Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 22.02.19 22:54  •  Sala nr 224 Empty Sala nr 224
Jedna z wielu sal szpitalnych, gdzie chorzy spędzają swój nieszczęsny pobyt. Sala jest mała, jednoosobowa z dostępem do łazienki. Za to ma ładny widok na park przy szpitalu.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.19 23:42  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
Choć badanie, jakie jej przeprowadzano, nie trwały zbyt długo, dla niej zdawało się to wszystko ciągnąć w nieskończoność. A kiedy podano jej leki przeciwbólowe, czuła jak powieki powoli opadają na jej oczy, ale nadal usilnie trzymała się świadomości. Po badaniach zabrano ją do zabiegowego, gdzie zszyto rany na klatce piersiowej, opatrzono drobniejsze otarcia oraz ranki, a na końcu usztywniono jej nadgarstek na najbliższy miesiąc.
Było już dość późno w nocy, kiedy przywieziono ją na salę, w której miała spędzić najbliższe dni. Podziękowało pielęgniarce, kiedy ta pomogła jej przenieść się na łóżko oraz podpięła kroplówkę, zostawiając ją samą. A przynajmniej tak jej się wydawało, kiedy chwilę później w pomieszczeniu pojawił się jej wybawca.
- Jeszcze raz dziękuję panu za pomoc. Wiem, że to pana obowiązek, ale... i tak chciałam panu podziękować. - uśmiechnęła się do niego i odwróciła wzrok, wbijając go w szybę. Na zewnątrz panował spokój i cisza, a delikatne światło latarni lekko oświetlało wnętrze parku.
- I wiem, że nie mogę do nikogo zadzwonić, ale... ale chciałabym powiadomić moją rodzinę. Na pewno bardzo się o mnie martwią, w końcu nie wróciłam do domu, a przecież zawsze byłam na czas. - oderwała wzrok od szyby, na powrót przenosząc je na mężczyznę. Miała cichą nadzieję, że to zrozumie. Że naprawdę zrozumie, że ktoś może się o nią zamartwiać i prędzej czy później zaczną ją szukać.
A zamartwianie matki oraz braci było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała teraz w swoim życiu.
- Ale proszę się nie obawiać. Nic im nie powiem. Znaczy się... o tym, kto tak naprawdę mnie zaatakował. Powiem, że to był jakiś duży pies po prostu. - zapewniła go, że będzie milczeć. Naprawdę rozumiała, że wojsko niektóre rzeczy musiało zatuszować i trzymać w tajemnicy przed innymi, ale takie rzeczy... z takimi rzeczami nie mogła milczeć przed najbliższymi.
Co nie zmieniało faktu, że oczywiście nie powie im całej prawdy.
- Mam nadzieję, że na taki układ możemy iść, hm? - uśmiechnęła się szerzej, choć w jej oczach tliło się wręcz namacalne zmęczenie.

Robię przeskok, bo nie chce mieć Ylvy unieruchomionej i powtórki z rozrywki jak w przypadku Shiona. Ale oczywiście potrm jak będziesz chciał popisać nimi, to śmiało pisz na pw c:

Nie mogła z nikim się widywać przez najbliższe parę dni, jak to tłumaczono "aż wyniki nie pokażą, że niczym się nie zaraziła". Dopiero po czterech dniach oznajmiono jej, że jest czysta, ale że musi spędzić w szpitalu jeszcze kilka dni na obserwacji. Przynajmniej pozwolili jej spotkać się z rodziną oraz znajomymi, a do tego opuszczać pokój.
W szpitalu było całkiem przyjemnie, choć nudno i przede wszystkim pożywienie było nijakie. Na całe szczęście mogła liczyć na znajomych oraz braci, którzy ukradkiem przemycili jej nieco domowego jedzenia. Wpakowała sobie do ust spory kawałek bułki, i trzymając ją zębami, przewróciła stronę jakiegoś podrzędnego pisma dla dziewczyn. Ylva nie była fanką takich czasopism, ale w sumie tylko takie oferowali w szpitalnym sklepie. Była to raczej komedia, aniżeli jakieś wartościowe porady. Właśnie czytała historię o dziewczynie, która mając trzynaście lat przeżyła zawód miłosny i próbowała popełnić samobójstwo, bo mężczyzna starszy od niej o dobre dwadzieścia lat odrzucił jej zaloty. Tragedia. Niemal parsknęła na głos śmiechem. Przechyliła się aż opadła na plecy, wpatrując się w sufit.
Chciała już wracać.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 0:15  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
Stacja... drzwi otworzą się po prawej stronie. Prosimy o...
 Rūka wyskoczył z pociągu, jeszcze nim na dobre uchyliły się przejścia. Poczuł, jak but aż zbyt mocno uderza o twarde podłoże. Źle stanął. Nie stracił jednak na szybkości. Przepchnął się między tłumem wracających z uczelni lub pracy przechodniów, wystrzeliwując w stronę schodów. Czuł, jak pulsuje mu kostka i jak oddech zaczyna przyspieszać. Musiał go wyrównać, żeby starczyło na pokonanie jeszcze trzech przecznic.
 Wychodząc z sali treningowej nie spodziewał się towarzystwa. Pot spływał mu ciele, zlepiał skórę z koszulką i dresowymi spodniami. Na knykciach wciąż miał zaczerwienienia od uporczywego uderzania w worek. Jedynym, o czym marzył, było wzięcie prysznica.
 Ledwo jednak wychylił nos z sali gimnastycznej, a poczuł przeszywający ból w piszczelu. Odskoczył, wpadając ramieniem na framugę i omal nie uderzając głową o twardą powierzchnię drzwi. Keita, który stał o dwa kroki dalej, wyglądał jak wcielenie szatana. Zmierzwione włosy, przekrwione oczy (Jezu, ten gówniarz ryczał czy jak?), obie dłonie z rozstawionymi jak ptasie szpony palcami. Wpierw tylko dyszał, ale gdy ujrzał na twarzy Rūki zaskoczenie, wreszcie warknął na niego. Krzyknął, że śmierdzi jakby się nie mył od tygodnia (w co Kyōryū był w stanie uwierzyć), a potem zaczął mamrotać bez ładu i składu, wymachując rękoma, czasami celując palcem prosto w Rūkę, innym razem uderzając pięścią w otwartą dłoń. Mówił tak szybko, że nie dało się go zrozumieć.
 — Keita, wolniej — poprosił ogłupiały, ale dzieciak nie słuchał. Już po samym tonie dało się zrozumieć, że był wściekły. Od tego zdarzenia minęła godzina i Rūka w zasadzie nie dziwił się młodemu. Sam był zły.
 Kyōryū nie odbierał połączeń przez ostatnie cztery dni. Nie dlatego, że nie chciał. Miał krótki, intensywny obóz, podczas którego dostęp do linii telefonicznych zwyczajnie nie wchodził w grę. A jednak tory przeszkód i sparingi wydawały się teraz w ogóle nieważne. Stanowiły marne tło przy myśli, która pulsowała mu w czaszce. Do szpitala niemal wpadł.
 — Spokojnie, proszę pana! — rzuciła na dzień dobry siedząca za blatem kobieta, mierząc go karcącym spojrzeniem. Zatrzymał się dopiero przy niej, kładąc ręce na metrowej ściance oddzielającej go od recepcjonistki. Dyszał.
 — Harakawa Ylva. Który to pokój?
 — Jest pan kimś z rodziny?
 Na litość boską.
 — Tak.
 — Proszę o dowód.
 — Słucham?
 Kobieta westchnęła, klikając coś myszką i patrząc w ekran komputera, jakby rozczochrany, zgrzany chłopak, który chuchał na nią nierównym oddechem w ogóle nie robił wrażenia.
 — Imię, nazwisko. Muszę to wpisać.
 — Kyōryū Rūka.
 Formalności trwały pół wieczności i kiedy kobieta wreszcie podała numer, Rūka wystartował jak puszczona z cięciwy strzała. Nie biegł, ale szybkim chodem przecinał korytarze. Skorzystał ze schodów, by nie czekać na windę. Minął przy niej kobietę w białym kitlu, która pchała wózek z rannym mężczyzną. Może wojskowym?
A może nie wszystko kręci się wokół, kurwa, wojska, warknął na siebie, szarpnięciem rozsuwając drzwi do sali numer 224. Rozległ się szum, a w chwili, w której tak gwałtownie otworzył przejście, zrobił się mocny przeciąg. Szarpnięte wiatrem firany powoli jeszcze opadały, gdy wzrok Rūki padł na leżącą w łóżku postać.
 — Ylv...
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 1:18  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
Już z korytarza słyszała odgłosy głośnego chodu. W pierwszej chwili była pewna, że to jakiś wojskowy odwiedzający kogoś z rodziny, albo może i przyjaciela po fachu. W drugiej chwili, że to po prostu poruszenie lekarzy, że przywieźli jakiegoś rannego i teraz muszą się spieszyć, bo każda sekunda była ważna.
Ale nie spodziewała się ujrzeć Ruuki.
Gdy drzwi niemal huknęły, a w małym pomieszczeniu na moment zrobił się delikatny przeciąg, wręcz ze znużeniem odwróciła głowę, by spojrzeć kogo tutaj poniosło. W jej jasnym spojrzeniu w pierwszych chwilach pojawiło się zaskoczenie, potem niezrozumienie, a na końcu cień złości. Od razu podniosła się do pozycji siedzącej, nie odwracała jednak głowy. Nie odwracała wzroku od zdyszanego chłopaka. To był Ruuka. Jej Ruuka, który jednocześnie wyglądał jakoś tak inaczej, obco, nie jej. Momentalnie poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Radość walczyła z poczuciem winy o miejsce w jej sercu. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdy tylko Ruuka dowie się, że znajduje się aktualnie w szpitalu, to rzuci wszystko i ruszy do niej choćby miał nawet pełznąć. Zawsze tak było. Zawsze jak coś się działo, to Ruu byl obok-
-wtedy go nie było, kiedy tamten cię kopał, prawda?-
-dlatego nie chciała, aby ktokolwiek go powiadamiał. Ylva nadal uważała, że nic takiego się nie stało. Ot, została napadnięta, ale żyła i nie zaraziła się żadnym świństwem. Złamania się wyleczą, rany zabliźnią, i wszystko będzie po staremu.
Czyżby?
Zacisnęła mocniej palce na okryciu, aż na materiale pojawiły się zagięcia. Nie chciała, by tu przychodził.. Miał swoje obowiązki i zajęcia. Naprawdę nie musiał rzucać wszystkiego, aby tutaj przyjść. Zagryzła wewnętrzną stronę dolnej wargi. Nie, nie o to chodziło, prawda? Nie o sam fakt, że był zajęty.
Po prostu nie chciałaś go widzieć.
- W-wyglądasz okropnie. - prychnęła, uśmiechając się, jak gdyby nigdy nic.
Bo nic się nie działo.
Przechyliła się do przodu i z szafki obok zgarnęła butelkę wody, którą wyciągnęła w stronę chłopaka, aby się napił i nieco ochłonął.
- Przepraaaaszam Ruuchan~! To na pewno Keita, prawda? Mały głupek. Prosiłam go i mówiłam mu, żeby nie zawracał ci tyłka. - westchnęła ciężko siadając na skraju łóżka i przechyliła głowę lekko w bok.
- Widzisz? Nic mi nie jest! Małe zadrapania. - zaśmiała się, jakby rzeczywiście rany, które odniosła były jedynie zadrapaniem, którego doświadcza każdy dzieciak na podwórku.
- Nie musiałeś biec tutaj przez całe miasto, Ruu.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 1:46  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
 Patrzył, jak się podnosi, jak szpera w metalowej szufladzie szpitalnej szafki. Wreszcie jak opuszcza bose stopy, wymuszając na sobie siad. Uśmiechała się. Jakby nigdy nic.
 Oddychał teraz przez nos, zaciskając usta. Nie chciał dać po sobie poznać, że naprawdę biegł przez całe miasto i w pewnym momencie był skory wejść do kabiny konduktora, byle pospieszyć i tak zapierdalający po szynach pociąg. Marna aktorska próba, zważywszy na to, że wyglądał okropnie.
 Machinalnie podniósł rękę do włosów i spróbował zapanować nad rozczesanymi przez wiatr kosmykami, choć ze zdecydowanie marnym skutkiem. Od dłuższego czasu nie musiał ich ścinać i teraz znów opadały mu na czoło i policzki, plącząc się przy byle okazji. Wcześniej nawet nie myślał nad tym, jak wygodna jest krótka fryzura.
 — Cześć — wyrzucił z siebie, postępując wbrew jej minie krok do przodu. Dłonią, którą wciąż trzymał na drzwiach, teraz wreszcie je zamknął. Zrobił to już spokojniej, choć rozbiegane spojrzenie od nóg po czubek głowy studiowało stan Harakawy. Siniaki, mnóstwo zadrapań. Opatrunek wystający zza linii dekoltu.
 Chciał do niej podejść i ją obejrzeć, choć nie był lekarzem i w zasadzie nie miał pomysłu na to, co by zrobił, gdyby zobaczył obrażenia. A przecież były. Inaczej te wszystkie bandaże...
 — Kto ci to zrobił? — wykrztusił z siebie wreszcie, stojąc w miejscu, w bezpiecznej odległości. Wciąż na dnie czaiła się myśl, że mógłby nie wytrzymać, gdyby...
 Czuł, jak narasta w nim bezsilny gniew. Kłębi się pod żołądkiem, rozpycha na płuca, zalega w gardle. Przybiera na ciężkości, niemal doprowadza do szaleństwa. Rūka bezsensownym gestem wytarł wnętrze obu rąk o dżinsy. Wszystko tutaj zdawało się takie sterylne, do porzygu czyste. Szorowane godzinami, aby pacjenci...
 … jak do tego doszło? Jak Ylva stała się PACJENTKĄ?
 — Co się stało? Kiedy to było? — Lawina pytań przepchnęła się przez jego usta, choć zaciskał zęby, próbując zapanować nad nerwowością. — Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Dlaczego od razu się ze mną nie skontaktowałaś, Ylv? Jesteś tu od kilku dni. Mogłem ci pomóc i... — urwał, zdając sobie sprawę, że wypluwa z siebie te słowa tak, jakby Harakawa czemukolwiek była winna. Jeżeli wśród obywateli Miasta-3 była jakaś ofiara, to właśnie ona. Siedząca na skraju surowego łóżka, w piżamie, zamknięta w pustych ścianach, ranna.
 Twarz Rūki skrzywiła się, kiedy nagle ruszył w stronę przyjaciółki. Zajęło mu to może pięć sekund, ale zdawało się, że dosłownie jednym krokiem przemierzył dzielące ich metry. Chwycił za butelkę z wodą, ale odstawił ją niedbałym ruchem na blat stolika, zaraz łapiąc obie dłonie Ylvy w swoje ręce, bez pomyślunku, że biała tkanina oplatająca jej nadgarstek mogła stabilizować złamanie.
 — Wyrzucasz mnie stąd — zapytał, ale w rzeczywistości zabrzmiał, jakby stwierdzał fakt. Krzywa linia jego ust jeszcze bardziej uwydatniła rozkojarzenie i niezadowolenie chłopaka. — Martwiłem się. — Pokręcił głową, mocniej zaciskając palce na jej dłoniach. — Nadal martwię. Jak się czujesz?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 2:23  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
Czy tylko jej się wydawało, czy atmosfera w jednej krótkiej chwili stała się jakaś taka... dziwna?
I to za jej własną sprawą. Odetchnęła przez nos. Musiała się uspokoić. Nie chciała, by cokolwiek było po niej widać. Wszystko było dobrze. Wszystko było po staremu, nieprawdaż?
- Naprawdę wyglądasz  okropnie. - powiedziała z ciepłym uśmiechem i delikatnie wyswobodziła swoje dłonie z jego uścisku. Podniosła się z łóżka i wyciągnęła lewą dłoń do jego włosów, powoli je odgarniając z jego czoła, skroni i szyi, nie przejmując się, że są lepkie od potu, wręcz w pewnym stopniu czule zaczesując je do tyłu.
- Ale ci urosły. Patrz jaki rozczochrany jesteś. - zaśmiała się cicho, na krótki moment wracając wspomnieniami do przeszłości, kiedy wielokrotnie łapała go za ciemne kosmyki, albo przeczesywała je palcami chcąc w ten sposób go zaczepić, doskonale zdając sobie sprawę, że tego nie lubił i zawsze próbował uniknąć jej palców. Aż z czasem zaczynało mu się to udawać.
Dopiero kiedy skończyła, usiadła ponownie na skraju łóżka i zachęciła go, aby sam zajął miejsce obok. Przecież nie będzie stał cały czas, zwłaszcza kiedy na pewno jego nogi były wymęczone bieganiem oraz innymi treningami, który zapewne doświadczał każdego dnia w wojsku.
- Nie chciałam cię po prostu martwić, Ruu. Masz swoje obowiązki, a przecież... spójrz na mnie. Jestem w całym kawałku, żyję i mam się świetnie! Chociaż szczerze powiedziawszy, mogliby lepiej tu karmić. - prychnęła pod nosem niczym urażona kotka, ale szybko ponownie się roześmiała, chcąc rozweselić ponurą atmosferę.
- Parę dni temu zaatakował mnie wyjątkowo duży... pies. A przynajmniej taka jest oficjalna wersja, więc niech tak będzie. Ale jestem zdrowa i niczym mnie nie zaraził, więc powiedzieli, że za parę dni mogę opuścić szpital. I tyle. Widzisz? Nic strasznego. - odwróciła ciało tak, aby siedzieć na przeciwko niego i sięgnęła lewą dłonią do jego policzka chcąc nakierować jego wzrok na swój.
- Naprawdę nic mi nie jest. Cieszę się, że się o mnie martwiłeś, ale niepotrzebnie. Wiesz doskonale, że jestem silna i nie do zdarcia. Powinieneś martwić się o bardziej delikatne osoby. One tego bardziej potrzebują. - na jej ustach w drobnej sekundzie pojawił się nikły, wręcz blady cień uśmiechu pozbawionego jakiejkolwiek radości, aczkolwiek trwało to tak ulotnie, że równie dobrze mogło tego nie być. Wyprostowała się nagle, ponownie wracając do "typowej" Ylvy i zabrała dłoń, kładąc ją na pościeli.
Miała mu tak wiele do powiedzenie, tak wiele pytań krążyło po jej głowie, ale jednocześnie nie chciała o nic pytań. Sprzeczności nawarstwiały się, huczało jej w głowie, odbierało powietrza.
Naprawdę nie chciała go widzieć, kiedy była w takim stanie.
Czujesz się równie delikatna, co ona?
Palce zacisnęły się w pięść.
Nie. Zdecydowanie nie. Nie będzie delikatna ani krucha. Nigdy taka nie była i nie będzie.
- Jak w wojsku? - wypaliła nagle, zmieniając tor rozmowy o sto osiemdziesiąt stopni.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 3:03  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
 Przeciągała to. Dawała sobie czas, aby wymyślić historyjkę do sprzedania? Nie chciało mu się wierzyć, by Harakawa była w stanie go okłamać, ale z drugiej strony — ile się zmienili od czasu opuszczenia Shiroi? Sam zaczął stawiać mury, barykadować tajemnice, które piętrzyły się coraz mocniej, wymagając wyższych i solidniejszych konstrukcji. Coraz częściej milczał, w myśl zasady, że jeśli nie możesz mówić prawdy, lepiej nie mówić niczego. Miał prawo wymagać, aby recytowała mu osobiste sekrety, gdy własne tłamsił głęboko w sobie?
 Wciągnął powietrze do płuc i zamarł w bezdechu, gdy wyjęła dłonie z jego rąk, jakby tylko tym przypieczętowała koniec. Pozbawione oparcia palce zacisnęły się w lekkie pięści, nie odsunął ich jednak od Ylvy. Oparł oba nadgarstki na jej udach, kiedy opuszkami odgarniała mu włosy. Mówiła coś przy tym, ale nie słuchał. Wyławiał jedynie te informacje, które według niego były istotne.
 Te wyjaśniające jej stan.
 Nie reagował kompletnie na jej rozbawienia i prychnięcia. Ograniczył się do normowanie oddechu — wypuścił nagle powietrze z płuc, dopiero zdając sobie sprawę, że wstrzymał dech. I to tępego przyglądania się jej, jak próbuje wcisnąć kit.
 „Nie chciała go po prostu martwić”.
 — Żartujesz sobie? — wyszeptał, ale słowa zniknęły przy dźwięku jej głosu. Opowiadała to tak, jakby naprawdę nic się nie stało, a on tylko przyglądał się jej i coraz bardziej w to wszystko nie wierzył. Nie wierzył w żadnego wielkiego psa, w żadne „nic mi nie jest”, a już na pewno nie wierzył w jej „potęgę”.
 — Jak w wojsku?
 Pokręcił gwałtownie głową, wreszcie wybudzając się z letargu. Usiadł obok Harakawy, zdecydowanie bliżej, niż zwykle sobie na to pozwalał. Sprężyny cicho zaprotestowały pod nowym ciężarem. Rūka wyczuł ich metalową twardość, gdy oparł rękę na łóżku.
 — Nie mam zamiaru rozmawiać o wojsku — zadecydował twardo, już na początku wybijając ten wątek z orbity tematów do omówienia. Czuł dezynfekujące środki czystości, ale także naturalny zapach Ylvy i to, co pozostało z woni jej szamponu do włosów.
 — Raczej o twojej sile. — Czarne spojrzenie złagodniało, czoło przestało się tak marszczyć, a usta krzywić, jakby trzymał między wargami świeżo skrojony kawałek cytryny. — Nie mamy już pięciu lat, nie wierzę w twoją niezniszczalność, Ylv. Skąd ta aktorska gra?
 „Wyrzucasz mnie stąd”.
 Echo z przeszłości rozbrzmiało mu niemal tuż nad uchem. Był przeświadczony, że Harakawa robi wszystko, aby zamieść problem pod dywan, uspokoić go i posłać w diabły. Gula w gardle utrudniała rozmowę, ale przecież musiał zrozumieć co się dzieje.
 — Jesteśmy tu sami, więc możesz mi powiedzieć. Nie rozumiesz, że ja...
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 18:12  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
Problem polegał na tym, że nie do końca wiedziała co może mu powiedzieć. Bała się, że prawda w pewnym stopniu nieodwracalnie odciśnie na nim piętno, a czego nie chciała. No bo co miała mu powiedzieć? Że została zaatakowana przez potwora, przed którym obiecał ją chronić? Przecież po to porzucił wszystko, rodzinę i najbliższych, swoje własne życie. A jednak nie udało mu się to. Nie udało mu się zapobiec tej tragedii. Że w tamtej chwili pierwszy raz w życiu tak bardzo się bała, że totalnie zatraciła się w przerażeniu sądząc, że to już jej koniec? I że w myślach błagała go, żeby przybył jej na ratunek niczym superbohater z komiksów? Ale ostatecznie nie przybył?
Nie, zdecydowanie nie mogła mu tego powiedzieć. Nie jemu. Już jakiś czas temu zdecydowała, że będzie go wspierać we wszystkich decyzjach, jakie podejmie.
We wszystkich? Nawet w tej?
- Rozumiem. Doskonale to rozumiem, Ruu. Wybrałeś się do wojska, aby chronić mnie i resztę ludzi przed złem tego świata. Ale niektórych rzeczy nie sposób przewidzieć. W każdej chwili mogę zostać potrącona przez samochód, spaść z okna czy zostać napadnięta. Wypadki się zdarzają, nawet takie. - nabrała nieco więcej powietrza w płuca, mając wrażenie, że rozmowa którą aktualnie prowadziła była jedną z trudniejszych, jakie przyszło jej w życiu prowadzić. Absurdalne. Przecież to był Ruuka. Chłopak, którego znała od dziecka. Osoba, która wiedziała o niej najwięcej, jej najskrytsze sekrety, osoba, z którą rozumieli się bez słów, jakby czytali sobie w głowach. A mimo to odczuwała dziwną barierę pomiędzy nimi, która narastała z każdym kolejnym ich spotkaniem.
- Zamiast zadręczać się tym, co już było, nie lepiej spojrzeć na to z lepszej strony? Cieszyć się, że nic strasznego się nie stało. - położyła lewą dłoń na prawie, i delikatnie przesunęła opuszkami po niej.
- Ręka się zrośnie. Siniaki zagoją. Rany zabliźnią. I tyle. - wzruszyła lekko ramionami, jakby naprawdę to nie było nic wielkiego.
A rany na psychice?
A z tym sama się upora. Ostatnio z wieloma rzeczami musiała się sama uporać. Ruu był tutaj, był przy niej, był namacalny i rzeczywisty, ale zrozumiała jakiś czas temu, że będzie przy niej tylko w fizycznej formie. Dlatego też nie mogła się z nim dzielić swoimi ranami na duszy.
- Masz rację, nie mamy już pięciu lat, Ruu. Dlatego ty też musisz zrozumieć jedną rzecz. Owszem, nie jestem niezniszczalna, ale nie jestem słaba, Ruu. Muszę być silna, nie mam wyboru. - pokręciła lekko głową, wreszcie na niego spoglądając, chociaż w jej spojrzeniu coś się zmieniło, jakby cały blask życia w jednej sekundzie został jej odebrany.
- Dlatego proszę cię, przestań się tak martwić o mnie. Poradzę sobie. Nie jestem ani Momo, ani Haru. Nią też nie jestem. Nie potrzebuję twojej opieki. - zmarszczyła delikatnie brwi.
Nie chcesz tego powiedzieć, Ylv.
- Nie możesz przez całe życie zrywać się kiedy uderzę się w kolano czy kot mnie podrapie.
To nie te słowa leżą ci na sercu. To nie te myśli zżerają cię od środka.
- Nie jestem już małą dziewczynką. Dlatego... przestań. To powoli jest-
- PRZESTAŃ DO CHOLERY! Powiedz prawdę.
- -męczące i irytujące.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 21:38  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
 — Wybrałeś się do wojska, aby chronić mnie.
 I na tym mogła skończyć swój wywód, bo im dalej, tym bardziej abstrakcyjnie to brzmiało. Na pewnym etapie uwłaczająco. Złem tego świata? Nie tak się mówi na wilkołaki i wampiry w tych wszystkich komiksach i książkach młodzieżowych? Czy „złem tego świata” nie określa się także wszystkich „złych, ale nieprawdopodobnych niebezpieczeństw”? Tak jakby próbował ją bronić przed kosmitami. Skrzywił się lekko, odwracając wzrok i wbijając go w rażąco białą ścianę.
 Poczuł się dziwnie, jednocześnie wściekły i zrezygnowany. Gorzki posmak osiadł mu na języku, gdy wsłuchiwał się w jej tyradę. Niewiele się teraz różnił od nastolatka, którego przyłapano na paleniu w ostatniej kabinie szkolnej łazienki. Zaciskał usta i patrzył wszędzie, byle nie na nią, dając przy tym do zrozumienia, że nie przekreśli swojego postanowienia, tylko dlatego, że go rozgryzła.
 A jednak gdzieś wewnątrz coś go drapało za serce. I za żołądek, który skręcił się jak wyżymana ściera. Naraz pragnął przywrzeć rękoma do twarzy i przetrzeć ją, żeby... w zasadzie nie wiedział po co. Żeby przytrzymać maskę na swoim miejscu?
 Cierpki półuśmiech wyrył na jego obliczu paskudną minę — i to akurat w chwili, w której Ylva wrzuciła ostatnie trzy grosze. To męczące i irytujące.
 — Tak sądzisz?
 Utkwił w niej wreszcie spojrzenie, przeczące ustom ułożonym w wymuszony grymas. Czuł się źle we własnej skórze, ale jak źle musiała czuć się teraz Ylva? Ile w tym, co mówiła, było prawdy, a ile z tego to wyuczona przez miesiące formułka? Ćwiczyła to przed lustrem, przed snem, w przerwach między zajęciami? Nie dopuszczał do siebie opcji, by tak myślała, ale jaką miał mieć pewność? Więcej go nie było niż był, a kiedy zjeżdżał do domu, stale się kłócili. Wychodziły na jaw drobne szczegóły, które jak pociski przeszywały ich wyobrażenia o sobie.
 Naprawdę nie odebrałeś ode mnie telefonu, bo ćwiczyłeś?
 Serio umówiłaś się z tym palantem?
 Obiecałeś, że pojawisz się na sylwestra. Przecież nie było zajęć!
 Był obóz. Chociaż miałem wymówkę, żeby nie schlać się na karaoke. No nie?
 Nie jestem małą dziewczynką.
 Czyżby?
 Odetchnął nagle, wypuszczając wstrzymane powietrze przez nos. Coś cały czas się w nim napinało, boleśnie prostując mu plecy w łopatkach. Może to ten kij w dupie przypominał, że nadal jest na swoim miejscu.
 — Nie wypowiadasz jej imienia z jakiegoś konkretnego powodu czy po prostu go nie pamiętasz? — Kiedy już się odezwał, panował z powrotem nad swoim głosem. Zdał sobie sprawę, że wystarczyło kilka głębokich wdechów, aby złapać psa za pysk i upchnąć go z powrotem w budzie. Siedź, ty pierdolony poczuciu obowiązku. — Tak to ma teraz wyglądać? Będziesz mnie odpychać, gdy już jestem? — Świdrował ją, próbując przebić się przez model skorupy, którą się okryła. Nie było jej za ciasno? W tej starej skórze, którą powinna zrzucić? — A ja dalej będę milczał, gdy mam ci tyle do opowiedzenia?
 Przełożył ciężar ciała na dłoń, która cały czas spoczywała między nimi jak symbol ściany. Przechylił się, aby być bliżej Harakawy. Teraz ona również mogła poczuć jego zapach; mocną woń byle jakiego szamponu i męskich perfum.
 — To naprawdę zaczyna być bezsensowne. Wierzysz w to? Że jesteś taka dobra? Że nie widzę tych nieudanych uśmiechów? Sądzisz, że nie rozróżniam twojego prawdziwego „nic mi nie jest” od ukrytego „nie chcę być problemem”? Hej, może od razu przestańmy mówić cokolwiek? Nie stać nas na żadne szczerości, przynajmniej nie zburzymy całej reszty tego, co jest między nami.
 A co jest między wami?
 Zamilkł nagle.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.19 23:51  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
Nie spoglądała na niego. Nie mogła. Bała się, że kiedy to zrobi, to rozsypie się na drobne kawałki jak pęknięte szkło. Czuła, jak każde kolejne słowa przychodzą jej z trudnością, jak niewidzialna siła zaciska coraz mocniej długie pazury na jej gardle, aż w końcu miała wrażenie, że traci jakąkolwiek drogę ucieczki. Ptak w potrzasku. A w tym wszystkim najbardziej dobijające było to, że sama zapędzała się w ten ślepy kąt.
Ale bała się.
Cholernie bała się szczerej rozmowy z Ruuką. Zabawne, czyż nie? Bała się otworzyć przed kimś, kto zdawał się bez problemu zaglądać we wszelakie zakamarki jej umysłu. Bała się zapytać go o nią, bała się zapytać go kiedy opuści mury miasta, bała się go zapytać czy to, że tutaj jest wynika z chęci czy tylko przyzwyczajenia i ostatecznie - bała się opowiedzieć mu co dokładnie stało się tamtego dnia.
Nie chroń go.
Nie, chroniła samą siebie. Egoistycznie, zachłannie. Niczym małe dziecko, nie chciała usłyszeć słów, które mogły stać się rzeczywistością, a które do tej pory spychała gdzieś głęboko w ciemne zakamarki w nadziei, że rozpłyną się niczym cień iluzji.
- Tak. - odezwała się nagle słabym, zachrypniętym głosem, mając wrażenie jakby nie piła od wielu dni.
- Tak powinno to wyglądać. - dodała po chwili i odwróciła głowę, by na niego spojrzeć, chociaż druga jej część warczała, aby tego nie zrobiła.
Rozsypiesz się. Posypiesz na drobne kawałki. Odwróć się. Graj rolę, którą sama sobie obrałaś. Dla jego dobra. Nie tylko dla swojego, ale i dla jego.
- A co jest między nami? - zapytała nagle, jakby czytała w jego myślach.
- Mam wrażenie, że nie ma niczego oprócz echa przeszłości i przyzwyczajeń wynikających z dzieciństwa.
To nie to, co on chce usłyszeć.
Nie to, co ja chcę powiedzieć.
- I tak już nic nie mówimy. Nie rozmawiamy ze sobą. Zamknąłeś się przede mną. Nie ma cię, kiedy cię potrzebuję. Nie tylko fizycznie. Po prostu cię nie ma, rozpływasz się jak pył na wietrze. Nic mi nie mówisz. Sam nie jesteś ze mną szczery. Nawet nie powiedziałeś mi, że ty i ona.... - zamilkła, a usta uformowały się w wąską linię.
"Nie wypowiadasz jej imienia z jakiegoś konkretnego powodu czy po prostu go nie pamiętasz? "
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Verity. Nie powiedziałeś mi o swoich uczuciach do niej. Nie zasłużyłam chociaż na tyle, by poznać prawdę? - zapytała dobitnie, czując wewnętrznie jakby ktoś wbił pięść prosto w jej żołądek.
Nie chciała wypowiadać jej imienia na głos. Nie chciała wypowiadać tego, co niszczyło ją od środka, co sprawiało, że często powracała wspomnieniami do tamtego widoku. Bała się, że gdy to uczyni, to stanie się realne.
A jednak.
Między nami nie ma już nic. Coś się skończyło. Czerwona nić przeznaczenia pękła.
- Dlatego... dlatego następnym razem... - dolna warga lekko drgnęła, otumaniona nagłym uderzeniem ciepła bijącego od jego ciała.
- .... nie biegnij na złamanie karku do mnie. - w głowie zaczęło się kręcić, kiedy mocna woń chłopaka, wręcz namacalna, zaczynała ją otulać. Odsuń się, proszę. O D S U Ń.
- Wystarczy, że zadzwonisz. Odbiorę.
To tyle?
tyle.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.19 1:45  •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
 — Tak.
 Jakby uderzyła go w twarz.
 — Tak to powinno wyglądać.
 Naprawdę?
 Szukał w niej potwierdzenia, pełnej zgodności ze słowami, które niemal wyszeptała. Nieważne jak intensywnie się w nią wpatrywał, nie przebił się przez stanowczość, w jaką się uzbroiła. Stanowczość? Prawie wyśmiał sam siebie. W jej oczach było coś innego niż pewność, w głosie nie dało się wyłapać żadnej wiary w to, co powiedziała. A jednak nie do końca ufał sam sobie. Jeszcze przed sekundą był pewien, że Ylva gra. Teraz?
 Co było teraz? Może miała rację. Rzeczywiście doświadczał tylko „echa przeszłości”. Przybiegł tu z przyzwyczajenia jak tresowany pies. Jedno gwizdnięcie, by zerwać się z miejsca, dwa, żeby usiąść, trzy by zaszczekać? Zgrzytał bezgłośnie zębami, chcąc się jej wciąć, ale mimo rozchylonych ust, nic się z gardła nie wydobyło. Zacisnął więc wargi z powrotem, zastanawiając się nad pytaniem, które wreszcie ktoś wypowiedział.
 Co właściwie było między nimi?
 Spojrzała mu prosto w oczy. Wytrzymał ten wzrok, nawet wtedy, gdy w powietrzu rozbrzmiała dalsza kwestia. Verity. Uczucia do niej. Rūka poczuł jak ze zdenerwowania twardnieje mu kark. Chciał pokręcić głową, ale spięte mięśnie skutecznie to uniemożliwiały. Stał się ułożonym w jednej pozycji manekinem. Jedynie unosząca się i opadająca klatka piersiowa przypominała, że przeprowadzał jakiekolwiek funkcje życiowe.
 — Nie zasłużyłam chociaż na tyle, by poznać prawdę?
Nie każ mi tego mówić, doskonale wiesz, że żadne z nas tego nie chce — trzymał to zdanie na końcu języka, ale język przykleił mu się do podniebienia, poza tym sam nie miał pomysłu, co naprawdę dobrze byłoby teraz zrobić. Zacząć się tłumaczyć? Jak winny? Zagrać w pytania? Dalej milczeć?
 Przesunął rękę po pościeli, aż nie natrafił jej bokiem na udo Harakawy. Zrobił to tylko po to, by jeszcze się przybliżyć, nagle przekraczając granice. Co było między nimi?
 Wystarczy, że zadzwonisz.
 Mur?
 Odbiorę.
 Gorący oddech musnął skrawek wystającej spod koszulki skóry dziewczyny, kiedy Rūka odnalazł ręką ciało Harakawy. Dotknął jej jak czegoś, co lada moment może się rozpaść, ale delikatność szybko ustąpiła miejsca zaborczości. Opuszki przesunęły się po jej plecach, aż nie dotarły do talii, tego mało kobiecego wcięcia, z którego często żartował. We wnętrze dłoni wbiła mu się kość biodrowa, gdy przyciągnął przyjaciółkę bliżej siebie.
 Przygarniając do siebie Ylvę zrobił to jednym, stanowczym ruchem. Wargi otarły się o materiał jej koszulki na ramieniu, kiedy unosił głowę. Co za ironia, że czuł się, jakby miał gorączkę, a był w szpitalu w roli odwiedzającego, nie pacjenta.
 — Przykro mi — odparł szczerze, przymrużając ciemne oczy. Gdyby się tak nie spinała, byłoby wygodniej. Gdyby, jak zawsze, ufała mu w pełni, rozluźniłaby mięśnie i wtuliła bez względu na to, jak słabe i dziewczęce to było w filmach. Odetchnął cicho, wpatrując się w białą ścianę. Zegar w kącie tykał. Pięć sekund. Siedem. Dwanaście...
 — Nawet nie sądziłem, że jest inna opcja niż bieg na złamanie karku. Uważasz, że to takie proste. Oddzielać wspomnienia z tobą od tej nudnej, szarej rutyny. Znikać na miesiąc i wracać do coraz bardziej obcych ludzi. Chcesz znać moje uczucia do Verity? To właśnie ta niewiedza cały czas sprawia, że się wyrywasz i wycofujesz?Dziwne, ale był gotów napiąć mięśnie i wzmocnić uchwyt, gdyby wraz z jego słowami spróbowała się odsunąć. Skrzywił się lekko na samą myśl. — Jesteś wszystkim co mam.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala nr 224 Empty Re: Sala nr 224
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach