Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 02.02.15 10:07  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Czuła, jak kapłanka ją przytula, co jednak wywołało jeszcze większe napięcie mięśni. Jak ona mogła dotykać jego nieczystego ciała? Że też nie brzydziła się, ba, przyciągała go do siebie jeszcze bardziej, jakby miała w tym jakiś głębszy cel. Może po prostu chciała zapobiec kolejnemu wybuchowi agresji? Tej mieli aż nadto, unosiła się w powietrzu wraz ze smrodem rozkładających się ciał pomagierów gospodarza. Oddychali nią, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A on już naprawdę miał wszystkiego dość.
- A nie widzisz, głupia?! - Warknęła w stronę Luki, którą też nagle zaczęło interesować, co ma pod sukienką. A niech się wszyscy od niego odczepią! Dlaczego nagle stał się centrum zainteresowania, jakby nie mieli ważniejszych problemów niż zawartość jego majtek, naprawdę!
I wtedy ktoś zaczął wrzeszczeć i to wcale nie był Tiago. Dziewczyna, która do tej pory stała z boku, najpierw wydarła się jak ostatnia idiotka, że wilk chce ją zabić, po to tylko, by później podzielić się z resztą wątpliwą informacją. Oczywiście, nie uwierzyła jej. To był stek bzdur wyssanych z palca, po to tylko, żeby się bronić. Tak naprawdę to właśnie ona była wilkiem.
A wilki trzeba zabić, prawda? Zanim one zabiją Ciebie.
Tak. To była dobra myśl. Jak w transie podniosła się i wolnym krokiem podeszła do stołu, nie przejmując się tym, co rozgrywało się w ich małym kółku różańcowym. Nie przejęła się także tym, że Luka znalazła się ni stąd ni zowąd przed Blizarre, ani tym, że tę moc mogła przecież wykorzystać do zamordowania gospodarza. Świadczyło to o jej wybitnej głupocie, ale przecież co ją to interesowało? Miała swój własny cel.
Wzięła więc jeden z noży, duży i ostry, by jednym ciosem zakończyć sprawę. Opuszką palca sprawdziła jego ostrość, po czym równie powolnym krokiem podeszła do czerwonowłosej i stanęła za nią. Jej oczy były puste, obojętne, jakby wewnątrz jej ciała nie było już nic, a ludzka powłoka była jedynie skorupą.
- Pierdolisz od rzeczy, wilku. Ale nie bój się. Twoje cierpienia wkrótce się skończą. - Powiedziała, po czym, ni z tego, ni z owego, zamachnęła się, by wbić nóż prosto w serce swojej ofiary.

Blizarre. Chyba że uda mi się ją zabić, to wtedy Ailen
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.15 12:40  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Blizzie zdała sobie sprawę, że ludziom tutaj nie za bardzo się to wszystko podoba. Sądziła, że ją polubią. A tutaj… no wiecie co! Spróbowała zrobić unik, kiedy jedna z kobiet ją zaatakowała. A potem jeszcze inna chciała ją zabić. No co tu się dzieje, panie! Proszę o spokój. Blizarre ogarnęła już, że chyba chcą ją zabić. Ale ona nie odejdzie tak po prostu, nie ma tak dobrze.
- NO DOBRA. OSTATNIE SŁOWO PRZED ODPADNIĘCIEM Z GRY. – dla niej śmierć tutaj była tylko udawana, nadal to traktowała jako zabawę.
- Gotowe? – odsunęła się kilka kroków w tył. – BWHUUUUUUUAAAAAA! – wrzasnęła, po czym zaczęła podpalać wszystko wokół. Dosłownie wszystko. Nie oszczędzała się w ogóle. Rzuciła jeszcze sobie kulą ognia w organizatorów, po czym zemdlała z przemęczenia. Więc… tak. Teraz można zabić Blizkę bezproblemowo, ona już nie będzie się stawiać.
No. Podpaliła całą salę na tyle, na ile miała siły. Na tyle, na ile Bóg jej pozwolił!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.15 17:05  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Suka. - Uważaj na słowa. Twój los zaraz może się skończyć. - odpowiedziała, podpierając brodę i ręce o miotłę, którą cały czas trzymała przy sobie - Skoro robisz za przewodnika zagubionych owiec, może zaczniesz mówić z sensem? Na przykład: ludzie! Jeżeli tak dalej będzie, wszyscy skończymy zarówno jako wilki, jak i owce! - westchnęła, spoglądając na Tiago, która zaczęła robić się coraz bardziej podejrzana. Rzuciła też okiem na Ailena, by ten nie próbował jednak dokonać swojego zadania. Jak na razie żył - a więc można się było sprzeciwić gospodarzowi. Bynajmniej na chwilę. - Zapewne chcesz mojej śmierci, co? Wiem więcej, niż chciałabyś, żebym wiedziała... - uśmiechnęła się szyderczo, prostując się i patrząc z ubawem na Lukę, która wymierzyła piękny cios prosto w twarz irytującej anielicy. Zazwyczaj broniła słabszych, lecz nie teraz - szanse były przecież wyrównane!
Gdy jednak jedna z tajemniczej trójki zaczęła podpalać wszystko, co mogła, Marcelina przeraziła się, chociaż starała się tego nie pokazywać. Bała się ognia, to był jeden z jej najgorszych lęków - dlatego wskoczyła na stół, nie wiedząc właściwie, co dalej robić... Gdyby nie szybka interwencja, podpaliłby się jej ogon. Z jego końcówki została by zapewne kupka popiołu - całe szczęście sytuacje uratowała szklanka wody, stojąca całkiem niedaleko.
Była wściekła, a lęk zbudzony z długiego snu skutecznie odebrał jej mowę i czucie na kilka sekund. Jednak zgodziła się z jednym.
Oni dotąd byli ofiarami. Czas na bunt. Czas na odwrócenie roli. Teraz ofiara stanie się katem, a wilk owcą.
Ta cała wściekłość zgromadzona wewnątrz tego małego, słabego ciałka. Potęga, która może zadziwić każdego - potęga, która bez problemu zmiecie właściciela jak i najbliższe otoczenie.
Jej oko przybrało odcień rubinowy, przeszedł szybko w bordowy a na końcu zaistniał jako piękny, krwisto czerwony, porównywalny do ślepi Vanessy. Większość sztućców, które spoczywały spokojnie na stole, uniosły się i ruszyły bojowo w stronę balkonu. na którym stał gospodarz. Marcelina w furii nie martwiła się nawet o to, czy trafi.
Ważne, że próbuje. Bo jeden czyn pociągnie za sobą inne.

Ailen.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 02.02.15 20:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.15 20:13  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Zacisnęła powieki i ponownie siedząc po turecku położyła łokcie na podłodze podtrzymując sobie twarz. Na chwilę obecną głównym punktem jej zainteresowania stała się Luka, która agresywnie rzucała mięsem wtę i wewtę. W tej sytuacji białowłosa była z nią zgodna. Tylko swoim uporem, siłą trzymała w grubych lnianych linach swoją wewnętrzną porywczość i agresję, której przyszło uaktywnić się teraz. Po chwili kobieta znalazła się przy anielicy - o dziwo - nie pokonując względnie normalnie odległości dzielącej ją od rudowłosej. Tak po prostu, jak przy zmrużeniu oka. Była tu i zjawiła się tam.
Później za plecami zgromadzonych zaczęła się przechadzać zielonooka opiekunka Kapeluszowej. A blondynka -  teraz znana wszystkim z bycia chłopcem w damskim przebraniu - zabrała się do działania. Maszerowała do stołu i znów wzięła lśniący metal do łapki. Powoli skierowała się do anielicy, celując i w nią. Ren machinalnie zerwała się i z niedowierzaniem przyglądała się całemu temu zjawisku. Jednak anielica nie chciała tak łatwo oddać skóry. Zachowywała się jak opętana! Wszędzie rozniecił się ogień i trawił wszystkie zdobiące ściany dekoracje. Rozprzestrzeniając się także zaczął jąć powolnie zwłoki niesprzątniętych umarłych. Gdy ogień zaczął się przybliżać, siwka odskoczyła bardziej na środek jak oparzona.
To ona jest wilkiem. Z jej głupawym zachowaniem... a ponadto z pirokinezą to przecież ona mogła podpalić tamtego ducha w prześcieradle. - Myślała, ale to już nie było istotne.
Każdy ze zgromadzonych miał zapewne dość tego, co tu się wyrabiało. W trawiących pomieszczenie płomieniach poczuła, jak cała charakteryzacja spływa jej po twarzy, przez co czarne zakola wokół oczu zamieniły się w spływające po policzkach, czarne łzy. W sumie, można by to zacząć interpretować, że są obrazem czystej paniki, bezradności i strachu wylęknionego dziecka.
Wokoło rozpętał się istny chaos. W tym chaosie, w panice i zawężeniu racjonalnego myślenia, Ren poszła w ślady anielicy, która jako jedyna przeszła do konkretów i wymierzyła w Gospodarza. Kamikaze nie chciała być gorsza. Spojrzała na leżące ciała pozbawionych życia gości i rzuciła się do zwłok Kissao. Przywłaszczyła sobie jego broń. W końcu mu już i tak nie będzie potrzebna. Odsunęła się może na dwa kroki i wycelowała w przeklęty balkon, zaraz po tym strzelając w furii na oślep w tamtą właśnie stronę, nie zważając na to, czy tym, że nie trafi się ośmieszy. Przez swój amok nie widziała, czy faktycznie kogoś z tych wariatów odstrzeliła, czy też nie.
W końcu amunicja się skończyła, a Ren opadem usiadła zmęczona oddychając głęboko. Oczy przybrały kształt kół, wzrok utkwił gdzieś w podłodze. Obecnie była nieprzytomna duchem, zahipnotyzowana, wpatrzona w rozchodzący i pożerający kurz ogień. Trzeźwienie z tego uniesienia zajmie jej zapewne dłuższy czas.

Blizarre
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.15 19:08  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
- Jak już nam futrzak pokazał, wygląd myli - zaśmiała się nieprzyjemnie. - Czyli dziewczyną? Ok, mnie to wystarcza - momentalnie straciła zainteresowanie Tiago.

---

Luka oddychała ciężko; nie od wysiłku, ale od wściekłości. Ledwo dochodziło do niej to, co się dzieje na sali. Dopiero, gdy kapłanka stanęła tuż obok niej, udało jej się przebić do lukowego rozsądku. Kobieta zamarła z dzikim wzrokiem i jedną ręką na szyi anielicy.
- Masz rację. Sorry - rzuciła, odpychając Bliz i odwracając się w stronę Taihen z lekko zażenowanym uśmiechem. - Przynajmniej trochę mi ulży... - przerwała, bo ponad ramieniem Taihen zauważyła Tiago, ponownie rzucającą się na kogoś z mordem w oczach. W ostatniej chwili złapała dziewczynę za rękę, w której ściskała nóż.
- Serio? Nawet go porządnie nie trzymasz, gdybyś go wbiła w ciało w ten sposób zaraz zrobiłby się śliski od krwi - zakpiła lekko z jej niewinności; w innych okolicznościach może udzieliłaby jej lekcji praktycznej, ale w tym samym momencie rozpętało się piekło.

Dosłownie. Luka poczuła, że płonie, a wokół niej rozniósł się swąd palącego się sztucznego futra. Krzyknęła, puszczając nadgarstek Tiago, i zaczęła w panice zrzucać z siebie wszystkie elementy odzieży, które poddały się ogniu, co akurat udało jej się zrobić dość szybko.
Tyle że jej krótkie włosy również złapały płomienie.
Niewiele myśląc, przeteleportowała się do najbliższego stołu, chwyciła dzbanek z sokiem i wylała na głowę. Płomienie zgasły, pozostawiając po sobie lekkie oparzenia i pokryte lepkim napojem spalone kępki włosów.
Z ulgą odstawiła naczynie z powrotem na stół, po czym zgięła się w pół i zwymiotowała. Kręciło jej się w głowie; upadła na krzesło, mogąc tylko bezsilnie obserwować, jak dziewczyna o dziwnie znajomym głosie (ktoś z Drug-on? Chyba nie...) zaczyna strzelać do gospodarza.

Blizarre. O ile głosowanie ma jeszcze jakikolwiek sens.
+ 2/2 teleportacje, 0/5 postów odpoczynku
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.15 13:32  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
To pewnie wyglądało zabawnie (lub dziwnie), gdy oboje - Organizator i Vanessa - w tym samym czasie wykonali identyczny gest. Śnieżna dłoń kobiety i luźna w nadgarstku powykrzywiana, chuda łapa (prawdopodobnie) mężczyzny trafiły na ich czoła w przysłowiowym „facepalmie”.
- Nie jest zbyt bystra, prawda? - westchnęła cierpiętniczo Vanessa, zerkając z aprobatą na krzyczącą w ich stronę Blizarre.
- Nie - przyznał jej rację Organizator, powoli zsuwając szpony z twarzy. I jak tu być poważnym, gdy robią z ciebie debila? Vanessa w porę podniosła dłoń, a ogniste kule dosłownie rozprysły się na niewidzialnej ścianie ledwie centymetr czy dwa przed samym organizatorem. Osobiście oberwała i to do tego stopnia, że strącono ją z belki. Chyba tylko dzięki sobie znanym sposobom udało jej się w ostatniej chwili chwycić za brzeg balustrady i nie spaść doszczętnie na ziemię. Zamachnęła się nogą, doprowadzając się do pionowej pozycji i prześlizgnęła się palcami po poparzonym barku. Ogień przygasł, pozostawiając po sobie swąd upieczonej skóry.
- Nie radzę - warknęła ostro, gdy - tym razem - w ich stronę poleciały noże. Bariera pękła, odsłaniając ciało Gospodarza. Nie trzeba być jednak wielkim filozofem, by zrozumieć, że gdy tylko ostre końcówki wbiły się w jego ciało, jedyną reakcją było cofnięcie się spowodowane nagłym uderzeniem. Nie wydał z siebie choćby piśnięcia, choć atakujące go pociski wgryzły się wystarczająco w jego ciało. Jeden z noży trafił w policzek, przebijając go na wskroś.
Nie było bólu.
Nie było nawet krwi.
Nie u niego.
Vanessa prychnęła, gdy jeden z czterech sztućców dosłownie przemknął jej obok krtani. O włos.
- Nie jesteśmy Wilkołakami. Wilkołaki są... - nie dokończyła. Seria pustych huków rozbrzmiała w pomieszczeniu. Jeden. Drugi. Czwarty. Większość trafiła w dół balkonu, jeden zahaczył o firanę. Dopiero ostatni trafiłby w Vanessę... gdyby ponownie nie użyła mocy. Jej dłoń uniosła się w ostatnim momencie, a nabój zawisnął przed nosem czerwnookiej. Z ramienia skapywała jej krew po poparzeniu, ale mimo tego ruchy nadgarstka były bardzo płynne. Machnęła ręką, przemykając po sobie palcami. Rozległo się głośne pstrykniecie, a kula zgrabnym łukiem zwróciła i trafiła prosto w głowę Blizarre.
- Trafiliście - odparła, na powrót przybierając irytująco beznamiętny ton. - Dziewczyna była Wilkołakiem. Zostało jeszcze dwóch. W tym jeden z nich, tak jak mówiłam, to ten gówniarz. - Wskazała ruchem brody na Ailena. - Pamiętajcie, że jeśli wybijecie wszystkich wrogów, przeżyje reszta. Więc albo wygra jeden Wilkołak, albo ostałe Owce.
Vanessa nagle złapała się za głowę. Rozległ się praktycznie niemożliwy do usłyszenia syk, nim ponownie zerknęła na Gospodarza. W odpowiedzi lekko kiwnął głową.
- Dostałam informację od Wilkołaka. - Omiotła ich matowym spojrzeniem. - Przykro mi. - Zmrużyła oczy. Dosłownie jak za sprawą magicznej różdżki; powieki opadły, a z góry runął... żyrandol. Trzask, któremu towarzyszyło charakterystyczne chlupnięcie, plusk i dźwięk łamanych kości. Taihen nie miała czasu, aby się odsunąć. W momencie, w którym szklany żyrandol zerwał się z sufitu, poczuła lepką mackę oplatającą jej kostkę. Nie puszczę. Chwilę później zapanowała dla niej ciemność.
- Szach mat. Wilk chciał ją zgładzić. - Poprawiła dwukolorowe włosy, zakładając nogę na nogę. Odwróciła wzrok od porozcinanej przez szkło rudowłosej kobiety, która jeszcze chwilę drżała w konwulsjach, uderzając dłońmi o kałużę krwi.
- Ilu was zostało? Pięciu? - Przyjrzała się teraz kolejno Ailenowi, Marcelinie, Tiago, Luce i Kamikaze. - To będzie szybka rozgrywka. GŁOSUJCIE! - wręcz wykrzyknęła, nagle rozpościerając ramiona. Nim jednak zdążyłaby stracić równowagę, ponownie złapała się poręczy. - Macie dwa głosy. Mogę? - zapytała jeszcze dla pewności, ale po kolejnym milczącym kiwnięciu Gospodarza, wszystko było jasne. - Świetnie. Głosowanie wszystko rozstrzygnie.


Wyniki glosowania.

Wyniki:
Blizarre: 2
Ailen: 1

@ MG: Ło Dżizas. Jaki harmider.  

UWAGA! Vanessa.
Kobieta wciela się w rolę Inspektora z Mafii. Innymi słowy: zna prawdziwą tożsamość postaci (w przypadku naszej gry: wszystkich postaci). Można zadawać jej wszelakie pytania, na które może odpowiadać jedynie "tak", "nie" lub "to nieistotne/nie mogę powiedzieć". Kobieta jest jednak całkowicie bezstronna. Istnieje 75% prawdopodobieństwa, że mówi prawdę, odpowiadając na zadane pytanie!

UWAGA! (przypomnienie)
Wilkołak ma wysłać do mnie pw z typowaną przez siebie ofiarą, która na pewno zginie. Wilkołak ma możliwość zabicia dowolnej Owcy, gdy inni nie patrzą.
Od razu zaznaczam, że to tylko sugestia, którą będę brać pod uwagę, ale która niekonieczni musi zostać przeze mnie przyjęta. Początkowo. Z prostego powodu: paru userów nam się zwinęło i chciałbym ich wyeliminować. Wygodniej mi będzie tą drogą, ale tak czy siak pw jest konieczne.

W każdej turze będzie umierać nie tylko wytypowany przez tłum bohater, ale również Owca, na którą zapoluje Wilkołak. Jeśli Owce się nie pospieszą, bestia zeżre je wszystkie.

Dodam, że Wilkołak może mi na pw opisać, w jaki sposób pozbawił Owcy życia. Bo czemu nie.

---
ZABICI:

Spoiler:


Termin:
do 9 lutego.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.15 17:11  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
- O Boże - jęknęła Luka, widząc, jak ogromna masa poskręcanego metalu i szkła uderza w nieszczęsną kapłanką. Zadrżała. Czy w ogóle możliwe było, że przeżyje? Znowu poczuła mdłości, nie do końca pewna, czy były wywołane teleportacją, strachem, czy widokiem Taihen umierającej w tak okrutny sposób. Pewnie wszystkim na raz.

Zgięła się w pół, ponownie dorzucając się do ogółu brudu, nagromadzonego w sali. Wiedziała jedno. Teraz już nie będzie w stanie walczyć. Jeśli ktokolwiek - wilkołak, inni uczestnicy, gospodarz - będzie chciał ją zabić, nie da rady zareagować.
- Ty, w kapeluszu - zwróciła się do Tiago, uświadamiając sobie, że do tej pory nie poznała imienia dziewczyny. Cóż, była jedyną osobą, którą prawie na pewno można było wykluczyć z kręgu podejrzanych. - Przepraszam, że wcześniej na ciebie głosowałam. Nie miej mi tego za złe, jeśli mnie załatwią - uśmiechnęła się, ale po głosie można było poznać, że nie czuje się dobrze. Cóż, może przynajmniej jednej z nich uda się przeżyć. Może nie.
- Dwa głosy, tak? - spojrzała na Vanessę, szukając potwierdzenia. - Dobra. Głosuję na niego - machnęła ręką w stronę Ailena; od nagłego ruchu tylko jeszcze bardziej zakręciło jej się w głowie. Złapała się oparcia dla uspokojenia świata, wirującego jej przed oczami.
- Boże - jęknęła ponownie, zaciskając powieki. Już dawno nie doprowadziła się do takiego stanu, niemal zapomniała, jak okropne to było uczucie.

Kto następny? Futrzak, czy ta dziewczyna o znajomym głosie? Futrzak czy dziewczyna? Któreś z nich było winne.
- Kim ty jesteś? - spytała Kamikaze, lekko rozchylając powieki. - Znam twój głos. Na pewno znam. Nie jesteś z Drug-on, nie? - Nie, chyba nie. Głosy innych najemników rozpoznawała bez problemu. Chyba, że dziewczyna dołączyła niedawno, ale wydawało jej się, że ostatnio rekrutowali tylko facetów.
- Nie, nie jesteś - odpowiedziała sama sobie, zanim Ren zdążyła zareagować. - Ale skądś cię znam.

1/5 posty odpoczynku
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.15 13:23  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Nie spodziewała się tego. Nie myślała, że anielica będzie tak głupia, by nagle wszystko podpalić. Peruka Tiago w momencie zajęła się ogniem, więc, niewiele myśląc, zdarła ją z głowy, wyrywając sobie jednocześnie kilka swoich własnych, naturalnych włosów. Wsuwki potoczyły się po podłodze, a w ślad za nimi wylądowała wciąż płonąca peruka. Nie miała pojęcia, jak udało jej się ugasić sukienkę i wyjść z tego wszystkiego bez większych obrażeń. Smród palonych włosów jednak wciąż pozostawał w jej nozdrzach, skutecznie tłumiąc wszystko inne.
Dlatego też nie od razu dotarło do niej, że Blizarre jednak zginęła, a ktoś podjął próbę zamachu na gospodarza. Zresztą, czy to było istotne? Nie. Ważne było tylko to, by przeżyć i wyciągnąć Taihen z tego bagna. Inni się dla niej nie liczyli, tylko kapłanka bowiem okazała jej nieco serca i cały czas jej broniła, mimo że wina dziewczyny była oczywista. To dzięki niej ciągle żyła. To dzięki niej wciąż była w stanie walczyć o własną niewinność, choćby nie wiem, jak wątpliwą.
Ze swoistego odrętwienia wyrwał ją zgrzyt metalu i brzęk pękających żarówek, gdy ciężki żyrandol zerwał się z sufitu i runął na ziemię, prosto na...
- TAIHEN! – Przeraźliwy krzyk wyrwał się z jej gardła, a ona sama rzuciła się, by ściągnąć metalową konstrukcję z ciała południcy, by ratować ją, by nie dopuścić do jej śmierci. Kobieta nie mogła zginąć, nie mogła zostawić jej samej! Metal jednak uparcie tkwił na swoim miejscu, a biedna Tiago nie mogła go ruszyć. Była zbyt słaba, by cokolwiek zrobić, a jej umiejętności zdawały się na nic w obliczu tak oczywistej śmierci. Ale to przecież niemożliwe... Przecież zabili wilka, tak? Powinni zostać wypuszczeni, Taihen powinna żyć...
- Nie zostawiaj mnie samej, proszę... – Załkała, pochylając się nad stygnącym ciałem. Łzy płynęły jej po policzkach, łzy rozpaczy za utraconą nadzieją. Przez chwilę łudziła się, że ktoś ją pokochał, że ktoś znów się nią zaopiekuje, a nagle wszystkie jej nadzieje zostały zakopane pod kupą złomu...
W jej sercu powoli wzbierała nienawiść. Wiedziała, co powinna teraz zrobić. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak należy postąpić, kto jest winny temu, że kobieta leżała teraz martwa pod żyrandolem. Tylko jedna osoba była za to odpowiedzialna i Tiago doskonale wiedziała, kto to był. Niewiele myśląc, ponownie pochwyciła nóż, pewnie, tak jak to robiła wiele razy w Desperacji. Było tylko jedno rozwiązanie.
- To wszystko twoja wina! Już dawno powinnaś zginąć! – Wrzasnęła i, niewiele myśląc, rzuciła się na Marcelinę, wbijając jej nóż prosto w serce. Tym razem nie dała jej szans na obronę, załatwiając wszystko jednym pchnięciem. Już dawno ktoś powinien to zrobić, już dawno ktoś powinien ją zabić! Przecież od początku ją typowali, prawda? Dlaczego więc wciąż żyła i mordowała niewinne owce, gdy nikt nie patrzył?! Dlaczego nikt nie wpadł na to, że dzięki tej całej telekinezie mogła bez problemu zabijać innych, i nikt by nawet tego nie spostrzegł? Musiała ich zostać garstka, żeby wreszcie to zauważyli? Tiago zamierzała jednak naprawić te błędy. Tak więc gdy upewniła się, że Marcelina nie żyje, wyszarpnęła śliski od krwi nóż i, ciężko dysząc, skierowała się w stronę drugiego podejrzanego. Chłopaczek towarzyszący tej szurniętej dziewczynce. On również był wilkiem. On również maczał palce w śmierci Taihen. I musiał ponieść karę.
Nie zwracała uwagi na słowa Luki. Nawet jej przez myśl nie przemknęło, że mogła zwracać się do niej. Kapeluszowa? Przecież nie miała na głowie żadnego kapelusza, skąd więc to całe przezwisko? Z pewnością nie dotyczyło jej. To nie ją miała na myśli, to nie ją właśnie przepraszała. A nawet jeśli, to co z tego? Przeprosiny to tylko puste słowa, a nic już nie wróci życia jej opiekunce... Nieważne, ile razy by ją przepraszała za niesłuszne oskarżenia, Tiago znów została sama. Znów musiała samodzielnie walczyć o przetrwanie i to właśnie zamierzała zrobić. Miała gdzieś głosowanie, miała gdzieś to, że ich było więcej, a ona była sama, słaba, przerażona. Rozpacz ogarniająca jej ciało napędzała ją do działania, sprawiała, że nie bała się stanąć naprzeciwko pozostałej gromady i wyciąć ich wszystkich w pień. Przecież to nie mogło być takie trudne, prawda? Zresztą, już i tak była szalona, więc niemożliwe, by parę morderstw zawadziło jej psychice. A jeżeli zginie, to cóż. Będzie wiedziała, że to, co robiła, było słuszne. Tak więc powoli szła do Ailena, wbijając w niego spojrzenie pełne żądzy mordu. Nie będzie się bawiła w jakieś głosowania. Marcelina miała zginąć wolą większości i co? Dalej żyła, mogąc zabijać. Demokracja już nieraz zawiodła, więc zamierzała wziąć sprawy w swoje ręce i zaprowadzić na sali nieco sprawiedliwości.
- Czas zakończyć tę zabawę... – Poprawiła chwyt na nożu, po czym, bez zbędnych ceregieli, pchnęła prosto w klatkę piersiową chłopaka.
Musiałą przyznać, że coraz bardziej się jej to podobało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.15 1:21  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Można rzec, że białowłosa była w czymś w rodzaju transu. Nie do końca pojmowała to, co się dzieję. Nie reagowała przez moment na większość bodźców. Wlepiła zmęczone oczy w kształcie półmisków w trawiący otoczenie ogień i w zasadzie czekała, aż on sam przyjdzie ją stąd zabrać. A nuż jest to zwykły koszmar i jak zginie obudzi się spocona w łóżku z wlepionymi w siebie, niebieskimi ślepiami albinosa. Kto wie.
Jednak jej "nietrzeźwy" stan przerwał huk. Tłukące się szkło żyrandola, które odprysło i nie omieszkało się skierować także w jej stronę. Obróciła się jak oparzona i zauważyła ponowny zgiełk po swojej lewicy. Ona znów wyczekiwała na uboczu z kolanami pod podbródkiem i oplatającymi nogi rękoma. Tym razem to zielonooka południca okazała się ofiarą. A Ren na początku ją typowała. Teraz w nastolatce obudziło się poza bezradnością i bezsilnością także współczucie wobec rudowłosej. Przecież teraz cały rzeczony "bal" stał się istnym piekłem, a męczennica miała je w tej chwili zapewnione w stu procentach.
Ponadto jej nie udało się trafić w cel; Kapeluszowa już dawno bez kapelusza, a i teraz bez peruki zaczęła skakać innym do gardła, a całą resztę okalały zewsząd żrące płomienie. Temperatura podniosła się pewnie do ponad czterdziestki. Ren czuła, jak po rozgorączkowanej skórze na szyi, plecach i klatce piersiowej spływają jej krople potu.
Mimo tak fatalnej sytuacji nie opuszczała swojego miejsca. Ba, nawet pozycji. Głowę położoną na kolanach miała zwróconą na wszystko dziejące się po lewicy, gdyż była najbardziej odsuniętą osobą w prawo; ręce przyciągały ugięte nogi do siebie, a oczy nie zmieniały położenia. Nie wiadomo, czy to z przykrości, czy to właśnie z poziomego położenia, prawe oko uroniło słoną łzę, która kiedy spadła dosłownie wyparowała.
Głosować już nie chciała, bo nie miało to dla niej większego sensu. Już więcej nie chciała bawić się w sędzinę.
Z jej zadumy wyrwała ją Luka. Kami była wręcz rozbawiona, że dopiero została przez kobietę zauważona. Myślała chwilę i uśmiechała się chytrze.
Czyżby Luka straciła swoją czujność? - Tak odebrała zachowanie kobiety. Wprawdzie nie wzięła pod uwagę faktu, że Luka się czegokolwiek lęka. Co, Luka? A skąd!
Ale teraz odnalazła gdzieś w sobie śmieszną przewagę, którą miała już od dawna. Potrafiła siedzieć cicho jak mysz, nie wyróżniając się niczym z tłumu, a zbierać na temat niektórych osób nadzwyczajne informacje metodą obserwacji. Chyba nie ma prostszego i rzetelniejszego rozpoznawania ofiary, obierania jej ze skóry, rozbierania ze słabości, lęków i prawdopodobnych zachowań, jak jej obserwacja!
Nie zmieniając położenia głowy poczęła odpowiadać w odpowiednim dla siebie na tą chwilę nastroju: nieco złośliwym, być może podpuszczającym.
- Znasz, a ja nawet znam Ciebie. Myślałam, że poznasz mnie na samym początku po mojej białej czuprynie i lękliwym, nieśmiałym sposobie bytowania na sali, ale jak widać nawet ten siwy kolor nie jest już wyłapywany przez tłum jako odchylenie od normy. - Uśmiechnęła się złośliwie, wbijając paznokcie w kolana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.15 13:06  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
Z czego co mi wiadomo, zabić postać może tylko mistrz gry albo za moją zgodą. Więc...
O cholera. Mała znowu wojuje z tym sztylecikiem. Co ona chce osiągnąć?
- Ty... suko... - usłyszała blondynka nad sobą, czując miażdżący uścisk na swoim nadgarstku i ból wbijających się pazurów w delikatną skórę. - Chociaż próbowałaś. - zaśmiała się Marcelina, wymierzając jej solidnego liścia z otwartej dłoni, zahaczając o jej policzki długimi pazurami, pozostawiając na nich długie, płytkie ślady, które po chwili zaczęły solidnie krwawić. To jest właśnie urok delikatnych ran zadanych pewnym ciosem. Neko uklęknęła, chwytając za sztylet, który leżał zakrwawiony na ziemi - w chwili zadawanego ciosu Marcelina zdołała umknąć na tyle, by uchronić się od śmiertelnego ciosu prosto w jeszcze bijące serce.
Gdy blondyna próbowała pozbawić życia Ailena, przed nią pojawił się ogromny, kruczoczarny wilk. Jego czerwone ślepia lustrowały dziewczynę, która właśnie zbliżała się do chłopaka. Zawarczał donośnie, podchodząc ze zjeżoną sierścią bliżej.
- Słyszałam WYRAŹNIE, że Vanessa jest obojętna na los owiec. I wcale nam prawdy mówić nie musi. - syknęła, zachodząc od tyłu i przykładając sztylet do gardła Tiago - JESTEŚ WILKOŁAKIEM. Stałaś się nim teraz. - dodała, odpychając ją od siebie. Nie. Marcelina nie miała zamiaru stać się tym, czym była Tiago. Dlatego pozwoliła innym na decyzję, a sprawiedliwości niech stanie się zadość z ręki do tego uprawnionej. Czyli Vanessy

Tiago. Było powiedziane, że prawdopodobieństwo, że Vanessa mówi prawdę, wynosi tylko 75%...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.15 22:27  •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
- Maya...? - w głosie Luki było słychać niepewność. W ciągu trzydziestu lat swojego życia zdążyła poznać stanowczo zbyt wielu ludzi. To, że dużą część poznawała w, mówiąc delikatnie, stanie ograniczonej świadomości, nie pomagało.
- Nie, Maya była wyższa - zastanawiała się na głos. Nagle rozszerzyła oczy; nagła myśl sprawiła, że prawie zapomniała o mdłościach. Spróbowała wstać, co przypłaciła tylko większymi zawrotami głowy i ciężkim opadnięciem z powrotem na krzesło.
- Boże, Ren? Tak? Co ty tutaj robisz? Czemu nie przypomniałaś mi się wcześniej? - kobieta nie wiedziała, co myśleć. Wszystko pasowało, głos, włosy, wzrost, sylwetka. Tylko... czy dziewczyna zawsze się tak zachowywała? Ledwo ją znała, może nie była w prawie wydawać jakichkolwiek sądów, ale nie spodziewałaby się, że byłaby w stanie samotnie zaatakować kogokolwiek. To znaczy, dziewczyna miała potencjał, Luka nawet przez chwilę myślała o wciągnięciu jej do Drug-on, ale żeby tak nagle przemieniła się z porządnej obywatelki w agresora? Coś było nie tak; wątpliwości atakowały ze wszystkich stron, korzystając z chwilowej niedyspozycji Luki.
- Dlaczego zaatakowałaś? - spytała ostrożnie, próbując spojrzeć prosto na dziewczynę, co nie było łatwe wobec kręcącego się świata.

2/5 postów odpoczynku
Ailen + Kamikaze


Ostatnio zmieniony przez Luka dnia 10.02.15 17:07, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa. - Page 9 Empty Re: Sala balowa.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach