Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 09.02.15 9:39  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Och, tego się nie spodziewała. Marcelina powinna zginąć, a jednak udało jej się jakoś wywinąć. Wrzasnęła, gdy ścisnęła jej nadgarstek, mocniej zaciskając palce na nożu. O nie, tak łatwo nie pozbawi jej broni. Nie pozwoli, by jakiś szczurek ją rozbroił wbijając pazurki w rękę. Co ona niby chce jej zrobić, co? I jeszcze ten śmiech... Zupełnie tak, jakby tym samym chciała podnieść swoją samoocenę, bo na nic innego to nie wyglądało. Do szyderczego chichotu wiele jej brakowało. Ona sama wydawała się zbyt pewna siebie, zbyt zadufana w sobie, by była w ogóle zdolna do czegokolwiek poza wzajemnymi oskarżeniami. Nic sobie nie robiła z płynącej krwi. Już tyle razy krwawiła, że to już nie robiło na niej większego wrażenia. Zresztą, krew zaraz wsiąkała w materiał sukienki, więc nie istniało żadne ryzyko wykrwawienia.
To nic, że nie dała się zabić, jest przecież jeszcze jeden podejrzany, prawda? Podeszła więc do Ailena, gotowa go zabić, by wreszcie zakończyć tę farsę. Przełożyła nóż do zdrowej ręki, by jej cios był pewny i ostateczny. Jednak i tu szalony pchlarz nie pozwolił jej działać. Pieprzony obrońca moralności! Co ona chciała osiągnąć? Nie chciała dopuścić, by ktokolwiek poza nią zlikwidował konkurencję? Chciała za wszelką cenę wymordować owce jednocześnie nie brudząc własnych dłoni?  I jeszcze te oskarżenia!
Wstrzymała oddech, czując chłód nożyka do masła na gardle. O tak, zdecydowanie tym ją zabije. Już się bała! Drżała ze strachu normalnie. Tak naprawdę było jej wszystko jedno, a Marcelina sama się jej wystawiła. To była głupota, by stawać za nią, gdy dziewczyna trzymała nóż. Czuła jej oddech na karku, a jej sierść łaskotała ją po odsłoniętym fragmencie pleców. Tak, zdecydowanie nie miałą rozumu za grosz. Ta pewność siebie kiedyś ją zabije, zobaczy.
Ale czemu nie dziś, hm?
- A kto Ci dał prawo stanowienia o tym, co? Kim Ty jesteś, że decydujesz o tym, kim jestem? To nie ja uniknęłam śmierci wymigując się jakimś głupim fortelem. To nie ja zabiłam Taihen. Nigdy nie podniosłabym na nią ręki. A teraz po prostu chcę ją pomścić. Ty tego nigdy nie zrozumiesz. Nigdy nikt Cię nie kochał, więc skąd możesz wiedzieć, co to za ból? – Mówiła cicho, głosem pewnym, a jednocześnie wypranym z emocji. Poprawiła chwyt na nożu, nieznacznie robiąc krok do tyłu, by być jeszcze bliżej niej, po czym, bez wahania, wbiła nóż w jej udo. Nie mogła nie trafić. Czuła zarys jej ciała, gdy przykładała jej sztylecik do gardła. Nie mogła mieć aż takich długich rąk, by zrobiła to bez dotykania przynajmniej sukienki dziewczyny. Nie było możliwości, żeby się wywinęła.
Przekręciła więc nóż, pogłębiając ranę, zadając jej jeszcze większy ból. Niech ginie w męczarniach, tak jak Taihen, niech wie, co to za ból, gdy ktoś przełamie twoją obronę, a ostrze wejdzie w ciało niczym w kostkę masła. Poranionym ramieniem odepchnęła od siebie sztylet tkwiący przy szyi, by nie ryzykować pozostawienia pamiątki w postaci kubańskiego krawata. Jeszcze tego brakowało. Odwróciła się, wyszarpując nóż z rany, by następnie wbić go w brzuch swojej ofiary.
- To koniec zabawy, wilczku. Nie trzeba było ze mną zadzierać. Zdesperowany człowiek potrafi robić naprawdę głupie rzeczy. – Wyciągnęła nóż z jej brzucha, przeciągając go tak, by jeszcze poszerzyć ranę, by poszatkować jej wnętrzności, by zrobić to, co już dawno powinno być zrobione.  

A z tego, co mi wiadomo, miałaś zginąć już dwie kolejki temu, Marcelino. A i śmierć w evencie nie jest jednoznaczna ze śmiercią w fabule. No i skoro Ty możesz pisać w trybie dokonanym, to czemu ja nie mogę? ; )
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.15 17:02  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
A Growlithe nie napisał wyraźnie, że możemy się bronić? To takie nudne się zrobiło, wszyscy dawali się zabić od razu, więc taka mała zmiana nikomu nie zaszkodzi (no, jak widać, są wyjątki)

- A kim ty jesteś, że sama próbujesz być "sprawiedliwa"? - odwarknęła. Jej brwi uniosły się niebezpiecznie, gdy ta podeszła bliżej, niebezpiecznie przekraczając granicę jej sfery osobistej.
Jej instynkt już krzyczał, żeby się odsunęła. Za późno jednak zareagowała, nagły ból w okolicach uda przeszył jej całe ciało. Syknęła, odstępując kilka kroków do tyłu, łapiąc za gładką rękojeść ostrego sztyletu. Ostrze wbiło się dość głęboko, dlatego teraz znacznie lepiej było go pozostawić na swoim miejscu. Szybko jednak został wyszarpnięty, powodując nagły krwotok z tamtych okolic.
Tym razem nie dała się oszukać. Unikła ciosu, przyjmując go na biodro, a jej środkowy pazur znalazł się przy jej gardle. Celowała w okolice jej szyi i nie martwiła się o to, czy ją zabije, czy zrani, czy trafi, czy delikatnie zedrze skórę, czy może chybi... - Trafiła kosa na kamień - stwierdziła, udając smutny i zatroskany ton, próbując na wszelkie możliwe sposoby zamaskować ból spowodowany ranami. Miała ich już kilka, musiała coś z nimi zrobić - długo tak nie pociągnie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.15 17:33  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
- Brawo!
Usiadła po turecku i po cichu zaczęła klaskać w dłonie. Ze słodkim uśmiechem na twarzy, pokrytym czerwonym spływającym mazidłem wlepiła w Lukę ciekawskie i żarzące się z ekscytacji turkusowe tęczówki. Jej wygląd mógł przypominać nieco jej pierwowzór, którym się zainspirowała.
- Robię to samo co Ty. Oglądam rzeźnię. - Oparła łokcie na kolanach, a z twarzy zniknęła jej wcześniejsza, dziecinna wręcz ekscytacja.
- Dlaczego? Bo się bałam. - Przyznała się. Jak mogłaby do niej podejść, gdy Luka miała znacznie ważniejsze sprawy na głowie, niż zabawianie przerażonej wówczas Ren. Wprawdzie w tym momencie nastolatka nie czuła już na sobie szponów śmiertelnego strachu, jak przy przebywaniu razem z zawodowym mordercą przez jakiś czas. Wręcz przeciwnie, ona była w stadium, kiedy ten morderca odważy się ostatecznie przytknąć nóż do gardła czy lufę do skroni, a lęk ofiary znika nagle, ogarniając ciało błogim spokojem. Właśnie. Białowłosa była całkowicie spokojna w przeciwieństwie do słaniającej się na nogach, widoczni wstrząśniętej odkryciem Luki.
- Dlaczego? A nie miałaś tego samego w zanadrzu? - Spytała, przypominając sobie szepty w kółku różańcowym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.15 21:11  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Vanessa i Organizator przyglądali się gorzejącej w dole walce. Dopiero po chwili kobieta wyprostowała się, a jej czerwone ślepia rozbłysły w niknącym świetle. Znów zapanowała ciemność. Mrok lepkimi łapskami pokrył wszystko. To trwało krótką chwilę. Świecie prędko ponownie zapłonęły, ale obok Kamikaze nie było już rozmówczyni.
- Zmienimy nieco zasady gry, ponieważ nie wszyscy chcą głosować - odparła cicho Vanessa, przyglądając się obecnym przymrużonymi oczami. Oparła się o balustradę, do której... przywiązana była gruba lina. Na jej końcu szorstki, tnący skórę materiał obejmował wąską pętlą siną szyję. Nie minęła przecież minuta. Jak to więc możliwe, aby twarz Luki stała się tak zimna i fioletowa? - Wilkołak zadecydował - westchnęła kobieta, wskazując niedbałym ruchem ręki gdzieś w dół. Bez dwóch zdań chodziło jej o nowego trupa, którego wróg tym razem wyeliminował. Szybko i sprawnie powiesił Lukę, uniemożliwiając jej dalszą grę.
- Szczyl też nie żyje - dodała prędko Vanessa.
Nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Chłopaka, którego niedawno wskazała kobieta, nie było już na sali. Ostała się tylko kończyna i zbita masa mięsa tonąca w kałuży świeżej, cuchnącej krwi.
- Kobieta i szczeniak byli Owcami. Oczywiście. Ale to już nieistotne. Zakończmy to czym prędzej. Ty - Wskazała ruchem dłoni na Kamikaze. - Od ciebie wszystko będzie teraz zależało. Wskaż, która z was ma umrzeć. Ah, jeszcze jedno. - Jej usta lekko się skrzywiły. - Jeśli zostanie Wilkołak... zeżre Owcę, więc tak czy siak przegra. Jeśli zaś zostaną Owce... obie wygrają.



---
@Grow: jako MG chciałbym naprostować parę spraw. Tak jak napisała Marcelina: każdy oskarżony mógł się bronić. Problem w tym, że większość tego nie robiła. Głosy na daną postać to jawny wyrok, ale to, czy ten zostanie wykonany zależał głównie od osoby oskarżonej. Brzmi jak w jakimś sądzie. Sami widzicie, że wielu przestało zwracać uwagę na to, że Marcelina została wybrana. Czy może raczej: niewielu próbowało ją później zabić, zgodnie z wolą tłumu.
Po drugie: obie powinnyście się nauczyć, by pisać w trybie niedokonanym, jeśli przeprowadzacie walki i chcecie, by MG wam je sędziował.  

Dopisek: naturalnie ani Marcelina, ani Taigo nie muszą się godzić na wyrok Kamikaze. Aby to było jasne. Możecie ją zaatakować. Tak samo Kami nie musi stać bezczynnie - może dać wyrok, a drugą dziewczynę zaatakować czy co tam sobie chce. Możecie też dyskutować. Tańczyć. Cokolwiek. Następny post (na 99%) będzie już postem podsumowującym.
---
ZABICI:

Spoiler:
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.15 4:24  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Termin:
do 18 lutego.



Nowy post, aby to było widoczne.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.15 23:35  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Następny trup.
Marcelina spojrzała w stronę Vanessy, a jej brew uniosła się niebezpiecznie. Zanurzyła długie palce w czerwonej grzywie i długo spuszczała z płuc powietrze, wydając cichy świst. Trupem okazała się jeszcze przed chwilą żywa, ścięta na krótko smoczyca, wisząca teraz bezwładnie, z grubym sznurem na gardle, z sinym gardłem i pustym spojrzeniem. Jeszcze przed chwilą siedziała spokojnie, rozmawiając z obecną sędziną ostateczną. Na sali pozostało jedynie kilka zbłąkanych dusz - i każda z nich pragnęła za wszelką cenę przeżyć. Ona, Tiago,  Ren, Vanessa i Gospodarz. Z tym, że Ci ostatni raczej życia nie stracą, a będą bawić się jeszcze lepiej.
Tylko że... Marcelina umierała. Wykrwawiała się. Starała się szybko tamować krew z głębokich ran, lecz było to mało skuteczne działanie. Usiadła na najbliższym krześle przy stole, otulając ciało puszystym ogonem - ciało, które traciło temperaturę, które umierało. Czuła nieprzyjemne dreszcze, ból ustępował, widocznie nużąc już mózg. Jednak mimo tak ciężkiego stanu nie miała najmniejszej ochoty odchodzić zbyt szybko... póki nie rozwiąże się cała ta akcja. Ciekawość jak zwykle górowała.
To, czy jej przyjaciółka Ren wybierze Neko, czy blondynę-wariatkę, która najwyraźniej poznała 'piękny smak zabijania', nie miało już większego znaczenia. - Już niedługo spełni się twoje największe marzenie - zaśmiała się w myślach, a jej rozbawiony, ironiczny głos odbił się echem w umyśle Aragota - dostaniesz moją duszę. Śmierć, mój kres jest blisko.
Nie otrzymała odpowiedzi, a jej demon, który wydawał się istnieć i służyć dla niej tylko z powodu jej duszy, milczał. Jego mina wskazywała na... delikatny smutek i... rozczarowanie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.15 23:53  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Żadnego komentarza od Luki już nie usłyszała. I nie usłyszy.
Na scenie zapadła ciemność, gasząc trawiący szczątki innych gości i dekoracji ogień. Po chwili za sprawą przydupnicy Organizatora, ogniki znów pojawiły się na knotach świec.
Ren obejrzała się odruchowo dookoła, ale swojej znajomej Smoczycy już nie dostrzegła. Dopiero, kiedy jej nieco spanikowany i wylękniony wzrok spoczął na balkonie, włosy stanęły dęba, a wątpliwości odeszły w niwecz. Widok martwej Luki zmroził krew w żyłach nastolatki, a serducho w piersi obiło się tak mocno, że niemal nią zatrzęsło.
O dziwo, tym razem słuchała wypowiedzi czerwonookiej asystentki.
- Ty. - Głośno zabrzmiało w uszach. Reszta wypowiedzi wstrząsnęła nią doszczętnie. Zabolało. Serce znów dało o sobie znać obijając się o żebra, a potem ciążąc niczym zimny, gładki otoczak.
Vanessa wiedziała, że Ren była tytułową Owcą z zaproszenia. Ale tylko z zaproszenia, bo też na nim było wyraźnie napisane, że role te mogą się odmienić. Tak i teraz Ren stała się Wilkołakiem, wybierającym swoją ofiarę.
Przyszło jej wcielić się w Piłata, z tą różnicą, że nie miała przy sobie tłumu. Przypomniał jej się znany zewsząd, obrzydły motyw mycia rąk. Nie miała nic do pozostałej dwójki, ale którąś z nich musiała wytypować do egzekucji. Musiała być w tym celu subiektywna, więc żadnego mycia rąk nie będzie.
Vanessa miała oko. Od początku widać było, że Ren to cicha mysz i chyba dla tego kulminacyjnego momentu będzie idealną jednostką. Czerwonooka musiała znać wahanie białowłosej, jej tendencję do zmiany zdań i naiwnego słuchania obrony każdej ze stron. Idealnie jest wybrać kogoś tak niezdecydowanego na sędzinę, który męczy się i dusi samym faktem dokonania wyboru. Dla tejże osoby jest to wręcz katorga.
Dlatego też z początku miała wahania. Kiedy łopoczące serce przestało wyrywać się ze ścięgien, mięśni, żył i tętnic, Ren poważnie zaczęła się zastanawiać nad swoim wyborem. Nie tyle ofiary, co dopuszczenia się samego aktu wyboru. Rozmyślała, czy podjąć ryzyko i typować którąś z pozostałych panien z szansą 50/50, czy odstąpić od tego cyrku i ponieść konsekwencje.
Przecież istnieje szansa, że uratujesz tą drugą Owcę!
Ale jak nie trafisz, to ty będziesz odpowiadać za jej morderstwo...

Skonsternowana zaczęła bardziej logicznie analizować obydwie, wystawione na jej łaskę panny.
Uroczej - no, teraz już mniej - Panny Tiago nie znała do tej pory, przez co trudno było ją ocenić pod względem predyspozycji do bycia Wilkołakiem. Czyżby te próby zamachów na życie innych były naprawdę skutkiem samozwańczego szaleństwa, ukrytej paniki i chęci wydostania się stąd? Jeśli tak, to powinna pozabijać wszystkich jak leci. Chyba, że naprawdę zależało jej na uratowaniu owiec, przez co ślepo i naiwnie wierzyła w wyniki głosowań i to, co szemrze Asystentka Gospodarza. Czyżby ta zlękniona istota była faktycznie zdolna do tej rzezi, do tych wszystkich morderstw, jakich cała zgromadzona na początku ludność była świadkami? Chciała dobra ogółu?

Marcelinę Ren znała nieco bliżej. Rzec można, że ich wzajemna relacja była trochę bardziej rozbudowana. Przeszły razem przez ten cały kataklizm gradowych kul i napad wynajętej kupy mięsa. Czyżby Marcelina była zdolna do czegoś takiego? W sumie... Jak by tak przypomnieć sobie heroizm i upór, niepowstrzymane prawo do obrony i żądzę walki o swoje, to Marcelina miała predyspozycje, by siać popłoch, zamęt i panikę podczas imprezy. Gdyby w zaproszeniu miałaby opisaną rolę do odgrywania, co stałoby na przeszkodzie w jej wypełnianiu?
W takim razie, czy nastolatka na darmo nadstawiała karku, cisnąc w blondynkę krzesłem i rozwalając na jej ciele mebel? Czyżby broniła tego prawdziwego Wilkołaka pod powłoką jej bliskiej znajomej? Przecież Kocica tyle razy była wyłaniana z puli zwycięzców, ale za żadnym razem nikt nie był jej w stanie zgładzić. Czyżby to był jakiś tajemniczy bonus? A używanie mocy i kontakt? Przecież znowu Marcelina nie zaczęła nikogo okładać pięściami z kaprysu. Ona się tylko broniła. Ale przed czym? Przed brutalną prawdą? Przed publicznym objawieniem, że jest domniemanym Wilkołakiem?

Po kilku minutach krążenia po wyciszonej sali, po ósemce, na przeciwko obydwóch panien, stanęła wreszcie na środku rzeczonej, wydeptywanej cyfry. Odwróciła się na pięcie, założyła ręce za siebie i podeszła do przodu ze spuszczoną do połowy głową. Jej chód wyznaczał rytm panujący na sali, niczym sekundnik w zegarze. Po dwóch metrach dostawiła prawą nogę do lewej.
Ta chwila była jedną z niewielu, kiedy pseudonim Ren faktycznie do niej pasował. Jeśli podejmie złą decyzję - zginie. I to nie tylko ona, ale i druga Owca.
Rozmyślała jeszcze przez chwilę o swoim werdykcie. Serce znów łomotało jej jak wściekłe. Czuła, jak całe ciało telepie jej się wraz z rytmem bicia pikawki. Nie było już odwrotu.
- Wybaczcie mi obydwie, ale wybieram Tiago. - Wyciągnęła przed siebie prawą rękę i nieśmiało wskazała swoją ofiarę. Zagryzła trzonowce. Zrobiło jej się lżej. Miała świadomość, że samozwańczy szaleniec zaraz się na nią rzuci, ale to było już nieistotne.

Wspominała w głowie słowa Asystentki Gospodarza.
Vanessa mówiła, żeby blondynką się nie interesować. Tak samo mówiła, że to Le Dracula powinien znaleźć się w centrum uwagi. I co? I teraz ten osobnik był jedynie kupką mięsa i kości z sączącą się krwią. Kłamstwo. Vanessa kłamie i celowo wyprowadza Owce w błąd. W końcu, co jej po Owcach? Jedzą, srają i... wełny nie dają...
Tak więc skoro nieprawdą, nierzetelną informacją było oskarżanie wampirka, to i usprawiedliwianie blondynki było jedynie oddaleniem od jej osoby podejrzeń. Świetnie się dziewczyna zaaklimatyzowała. Bezpiecznie czyhała w objęciach południcy, by później zacząć gryźć. Miała optymalne warunki. Przecież... czy zwykła Owca faktycznie byłaby zdolna do zarzynania reszty gości pod pretekstem domniemanego posiadania tytułu Wilkołaka? A w ogóle co miały znaczyć te amory z zombie? Co to miło być? A w ogóle, Kamikaze nadal nie otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie.
Ren mogła wydawać się w tym momencie stronnicza, ale te dwa aspekty: rzucanie się na ślepo na osądzonych gości i tajemnicze stosunki z zombie były dla białowłosej zbyt mocnymi dowodami obciążającymi blondynkę.

Nieśmiało zerknęła na Marcelinę, mimo wszystko niepewna swojego wyboru.



O w mordę kopane... Przepraszam za tą ilość ;_:
Jeśli można, rano poprawię literówki
i pewnie nie- z rzeczownikami i przymiotnikami...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 8:41  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
I znów zapadła ciemność. Znów mokre dźwięki rozrywanego ciała wypełniły przestrzeń. Tiago już się ich nie bała. Mimo że zostawało ich coraz mniej, mimo że śmierć zbliżała się do niej coraz bardziej, dziewczyna już odrzuciła strach przed nią. Cieszyła się, że to nie na nią spadła karząca ręka, że to nie ona stała się mokrym plackiem na podłodze, nie ona zawisła na stryczku... Pełnia szczęścia, prawda?
Gdy światło znów pojawiło się na sali, ich oczom ponownie okazała się scena rzezi. Z milczącego chłopaczka pozostała jedynie mokra plama, a rozgadana dotąd Luka uciszona została konopnym sznurem zaciśniętym wokół jej gardła. Przynajmniej nie będzie pieprzyć farmazonów o tym, w jak czarnej dupie są. I nie będzie nikogo bezpodstawnie oskarżać... Tak, zdecydowanie rozwiązywało to parę spraw.
Ale dlaczego nie zginęła Marcelina? Dlaczego ten wypłowiały kocur wciąż stał na nogach, brocząc krwią z rozharatanego uda? Przecież powinna się wykrwawić, Vanessa powinna ją wykończyć, cokolwiek! Nie rozumiała tego. Jak można było pozwolić wciąż stąpać po tym łez padole tak oczywistemu wilkołakowi? To ona była odpowiedzialna za te zgony, więc dlaczego ona wciąż żyła?! Czy oni wszyscy nie widzieli, jak się zachowuje, jak się panoszy ze swoim jestestwem? Powinna być wyeliminowana na samym poczatku!
Tak jak i ty, kwiatuszku. Więc dlaczego jeszcze żyjesz?
Nie rozumiała, co się tutaj działo. to wszystko było jakąś przeklętą farsą, dowcipem bogów, pstryczkiem w nos od losu. Nie miała już sił, by o siebie walczyć. Jej niewinność zaginęła przecież już dawno, jeszcze w sierocińcu. Powinna była zginąć tych dwanaście lat temu. Teraz nie byłoby kłopotu. Była w końcu nic nie wartym śmieciem, który należało usunąć. Osunęła się na kolana, oddychając ciężko, jak po przebiegnięciu maratonu. Wzrok miała wbity gdzieś przed siebie, a palce wciąż zaciskały się na rękojeści noża. To był koniec, czuła to. Było jasne, że teraz to ona zginie. Że białowłosa nie będzie broniła nieznanej sobie dziewczynki, która rzuciła się na jej fałszywą przyjaciółkę. Przyjaźń to kurwa, która zamydla oczy.
Mimo to gdzieś w jej sercu tliła się nadzieja. Łudziła się, że Kami wybierze rozsądnie, że obroni Tiago, skazując na śmierć Wilkołaka. Dlatego też zdziwiła się, słysząc swoje imię. To nie mogło się tak skończyć. Nie po tym, jak walczyła o przetrwanie... Czy oni nie rozumieli zasad tej gry? Czy nikt z nich nie mieszkał w Desperacji, nie wiedzieli, że żeby przetrwać, trzeba walczyć? I Tiago to właśnie zrobiła... A teraz miała być za to brutalnie zamordowana...
Nie prosiła się o to. Nie prosiła się o uwielbienie gospodarza, o szaleństwo, jakie toczyło ją od początku rozgrywki, o to, że jedyną osobą, jaka ją akceptowała, była Taihen. O nic z tych rzeczy się nie prosiła. Nie była u gospodarza prosząc o zainteresowanie. Nie wyróżniała się NICZYM. A mimo to miała umrzeć? O nie. Nie podda się tak łatwo.
- Dlaczego? Dlatego, że jestem obca? Szalona? Dlatego, że sama próbowałam Cię ratować, zabijając wilkołaka? Gdybyśmy już wcześniej ją zabili, nie musiałabys teraz wybierać, wiesz? To wszystko skończyłoby się o wiele szybciej, a Taihen i ta tam - wskazała na wiszącą Lukę - z pewnością wciąż by żyły! Ale nie! Wy wszyscy, wszyscy tu zgromadzeni, jesteście ślepi. Wszyscy byli. Usłyszeliście o wilku i wszystkim wam odpierdoliło. Bo przecież to nieludzkie, że ktoś zabija ludzi tylko dla zabawy, tak? A czy dyktatura w tym jebanym mieście nie robi tego samego? Czy gangi nie są takie same? Dlaczego tak bardzo wszystko idealizujesz? Dlaczego od razu mnie zaszufladkowałaś, mimo że nie różnię się od Ciebie niczym?! Jestem w takiej samej sytuacji jak Ty. Też przechodzę przez to piekło. Ale Ty wolisz ratować umierającego kocura, którego i tak już nie wyleczysz! Nie pomożesz jej, a jedynie będziesz miała na sumieniu dwa niewinne istnienia, zamiast jednego winnego. Chcesz tego? Czy jesteś pewna, że o to właśnie Ci chodziło? - Wbiła wzrok w Kamikaze, jakby wyczekując odpowiedzi na wszystkie zadane pytania. Niesprawiedliwość świata znów spadła na nią z całą swoją mocą, miażdżąc ją, przytłaczając, pozbawiając wszelkich złudzeń. Przyjdzie jej tu zginąć, tak? To już koniec przygody? Cóż, przynajmniej żyła pełnią życia...
Ale jakie to było życie? Gówniane! Jak cała Tiago. Pełne złudzeń, niedopowiedzeń, porażek. Była pomyłką, błędem w systemie Desperacji. Nie nadawała się do życia w społeczeństwie. I teraz dobitnie jej to pokazano. Opuściła głowę, ramiona opadły niżej, a ona sama stała się jakby mniejsza, przytłoczona brudnym materiałem sukienki. Po jej policzkach popłynęły pierwsze łzy, torując sobie drogę poprzez brud całej tej imprezy. Przyjdzie jej tu teraz zginąć.
Cóż.
Zrobiła wszystko, co było w jej mocy.
Słaba świnio. To cud, że przeżyłaś tak długo. Doceń to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 10:04  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Ren stała nadal na swoim miejscu, słuchając desperackiego orędzia. Jedyną rzeczą, jaką wykonała w tej chwili, było ponowne schowanie prawej ręki za siebie. Wyciągnęła prawą nogę przed siebie i zaczęła powoli iść po okręgu, zamykając w nim obie oskarżone. Jej kroki znów tykały jak zegar.
- Nie wiem, czy władza robi to dla zabawy. Ktoś mi kiedyś powiedział, że niektórzy chcą zrównać to miasto z ziemią, bo sami mają nieciekawe warunki. Nie byłabym temu przeciwna, gdyby nie fakt, że część tych osób to żądne krwi zwierzęta. Jak mi to ta osoba kiedyś przedstawiła: Czy wyobrażam sobie iść chodnikiem, podczas gdy jeden z takich delikwentów wygryza komuś tętnicę i jeszcze czerpie z tego radość? Otóż nie. Nie wyobrażam. Dlatego działania władzy potrafię zrozumieć. Chronią nas, te głupie, ogłuszone owce, które może kiedyś same się ockną i zaczną coś ze sobą robić, by stworzyć coś lepszego, aniżeli kopułę nad hektarami zdatnej do życia połaci. Poza tym, nie wbiję do budynków władzy w obronie prawa do życia ludzi poza murami. To by było samobójstwo. Narażałabym się za kogo? Za kogoś, kto zarżnąłby mnie bezpodstawnie, za to, że żyję jak w zarodku? Nie. Wolę przeczekać, a gdy nadejdzie odpowiedni moment, zacząć działać. Wszystko to elementy przechodnie, przetrwalnikowe. Za jakieś pięćset, czy tysiąc lat może uda się naprawić skorupę Ziemi, zniwelować ogniska choroby i jakoś zintegrować się z ludźmi żyjącymi poza murami. Może uda się opracować antidotum. - Wygłosiła mało istotną opinię na ten drażliwy temat tabu, który mimo wszystko ludzie lubują poruszać.
W obecnej sekundzie nalazła się przy Marcelinie. Podeszła do niej, stanęła na przeciwko i sięgnęła od tyłu pod bluzę po bandaż, którym była obwiązana. Zaczęła się siłować z węzłem, który po niedługiej chwili puścił i rozluźnił naciągniętą na ciele płócienną wstęgę. Wyciągnęła ją spod siebie i zaczęła opatrywać uszkodzone miejsca. W czasie swojej pracy mówiła dalej.  
- Kochana, nigdy nie jestem niczego pewna. Właśnie dlatego ta tam szanowna pani na górze mnie wyznaczyła. Wie, że naiwnie potrafię słuchać i uwierzyć w kłamstwa, wie, że w opiniach jestem zmienna jak pogoda, dlatego kazała mi teraz wybierać. Ja tylko wytypowałam. Mogłam się zaprzeć i nikogo nie słuchać, nikogo nie wybierać, ale we trzy jesteśmy już tą makabrą zmęczone. Nie mam zamiaru Cię zabijać. Nie mam zamiaru podnosić na Ciebie teraz ręki. Nie kazano mi dokonywać egzekucji, a nawet jeśli, to i tak tego nie zrobię. - Zerknęła w stronę Tiago.
- Wybacz. Nie mam przy sobie igieł i nici. - Rzekła do Marceliny, kiedy kończyła robotę. Ciężko było, bo musiała porozdzierać tu i ówdzie odzież, ale po chwili skupienia Marcelina była już opatrzona.
Rozmazany Jeff wstał i miarowym krokiem zwrócił się w stronę Tiago, nadal wyznaczając krokami rytm sekundnika w wyciszonej sali.
- Jesteś pewna, że jesteśmy niewinne? - Obeszła blondynkę i kucnęła za nią. Objęła za szyję obnażając swoje jeszcze nie do końca wygojone nadgarstki i pociągając łagodnie na siebie. - Właśnie stałam się Wilkołakiem, typując jedną z Was. - Odparła opierając głowę na prawym ramieniu swojej ofiary. Oj, gdyby Tiago wiedziała, że Ren ma podobne przemyślenia co do swojego jestestwa. Z tym jednakże wyjątkiem, że ciągle prześladowała ją troska o rzeczy dość błahe i coś w rodzaju instynktu. Coś, co nie mówiło jej tego wprost, że jest jeszcze do czegoś potrzebna.
- A poza tym, nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co Cię łączyło z tymi zombiakiami? - Zapytała spokojnie, czekając na odpowiedź, nadal przyklejona do swojej wybranki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 15:49  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
- Gówno, a nie chronią! Karmią was tą sieczką, byście byli im ślepo posłuszni! - Zaprotestowała na jej słowa, które były przecież czystym absurdem. Że niby dyktatura dbała o interesy ogółu? Oni chronili tylko swoje tyłki, nic więcej! Trzymają tę bandę baranów, niewinnych owiec, ślepo podążającymi za przewodnikiem, którym jest tak naprawdę zamaskowany wilk. Ludzie są mu potrzebni po to, by dalej mógł utrzymywać władzę i żyć w luksusie, nic więcej! A ona jeszcze w to wierzyła! Naiwna.
Słuchała tego jej ględzenia, ze zgrozą zauważając, w jakim ciemnym świecie ona żyje. To było nie do pomyślenia, aby ktoś przy zdrowych zmysłach wysnuwał takie teorie. I jeszcze ta hipokryzja w jej słowach! Mówi, że nikogo nie zabije, a oto właśnie wyznaczyła ją na śmierć! Tiago w jej oczach już była martwa i tego nie dało się ukryć. Szczególnie, że już zajęła się ranami wilka... Tiago znów została porzucona, odepchnięta, uznana za niedoskonałą... Po jej policzkach popłynęły kolejne gorące łzy. Nie bawiła się w ich ocieranie, więc swobodnie skapywały na sukienkę obciągniętą na kolanach dziewczyny. To i tak był koniec...
Wzdrygnęła się, czując bliskość Kamikaze. Siedziała sztywno, całkowicie poddana jej woli. Białowłosa mogła w tym momencie zrobić wszystko z Tiago, a ta nawet nie byłaby w stanie się bronić. Patrzyła się jak zahipnotyzowana w poranione nadgarstki, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- Więc to Ty powinnaś zginąć. Uwolnij nas. - Wyszeptała na jej słowa, spoglądając na nią kątem oka, gdy wreszcie oswoiła się z widokiem ran.
- Nic mnie z nim nie łączy. Nie wiem, dlaczego wybrali akurat mnie. Przecież każdy mógł być na moim miejscu, prawda? To, że akurat na mnie skupili swoją uwagę nie czyni mnie od razu wilkiem, czyż nie? - Wyprostowała się, uwalniając z jej uścisku. Nie lubiła kontaktu z kobietami, zazdroszcząc im tego, co dostały od losu. Tiago w końcu tyle lat zazdrościła im łatwości w pozyskiwaniu mężczyzn i ogólnego poklasku, że nie mogła przejść obojętnie wobec jakiejkolwiek z przedstawicielek płci pięknej.
- Obwiniasz mnie tylko dlatego, że przykleiło się do mnie kilka trupów, nic więcej. Nie chciałam tego, uwierz mi. Nie miałam na to żadnego wpływu. Przyszłam tutaj, by się dobrze bawić, a nie żeby zabijać niewinnych ludzi. Widziałaś sama, że nawet nie potrafię walczyć. Z łatwością mnie rozbroiłyście, gdy pierwszy raz przypuściłam atak na kocura. Nie byłabym w stanie z taką finezją zabić reszty gości i Ty doskonale o tym wiesz. Zombie nie były na moich usługach, zresztą, sama widziałaś zakres ich ruchów. Więc po raz kolejny Ci powtarzam. To nie ja jestem tu drapieżnikiem. Przemyśl swoją decyzję, byś nie musiała z nią potem żyć przez resztę życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.15 21:04  •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
Vanessa oplotła się kocem spokoju i przyglądała, jak trwa jednoosobowa narada. Narada dotycząca cudzego życia i śmierci; narada, na której miano wreszcie dojść do mety tego przedstawienia. Jedna decyzja mogła odmienić los którejkolwiek z uczestniczek, choć gdy usłyszała werdykt, prawdę powiedziawszy była pewna, że Tiago ponownie zaatakuje, wściekła na decyzję. Widząc jej łzy, brwi pomocniczki uniosły się do góry, a krwiste usta ułożyły w grymas niezadowolenia.
Czas było kończyć bal. Przeskoczyła przez barierkę, lądując w kocim przysiadzie na samym dole. Nim zdążyła się wyprostować, salę przebił dźwięk oklasków. Śnieżne dłonie Vanessy uderzały o siebie, w dość monotonnych odruchach, ale na jej twarzy nie dało się dostrzec rozczarowania.
- Brawo – odparła beznamiętnie, spuszczając ręce wzdłuż ciała. Przez moment lustrowała obecnych matowym spojrzeniem. Nawet jeśli któraś chciałaby ją zaatakować, Vanessa była święcie przekonana, że tego nie zrobią, mając na uwadze jej moce. - Jestem pod wrażeniem. Pod wrażeniem, jak głupie są Owce, jak zachłanne są Wilki.
Uniosła stopę okuta w ciężki but i ruszyła powoli ku Marcelinie. Wysunęła porcelanową dłoń i musnęła policzek kotołaczki. Czujesz? Rany, jakie posiadała, dosłownie wsiąkały w jej ciało. Palce Vanessy przemknęły po pysku Marceliny, który nagle rozwarł się. Krew z jej gardła chlupnęła prosto na rękę pomocniczki, ale nim dotknęłaby jej skóry, rozmywała się nagle z głośnym, mokrym dźwiękiem. Marcelina mogła tylko odczuć ulgę, gdy ból przemienił się w mgliste wspomnienie. Zamiast tego odczuła większe zmęczenie.
- Przeżyłyście dzięki upartości i samozaparciu. – Odwróciła się od Marceliny i ruszyła tym samym, powolnym krokiem ku Tiago. Ją również dotknęła. Tym razem dłoń Vanessy oparła się o ramię blondynki. - Dzięki niezłomnej chęci przeżycia i kłamstwom.
Ciało dziewczynki odetchnęło z ulgą, zaraz po tym, jak ręka Vanessy oderwała się od ciała. Nie chciała jej więcej dotykać, wiedząc, że Tiago mogłaby sobie tego nie życzyć.
- A także... – zwróciła się do Kamikaze, w jej stronę również wyciągając rękę. Opuszki palców musnęły pierś białowłosej, gdy Vanessa stanęła naprzeciwko niej. Spojrzała jej w oczy. - Dzięki temu, że z głupiego bydła stanęłyście się  drapieżnikami. Obiecałam wam – Oderwała się od Kamikaze, cofając o parę kroków i lustrując obecne spojrzeniem – że arbiter wybierze, która z was ma zginąć. Jeśli trafi dobrze, uratuje Owcę. Jeśli źle, Wilkołak zeżre niewinne dusze. Myślę, że już się domyślacie.
Usta Vanessy uformowały się w lekki uśmiech.
- Na sali nie ma żadnej Owcy. Nigdy ich nie było. Każda z was raniła, każda z was wybierała, sądziła, nie mając do tego żadnego prawa. Będąc w pełni szczerą, byłam pewna, że po werdykcie rozgorzeje walka o przeżycie. A wy? Wy w tym czasie przestałyście się rzucać. Tak po prostu. Dlaczego? Dlaczego popsułyście moje przedstawienie? Mój cudowny plan, by wyłonić zwycięzcę? Więc może się mylę? Może na sali wcale nie ma Wilków? Może teraz są same jagnięcia?
Wyprostowała dłoń i wskazała nią w górę. Kręte schody, serpentyną pnące się ku miejscu, skąd wszyscy przyszli, kończyły się przed wejściem. Wrota zazgrzytały, wbijając w górę tumany kurzu i uchyliły się, wpuszczając do mrocznej sali snop białego światła.
- To pierwszy raz od kiedy organizuję bale, kiedy ktoś wychodzi stąd żywy. Wiecie dlaczego?
Zmęczenie zmuszało uczestniczki do przymrużenia oczu. Ciała stawały się ołowiane, obraz Vanessy coraz bardziej niewyraźny.
- Ponieważ w ostatnim momencie, Wilk stał się Owcą. A Owce nie zabijają.

A później?

Później była już tylko noc.

W nocy się śpi.


KONIEC

Wiecie co wam powiem? Nie tak to planowałem. Jak świat mi światem... nie takie miało być zakończenie, ale wasze ostatnie posty nieco podcięły mi skrzydła i pomyślałem: „cholera, zmienię to”. Miało nie być zwycięzcy wcale, a są aż trzy. Wiecie dlaczego? Bo świetnie się spisałyście. Każda z was czynnie brała udział w evencie, który nie należał do najłatwiejszych. Nie ze względu na klimat czy wprowadzone tu zasady, bo tych prawdę mówiąc, nie było zbyt wiele. Dlatego, że trwał tyle czasu. Za wami mnóstwo postów, mnóstwo próby wyrwania się ze szponów innych użytkowników, którzy również chcieli znaleźć się na podium. Mnóstwo samozaparcia, mnóstwo zszarganych nerwów. Pochwalę jeszcze Lukę i Taihen, bo one również się zaangażowały. W pewnym momencie pisałyście tylko wy i za to gratulację.

Nie wiem, co jeszcze mogę dodać. Trochę skopane to zakończenie, ale sumienie chyba by mnie zeżarło żywcem, gdybym jednak dał to, które planowałem na początku. Dla uściślenia: wasze postacie usnęły, a gdy się obudziły, znajdowały się w domu (czy gdzie tam sobie mogły być). Całość balu uformuje się w coś na kształt snu, niezbyt zresztą zapamiętanego. Pewnie za takowy byłoby to też uważane, gdyby nie mała karteczka z zaproszeniem i..

WYNAGRODZENIE.
Otrzymacie po jednym wynagrodzeniu. Jakim chcecie. Może to być moc, może być umiejętność, może być bestia lub artefakt. Dlatego, że event był bardzo długi i trzeba się było nadyszeć, żeby wleźć na sam szczyt, oczywiście, możecie wybrać również coś z poziomu trudnego. Pod tym postem napiszcie, co wybieracie, żeby to było jasne. Później zamykam temat.

Dzięki za grę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa. - Page 10 Empty Re: Sala balowa.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach