Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 29.10.16 10:02  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Zależało mu na czasie – nic dziwnego, że przedostając się na Desperację ponad drogą lądową wybrał tę lotną. Chociaż chłodny, jesienny wiatr w powietrzu był dla niego mniej łaskawy, mógł z większą łatwością obserwować teren i uniknąć zgubienia się wśród ruin, lasów i innych niezbadanych terenów. Nie znał tego miejsca i nie próbował ukrywać tego nawet przed samym sobą, wewnętrznie uświadamiając sobie, że kiedy skupiał się głównie na swoich braciach w Edenie, miliony – a może nawet miliardy – ludzi mierzyło się z głodem, chorobami i rozpaczliwym ubóstwem. Nie tak miało być.
Gdy wylądował pośród skupiska walących się domów, które już wieki temu miały za sobą czasy świetności. Teraz były tylko kawałkami częściowo przemielonych desek i rozbitego betonu, które tylko cudem przypominały jeszcze coś, czym mogły być, gdy jeszcze służyły za rodzinny azyl. Błękitne tęczówki Laviaha ze skupieniem przesunęły się po terenie, po którym od czasu do czasu przewijali się ludzie. Powoli ruszył do przodu, ściskając w ręce pasek swojej torby, kompletnie nieświadomy tego, w jak nieodpowiednim dla siebie miejscu się znalazł. Pokonawszy kilka kroków, machnął lekko skrzydłami, które na jego własne życzenie zdematerializowały się, a kilka śnieżnobiałych piór zaczęło swobodnie opadać na ziemię. Chcąc nie chcąc, prędzej czy później musiał zacząć przyciągać uwagę – zupełnie różnił się od wychudzonych, oszpeconych licznymi tragediami mieszkańców Desperacji. Był ładniejszy, schludniejszy i chociaż ubrania również wisiały na nim jak na wieszaku, nikt nie miał wątpliwości, że pod nimi znajdowało się nieco lepiej zbudowane ciało, które nie zaznało głodu. Mimo tych znaczących różnic, aniołowi nawet przez myśl  nie przeszło, że w jakiś sposób mógłby być lepszy. Świadomość, że nieśli na swoich barkach ciężki bagaż doświadczeń i mimo tego nadal brnęli przez siebie, wywoływała w nim swojego rodzaju szacunek, nawet jeśli ten nie przejawiał się w spokojnym, nieskażonym jakimikolwiek emocjami spojrzeniu skrzydlatego. Ciężko było jednak zignorować ponurą aurę, która gęstniała wraz z każdym kolejnym spojrzeniem, które przyciągnął.
Nie chcieli go tutaj.

|| Użycie mocy prawdy: 1/3
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.16 0:32  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Czuł się nieswojo. Przede wszystkim miał jakąś taką niezrozumiałą ochotę wyznać Antaresowi calutką prawdę. Złapał dolną wargę w zęby i zrobił szybki rachunek sumienia. Szczerość, do diaska!, nie była jego mocną stroną, o czym przekonywał się non stop, na każdym, nawet najmniejszym kroku. Oszczędności w słowach, gestach czy nawet samej mimice była jego największym życiowym osiągnięciem.
Poruszył się wśród sterty szpargałów, które uwierały tu i ówdzie. W torbie aniołka zawsze było przyjemnie, o co sam dbał, wywalając z niej połowę niepotrzebnych w jego mniemaniu rzeczy. Przemeblowanie jej było w końcu konieczne, by takie całe szesnaście centymetrów czystej zajebistości mogło się do niej bez przeszkód zmieścić. Dziś było coś nie tak. Coś brutalnie wyżynało się w miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę na rzecz czterech liter. I jeszcze te kołysanie.
Wsunął łapkę w przesmyk, który pojawił się między materiałem a zamkiem błyskawicznym. Rozsunął go, pociągając nosem. Zapach ciasteczek gdzieś się ulotnił i wymienił się miejscami z avocado.
- Cuchniesz. Chcę ciasteczka, miau - zażądał, ale było mu wszystko jedno. Chciał jeść. Kiszki marsza mu grały.
Wychylił swój mały, koci łebek znad bezpiecznej strefy, którą w tym wypadku stanowiła torba i zmrużył czarne ślepia. Jasność dnia go oślepiła, a zimny, porywisty wiatr zmierzwił misternie ułożoną grzywkę. Zadygotał, czując pod sierścią dreszcze.
- Ta twoja dobroć jest upierdliwa, miau - mruknął flegmatycznie.
Ziewnął potężnie, zeskakując z gracją prima baleriny. Chmura pyłu uniosła się ku górze, utrudniając mu widoczność, kiedy, jak przestało na kota w pełnym znaczeniu tego słowa, z gracją wylądował na czterech łapakach. Odkasłał, wypluwając zgromadzony pod językiem piasek.
- Jest zimno. Tęsknie za kocykiem. Chodźmy stąd. - Otarł się o kostkę Antaresa, by się do niego przymilić i tym samym pomóc mu w podjęciu jedynej, słusznej decyzji o powrocie do Edenu. - Miau, miau~ - Wydusił z siebie i zadarł głowę do góry.
Najeżył się cały, sycząc. Antares przestał być Antaresem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.16 11:07  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
„Cuchniesz.”
Skrzydlaty obejrzał się za siebie przez ramię, jakby usłyszany głos dobiegł zza jego pleców. Nikogo tam jednak nie było, a przynajmniej nie na tyle blisko, żeby Laviah był w stanie usłyszeć go aż tak wyraźnie. Nie uniknął jednak zderzenia się spojrzeniem z jakimś stojącym kilka metrów dalej mężczyzną, który wyszczerzył pożółkłe, dziurawe zęby w perfidnym uśmiechu, od którego normalnie powinno robić się niedobrze. Anioł jednak odruchowo skinął mu głową, święcie przekonany, że to nie wygląd zdobił człowieka, a skoro już doszło do kontaktu wzrokowego, wypadało jakkolwiek zareagować, nawet jeśli już po chwili wrócił do wpatrywania się przed siebie.
„Ta twoja dobroć jest upierdliwa, miau.”
Głos nie ustawał. Jasne tęczówki powiodły spojrzeniem na boki, dopiero delikatny, ale wyczuwalny dotyk na kostce sprawił, że białowłosy zatrzymał się, opuszczając spojrzenie na niewielkiej postury zwierzę. Chyba zwierzę.
Przepraszam, nie zauważyłem cię wcześniej ― pozbawiony jakiejkolwiek konkretnej barwy głos uraczył wreszcie uszy kota, mimo tego ciężko było skojarzyć go z lekceważącym i wyzutym z emocji tonem. Dostrzegłszy najeżony grzbiet, wycofał się odrobinę, choć nie przemawiał przez niego strach. Wiedział, że nie należało drażnić i tak już rozeźlonych zwierząt, a czasem wystarczyło dać im trochę przestrzeni, by uświadomić im, że nie miało się złych intencji.
Laviah bez wątpienia ich nie miał.
Mogę ci jakoś pomóc? Wydaje mi się, że z kimś mnie pomyliłeś.
Gdzieś w pobliżu rozległ się rubaszny śmiech, a uczucie bycia obserwowanym ciężką płachtą spoczęło na nich obojgu. Zupełnie jakby kogoś tam rozbawił fakt rozmawiania z kotem, którego niebieskooki zdawał się traktować jak równego sobie. Istna komedia.

|| Użycie mocy prawdy: 2/3
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.16 20:43  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
W miejscu napięcia pojawiła się paraliżująca irytacja. By ją zaakcentować, pokręcił łebkiem w geście dezaprobaty.
- Zainwestuj w okulary, miau. — Prychnął pod nosem
Mimo iż porywacz nie wzbudzał sympatii, nie czuć było do niego zagrożenia. Grzbiet kota wrócił do normalności, a on sam podreptał parę korków do przodu, ażeby zminimalizować odległość między nim i tym samym lepiej przyjrzeć się jego szlachetnym rysom. Obadał je znudzonym przez życie wzrokiem. Toto – głównie przez schludny ubiór i zachowanie - ani trochę nie pasował do przytłaczającego wystroju Desperacji i stanowiło łatwy cel jej mieszkańców. Niewątpliwie było aniołem i samo potrzebowało pomocy, a już na pewno przewodnika. Lev jednak nie miał ochoty pomagać komuś, kto całkowicie zakłócił jego dzisiejszy harmonogram, nieuwzględniający opuszczenie Edenu.  
W ramach podkreślenia swojego niezadowolenia, przykucnął na bucie anioła i obszczał go elegancko. Gdy skończyły mu się naboje, wyprostował się i najprościej świecie miauknął przeciągle, znów ziewając.
- Chcę wrócić do domu, porywaczu – podsunął. – To twoja wina, że tu jestem, miau. - Rzucił wymowne spojrzenie na otwartą torbę, w której został zamknięty i uprowadzony. - Antares umrze ze strachu, jak zobaczy, że mnie nie ma.
Wdrapał się na ramię anioła, na bark, a potem na głowę. Dla kogoś jego pokroju nie stanowiło to większego problemu. Zawdzięczał to poniekąd elastycznej budowie ciała, a poniekąd wprawie. Antares, co nie uleciało jego uwadze, był w końcu podobnego wzrostu, co ten udający niewiniątko bezczel.
- Mojemu właścicielowi będzie bardzo smutno, jeśli coś mi się stanie, więc od teraz jesteś za mnie odpowiedzialny, miau – zakomunikował cierpko, chcąc wzbudzić w nim poczucie winny.
Usadowił się wygodnie w jasnej czuprynie i wbił pazury w gęste kosmyki, by zapobiegawczo utrudnić ewentualne zrzucenie go stamtąd. Używanie własnych łap było męczące. Nadal czuł wbijający się do nich piasek i żwir.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.16 23:09  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Zachowanie kota dla wielu byłoby nie do przyjęcia, jednak pokłady cierpliwości Laviaha prawdopodobnie były niemożliwe do wyczerpania. W sytuacji, gdy prawie każdy zareagowałby z niesmakiem albo rozeźlonym wrzaskiem, białowłosy zachował postawę, której nie powstydziłby się nawet mistrz Zen. Ciało jednak zareagowało zupełnie odruchowo, gdy cofnął nieznacznie nogę do tyłu, gdy tylko kot zbliżył się na niebezpieczną odległość, co pozwoliło mu na uniknięcie całkowitego przesiąknięcia buta, który miał mu się jeszcze przydać. Anioł przemilczał jednak tę nagłą konieczność załatwienia potrzeb w niewłaściwym miejscu, jakby był w stanie zrozumieć i wybaczyć bezmyślność zwierzęcia.
Nie chciałem cię stamtąd zabierać ― odparł ze słyszalną skruchą w głosie, choć nie ponosił tu żadnej winy. Torba była jego własnością, więc nie miał powodów, by nie zabierać jej ze sobą tylko dlatego, że ktoś postanowił urządzić sobie w niej sypialnię. ― Ale na przyszłość powinieneś bardziej uważać, gdzie zasypiasz. Nie wiedziałem, że się tam schowałeś, ale to oznaczałoby, że dostałeś się tam już w Edenie.
Spróbował wrócić pamięcią do momentu, w którym zostawił torbę, narażając ją na wizytę nieproszonego gościa, jednak strumień myśli urwał się wraz z padającym imieniem. Antares, powtórzył w myślach, próbując przypisać to imię do jakieś konkretnej twarzy. Pobieżnie kojarzył anioła, jak przystało na członka Zwierzchności, jednak na tym kończyło się jego obeznanie. Teraz jednak wszystko wskazywało na to, że nie wywrze dobrego wrażenia na właścicielu kota, który – jak wskazywały na to koście słowa – mógł nie być zadowolony ze zniknięcia pupila. Pupila, który właśnie wdrapywał się na niego, a Lav nie miał serca, by strącić go z siebie, chociaż drobne pazury co jakiś czas przebijały się przez włókna materiału i dźgały go w ciało.
Obiecuję, że odpowiednio się tobą zajmę i postaram się jak najszybciej odprowadzić cię do domu. ― Jak powiedział, tak zamierzał zrobić, jednak zdecydowanie się na spełnienie zachcianki kocura poszło zbyt łatwo, by mogło obyć się bez żadnego „ale”. ― Niemniej jednak chciałbym się jeszcze rozejrzeć. Może wiesz coś więcej na temat tego miejsca? ― Powoli ruszył naprzód, poprawiając jasną grzywkę, która przez napór kocich łap, przysłoniła mu oczy. ― Swojego czasu źle potraktowaliśmy mieszkańców Desperacji, ale nie chciałbym, żeby utkwiło im to w pamięci na dłu-- ― urwał zdanie, unosząc wzrok, choć nie był w stanie dostrzec swojego nowego towarzysza. ― Wybacz, nie powinienem cię tym zadręczać. Jak ci na imię, chłopcze?

|| Użycie mocy prawdy: 3/3
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.16 22:25  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Słońce mnie oślepiło i szukałem schronienia — fuknął. — Powinieneś na przyszłość nie zostawiać swoich rzeczy na widoku, miau — oburzył się, niby po to, by zaakcentować irytację, ale nadal był tylko leniwym kotem o flegmatycznej barwie głosu.
Ależ on już chciał wrócić do skromnego domu w Edenie. Szlajanie się  bez celu napawało go wstrętem i niechęcią.  
Nic nie wiem. Daj mi spokój.
Struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa, a głos ugrzązł w gardle.
Coś wiem, miau  — wymamrotał cicho wbrew swojej woli, chowając pyszczek w miękkich włosach anioła. Nie mógł pojąć skąd ten nagły napływ szczerości z jego strony. Kłamanie jak z nut przychodziło mu z łatwością, robił to bez mrugnięcia okiem, a tu proszę, wypowiadał słowa, których wcale nie chciał, jakby ktoś przeklął do kompletu jego usta.
Podniósł łebek w celu rozeznania się w terenie. Im szybciej anioł upora się ze swoim widzimisię, tym szybciej Ruairi wróci do domu.
Chłopcze.
Skrzywił się.
Lev — przedstawił się krótko.  — I nie zwracaj się do mnie jak do gówniarza, miau, żyję już...
Właśnie, ile, Lev?
Nie pamiętał.
Jesteśmy w Apogeum — powiadomił swojego towarzysza, by jak najprędzej zmienić temat. — To takie epicentrum pustkowia. Ponoć kolebka cywilizacji — wyjaśnił.
Nie miał pojęcia jak dużo anioł wiedział o samej Desperacji, ale po jego zachowaniu wywnioskował, że nie wiele więcej, niż Ruairi o samym sobie.
Z choinki się urwałeś, miau? Skoro chcesz, aby tu puścili w niepamięć, nie szlajaj się jak bezdomny. Rzucasz się w oczy. Na pewno będą z tego kłopoty.
Ruairi nie interesował się edeńską polityką, Antares, jak na rasowego włóczykija przystało, zresztą tez nie, toteż żył w błogiej nieświadomości i nie miał pojęcia, jakież to anioły wyrządziły krzywdy mieszkańcom pustyni. Wiedział jedynie, że Desperaci nie byli tutaj bez winy. Mieli swoje za uszami i raczej nie dbali o rozgrzeszenie. Skrzydlaty był bezmyślnym optymistą, skoro sądził, że jego obecność w tym miejscu naprawi zgrzyty. Prędzej wpadnie w brudne łapska fanatyków nowej religii i wyląduje na ich stole ofiarnym. Upierdliwiec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.16 19:43  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Dobrze. Już tego nie zrobię ― raz jeszcze mu coś obiecał, nawet jeśli wymordowany niekoniecznie musiał się z tym liczyć. Laviah jednak w dość naturalny sposób składał podobne przyrzeczenia, o których szczerości najbardziej przekonany był on sam. W końcu nie mówił tego, żeby zbyć swojego rozmówcę, a faktycznie był skłonny do pilnowania się w przyszłości. Przygoda z kotem już nauczyła go, by przed opuszczeniem jakiegoś miejsca sprawdzić, czy nie ma jakiegoś pasażera na gapę.
Nie chciałem cię urazić, Lev. Chyba za bardzo przywykłem do tego, że większość osób na tym świecie jest ode mnie znacznie młodsza ― wyjaśnił, jednak mimo wszystko dziwnie było usłyszeć to z ust kogoś, kto sam wyglądał jak gówniarz. Gdyby nie otaczająca go aura powagi – choć ta nie zawsze spełniała swoje zadanie – prędzej czy później zostałby wyśmiany przez kogoś, kto wyglądał na dużo starszego od siebie. ― Laviah ― przedstawił się, od razu karcąc się w myślach, że nie zrobił tego już wcześniej. Pytając o imię, sam powinien mieć  tę formalność za sobą.
„Jesteśmy w Apogeum.”
Zatem dobrze trafił.
„Ponoć kolebka cywilizacji.”
Mając przed oczami obraz nędzy i rozpaczy, można byłoby uznać, że to wyjątkowo niesmaczny żart, ale skrzydlaty nie zamierzał się spierać, jako że nie należało oceniać książki po okładce. Zdawał sobie sprawę ze wszystkich kataklizmów, jakie niegdyś przeżyła ta planeta, a mimo tego wszyscy tu nadal byli zdolni korzystać z zasobów, które mieli, choć było to skromne życie. Godne podziwu.
Słyszałem o tym miejscu, ale zapewne sam rozumiesz, że z samego słuchu ciężko jest sobie uzmysłowić, jak dane miejsce może wyglądać od wewnątrz. Niektóre informacje mogły być wynikiem plotek lub jednego gorszego przeżycia, które przeważyło na ogólnej opinii.A nawet jeśli czeka mnie tu coś złego, wezmę na siebie całą odpowiedzialność, dodał w myślach, powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów na głos. Anioł wolał nie wykrakać sobie tragicznego losu i nie chciał do końca wierzyć, że czekała go tu jedynie zguba. ― Ale nie musisz się niczego obawiać.
Mam nadzieję.
Przy okazji... wcześniej wspominałeś coś o ciastkach. Jesteś głodny? ― Rozchylił lekko torbę, zaglądając do środka.
Nie zauważył wówczas trójki mężczyzn, obok których właśnie przechodzili i którzy jak na zawołanie wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, jakby każde z nich czekało na jakiś odpowiedni znak, który nadszedł wraz z kiwnięciem głowy jednego wymordowanego. Póki co niespiesznie ruszyli za białowłosym, trzymając się w takiej odległości, w której dźwięk ich kroków nie przyciągnąłby jego uwagi.
Niestety mam tylko owoce. To raczej marny zamiennik, ale powinien wystarczyć zanim wrócimy do Edenu.

|| Odnowa mocy: 1/3
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.16 15:37  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Oby. Zadbaj o swoje rzeczy, miau.
Ruairi poniekąd już dawno zwątpił w szczerość, lecz paradoksalnie w Edenie o nią nie było trudno. Anioły same w sobie nie były urodzonymi kłamcami. Antares i jego naiwność był tego zresztą doskonałym przykładem, jednak przezorny ubezpieczony.
„...większość osób na tym świecie jest ode mnie znacznie młodsza”, powiedział dzieciak o twarzy cherubina. Wymordowany zdławił w sobie śmiech. Niby wiedział, że wiek w tych czasach to pojęcie względne, jednak tego typu słowa nadal go w pewien sposób bawiły. Z jego punktu widzenia miały charakter prześmiewczy.
Desperacja nie pogłaska cię po główce. Skopie ci dupę i nawet nie będzie wiedział kiedy — mruknął, by pozbawić Lava – bo tak postanowił go nazywać – wszelkich złudzeń. Wsłuchując się w jego słowa, bawił się przydługimi kosmykami, których kolor kontrastował z czarną sierścią. Ich miękka struktura, nieco podobna do włóczki, przypadła sierściuchowi do gustu. Doskonale spełniłby się w roli poduszki. Nie miał jednak ochoty na sen. Wyjątkowo zresztą. Podświadomie wiedział, że ten osobnik zwiastował kłopoty, a jego kłopoty stały się w tym momencie też kłopotami kota. Odpowiedzialność spoczęła na barkach ich obu.
„Nie musisz się nie czego objawiać.”
Westchnął głęboko. Anioł wyglądał na kogoś, kto przylazł na Desperację bez żadnego planu, a to, że jego wiedza na jej temat była zubożała nie działało na jego korzyć.
Mieszkałem w tych okolicach, więc ci pomogę — zdecydował w końcu, choć w jego tonie głosu nadal pobrzmiewało przede wszystkim znużenie z posmakiem czegoś na wzór irytacji. — W miarę swoich możliwości.
Poniekąd miał dług wdzięczności wobec aniołów, więc teraz nadarzyła się idealna okazja, aby go częściowo spłacić.
Masz jaja, by karmić kota owocami. — Prychnął i, wątpiąc, że ten akt wątpliwej agresji wyrwie na mężczyźnie pożądane wrażenie, uderzył go łapką w czubek głowy w ramach ostrzeżenia. Co prawda w normatywnych okolicznościach nie pogardziłby taką formą jedzenia. Pochłaniał je jak odkurzacz. Był wszystko żerny i przede wszystkim wiecznie głodny, ale miał swoje zasady i musiał ponarzekać. Jak zawsze. — Da… — urwał w pogłowie słowa.
Głód nie był teraz ich głównym problem.
Lev ich zauważył. Kocie zmysły w tej materii były niezastąpione.
Szczerzyli pożołkę zęby w szyderczych uśmiechach, kiedy znaleźli się w zasięgu martwej strefy anioła, co można było interpretować na Desperacji w jednej sposób - niebezpieczeństwo. Edeńczyk najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy, a jego słowa tylko utwierdziły kota w tym przekonaniu. Był laikiem w kontaktach międzyludzkich. Powinien więc wrócić do domu i się przeszkolić, a w najlepszym wypadku nie przekraczać w miarę bezpiecznej granicy raju. Ruairi przeklinał w myślach jego głupotę.
Masz ogon, miau. Idzie za tobą trzech obdartusów. — mruknął, ledwo słyszalnym szeptem, bardziej tuląc swój pyszczek do włosów Laviaha, jakby to miało go uchronić przed ewentualnym atakiem. W kociej formie był  bezbronny jak dziecko, a mężczyźnie najwyraźniej dostrzegli w aniele łatwy cel. — Jeśli masz przy sobie jakiś nóż, daj mi go — polecił. — Dyskretnie. — Liczył się w końcu element zaskoczenia.
Wątpił, aby jego tymczasowy właściciel był zdolny sam się obronić przed niebezpieczeństwem. Antares nie potrafił…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.17 2:06  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Już miał zamiar pochylić nieznacznie głowę w geście zrozumienia, gdy ciało jakby samo zareagowało, chcąc oszczędzić pasażerowi na gapę zjazdu z jego głowy. Przy okazji Laviah najpewniej uchronił się od ponownego wbicia mu pazurów w głowę – już znacznie bardziej odpowiadała mu zabawa jego włosami, której wcześniej nie miał okazji doświadczyć.
Oczywiście. Nie przyszedłem tu po to ― odpowiedział cierpliwie, choć raczej zależało mu na podkreśleniu tego faktu niż na stwierdzeniu oczywistości. Od początku nie liczył na pracę w przyjemnej atmosferze – w zasadzie nie liczył na nic konkretnego. Ani na traktowanie go z szacunkiem, ani na zwykłe, przyjazne nastawienie innych, ale jednocześnie nie brał też pod uwagę, że zostanie – jak to ujął jego towarzysz – „skopany po dupie”, jakby sądził, że swoim łagodnym usposobieniem załagodzi wszelkie konflikty.
Problem w tym, że wszyscy widzieli w nim teraz zwierzynę, a niepozorny wygląd nie był teraz jego atutem. Wręcz przeciwnie.
Dziękuję. ― Pomoc wymordowanego może i wyglądała na przymusową, ale anioł i tak doceniał jego starania, pokladając wiarę w to, że skoro zdecydował się podjąć takie kroki, nie postanowi rzucić mu kłody pod nogi. W końcu dlaczego ktoś taki miałby być zły? ― Jakoś ci się odwdzięczę ― zapewnił, tym samym robiąc z siebie jego dłużnika i to na własne życzenie. Trzeba było mieć nie po kolei w głowie, by zawiązywać podobne umowy, nawet jeśli druga strona nie wspomniała nic na temat tego, że oczekuje czegoś w zamian. Mimo że na co dzień kierował się bezinteresownością, jednocześnie wierzył w zasadę, że dobre uczynki zwracają się z nawiązką i zamierzał przekonać o tym także inne osoby.
„Masz jaja, by karmić kota owocami.”
Hu-uh? ― zdołał wykrztusić z siebie jeszcze przed oberwaniem łapą po głowie. Mimo że nie zabolało, odruchowo przesunął palcami po miejscu, w którym kocia łapa zderzyła się z jego ciałem.  ― Zawsze wydawało mi się, że dla głodnego nie ma znaczenia, co przyjdzie mu zjeść. Jednak jeśli w pobliżu można dostać coś, co bardziej by ci odpowiadało ― dobre sobie ― możemy udać się w to miejsce, a potem zająć się resztą spraw. Mam dużo czasu i zostanę tu tyle, ile będzie trzeba ― zaoferował, nadal nieświadomy czyhającego na niego niebezpieczeństwa. Nie zauważył, że jego rozmówca nagle ucichł i uznał, że nie było sensu wmuszać w niego jedzenia, które mu nie smakowało.
Wyprostował się na wieść o tym, że ktoś czaił się za jego plecami. Był to na tyle oczywisty odruch, że oprawcy z tyłu mogliby przysiąc, że lada chwila obejrzy się za siebie przez ramię, by ocenić, z kim miał do czynienia i jakie były szanse, że da radę się z nimi uporać, ale tego nie zrobił, jakby odezwały się w nim resztki instynktu samozachowawczego. Gwałtowniejsza reakcja mogła spowodować szybsze działanie nieznanej grupy.
Niestety ― rzucił zdawkowo, dając mu do zrozumienia, że nie miał przy sobie żadnego ostrza. Czego innego zresztą spodziewał się po aniele? ― Nie chcę uciekać się do przemocy, nie znając ich zamiarów. To ostateczność.
A granice jego wytrzymałości sięgały bardzo daleko.
Był spokojny nawet w momencie, gdy ciężka ręka spoczęła na jego ramieniu, a palce boleśnie wbiły się w jego mięśnie. Odczuł ból, którego nie zamortyzowały nawet warstwy ubrania. Szarpnięcie, które nastąpiło zaraz po tym obróciło go w zupełnie przeciwną stronę do tej, w którą wcześniej się kierowali, a jego skutki mógł odczuć nawet Lev, na ułamek sekundy tracąc stabilne podłoże. Aktualnie mieli przed sobą trzy parszywe gęby, które nie wywoływały skrzywienia tylko wśród społeczności Desperacji i, rzecz jasna, Laviaha, w którego jasnych tęczówkach mimowolnie zawitało współczucie.
Wybierasz się gdzieś, dzieciaku? ― gdyby nie wyszczerzone, zaniedbane zęby może nawet ktoś uznałby, że nieznajomy przejął się jego losem i tym, że samotnie zapuścił się na tak niebezpieczne tereny. ― Nie powinieneś się tu szlajać. To nie jest miejsce dla takich księżniczek.
Ehehehehe, ale mu powiedziałeś, Jou.
Proszę wybaczyć, nie chciałem was martwić. ― To był dokładnie ten moment, w którym nawet mężczyznom nieco zrzedły miny. Chyba próbowali doszukać się jakichkolwiek oznak żartu na twarzy białowłosego, jednak jego rysy pozostawały niezmienne. ― Nie jestem sam, więc zapewniam, że sobie poradzę.
Mówisz, że ten szpetny kot ci w czymś pomoże? ― Wskazał palcem na zwierzę na jego głowie i uniósł brew w pytającym geście. Oczywiście na samym wytknięciu się nie skończyło – tacy jak oni zawsze lubili prowokować w najgorszy z możliwych sposobów, dlatego brudne łapsko zaczęło zbliżać się do czarnej kulki futra.

|| Odnowa mocy: 2/3

Ten moment, gdy wreszcie zabierasz się za posta i próbujesz obudzić swoje wewnętrzne zen, więc piszesz go godzinami, powstrzymując się od pisania niepasujących do postaci rzeczy. *oddycha głęboko w pozie lotosu*
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.17 14:43  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Ruairi przewrócił oczami. Nie chciał by ówże anioł miał u niego jakikolwiek dług – czy wdzięczności,  czy jakiegokolwiek innego rodzaju. To on miał zadłużenie wobec tych skrzydlatych stworzeń i nie miał zamiaru go pogłębiać. Może właśnie dlatego, czując zagrożenie w postaci obcych spojrzeń, nie schował się w pozornie bezpiecznej torbie Edeńczyka, udając tym samym, że nie istnieje. Zobowiązał się do tego, aby mu pomóc i, z reguły będąc kłamliwą istotą, tym razem nie miał zamiaru się wyłamywać z danego mu słowa. Stety czy niestety w aktualnym momencie był całkowicie zależny od tego niegroźnie wyglądającego mężczyzny i, jeśli chciał ujrzeć swojego uroczego właściciela, musiał mu pomóc w możliwie jak najlepszy sposób.
Nie pleć głupot. Nic od ciebie nie chce. Przecież zaprowadzisz mnie do Antaresa, do domu, tak mi się odwdzięczysz, a ja w zamian będę twoim przewodnikiem po Desperacji, miau — odparł, szepcząc. Z reguły trzymał w tajemnicy swoją umiejętność posługiwania się ludzką mową w ciele zwierzęcia, toteż nie chciał, by ktoś, oprócz Lava go usłyszał. Mówiące zwierzątko, nawet w realiach Desperacji, nie było zbyt częstym zjawiskiem, nawet jeśli w istocie było Wymordowanym.  — Ale nie myśl sobie, że wybaczyłem ci uprowadzenie, miau — dodał, co by anioł nie miał co ku temu żadnych wątpliwości. Ruairi ZAWSZE nazywał rzeczy po imieniu, ale Lav zabrał go z Edenu – świadomie czy nieświadomie, ale to zrobił.  
Ale nie było w tym momencie czasu na dyskusje.
Lev nie skomentował dalszego potoku słów, które wartko opuściły usta białowłosego, ale w myślach musiał mu przyznać z przykrością rację. Głodny nie miał prawo wybrzydzać, poza tym Rurairi stracił możliwość czucia smaków, a jego pojemny jak odkurzacz żołądek był w stanie strawić każdy jadalny wiele razy pokarm. Próbował go uciszyć cichym pomrukiem, gdy zostali niejako otoczeni przez bandę bezdomnych, walczących o przetrwanie Desperatów. Kot mógł się domyślać, co w tym momencie kłębiło się w ich przyćmiony przez instynkt przetrwania umysłach. Przed wielu laty sam znajdował się w podobnej sytuacji, lecz nękanie słabszych od siebie i tym samym całkowicie bezbronnych szybko mu się znudziło. Być może po prostu nie był wtedy tak leniwy jak teraz i potrafił w minimalnym stopniu odróżnić dobro od zła, co teraz było nie do pomyślenia. Ta umiejętności zbiegiem przeżytych na bezlitosnej pustynni lat całkowicie się stępiła w jego zubożałej hierarchii wartości. Najprawdopodobniej, gdyby nie osiadł na lurach w Edenie i nie stępił doszczętnie swoich skrytobójczych zdolności, ci mężczyźnie w przeciągu minuty zostaliby pozbawieni karków, stracił jednak ten przywilej. Z tego tytułu pozwolił na polu negocjacji wykazać się aniołowi, mimo nieodpartego wrażenia, że Laviah nie był do końca pewien co czyni i w efekcie czego z kim zadziera. Takie zakały społeczeństwie nie miały w zwyczaju popuści sobie łatwego celu, którym Edeńczyk wydawał się być, co odwodnili zresztą chwilę później. Wysuszona, miejscami pozbawiona pigmentacji rękę z przydługimi i zniszczonymi płytkami paznokci sięgnęła po niewinnie wyglądającego kota.
Rurairi nie czekał, aż jego przestrzeń osobista zostanie doszczętnie zrujnowana przez oblepionego brudem Desperata. Wyswobodził gwałtownie pazurki spod wpływu miękkich włosów swojego tymczasowego właściciela (zaistniała możliwość, że w minimalnym stopniu naruszył skórę głowy Laviaha, acz całkowicie tego nieświadomie) i obnażył zęby, sycząc ostrzegawczo w obronnym geście, jak przestało na zwierzę, która wyczuło zagrożenie. Nie miał zamiaru dobrowolnie oddać się w łapy tych złoczyńców. Potraktował skórę mężczyzny ostrymi jak brzytwa paznokciami. Na jej wierzchu pojawiło się płytkie zadrapanie w zestawie z paroma kroplami krwi. Wykorzystując ten element zaskoczenia, Kot wykorzystał okazje i doskoczył mężczyźnie do twarzy, zostawiając na niej kolejną pamiątkę w postaci o wiele głębszego zadrapania, by po chwili wskoczyć na ramię Laviaha z gracją baletnicy. Był agresywny, jeśli ktoś go zaczepiał, z drugiej strony w skórze sierściucha mógł tylko drapać albo co najwyżej gryźć. Ukazanie się w ludzkiej formie i tym samym zdemaskowanie swojej prawdziwej tożsamości przed aniołem nie byłoby zbyt mądrym posunięciem, czego zdał sobie sprawę chwilę po tym, jak zapytał go o posiadanie ostrego przedmiotu w charakterze noża. Nie mógł wykluczyć możliwości, że Laviah był aniołem starej daty i posiadał na temat Ruariego jakieś informacje. Kot musiał w tym wypadku całkowicie zaufać zwierzęcym instynktom i umiejętnością, mimo iż nie posiadał takowych, więc była to z jego strony czysta improwizacja.


Jak na tak długą przerwę, dobrze ci poszło. *kiwa głową* Ale nie osiadaj więcej na mieliźnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.17 11:23  •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
Nie dało się ukryć, że ciężko było pojąć mu sprzeczności kocura, jednak nie był osobą, która zamierzała narzucać się ze swoją dobrocią, gdy ktoś zwyczajnie jej nie potrzebował, nawet jeśli zrobienie czegokolwiek dla drugiej osoby – czy w tym wypadku dla kota – nie było dla niego problemem. Uszanował jednak jego wybór, chociaż nie sądził, że odprowadzenie go do miejsca, z którego go „uprowadził” mogło być formą podziękowania.
Skoro tak uważasz. Jednak będę musiał przeprosić Antaresa za tę sytuację. Nie chciałem, żeby musiał się o ciebie martwić. ― Pod pewnymi względami i Laviah był uparty. Te drobne uczynki przynosiły mu spokój ducha, gdy nieświadomie działał na czyjąś szkodę, a tym razem działał na pewno, narażając na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale i towarzyszącego mu wymordowanego.
I nie tylko jego.
Chociaż na swojej głowie poczuł ból przesuwających się po skórze, drobnych pazurów, w pierwszym odruchu wyciągnął bezradnie ręce, chcąc przechwycić zwierzę jeszcze przed zerwaniem się do ataku. Preferował raczej pokojowe załatwianie spraw, szczególnie gdy oponenci nie wykonali jeszcze żadnego agresywnego ruchu, pomijając wytknięcie palcem i nieprzerwane zaciskanie palców na wątłym ramieniu skrzydlatego, które ustało, kiedy z gardła mężczyzny wyrwał się przeraźliwy wrzask. O ile uszy zwierzchności były w stanie jeszcze go znieść, tak kocur bez wątpienia był w znacznie gorszej sytuacji.
PIERDOLONY FUTRZAK! ― zaklął, próbując wycelować pięścią w drapiącego czworonoga. W przeciwieństwie do Laviaha, którego białe kosmyki lekko zabarwiły się czerwienią u nasady, miał znacznie mniej szczęścia po bliższym zapoznaniu się z jedną z naturalnych broni wymordowanego, które miały pozostawić na jego ciele nieodwracalne już szramy.
To nie było konieczne ― odparł, odruchowo cofając się o kilka kroków do tyłu, gdy niewielki ciężar spoczął na jego ramieniu. Tym razem wykorzystał zamieszanie i choć instynkt powinien nakazać mu brać nogi za pas, ze zmartwieniem przyglądał się nieznajomemu, który desperacko ścierał krew z twarzy.
Zabiję go! Urwę łeb i wsadzę mu go w dupę! ― zawarczał, obnażając przydługie kły. Pozostała dwójka nie czekała na polecenie, jakby od razu zrozumieli, że powinni otoczyć białowłosego i jego towarzysza. Lav już teraz powinien uznać, że natrafiła się okazja do ostateczności, jednak wewnętrznie nadal zapierał się przed użyciem siły, pomimo jawnej groźby śmierci Lev'a.
Przepraszam. Zapomniałem uprzedzić, że źle znosi bliskość obcych. ― Z góry założył, że ten nagły atak wynikał właśnie z tego, nawet jeśli ten fakt mijał się z prawdą. Do samego końca chciał słownie załagodzić powstały konflikt, jednak nikt z tu obecnych nie wyglądał, jakby zamierzał go słuchać. Miał na swoim karku wystarczająco dużo lat, by zdawać sobie sprawę, że podawanie się na tacy było głupim posunięciem, gdy wszystko wskazywało na to, że druga strona nie miała dobrych zamiarów. Gdyby pozwolił się otoczyć, wszystko skończyłoby się o wiele gorzej. Zauważył, jak jeden z nich przygotowuje się do skoku, co okazało się doskonałym momentem na przygotowanie bariery. Odsunąwszy się jeszcze trochę, poruszył ręką, a jakby znikąd dookoła nich pojawiły się gwałtownie poruszające się wiązki elektryczności, które od czasu do czasu ostrzegawczo uderzały o wyjałowioną ziemię, wzniecając niewielkie tumany kurzu – nie pozostawiało to żadnych wątpliwości, że były prawdziwe.
Czuł się źle ze świadomością, że wystarczył jeden ich niewłaściwy ruch, by z jego winy stała im się jakaś krzywda, jednak miał wrażenie, że ich nagłe zatrzymanie się miało wiele wspólnego ze zrozumieniem, że aktualnie nie powinni tego robić, nawet jeśli twarz ich przywódcy momentalnie stężała ze wściekłości.
Nie przybyliśmy tutaj, żeby z kimkolwiek walczyć ― zaczął spokojnie, mimo że ten stan rzeczy prawdopodobnie niczego nie zmieniał. Jasne tęczówki zawiesiły swoje spojrzenie na poharatanej twarzy mężczyzny i choć dało się w nich dostrzec współczucie, tliła się w nich również jakaś dziwna pewność. ― Niestety nie mogę pozwolić wam na skrzywdzenie mojego przyjaciela. Obiecałem mu, że odprowadzę go do domu w jednym kawałku. Jeszcze raz najmocniej przepraszam za to całe zajście. ― Pochylił lekko głowę, opuszczając pokornie wzrok na czubki swoich butów i czekał chwilę na jakąkolwiek odpowiedź.
Nieprzyjemny rechot był pierwszym co usłyszeli.
Skąd on się urwał, szefie?
Nie mam przy sobie wiele, jednak jeśli to pomoże uniknąć konfliktu, mogę oddać wszystko co mam. Zakładam, że własnie o to wam chodziło. ― Złapał za pasek torby, gotowy ściągnąć ją z ramienia w każdej chwili. ― Myślę, że będzie lepiej dla nas wszystkich, jeśli zakończymy to tu i teraz. ― Uniósł głowę, mimowolnie zahaczając wzrokiem o chroniący ich krąg. Nie miał na celu im grozić, raczej stwierdzał oczywisty fakt.
Pokaż. ― Machnął ręką w wymownym geście, choć w jego głosie nadal pobrzmiewały sceptycyzm i gorycz. Musiał z góry założyć, że zawartość torby nie zadowoli jego oczekiwań, jednak warto było spróbować.
W środku są też opatrunki ― wyjaśnił, rzucając mężczyźnie cały swój ekwipunek. Nie miał z tym żadnego problemu, nawet jeśli właśnie pozbawiał siebie jedynego źródła przetrwania. Wszystko było mniej cenne od cudzego życia. W milczeniu przyglądał się, jak wymordowany przegląda zawartość torby ze zwierzęcą ciekawością. Wyjęcie z niej jednego z soczystych jabłek tylko zachęciło dwójkę pozostałych do podejścia bliżej. Na widok jedzenia jakby zapomnieli o całym bożym świecie.
Jasnowłosy wziął głęboki oddech i zerknął z ukosa na kocura, wyciągając powoli ręce przed siebie, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że powinien zeskoczyć z jego ramienia. Plan B zbliżał się wielkimi krokami, a nie chciał zgubić go gdzieś po drodze.
To nie potrwa długo ― zapewnił ledwie szeptem.

|| Odnowa mocy prawdy: 3/3
|| Użycie elektrokinezy: 1/3
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ruiny - Page 10 Empty Re: Ruiny
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach