Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Eden :: Las Życzeń


Go down

Pisanie 18.02.20 21:02  •  Granica lasu Empty Granica lasu
GRANICA LASU [SPOPIELONA]


Ogień godzinami pożerał drzewa, obdzierając je z kory, liści i pomniejszych gałązek. Wiatr targał płomieniami, przenosząc je z jednej korony na kolejną, aż wreszcie zdawało się, że cała granica przemieniła się w ogromny, falujący mur pełen pomarańczy, żółci i czerwieni. Niebo zasnuwał dym.

Las spłonął tutaj doszczętnie; na szarej, spopielonej glebie widać tylko pył przerzucany z miejsca na miejsce przez spokojne powiewy i setki czarnych, powyginanych kreatur, dawniej będących drzewami.

Aby przywrócić dawną świetność terenu potrzeba co najmniej dwóch aniołów, w tym jednego z mocą panowania nad roślinnością. Należy napisać min. 5 kolejek nawiązujących do próby użyźnienia ziemi i zagospodarowania jej.

Spoiler:


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.20 19:07  •  Granica lasu Empty Re: Granica lasu


Pożary samoistnie dogasały, gdy spalone ziemie nie oferowały im już niczego więcej do pochłonięcia, po czym ogień z podwójną mocą wybuchał w kolejnym miejscu. Pomarańczowa poświata płomieni na stałe wpisała się w edeński krajobraz, a trzask ognia zastąpił śpiew ptaków. Zamiast duszącego zapachu kwiatów w nozdrza uderzał wyłącznie ciemny dym i swąd spalenizny.

Jeżeli nikt nie ruszy z pomocą to wkrótce edeńska fauna i flora zostaną tylko wspomnieniem przywoływanym przez pamiętające ją anioły.

dodatkowe informacje:

Pożar został zignorowany - automatyczna porażka.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.20 1:01  •  Granica lasu Empty Re: Granica lasu
Miała dziś naprawdę kiepski dzień, a gdy gęste chmury nad jej głową rozjaśniły się od pioruna, by chwilę później powietrze przeszył upiorny grzmot, wiedziała już, że kiepski będzie także wieczór, a przez ranną nogę i obwisłe, złamane wpół skrzydło – być może także cała noc.
Ale ty, oczywiście, ze wszystkim poradzisz sobie sama – mruknęła do siebie ironicznie, ze złością, bo w rzeczywistości nie poradziła sobie wcale – i miała tego pełną świadomość. Uczucie porażki przygniatało ją coraz bardziej, krok za krokiem traciła siły, które ustępowały ludzkiej frustracji. Z samego rana ubrała się w długie, obcisłe spodnie, na których z lewej strony Lanael wyszyła białego, chińskiego smoka, wyglądającego, jakby piął się wzdłuż całej nogi, oplatając się wokół niej niczym wąż. Rozwarty pysk zmarszczył się teraz na udzie, gdy Reia przeciągnęła ranną nogę po martwej, spalonej ziemi. Było jej żal. Spodnie zostały brutalnie rozszarpane, dlatego spływająca po nagiej łydce pajęczyna świeżej krwi była doskonale widoczna już z daleka. Porwany pod kolanem materiał wyglądał żałośnie, co z niewiadomych powodów drażniło Reię bardziej niż obrażenia zadane ogromnymi pazurami. Może chodziło o fakt, że całe dzisiejsze ubranie było prezentem od Lanael; efektem jej ciężkiej pracy, dziesiątek dodatkowych godzin pochylania się nad tkaninami, dobierania kolorystyki, mieszania ze sobą barwników, szukania odpowiednich nici. „Och, Rei, będziesz wyglądała cudownie!” – świergotała anielica, przykładając swoje dzieła do ciała rozbawionej koleżanki. Reia chciała wierzyć, że tak właśnie było – że wyglądała cudownie w tych ciemnych jak ebonit spodniach mocno opinających jej biodra, w tej białej jak śnieg koszuli, na której wyróżniały się pasma jej długich, czarnych włosów, puszczonych swobodnie na plecy. Chciała wierzyć, że gdyby wreszcie opuściła Eden, to te nowe buty na niewielkim obcasie – buty wygodne, praktyczne i ciepłe – poniosłyby ją prosto do Sukuiego. Chciała wierzyć, że zamarłby w połowie czynności, przyglądał się jej, a potem bez krępacji szepnął, że wygląda właśnie tak: cudownie.
Ale – oczywiście – coś poszło nie tak. W którym miejscu? Już wtedy, gdy uznała, że dzisiejszy patrol będzie jedynie monotonnym obowiązkiem do odhaczenia – kolejnym, spokojnym dniem, w czasie którego nie stanie się nic niezwykłego? Chwilę później, gdy – zachęcana wcześniejszą myślą – uznała, że założy swoje najlepsze ubrania, które wciąż i wciąż odkładała na „odpowiedniejszą okazję”? Albo może po śniadaniu, gdy wstąpiła do Michaela i zobaczyła jego blade jak papier oblicze? Przyklękła u jego stóp, wpatrując się uważnie w umęczoną od gorączki twarz – i cóż ją wtedy podkusiło, aby uznać, że powinien zostać w domu, a ona na patrol wybierze się sama? Przecież – choć słusznie kazała mu odpocząć – mogła poprosić o pomoc innego anioła. Brakowało jednak rąk do pracy, a ona nie chciała nadmiernie męczyć towarzyszy. Nie miała z nikim szczególnego kontaktu; jej relacje opierały się bardziej na pracy niż swobodnych pogawędkach i zaciskaniu więzów. Anioły były dla niej dobre, a ona odwdzięczała się im tym samym, ale w głębi czuła, że nie do końca tutaj pasuje. Żyła w niej jeszcze dawna wersja – ta butna, nieufna, zapatrzona w jedyną osobę, wobec której zaryzykowała i której zaufała. Ta część jej osobowości utrzymywała mur, który z całą pewnością próbowano sforsować. Lanael była tylko kroplą w morzu takich osobistości... a jednak gdy dziś spotkały się przypadkiem na jednej z edeńskich dróg, Reia ze śmiechem odmówiła wsparcia. Przyznała się jednak, że wybywa na patrol sama – że to tylko parę godzin rutynowego przyglądania się granicom. Nic szczególnego. Nic groźnego. Podczas ostatnich kilku miesięcy rzadko trafiały się agresywne jednostki. Dlaczego dziś miałoby być inaczej?
No właśnie, dlaczego? – westchnęła do siebie, opadając na powalony, sczerniały pień. Niezgrabnymi palcami odpięła pas, aby miecz nie przeszkadzał jej w odpoczynku. Białe skrzydła były zakurzone, pokryte starym pyłem i popiołem. Skłoniły się ciężko ku ziemi, zwieszając smętnie i ciążąc na przygarbionych plecach Rei, która pochyliła się nagle nad ranną nogą. Po raz pierwszy spojrzała na obrażenie. Wzdłuż szarych, spalonych ziem edeńskiej granicy kręcił się warczący wymordowany. W normalnych okolicznościach jedynie by się mu przypatrywała, ale miękkie serce ścisnęło się, gdy spostrzegła jak rusza do ataku ku srebrzystej łani. W pierwszym odruchu Reia się zawahała; zwierzęta takie jak halla wolą niezamieszkane przez anioły części Edenu – głębiny lasów, ciche, dzikie puszcze, wśród których czują się bezpieczne.
Ale, okrutnym zbiegiem okoliczności, nie ta.
Zmarszczyła nos, na wspomnienie ostrych kłów wymordowanego, który już biegnąc ku ofierze zaczął się przeobrażać. Aby wyrwać się z roztrząsania tej sytuacji, dotknęła palcami górnej krawędzi rany i zaraz syknęła z bólu. Nad jej głową znów błysnęło, rozległ się następny grzmot.

Nie zdawała sobie sprawy, że w czasie, w którym wyrzucała sobie nieroztropność, Lanael wybiegała ze swojej niewielkiej chatki, aby powiadomić pierwszą kompetentną osobę, że jej przyjaciółka wciąż nie wróciła z patrolu, choć zarzekła się, że do wieczora będzie już dawno wygrzewać się przed kominkiem.
Coś musiało się stać, na litość Pana!

Wygląd: długie, czarne spodnie; zniszczone, materiał lewej nogawki od kolana w dół został oderwany. Pierwotnie biała koszula z podwiniętymi do łokci rękawami stała się brudna i zakurzona. Pasma czarnych włosów rozpuszczone. Na szyi srebrny medalik widoczny dzięki rozpięciu dwóch górnych guzików ubrania. Ciemne buty na małym obcasie.
Obrażenia: kilka siniaków, ranna, lewa noga (cztery głębokie bruzdy na łydce), złamane prawe skrzydło.
Ekwipunek: pas z mieczem.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.20 11:30  •  Granica lasu Empty Re: Granica lasu
To tylko niefortunny wypadek – wmawiał sobie, gdy wylądował pośród pustyni popiołów i powykrzywianych drzew. Granica lasu przypominała stare cmentarzysko, na którym spoczywali przodkowie, o których dawno zapomniano. On także ledwo potrafił przywołać obraz niegdyś tętniącego życiem miejsca, gdy przed jego oczami rozciągały się zgliszcza. A przecież to wszystko wydarzyło się niedawno i gdyby spytano go, czy kiedykolwiek wyobrażał sobie Eden w tak opłakanym stanie, odpowiedziałby, że nie.
    Teraz czuł się winny. Wyobrażał sobie wszystkie możliwe opcje, z których mógłby skorzystać, żeby temu zapobiec. W końcu – odkąd został wybrany – to na jego barkach spoczywał ciężar odpowiedzialności. Za anioły, za te ziemie, za rośliny i wszystkie istoty, które miały tu swój dom. Mając przed sobą tak tragiczny widok, wiedział, że zawiódł i prawdopodobnie był kimś, kto po prostu znalazł się na niewłaściwym miejscu. A przecież dookoła miał wielu braci, którzy na pewno by do tego nie dopuścili. Być może nawet Metatron wiedziałby, co należałoby zrobić w tej sytuacji.
    Palce Laviaha musnęły zwęglony pień jednego z drzew, gdy anioł zdecydował się ruszyć przed siebie. Teren nie miał przed nim nic do ukrycia. Był łysy i martwy – wszystko, co niegdyś znajdowało tu schronienie, uciekło albo spłonęło. Czuł się jak jedyna forma życia na obcej planecie, a wszechobecna szarość potęgowała uczucie odosobnienia. Jedynie niebo przypominało o swojej obecności, swoimi pomrukami niosąc wieści o nadciągającej burzy. Archanioł naciągnął na głowę głęboki kaptur, niezrażony ciemnymi chmurami, które kłębiły się nad nim. Gdy dzisiejszego dnia opuszczał miasto, miał zamiar dokładnie ocenić straty – być może nawet znaleźć coś, co jeszcze dało się uratować albo kogoś, kto potrzebował pomocy. Jednak im dłużej kroczył przez połać niczego, tym bardziej uświadamiał sobie, że już dawno się spóźnił.
   Powinien być tu od razu.
   Kolejny grzmot przywołał podmuch wiatru, który wzniecił do góry pokrywające ziemię popioły. Białowłosy zacisnął gwałtownie powieki, chroniąc oczy przed pyłem, który niefortunnie zaatakował go od frontu, zmuszając go do zmiany kierunku podróży. Gdy na powrót uchylił powieki, zatrzymał się, wychwytując spojrzeniem ruchomy punkt w oddali. Mimo że spędził tu raptem, kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, fakt, że nie był tu zupełnie sam wydawał mu się na tyle niemożliwy, że przez moment po prostu stał w miejscu, by przekonać samego siebie, że wzrok go nie myli. Punkt nadal się poruszał; bardzo powoli – do tego stopnia, że ciężko było uznać, że da radę oddalić się daleko, a mimo to Laviah bez zastanowienia ruszył w jego stronę, przyspieszając krok, a im bliżej się znajdował, tym coraz szybciej przebierał nogami. Zupełnie nieświadomie zaczął biec, czując, że serce coraz bardziej tłucze się w jego klatce piersiowej, a niewidzialna pętka zaciska się na jego szyi, chcąc odciąć go od tlenu, którego coraz bardziej potrzebował. Z początku nie wiedział kim była, ale nie miało to większego znaczenia, ponieważ wiedział, że była ranna.
    ― Zaczekaj! ― zdołał wykrzyknąć, pomiędzy przyspieszonymi oddechami. Wolał uprzedzić, że się zbliża – w końcu miała przy sobie broń, a w tej sytuacji nie zdziwiłby się, gdyby odruchowo użyła jej w celu samoobrony. Gdy błękitnooki był już wystarczająco blisko, zwolnił, odruchowo unosząc ręce, jakby i tym gestem chciał przekazać kobiecie, że nie jest zagrożeniem. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie musiał tego robić. Przecież go znała, a on znał ją. ― Reia, na miłość Boską, co ci się stało? ― Przysłonił usta ręką, jakby usiłował uspokoić oddech. Spojrzenie jasnych oczu tliło się niepokojem, gdy przyszło mu obserwować anielicę w tak opłakanym stanie. Mimo tego z początku nie pozwolił sobie podejść na tyle blisko, by wesprzeć ją ramieniem, choć fakt, że w pewnym momencie dzielił ich już jedynie metr, świadczył o tym, że oczekiwał, że czarnowłosa pozwoli sobie pomóc.
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.20 0:54  •  Granica lasu Empty Re: Granica lasu
Była znużona tępym pulsowaniem bólu, a poza tym stale grzmiało, błyskało i wszystko wskazywało na ostrą ulewę. Mogła siedzieć tu nadal, irytując się na siebie i prowadząc mało pomocne monologi... albo ruszyć w drogę powrotną z nadzieją, że natrafi na jakiegoś zawieruszonego anioła, który postanowi wesprzeć ją swoim ramieniem.
Ten drugi wariant wydał jej się na tyle pokrzepiający, że podniosła się ze starego, martwego pnia, niemal całkowicie pokrytego siwizną popiołu. Ranna noga natychmiast wysłała setki igieł bólu wzdłuż całej kończyny, ale Reia zacisnęła zęby. Znała gorsze cierpienia – tego udało jej się nie zapomnieć z czasów bycia człowiekiem.
Sięgnęła po pas i założyła go z powrotem na biodra. Rozważała nawet, by zostawić ciężki miecz i wrócić po niego później – lub poprosić kogoś o wyświadczenie przysługi, jeżeli rwanie w łydce okaże się nie do zdzierżenia. Bała się jednak, że ktoś mógłby ukraść jej ulubioną broń, a poza tym nie miała pewności, czy klucząc po lesie nie natrafi na wroga lub dzikie zwierzę. Ściągnęła więc pasek, sprawdziła sprzączkę – i ruszyła naprzód.
Nie dałaby rady oszacować jak daleko udało jej się zajść nim za plecami, niemal zagłuszone warknięciem nieba, nie padło niespodziewane: „Zaczekaj!”. Obróciła się na pięcie, natychmiast tego żałując. Źle stanęła i cała jej twarz tym razem się wykrzywiła, ale zdążyła się opanować, nim sylwetka biegnącego ku niej mężczyzny nie nabrała kształtów, rozmiarów i...
Zamrugała trochę za szybko, nie szczędząc wysiłku, aby ukryć zaskoczenie. Nie chodziło o to, że nie spodziewała się tutaj samego Laviaha, bo na dobrą sprawę nie spodziewała się tutaj kogokolwiek. Nie rozumiała jednak, dlaczego był taki przejęty. Czyżby wokół czaili się wrogowie? Inni niż ten jeden wymordowany, z którym miała styczność jakiś czas temu? Groźniejsi? Mimo lat praktyki w walce nigdy nie czuła się zbyt pewnie. Do samego końca musiała się wahać czy przypuścić atak, czy przeciwnik wart jest wyciągnięcia miecza i rozlewu krwi. Byłoby łatwiej, gdyby mogli po prostu przechodzić do ofensywy, bez względu na to, jakimi intencjami kierował się intruz. Wszyscy przecież znali prawo – łamali zasady świadomie, więc konsekwencje powinny być już formalnością.
Odtrąciła od siebie te myśli, przypatrując nieruchomo Laviahowi. Ciemne brwi uniosły się w jeszcze większym zaskoczeniu, gdy padły pierwsze słowa białowłosego.
Archaniele... – wyrzuciła z siebie, próbując połączyć rozsypane po planszy kropki, byle wreszcie uzyskać pełny obraz sytuacji. Skrzydła poruszyły się, ale każde drgnięcie tego złamanego wywoływało ból, więc Reia pozwoliła im luźno opaść, rozluźniając mięśnie pleców. Objęła się ramionami w pasie, na moment zaciskając usta. Co powinna powiedzieć Laviahowi? Że wymordowany, którego postanowiła przepędzić, ostatecznie zadrapał ją jak nóż wkładany w rozgrzane masło? Że halla nie przetrwała i jej dogorywające ciało leżało teraz gdzieś na samym obrzeżu, a może już było pożerane przez rozszalały poziom E? Przyznawanie się do porażek nadal nie przychodziło łatwo. Prościej było na Desperacji – tam były normą i nikt nie wstydził się niepowodzeń. Tutaj, w Edenie, Reia zaczęła odzwyczajać się od klęsk, a za każdym razem, gdy podwinęła jej się noga, czuła niemożliwy wstyd. Podobnie było tym razem. Ciepło rozlało się po jej policzkach, nadając bladej, papierowej cerze zdrowych, choć zbyt intensywnych rumieńców.
N... – Zwilżyła językiem wargi, wypuszczając gwałtownie powietrze z płuc. Aż do teraz nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymała dech. – Nic takiego. To parę zadrapań, żadna istotna sprawa – wymamrotała pod nosem, odwracając wzrok w kierunku granicznej linii. Tak naprawdę nie widać już było gdzie kończy się las a zaczyna Desperacja. Popiół, niesiony podmuchami wiatru, przesypywał się z jednego odcinka na drugi i bardzo szybko wymieszał z piachem pustyni. Pomyśleć, że nie tak dawno rosły tu drzewa, kłęby krzewów, kwiaty, grzyby. – To raczej ja powinnam zapytać co stało się tobie – dorzuciła po chwili, zmuszając się, aby unieść wzrok. Nie umiała spojrzeć archaniołowi w oczy; zatrzymała się gdzieś na wysokości jego przysłoniętych dłonią ust. Dobrze wiedziała, że nie da rady się z nim skonfrontować. Nie teraz. I nie kiedykolwiek. To zupełnie inny poziom.
Wyglądasz jakbyś ledwo uciekł przed zgrają wygłodzonych wymordowanych, archaniele. Co się stało? Eden jest w niebezpieczeństwie?
Jakby na samą myśl rozplotła ramiona i jedna z jej dłoni dotknęła rękojeści miecza. Chłód broni nieco ją uspokoił.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.20 18:09  •  Granica lasu Empty Re: Granica lasu
Proszę, darujmy sobie tytuły ― odparł, będąc świadomym tego, że nie zasługiwał na swoje stanowisko. Nie wspominając już o tym, że jakiekolwiek formalności wiązały się z nawarstwianiem się pewnej bariery między nimi – Laviah nie potrafił pogodzić się z tym, że dla większości aniołów nie był już tylko jednym z braci. Patrzyli na niego inaczej, pokładali w nim swoje nadzieje, a on nie potrafił mentalnie postawić się ponad nimi. Każdego dnia starał się dbać o to, by świadomość wyższości nie uderzyła mu do głowy, dlatego zawzięcie ją negował. Chciał nadal zajmować się trywialnymi sprawami, nawet jeśli dookoła było mnóstwo ważniejszych rzeczy do zrobienia. W sprawianiu pieczy nad ogółem, chciał też poświęcać swoją uwagę jednostkom – teraz taką jednostką okazała się Reia i choć białowłosy przyszedł tu w zupełnie innym celu, nie widział powodu, dla którego miałby ją tu zostawić.
   „Nic takiego.”
   Może jego spojrzenie mogło okazać się ostentacyjne, ale nie omieszkał przyjrzeć jej się uważnie. Cokolwiek chciała przed nim ukryć, niekoniecznie dobrze sobie z tym radziła. Widok złamanego skrzydła, poszarpane ubrania i poraniona noga, która utrudniała czarnowłosej poruszanie się, klasyfikowały ją jako osobę, która potrzebowała pomocy. Przez tysiące lat swojego życia zdążył jednak zauważyć, że ci, którzy mieli za sobą żywot ludzki byli o wiele mniej skłonni do proszenia o pomoc. Nie wiedział, czy była to kwestia dumy czy może tego, że nigdy nie byli w stanie poczuć się, jak w nowej rodzinie w gronie aniołów. A może po prostu starali się udowodnić, że mieli w sobie siłę, której brakowało aniołom czystej krwi. Podziwiał ich – może dlatego, że to właśnie oni zostali stworzeni na podobieństwo samego Boga. Jednak ten podziw nie sprawił, że zamierzał stać tu bezczynnie i obserwować, jak anielica radzi sobie sama ze swoimi zadrapaniami.
   ― Mi? ― spytał zaskoczony. Jego oddech zdążył się minimalnie uspokoić, więc opuścił dłoń, odsłaniając lekko rozchylone usta, z których wciąż wyrywało się powietrze. ― Wszystko w porządku. Pewnie zdążyłaś zauważyć, że dookoła nie ma żadnej żywej duszy, a mieszkańcy Desperacji zauważyli, że nie ma tu czego szukać. Myślę, że to miejsce ma już niebezpieczeństwo za sobą i nie jestem dumny z tego, że nie zdążyłem mu zapobiec. Przyszedłem ocenić straty i zastanowić się, jak odbudować zniszczone tereny, a potem zauważyłem, że nie jestem sam, więc zacząłem biec w twoją stronę i... proszę, widzę, że z trudem trzymasz się na nogach. ― Tym razem wyciągnął rękę, dając jej klarowniejszy znak, że pojawił się tu tylko i wyłącznie dlatego. Nie rozumiał tylko, dlaczego była tutaj sama. Anioły zastępu poruszały się w parach lub w większych grupach – była to kwestia bezpieczeństwa. Sądząc po stanie Rei, bardzo słuszna kwestia.  
   Archanioł mrugnął gwałtownie, jakby w jednym momencie dotarła do niego groza tej całej sytuacji. Palce dłoni, która czekała na dotyk skrzydlatej, drgnęły nieznacznie, a on sam poczuł jak zimno przenika go aż do samych kości. Bynajmniej nie była to wina podmuchów wiatru, które raz po raz targały jego ubraniami i białymi kosmykami włosów.
   ― Czy komuś jeszcze stała się krzywda? ― Powinien wiedzieć, że gdyby tak było, Reia powiedziałaby mu o tym w pierwszej kolejności. Prawdopodobnie spieszyłaby z wiadomością, że jej towarzysz broni jest w bardzo złym stanie, a jeszcze bardziej prawdopodobne było to, że trwałaby u jego boku albo mimo własnego dyskomfortu, prowadziłaby go do miasta u swojego boku. Te myśli przynajmniej po części były w stanie uspokoić jego zszargane nerwy – na dziś zobaczył już wystarczająco dużo złego i chciał wierzyć, że świat nie postanowił w jednym momencie runąć mu na głowę.

Moc mówienia prawdy: 1/3
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Granica lasu Empty Re: Granica lasu
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach