Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 16.03.17 16:05  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Granica M-3 z Desperacją
Granica M-3 z Desperacją KJ7644l
Mało odwiedzane miejsce. Nie jest to żadna zapisana w mapach granica. Wiele osób sobie ją tutaj zaznaczyło, ponieważ dalej było widać już tylko Czerwoną Pustynię, która należy już do terenów Desperacji. To tutaj albo uciekają z okropnej ziemi, albo przybywają szukać adrenaliny.
Ale czy na pewno podjąłeś dobrą decyzję?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.17 16:15  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Tutejsze miejsce nie miało niczego by móc gdzieś usiąść, poczekać, schować się, czy tym podobne. Stała pod drogą, dosłownie kończącą się, kiedy wkraczało się już w tutejsze tereny. Spojrzysz w jedną stronę - widać wielkie wieżowce i wszystko co związane z M-3, życie. Spojrzysz w drugą, widzisz chodzący koszmar, który przyciąga mimo iż chcesz uciec.
I ona uciekła. Ale nie z tego miejsca, z którego wszyscy uciekają. Czyżby życie w centrum miasta, w centrum uwagi było na prawdę takie dobre? Dlaczego się zbuntowała i odeszła? Ciekawe, czy już zaprzestał poszukiwań. W końcu robiła niesamowite obroty dla tejże agencji modelek. Rozrywki potrzebował każdy człowiek, mimo tego, że świat nie był taki jak tysiąc lat temu.
Któż by pomyślał, że tak posłuszna androidka mogłaby się zbuntować. Gdzie technicy popełnili błąd, w projektowaniu chodzącej piękności, która nigdy nie zbrzydnieje?
Miałaś być idealna. Słowa, wypowiedziane męskim, ochrypłym głosem uderzały w jej głowę, niczym młotek sąsiada w ścianę, codziennie o 23, mimo iż nigdy ich nie usłyszała.
Dziewczyna przykucnęła na niezbyt zadbanym asfalcie. Ubrana była w szarą bluzą, z zaciągniętym kapturem na głowę. Czarne, obcisłe spodnie, z dziurami i to wcale nie uszytymi specjalnie. Również czarne, przechodzone zwykłe trampki. Na plecach miała swój karabin snajperski, bez którego nie ruszała się z kryjówki. Zdjęła go z pleców i zaczęła przy nim majstrować. Godzina popołudniowej zmiany wartowników zaraz miała wybić. A ta po prostu uwielbiała być pierwsza na miejscu. Stanęła ciężko na swoje długie nogi i zaczęła mierzyć dookoła z broni. W ogóle to nie wyglądało podejrzanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.17 20:18  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Po odebraniu wiadomości chwilę się zastanawiała nad tym kto ją niepokoi i czego chce. Odpowiedź podsunęła jej logika. Ktoś z poza M-3. Inaczej już dawno cwaniak pukałby do jej drzwi. Skoro delikwent jest na tyle zuchwały by do niej pisać, to na pewno zjawiłby się w drzwiach i nie owijał w bawełnę. Uznała nieznanego klienta za kogoś z DOGsów, bo dzikie psy Desperacji bardzo się z Łowcami lubili i nie zdziwiłaby się gdyby jej numer krążył jak sód rzucony do zlewki z wodą. Jednymi słowy - jak dziki.
Nie ma co ukrywać, że to przyjemnie łechtało próżną część jej osobowości, co stanowczo nie podobało się Mgle, która od samego rana starała się zepsuć jej humor, to kiedy dziewczyna się pakowała, a to podczas wymykania się ze ścieków, ale o dziwo technik miała na tyle pozytywny nastrój, że nawet głos w jej głowie nie był w stanie tego zepsuć. Nawet nie czuła się winna temu, że co raz rzadziej popada w swoją depresję i rzadko myśli o matce, ale lubiła zganiać winę na ogrom pracy, która mimo wszystko kochała. Bo taki był zamiar, żeby udało jej się powstrzymać ten cały burdel jaki miała w głowie. Inną sprawą był fakt, że robiła to co robiła w sposób wyjątkowo zajebisty.
Nie można jednak powiedzieć, żeby przywykła do wychodzenia ze ścieków w sprawach służbowych. Ogólnie nie wychodziła ze ścieków i ogólnie to jej pokój był zamknięty na klucz dla zwiedzających, często gęsto jacyś goście nadziewali się na to, a wtedy dziewczyna milczała i udawała, ze jej nie ma. No chyba, ze mowa o Marcusie, skubany skurwiel miał klucze i wchodził do niej kiedy mu się podobało, ale powinien być z niej dumny, w końcu wylazła ze swojej nory i to w celach dobroczynnych! Ale oczywiście nawet tego nie zobaczy, pewnie się szlaja po kanałach i zbiera ukłony za które dziewczyna ucięłaby nieszczęśnikowi łeb przy samej dupie.
Zbliżała się godzina zmiany warty, a dziewczyna byłą już gotowa czmychnąć. Robiła to już wiele razy, kiedy to znikała na Desperacji po nowe części, albo na podejrzane spotkania. To nie tak, ze dziewczyna nie ma życia towarzyskiego, a to że opiera się ono głównie na gadaniu z maszynami i własnym alter ego, to już zupełnie inna sprawa, której nie należy analizować.
Kiedy już udało jej się wydostać z miasta, to zaczęła krążyć niedaleko umówionego miejsca. Czarna torba z przyrządami do naprawy ciążyła jej na ramionach i dziewczyna była pewna, ze te wszystkie ustrojstwa ważą więcej od niej. Wtedy zauważyła dziewczynę, na sto procent jej klientkę. Zbliżyła się mimo wszystko powoli i nieufnie jakby szukała haczyka, wyjęła zaraz telefon i ze swojego ukrycia napisała wiadomość z pytaniem czy to jest rzeczywiście ona. Przezorny zawsze ubezpieczony.

INFO:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.17 16:02  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Dziewczyna sama w sobie się nie nudziła. Znów testowała swój wzrok - i znów to samo. Nawet niewielka praca oka, spojrzenie przez lunetę, wytężenie wzroku dawały jej pewne zakłócenia, które po prostu irytowały dziewczynę. Może nie tyle co irytowały, co doprowadzały do tego, że misje, szpiegostwo, odkrywanie terenu było nieco trudniejsze.
Ale skąd właściwie wiedziała o niejakiej Iskrze?
Dziewczyna rozmawiała na temat swojego zakłócenia z Nex'em, chłopakiem, który wprowadził ją w Desperację. Naprawił, pomógł i po prostu był. Sam wiedział, że mieszając w jej oku, mógł je tylko pogorszyć, nie był to bowiem zaawansowany technik. Aczkolwiek przypomniał sobie wtedy o niej. Dziewczynę o nietuzinkowej urodzie. "Poznasz ją po oryginalnej fryzurze". Powtórzyła sobie słowa przyjaznego jej androida.
Ona jako android sama nie wiedziała o swoim zmechanizowanym ciele za dużo. Nigdy bowiem, nie potrzebowała takiej wiedzy. Wyjdź, bądź ładna, wróć, odpowiadaj na pytania, zarabiaj pieniądze. Jedyne funkcje, które dotyczyły jej buty na ziemi. Gdyby taka szansa, przytrafiła się losowej dziewczynie z ulicy, korzystałaby - ale nie na długo. Jest to biznes trudny i pełen kontrowersji, między pięknymi, młodymi panienkami a obrzydliwymi, starymi szefami, którzy w sumie po prostu byli sponsorami. Pierwsze kilka lat, cudownie, blask fleszy, pieniądze, ciuchy i listek sałaty. Na niej nie robiło to większego wrażenia, nie potrzebowała jedzenia, nie potrzebowała trzymać wagi, nie kierowały nią emocje - była robotem. Zmiana oprogramowania otworzyła jej oczy. Dziewczyna zaczęła cokolwiek czuć, myśleć tak jak powinno, funkcjonować jak człowiek, na który pierwowzór została zaprojektowana.
Z myśli wybiły ją wibracje telefonu, które miały być przecież wyciszone. Wyjęła komórkę by spojrzeć co jest nie tak. Po prostu czasem wycisza się nie te rzeczy, co się powinno. Zanim jednak odpaliła ekran, zarzuciła bronią na plecy. Tak, musi się jeszcze nauczyć, że to może być dobry chwyt, by zostać szybko złapana. Wiele zostało jeszcze do odkrycia.
Czy to rzeczywiście ja? Powtórzyła w myślach zapytanie numeru, z którym pisała już wcześniej. Uśmiechnęła się do siebie. Zdjęła kaptur z głowy. Szybciutko odpisała na wiadomość treścią: "To ja, nie szukaj haczyka. Bywam uczciwa." Schowała telefon do kieszeni i rozejrzała się w okół. To jej wzrok nawalał, czy ta dziewczyna była całkiem dobra w kamuflażu?

Edit: Widząc jej twarz i to jak zareagowała na wiadomość, androidka nic nie powiedziała. Przytaknęła tylko na jej słowa i sama zniknęła tak szybko, jak tutaj się pojawiła. Zasalutowała tylko. Do następnego.

z/t


Ostatnio zmieniony przez Coco dnia 31.03.17 21:20, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.17 17:20  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Widać Nex namiętnie ją reklamował nawet na Desperacji. Może założą wspólnie jakiś warsztat. Całkiem fajny pomysł, gdyby Rosa nie była taką despotką. Ale oczywiście nie czas na gdybanie, ponieważ dziewczynę czekała robota, albo wyjątkowo nieprzyjemna, albo zabójcza.
Dosyć smutny jest fakt, że Rosa nie boi się tego, że ktoś mógłby ją w tamtej chwili zabić. Mimo drobnej postawy, która doskonale pozwalała jej znikać między opustoszałymi częściami, była nadal bezbronna. Pistolet w kaburze na udzie na niewiele jej się zdawał. Nie potrafiła strzelać, a wszelakie trafienia były zawsze szczęśliwym trafem, który na desperacji zdarzał się niepoprawnie często. Chociaż i tak głupotą było wychylanie się, ale Rosa to zrobiła. Czerwonymi ślepiami patrzyła przez małą przestrzeń między dwoma rurami, aż nie dostała wiadomości i osoba niedaleko niej nie zdjęła kaptura.
Android
To była jej pierwsza myśl, po wątpliwościach co do tożsamości gościa. Znała się na tych maszynach, całkiem nieźle, dlatego zidentyfikowanie tych charakterystycznych, zbyt idealnych ruchów, było dla niej prostą sprawą. Musiała jednak przyznać, że ta świadomość ją nie uspokoiła, tak samo jak nie zrobiła tego broń, którą miała przy sobie nieznajoma. Gdyby się okazało, że to jest patrol, to dziewczyna mogłaby tylko odliczać sekundy do swojej śmierci. Ale Rosa nigdy nie należała do rozsądnych osób, więc powoli wstała. Dopiero wtedy Coco miała możliwość ją zauważyć, była całkiem blisko kobiety, ale przez drobną posturę zwinięcie się w kłębek nie sprawiało jej problemu, tak samo jak zamaskowanie się w desperackim pejzażu.
Jeden krok, drugi, trzeci...jeszcze nie umarła. Miała ochotę się roześmiać przez swoją głupotę, ale tylko poprawiła swój sprzęt w dłoni i zdawała się nie zauważać, ze to wszystko zdawało się być większe od niej. Efekt wizualny tylko pogłębiała ogromna bluza, która sięgała dziewczynie do połowy ud. Wyglądała na maksymalnie siedemnaście lat, ale jej wzrok był zbyt bystry, by należeć do dzieciaka. I rzeczywiście, było to dobre wrażenie.
- Gdzie planujesz działać? - spytała bez zbędnych grzeczności. Zamiast jakkolwiek podać rękę zlustrowała kobietę od góry do dołu dziwnym spojrzeniem. Ewidentnie chciała już się zabrać do roboty, ale było pod tym coś jeszcze, co było bardzo trudny do zidentyfikowania.
- Prowadź - dodała jeszcze wiejąc na tym przegrzanym pustkowiu chłodem, tak jak tylko ona potrafi.

Edit: Niestety dla androida telefon Rosy zawibrował. Dziewczyna zajrzała do niego leniwe, ale po chwili przez jej oczy przemaszerował szereg emocji i chociaż twarz miała dalej niewzruszoną, to wyraźnie coś ją ugryzło.
- Pilna sprawa - wytłumaczyła zanim odwróciła się, by ponownie zniknąć jak duch.

z.t.


Ostatnio zmieniony przez Rosalie dnia 31.03.17 15:42, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 23:03  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją


Miejsce to - pierścień nierówny, powyginany i masakrycznie powykrzywiany - ciągnęło się nieregularną linią dookoła Miasta 3, pełniąc rolę niezaznaczonej na żadnej mapie, oficjalnie nieustalonej granicy, która to oddziela dzielnie, niezłomnie utopijną ostoję 'zdrowych ludzi' od straszliwej, czerwonej pustyni będącej Desperacją - a przynajmniej cząstką niej, gorejącą i nawiedzaną przez potworne straszydła zwane Wymordowanymi. Bestie te o rozmaitych formach, rozmiarach oraz zdolnościach zamieszkiwały tak te tereny - pustkowia szkarłatne, zalewane nieubłaganym i palącym skórę słońcem - jak i dalej położone, czasami nawet i w miarę przyjaźnie wyglądające obszary - gdzieniegdzie porośnięte żywą, szmaragdową roślinnością, w innych zaś, tajemnych zakątkach wypełnione radośnie egzystującą, skoczną zwierzyną: drapieżną oraz roślinożerną. I tak stojąc tutaj, w tym dokładnie punkcie dającym idealny - smutny, przygnębiający, przytłaczający tragiczną rzeczywistością - widok na obie strony 'konfliktu', dało się dostrzec tę ogromną - niematerialną i materialną, zależnie od tego, jak się na to patrzyło - przepaść oddzielającą Miasto 3 od Desperacji; nieporównywalne warunki życia w obu tych lokacjach; kompletnie inne, skrajnie wręcz, otoczenia dostępne ich mieszkańcom; same istoty górujące i stąpające dumnie po danych, konkretnych ziemiach. Ludzie, androidy, anioły, Łowcy i Wymordowani - wszyscy oni mieli swoje miejsca, mimo iż zdarzały się pośród nich buntownicze, plujące na hierarchię i porządek rzeczy jednostki. Osoby, które wyrywają się spod okowów oraz zaborów szarej codzienności, przemalowują swój świat na zupełnie nowe, świeże kolory i poczynają grać nigdy wcześniej niesłyszane nuty na instrumentach, które to obco i dziwnie leżą im w pokaleczonych, sinych dłoniach. Wolnością czy szaleństwem było takie wyślizgiwanie się spod obcasa Losu i rozplanowanego Szyku? Głupotą czy zbawieniem było to świadome łamanie określonych, wiekowych reguł? Jednego Karyuu była w tym przypadku na sto procent pewna: żałowała wyłącznie jednej podjętej w swoim wcale nie tak długim jeszcze istnieniu decyzji, której następstwem i nieuchronną konsekwencją były wszelkie późniejsze, wgryzające się boleśnie w jej serce wydarzenia.

Giri.

Złotowłosa niewiasta przyodziana w ciężką pelerynę podróżną barwy smoły kroczyła niespiesznym, równomiernym krokiem w stronę wschodniej granicy Desperacji z Miastem 3, gdzie to umówiła się na spotkanie ze swoim potencjalnym najemnikiem do wynajęcia. Zastanawiała się po drodze do wspomnianego punktu docelowego odnośnie tego, jak osobnik tenże wygląda i jaki posiada charakter - niedługo, jednak, gdyż rzeczy tego typu i plotkarskie szczegóły nie stanowiły dla niej jakiegoś szczególnego priorytetu; nie interesowały ją na tyle, aby rozwodzić się nad nimi godzinami bądź nawet długimi, męczącymi dniami. Najważniejsze dla niej było aktualnie to, żeby dostać się do Miasta 3, zdobyć jakąś skromną broń palną i wydostać się z czeluści tej zasypanej wspomnieniami - z czasów przed, z dekad po - ściskającej za gardło ciasną pętlą metropolii z powrotem na niebezpieczne, okupowane przez groźne monstra tereny. Dziwnym było to, że łatwiej jej było egzystować na nieprzychylnej człowiekowi Desperacji niźli w ślicznym, wyposażonym we wszystko, co niejednemu się marzy i śni mieście. Łatwiej się tu oddychało, łatwiej przemieszczało, łatwiej spoglądało na innych rezydentów tych wyjętych z koszmarów obszarów - może dlatego, ponieważ każdy tutaj niemalże bez wyjątku był w jakiejś części, mniejszej lub większej, potworem i to ich łączyło, jednoczyło, stwarzało wątłą oraz kruchą nić porozumienia. Odetchnęła lekko, wciągając do płuc nagrzane, drgające w promieniach A'tar powietrze, przystając przy przechylonym niebezpiecznie, chwiejącym się na prawie że nieistniejącym wietrze słupie od ulicznej, dawno już niedziałającej lampy. Rozejrzała się dokoła siebie bacznym, uważnym wzrokiem szkarłatnych ślepi, starając się wyłapać przybycie drugiej strony kontraktu bądź potencjalnego niebezpieczeństwa - stała czujność! Na Desperacji zawsze trzeba mieć się na baczności; zawsze trzeba uważać i mieć tę - paranoidalną - świadomość, iż nigdy nie wiadomo, kiedy coś na ciebie skoczy; kiedy z głębin ziemi wynurzy się łapa o zakrzywionych szponach; kiedy straci się własny żywot lub kogoś nam bliskiego. To nie utopia, to czysta zmora na jawie, która nie ma najmniejszego zamiaru wypuścić ze swego zgniatającego uścisku ani jednej swojej słodkiej, cudownej ofiary. Zamknięta wraz z innymi w tej krainie okrutnego bzu, Karyuu zerkała na odsłonięty, fałszywy lokalizator, aby wysłać sygnał na numer najemnika w momencie, kiedy zobaczy kogoś do niej podchodzącego. Był to luźny i najprostszy możliwy sposób zweryfikowania tożsamości drugiej osoby biorącej udział w zaplanowanej umowie oraz wyprawie, aczkolwiek nie był on bez wad i dziur - jawiła się tu, dla przykładu, możliwość, iż ukradziono mu telefon. Ale jak to powiadają: ryzyk fizyk.


Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Brak
Dodatkowe informacje:
Brak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.17 15:20  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Wiatr rzucił przed siebie kilka słów, a na ich rozkaz otaczający zewsząd piach wzbił się w powietrze niczym przestraszony dźwiękiem ptak, zataczając niezliczoną liczbę kręgów, osiadając nie raz na pojedynczych uschniętych drzewach, myląc dość często i tym samym chcąc przyozdobić ludzką twarz. Gwałtowny rozkaz, przychodzący z każdej strony świata, pojawiał się i znikał, a wraz z jego echem, opadały i tańczące płatki drobnego piasku. Szept wiatru otaczał podróżnych, nie raz chroniąc ich krok, zasypując każdy najmniejszy ślad, sprawiając iż niejeden chcący wrócić tą samą drogą, nie miał pojęcia, w którą stronę kroczył, a kiedy tylko na moment przymknie się swe drażnione raz po raz ślepia, można było stracić orientację, zgubić się w lustrzanym otoczeni, gdzie jedynym drogowskazem za dnia było natarczywie i nachalnie dające o sobie znać słońce, nocą zaś księżyc oświetlający niektóre ważne zbiory gwiazd, był o wiele bardziej przymilony każdemu swojemu przyjacielowi, podróżującemu w jego srebrzyście białym blasku.
Pośród tego niepojętego przez wzrok otoczenia, stawiała krok za krokiem, niezwykle dziwna para gdyż jeden z nich, o którym niejedna plotka niesie się jak tutejszy nieskończony piach, zwący się w nich Czerwonym Królem, w towarzystwie swego niekiedy zwanego wilczego towarzysza, będącego tak naprawdę kobietą, o imieniu równie sprzecznym, a zarazem podkreślającym jej życiowy paradoks, Inu. Być może jeszcze nie wszystkie uszy w Desperacji nawiedziła już dość stara wieść, iż wiecznie samotny Yoshi, przez ostatnie dziesięć lat paraduje właśnie z czarnym, w brązowe ciapki wilkiem, mający krótkie rogi, trzy razy dłuższe kły zwisające spod górnej szczęki i z pięknie przyozdobionym przez gołębie białe pióra ogonem. Te wyglądały na niezwykle lekkie, chwiejąc się nawet pod ledwo słyszanym, a zarazem głuchym gwizdem wiatru. Czerwony Król nie raz miał wrażenie, że te lżejsze są nawet od płatku śniegu czy anielskich piór.
Pozostawiali po sobie trzy pary śladów, niezwykle od siebie różne, lecz nie chodziło tutaj o ich kształt, gdzie mężczyzna na swych stopach nosił ciężkie czarne skórzane wojskowe buty, natomiast łapki Inu, były zupełnie nagie... Ale przecież w tej postaci nie potrzebuje obuwia, co innego Czerwonowłosy, który nie raz może i kroczył bez butów, tak w obliczu gór piasku, które niemiłosiernie wkurwia go i drażni. Wchodzący wszędzie, ocierający i przylepiający się... Zbędny każdej istocie.
Krok za krokiem, a wraz z nim pod ciężką i pewną stopą Yoshiego, piach zapadał się w zastraszającym tempie, a kiedy to jego Wilcza towarzyszka robiła swój zgrabny i delikatny kroczek, wydawać by się mogło, że łapa nieznacznie zatapia się w blado żółtym oceanie.
Czarny kaptur z ozdobnym futrem, falował delikatnie wraz z rytmem powiewu, a wraz z nim towarzysząca mu nić gęsto szarego cienkiego dymu. Mający na plecach swą katanę, z wiedzą, iż na pewno przyda się w tym zleceniu, ta tylko co jakiś czas mruknęła, obijając się o jego plecy, przypominając iż ona tutaj jest i niecierpliwi się, spragniona czerwonej krwi, oczekuje w niedalekiej przyszłości wielkiej uczty. Wysuszone i spękane usta otwarły się, a chrypliwy głos zagłuszył szumiące fale piasku.
-Ciekaw jestem kto tym razem będzie moim zleceniodawcą. Ostatnimi czasy trafiali nam się sami faceci, mający jakieś zjebane porachunki z innymi... Przemyt, ochrona i inne gówna. Nie pamiętam, kiedy jakaś seksowna kobieta zleciła mi coś ciekawe, ahh... Pamiętam kiedyś, że miałem zabić jakiegoś męża, a w nagrodę bonusową dostałem ciekawą noc, pełną nowych doświadczeń. To było coś. -spojrzał na Inu, z wiedzą, iż ta zaraz odszczeka mu dosłownie coś w stylu.
-Sam sobie wykonuj takie misje. Tylko byś ruchał i ruchał... Masz szczęście, że Ci jeszcze kutas nie odpadł od tego wszystkiego. -rzucił w myślach żartem przedrzeźniając ją, oczekując niemal czegoś identycznego. Kiedy ta skończyła, a jej pyszczek zwrócił się w przeciwnym kierunku lekko naburmuszony, zaczął znów mówić.
-Chyba Ci nie mówiłem... gdzie mamy się udać podczas tej eskorty. -jego mina zrobiła się poważna, spoglądał gdzieś daleko przed siebie i jeszcze przez ułamek sekundy w milczeniu, zastanawiał się czy na pewno jej to powiedzieć. Nie miał pojęcia, jak ona to zniesie, niezbyt poruszał te tematy, ale minęło już tyle czasu... Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata... Od kiedy to pierwszy raz ich spojrzenie przecięło się w iście obojętny sposób, a kilka dni przed tym, została porwana z M-3, do którego teraz mieli się udać. Niespokojne myśli nawiedziły czerwony łeb, żył tak długo, ale zupełnie nigdy nie był w podobnej sytuacji.
-Odwiedzimy Twoje rodzinne miasto. -ostatnie słowa padły nieco ciszej, jak gdyby dalej nie był tego wszystkiego pewien. Przecież już nie raz, zostawiał ją w bezpiecznym miejscu, kiedy musiał udać się na jakieś trudniejsze zlecenie, a to do takiej należało. Wszystko może pójść, nie po jego myśli. Jeden błąd, zrobienie kroku w nieodpowiedniej chwili... Nigdy nie zabierał jej nawet w okolice miasta, toteż nawet nie była nigdy na Czerwonej Pustyni, ale... Postanowił to zmienić, mimo wcześniejszego braku zawahania, teraz... Było zupełnie inaczej.
Nastała cisza, jego wzrok zawiesił się na niej, w oczekiwaniu na odpowiedź. Myśli kłębiące się w nim, były jak tysiące małych i ostrych drzazg, które wbijają się w niego, dając o sobie znać, by nie były ignorowane na siłę.
Yoshi był przygotowany do tego zadania, to nie pierwszy raz kiedy będzie przekraczał granicę. Toteż nawet dobrze się wyszorował, zmywając z siebie zaschniętą krew, błoto, smary czy ogólny brud. Mimo braku wiedzy, jaką drogą będą udawać się do do środka z zleceniodawcą, przed wyruszeniem analizował różne możliwości. Nie było najlepszej, nie było najgorszej. Wszystkie były niemal identyczne, z drobnymi różnicami...
Nagle na telefon w jego kieszeni zaczął wibrować, a on machinalnie zgubił wzrok z Inu i sięgnął po telefon, rozglądając się. Kiedy tylko uniósł łeb dostrzegł w oddali rozmyty szkic postaci. Mruknął w stronę towarzyszki dając jasno znać by ta od tego momentu była skupiona i przygotowana na wszystko. Uczący ją tutejszego życia czerwony Król, wpajał jej często, że zlecenie niejednokrotnie zaczyna się podczas kontaktu z klientem. Zielona słuchawka została przeciągnięta na ekranie telefonu.
-To ja. Widzę Cie. -brak jakiejkolwiek emocji był niezwykle charakterystyczny dla jego głosu. Wypowiedziawszy słowa, rozłączył się i lekko przyśpieszył, a wraz z kolejnymi sekundami rozmazana postać nabierała na szczegółach, barwy nabierały odcieni i nasycenia, aż wreszcie przed nim wymalowała się w pełni kobieca postać. Odziana w ciemniejszy niż sama noc, kiedy niebo pokryte jest szarymi smugami chmur, a na ziemi panująca mgłą wyglądająca niczym czarne zasłony, płaszcz z wielkim kapturem, zdolny utopić jej skromną, acz delikatną i piękna twarzyczkę w swym nieskończonym cieniu, zakrywając przy tym iście bajeczne jak dla Yoshiego ślepia, o jakże królewskiej niczym rozwinięte po same krańce chodnika bogato zdobione szkarłatne dywany, były niema porównywalne do barwy jaką szczycił się on sam, lecz ku niemu chyliła się nasycająca się przez lata krwista czerwień, przez która niejeden cień chylił swe chytre spojrzenie. Niemniej jednak nie sposób było nie zauważyć targających przez zagryzione kły wiatru, złote kosmyki włosów, niespełna długie jak pierwsze mrugnięcie wstającego z nocnej drzemki porannego słońca, kiedy to te swym trzepotem rzęs rzuca pierwsze iskierki światła przez śpiące jeszcze góry.
Kołyszący wszystkim w około wiatr, wybijał rytm znany tylko skaczącemu płaszczu nieznajomej, ukazując delikatnie i nieśmiało jej długie zaznaczone kreską lekkich mięśni nogi, przyodziane w długie czarne jak płaszcz skarpety, na które również założyła ciężkie wojskowe buty, podobne do tych co przyodziewa jej potencjalny ochroniarz. Szczelnie ukryte charakterystyczne dla kobiet części ciała, były jedynie delikatnie nakreślone, choć doświadczony życiem mężczyzna, mógł z niezbyt wielkim błędem określić, cóż tam takiego podkreślało by jej niezaprzeczalne piękno.
Stojący niespełna być może 10 metrów od niej mężczyzna, uniósł powoli ręce ku górze, by delikatnie chwycić za futrzane krańce, pozbyć się z czubka głowy ukrywający jego czerwone włosy kaptur, ukazując przy tym również resztę jego przystojnej na swój sposób twarzy. Szkarłatne ślepia, leniwie przeszyły swym spojrzeniem nieznajomą. Ręce opadły mu zaraz wzdłuż tułowia, kąciki ust uniosły się jak gdyby przez targający nimi wszystkimi skowyt drżącego wiatru, ukazując jedynie kawałek białych kłów. A zaraz jego suche usta uniosły się i również, wyrzucając pierwsze słowa.
-Proszę proszę... Moja mała zachcianka została spełniona. -wymruczał niezbyt zrozumiale dla nieznajomej, lecz dobrze zaznajomione dla Inu.
-Jestem Czerwony Królem, to jest moja towarzyszka. A Ty jesteś... -słowa z drgającą chrypą, zabrzmiały jakby gdzieś już o niej słyszał, co prawda nie o jej samej... A bardziej o kimś, kto pojawił się w Desperacji i w walce o swe racje, zamiast krzyżować lufy spluw czy ostre kanty ostrzy, mierzy się ze wszystkim na równi, przy użyciu pozornie niegroźnej łopaty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.17 22:57  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Yoshi otrzymał zlecenie. Bardzo denerwujące zlecenie w równie irytującym jak on sam miejscu. Przed nimi rozpościerała się parszywa pustka wśród której czaiła się tylko i wyłącznie śmierć. Nie podobało jej się tutaj. Rozglądała się bursztynowymi ślepiami przeczesując bystrym wzrokiem każdą drobinę piasku, jednakże trudno było tu znaleźć jakiekolwiek życie, a co dopiero zagrożenie. Inu bardziej niepokoiły ewentualne pułapki, które mogły się tu czaić na nich pod tonami piasku niczym wygłodniałe sępy.
Kolejnym minusem tak parszywego miejsca była aktualna pogoda, która dosłownie urywała łby. Pędzący wiatr bezlitośnie smagał wszelkich nieszczęśników po każdym milimetrze ciała z taką potęgą, że nawet najcieńszy bicz się tego nie powstydził. Huk zagłuszał cały świat zatykając im dostęp do innych odgłosów, byli zmuszeni słuchać lamentu wściekłego wiatru który dodatkowo szargał i targał ich włosami splątując nieprzyjemnie pojedyncze pasma. Inu szła niespiesznie, jej uszy przylegały ciasno do futrzanej szyi, tylko w ten sposób mogła uchronić swoje bębenki przed ich rozwaleniem. Nie tylko wiatr rzucał kłody pod nogi, równie frustrujące były drobinki piasku, które niczym ostre kawałki szkła uderzające o płatki kwiatów. W tym momencie cieszyła się, że posiadała solidną sierść, skutecznie amortyzowała ona wszelkie nieprzyjemności związane z podróżą. Również jej zatapiające się w piasek łapy nie sprawiały problemów tak jak w przypadku posiadaczy butów, w które lubiły się wkraść małe diabelskie drobinki i tym sposobem wytworzyć liczne bolesne otarcia. Poduszki łap były twarde, miękki piach nie robił żadnej krzywdy. Inu spojrzała ukradkiem na Yoshiego, w myślach wyobrażała sobie najbliższą irytację spowodowaną wymogiem ściągnięcia butów w celu pozbycia się ostrych i twardych lokatorów.
Jej towarzysz, płomienny ptak musiał zostać gdyż tutejsze potężne wiatry uniemożliwiały lot jakimkolwiek stworzeniom, byłaby to zbyt ciężka przeprawa dla niego. Cała droga dłużyła się niemiłosiernie przez wspomniane mankamenty pustynnego terenu, tempo ślimaka było przy tym prędkością świata. Wilczyca zaczynała się coraz mocniej irytować, zastanawiała się jak to wszystko znosił Czerwony? W tym momencie ozwał się chrapliwym głosem, który przedzierał się przez huk wiatru niczym taran przez potężne bramy strzeżonej twierdzy. Jego słowa jednak były warte tyle samo co zeszłoroczny śnieg. Kiedy ten zbliżał się do durnej konkluzji, Inu stopniowo tuliła uszy jeszcze niżej, to samo zrobiła z łbem przez co jej wzrok był jeszcze bardziej ponury. Skończył debilnym jak on sam podsumowaniem, wilczyca zareagowała dość przewidywalne. - Mam nadzieję, że któraś panna okaże się transwestytą i wsadzi ci kutasa głęboko w dupsko aż do samych jelit - Burknęła ponuro, gdzie najczarniejsza noc by się nie powstydziła tak sarkastycznego wydźwięku. Tym samym skierowała swoje łapy w bok znacząco odsuwając się od Yoshiego by nie męczyć swoich uszów jego głosem, szczególnie że ryk pustyni był wystarczająco irytującym dźwiękiem.
Czerwony ponownie rozdziawił usta, Inu usłyszała go równie głośno jak ruch jakiegoś robala w trakcie rozszalałej burzy. Uniosła nieznacznie głowę jak i ucho, które skierowała w jego stronę, spojrzała nań z wymalowaną pogardą, jednakże gest ten wskazywał iż zdołała coś tam dosłyszeć jednakże nie było to warte jej zainteresowania. Dostrzegła jego poważną minę, jednakże jej bunt był silniejszy niż przejmowanie się poważnymi sprawami. Nastała dłuższa chwila milczenia która jeszcze bardziej irytowała wilczycę, jej cierpliwość miała bardzo bliskie granice. W końcu Czerwony wyrzucił z siebie to co chciał powiedzieć. Okazało się że zmierzają do jej rodzinnego miasta. Jej oko drgnęło, podobnie jak wielkie ucho, lecz ciężko było stwierdzić czy to nie był wymysł szalejącego wiatru który rozrzucał piasek i tym sposobem zaginał wszystkie zmysły. Inu odwróciła wzrok, wbiła go w rozmytą przed sobą przestrzeń nie pokazując niczego. Nadal była naburmuszona, z resztą nie miała ochoty rozmawiać o rodzinnym mieście by nie psuć dość miłych wspomnień z tamtego okresu choćby przez wypowiadanie znajomych nazw w tym obskurnym miejscu. - To nic - Mruknęła, zrobiła coś na wzór wzruszenia ramionami. Skłamała by już nie kontynuować tego tematu. Jej myśli za to zagłębiły się w mętnych wspomnieniach, które przez długi okres czasu trzymały ją przy życiu. Jak wiadomo to nadzieja umierała ostatnia, jej nadzieją zaś był powrót w bezpieczne i rodzinne rejony miasta. Teraz jednak była zdania, że była to złudna nadzieja, gdyby wyszła poza teren desperacji zostałaby najpewniej rozstrzelona. Ta myśl była bolesna, zawsze w głębi stłumionego i ponurego serca kryła się jasna iskra kolorowych wspomnień, w których....żyła po prostu szczęśliwie. Ciężar sentymentu towarzyszył jej każdego dnia, kiedy jej myśli mogły swobodnie wędrować po jej pamięci. Po prostu tęskniła za dziecięcym czasem jak każdy dorosły, jednakże w jej przypadku była to dodatkowa tęsknota za zupełnie innym światem, z którym nawet nie było dane się pożegnać. W tym momencie hulający wiatr gwałtownie ucichł, piach przestał wpadać jej w oczy. Znalazła się sam na sam ze sobą, ze swoimi uczuciami które musiały ostygnąć w lodowatej Desperacji, musiały być przytłumione choć nigdy nie zdołały zupełnie wyparować. Czaiły się tam niczym zjawy czyhając na najlepszy moment do ataku na bezbronną ofiarę. One nigdy nie znikną, to była część niej samej sprzed 10ciu lat. Lubiła tą część siebie, dawała zapomnienie w trakcie trudniejszych chwil, mogła zanurzyć się w upojnym morzy pozytywnych emocji, wspomnień, ciepłych promieni słońca, błękitnego nieba okalającego cały krajobraz, muśnięcia soczyście zielonej trawy...Tak, to dawało jej ukojenie jak również zadawało paradoksalnie ból. Mimo wszystko ten ból był przyjemniejszy niż trwanie z ubytkiem odczuć czy też z brakiem pięknych wspomnień...
Kurwa. Zaklęła w myślach, wyrywając się z objęć posępnych myśli. To co było, już nie wróci, istniała już tylko Desperacja, która początkowo była dla niej piekłem dla ziemi. Z tego też powodu nigdy nie uzna tego miejsca za swój dom, zawsze będzie czuła obrzydzenie do każdego mieszkańca tego miejsca. Tsh....
Nagle głos wyrwał ją z myśli, delikatnie drgnęła kiedy usłyszała dźwięk komórki. Przechyliła łeb by spojrzeć w kierunku Yoshiego. Ten dał jej niewerbalnie znać by była gotowa. Westchnęła ciężko, szczerze mówiąc ta podróż ją lekko znużyła przez co ciężko jej było się skupić. Czerwony odpowiedział do komórki, dostrzegł więc zleceniodawcę. Wzrok Inu powędrował w ślad za wzrokiem Czerwonego, napotkał on postać, której kontury wyostrzały się z każdym krokiem. Nadstawiła uszów, jej nos poruszył się delikatnie na boki, uniosła łeb skupiając się na tej postaci, zwiększając swoją czujność. Yoshi przyspieszył kroku, ta wilczyca zawtórowała tym samym wydłużając ruch swoich łap. Spoglądała bacznie na postać, która nabierała kształtów, szczegóły zostawały na bieżąco domalowywane by ostatecznie stworzyć arcydzieło w postaci kobiety. Odziana była w czarny płaszcz, który z hukiem łopotał w rytm kroków pędzącego wiatru, kaptur zarzucony był na głowę przysłaniając jej twarz, nadając tajemniczego wizerunku. Miała długie włosy barwy blond, właściwie upodabniające się do pobliskich barw pustynnego krajobrazu. Największą uwagę przykuły jednak oczy. Krwisto czerwone, porównywalne do odcienia Yoshiego. Nie było to niczym zaskakującym, w Desperacji zdarzały się przeróżne barwy oczów, jednakże czerwień kojarzyła się Inu jedynie z jej towarzyszem. Bardziej charakterystyczną rzeczą była łopata, która nie należała do powszechnych broni.
Zbliżyli się, każda ze stron widziała już każdy szczegół przeciwnej. Inu przystanęła w dogodnej pozycji rozkładając ciężar ciała równomiernie na czterech kończynach, jej bursztynowe ślepia wpatrywały się w kobietę z nieukrywanym zaintrygowaniem jak również z lekką niecierpliwością, chciała już skończyć monotonność podróży przez powtarzający się pustynny obraz. Warknęła cichutko, bardziej gardłowo nie otwierając nawet pyska kiedy to Yoshi rzucił pierwsze zdanie, dając mu do zrozumienia że był irytujący.  Zamilkła szybko, nie była to pora na durne przekomarzania się. Pałeczka została przejęta przez kobietę, wytężyła swój słuch by dosłyszeć głos kobiety między nutami wyjącej wichury.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.17 20:03  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją


W oczekiwaniu na pojawienie się nieznanego jej, tajemniczego – acz posiadającego wokół siebie pokaźny wianuszek plotek oraz szeptanych, ciekawe jak bardzo przy tym naciąganych i koloryzowanych, opowiastek – najemnika, Karyuu rozglądała się spokojnym, neutralnym wzrokiem po pustyni rozciągającej się pokaźnie aż po daleki, falujący od gorąca oraz porywistych wiatrów horyzont. Widok czerwonego, drobniutkiego piachu przesypywanego przez rozbawione, wyjące zadziornie podmuchy z prawej na lewo i z powrotem; niewysokich, zgarbionych boleśnie wydm sunących mozolnie w obranym przez nieujarzmiony, jakże kapryśny i nadmieniony już żywioł kierunku; jawiących się gdzieniegdzie, wyschniętych i ledwo stojących po żałosnym skosie drzewek; na wpół zniszczonych, zdegradowanych do smętnego poziomu ruder lub marnych zgliszczy budynków bądź nawet i samotnych, pokruszonych i chylących się niebezpiecznie ku gruntowi ścian nie był jej obcy ani odrobinę – ostatnie lata wędrówek po żarłocznej, głodnej nieszczęsnych ofiar Desperacji zawierały właśnie taki krajobraz, którego monotonia i niezmienność przerywane były zaledwie kilkoma wyjątkami, paroma miejscówkami i okolicami wybijającymi się z tej ponurej, niejednego depresją przytłaczającej normy oraz codzienności. Najwięcej takich drobnych, lecz zapewniających powiew świeżego powietrza i oferujących iskierkę – wątłą, kruchą i szybko niknącą – radości – nadziei, zadowolenia, optymizmu – cudów znaleźć można, paradoksalnie, w centrum zdewastowanej, ogarniętej przez śmiercionośny – i jednocześnie życiodajny – Wirus krainy. Apogeum Desperacji – jak mawiano na ten najgęściej zaludniony, posiadający atrakcje inne niż czerwony, palący nieosłoniętą skórę piasek i mogący zapewnić schronienie kawalątek ogromnej całości – to było coś, czego nowi i świeży mieszkańcy mogliby się nie spodziewać; co wyobrażać mogli sobie na milion sposobów, a i tak nie trafiliby w sedno i prawdziwy, realny wizerunek tegoż zbawiennego, mogącego uratować od paskudnej zguby zakątka.

Ile takich niedoświadczonych, dopiero zaczynających swą parszywą egzystencję na Desperacji robaków zgniecionych brutalnie i bez zawahania zostało, nim zdołali cokolwiek uczynić? Ile ludzi i Wymordowanych, i Aniołów, i Łowców, i Androidów zatraciło się tutaj tak fizycznie, jak i mentalnie, nigdy już nie będąc takimi, jacy byli przed stoczeniem się – o samych konsekwencjach wydarzeń do tego doprowadzających nie wspominając - na te nieprzyjazne, nieprzychylne nikomu ziemie? Ile zagubionych dusz błąka się od wschodu po zachód i od północy po samo południe, majacząc i mamrocząc do samych siebie, gubiąc cząstki własnych osobowości na tej wyboistej, nierównej drodze i po jakimś czasie bardziej przypominając ulotny cień niźli konkretną, solidną personę? Za dużo.

Piasek o czerwonawym odcieniu – powiadają, że barwy takiej nabrał z powodu całej tej krwi przelanej podczas Kataklizmów noszonych dumnie przez Armagedon niby płaszcze zwycięstwa – wtórował porykiwaniu tańczącego, hulającego bez umiaru wiatru swymi syczącymi i warczącymi, i chrzęszczącymi marudzeniami, obijając się niemiłosiernie o ciężkie buty wojskowe złotowłosej oraz noszony przez nią, czarny płaszcz podróżny. Dzięki głębokiemu kapturowi narzuconemu na głowę i zajęciu odpowiedniej pozycji nie musiała martwić się nazbyt tym, czy coś – jakieś złośliwe, wredne ziarenka czy cieniutkie bicze niewidzialnych podmuchów – nie wpadnie do jej szkarłatnych, łowczych ocząt, toteż wodziła na spokojnie, bez większych przeszkód spojrzeniem po otoczeniu w poszukiwaniu nadciągającej ku niej sylwetki osoby, z którą to umówiła się w tym punkcie na spotkanie zapoznawcze oraz organizacyjne. I wreszcie – jakoś kwadrans szybko przemijający po tym, jak przystanęła przy chwiejącym się delikatnie, przekrzywionym słupie ulicznej latarni – ujrzała w pewnym momencie dwie istoty powoli, stopniowo wyłaniające się z głębin – objęć niezbyt delikatnych, pozbawionych czułości i wydzierających dech ze skurczonych przez panikę i ból, i brak powietrza płuc - panującej na pustyni, śpiewającej melodie chaosu zawieruchy oraz szaleńczej, śmiejącej się niekontrolowanie w niebogłosy wichury i maszerujące w jej stronę po tym, jak wysłany przez nią sygnał został odebrany i sparowany czterema zwięzłymi, pozbawionymi emocji wyrazami. Po jakimś czasie dało się w końcu stwierdzić – na podstawie wyostrzających się konturów i przerzedzającą ścianą piasku, jaka ich dzieliła - iż jedna postać posiada kształty ludzkie, druga z kolei zwierzęce: psie lub wilcze, sprecyzowała Karyuu minutę ledwo później.

Osobnik o człekokształtnej sylwetce miał na sobie czarne, długie spodnie oraz tego samego koloru bluzę wyposażoną w obszyty puszystym, wyglądającym na miękkie futrem kaptur, który to zdjęty został z głowy w chwili, w której dzieliło ich od siebie mniej więcej dziesięć metrów. Z początku ex-Łowczyni spięła się – mimowolnie, odruchowo, gwałtownie – dostrzegłszy unoszące się, sprawiające wrażenie silnych dłonie, lecz zaraz rozluźniła o drobną i malutką nutę, kiedy to wykonana została wyłącznie opisana nieco wyżej czynność. Czerwień – głęboka i niemożliwa do skojarzenia z pojęciem ‘rudy’ – rozsypała się wokół przystojnej twarzy nieznajomego rozwichrzonymi, nieuczesanymi kosmykami, podczas gdy szkarłatne ślepia – przez ułamek sekundy przeszła jej przez umysł myśl, że jest on Łowcą mającym za zadanie zaprowadzić ją prosto w niecną, podstępną zasadzkę lub, jak ona, ex-Łowcą działającym aktualnie na własną rękę na zniszczonych terenach Desperacji. Z przełknięciem odsunęła te podejrzenia i teorie na bok, nie będąc jednak zdolną do ukojenia skołatanych nimi nerwów - o leniwym wyrazie wbiły się w jej własne, krwistej barwy oczyska. Nie mogła powstrzymać się od zerknięcia na idealnie widoczną, znajdującą się w świetnym stanie katanę, wbrew sobie spinając ponownie mięśnie w nerwowym, nieufnym oraz ledwo zauważalnym geście, jak również przechylając nieznacznie w lewo, ażeby to mieć łatwiejszy dostęp do wystającej ponad ramieniem rękojeści noszonej na plecach, wiernej łopaty i lepsze ustawienie do wykonania parującego, obronnego zamachnięcia nią. Miast fizycznego natarcia dostała rzucone ku niej słowa, przedstawiające najemnika oraz jego specyficzną, chociaż nie tak dziwną w tych piekielnych stronach towarzyszkę. Wilczyca o bajecznie puszystym ogonie przyozdobionym pojedynczymi piórami, pięknie bursztynowych, urzekających oczach i krótkich, zakrzywionych rogach wychylających się śmiało między długimi, zaostrzonymi uszami przyglądała jej się z zainteresowaniem oraz niecierpliwością. Karyuu odwzajemniła to spojrzenie swoim beznamiętnym, neutralnym, nie omieszkując odnotować jeszcze przy okazji faktu, iż czarne w jasne ciapki futro Wymordowanej – odnośnie tego nie miała żadnych, najmniejszych wątpliwości - wyglądało na gęste i doskonale chroniące przed najróżniejszej maści, zwariowanymi warunkami pogodowymi.

- Karyuudo – przedstawiła się niskim, ochrypłym przez bycie mało kiedy używanym głosem, także ściągając z łepetynki skrywający jej blade lico i trzymający w ryzach nieznośne podmuchy wiatru kaptur. – Jak już wiecie, chcę Was wynająć jako eskortę i ewentualną ochronę podczas próby zdobycia w M-3 broni palnej. W zamian będziecie mogli zatrzymać interesujące Was łupy lub informacje – powiedziała bez zbędnego wahania, mierząc obojga uważnym, acz zadziwiająco pustym – emocje są niedopuszczalne, uczucia prowadzą do rozpadu i potrzaskania jaźni – wzrokiem. W metropolii czaiło się tyle samo niebezpieczeństw, ile fantów można było tam znaleźć, więc nie wątpiła w to, że para ta znajdzie wewnątrz bezpiecznego, jednego z kilku ośrodków ludzkości albo dobrą, krwawą zabawę, albo coś ładnego oraz pożytecznego – albo i obie te rzeczy. Jej potrzebny był wyłącznie jeden przedmiot, wszystko inne mogli sobie oni śmiało zagarnąć dla siebie i ona nie będzie miała nic przeciwko temu. – Jedynym warunkiem jest to, aby nie ucierpiał nikt niewinny. Łowcy i Wojsko są poza tym zbiorem – dodała jeszcze, nie zwracając zbytniej uwagi na targane nieposkromionym, nagrzanym promieniami słońca żywiołem kosmyki o barwie letniego zboża.


Theme | Ubiór i wygląd: Jak w profilu | Obrażenia/Choroby: Brak
Dodatkowe informacje:
Brak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.17 16:45  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
I tak też właśnie się stało, Czerwony Król dotarł na miejsce spotkania, poznając tym samym Karyuudo, kobietę Łowcę chcącą wyruszyć prosto w objęcia miasta M-3, aby to zdobyć zwykłą broń palną. Kiedy te słowa odbiły się w wyobraźni Yoshiego, lekko się zdziwił, gdyż nie jest to specjalnie trudne zadanie, które nie było by do wykonania przez nią samą. A choć obiły mu się o uszy jedynie znikome plotki, o kobiecie, która dzierży w swych dłoniach łopatę, tak też podkreślając jej możliwości fizyczne, stwierdził iż nie jest pewna swoich umiejętności lub jest na tyle z nimi zaznajomiona, że zdaje sobie sprawę, że bez nich nie zdziała nic...
-Karyuudo... -rzucił wbijając w nią swe szkarłatne ślepia, niemal penetrując całą jej osobę.
-Z takim ciałem pewnie mogła byś się tam zakraść i bez większych problemów ukraść jakąś broń. No i dodatkowo miała byś bonus w postaci dobrej zabawy, hah! Ale! Nie będę pierdolił głupot, bo informacje i jakakolwiek forma nagrody jest dobra. Od pewnego wydarzenia nie mam zbyt dużo klientów, więc co by Tobą nie kierowała, póki będzie wynagrodzenie to możesz i wynająć mnie na noc... -rzucił przekręcając głowę w kierunku Inu, był niemal pewien, że ta zaraz coś powie.
-Zgadzam się na warunki. A teraz nie traćmy już czas, po drodze możemy dopracować wszystko. -no i tak własnie rozpocząć się miała kolejna przygoda, kolejny rozdział w historii Czerwonego Króla...

z/t 3x do M-3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.17 22:13  •  Granica M-3 z Desperacją Empty Re: Granica M-3 z Desperacją
Dla Agape nie było żadnym zdziwieniem, że została poproszona o pomoc. Od kiedy sojusz łowców ze szpitalem został odnowiony, to była gotowa na takie wezwanie.
Aż się pojawiło.
Ponoć zgarnęli dwójkę łowców, z czego jeden był w stanie krytycznym, a drugi - wymordowany poradzi sobie. Mieli przejść do ścieków, ale z balastem w postaci dwóch nieprzytomnych facetów nie było łatwo. Po otrzymaniu telefonu przekazała pieczę nad szpitalem Desmondowi i wyruszyła. Osobiście, bo i tak wszyscy mieli już urwanie głowy. Zauważyła ich od razu i pewnie wywołała dosyć mieszane uczucia.
Młoda kobieta w zielonej zwiewnej sukience z torbą przewieszoną przez ramię i szerokim uśmiechem, która do nich machała. W końcu podeszła do nich i wsiadła do wozu wzrokiem obejmując szkody. Było sporo zaschniętej krwi i nie trzeba było być geniuszem by stwierdzić, który z tej dwójki był bardziej poszkodowany.
- Weź z mojej torby maść antyseptyczną i bandaże i zawińcie drugiego biedaka - poleciła podając swój pakunek nieznajomym. Głos jak zwykle miała przyjemny i ciepły, a lekki i życzliwy uśmiech nie schodził z jej twarzy.
Nie przejmowała się nagością, tego, którego zidentyfikowała jako wymordowanego.
Sięgnęła jeszcze z plecaka nożyczki i zdjęła już i tak postrzępioną koszulę Lazarusa. Kiedy odłożyła narzędzie na bok, to zabrała się do pracy. Delikatnie ułożyła ręce na poranionej skórze i się skupiła. Energia przepłynęła przez nią łaskocząc pod skórą. Łaskotanie szybko zamieniło się ból, który przyćmił jej na chwilę pole widzenia. Usiadła i cięzko nabrała powietrza, podczas gdy tkanki powoli zaczynały się zrastać.
- Zaraz będzie po wszystkim - zapewniła wszystkich po kolei, a w szczególności swojego aktualnego pacjenta, którego anielska moc powinna wybudzić.

Gojenie rany 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach