zniesie więcej rozczarowań. Teraz oddech tracił na spokoju; nabierał tempa i głębi, jakby powietrze stało się zbyt gęste. Litości. Było ciepło, a robiło się gorąco, choć burdel zawsze jawił mu się jako chłodny budynek, z wiecznie mroźnymi ścianami i podłogą jak lód. Docierały myśli, że jest chory, osłabiony, że powinien odpoczywać, otulony warstwami koców. Wiele rzeczy powinien.
Oblicze Jinxa było jedynym, co potrafił wyłowić z mroku; uzmysłowił to sobie, gdy wreszcie na niego spojrzał. Tak blisko... i tyle odwagi musiał w sobie znaleźć, aby cokolwiek zrobić. Palce dotykające policzka zsunęły się dalej, zahaczyły o ucho Sheby, o jego kolczyki, wplotły się w czarne pasma, odgarniając je przy tym z twarzy, choć kilka kosmyków i tak na powrót opadło, odcinając się na białawym bandażu w ten najbardziej kontrastowy sposób.
Nie znamy innego życia, Sheba. Kto więc nas będzie osądzał?
Odetchnął jego oddechem, a potem oparł wolną rękę o bok jego szyi, kciukiem przesuwając po brodzie, tuż pod linią ust. Kto miałby wytykać nasze błędy, gdy żyjemy w czasach mordu, krwi i głodu? W czym mamy być gorsi, podlejsi, bardziej zepsuci? Poruszył się pod Shebą, otarł udem o jego biodro, gdy zgiął nogę w kolanie. Bosa stopa zmarszczyła materiał koca; w podobny sposób gmatwały się nasze relacje, prawda? Nienawidzimy się równie mocno co desperacko pragniemy. Pragniemy uwagi. Docenienia. Uczucia nasycenia. Hiroki przyciągnął do siebie mężczyznę, mocniej łapiąc za jego włosy, napierając na kark, jakby chciał go zmusić, by znalazł się bliżej, złamał granicę, nie pozwolił, aby żaden kawałek ciała został zignorowany – tak jak setki poprzednich razów. Z martwego gardła wyrwał się stłumiony dźwięk; echo stęknięcia, które znikło natychmiast, gdy wargi Hirokiego musnęły jego; i choć przygarnął go do siebie używając resztek siły, to pocałunek był na samej granicy dotyku.
Nacisk ramion opartych o silne barki czarnowłosego zelżał. Dłonie Hirokiego przemknęły po jego skórze, po szyi i klatce piersiowej, by opaść na pościel jakby na powrót ważyły tonę. Srebrne spojrzenie utkwione było w ustach Jinxa; gotowe na obraz szyderczego uśmiechu lub grymasu zakrawającego o szaleńczy gniew. Tak, zdecydowanie. Gotów był na to od dawna, bo gdy wreszcie się przełamał, nie czuł zażenowania o jakie się podejrzewał. Nie czuł niewygody, choć sylwetka mężczyzny ograniczała jego ruchy. Nie był zaszczutym stworzeniem, racja?
Z ich dwóch nie on się musiał stale powstrzymywać.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Żyjąc z dnia na dzień, mając ponad tysiąc lat na karku, trzeba było wyrobić w sobie pewien system obronny, który nie dopuszczał do siebie innych istot, zagrzebując głęboko szczątki zaufania. Tutaj każdy mógł cię zdradzić. Podejść w najmniej oczekiwanym momencie, by poderżnąć gardło. Każdy chciał żyć na swój własny sposób. Przetrwać. Choć Sheba coraz więcej widział istot, które po prostu egzystowały niczym na wpół żywe warzywa. Echo przeszłości człowieczeństwa.
Rzadko kiedy pozwalał sobie na sen w towarzystwie innych osób. Nawet tych znanych, powszechnie lubianych przez niego. Tyczyło się to również kobiet, z którymi przyszło mu sypiać. Po zrobieniu swojego zazwyczaj rozstawali się niemalże od razu, a Sheba prędzej czy później zapominał o ich istnieniu. Tak było dobrze. Tak żył do pewnego momentu.
Z nim było jednak inaczej. Czuł, że Hiroki nigdy nie poderżnie mu gardła podczas snu. Odczuwał to w każdym zakątku swojego ciała, w każdej komórce, nawet tej najdrobniejszej. A przecież sam dał mu nóż, zachęcał go, aby wywalczył swoją wolność za pomocą siły. A mimo to to właśnie w jego obecności odnajdywał upragniony spokój i ukojenie. Był niczym kojący balsam na rany, odganiając drobnymi dłońmi nocne demony żywiące się koszmarami, które kłębił się w jego głowie.
To nie tak miało być.
Ale może właśnie tego potrzebował jak niczego innego. Jak tonący potrzebującego tlenu.
Drobne ciało, które znajdowało się pod nim emanowało narastającym ciepłem przenikającym w głąb skóry wymordowanego. Dotykało go, parzyło, drażniło, wgryzało się, elektryzowało. Działało jak wabik, zachęcało, aby zasmakować bladej skóry.  
Do ostatniej chwili wahał się, czy powinien sięgnąć po to, czego w tym momencie chciał. To nie była kwestia sumienia czy też moralności, ale... sam nie wiedział czego do końca. Jakby obawiał się, że pod jego dotykiem chłopak rozpadnie się na drobne kawałki niczym porcelanowa lalka, że skradnie tę niewinność, którą otaczała go przez cały ten czas. Gdzieś z tyłu głowy słyszał cichy i niewyraźny głos, który go przed czymś ostrzegał.
Ale Sheba go nie słuchał. Już dawno przestał go słuchać.
Złapał go za szczękę nim Hiroki zdołałby odwrócił głowę, bez najmniejszego problemu odnajdując jego wargi swoimi. W przeciwieństwie do niewinnego i delikatnego muśnięcia, jakim jasnowłosy wymordowany obdarzył go parę chwil temu, pocałunek Sheby był mocny i zaborczy, niemalże agresywny, wręcz siłą rozchylając drobne usta, aby pogłębić pocałunek jeszcze mocniej. Trwało to, wydawać się, że całą wieczność, a gdy odsunął się i zerwał kontakt pomiędzy ich wargami - zrobił to z namacalnym niezadowoleniem i ociąganiem. Przywarł ciepłym i szorstkim od blizny policzkiem do jego, odnajdując delikatną skórę szyi, na której złożył delikatny pocałunek, zwiastujący lekkie ugryzienie, które z pewnością i tak pozostawi po sobie czerwony ślad.
Szczupłe palce wymordowanego wkradły się pod ubranie chłopaka, sunąc opuszkami po jego delikatnej skórze. Oczami wyobraźni widział, jak naciska długimi paznokciami na nią, i jak momentalnie czerwone krople krwi brudzą naturalną bladość jego ciała. Powstrzymał się jednak, a zamiast tego, opuszkami zawędrowały dalej, niżej, zatrzymując się dopiero przy materiale spodni.
- Powinieneś wracać do siebie. - odezwał się wreszcie cichym, gardłowym głosem tuż przy jego uchu.
- Wciąż jesteś osłabiony chorobą. - dodał, zahaczając zębami o płatek ucha, a palcami odpinając guzik jego spodni.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach