Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 21.10.15 22:25  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
- Oj tam, bo akurat by ci się coś od tego stało. Zobaczyliby tylko... wszyscy. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, jak gdyby pokazanie specyficznej miny Kirina całemu światu było i tak najmniej drastycznym wyjściem z możliwych. Prawdopodobnie gdyby spojrzeć na to realistycznie, to mało kogo by ta sytuacja obeszła, chociaż Reb zamierzała się z niej naśmiewać jeszcze przez długi, długi czas. Zresztą, telefon miała przy sobie; nie zdążyłaby jedynie wyjąć go na czas, bo to zacinające się ustrojstwo do uruchomienia aparatu fotograficznego potrzebowało kilku ładnych minut i zanim udałoby się jej przygotować urządzenie, to nie byłoby już czego uwieczniać. Aparat służył anielicy w zasadzie tylko do wymiany wiadomości. Prąd był zbyt mało dostępny, by marnować baterię na gierki i aplikacje. Nie były jej jakoś szczególnie potrzebne, a nawet z telefonu jako takiego nie korzystała aż tak często.
Wzruszyła ramionami na wypowiedź mężczyzny. Nie rozumiała, dlaczego niektórzy zakładali, że gatunek danej osoby o czymkolwiek świadczył. To, że niektórym na wyraz "anielica" przed oczami stawał obrazek słodkiej blond lolitki metr pięćdziesiąt, to wcale nie znaczyło, że jakakolwiek żeńska istota spośród skrzydlatych musiała tak wyglądać. Nie da się powiedzieć, że żadna taka nie istnieje, bo zapewne i takie są; jednak każda spośród występujących na ziemi ras była na tyle zróżnicowana, że występowały w nich wszystkie możliwe kombinacje wyglądy i charakteru. Świat jest zbyt wielki i pełen życia, by w końcu nie trafić na kogoś odbiegającego od stereotypu.
- Nie powinien tak robić, ale jak sam wiesz, jest duża różnica między tym, co się robi, a co się robić powinno -stwierdziła, spoglądając na chwilę w ciemne niebo. Nie mogła wyrokować na temat zachowania anioła, o którym Vince opowiadał, więc też nie zamierzała tego robić. Każde zbędne otwarcie ust powodowało nieprzyjemne wdzieranie się do nich zimnego powietrza. Nawet jeżeli mówienie pozwalało jakoś wypełnić sobie czas podróży i nie zasnąć z nudów, to lepiej było ograniczyć niepotrzebne wypowiedzi do minimum i prowadzić rozmowę raczej konkretną, treściwą i zajmującą.
- A co, miałeś jakieś lepsze? - Sama również walczyła z niekontrolowanym ruchem szczęk, zaciskając je mocno nawet wtedy, gdy mówiła. Mogła przez to brzmieć na trochę złą, ale w obecnej sytuacji trudno by było tak to odbierać. W końcu oboje borykali się z jednym problemem i można było zrozumieć, że w rzeczywistości nie trawią jej żadne negatywne emocje.
Skuliła się cała, chowając głowę między ramionami i stając się przez to jeszcze niższą, niż była normalnie. Znaczy, nie była karzełkiem, ale stojąc obok wyższego o głowę wymordowanego właśnie tak się czuła i tak wyglądała. To jednak nie miało dla niej jakiegoś szczególnego znaczenia. W tej chwili raczej dbałą o to, by nie zamarznąć na śmierć i od tego samego ustrzec swojego podopiecznego. Kiedy przystanął, chciała go pogonić, że należy iść dalej, ale oczywiście musiał zacząć zgrywać bohatera.
- Moja moc, moja decyzja. Nie będziesz mi łaził mokry na tym mrozie, bo kto ci później to wszystko wyleczy? - Jak zwykle musiało się skończyć na tym, że w skrócie przypominała o zasadach zdrowia i bezpieczeństwa. Przywykła do tego tak bardzo, że niektóre ze swoich formułek mogłaby bezbłędnie wyrecytować nawet wyrwana z głębokiego snu.
Zaskoczył ją nagły wybuch, nawet jeżeli do tej pory zdarzało jej się słyszeć podobne słowa z ust mężczyzny. Nadal jednak nie wiedziała, dlaczego to robi i do kogo się zwraca. Głupio jej było pytać i właściwie to nadal nie była pewna, jak się w takiej sytuacji zachować. Powiedzieć coś? Uciekać? Przynieść pluszaka i kocyk? Nic nie wydawało się wystarczająco dobrze, musiała więc chwilowo pozostać przy staniu i patrzeniu w pełnej gotowości do wszelakiego działania, tak w razie jakiegokolwiek wypadku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.10.15 19:47  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Zdjęcie jednak nie powstało, wszystkie rozmowy na jego temat były jak strata czasu. Jeżeli nie miał czego komukolwiek pokazać, to złoszczenie się czy irytowanie z tego powodu zaczynały wyglądać jak próba zachowania tematy, czy o zgrozo próba sympatyzowania z anielicą. Przerwał więc ten temat i po prostu ucichł, nie odpowiedział, nie zareagował pozwalając milczeniu trwać tak długo, aż nie padły kolejne zdania prosto z ust Rebeki.
Nie do końca oczekiwał takiej odpowiedzi. Chodziło bardziej o to, czy taki jegomość nie będzie miał chociażby przewalonego u innych aniołów, albo u tego ich najwyższego. Pewnie z punktu widzenia skrzydlatej nie miał prawa o to pytać, albo chociaż nie powinien. Skoro tak jawnie mówił, że nie wierzy w niego, że właściwie nie wierzy w nic, to jego pytania wyglądały jak próba ataku na styl życia innych. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, powiadają, ale co z tymi, którzy podważają istnienie tak absurdalnych miejsc jak piekło? Nie miał się więc czego bać, nic go nie ograniczało, ani sposób myślenia, ideały, styl życia.
Znowu niczego nie osiągnął, ponownie dwójka była w tym punkcie ich znajomości, kiedy nie wiedzieli kiedy ciskanie po sobie przekroczy jakąś granicę, ani gdzie dokładnie ona przebiegała. Pewnie albinoska byłaby załamana takim stanem rzeczy, gdyby mogła zobaczyć co siedzi w głowie jej podopiecznego. W gruncie rzeczy nic z tej lekcji nie wyniósł, był tak samo próżny i prostolinijny co tego samego dnia o poranku.
A która właściwie była godzina? Najprawdopodobniej zbliżała się już północ. Kiedy jeszcze siedzieli za barem zrobiło się już ciemno, akurat jesienią oznaczało to tyle, że mogła być okolica godziny siedemnastej, ale siedzieli tam dosyć długo. Potem jeszcze cała droga w okolice ruin, afera i jej konsekwencje. Może nie było jednak tak późno jak początkowo zakładał, chociaż można spodziewać się, że w kryjówce będą dopiero koło tej godziny. I to przy dobrym tempie wędrówki zakładając, że nic ich po drodze nie zaatakuje. To by dopiero była walka, wycieńczony wymordowany i zmęczona używaniem mocy i zmarznięta anielica. Już widział jak Reb krzyczy do lwa nemejskiego: „Jestem pewna, ze jesteś dobrym kotkiem...!”
Pomysłów też nie miał lepszych. Po prostu nie myślał o niczym i dał jej się prowadzić. Kobieta przynajmniej wiedziała, w którym kierunku się udać, by trafić w miejsce ich zamieszkania. Gdyby ktoś Vincenta dorwał i z zaskoczenia zapytał o kryjówkę DOGS, najpewniej zapomniałby gdzie się ona znajduje. W dziwny sposób miał okropny zmysł orientacji, ale zawsze trafiał tam gdzie chciał. Nie koniecznie w linii prostej, ale nawet zahaczając o bary ostatecznie lądował tam gdzie powinien, czasami spóźniony o tydzień i tak dalej.
- Może nie ma sensu leczyć. - Mruknął, kiedy w końcu opanował głos pojawiający się w umyśle. Wyglądał na zdezorientowanego, ale był w stanie odpowiedzieć, a to już coś znaczyło. Chociaż jego słowa brzmiały jakby się poddał, zaraz po ich wypowiedzeniu wyszczerzył białe zęby. Te same, które nie raz rozrywały ludzi na części, a potem pomagały gryźć ich mięso, te same które nie raz były zbryzgane krwią razem z połową twarzy. Tego dnia był niezwykle czysty, tylko kilka szkarłatnych plam jawiło się na jego szarej oryginalnie koszuli. Zielony śluz ukryty był pod nią, a krew ściekająca po palcach pozostawiała ślady wyłącznie na ziemi.
Zanim zbliżał się do kryjówki będzie musiał pozbyć się tego tropu, inaczej coś pójdzie ich śladami, a tego nikt nie chciał. Chociaż może gdyby tym czymś okazało się na przykład jadalne zwierzę...
Przełknął ślinę odczuwając głód. Tego dnia sporo wypił, a jednak prawie nic nie jadł. Żołądek był już przyzwyczajony do częstych głodówek, a organizm do ciągłego tracenia masy i przybierania jej w szaleńczym tempie.
Teraz najchętniej napiłby się alkoholu, którego został pozbawiony. Wszystko, żeby tylko przestać myśleć za dużo. Kirinowa głowa nie była przyzwyczajona do myślenia.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.15 7:00  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Niestety, nie była w stanie się domyślić, jakiej odpowiedzi od niej oczekiwano. Wypowiedziała się na taki temat, jaki nasunęła jej wcześniejszą wypowiedź Kirina i nijak nie mogła zgadnąć, o co mu dokładnie chodziło. Tutaj możliwości interpretacji było kilka, a każda równie prawdopodobna. Trudno wymagać od kogokolwiek umiejętności czytania w myślach, chociaż rzeczywiście niektórym przytrafiła się taka moc. Rebekah ze swojej strony nigdy nie uważała jej za coś użytecznego. Bo niby czego mogłaby się dowiedzieć? Czasami niby miało to swoje zalety, ale na co dzień używanie takiego daru nie przyniosłoby żadnych dobrych skutków. Generalnie już lepiej nie wiedzieć, co niektórym w duszy gra, niż się później gryźć z czymś, co już się usłyszało. Za to nie da się ukryć, że może momentami byłaby to rzecz użyteczna - zrozumieć drugą osobę bez słów, nie musieć się bawić w podchody, by wyciągnąć jakąś informację... jak każda rzecz, miało to swoje plusy i minusy.
Dziwiła ją nieco ciekawość dobermana dotycząca działania praw Boskich, skoro sam nigdy żadnym bóstwem jako-takim zainteresowany raczej nie był. Anielica wiedziała o tym dobrze, choć nieraz zastanawiała ją paradoksalność tego wydarzenia. Ktoś, komu przez życie przewinęło się całkiem sporo osób bezpośrednio stworzonych przez byt nadprzyrodzony, mogłoby się jednak w głowie zakodować, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce. Sęk jednak w tym, że jeżeli się innym nie wierzy, to nawet coś oczywistego można zanegować i uparcie obstawać przy przeciwnym stanowisku. Sama albinoska też przecież miała pełne prawo do wątpliwości, jako że nie pochodziła z pokolenia aniołów stworzonych. Została poczęta, urodziła się i dorastała tak samo, jak ludzkie dzieci. No, może z tą różnicą, że żaden człowiek czy w dzieciństwie, czy w dorosłości, nie był w stanie operować magią i nie posiadał naturalnych skrzydeł. To są już jednak... detale.
Kolejne wątki urywały się, jeden po drugim. Powoli cały możliwy materiał dnia się wyczerpywał i należało uważać, żeby nie nastąpić na niewyraźną, ruchomą wciąż granicę. Trochę nieuwagi i mogła rozgorzeć porządna kłótnia, a na to już chyba żadne z nich nie miało ochoty. Teraz prędzej w myślach zarówno jednego, jak i drugiego, z całą pewnością priorytetowe miejsce zajmowały ciepłe schronienie, kolacja i sen. Pora była już zdecydowanie późna. Ściemniło się już dobry kawał czasu temu, a oni nadal znajdowali się w pewnym oddaleniu od kryjówki. Na szczęście drogi już teraz tylko ubywało, co było nad wyraz pozytywnym akcentem na koniec dnia. Oby tylko nic ich już więcej po drodze nie zaskoczyło, gdyż szanse na wyjście z jakiegokolwiek starcia cało były naprawdę marne. Spójrzmy prawdzie w oczy, jeżeli uznamy dobermana za chwilowo niezdolnego do większego wysiłku i do ewentualnej walki przystawimy samą anielicę... no cóż, flaki na parkanie, śmierć i zniszczenie, niestety nie dla napastnika, a dla dziewczyny. Było za zimno, za późno i zbyt wiele się już wydarzyło owej doby, by jej się jeszcze w ogóle chciało myśleć, a co dopiero nadprogramowo ruszać. Już i tak stawianie jednego kroku za drugim było sporą rzeczą.
Może nie była jakimś mistrzem jeżeli chodzi o odnajdywanie się w przestrzeni, ale niektóre częściej przez siebie uczęszczane trasy pamiętała bardzo dobrze. Kursowała po pewnych częściach Desperacji na tyle często, by czuć się w nich pewnie, wiedzieć, co gdzie się znajduje i trafić w dowolnie wybrane miejsce. Teraz też miała do dyspozycji nawet kompas, który otrzymała w prezencie od androida. Nie był jej jednak potrzebny, jeżeli chodziło o trasę pomiędzy Apogeum a kryjówką DOGS, to trasę konieczną do przebycia miała z małym palcu.
- Nie pierdol głupot - stwierdziła sucho. Nie lubiła takiej postawy w kimkolwiek, tego nieodłącznego "nie zależy mi na swoim zdrowiu i życiu, bo po co, bo nie", szczególnie gdy obserwowała ją u swojego podopiecznego. No bo do licha, to był ktoś, kim miała się zajmować i chronić, a olewanie własnego bezpieczeństwa w żadnym wypadku w tym nie pomagało. Zerknęła jeszcze kątem oka na twarz Kirina, a ujrzawszy jego wyszczerz, sama też uśmiechnęła się pod nosem. Nie wiedzieć czemu, ale nawet kiedy była zła na różne jego głupoty, to potrafiło ją to rozbawić. Może to po to, żeby nie zwariowała do końca z tych wszystkich nerwów, jakich wymordowany dostarczał jej swoim zachowaniem. Śmiech jest potrzebny dla zachowania psychicznej równowagi.
Ni z tego, ni z owego, przypomniała sobie o jednej rzeczy. Od jakiegoś czasu przedramię już nie wysyłało do mózgu sygnałów bólu tak często jak wcześniej. Na moment podwinęła rękaw i zerknęła na otarcie. Z ulgą stwierdziła, że już nie było raną otwartą. Dzięki zabiegowi zastosowanemu przez Lentarosa ciało anielicy zyskało trochę czasu, by dostarczyć odpowiednią ilość płytek w dane miejsce i zatrzymać i tak już delikatny upływ krwi. Całe szczęście, że przy tamtym upadku nie zrobiła sobie większej krzywdy. Na jeden dzień tyle wystarczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.15 11:41  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Gdyby moc czytania w myślach innych z jakiegoś powodu przyplątała by się do mężczyzny, prędzej czy później doprowadziłby się do stanu, w którym najchętniej chciałby pozbyć się głowy. Tylko dlatego jeszcze funkcjonował, że nie myślał za wiele, a jeżeli już, to tylko o sobie i swoich potrzebach. Brakowało mu empatii i myśli innych najpewniej stałby się dla niego bronią używaną przeciwko właśnie takim osobnikom. Przede wszystkim jednak z natłoku myśli skoczyłby ze skały w Desperacji.
Szczęście w nieszczęściu, że jego umiejętności były tak nielogiczne i mordercze jak sam ich posiadacz. Irytujące na tym samym poziomie, używane w każdy możliwy sposób, ograniczała je tylko wyobraźnia samego Kirina, a tej akurat nie brakowało wymordowanemu. Wszystko co go otaczało mogło zostać wykorzystane w taki sposób, o jakim mało kto śnił, mógł chociażby wparować komuś do domu, wyjeść jedzenie z lodówki i wyjść bez szwanku, bez przeszkód. Życie wydawało się wtedy tak łatwe, że sam doberman po prostu z tego nie korzystał. Inna sprawa, że używanie przenikania dosyć mocno go wycieńczało. W tym momencie po jednorazowym użyciu pewnie legł by na ziemi i zasnął do samego świtu, o ile prędzej coś by go nie zjadło.
Anielica powinna więc modlić się, że jej podopieczny nie wpadnie na tak niedorzeczny pomysł, by faktycznie posłużyć się przeklętymi tatuażami i wymusić u nich specjalne zdolności. Otoczenie jednak nie zachęcało, a na pewno nie było tu lodówek pełnych jedzenia.
W jego przypadku jednak trudno było prosić o działanie jakiejkolwiek modlitwy, nawet gdyby była najszczersza i najlepsza, gdyby jakaś tajemna siła spłynęła nagle na wymordowanego w postaci promieni słońca w środku nocy i padła idealnie na twarz, pierwsze co by zrobił to zasłonięcie twarzy, prychnięcie, narzekanie na warunki pogodowe i pójście dalej.
Czego jednak można się spodziewać po osobie, która z aniołem stróżem u boku zarzeka się z całej siły, że dalej nie wierzy? No właśnie.
W pewnym momencie Kirin zwolnił wyraźnie, aż w ogóle zaprzestał przemieszczania się, skrzywił się z zaciśniętymi zębami i spojrzał w dół, na swoje nogi, czy nawet bardziej na stopy. Wyglądał na poirytowanego, a cisza nie pomagała zrozumieć co go tak wyprowadziło z równowagi. Podniósł głowę i wydął dolną wargę mrużąc oczy w kierunku Rebeki. Przyglądał się jej chwilę bez żadnych skrupułów, od góry do dołu, od dołu do góry.
- Wleczesz się. - Powiedział i bez ostrzeżenia w kilku susach znalazł się bezpośrednio przy niej, złapał ją w połowie i przerzucił sobie przez plecy podtrzymując ją z przodu za nogi. Sam ruszył z kopyta i pokonywał kolejne metry dużo szybciej. - Będę pierdolił głupoty, jeżeli mam ochotę pierdolić głupoty, będę robić głupoty, jeżeli mam ochotę robić głupoty.
Nie mógł już dłużej patrzeć, jak odległość dzieląca ich od kryjówki malała w żółwim tempie, on wydzierał się w przestrzeń starając się uspokoić głos w głowie, a ona zajmowała się własnymi ranami, tutaj na otwartej przestrzeni.
Nie raz przecież tak się poruszali, nie był to dla niego problem, a dla anielicy... chyba musiała się już przyzwyczaić. Jego czyny i słowa podsumowała wypowiedź, która właśnie padła. W tej konkretnej chwili naszła go ochota na niesienie albinoski i dlaczego miałby sobie odmówić? Czy jej było z tego powodu  źle? Nie męczyła się, było szybciej, jedynie mogła poczuć się niekomfortowo psychicznie.
W ogóle nie potrafisz się obchodzić z kobietami, Kirin.
Alicjo, ale Ciebie już chyba nie ma, skąd wiesz jak teraz obchodzi się z kobietami?
Znowu milczenie. Dłuższa rozmowa z wewnętrznym głosem była niemożliwa, chociaż mógł przysiąc, że w tym momencie ktoś zaśmiał się za jego plecami po dziecinnemu, po czym odpłynął na moment. Tym jednak razem zignorował głos, nie odwrócił się, żeby nie zrzucić Rebeki ze swoich pleców.
Jestem tu, cały czas...
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 15:56  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
No trudno, w Desperacji trudno trafić na jakąkolwiek lodówkę, a co dopiero taką wypełnioną po brzegi jedzeniem. Chociażby się miało najlepsze metody kradzieży, trzeba jeszcze było mieć kogo ograbić. A z tym było krucho; poza miastem nie dało się posiadać wiele, choćby ze względów na wszystkie panujące warunki. Najbezpieczniejszym wyjściem było chyba łączenie się w grupy i trzymanie razem, gdyż pojedyncza osoba zbyt łatwo mogła paść łupem silniejszego od siebie, bądź też stać się ofiarą własnych błędów.
Bez względu na to, jak głupio mogło to wszystko zabrzmieć, naprawdę bardzo często posyłała w niebo ciche modły dotyczące swojego podopiecznego. Głównie były to desperackie prośby z gatunku Boże, niech on się jakoś ogarnie, kiedy anielica już żywcem nie miała siły się z nim użerać. Nie za bardzo wierzyła, żeby takie wołanie w myślach mogło cokolwiek dać. Jak by na to nie patrzeć, Bóg zostawił świat i nie była w stanie stwierdzić, czy stał się biernym obserwatorem, czy też całkowicie się odciął od tego, co stworzył. Może nawet całkowicie zniknął? To już jest wyższa filozofia teologiczna i na takie tematy nie uśmiechało jej się rozmyślać. Wiadome było jedno: od samego proszenia w duchu niestety nic się nie zmieni.
Z początku nie zauważyła, że jej towarzysz zwalnia. Była przekonana, że za sekundę - dwie znów znajdzie się obok, jednak gdy nic takiego się nie wydarzyło, zatrzymała się i obróciła, zdziwiona.
- Huh? Co jest? - Trochę niepokoił ją fakt, że ten tylko stoi i się gapi. Naprawdę chciała już znaleźć się w kryjówce i i dawała z siebie wszystko, by dotrzeć tam jak najszybciej. Kirin najwyraźniej postanowił sobie urządzić postój, co było zdecydowanie dziwne i nielogiczne zważywszy na to, że oboje byli już porządnie zmarznięci. Zatrzymywanie się nie miało sensu.
- Co? Nie wlekę się - fuknęła, marszcząc czoło z niezadowoleniem. Zamierzała się odwrócić i podążyć dalej w obranym kierunku; nie zdążyła jednak wykonać swoich zamiarów - w jednej chwili znalazła się w powietrzu, a po zaledwie kilku sekundach już swobodnie dyndała po obu stronach ramienia wymordowanego. Warknęła nieznacznie, wyraźnie zdenerwowana swoim obecnym położeniem. Miała teraz jakże cudowny widok - nie mogła podnieść głowy w kierunku nieba, gdyż rychło spadłaby na ziemię; z przodu rozpościerała się panorama oddalającego się z każdym krokiem Apogeum; u dołu mogła ewentualnie oglądać tył ciała Vincenta i migające raz po raz nad podłożem nogi, ale nie było to na tyle fascynujące, by chciała się tym zająć. Opcję wyszarpania się wykluczyła na samym początku - nie miała większych szans przeciwko dobermanowi. Prawdopodobnie będzie skazana na wiszenie w przestrzeni, dopóki sam nie zmieni zdania lub go do tego nie przekona, gdyż siłą nie byłaby w stanie się wyswobodzić.
- Taaa... mając tyle różnych sposobów na noszenie ludzi, ty wybierasz oczywiście ten najbardziej niewygodny. No gratuluję pomyślunku. - Nawet jeżeli w ten sposób nie męczyła się, idąc, to musiała być również proporcjonalna ilość wad. Bark mężczyzny to nie poduszka, a leżenie na nim własnym brzuchem po nie dłużej niż minucie zaczynało być po prostu bolesne. Musiała zacząć się podpierać rękami, żeby jednocześnie utrzymać równowagę, nie zmiażdżyć sobie trzewi i żeber, a na dodatek pozostawić głowę w jako-tako pionowym położeniu.
Westchnęła głęboko. Ktoś tu zdecydowanie potrzebował kursu dobrych manier, szczególnie z zakresu obchodzeni się z przedstawicielkami płci pięknej. Jeżeli chodzi o tę dziedzinę, żyrafa zatrzymał się generalnie na poziomie człowieka jaskiniowego, co już niestety jest lekkim zaniedbaniem swoich obyczajów.
- Czekam na dzień, kiedy dla odmiany najdzie cię ochota na normalne zachowanie - rzuciła ze zrezygnowaniem. Zapewne przez całe życie nie będzie jej dane się doczekać takiej chwili. Szkoda, bo byłaby to ciekawa nowinka, takie... oderwanie się od pokręconej i pozbawionej logiki rutyny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.10.15 21:54  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Z niebywałą lekkością i swobodą obchodził się z ciałem kobiety przerzucając ją sobie przez ramię. Robił to już setki razy, ale cięgle miał wrażenie, że ona może wcale tego aż tak nie lubić, jak mogłoby się żyrafie wydawać. Przecież gdyby ktoś nosił go w różne miejsca, wcale nie miałby mu tego za złe. A anielica? Miała skrzydła, czy nie mogłaby dla przykładu teraz polecieć, zabrać jego przy okazji i wrócić do kryjówki dużo szybciej? Nie, pewnie nie mogła. Móżdżek wymordowanego nie bardzo był w stanie to w ogóle pojąć, ale moment kiedy doszedł, że taki plan ma jednak sporo wad był dużym sukcesem w jego rozwoju myślenia.
Z dwójki ludzi zawsze można było wyłonić tego kogoś, kto miał niższe tempo chodu, dlatego kiedy tak wymordowany musiał drobić stopami, żeby pozwolić jej cały czas iść u swojego boku, po prostu się zirytował. W tym wypadku, poza samym narzekaniem poszło w czyny, a doberman + odrobina gniewu + inicjatywa = pomysł dziwny, a nawet niebezpieczny.
Z dumą jednak stwierdził, że skoro nie wyrywa się gwałtownie z jego objęć, a raczej swoich nóg z objęcia jego jednego ramienia, to zwyczajnie jej się to podoba.
- Mogę Cię nosić inaczej. - Sapnął nieco zirytowany. Jak księżniczkę, jak pannę młodą? A może złapać ją pod pachami przodem i liczyć, że nogami przyciśnie się do jego talii na tyle mocno, że w tej dziwnie pozie dotrwają do kryjówki? Była jeszcze możliwość stylu z konkursu noszenia żon, ale pewnie zanim w ogóle by się zgodziła, zrobiłaby mu wykład na temat niemożliwości w ogóle wypowiedzenia słowa 'żona' w jego towarzystwie.
Pokręcił oczami nie zwalniając uścisku. Może gdyby sama podała jakąś konkretną propozycję, to nawet mógłby spróbować. Nie ma jednak nic gorszego od anielicy, która jęczy, a nie chce wskazać dobrej drogi. Z takim Kirinem trzeba było konkretnie.
„Kirinie, maluj mnie jak swoje francuskie kobiety”
- Oh Rebeko, chciałem poczuć ciepło twego ciała na mym ramieniu, ponieważ ogarnia mnie wielki chłód nie tylko z powodu później pory, ale także z powodu zimna tych słów. - Zapiał melodyjnie powstrzymując się od chichotu na końcu. Podrzucił ją jeszcze jakby poprawiał worek ziemniaków na plecach, ale zamortyzował uderzenie uginając z lekka nogi.
Trochę nie rozumiał jej słów. Przecież on zachowywał się normalnie. To było jego normalne zachowanie, a to, że nie każdy mógł to zrozumieć, nie było jego problemem. Białowłosa nie miała jak spoglądać na jego twarz i szeroką gamę mimiki, która teraz uzewnętrzniała się z każdym słowem, a także krokiem. Nawet niesienie jej nie było takie przyjemne, jak zazwyczaj. Gdyby nie to, że faktycznie nieco przyśpieszyli, po prostu odstawiłby ją na ziemię stwierdzając, że ten pomysł był głupi.
- Jesteś pewna, że chcesz czekać na ten dzień? Jesteś nieśmiert... oh, faktycznie jesteś. Khekhekhe. - Zaśmiał się niczym pies, miał całkiem donośny śmiech. Gdzieś daleko poderwały się ptaki i szybko opuściły swoją kryjówkę w koronie drzew. Może jacyś fani ubogiego żartu docenią jego odzywki, ale w tym momencie nie było tu takich. Nawet zwierzęta postanowiły się oddalić.
Zamerdał ogonem przed nosem albinoski po czym wyszczerzył zęby.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.10.15 22:45  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Co poradzić, skoro różnica między interpretacją a stanem faktycznym niestety istniała i nie szło jej w tym momencie wyłapać. Faktycznie, anielica pozostawała bierna w stosunku do poczynań swego kolegi; powód jednak był zgoła inny, niż on to sobie wyobrażał. Nieszczególnie lubiła być wyręczana z tak fundamentalnych czynności jak chodzenie i irytowało ją, że została uznana za tą powolniejszą. W ogóle gdy ktokolwiek dawał jej odczuć jakąkolwiek niższość czy nieporadność, automatycznie klasyfikowała to jako osobisty przytyk. Że niby co, że ona chodzić porządnie nie umie? Jeszcze mu kiedyś pokaże, co to, to na pewno. Ale teraz musiała zrezygnować z bliżej niesprecyzowanych planów odgryzienia się za to wszystko i skoncentrować na tym, żeby nie utrudniać dobermanowi utrzymania swojej osoby w równowadze. Nie widziało jej się wylądowanie twarzą czy którąkolwiek inną częścią ciała na twardym, brudnym podłożu.
- Och nie, no przecież do niczego cię nie zmuszam. Jak ci tak wygodnie to sobie noś, noś do woli. Tylko później nie narzekaj, że ci niewygodnie, albo coś. - Liczył, że poda mu gotową odpowiedź? Niedoczekanie. Właśnie po to unikała mówienia zawsze wprost i dosadnie, by zmusić Kirina do wysilenia mózgownicy i jakichś umysłowych starań. Można było mieć nadzieję, że w ten sposób uda się utrzymać jego możliwości intelektualne na zadowalającym poziomie. W końcu jak wiadomo, narząd nieużywany zanika. Co pozwala postawić pytanie, jakim jeszcze organom może grozić zagłada.
Aż szkoda, że omijały ją wszystkie wymowne grymasy, które to jawiły się na obliczu wymordowanego. Na pewno ich obserwacja stanowiła ciekawą rozrywkę; chociaż gdyby tak się zastanowić, nie było to konieczne - Reb i tak była w stanie wyobrazić sobie cała tę mimikę, którą przecież miała okazję oglądać od dobrych paru lat i część obrazów było tak mocno zakorzenionych z jej pamięci, że bez problemu widziała je teraz przed oczyma.
- Och wybacz, to moja wina. Zapomniałam o tym, jak bardzo ci, biedactwo, potrzeba ciepłych słów -rzuciła z teatralnie udawaną troską. Ostrożnie obróciła się twarzą bardziej w kierunku podróży i nieznacznie przyciszyła głos. - Kaloryfer. Koksownik. Ognisko. Słońce. Kocyk. Wybuch gazu. Kakao. Piekarnik. - Specjalnie w taki sposób dostosowała swój ton wymowy, by słowa brzmiały miękko i delikatnie. Nie przejął jej nawet gwałtowniejszy ruch i lądowanie, które na szczęście nie były jakoś bardzo niebezpieczne. Uśmiechnęła się z własnego żartu, nawet jeżeli żadna żywa istota nie mogła teraz tego zobaczyć.
Normalność rzecz względna. To, co albinoska klasyfikowała w tej kategorii, dla żyrafy było zapewne skrajnym nonsensem - i na odwrót sytuacja wyglądała tak samo. Nie zamierzała jednak rezygnować ze swojego punktu widzenia tylko dlatego, że ktoś inny kierował się do niego przeciwnym.
- No właśnie. No właśnie niestety jestem - stwierdziła gorzko, po raz kolejny wlepiając beznamiętny wzrok w ciemną przestrzeń przed sobą. Gdyby tak rozważyć wszystkie dobre i złe strony długowieczności, to można by napisać o tym kilka esejów, parę prac dyplomowych i gimnazjalną rozprawkę. Sęk jednak w tym, co sama istota posiadająca ten przywilej osobiście o nim sądzi. Tak naprawdę Reb urodziła się w zwyczajnej (względnie) rodzinie i gdyby nie fakt, że się nie starzała, zdążyłaby kompletnie zapomnieć o tak prostym fakcie jak nieśmiertelność. W końcu anioła da się zabić, tak jak każdą inną istotę żywą. Różnica polega tylko na tym, że skrzydlaci, podobnie jak wymordowani, pozostają wiecznie młodzi, a ponadto nie są w stanie umrzeć ze starości. Taki bonus w zamian za użeranie się z cała ludzkością, mala rekompensata tych wszystkich lat wysiłku. Ale nawet mogąc istnieć na świecie tysiące lat, można się pewnych zjawisk nie doczekać, mimo najszczerszych chęci i podejmowanych prób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.15 10:32  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Dziwne było w ogóle myślenie, że Kirin nosiłby coś, przez co byłoby mu niewygodnie. Teraz nie odczuwał prawie wcale tego, że kobieta zwisała mu przez ramię. Przyzwyczajony do noszenia większych ciężarów wymordowany w niewielkim stopniu odczuł dodatkowe kilkadziesiąt kilogramów, chociaż może gdyby kazał jej przyczepić się go niby plecak, byłoby jeszcze lepiej. Że niby jakieś obciążenie dla kręgosłupa? Niezdrowe, bo nosi ciężar tylko na jednym ramieniu co wpływa na przekrzywienie naturalnego pionu ciała? Kto przejmuje się takimi problemami?
- Nawet gdybym chciał narzekać, to nie tobie. Aż takim masochistą nie jestem. - już to widział, kiedy następnego dnia ewentualnie wspomniałby o jakimś bólu pleców, a Rebeka pojawiła by się znikąd, niczym wróżka wzywana przez narzekanie jej podopiecznego tylko po to, by zrobić mu wykład poparty tekstami: „A nie mówiłam? Mówiłam. A jak mówiłam, to nie słuchałeś. Eh, czy ty kiedykolwiek mnie słuchasz? Nie. Nawet teraz nie słuchasz kiedy mówię!” czy coś.
Ograniczył kręcenie głową na boki, żeby nie manewrować ramionami za mocno. Kątem oka dostrzegł miejsce, w którym wcześniej siedział i odgłosem kroków odgonił z zakrwawionego miejsca grupkę jakichś gryzoni, która zwabione wonią krwi wyszły ze swych kryjówek, by sprawdzić, czy nie ma tam czegoś do zjedzenia. To z jednej strony normalne, a z drugiej nieco niepokojące, że na Desperacji nawet głupi gryzoń mógłby wtrynić Ci kończynę gdyby tak zapomnieć się i zasnąć w środku ruin. A przecież pokryte sierścią kulki wielkości dłoni były tu raczej jednym z przyjemniejszych gatunków, które mogły Cię złapać, pogryźć, przerzuć i wydalić w tej okolicy.
Gdyby faktycznie liczył na jakieś miłe słowa, zawiódłby się srogo. Czasami nawet taki Kirin liczył na odrobinę zrozumienia. Po takich słowach prędzej doczekałby się czegoś miłego od Fenka dla przykładu, a tutaj... czysta szydera i kpina z uczuć wymordowanego. Nie zareagował jednak, bo niczego więcej się nie spodziewał. Od początku nastawił się, że jego aktorski wywód nie może wzbudzić faktycznego współczucia kobiety. W tym wypadku się nie zawiódł – otrzymał dokładnie to, czego się spodziewał.
Mimowolnie jednak, parsknął krótko śmiechem, kiedy tak słowo po słowie przywoływało na myśl ogień, ciepło i akcję.
- Wybuch gazu? Ciekawe czy miastowi mają zewnętrzny rurociąg. Można by go podpalić i patrzeć, jak smażą się w swoich domach. - jego myśl skierowała się na tor, gdzie zaczął rozważać, czy mięso dziecka po usmażeniu smakuje lepiej niż to od dorosłego, lecz powstrzymał się przez mówieniem tego na głos. Skoro jednak już myślał o jedzeniu... - Ah, kakao... i ciastka z piekarnika...
Jego melodyjny głos rozmył się wraz z chłodnym podmuchem wiatru. Może kilka razy w życiu po życiu miał okazję spróbować tych specjałów, dlatego dziwne było, że tak się rozmarzył od samego myślenia. Gdzieś, kiedyś może miał okazję, by sprawić, że to połączenie dawało mu przyjemne uczucie w sercu, gdy już o tym myślał.
Nie odpowiedziała mu na pytanie. Może chciała być miła, dlatego uniknęła użycia niezbyt przyjemnych słów. Była nim zmęczona? Zawiedziona, że nic nie osiągnęła? Jakby tak spojrzeć w tył, Kirin był nieco bardziej 'dziki'. Nie lubił mówić, nie, nadal tego nie lubi. Wyglądało na to, że zakończył etap rozwijania się i teraz trwał tylko dzięki temu, że myśli z którymi żył istniały tak długo jak on sam. Bardzo był odporny na wiedzę, to było oczywiste od samego początku. Zamknięty w sobie, uparty dupek. Do tego on też był nieśmiertelny. Mógłby pozbyć się swojego życia, gdyby tylko tego zapragnął.
Nie odpowiedział jej nic na te słowa. Rozumiał to równie dobrze, co sama anielica. Wady i zalety takiego stylu życia czasami się równoważyły. Przede wszystkim jednak nie można było dłużej nad nimi myśleć, żeby nie wpaść w skrajne emocje.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.15 21:31  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Ej, ale przecież wcale tak nie musiało być! Skąd przypuszczenie, że Reb potrafiła wyłącznie czynić wyrzuty i prawić kazania? Z pewnością jej zakres umiejętności wykraczał znacznie poza same te dwie czynności. A że głównie z nich korzystała? No, na to nie mogła zbyt wiele poradzić. Skoro jej poczynania przynosiły raczej słabe rezultaty, nie pozostało jej wiele poza werbalnymi próbami jakiegoś szczątkowego wychowywania swojego podopiecznego. Zależało jej na tym bardzo mocno, by jakoś dojść z nim do ładu i czegokolwiek życiowego nauczyć, ale przy odczuwaniu porażki za porażką, zaczęła się do wszystkiego zniechęcać. Kto by nie był zawiedziony, gdyby lata jego praktyk okazały się bezużyteczne i nic nie warte? Może właśnie przez to zachowywała się w taki, a nie inny sposób - mając nieustanne wrażenie, że dla Kirina jest tylko przeszkodą w jego spokojnym i radosnym życiu, chciała chociaż siebie samą próbować przekonać do tego, że jest inaczej. A podobne wątpliwości miała bardzo często, nawet jeżeli nikomu nie było o nich wiadomo. Czasami tylko dało się dostrzec szczery smutek na jej twarzy, gdy jakieś zbłąkane myśli przyturlały się nie na ten obszar, na który powinny. Nadmierne poświęcanie swojej energii na dumanie nad rzeczami przykrymi bynajmniej nie było dobrym pomysłem, toteż gdy sama się na tym łapała, bezlitośnie ustawiała swą osobę do pionu i przywracała lepszy porządek umysłu.
- No tak tak, wiem. W końcu niedobra Reb nigdy nie rozumie - dorzuciła bardziej ze zrezygnowaniem, niż z choćby cieniem wyrzutu. Westchnęła nieznacznie i na powrót zajęła się wgapianiem w ciemne ruiny, bo przecież niczego innego nie miała do roboty. Każda czynność ruchowa zwiększała ryzyko upadku, a przecież nie zacznie teraz opowiadać bajek czy śpiewać, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Tylko urywana rozmowa dostarczała jej jeszcze jako-takiej rozrywki, bo gdyby tej zabrakło, zapewne po kilku chwilach Vincent trzymałby w rękach równie ciężką, ale wtedy już głęboko uśpioną anielicę.
Musiała się czymś zająć. Trzymać oczy otwarte, myśleć trzeźwo, nie usypiać. To wszystko na wypadek, gdyby zdarzyło się jakieś niebezpieczeństwo, czy też chociażby gdyby jej towarzyszowi zdarzyło się zgubić drogę - a nie było to niemożliwe. Wolną dłonią zaczęła delikatnie wystukiwać jakiś bliżej nieokreślony rytm na łopatce wymordowanego. Gdyby nie zechciał zwrócić na ten fakt uwagi, mógłby nawet nie poczuć owych działań, za to albinosce pomagały utrzymać koncentrację. Niby taka pierdoła, a jaka przydatna!
Nie zachowała się w miły sposób głównie z jednego powodu - wiedziała, że wcześniejsza wypowiedź żyrafy była wyłącznie grą, a nie wyrazem rzeczywistych odczuć. Gdyby miała świadomość, że rzeczywiście dzieje mu się krzywda, prawdopodobnie już po chwili miałby dość jej nadopiekuńczego świergolenia i ogólnej troski o jego stan. Ale skoro to wszystko były tylko żarty, to mogła pozostać uszczypliwa i się nie przejmować. Wykazywanie się zbyt dużą uprzejmością nie należało do nawyków Rebeki również z tego względu, że nie chciała być przez ich pryzmat oceniona. Skoro już za tym wymordowanym łaziła krok w krok i nieraz odczuwała, że on jej chyba wyraźnie ma dość, to wolała wymawiać się obowiązkiem, niż osobistymi względami. To by zabrzmiało... prawie jak słabość. Głupie, patetyczne frazesy z gatunku ale przecież mi na tobie zależy i temu podobne zwyczajnie wydawały jej się głupie.
- No, gdyby coś takiego mieli, to przeprowadziłoby się zamach roku. Ale też wysadzenie wszystkiego to tak trochę bez sensu, ogarnij ile różnych rzeczy by się zmarnowało. - Niestety, wysadzenie w powietrze całego Miasta chyba mijało się ze wspólnym celem wszystkich mieszkańców Desperacji. Jeżeli już coś psuć względem M-3 to po to, by poprawić swoją jakość życia, coś z tego wyciągnąć dla siebie, zapewnić sobie byt. Gdyby rzeczywiście cała instalacja gazowa w Mieście wybuchnęła, to ze wszystkich obiektów ukrytych pod kopuła zostałyby zgliszcza i sukcesu nie odniósłby nikt - cywilizacja cofnęłaby się do czasów sprzed wybudowania bezpiecznych azyli ludzkości. Co innego jednak, gdyby udało się spowodować jedynie częściowy wybuch i małe zamieszanie, w wyniku którego dałoby się coś osiągnąć... no no, to by nie było takie złe.
- Ow kurde, może lepiej sobie nie przypominać, bo się zrobiłam już głodna - jęknęła żałośnie. Gorzej się jej robiło na samą myśl o ciastkach, bo to przypominało, od jak dawna nie mieli w ustach czegoś konkretnego. Niestety, bimber nie liczy się jako pełnowartościowy posiłek. Serce aż samo się rwało do powrotu, by tylko rzucić się na każdą możliwą żywność w zasięgu ręki. Jak to mówią, żołądek piszczy, człowiek się niszczy, a w tym wypadku już nawet nie człowiek, a inne istoty żywe.


Ostatnio zmieniony przez Rebekah dnia 31.10.15 18:39, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.15 21:51  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
Po pierwsze, Kirin nie był nastolatką z problemami, nie miał ochoty dzielić się z kimkolwiek tym co może odczuwać, o ile w ogóle. Trzymanie wszystkiego dla siebie i rozwiązywanie problemów samodzielnie było dużo bardziej satysfakcjonujące i budujące. Chociaż dobre było to, że nie miał dylematów z gatunku: pomalować dzisiaj paznokcie na błękit nieba o poranku, czy chłodny morski turkus? Gdyby Rebece trafiła się jakaś młoda kobieta, miała by pewnie dużo więcej frajdy, a on? Skąd miał wiedzieć, czego pragną kobiety?
Odwieczne problemy płci brzydszej, czyli ich wiedza, a raczej jej brak na temat z drugiej połowy mieszkańców świata. Nie, koniec, tego myślenia było już za wiele jak dla jednego wymordowanego. Limit pomyślunku dla tej rasy na obszarze jednego kilometra dookoła został wyczerpany na resztę dnia. Do głosu zaczynały dochodzić instynkty, męskie i te całkiem zwierzęce. Brakowało tylko, by jak to w bajkach bywa, zamiast rzeczy i ludzi dookoła zaczął dostrzegać kawałki mięsa. Z jednej strony miał łatwiej od anielicy, nie był wybredny i mógłby zjeść nawet robaka bez obawy, że jego żołądek zaprotestuje w czasie krótszym bądź dłuższym od zdarzenia. W momencie kiedy zagustował w ludzkim mięsie poprawiła się jakość jego życia. Kiedy tak napotykał jakiegoś przypadkowego człowieka, wiedział już, że poza wzbogaceniem się napcha także żołądek. Teraz zaczął mu się marzyć taki wypad jak z Fenkiem do kasyna. To była prawdziwa uczta dla ich obojga, chociaż każdy z dwóch dobermanów zaspokajał inne potrzeby, ale przecież nikt nie był niezadowolony. Może poza dzieckiem, które zostało w połowie zjedzone żywcem, albo facetem którego wnętrzności rozlały się po podłodze, czy może trójce mężczyzn, którzy dostali po ciosie w twarz od wściekłego wymordowanego. A to była tylko jego część z tego placu zabaw zwanego kasynem. Czysta przyjemność.
Podniósł głowę do góry i jęknął głośno, wypuszczając parę z ust. Był głodny, a dzisiejszego dnia tylko pił. To nie było wcale takie złe, ale nadal brakowało najważniejszej rzeczy, a więc samego jedzenia. W postaci mięsnej, roślinnej czy jakiejkolwiek innej. Wył niczym ranne zwierzę w tą ciemną noc spodziewając się może, że taki hałas zwabi do niego jakieś zwierzę. Zupełnie inna taktyka od dotychczasowej.
- Nie obchodzi mnie to miasto, wszyscy powinni się tam usmażyć i zniknąć z tego świata. To wielka klatka dla słabeuszy, którzy boją się Desperacji, nic więcej. Taki gatunek nie ma przyszłości. - zaszalał i powiedział coś nawet całkiem mądrego. Nie znał się na ewolucji, biologii, przewidywaniu przyszłości ani czymkolwiek innym, co pozwoliłoby mu wyciągnąć takie wnioski. Ta myśl pojawiła się w jego głowie dokładnie w momencie, gdy ją wypowiadał. Dał upust swojej frustracji spowodowanej zmęczeniem i głodem wyobrażając sobie płonące zgliszcza miasta i ciepłe, ludzkie zwłoki. Musiałby walczyć z innymi zwierzętami o takie zdobycze.
- Pławią się w luksusach, mają żarełko na wyciągniecie ręki, kupują co tylko chcą i kiedy chcą w ilości jakiej pragną, wyrzucają resztki tylko po to, by kupić coś nowego z powodu zachcianki. Martwią się swoje grube, tłuste dupy owinięte w drogie materiały. Nienawidzę ich. - Z każdym słowem mówił co raz głośniej, skończył niemalże krzycząc w przestrzeń przed sobą i powarkiwał od czasu do czasu. Chciał jeszcze kopnąć coś kilka razy, ale przypomniał sobie, że niesie Rebekę i takie nagłe wierzganie w wykonaniu żyrafy może okazać się dla niej zabójcze.
To dziewczę jest takie papierowe, masakra. Pewnie sama chciałaby żyć w mieście w luksusach.
Pokręcił nosem niezadowolony i cmoknął wymownie. Jego brzuch odezwał się z głośnym: „blghrrrrrrr” demonstrując ostateczną formę zła.
- Głodny jestem! - Warknął. - Czy Łowcy nie mogą nam wysłać jedzenia? Co z nich za sojusznicy? Sam zjem jakiegoś i będzie najlepiej. Przydadzą się na coś w końcu. A jak nie chcą tracić ludzi... to poproszę hamburgery, frytki z posypką serową, pizze, kawał mięsa w sosie czosnkowym, ze dwie świnie z jabłkiem w pysku i solone ryby.
Od jakiegoś czasu zaczęły mu smakować ryby. Przygoda nad oceanem jednak miała swoje plusy, odkrył nowe smaki i poszerzył swoje horyzonty. Inaczej mówiąc, po prostu się zgubił i cudem przeżył.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.15 18:37  •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
W rzeczywistości każda kobieta jest dla mężczyzn niczym otwarta księga.
O fizyce kwantowej.
Po chińsku.
Czcionką rozmiaru 1.
Życzymy miłej lektury! A tak na serio: to naprawdę nie wygląda tylko w ten sposób, że przedstawicielek płci żeńskiej nie da się zrozumieć. Da się, ale droga do tego jest długa, trudna i zawiła, co zazwyczaj nawet je same przerasta. Czasami jest możliwym, by się domyślić, czego chce dziewczyna - wystarczy trochę obserwacji i wysłuchania, co powie. Innym zaś razem taka istotka sama nie wie, o co jej chodzi i działa w stu procentach intuicyjnie, co niestety wyklucza możliwość zrozumienia czegokolwiek. I trudno; można próbować, można sobie odpuścić, a żadna z tych opcji nie daje gwarancji, że się będzie choćby w małym stopniu usatysfakcjonowanym. Niestety, właśnie tak działa życie i relacje międzyludzkie. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Może rzeczywiście Rebece żyłoby się łatwiej, gdyby pod opiekę dostałaby jej się jakaś miła, ułożona dziewoja. Właściwie cała sprawa miałaby się o wiele, wiele lepiej, gdyby trafiło na kogokolwiek innego. Bądźmy szczerzy, jakiegoś innego irytującego osobnika zapewne potrafiłaby zignorować i nie przejmować się tym, że coś złego może się stać. Z bardziej ugodową osobą też raczej nie miałaby problemów. Tylko Kirin musiał stanowić istotę na tyle specyficzną, że tak bardzo jak anielica miała go dość dzień w dzień, tak równie mocno nie potrafiła sobie odpuścić nieustannego nad nim czuwania. I choćby próbowano ją do tego zmusić, tego niby przykrego obowiązku już nigdy by nie rzuciła, nigdy i za nic w świecie. Głupie, niezrozumiałe, nielogiczne, kompletnie absurdalne... ale cóż, prawdziwe. Najwidoczniej pod pewnymi względami była stereotypową kobietą, która postępuje wbrew wszelkiemu sensowi.
Głód to okropnie nieprzyjemna sprawa. Uczucie wszystkich skręcających się wewnątrz organów układu pokarmowego, których każda komórka błagalnie woła o dostarczenie choćby najmniejszej ilości jedzenia. Stopniowo słabnący organizm, wdzierający się w głowę uporczywy ból, kołatająca się po organizmie pustka i nieznośne wrażenie, że jeszcze kilka sekund i wywrócisz się na lewą stronę. Bycie niewybrednym miało ogromne ilości zalet, ale niestety, nie każdy umiał wprowadzić do swojej diety pokarmy pochodzenia takiego, które aż odrzuca.
Westchnęła po cichu, pozwalając wymordowanemu wygłaszać swoją pełną złości mowę. Nie chciała mu przerywać, niech się chłopak wyszaleje i wyładuje, bo sam zapewne najszybciej się uspokoi poprzez wyrzucenie z siebie tego wszystkiego, co pojawiało się w mózgu pod wpływem chwili. Może i nie miała takiego samego zdania, ale wolała tę kwestię przemilczeć. I tak nikogo obecnie nie interesowało to, że albinoska nie miała żadnych problemów w związku z istnieniem Miasta. Znaczy, może miała jego mieszkańcom trochę za złe zamknięcie się na pomoc osobom, które nie miały aż tyle szczęścia, jednak równie mocno rozumiała strach przed wymordowanymi czy aniołami. Ludzie mają to do siebie, że nie lubią tego, co obce. Trudno teraz wymagać od całego gatunku, żeby nagle zmienił swoje odwieczne przyzwyczajenia. Z drugiej zaś strony nie da się ukryć, że zamknięte za murami społeczeństwo w dużej mierze wyglądało na tchórzy, którzy nie umieliby się zmierzyć z okrucieństwem prawdziwego świata. Tak źle i tak niedobrze.
- Przeeestaaaań - wymamrotała zbolałym głosem gdzieś w plecy mężczyzny, chowając niemal całą swą bladą twarz w brudnej, szarej koszulce. Zacisnęła powieki i obróciła głową kilka razy, próbując sobie poradzić z boleśnie przyjemnymi wizjami, jakie pojawiały się w jej myślach wraz z każdym słowem Vincenta. Nie powinien był tyle mówić o jedzeniu. Żołądek aż się jej skręcał na samo wspomnienie wszystkich tych dań, których nawet gdyby nie lubiła, teraz zjadłaby bez mrugnięcia okiem. Mogła wyglądać na anemiczną, ale potrafiła opędzlować naprawdę spore góry żywności. Gdyby tak mieć... porządny, tradycyjny obiad. Jakiegoś kotleta, porządny rosół. Albo ciastka! O Boże drogi, za dobre ciastka chyba nie omieszkałaby się w tej chwili zabić! (No dobra, tu wyolbrzymiam, ale wszyscy wiemy o co chodzi). Już nawet nie wspominając o wszystkich innych dobrych rzeczach, jakie raz po raz podsuwała wyobraźnia, czyniąc z każdej sekundy niewyobrażalną wręcz torturę. A oprócz głodu było jeszcze zimno. I ciemno. I do domu nadal daleko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ruiny - Page 6 Empty Re: Ruiny
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach