Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 24.08.16 0:25  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
//Tak bardzo mi się nie chce pisać teraz

Uśmiechnął się do niej lekko i spojrzał w jej oczy.
- Jestem pewien, że dowiemy się czegoś czego jeszcze nie słyszeliśmy.
Spojrzał na okruszki bułki na jej płaszczu i postanowił je strzepać.
- Ile ty masz lat w sumie? Stawiam na jakieś tysiące bo tutaj większość osób to właśnie takie abominacje nie mające sensu, ale i tak jestem ciekaw.
Słysząc jakie stanowisko pełni, a raczej pełniła w Kościele, lekko się zgrymasił, ale postanowił to wykorzystać.
- Odsuwasz się od niej mniej niż obecni działacze. Skoro nie posiadałaś tam żadnej rangi to na twoje szczęście nie wiesz jak okropnych przestępstw dopuszczają się twoi bracia i siostry, zwłaszcza od czasu kiedy stacjonują w Mieście. Ilość kultowych morderstw, gwałtów i zbrodni, które popełniają, a rząd je zamiata pod dywan jest straszna. Nie można już ufać aktywnym członkom, zbytnio popadli w fanatyzm i szał krwi.
Zmarszczył brwi w lekkim zdziwieniu słysząc jej pytanie.
- Z bardzo prostego powodu. Dobrze wiemy co cie czeka tutaj jeśli zostaniesz sama na pastwę surowego losu Desperacji, dlatego szukam dobrych powodów żeby wziąć cie pod swoje skrzydła. Co ty na to?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.16 14:07  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Zmrużyła lekko oczy, odwracając jednocześnie wzrok.
- Lepiej się nie nastawiać aż nadto, bo potem będę tylko rozczarowaniem, jeśli nic nowego się pan nie dowie. - no tak, chmura słabej samooceny ciążyła nad nią bardzo blisko i bardzo długo. W kościele przynajmniej nikt nie oceniał nigdy jej przydatności, mogła istnieć taka jaka była. Nie trzeba było nic umieć, ani nic wiedzieć. Tylko teraz się to nieco zmieniało.
Policzki dziewczyny na nowo przybrały wyraźnie różową barwę, kiedy postanowił strzepać z niej okruszki.
- Do tysiąca trochę mi daleko, 22 wiosny. - podniosła na niego wzrok, a jej spojrzenie jak zawsze błyszczało tą nutą niepewności.
Jestem dzieckiem, prawda?
Jej buzia ściągnęła się lekko, kiedy ta wyraźnie zmartwiła się późniejszymi słowami. Żyła w dostatecznym bogactwie jak na Desperację, ale kompletnej biedzie jeśli chodzi o jakiekolwiek pojęcie, co tak naprawdę się wkoło dzieje.
- Przecież to niemożliwe. - trochę się oburzyła, ale za chwilę spokorniała.
Wplotła palce w długie włosy patrząc gdzieś w bok. Z jej twarzy bił smutek i nawet nieszczęście, jakby coś stało się jakiejś bliskiej osobie, a nie organizacji. Ale przecież kościół był dla niej dotychczas rodziną, zbiorem nieprzypadkowych osób, które z pewnością zostały tam sprowadzone przez samego Ao. Zapewne właśnie tak działało to pranie mózgu. Ugrzęzło w niej poczucie winy i wątpliwości.
Delikatny powiew wiatru i nerwowe westchnięcie dziewczyny zgrały się ze sobą niemal idealnie.
Wyglądała, jakby miała zaraz zacząć płakać.
- Zakładam, że to będzie dla mnie lepsze wyjście, niż ciągłe błąkanie się samej. - smutny uśmiech był już tylko ukoronowaniem jej humoru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.16 19:45  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Puścił mimo uszu jej odpowiedź jawnie wskazującą na niską samoocenę.
Osoba z takim nastawieniem przetrwała by tutaj tak długo, jak nikogo by nie spotkała, a jeżeli proces ten zbytnio by się wydłużał, to zmarłaby z głodu bo nie potrafiłaby sobie sama nic upolować.
Jej wiek był lekkim zaskoczeniem. W tych czasach naprawdę większość osób było abominacją natury i tysiącletnie dziadki i babcie wyglądały na osoby jeszcze przed kwieciem wieku, a tu proszę, zaskoczenie normalnością.
- Niemożliwe jest to, iż sama przetrwasz tutaj. Masz w sobie wirusa albo twoi rodzice go mają?
Po tym pytaniu przyjrzał się ponownie lasowi po ich prawej stronie, robił się coraz niebezpieczniejszy.
Nałożył na siebie kask i zapiął go pod szczęką, po czym wręczył jeden swojej towarzyszce.
- Widzisz? Trochę oleju w głowie masz, z pewnością więcej niż większość mieszkańców tego surowego kraju. Wolisz jechać ze mną i zlecić patrolowanie okolicy swojemu Farosowi, czy po prostu lecieć na nim? Lepiej się stąd wynośmy póki jeszcze możemy.
W tym momencie wskazał kciukiem na las, w którym już się kotłowały cienie, gotowe żeby za chwilę pokazać swoje magiczne sztuczki na dwójce nieznajomych.
Po jej odpowiedzi odstawił nóżkę motocykla i odpalił silnik. Głośny ryk maszyny rozległ się po okolicy.
- Kiedy dam ci znak, niech twój Faros odleci gdzieś gdzie może się ukryć, to niebezpieczne żeby zbliżał się do miasta! - Krzyknął przebijając się przez odgłosy silnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.16 22:11  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Wzięła kask w swoje drobne dłonie i przez krótką chwilę przyglądała mu się uporczywie. Sporo myśli kotłowało się teraz w jej niewielkiej główce. W końcu Marcus był dla niej kimś kompletnie obcym, nieznanym, ale może właśnie dlatego mu zaufała. Skoro osoby i miejsce, którym wcześniej tak ochoczo powierzyła swoje życie zaczynały zawodzić. Nie czuła się już nigdzie bezpiecznie, a bardzo tego potrzebowała.
Pewnie oszalałam. Przemknęło jej gdzieś daleko, kiedy zakładała kask na głowę.
Zerknęła po chwili na mężczyznę, jakby z dziwną tęsknotą.
- Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia. Nie pamiętam, żeby ojcu coś było, matka zmarła przy porodzie. - ton jej głosu nabrał delikatnie nostalgicznej barwy, bardzo dźwięcznej swoją drogą. Cóż, to chyba kiepska pora na opowiadanie historii swojego życia, ale jak inaczej wytłumaczyć, że nie zna się nawet własnego stanu zdrowia?
Jej spojrzenie powędrowało w stronę lasu, bo faktycznie zaczynało być coraz mniej ciekawie, przynajmniej dla nich. Dziwne stworzenia z pewnością chętnie pobawiłyby się ich nieżywymi ciałami, potem traktując je jako swoją kolację.
Przygryzła lekko usta i kiwnęła ręką na farosa, który mruknął coś niemrawo i wzbił się w powietrze. Spojrzała na motocykl niepewnie.
- Tylko, że ja nigdy nie byłam w mieście. To nie jest problem, żeby się tam dostać? - no tak, dziewczyna miała tysiąc zmartwień na minutę. Ciekawiło ją tylko czy z tego się wyrasta.
Zamknęła oczy, bo złapał ją trochę strach. Nigdy nie jechała nigdzie akurat tym środkiem transportu, już pewniej czuła się na grzbiecie swojego około smoczego przyjaciela.

/zt Chiyoko + Sleipnir
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 14:12  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Kiedy wyruszył z organizacji było naprawdę późno. Opieka nad nastoletnią dziewczynką była wyczerpującą pracą, może nawet bardziej niż wykonywanie zleceń. Kiedy w końcu padła wyczerpana, rudzielec mógł zrobić coś dla organizacji i pójść zapolować na jakieś zwierzę. Trochę świeżego mięsa przydałoby się każdemu, a ich samozwańczy kucharz przestałby narzekać, że traci swe kompetencje w zwilgotniałych murach siedziby.
Shane potrzebował wyrwać się od rutyny, która przygniatała go i dociskała do podłoża. Wolność, którą wcześniej posiadał, nagle została mu ograniczona, a niewidzialna smycz nałożona na szyję. Posiadanie ograniczeń nie leżało w jego naturze, a wszelkie poświęcenia na cele wyższe, stanowiły dla niego przeszkody do przeskoczenia, na które nie miał wcale ochoty. Egoistyczna strona proponowała mu wykręcenie się od odpowiedzialności, jednak człowieczeństwo stanowczo powstrzymywało go przed podejmowaniem durnych decyzji, których najpewniej nie wybaczyłby sobie do końca swojego nędznego życia.
Pogrążony w myślach zmierzał ku jakiemuś większemu gąszczowi. Potrzebował znaleźć się na totalnym zadupiu, na którym najpewniej ukrywało się jakieś czworonożne mięso. Granica wydawała się w tym przypadku dość rozsądnym pomysłem, zwłaszcza że wiele osób nie zapuszczało się w tamten rejony.
Zmierzając przed siebie długi kawał drogi, w końcu coś zwęszył. Coś poruszało się na czterech łapach. Sugerujące na ziemi ślady, podpowiadały mu, że zwierzę musiało przechodzić jakiś czas temu zmierzając w podobnym kierunku do Shane'a.
Idealnie się składało.
Przyspieszył nieco kroku, słysząc z oddali ciche pomruki. Przeczuwał, że młody jeleń zabłądził w okolicy i nie potrafił się wydostać, nawołując tym samym swoje stado. Pradawny zbliżył się, ukrywając za niewielkim wzniesieniem i zlokalizował jelenia. Zwierzę rozglądało się na boki, nasłuchując czy w pobliżu nie czyha zagrożenie. Brak doświadczenia oraz osamotnienie stawiało go w kiepskiej sytuacji. Nie było sensu dłużej czekać.
Zerwał się z miejsca woląc to załatwić na krótki dystans, aniżeli strzelić z broni palnej. Cholera wiedziała, jaka gadzina zlazłaby się z okolicy jeśli usłyszałaby wystrzał. Wolał nie ryzykować zważając, że musiał przetransportować martwe mięso do organizacji. Najpewniej tysiąc lat wstecz nie zjadłby podobnie przygotowanej żywności, którą niesie się na plecach kilka dni, a możliwość jej zepsucia wynosiła pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Czasy hipermarketów minęły, Desperacja stała się jednym wielkim hipermarketem, gdzie każdy żyjący osobnik był towarem spożywczym, po którego wystarczyło sięgnąć i skonsumować.
Shane zerwał się z miejsca i rzucił na zwierzynę, był dosłownie od niej kilkanaście metrów kiedy wyczuł obecność kogoś innego. Nie przypominało mu to niczego zwierzęcego. Był to Wymordowany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 23:22  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
......Chyży niezbyt często wracał na granicę łączącą Desperację z innymi nieprzyjaznymi okolicami. Spędził miesiąc na błąkaniu się po podmokłych terenach i zdecydowanie mu to wystarczyło. A jedynym pozytywem tamtej wycieczki było znalezienie Pożogara, który po tych sześciu miesiącach intensywnego oswajania i szkolenia stał się naprawdę przyzwoitym towarzyszem. Gryzącym, złośliwym i niekoniecznie zawsze przyjaznym, ale niewątpliwie przydatnym. W dodatku dogadywali się całkiem nieźle, na tyle na ile może dogadywać się koniowaty wymordowany z  psem poddanym mutacji. Jakkolwiek specyficznie to brzmi.
Tym razem jednak głód zapędził go nieco dalej. Nie bał się specjalnie opuszczania terenów Apogeum, ale trzymanie się ich obrębów było głównie kwestią wygodny. Potocznie określane jako nieznane (cóż, on zdążył się z nimi całkiem nieźle zapoznać) obszary były naprawdę... nieprzyjazne. Cholera, cały świat był nieprzyjazny, ale Japonia zdawała się mieć szczególne przystosowania do utrudniania życia wymordowanym. Jednak mus to mus i w pogoni ze jakąś godną uwagi zwierzyną mężczyzna zapuścił się jeszcze dalej. Ludzkie nogi były znacznie gorzej przystosowane do pokonywania dużych odległości, ale często przemiany były męczące. W dodatku pod postacią centaura jego regeneracja była ograniczona, a ostatnio załapał się na parę mniej przyjemnych sytuacji, stąd też decyzja o pieszej wędrówce. Najwyżej zmieni się w trakcie powrotu, jeśli dojdzie do wniosku, że ma zbyt wolne tempo.
Sama decyzja o zapuszczeniu się aż nad granicę tym razem była dla niego szczęśliwa. Już od dłuższego czasu podążał tropem pewnego nikłego stada. Łatwo było zorientować się, że jakiś nieostrożny członek odłączył się od swojej grupy i to jego śladami postanowił podążać dalej Chyży. Niby większa ilość mięsa byłaby miło widziana, ale jeden jeleń powinien wystarczyć zarówno mu, jak i Pożogarowi.
Popielaty kundel ruszył przodem (czy też raczej bokiem), a jego głównym celem było przecięcie drogi ofiary. Z kolei sam Hayate skoncentrował się na dalszym czytaniu śladów. Wiedział, że jego bestia świetnie da sobie radę z nagonką, a słuch i węch ma niewątpliwie jeszcze bardziej wyostrzone niż on. Za to Pożogar jest ślepy.
Kompletnie ślepy.
Nicca zaklął cicho i ruszył biegiem przed siebie. Najwyraźniej nie tylko on postanowił dzisiejszego dnia zapolować z daleka od Apogeum. Zresztą, cholera wie, ludzkie ślady równie mogły pochodzić od jakiegoś miejscowego łowczego, ale tak czy owak znacznie zakłócało to jego plany. Nie wątpił w to, że jego kundel wyczuje obecność drugiego wymordowanego, ale ciężko było przewidzieć jego relację. Opętany nie wiedział, jak rozminął się z drugim łowcą, bo teoretycznie ich ścieżki powinny przeciąć się nieco wcześniej, ale teraz nie bardzo miał okazję do przeanalizowania tego. W biegu zdjął z ramienia łuk i niemalże na ślepo wyciągnął strzałę.
Świadomość konkurencji zaczynała go rajcować.
Nie zamierzał biec pośrednio po śladach, dlatego odbił na bok, nakładając przez to drogi. To nie stanowiło problemu. Wiedział już, jak i gdzie musi stawiać kroki. Byleby zdążył ocenić sytuację. Wystarczyło mu, że zdąży zahamować ewentualne zapędy swojego psa, reszta to już pestka, a przynajmniej taką miał nadzieję. Słyszał już nawoływania jelenia, wiedział, że jeszcze parę metrów i najprawdopodobniej na niego trafi. Wypadł na otwartą przestrzeń, ślizgając się na nieco podmokłym podłożu.
Puls spłoszonego zwierzęcia niemalże osiadł mu na języku. Jednak zaraz usłyszał drugi, nieznacznie podwyższony, lecz regularny. Jego niespodziewane towarzystwo. Pożogar znajdował się znacznie dalej, praktycznie poza zasięgiem wyczulonych zmysłów... hmh, możliwe, że znalazł jeszcze jeden cel, ale chwilowo wymordowany nie zamierzał się ty przejmować. Nałożenie strzały na cięciwę, napięcie mięśni, wdech - ostatnia korekta potencjalnego lotu pocisku i wypuszczenie strzały. Cichy świst był jedynym sygnałem, że właśnie coś się stało. Wymierzenie i wystrzelenie zajęło zaledwie kilka sekund. I teoretycznie powinien trafić bezbłędnie w serce zwierzęcia, ale w życiu bywało różnie. Być może drugi łowca był pierwszy. Tak czy owak ciemnowłosy musiał podejść bliżej, by zorientować się w sytuacji.

| Pardon za marną jakość. Następny post będzie lepszy ~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.17 12:31  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Dobiegł do zwierzyny zwinnym, sprężystym skokiem jakby wyćwiczonym od lat i dopadł jelenia. Powalił go na ziemię, jednak zwierzę nie miało już w sobie wigoru. Grot wbił się w krwiste serce, które momentalnie przestało bić.
Shane leżąc na jeleniu, dyszał ciężko przez długi i zbyt szybki bieg. Starał się uspokoić oddech, nasłuchiwać dochodzące dźwięki. Był kilka metrów od niego. Zapewne jeszcze go nie zdążył zauważyć skoro nie znalazł się na linii strzału. Poderwał się z ziemi i wpół zgięty pobiegł w zarośla. Wtoczył się w wysoką, prawie już bezbarwną trawę, czekając. Uspokoił skołatane serce, czując teraz jak dudni z podniecenia. Nie wiedział czym ono  się objawia, ale przeczuwał dobrą rozrywkę. Shane zawczasu wyciągnął broń i odbezpieczył. Cień zadowolonego uśmiechu czaił się na jego wargach, nie przeczuwając najgorszego.
Drugi łowca wyłonił się z krzaków chwilę później. Szedł ostrożnie, a jego kroki przypominały rudzielcowi stąpnie baleriny. Wymierzył w niego broń, dostrzegając nagle psa. Czworonóg szybko wywęszy jego obecność, więc nie miał za wiele czasu na bawienie się w podchody. Kiedy złapał na linię strzału chłopaka, podniósł się na równe nogi, ukazując się mu w całej krasie.
Trzymaj psa, albo strzelę mu w łeb — polecił na początek. Nie miałby skrupułów w pozbawieniu łowcy towarzysza. Zresztą, psowate zazwyczaj lgnęły do niego zważając na geny jakie sam w sobie nosił, jednak z tym tropiącym diabłem nie mógł być taki pewien.
Spojrzał w twarz chłopaka stojącego niedaleko niego, wychodząc z zarośli. Wielka metr dziewięćdziesiąt wieża wysunęła się na pierwszy plan, ukazując mu całą swą sylwetkę. Rude niesfornie włosy sterczały na wszystkie strony świata, a złote ślepia intensywnie lustrowały postać nieznajomego. Dawniej brązowe oczy nabrały na sile i zyskały wilczy wzrok, jednak Nicca doskonale mógł rozpoznać w nim starego Shane'a. Nic się nie zmienił. Pozostał taki, jaki Chyży zapamiętał go po raz ostatni. Może był trochę bardziej zmęczony i bledszy, a z oczu wyparowała dawna radość, jednak nadal powłoka pozostała ta sama.
Polujemy na tą samą zwierzynę, czy ty polujesz na mnie? — zapytał.
Cholera, przecież miał tylu wrogów! Zdarzało się, że niejeden chciał mu łeb odstrzelić za wykonywanie swojej pracy.
Podejrzliwy wzrok przesunął wzdłuż Nicca, bacznie mu się przyglądając. Serce dziwnie stanęło na chwilę w miejscu, a skroń przeciął tępy ból.
Co to za sztuczki, co jest?
Twoja przeszłość. Podpowiedział mu cichutki głos z tyłu głowy, jednak on nie dał rady go usłyszeć. Spoglądał na nieznajomego nieco odlegle, nieufanie. Nie wiedział co się dzieje, nie czuł się tak fatalnie od kasyna.  Momentalnie fala gorąca oblała jego ciało. Kim był ten typ...
Czyżbyś znowu miał omamy wzrokowe? Pogarsza ci się, Shane?
Stul mordę. Kim on jest. Kim jest ten facet?!
Zapytaj, a dowiesz się. Na pewno chcesz znać prawdę? Przecież lubisz się od niej odcinać. Odcinasz się od tego co niewygodne. Niewygodne pytania, uczucia, ludzie. Jesteś pewien?
Tak. Nie. Nie wiem.
Uchylił usta, aby zadać pytanie, ale palce mocniej zacisnęły się na pistolecie. Beretta połyskiwała w słońcu, czekając aż jej właściciel w końcu jej użyje. Niech poleje się krew — wszystko szeptało wokół.



Pardon, za krótkie, ale jakoś średnio na razie mi się opisywało zanim się spotkali. Będzie lepiej c:


Ostatnio zmieniony przez Shane dnia 15.09.17 12:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.08.17 20:04  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
......Chyży przekrzywił lekko głowę na bok, wsłuchując się w zwalniające tętno umierającego zwierzęcia. Jednocześnie mocno bijące obok serce sprawiało, że adrenalina wciąż rozchodziła się w jego żyłach. Krzywy uśmiech wykrzywił wargi mężczyzny, gdy zdecydował się wyjść z krzaków. Wiedział, że dużo ryzykował. Drugi łowca niewątpliwie wiedział o jego obecności, choć najpewniej nie był świadomy, że Nicca już jakiś czas temu odkrył, że ma towarzystwo. Niemniej zachowanie tropiciela można było uznać za... nierozważne, wręcz lekkomyślne, niewątpliwie spowodowane pewną dozą arogancji, nadmiernej wiary we własne możliwości. Niemniej życie stałoby się nudne, gdyby stał się ostrożny. Zbyt długo już pałętał się po świecie, pchany do przodu głównie przez stare zobowiązania, by pamiętać, że śmierć może mu przynieść nie tylko głód, ale też ręka drugiej osoby.
Niebieskie ślepia skupiły się na sylwetce jelenia, niemal całkowicie ignorując bijące niedaleko serce, chociaż jego rytm wyraźnie drażnił mu uszy. Odruchowo wziął głębszy wdech, próbując wyczuć zapach drugiego łowcy, ale tym razem na pierwszy plan wysunęła się drażniąca woń krwi. Szczęka ciemnowłosego zadrgała, gdy jego trzewiami targnął dobrze znany ból. Niezbyt fortunny moment, biorąc pod uwagę, że niespodziewany konkurent właśnie postanowił się ujawnić. Obcy głos drażnił słuch tropiciela, chociaż... to przecież idiotyczne.
Powoli Nicca obrócił głowę w stronę Shane'a, jednak kpiący uśmiech zamarł mu nagle na ustach. Przez chwilę w niebieskich ślepiach było widać szok, jakby do ich właściciela nie do końca docierało, co pokazują mu jego własne oczy. Zęby zacisnęły się mocno, a sam ciemnowłosy z niedowierzaniem lustrował znajomą sylwetkę.
- Pożogar! No nogi, teraz! - komenda padła dopiero po dłuższej chwili, nie po japońsku, a irlandzku.
Wzrok prześlizgnął się po trzymanej przez starego przyjaciela broni... cóż, jej obecność była martwiąca. Nicca nie tyle co obawiał się rany postrzałowej, a raczej własnej reakcji na huk. Biorąc pod uwagę, w jakiej ciszy przebywał przez ostatni czas, wystrzał mógłby nieźle swoją głośnością nadszarpnąć błonę bębenkową. Jednak w tym momencie niespecjalnie potrafił się tym przejmować, a przecież powinien. Szanse, że ta ruda menda będzie go pamiętać były przecież cholernie niskie.
- Shannon. Cholerny Shannon Maccoy - tropiciel nie szeptał, ale w jego głosie można było wyczuć dziwną nutę rozbawienia. - Ty ruda wywłoko.
Kąciki warg Chyżego zadrgały i było to jedyne ostrzeżenie, bo chwilę po tym klatka piersiowa mężczyzny zatrzęsła się w stłumionym śmiechu, który i tak po chwili wydarł się na zewnątrz. Śmiech ten raczej nie był wyrazem szczęścia, a niedowierzania.
To chyba żart.
Prawie tysiąc lat poszukiwań z powodu jednej głupiej obietnicy, którą złożył jako dzieciak. Cholerna apokalipsa i brutalny świat, a on w końcu spełnił jedną przysięgę z tych marnych kilku, które trzymały go przy życiu. Czysty tragizm, komizm i idiotyzm w jednym. Coś, co w swoim szaleństwie pchało go do przodu pomimo braku większych szans miało się zakończyć. Cholera. Może to i dobrze? Zostanie mu parę listów i... i co? Powrót do życia, którego nie ma?
Wstrząsnęła nim kolejna fala śmiechu, na tyle silna, by osunął się na kolana i zacisnął jedną dłoń na karku jeżącego sierść kundla. Pożogar był najprawdopodobniej równie zdezorientowany co Shane, ale Chyży potrzebował paru chwil na uspokojenie. W końcu podniósł głowę w górę, a jego wargi wykrzywił wyzywający uśmiech.
- Chcesz mnie zastrzelić, Shannon? - ton mężczyzny był miękki, ale Nicca wyraźnie chciał sprowokować starego znajomego.
Jakby nie było, obaj się zmienili.

| Pardon, ale dopiero teraz mam laptopa i internet. Nie powinno się to na razie zmienić, na szczęście.
|| To "oboje" zamiast obaj mnie drażniło, musiałam poprawić :/


Ostatnio zmieniony przez Chyży dnia 27.09.17 22:25, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.09.17 12:49  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Stał naprzeciw faceta, który go znał. Wszystko byłoby w idealnym porządku, gdyby nie fakt, że Shane kompletnie nie rozpoznawał twarzy delikwenta, ani tym bardziej nie pamiętał, aby przedstawiał się komukolwiek pełnym imieniem i nazwiskiem. Na Desperacji znano go po prostu jako Shane. Wszelkie dane na swój temat spalił wraz z ludźmi, o których zapomniał, zaczynając życie od nowa.
— Shannon. Cholerny Shannon Maccoy
Z obojętnością i spokojem, wpatrywał się w rozbawionego gnojka, który buchnął gromkim śmiechem, jakby ta cała sytuacja była pieprzonym żartem. Pradawny milczał i najwidoczniej nie miał zamiaru tego zmieniać.
— Chcesz mnie zastrzelić, Shannon?
Chciał.
Rudzielec nie zamierzał brać udziału w przedstawieniu, dlatego prowokacyjna zachęta była niesamowicie kusząca. Trzymając go od początku na muszce, odbezpieczył broń. Prowokacyjny uśmiech na chwilę zawitał na jego ustach. Huk wystrzału rozniósł się głośnym echem. Śmiech. Dziwnie znajomy śmiech. Cisza. Przez chwilę sądził, że wyobraźnia podsunęła mu niedorzeczne obrazy. Dwie osoby. Nicolas i on, oraz trzecia postać, która zawsze ukrywała się za grubą, gęstą mgłą. Twarz Chyżego mignęła mu szybko, a on nie był pewien, czy nie wymyślił sobie tego obrazu. Zęby zacisnęły się niczym żelazna kurtyna przyprawiając ich właściciela o chwilowy ból. Długa cisza. Kula utkwiła tam, gdzie Shane chciał. Kolano Nicca o mały włos, a byłoby przestrzelone.
Nie potrzebnie kusiłeś — rzucił ochrypłym głosem. — Kim jesteś i skąd mnie znasz? — zapytał w końcu. Niewypowiedziane słowa i niewygodne pytania musiały w końcu paść.



Sorry, że tak krótko, ale jakoś wypadłem z rytmu i straciłem wątek : Poprawię się.l
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.17 23:51  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
........Nuda. Mimo wszystko kącik warg Chyżego drgnął - tym razem nie z powodu rozbawienia, a irytacji. Nagły pisk w uszach był nieprzyjemny, a ostrość widzenia na chwilę mu się zatarła. Posiadanie nadzwyczajnie wyczulonego słuchu miało swoje zalety, ale niestety nie obyło się bez pewnych wad. Jednym z powodów, dla których Nicca nie używał broni palnej był fakt, że bardzo opornie przyzwyczajał się do huku wywołanego wystrzałem - mógł po pewnym czasie nabrać odporności na ten dźwięk, znieczulić się na nieprzyjemny bodziec, ale pozbawiony go bardzo szybko "zapominał", jak ignorować wywołujące spory dyskomfort brzmienia. Niby na starość nawet wyostrzony słuch powinien się nieco stępić, ale najwyraźniej Chyżego miała ta przyjemność nigdy nie spotkać. Zresztą, może to i lepiej. Zalety... cóż, zalety były godne pozazdroszczenia.
- Och. Ranisz moje serce, Shannon - imię wymordowanego było wypowiedziane zdecydowanie bardziej miękko od reszty zdania, przez co brzmiało znacznie bardziej kobieco, niż powinno; drażnić drugą osobę można przecież na wiele sposobów. - Póki co możesz mnie nazywać Hayate. Kobayashi Hayate, ewentualnie Chyży, ale to i tak zbyt dużo ci nie powie. Jednak to ty zapomniałeś, a nie ja, więc sam się męcz z odkrywaniem, kim jestem. Ja obietnicę spełniłem.
Doprawdy? A gdzie mniejszy cień Rudego? Shane zawsze był związany z bratem, bronił go za wszelką cenę i w gruncie rzeczy podporządkowywał swoje życie młodemu. Nie było to nic specjalnie dziwnego, biorąc pod uwagę ich historię. Niemniej minęło prawie całe tysiąclecie. Jest od cholery rzeczy, które mogły pójść źle. Tudzież dobrze.
Chyba czas się spytać.
- Nicolas żyje? - wzrok Chyżego nagle nabrał żywotności, a on sam wstał z klęczek.
Zbyt ryzykowne pytanie, by pozwolić mężczyźnie swobodnie do niego mierzyć. W gruncie rzeczy Nicca nawet nie musiał próbować uniknąć kuli. Wystarczyło przesunięcie, by nie trafiła bezpośrednio w mózg lub serce (tudzież tętnicę szyjną), z całą resztą jego organizm potrafił sobie poradzić. Nie przewidział jednak, że zmiana pozycji ponownie spowoduje nagłe szarpnięcie w okolicy brzucha. Był głodny. Znowu. Nic nowego, zdążył się przyzwyczaić do tego uczucia, ale teraz faktycznie zbytnio sobie pofolgował. Zawsze, gdy zbyt długo zwlekał z jedzeniem jeszcze bardziej wyostrzały mu się zmysły. Czuł puls dawnego przyjaciela na języku, żywe mięso zawsze było bardziej atrakcyjne. Zapach spalenizny, często towarzyszący jego podopiecznemu, drażnił nieprzyjemnie jego nozdrza.
- Zawsze byłeś kiepski w wyrażaniu emocji - tropiciel parsknął cicho i podążył lekkim krokiem w stronę ofiary, chociaż głowę miał lekko nachyloną w stronę Shane'a; odeszła mu ochota na wystawianie się na odstrzał. - Nicolas miał do tego zdecydowanie lepszy talent. No. Czasem za duży. Stąd blizna u ciebie na ustach. Rzucił w ciebie talerzem.
Nicca zaśmiał się cicho, tamto wspomnienie zawsze było wyjątkowo żywe w jego umyśle.
- Cóż, krzyku było wtedy naprawdę dużo - mruknął, klękając obok ofiary i wyrywając strzałę. - Oczywiście zawsze zarzekałeś się przy innych, że to była sprawa bójki. Albo wypadku, jeśli wersja była przeznaczona dla osoby dorosłej.
Woń krwi nęciła nie tylko jego, Pożogar ponownie zjeżył sierść, ocierając się bokiem o jego tułów. Perspektywa napicia się naprawdę kusiła. A rozszarpania mięsa na surowo jeszcze bardziej. Zwiększone wydzielanie śliny było tylko jednym z objawów jego chęci do pożywienia się tu i teraz. Niemniej lubił czasem udawać, że jest cywilizowany. Poza tym nie był tu sam... nie, żeby publiczność sprawiała mu problem, ale wypadało jakoś w miarę normalnie się zachować. O ile ten świat znał jeszcze chociaż pozory normalności.
- Chcesz się kłócić, do kogo należy? - przekręcił lekko głowę, a niebieskie oczy nabrały chłodnego wyrazu.
Trochę mu odbijało, gdy głód stawał się zbyt duży. Co również było irytujące. I również sprawiało, że stawał się coraz bardziej rozdrażniony. Stary, chociaż może nieklasyczny przykład błędnego koła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.17 14:45  •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
Spokój. Od zawsze, charakteryzował go przerażający spokój.
Zimne, złote ślepia patrzące na każdego z dystansem i rezerwą.
Zimna, niczym stal krew, temperująca jego szalejący organizm i bezwzględność — wyzbył się wszelkiej litości. Na przestrzeni tysiąca lata nauczył się panowania nad wirusem do takiego stopnia, że ten przestał być dla niego obciążeniem. Jednym, faktycznym zagrożeniem dla otoczenia była natura Pradawnego, która w większym bądź mniejszym stopniu była tłumiona przez właściciela. Ukryta agresja pod maską opanowania siała spustoszenie w żyłach Maccoy'a. Wewnętrzne demony szarpały jego wnętrzności za każdym razem, pragnąc zerwać się ze smyczy i dać upust prawdziwej naturze rudowłosego. Był zmęczony, trzymaniem naprężonej linewki, która w każdej chwili mogła strzelić. Tak jak on w tym momencie. Trzymając go na muszce, nie odczuwałby skrupułów od posłania kuli w łeb jednego i drugiego zwierzęcia. Kategoryzował ich. Wrzucił do jednego wora.
Och. Ranisz moje serce, Shannon.
Odpowiedziała mu cisza. Cień niepokoju zasiał się w martwym sercu Pradawnego. Nie spuszczał czujnego wzroku z podejrzanego osobnika i śmierdzącego kundla.
(...) Jednak to ty zapomniałeś, a nie ja, więc sam się męcz z odkrywaniem, kim jestem. Ja obietnicę spełniłem.
O czym zapomniał. Nie miał zielonego pojęcia, o czym ten facet bredzi. Może był naćpany, a może łgał jak pies. Początkowo nie przejął się znajomością pełnego imienia. Mógł blefować, dowiedzieć się paru informacji na jego temat - nic wielkiego, jednak im więcej mówił, tym robiło się coraz gorzej. Shane poczuł jak żołądek skurczył mu się do rozmiarów wysuszonej rodzynki. Wspomnienia o Nicolasie zawsze wywoływały w nim ten sam odruch, pomimo ostatnich miesięcy, w których starał się na dobre zamknąć temat swojej przeszłości. Uprowadzony i otumaniony, musiał się zmierzyć ze swym największym lękiem i  zarazem słabością, byleby przeżyć. Wybrał  drogę, uważając, że obraz brata zatrze się wraz ze wspomnieniem unicestwienia halucynacji, złudnego replikanta.
Nicolas nie żyje. Zginął miesiąc po rozpoczęciu się apokalipsy — powiedział w końcu po długiej ciszy, jaka zapanowała po tym pytaniu. W jego głosie nie dało się wyczuć żalu czy smutku. Pozbawiony wszelkich emocji starał się za wszelką cenę przypomnieć kim, u licha, jest ten dupek. I jak głęboko ma mu wepchnąć jego własną głowę w tyłek, kiedy już to odkryje. Opuścił nieco broń, a na nadgarstku obkręciła się stara bransoletka Nicolasa, z którą ten się nie rozstawał. Shane wygrał ją na dla niego na jakimś festynie, na któy wymknęli się we trójkę.
Zawsze byłeś kiepski w wyrażaniu emocji
Faktycznie był. Emocje stanowiły nawet za życia dla niego element nie do rozwiązania. Niczym niepasujące do siebie puzzle. Starał się je odszyfrować, jednak wszelkie próby kończył się podobnie — fiaskiem. Nicolas zawsze nadrabiał za nich obu. Tak jak wtedy, kiedy rzucił w Shane talerzem rozwalając mu wargę i dekorując uroczą blizną do końca życia. Wszystko się zgadzało poza jednym faktem — nikt, do kurwy, nie miał prawa o tym wiedzieć. Maccoy nie znał osób, które żyłyby tak długo i mógłby dysponować sporym wachlarzem wspomnień o nim. Ponadto nikomu się nie zwierzał z tego.
Kim, do licha, jesteś.
Przemknęło mu przez myśl. Niewypowiedziane słowa uwięzły w gardle niczym gula. Skołatane myśli krążyły po głowie, odbijając się od siebie jak piłeczki pingpongowe. Twarz Nicca wydawała się mu od samego początku dziwnie znajoma. Nieulokowana nigdzie osiadła z tyłu czaszki Pradawnego, który po omacku przeszukiwał czarne kartoteki swoich wspomnień za...No właśnie za czym? Za imieniem? Twarzą? Wszystko zostało mu podane przed nos. Fałszywa godność, prawdziwa twarz. Lecz jemu wciąż było za mało. Podświadomie czuł, że powinien pamiętać więcej. Pamiętać Jego. Wszystko szeptało, że padlinożerca stanowił w jego życiu ważny element, o którym zapomniał, jak o reszcie.
Oczywiście zawsze zarzekałeś się przy innych, że to była sprawa bójki. Albo wypadku, jeśli wersja była przeznaczona dla osoby dorosłej.
Stąd o tym wiesz?
To oczywiste, że musi cię znać, skoro zna takie detale.
Przemilczał więcej własnych myśli. Spojrzał z góry na pochylającego się mężczyznę. Mógłby go zabić. Szybko i bez żadnych świadków. Niegodny nieznajomy stałby cieniem informacji o nim. Schował broń za tył paska od spodni, dotknął rękojeści noża, ujmując go w żelaznym uścisku. Wpatrywał się w plecy chłopaka. Miał już zaatakować, wyciągnąć nóż, poderżnąć gardło młokosowi, a psa spalić na wiór prądem, jednak ręka jak z cementu uniemożliwiła mu atak. Puścił rękojeść noża i wypuścił ciężkie westchnięcie.
Nie wiem do chuja kim jesteś, ale wątpię, aby Kobayashi Hayate był prawdziwy. Skoro mnie znasz i znałeś mojego brata, musisz żyć tyle co ja. Musiałeś wychowywać się w tym samym miejscu co ja. Tak więc, kurwa, z łaski swojej streść kim jesteś i po co mnie szukałeś — rzucił, kątem oka zerkając na martwe zwierzę. — Żryj, jest twoje — On sam stracił już całkiem apetyt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Granica. - Page 8 Empty Re: Granica.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach