Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Go down

Pisanie 21.06.18 22:49  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Kamień potoczył się leniwie bo suchej ziemi, kiedy kopnął go bez konkretniejszego celu. Desperacja nic się nie zmieniała. Nieważne kiedy ją "odwiedzał", bez znaczenia podczas jakiej pory roku. Zdawały się zlewać w jedność. Tę samą, wysuszoną krainę, której jedynym nawodnieniem była krew. Cuchnęło śmiercią i rozkładem. Gdziekolwiek nie spojrzał, ruiny. Przygnębiający obraz. Najbardziej chyba jednak dołowała świadomość, że ilekroć któryś z jego braci albo sióstr wyciągali pomocną dłoń w stronę wymordowanych, to ci ją gryźli. Wszystko, co anioły przynosiły ze sobą, wymordowani psuli. A przynajmniej ta zdziczała część. Irytowało, ale jednocześnie ściskało za serce.
Przystanął na moment wpatrując się w swoje ubrudzone pyłem buty i mruknął coś niezrozumiałego i nadąsanego pod nosem. Ile to razy miał ochotę złapać takiego wymordowanego za pysk i nim potrząsnąć? Ile to razy miał ochotę coś zrobić? Ale w ostateczności nigdy nie podniósł na nikogo ręki bez powodu. A raczej sam z siebie, chyba że w samoobronie. Palce opadły lekko na pasek spodni, który podtrzymywał katanę. Należał do tej młodszej generacji, przesiąkniętej ludzkimi cechami i żądzami, wodzony za nos przez ziemskie pokusy. Nie znał Boga. Nigdy go nie spotkał, nie słyszał jego głosu, nie czuł jego obecności. Bywały dni, w których poddawał wątpliwościom jego istnienie. Że może to jedynie wymysł starszych aniołów tylko po to, by trzymać w garści całą anielską społeczność. Szybko jednak wybijał sobie z głowy tak grzeszne myśli, karcąc samego siebie.
Musiał wierzyć.
Zatrzymał się gwałtownie, kiedy zdał sobie sprawę, że nie jest sam w ruinach. Jego wzrok napotkał wysoką sylwetkę mężczyzny, a dłoń powędrowała do tyłu, zaciskając palce na rękojeści miecza. Wpatrywał się w milczeniu w mężczyznę, czując podskórnie, że go skądś kojarzy. Ale skąd?
Gwałtownie próbował przekartkować swoją pamięć, by ostatecznie natrafić na pożądaną stronę.
Miał.
Ty... - powiedział cicho, nie poruszając się z miejsca. Co prawda osobiście nie znał tego anioła, ale znał go na tyle, by wiedzieć, że bramy Edenu zostały przed nim zamknięte. A to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Miał dwa wyjścia. Albo spróbować wycofać się, albo skonfrontować się z nim. Istniała jeszcze trzecia opcja, najmniej oczywista i najbardziej znikoma. Istniało małe prawdopodobieństwo, że drugi anioł po prostu nie rozpozna w nim pobratymca. Wtedy podszywając się pod wymordowanego albo człowieka, mógł uniknąć ewentualnego starcia a nawet wywąchać jakieś cenne informacje. Wystarczyło zaryzykować.
Dlatego nie uciekł, wpatrując się w mężczyznę.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.06.18 12:07  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Meforael wbrew obiegowej opinii nie był mordercą. Zabijanie nie sprawiało mu bowiem żadnej przyjemności, więc unikał tego procederu. Nie był również sadystą, chociaż odkąd został wygnany z Edenu musiał udowodnić co nieco innym, by ci zaczęli się go bać. Tak, chwilę po jego wygnaniu Desperacja zalała się krwią, ale skrzętnie zatajane szlaki i tropy sprawiały, że był nie do wytropienia. Ludzie gadali, ludzie podejrzewali, ale nikt nigdy nie złapał go za rękę, przez co otoczyła go aura tajemniczości, ale i cichej, zawieszonej w powietrzu groźby. Wiadomo było, że był niebezpieczny, ale w zasadzie nikt nie wiedział jak bardzo. Ani czy w zasadzie słusznie podejrzewano go o to co zrobił.
Walka o przetrwanie dosięgnęła nawet tego pierzastego.
Anioł siedział na ławce i wystawił swoją twarz na zbawienne działanie słońca. Jego ciało potrzebowało odpoczynku oraz nieco świeżego powietrza. Wygnanie więc, w pewnym sensie, wyszło mu na dobre. Zmusiło go do ruchu, do częstszego przebywania na "świeżym" powietrzu. Co prawda, zewsząd czuł zapach śmierci, zgnilizny, potu oraz nieprawidłowo ukrywanych fekaliów, ale mimo wszystko czasem cieszył się z tego. Co prawda był poddenerwowany tym, że został wygnany z tak durnego powodu jakim była anihilacja ludzkości, ale co poradzić? On chciał tylko ratować umierający świat, który był mu tak drogi. Ciekawiło go jednocześnie, co też anioły mówią o nim w Edenie. Czy w ogóle mówią? Czy może został zapomniany jak reszta?
Wtem usłyszał jakieś słowo. Nie zwrócił uwagi na jego znaczenie, gdyż zbyt był pochłonięty oddawaniem się kontemplacji otoczenia, ale jednak zwrócił uwagę na osobnika, który się do niego zwrócił. Zerknął na młodego mężczyznę i dostrzegł, że ten był spięty.
"Rozpoznał mnie.", pomyślał. Młodzik wyglądał, jakby się zastanawiał, czy powinien uciekać, zostać, czy walczyć? Dodatkowo, aniołowi twarz wydawała się znajoma. Ale skąd go mógł kojarzyć? Po dosłownie kilku sekundach przypomniał sobie, że ów młodzieniec jest aniołem, bo na pewno widział go w Edenie. Imię? Nat? Natei? Nathair? Chyba Nathair.
Meforael uśmiechnął się lekko do anioła.
- Witaj Nathair. Usiądź, porozmawiajmy. - powiedział do niego spoglądając na niego. Nie natarczywie, nie offensywnie. Po prostu.
- Od dawna nie widziałem żadnego pobratymca. - powiedział, po czym przesunął ze środka ławki na bok, by zrobić młodemu miejsce. Mef był dosyć ciekawy tego, jak się potoczy dalej ta sytuacja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.18 22:55  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Znał jego imię, co było dość interesujące. Zwłaszcza, że Nathair już od wielu, wielu lat zaprzestał przedstawianie się ze swojego pierwszego imienia nieznajomym. Nieważne czy na Desperacji czy w samym Edenie, jeżeli ktoś oczywiście go nie znał. Tym bardziej wolał zachować stosowny dystans od niego. Nie ufał mu. Nawet, jeżeli należeli do tej samej anielskiej rodziny. Nie zamierzał jednak uciec czy dać mu do zrozumienia, że ma go gdzieś. Powoli ruszył z miejsca, i choć palce nadal zaciskały się dookoła rękojeści broni, nie wyciągnął jej, delikatnie rozluźniając napięte mięśnie.
Nie usiadł obok, tak, jak go zapraszano. Wolał spoglądać mu w oczy podczas rozmowy, przyglądać się jego mimice, każdej najmniejszej zmarszczce, która zawitałaby na jego twarzy. Wybrał samotny kamień na przeciwko niego, na którym usiadł, nieco się rozluźniając, chociaż do samego końca był gotowy do.... właściwie czegokolwiek.
Anioły nie są tu mile widziane. Nie, inaczej. Stanowią drogocenny łup dla Desperatów. Wielu z aniołów ukrywa swoją prawdziwą tożsamość i przynależność. - odpowiedział dość sucho, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia. Właściwie on sam wielokrotnie kłamał, że jest albo człowiek żyjącym na ziemiach Desperacji, albo wymordowanym. Jedynie naprawdę wąskie grono znało prawdę.
Anioły wolą zapłacić okup za swojego brata albo siostrę, niż próbować go odzyskać siłą. To zrozumiałe. Zdesperowani Wymordowani chwytają się wszystkiego, aby przeżyć. Zresztą, lepsze porwanie za okup niż sprzedaż anioła Kościołowi Nowej Wiary za garść ryżu. Albo zjedzenie go. - dodał, a w jego spojrzeniu na krótką chwilę wkradło się zirytowanie samym faktem, że takie sytuacje miały miejsce, ale również i smutku. Takie rzeczy zawsze potrafiły przygnębić.
Zresztą, powinieneś o tym wiedzieć. Mieszkasz tutaj. - powiedział nieco z wyrzutem. Nie chodziło już o sam fakt mieszkania na Desperacji, bo przecież naprawdę wiele aniołów wybierało tutaj mieszkać, z różnych powodów, głównie by być bliżej biednych istot. Chodziło mu o sam fakt odwrócenia się przez anioła plecami do jego braci oraz sióstr. Tego Nathair nie był w stanie wybaczyć.
Czemu odszedłeś? - zapytał nagle, przechylając się nieznacznie do przodu i oparł łokciami o kolana, wpatrując się w niego intensywnie. Chciał poznać odpowiedź. Jego punkt widzenia.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.18 21:54  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Nathair całym sobą wyrażał gotowość do walki. Czy to wynikało ze złej reputacji Meforaela? Czyżby niebo zrobiło mu jakąś antyreklamę? Warto było się tego dowiedzieć. Ale to może później będzie ku temu okazja. Teraz należało się skupić na towarzyszu, który był całkowicie skupiony na poczynaniach Upadłego. Bał się? A może to przez wzgląd na szacunek? Nie...to ostatnie brzmiało irracjonalnie.
Obserwator wiódł wzrokiem za swoim młodszym bratem, który nie pozostał bierny na jego zaproszenie, ale wybrał kamień naprzeciwko niego. Było to dziwne posunięcie, ale cóż mógł zrobić? W końcu nie przepadał za przemocą, jakkolwiek dziwnie to brzmi, biorąc pod uwagę, iż jego planem było zniszczenie ludzkości i wymordowanych. Nie trzeba tego było jednak osiągać agresją. Może wystarczyło ich odpowiednio podjudzić przeciwko sobie i powybijają się nawzajem? Sam nie wiedział co byłoby lepsze, mimo iż pewien plan kształtował mu się w głowie od... jakiś trzystu lat. Pewne poczynania zostały poczynione, ale wygnanie nieco wszystko pokrzyżowało.
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednakże nie koniecznie trzeba się na siłę ukrywać. Wystarczy wyrobić sobie markę. Chociaż faktycznie, im mniej osób wie, tym lepiej. - rzekł, uśmiechając się ciepło do Nathaira. Chciał rozładować jakoś atmosferę, bo nie na rękę mu było spoglądanie na niego jak na złoczyńcę. Oparł się wygodnie o oparcie ławki, po czym wyciągnął papierosa i zapalił. Tak, Meforaelowi się to zdarzało. Uważał, iż była to przyjemna, chociaż całkowicie pozbawiona sensu czynność. Niemniej jednak, nie mógł jako anioł od tego umrzeć, zatem co mu szkodziło? Zaciągnął się dymem mocno w płuca, czując to przyjemne drapanie w gardle.
Mężczyzna skrzywił się na wspomnienie o Kościele Nowej Wiary. Dla niego ta organizacja nie powinna istnieć i chociaż wieki temu powstała ze szlachetnych pobudek, tak teraz była własną karykaturą, wypaczoną przez krzywe zwierciadło umysłów idealistów, którzy byli na tyle charyzmatyczni, by wmówić tym bezmózgim kupom błota i gówna co tylko im się żywnie podobało. Z jednej strony Upadły żywił głęboką odrazę do tego organizacji, a z drugiej musiał przed sobą niechętnie przyznać, że szanował ich umiejętności manipulacji.
- Lepiej nie wspominajmy o Kościele Nowej Wiary. Rodzi się we mnie gniew, gdy pada ta nazwa. - rzekł już nieco ostrzejszym tonem niż wcześniej, ale wciąż panował nad sobą. Nie zamierzał dać się zbytnio ponieść emocjom. Nie tutaj i nie teraz.
I tak, Obserwator usłyszał ten wyrzut w głosie Nathaira. Wiedział, że niektóre anioły wybierały Desperację jako swoje nowe miejsce zamieszkania tylko po to, by być "bliżej tych biednych, potrzebujących istot". Aż się rzygać chciało jak się słyszało taki świętoszkowaty bełkot.
Ostatnie pytanie jednak sprawiło, iż Meforael zerknął uważnie na swojego rozmówcę? Czy to tak było uważane? Że Meforael sam odszedł odwracając się od swoich braci i sióstr? Że porzucił wszystko, co reprezentował sobą przez miliony lat? Że przez ten cały czas był w stanie zostawić za sobą wszystko o co walczył, w co wierzył, co kochał? Czy to tak właśnie myślano?
- Odszedłem? Tak wam opowiadają? - powiedział, po czym roześmiał się. Był to śmiech szczerego rozbawienia, w którym jednak dało się usłyszeć dziwną, ciężką do zidentyfikowania nutkę. Drobina rozgoryczenia? Coś jak śmiech przez łzy?
- Oj, mój drogi bracie. Prawda jest o wiele bardziej skomplikowana, niż to proste kłamstwo, którym, jak widzę, zostałeś nafaszerowany przez naszą radosną rodzinkę. - rzekł, kładąc szczególny, ironiczny nacisk na przed ostatni wyraz. - Lepiej mi powiedz, co ty robisz w Desperacji? Obowiązki zawodowe? Bo z tego co pamiętam to jesteś aniołem stróżem jakieś mało znaczącego członka DOGS. Mylę się? - zapytał. Tak, Meforael jeszcze nie dawno próbował sobie przypomnieć imię tego młodego anioła. Ale gdy to już zrobił, to zaczął kojarzyć pewne fakty, przypominać sobie co nieco. W końcu Upadły swojego czasu obserwował wiele osób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.18 21:10  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Usta drgnęły, jakby lada moment miały wykrzywić się w mdłym uśmiechu, ostatecznie pozostały jednak na swoim miejscu, zaciśnięte. Wpatrywał się w niego milcząc, wystawiając jego cierpliwość na próbę. Wreszcie, gdy bluźniercze wargi drugiego anioła zamknęły się, Nathair powoli wyprostował plecy i przechylił lekko głowę w bok, choć wzrok nadal tkwił unieruchomiony w sylwetce siedzącej na przeciwko.
- Wyrobić sobie markę. - powtórzył niemal bezdźwięcznie za nim, dopiero teraz pozwalając kącikom ust na uniesienie się, chociaż daleko było temu do radosnego uśmiechu.
- Jak mniemam ty sobie taką wyrobiłeś? Teraz prawie każdy schodzi ci z drogi, gdy tylko cię ujrzą, co? - parsknął pod nosem, nie mogąc uwierzyć, ileż to arogancji zalęgło się w tym aniele. Desperacja maczała w tym swoje podłużne i lepkie palce, Nathair. Możliwe. Całkiem możliwe.
- Niech będzie. - dodał z nutą rozbawienia, daleko będąc od uwierzenia aniołowi. Desperacja była pełna niebezpiecznych osobników. Zwłaszcza tych rozumnych i Nathair nie potrafił uwierzyć, że wystarczyło "wyrobić sobie markę" by bez problemu hasać po jej ziemiach, nie obawiając się handlarzy czy innych zbrodniarzy. Takie myślenie było naiwne, równe na poziomie rozumowania dzieciaka żyjącego w idealistycznym świecie.
Wyprostował nogi, zarzucając kostkę na kostkę, pozwalając sobie na przybranie nieco luźniejszej pozycji.
- Masz tyle lat i nadal nie potrafisz zapanować nad agresją? Nie świadczy to najlepiej o tobie. - wymruczał zaczepnie i jednocześnie niewinnie, jakby jego słowa nie były w żadnym wypadku posiłkowane nieprzyjemnym odbiorem. Prawdę powiedziawszy Nathair nie lubił i nie ufał prawie każdemu, kogo spotykał na swojej drodze. Bez znaczenia czy był wymordowanym, człowiekiem czy nawet aniołem. Wydarzenia w Edenie skutecznie uodporniły go na wdzięki i charyzmę innych istot. Nieważne, jak ładnie zapakowane były ich słowa. W każdym z nich płynął jad. Byli jak węże, które tylko czekają, aż króliczek się zmęczy.
- Nie mówią o tobie. - odparował niemal od razu, nie mijając się z prawdą. W Edenie, owszem, wspomina się o Upadłych, ale nie uczą o nich ani też nie trąbią o tym na okrągło. Jeżeli mężczyzna sądził inaczej, był w błędzie. Informacje, jakie Nathair posiadał, pozyskał we własnym zakresie.
- To był eufemizm. Właściwie nie obchodzi mnie czy odszedłeś sam, czy zostałeś wyrzucony. Ważne, że nie masz tam wstępu, więc zrobiłeś coś złego. To mi wystarczy. - był szczery. Nie obchodził go powód, bo jakiś na pewno był. Liczył się za to skutek. A jaki był, wszyscy wiedzieli.
Niemalże nie parsknął śmiechem słysząc określenie Ryana jako nic nie znaczącego członka DOGS. Skoro uważał zastępcę, drugą najważniejszą osobę w hierarchii jako nic nie znaczącego członka, no cóż, nie zamierzał ani potwierdzać, ani też zaprzeczać. Niech sobie żyje w tym swoim fałszywym przeświadczeniu.
- Skoro tak twierdzisz. - mruknął, a na usta wpełzł lisi uśmiech.
- Spaceruję. Można powiedzieć, że zwiedzam i jestem turystą. - prawdziwej odpowiedzi również nie zamierzał mu udzielić. Nie było warto.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.18 20:32  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Meforael był cierpliwym aniołem. Był w stanie wytrzymać tony obelg, hektolitry kpin wylewanych na niego, czy też całe grudy nieuprzejmości rzucanej prosto w niego. Wytrzymywał to, bo  w innym przypadku już dawno temu dałby się ponieść emocjom i zrobiłby coś złego, co nawet w jego mniemaniu było obrzydliwe i niewybaczalne.  Znosił cierpliwie słowa swojego  młodziutkiego towarzysza.
- Daruj sobie kpiny. Zdziwiłbyś się, jak skuteczne potrafi to być. - powiedział, nie czując potrzeby, by  wyjawiać cokolwiek więcej, by wtajemniczać Nathaira w ten, poniekąd, rozsądny punkt widzenia. W  końcu...czyż nie najciemniej było pod latarnią? Czyż to w Desperacji nie był najbezpieczniejszy jako Upadły? W końcu tutaj morderstwa były na porządku dziennym i to morderstwa popełniane z dużo bardziej błahych powodów, aniżeli chęć przetrwania.
Stwierdzenie odnośnie agresji było jednak poniżej pasa. Co niby taki szczyl mógł na ten temat wiedzieć? No co? Według Meforaela nic. Tym razem  to on się roześmiał.
- Nathairze, gdybym nie panował nad złością to to miejsce już od dawna wyglądałoby inaczej. -rzekł wyobrażając sobie przez chwilę Desperację pogrążoną w ogniu, zalaną krwią, przesyconą krzykami umierających. A wystarczyło tylko pozabijać niegodziwców,by uczynić ten świat lepszym. Inna sprawa, że teraz niegodziwcy stanowili na prawdę dużą część społeczeństwa.
Mężczyzna zapatrzył się w przestrzeń gdzieś ponad ramieniem swojego rozmówcy. Poniekąd słuchał tego, co anioł  miał mu do powiedzenia. Nie mówili o nim, nie mówili o upadłych bla bla bla. Nic nie znaczące, puste słowa, które, wszakże, były odpowiedzią na jego pytanie. Czyżby Upadły posunął się w swojej arogancji aż do tego, by wypytywać się, co inni o nim mówią? Desperacja zaczynała na niego wpływać, czy to mu się podobało czy nie i chociaż tego nie widział, a raczej nie chciał widzieć, tak fakt pozostawał nieodzowny. Może plan resocjalizacji Meforaela nie był taki głupi?
To znaczy, może i byłoby to mądre posunięcie w przypadku kogoś innego, ale nie jego.
Wprawdzie pewne jego poczynania zostały pokrzyżowane, ale za to  inne stanęły otworem. Stanął na ziemiach Desperacji unikając podejrzeć tego, co tak na prawdę zamierzał zrobić. W końcu w Edenie wiedzieli jedynie, że chciał zrobić coś przeciwko ludzkości i abominacjom zwanymi Wymordowanymi. Nikt nie wiedział jednak co dokładnie. I że jego głównym zamiarem była anihilacja gatunku. Ale dowiedzą się. W swoim czasie.
- Zło jest pojęciem względnym. To co w Edenie jest nazywane złem, tutaj nazywa jest przetrwaniem. Normalnością.  Ale sam przecież o tym powinieneś wiedzieć. - rzekł jedynie
Wspomnienie o Fuckerze w jakiś sposób zadziałało na Nathaira. Niemniej jednak, Fucker był dla Meforaela nic nie znaczącym członkiem DOGS. Zresztą, dla niego cała ta organizacja wydawała się być kpiną. W końcu on sam widział na własne oczy wszystkie powstające i upadające organizacje, wszystkie rządy choćby nie wiadomo jak brutalne. Wszystko to widział i nie robił nic, by zrobić z tym porządek. W końcu to był "Boży plan". A z tym nie można było dyskutować.
- Masz tupet, braciszku, kłamać w żywe oczy. Albo może to nie kłamstwo, a kpina? Cóż, tak czy inaczej masz jaja by to robić. - powiedział, nachylając się nagle do swojego rozmówcy. Był to gwałtowny ruch, który mógł zostać odebrany różnie. Reakcją Upadły się jednak nie przejmował. Anioły, a przynajmniej większość z nich, sięgała po przemoc jedynie w ostateczności. - Widać jak bardzo Desperacja na ciebie wpłynęła. Czyżby Bóg nie uczynił kłamstwa jednym z najcięższych grzechów? - powiedział uśmiechając się do stróża. Nie był to jednak ciepły,poczciwy uśmiech. Było w nim coś groźnego, coś drapieżnego. Jakby...niema groźba? A może obietnica czegoś co...chwilowo było nieuchwytne dla nich obu?
Odchylił się z powrotem na swoje miejsce.
- Nathairze, bracie. Grzeszysz  jak każdy inny, ale czy tak na prawdę widziałeś grzech? Widziałeś jego wylęgarnię? To, z czego on się bierze? - zapytał, dobrze bawiąc się tą całą sytuacją. Sytuacją, która wydawała się niemalże groteskowa w tym otoczeniu. Irracjonalna, a jednocześnie....najbardziej naturalna ze wszystkich możliwych. Dwa anioły siedzące na ziemi i gawędzące sobie po przyjacielsku. Dokąd jednak ta rozmowa miała ich obu zawieść?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.18 21:09  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Uśmiechnął się w jego stronę w niewinny sposób, jakby rzeczywiście nie był jeszcze skażony Desperacją. Uniósł delikatnie obie dłonie w obronnym geście.
- Kpić? Skądże. Jakbym śmiał kpić z kogoś tak doświadczonego, kto wyrobił sobie renomę, że nie musi martwić się niebezpieczeństwem Desperacji. - powiedział cicho, a lewy kącik ust brutalnie wykrzywił się w paskudnym wyraźnie. Zdawał sobie sprawę, że bywał ciężkim rozmówcą. Już od dawna przestał szanować inne anioły za to, co mu zrobiły. Nie oznaczało to jednak, że chciał je wszystkie wytępić. O ile nie pakowały się butami w jego życie, rozgrzebując wszystko wedle własnego uznania, pozostawał neutralny. Odchylił lekko głowę, wpatrując się leniwe chmury, które powoli przykrywały nieboskłon.
- Jesteś dość arogancki, co? To też grzech. Zresztą... - przeniósł spojrzenie na drugiego anioła, chociaż nie ruszył głową nawet o milimetr.
- Skąd taka pewność, że kłamie? Może mówię prawdę? Może naprawdę jestem turystą. Dlaczego od razu zakładasz najgorsze? I wydawało mi się, że morderstwo jest jednym z najcięższych grzechów, a nie niewinne kłamstewka. - mlasnął nieco zdegustowany, jakby właśnie zjadł coś naprawdę nieprzyjemnego, coś pokroju znienawidzonej przez większą część ludzkości lukrecję. Przez moment wyglądał jak ktoś, kogo zaczyna powoli męczyć rozmowa, kogoś, kto najchętniej podniósłby swoje szanowne cztery litery i udał się w swoją stronę. Ale nie ruszył się z miejsca. Przymknął zamiast tego powieki, pozwalając delikatnemu wiaterkowi przemknięcie po odkrytej skórze.
- Przetrwanie. To tylko wymówki, nie uważasz? To tylko dzienne wymówki dla zezwierzęcenia, w które popadają inni, w tym anioły. Może i nie mieszkam na stałe na Desperacji, ale jestem stałym bywalcem tego miejsca. wielokrotnie próbowano mnie pobić, porwać, zgwałcić i zabić. I wiesz co? Nigdy nikogo nie zabiłem, nawet w imię przetrwania. Da się? Da. Ale lepiej wybrać tę prostszą i mniej skomplikowaną drogę, czyż nie? - wreszcie uchylił powieki i spojrzał bezpośrednio na drugiego anioła, prostując plecy.
- Bo to w końcu ku chwale przetrwania. Hej, powiedz mi, zabiłeś już kogoś w imię przetrwania? Jakie to uczucie? Spodobało ci się? - przechylił głowę lekko w bok, ale przez jego słowa nie przemawiała ciekawość, tylko pewnego rodzaju chłód. Jakby z góry założył, że anioł to zrobił i naprawdę czerpał radość z pozbawiania życia innej istoty, choć niewątpliwie czekał również na jego wersję wydarzeń.
- Grzeszę, jak każdy. Ale są różne stopnie grzechu. Różne jego gniazda. Widziałem wystarczająco wiele, mój drogi. - dodał, a cień, który padł na jego twarz momentalnie ulotnił się, pozwalając na powrót wpłynąć zmęczeniu. Westchnął ciężko i wreszcie wzruszył ramionami.
- Czego właściwie chcesz?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.18 21:30  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
Nathair zaczynał Meforaelowi nieco działać na nerwy swoim podejściem do rozmowy. Drażniło go to, że dzieciak myślał, że pozjadał wszystkie rozumy, że wiedział jak to wszystko działało. Tym, do jak błahych rzeczy przykładał wagę, jak ograniczony był jego światopogląd. Skrywał to jednak pod maską uprzejmego, delikatnego uśmiechu, który zdawał się być przyklejony do jego twarzy. Pozwolił sobie jednak nie skomentować pierwszych słów swojego młodszego  brata. Drugich jednak się nie spodziewał. Nie słyszał tak szczerej w swojej prostocie opinii na swój temat. Upadły zaciągnął się papierosem.
- Sherlocku, jak wpadłeś na to, że grzeszę? Bo chyba nie przez to, że jestem Upadłym prawda? Przecież nie dlatego właśnie upadłem. Cóż, a na pewno nie tylko dlatego. - tym razem to on pozwolił sobie na kpinę. Ponownie zaciągnął się papierosem, po czym wyrzucił niedopałek gdzieś na bok. Nie przejmował się  koszami na śmieci i popielniczkami. W Desperacji nikt się tym nie przejmował. To nie było M-3, gdzie za śmiecenie groziły kary. Na zarzut morderstwa, oparł się jedynie wygodniej o oparcie rozpadającej się ławki. - Masz wąskie horyzonty. Czy to wynika z twojego młodego wieku? A może z jakiegoś ograniczenia umysłowego, którego jeszcze nie potrafisz przeskoczyć? - rzekł bardziej do siebie, aniżeli do anioła. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że tymi słowami mógł go obrazić, albo w jakiś sposób rozdrażnić. Nie zdawał sobie z tego sprawy i nie specjalnie go  to obchodziło, prawdę powiedziawszy. - Bo widzisz, teraz to ty zakładasz najgorsze. Ale wiesz, pozwolę ci w to wierzyć. Potrzymam cię w niepewności. - powiedział patrząc się tym razem na rozmówcę. Zaczynała go męczyć ta rozmowa, gdyż nic nie wnosiła do jego życia. Testowali się nawzajem, chociaż Mef wiedział, że nie mógł z nim przegrać. To było niemożliwe. Przynajmniej w jego opinii. Był bardzo pewny siebie i w zasadzie nie obawiał się porażki. Porażka była abstrakcją, na którą wszakże nie mógł sobie pozwolić.
- A jednak uważam, że wciąż niewiele widziałeś. Ale co ja tam w końcu wiem. I tak przecież nie wierzysz w to co mówię. -  rzekł z przekąsem, po czym wstał ze swojego siedziska, by następnie poprawić nieistniejące zagniecenia na swoim ubraniu, by strzepnąć nieistniejący kurz z niego.
- Czego właściwie chcę? Kiedyś zobaczysz. Jeśli dożyjesz, oczywiście. Trzymaj się braciszku. - odparł uśmiechając się niepokojąco, po czym poszedł w dół drogi, tam skąd wcześniej przyszedł. W miejsce, w którym mógł wejść między ten znienawidzony gatunek. W miejsce, w którym upewniał się z każdą następną chwilą, że słusznie czynił.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.09.19 0:00  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
______Odosobnione cmentarzysko, upstrzone krwią i cegłami. Siedlisko smrodu wbijającego się w nozdrza tak głęboko, że żelazny język północy nie znosił smaku mięsa. Pustki przedłużającej się tragedii. Tabuny samotników ściągające w poszukiwaniu ogrodów Pana. Gdy krzyczą wolni głębokie lasy rozorują ponurą mgłę. Szukają. Nigdy nie znajdą. Puste ściany byłych marzeń i wspomnień. Nic nie warte gówno buntujące cienie w kryptach. Nikt już nie pamiętał tych, co odeszli – ich miejsce zajęli nowi lokatorzy. Żarzące się płomienie wiją się by znów żyć. Strzelające drwa przynoszą nadzieję, a Ci, co wierzą składają modły do Pana. Dryfująca ciemność pożerała wszystkie świętości wiedźmej godziny. Ci, co nie zdążyli rozpalić pieców utkwili w tym długim, mrocznym seansie dla duszy. Rodziny, przyjaciele, najgorsi wrogowie... szmatławce. Każdy z nich był taki sam. Nie różnili się niczym, poza zapachem  - niektórzy śmierdzieli mniej.
______Tak jak poprzednia mieszkanka chałupy.
Na początku uskrzydlona i otoczona blaskiem obdarzyła łabędzimi pieśniami wędrowca. Słodka, zapadająca w pamięć muzyka opatuliła powiew wraz z kręcącymi się językami. Wezwała go, czystego drapieżcę. Obejmując mrok ramię w ramię, przelewała w swą duszę ziarno pełne ognia. Archaniele, schwytaj ciało, wyssij do cna. Skrusz na ścieżce uwodzicielskiego zła. Pij do syta. Tak pragnęła uwolnienia z niewoli. Dał jej nieśmiertelność. Był tak czysty i nie do opisania, a aromat ziemi otoczył ich zapomnienie. Noc pożerała światło. Płód nowego dnia umarł w łonie matki.
______Ładna była. westchnął teatralnie Alter, poprawiając poduszkę pod głową. Cóż za irytująca sytuacja!
______Zamknij się.
______Rudowłosy skurwiel obdarzył ruiny międzynarodowym chaosem. Zapowiedź zniszczenia nadciągnęła wcześniej, a Ci, co znali zapach śmierci uciekli na pustynię szukać gorejącego krzewu. Szmaragdowe zwierciadła przesunęły się paleniska pośrodku pokoju, natrafiając na spiżarnię porzuconą w kącie. Posępna kołysanka wyśpiewana dziwce, teraz zjedzonej do połowy. Wyszeptał jej wtedy miękko, że męczarnie umierania są blisko. A później zadusił pragnienie życia, a kochający oddech zamarł w przerażeniu. Nikt nie kulił się od wrzasków, który niemo piął się do niebios. Bestia otworzyła paszczę, widząc rzucaną w jej stronę kość, a klatka zastukała, gdy ogon obijał jej pręty. Wpół ślepa od żarłoczności zignorowała rękę właściciela. Nie czuł głodu. Wreszcie. W milczeniu powrócił do ogniska, dorzucając drwa i kości po posiłku.
______Egzorcysta drgnął, wiedziony przeczuciem. Anioły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.19 1:22  •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
   Był zbyt poruszony, aby wyjaśnić Ianowi w czym rzecz, choć domyślał się, że zaryczana twarz musiała być dla wymordowanego całkiem nowym widokiem. Liriell, choć autentyczny w swoich emocjach, rzadko kiedy uzewnętrzniał je aż do tego stopnia. Tymczasem łzy, zebrane pod powiekami w zbyt prędkim tempie, znalazły ujście w kącikach i popłynęły gorącym strumieniem; półkolem prześlizgiwały się po pokraśniałych policzkach, skraplały się na brodzie, a wreszcie  – drżąc jak szturchnięta palcem galareta – spadały na ich nieskazitelnie czyste deski, tworząc na nich ścieżkę ciemnych plam. Wtedy nie był w stanie wydobyć z siebie żadnych wytłumaczeń, a teraz, kiedy już się uspokoił i gdy jego oblicze przestało wykrzywiać się w dziwnych, drżących spazmach, nie był w stanie znaleźć odpowiednich wyrazów.
   Jak miałby mu to przedstawić?
   Układał myśli w zdania, wypowiadał je słowo za słowem, ale kiedy zaczerpywał tchu – kiedy powietrze docierało do mózgu – wszystko ulatywało, zostawiając w umyśle głuchą pustkę. Liriell potarł gwałtownie czoło, zdając sobie sprawę z tego, że równie mocno chce opowiedzieć Ianowi o Jirō, jak pragnie przemilczeć ten temat. Sam zresztą nie wiedział, co miałby zrobić, gdyby jednak natrafili na trop Hiraia.
   Bo po to przecież wyciągnął Iana z ich bezpiecznego miejsca, racja? Dokładnie dla tego, roztrzęsiony i irracjonalny, wymusił na przyjacielu bieg, następnie marsz, a teraz kolejną godzinę coraz wolniejszego „spaceru”, który dawno przekroczył odpowiednią linię.
   Eden został za ich plecami; ich azyl, strefa, w której nie było zagrożeń.
   – Jest tu tak cicho, Ian – wychrypiał wreszcie, ukradkiem zerkając ku Sawyersowi. Z całą pewnością zakładał, że chłopak będzie wiedział w czym rzecz. Natura na Desperacji właściwie nie istniała. Nieliczne drzewa były schorowane lub całkowicie martwe, krzewy uschnięte, a trawa wyliniała albo spalona od słońca. Liriell, mijając te godne pożałowania cienie, muskał je lekko palcami po chropowatych korach i suchych gałęziach.
   Nie było czego słuchać.
   Już niemal zapomniał jak to jest; słyszeć zwykły szum wiatru, ocieranie się podeszew o grunt, wyłapywać szelest ubrań i własny oddech. Nie miało jednak znaczenia, czy jego człowiecze zmysły były zagłuszane przez dar, czy chwilowo pozbawione ciężaru jego efektów. Liriell, wkraczając między wyszczerbione ściany domostw, nie usłyszałby napastnika, póki ten nie wyskoczyłby zza rogu i nie wrzasnął mu prosto do ucha. Być może dlatego krok, jakim przemierzał ciemniejącą o zmroku uliczkę, był miękki i niezachwiany; nie wyczuł ani ciężkiej, metalicznej woni krwi, ani nie wychwycił trzasku drewna w ognisku.
   W tym momencie nie zdawał sobie sprawy nawet z tego, że wystarczyło skupić wzrok w odpowiednim miejscu, aby dostrzec dym i wyciągnąć podstawowe wnioski. Zamiast tego przypatrywał się Ianowi, najwidoczniej wciąż licząc na jego niezawodną biegłość we wskrzeszaniu zmarłych tragicznie rozmów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ruiny - Page 12 Empty Re: Ruiny
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach