Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 02.04.16 10:18  •  Sala 29 Empty Sala 29
Adrian wybierając się do szpitala na zdjęcie szwów przewidywał, że wizyta powinna być krótka. Sam bowiem zrobiłby coś podobnego w mniej niż pięć minut. Problem jednak polegał na tym, że głębokie rany, które odniósł na misji wciąż mu dokuczał odbierając pełnię swobody ruchu, zaś umiejscowienie szwów wymagałoby od niego pewnej gimnastyki. Niepocieszony udał się więc do szpitala. Ciągle noga mu dokuczała więc posiłkując się kulą, której nienawidził wykuśtykał do przychodni, gdzie został od razu zaproszony do gabinetu. Wszystko więc zdawało się być na dobrej drodze do heppy ednu. Pozornie. O ile bowiem, do poprawiającego się stanu ran eliminatora nikt nie miał zastrzeżeń to jego ogólna kondycja wzbudzała wątpliwości. Wyglądał bowiem koszmarnie i właściwie tak też się czuł. Gorączka, katar, zmęczenie, ból w kościach...przez to wszystko słabo sypiał co też miało odzwierciedlenie na jego twarzy. On sam nie widział w tym nic podejrzanego - ot, ludzie chorowali, a akurat tak się złożyło, że dorwało go paskudne choróbsko. Bardzo paskudne. Trzymało go już drugi tydzień i nie zapowiadało się by odpuściło w przeciągu najbliższy dni. Lekarz mając na uwadze, że ostatnio był na misji zaczął podejrzewać chorobę - "Minoris adversarius". Bezzwłocznie wysłał go więc na piętro w celu wykonania badań, które by tą diagnozę potwierdziły. Niestety Adrian oczywiście był mądrzejszy. Przecież to zwykła grypa! Czemu ma więc tu zostać na chuj wie ile?! Stał się nerwowy, a potem by było "zabawniej" został do tego pobytu zmuszony, kurwa. Siedział na oddziale już drugą dobę i już nim nosiło. Wegetowanie w czterech ścianach, sterylnie czystego, jak i chorobliwie białego pomieszczenia nie było jego specjalnością. Kręcił się więc wkurwiając siebie i innych. Przez to wszystko potrzeba zapalenia papierosa w nim rosła. Problem polegał jednak na tym, że pielęgniarki co chwilę go nawiedzały od momentu w którym uruchomił niechcący alarm przeciwpożarowy przypominając, że w szpitalu panuje bezwzględny zakaz palenia. Korzystając więc z okazji wyfrunął ze swojego "gniazda" w poszukiwaniu nieco prywatności. Jako chory nie mógł się jednak wydostać poza pierwsze piętro. Był też nieco mobilnie udupiony od momentu w którym pizdnął w lekarza tą ferelną kulą. Drugiej nikt mu nie zamierzał oferować. Zapewne z przezorności. Z baku laku postanowił więc wbić jakiemuś randomowemu gościowi do pokoju coby tam się kryć i trochę odetchnąć. Trochę w końcu minie nieco czasu nim go zlokalizują.
Los chciał, że wszedł właśnie do tego pomieszczenia. Nie przyglądając się jeszcze osobie w nim bytującej ostrożnie zamknął drzwi, krzywiąc się przy tym. Jego dominująca ręka ciągle była w gipsie i dokazywała. W każdym razie, gdy tylko drzwi się przymknęły jego baki uniosły się i opadł, a on sam wzdychnął z ulgą. Dopiero potem odwrócił się chcąc zobaczyć czyją obecność będzie zmuszony tolerować (a raczej kto będzie musiał tolerować jego).
- Ooookuwajego...- mać. Patrzył skołowany i zaskoczony tym co widział, a właściwie kogo. - Faust? - Wybębnił, chcąc się upewnić, że oczy go nie mylą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 10:49  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
Większość czasu sklejania go do kupy Ursegor niestety spędził nieprzytomny. Specyfik do przyśpieszenia wytwarzania krwi jaki podał mu Erich niestety również spowodował wyssanie z niego resztek sił, i gdy w końcu mógł przestać walczyć o każdy swój oddech siłą woli, najzwyczajniej w świecie odpadł. Jak to dalej wyglądało? Jakimś cudem dowieźli go bez problemów (choć kilka godzin po tym wszystkim dalej czuł ból głowy od wybojów i obijania łbem o podłogę transportera), a po przejęciu przez lekarzy został rutynowo poddany badaniu na obecność virusa, zaraz po zszywaniu go do kupy. Na szczęście - jego ciało nie chciało się poddać, ani też on. Z ilością krwi jak po ataku wampira i na wpół martwym sercem udało się dokonać transfuzji krwi i przytrzymać go przy życiu, by lekarze zdołali przede wszystkim zszyć jego rozszarpane mięśnie barku. Z tego co słyszał później, była bardzo duża szansa na to, że ramię nigdy nie wróciłoby do właściwego stanu, i jedyną opcją wtedy byłaby proteza, by dalej mógł regularnie pracować. Co nie zmieniło faktu, że jego ciało, jak już było mówione - nie miało w planie się poddać, ani odrobinę. Nie poddało się wirusowi X, nie poddało się rozszarpaniu barku w kawałki, nie poddało się niczemu.
Choć przyznać trzeba, że po tym wszystkim Ursegor obudził się dopiero kolejnego dnia, i to w środku nocy, dalej jeszcze pod woreczkiem z krwią, by uzupełnić potworne braki. Nie miał siły się zwlec z łóżka, co tylko i wyłącznie go irytowało. Jak to tak, czemu nie może wstać, czemu nie może pójść? Przecież to była ledwie mała rana! Nic wielkiego!
Wcale nie wykrwawiał się na śmierć, skąd!
Gdy jednak tylko miał okazję, zamiast pytać o swój stan, spytał w pierwszej kolejności o Ericha. On też nie był znowuż w tak dobrym stanie, lecz usłyszał, że on nie dotarł. Nie wiedział jednak, w jakim sensie. Nie leczono go w tym szpitalu? Nie przeżył?
Musi się dowiedzieć jak tylko stąd wyjdzie. To wcale jednak nie tak, że jego ciało jeszcze nie wróciło do stanu używalności po doświadczeniu blisko śmierci. Minimum trzy razy zaliczył solidną glebę, zrywając wszystkie misterne kabelki i linki, i wzywając połowę personelu szpitala tym, tylko by się dowiedzieli, że leży na glebie, bo nie może usiedzieć w miejscu. Ta.
I tak tu siedzi. Chyba już trzeci dzień, i dalej mu nie pozwalają wyjść. Czuje się już na tyle dobrze, by chodzić, ale nieee, to dla nich ciągle problem. Jak to, że miałbyś już iść? Siedź tu, dokąd się wybierasz?
Ysh. Dlatego nigdy nie wizytuje szpitali.
I tak więc siedzi, gapiąc się w sufit, bo oczywiście nie dostarczyli mu żadnej formy rozrywki. Nawet nie może niczego posłuchać, bo nie miał przy sobie słuchawek, a przecież nie może zakłócać ciszy głośnikiem swojego identyfikatora. Yay! Szpitale!
Dlatego też, był już w dużym stopniu pewien, o której godzinie i kiedy ktoś do niego przychodzi, więc jego uwaga szybko została zdobyta, gdy ktoś "spoza" tego czasu się tu zjawił. Ściągnął brwi, próbując rozpoznać faceta. Jakiś dres, hm.
...
Szlag, czy to łowca, który chce skorzystać z okazji, i go zabić? Rozejrzał się szybko za jakąś bronią, i nie mogąc jej znaleźć, zerwał się z łóżka do pionu (o dziwo, kabelki nie odpadły, halleluja!) z pięśćmi do przodu, w solidnie ustawionym bloku.
Tak jak go uczył Adrian.
Nie muszę chyba tłumaczyć zdziwienia na twarzy Fausta, gdy to właśnie jego dostrzegł przed sobą, w tych wycieranych, dresowych ciuchach, równie zdziwionego co on sam.
- Co do... - Przetarł dłonią twarz, upewniając się że dobrze widzi.
- Adrian? - Opuścił ramiona, dalej wgapiając się w chłopaka jak w ósmy cud świata. Aż usiadł, bo... No bo tak.
Bo tak. Nie mam w tej chwili lepszego argumentu, i blondyn też.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.16 23:49  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
- Faust, szwabie jeden! - Powtórzył już zdecydowanie pewniej zachrypniętym głosem, gdy tylko usłyszał swoje imię. Kąciki ust Polaka mimowolnie się uniosły na wspomnienie Niemca z którym dzielił pokój w akademiku. Kto by pomyślał, że przyjdzie im się jeszcze kiedykolwiek zobaczyć - Ja pierdolę, oczom nie wierzę...- Zaczął podchodząc, a wyszczerz na jego twarzy się poszerzał. - Myślałem, że gnijesz w M5, w życiu bym się nie spodziewał ciebie spotkać w Kraju Ryżem Obłożonym - Prychnął w pogardliwym rozbawieniu, a zaraz potem pociągnął nosem. Miał zamiar uścisnąć porządnie dłoń starego przyjaciela, lecz powstrzymał się. Zatrzymał się w połowie drogi. W sumie lepiej było utrzymać dystans - Złapałem jakiego syfa na misji, zresztą, jak widać, nie chcę cię zarazić - Wytłumaczył się, chowając ręce do kieszeni spodni. Wzrok z jego twarzy przeniósł na opaskę na oku, a potem obandażowane ramię. Nie podobał mu się ten widok. Skrzywił się, a między jego brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka - Co ci się stało? Wpadłeś do niszczarki?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.16 13:18  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
- Odezwał się mały polaczek. Dalej nic nie urosłeś, co? - Posłał Spadzińskiemu typowo zadziorny uśmiech, nie mogąc zapomnieć jak pierwsze co mu się rzuciło w oczy te kilka lat temu, to wzrost chłopaka.
Nie każdy może być niemiecką doskonałością, prawda? Aryjska krew i w ogóle.
Niemniej, Adrian był ostatnią osobą której się spodziewał. A zbyt energiczne podniesienie się szybko spowodowało reakcję, i grymas bólu przeszedł po jego twarzy, odruchowo opierając prawą dłoń o bark.
- Musiałeś nigdy nie oglądać telewizji. Na prawie każdym przemówienia Cronusa stoję gdzieś obok niego. Wygodna posada stania i podpierania fotela szefowi. - Pokręcił głową z rozbawionym uśmiechem. Oj, facet był ostro niedoinformowany, skoro nigdy go tam nie widział. No ale co zrobić.
Nawet chciał się podnieść i zbliżyć, w celu wymiany uścisków, ale widok cofającego się Adriana upewnił go, by się nie podnosił. Przekręcił głowę lekko na bok, by po chwili wydać z siebie krótkie "ach" zrozumienia.
- Wszyscy zaczęli skakać wokół jak napalone króliki w S.Spec przez problemy z zasobami, więc zgłosiłem się do jednego z zespołów poszukujących nowych złóż. Skończyłem wraz z Jakobsonem, tym technikiem od Bellatronów, na pustkowiu w pobliżu KNW, z bandą mutantów na dragach. I motocyklach. Jakoś daliśmy radę się obronić, ale mój bark był w kawałkach, a łeb jednego musieli usuwać mi z niego siłą. Podobno byłem minuty od śmierci z wykrwawienia się, pomijając już podejrzenia zarażenia się wirusem. Nie ma to jak powrót do akcji na pełnym gazie, nie? A ty, gdzieś to złapał i co? Za dużo sam na sam z prawą ręką? - Spytał koniec końców, przerzucając swój wzrok na rękę w gipsie.
Jego poczucie humoru dalej jest conajmniej drewniane, ale co zrobić. Nie nauczył się być chamski niestety, a szkoda. Może by go wtedy wywalili z Gwardii i przenieśli w końcu do czegoś ciekawszego, a nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.16 4:54  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
Kiedyś zjeżyłby się słysząc uwagę o swoim wzroście, a przynajmniej by fuknął, lecz to było kiedyś. Obecnie takowe docinki były mu obojętne, a te wypuszczone z ust Fauta przyprawiały go jedynie o rozbawienie.
- No proszę, komu to się żart wyostrzył? To od obijania się o futryny? - Odbił zgryźliwą piłeczkę z pewnym zamiłowaniem czającym się w ślepiach. Dobrze wspominał czas spędzony w akademiku z Niemcem. W pewnym sensie był wdzięczny za to spotkanie. Ostatnio wiele się działo w jego życiu by nie mógł docenić tej chwili wytchnienia.
- Telewizji? Daj spokój - prychnął i skrzywił się. - Od kilku lat sobie robię dobrze i nawet nie uruchamiam tego gówna. Wystarczająco dużo mam bezpośredniej styczności z propagandą zza kulis by jeszcze musieć oglądać hobbistycznie takie szopki. Zresztą, sam wiesz, jak jest. - Zdawał sobie sprawę, że było to bardzo wygodne narzędzie kontroli, bez sprzecznie potrzebne, jednak nie zmieniało to faktu, że drażniło Polaka. Jako żołnierz wykonywał rozkazy "góry", które miały powiązania z tym syfem. Pracował zza kulisami eliminując momentami niewygodne jednostki, nie potrzebował potem jeszcze zasiadać prze widownią by się przekonać jaką bajką usprawiedliwiono śmierć randomowego pana X. Jego zadaniem jest wykonywanie rozkazów by "żyło się lepiej". Zagłębianie się w niuanse bądź interesowanie rządowymi pionkami dyktatora nie należało do jego kompetencji. Taki z niego ignorant trochę i to się raczej nie zmieniło z biegiem lat - Lecz dobrze dla ciebie. Taka posada. Chociaż nie starałeś się o coś za biurkiem? - spytał po chwili. Dobrze pamiętał, że Urs nie zaczął się bawić w całe to wojsko dobrowolnie, czy też z obowiązku, a przymusu. Sam życzył mu więc w duchu w związku z tym stanowiska pozbawionego potrzeby używania na co dzień broni.
- A tak, kojarzę gościa. To ten śmieszek nieumiejący w japoński. - Adrian miał z gościem już do czynienia. Dość zabawnie czas przy nim zlatywał. Jednak śmieszki na bok, bowiem teraz Adrian wsłuchiwał się w historię przyjaciela.
- Misja w terenie - też surowce. Zresztą sam wiesz, że teraz wszystkim odpierdala na ich punkcie. Przechodząc przez korytarz ciągle słyszy się tylko o jakichś rudach czy innych tego typu rzeczach. Przez to wszystko czuję się jakbym pracował w jakiej kopalni czy bazarze surowców. - Prasnął, a zaraz potem wrócił do tematu przewodniego - Ogólnie to mieliśmy robić jakieś skany, czy chuj go wie. Z założenia tygodniowa misja na terenach nieznanych, w praktyce po trzech nocach było już pozamiatane i musieliśmy się wracać. Nie było dnia kiedy coś na nas nie wyskoczyło. By było ciekawiej dowodziła ta mikrofala - Kira. Jebany, nic go prawie nawet nie zarysowało. - Mówiąc to wszytko podchodził wolnym, nieco kuśtykającym krokiem w głąb sali. Rozglądał się przy tym mimochodem po suficie za czujnikiem dymu. Uśmiechnął się do siebie widząc tą migającą pizdę. Dwa razy tego samego błędu nie popełni. - Prócz tego mieliśmy jeszcze dwóch ludzi. Jajogłowego mięczaka z laboratorium i szaraka. Pierwszy budził we mnie bezsilność no bo...nawet nie wiem jak to opisać. Ale ogarniasz co się dzieje z psem trzymanym przez lata w kojcu gdy go się wypuszcza na podwórko do wybiegania, co nie? To tu było co podobnego. Z tą różnica, że pies potrafi być przy tym pocieszny, a on był pojebany. On musi każdy kwiatek zobaczyć, każde flaki włożyć w słoik i się pozachwycać. Któregoś ranka postawił wszystkich na nogi drąc się jakby był żywcem ze skóry obdzierany, a zgadnij co było powodem. - Zrobił pauzę w czasie której stanął na taborecie, który przemieścił z kąta sali tuż pod migający czujnik. Stanął na nim początkowo nieco nie pewnie. Gdy zyskał na stabilności wyprostował się z sykiem. - Mrówki, czaisz? Oblazły go mrówki. Kurwa. - Mruknął z politowaniem, zaraz potem sięgnął ramionami do góry. Co prawa poczuł ból, lecz czym to było gdy z ulgą i radością trzymał w ręce to małe ustrojstwo, a z sufitu dyndały nieporadnie dwa kabelki.
- Przez jakiś czas taraj się nie próbować puścić się z dymem. - Zażartował, gdy na nowo znalazł się na podłodze.
- W ogóle jak tu się znalazłeś? M5, a M3...ciężko tu mówić, że miałeś po drodze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.16 20:59  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
- Oj wiesz, to nie moja wina, że większości ludzi los poskąpił centymetrów tu i ówdzie, jak tobie. - Paletka zgryźliwości znów poszła w ruch, posyłając kolejny, dowcipny komentarz. Co prawda to przekomarzanie było niemal dziecęce, ale hej! Nie od tego się zaczęła ich znajomość? Dokładnie od tego, tylko jeszcze bardziej szczeniackiego i niepoważnego. No i obiciem się po mordach, acz stan w tej chwili im tu nie pozwoli na to. Chlip.
- Tsa, niestety wiem. Wszystko dla większego dobra, dla dobra ogólu, i tak dalej. Ysh. - Pokręcił głową zrezygnowany, przesuwając dłonią po twarzy. Pomimo iż nie miał za nadto powodów do marudzenia na sposoby propagandy (zwłaszcza że jako ochroniarz samego szefostwa widział tego sporo), to jednak czasami ma wrażenie, że to pranie mózgu tylko szkodzi wszystkim. Oczywiście, nie jemu oceniać sposoby tych działań, skoro sam najchętniej pociągnąłby za spust w wypadku każdego napotkanego anioła, łowcy czy wymordowanego, no ale... No. Gdyby jakoś to zmienić. Jakoś to przekierować.
Ale co mu do tego. On jest prostym żołnierzem. Żołnierzem wykonującym rozkazy, i taka jest jego rola. Choćby była zła.
- Przyznam szczerze, że nie. Dyktator któregoś razu zwyczajnie spytał mnie, czy chciałbym być jego ochroniarzem. Nie odmawia się dyktatorowi, nie? Pomijając moje umiejętności, facet potrzebuje czasem towarzystwa kogoś innego, niż wchodzącego mu w tyłek, japońskiego gryzipiórka. Jest człowiekiem, jak Ty czy Ja, a rodak zawsze jest przyjemniejszą opcją. - O ile cała ta praca polegała w większości na podpieraniu krzesła staremu, i marudził na nudę, to pewnie są plusy tego. Miał dużo mniej okazji do śmierci, jak choćby Kaukaz. Lubi walczyć, bo tylko to mu zostało polubić, nic więcej. Nie ma się za wiele ciekawych hobby jako wojskowy, służba zabiera sporo z żywota.
Kiwnął głową, potwierdzając tożsamość z jaką skojarzył Ericha Adrian. To dokładnie ten facet. Niemniej, przysłuchał się historii na temat wycieczki w teren ze strony Kaukaza. Wygląda na to, że obaj mieli dość ciekawe działania ostatnich dni, i chyba Adrian poradził sobie lepiej, niż zardzewiały Faustowaty który postanowił zaszarżować na wilka ze strzelbą.
Nie będzie o tym wspominał.
- Kojarzę gościa, jest cholernie spięty. Dotknąłem z ciekawości jego protezy, to prawie mnie zjadł wzrokiem. - Fuknął cicho na wspomnienie tego, uśmiechając się lekko. Spotykał sporo spiętych gości, działających prawie jak bomba zegarowa, ale ci zrobotyzowani zawsze go ciekawili. Wszak kto wie, czy kiedyś nie skończy jak jeden z takowych, prawda?
Niemniej, po wtrąceniu się dalej słuchał. Kiwnął głową na porównanie...
A potem przez krótką chwilę analizował te mrówki i jedyne do czego dotarł, to spuszczenia głowy z uniesieniem dłoni wraz z kciukiem w górę. Po chwili jednak ją opuścił i wrócił wzrokiem do Kaukaza. Widząc że ten planuje coś a pro po ognia, szybko skojarzył fakty i uniósł brew w zdziwieniu.
- Hmmm, kiedy zacząłeś palić? - Nie pamiętał by Spadziński palił, ale też nie zamierzał mu bronić. Nie żeby blondyn był jakimś fanatykiem pro-eko i w ogóle, ale jednak chcąc nie chcąc nie był w stanie ani za dużo wypić, ani wziąć, a o paleniu nie wspominając. Wszystko fajnie z twardym ciałem, ale bycie wrażliwym na wszystkie trutki i te rzeczy jest dość bolesne.
- Szczerze mówiąc, to dość dziwna historia. Jakoś wywiało mnie z M-5 do Ciebie, potem od Ciebie wywiało mnie do M-2, i teraz jestem tutaj. Nie umiem chyba zostać w jednym miejscu, za bardzo mnie nosi po świecie. Tutaj chyba jednak zostanę na dłużej. Przerwałem porwanie przez łowców i jestem ochroniarzem szefa, więc raczej sporo mnie tu trzyma, i od tak nie mogę rzucić papierkiem rezygnacyjnym. - Uśmiechną się, zerkając do aparatury obok, do której ciągle jest podłączony. Trochę go te kabelki irytowały, ale nadal nie czuje się na siłach, by je zwyczajnie oderwać i sobie pójść. Bycie niemal pustym z całej krwi to niezbyt dobre uczucie. Westchną, wracając wzrokiem do bruneta.
- Powiedz w sumie, jest tu, w M3, ktoś jeszcze z naszych, wspólnych znajomych kogo nie spotkałem? Może i nie mam wiele wolnego jak stojak na płaszcz, ale zawsze mógłbym się wyrwać na piwo czy dwa. Blaszani Power Rangers Cronusa w razie czego mnie zastąpią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.16 16:17  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
Zagwizdał, słysząc kolejną zgryźliwość.
- Nie tak ostro amigo, bo się przez rok nie pozbieram. - Może i te przepychanki były dziecinne, no ale...Adrian bardzo lubił droczyć się z ludźmi, a tym bardziej - przyjaciółmi. Poza tym był facetem tak więc prawdopodobnie nigdy z tego nie wyrośnie, skoro to ciągle w nim tkwiło.
- Ta jest. Na rozkaz i pod rozkaz ~ Dodał monotonnym tonem, sugerując, że to nie jest za bardzo temat który chce kontynuować i poruszać na pierwszym potkaniu z przyjacielem po latach.
- Tak po prostu cie poprosił? - Powtórzył pytająco. Nie pobrzmiewała w tym ani nuta niedowierzania raczej zdziwienia. Zmrużył ślepia. - W coś ty się kurwa w pakował? - Bardzo chciałby wiedzieć. Bo brzmiało to co najmniej właśnie tak, jakby Faust co zmajstrował. W końcu atencja dyktatora nie pada od tak na wojskowego.
- Gość jest praktycznie robotem. Na jego miejscu też byłbyś spięty. - Zauważył z rozbawieniem. Śmieszki ze skrzydlatego Kiry zawsze na propsie.
Potem opowiadał, swoje przygody wojując z elektroniką, która okazała się w konfrontacji z jego osobą bezradna.
Adrian zszedł z taboretu. Podrzucił triumfalnie ustrojstwo w łapie, a potem schował je do kieszeni w której to zaczął poszukiwać paczki fajek. Gdy znalazł, wylosował papierosa, który zagościł w jego ustach. Zrobił kilka kroków w stronę okna, poszukując zapalniczki.
- Hmmm, kiedy zacząłeś palić?
- He? Ach...no tak, to mi przypomina, że wrażliwy jesteś na dym. Jak coś nie zamierzam czadzić, potrzebuje zapalić chociaż jednego, może dwa. Inaczej rozniosę tę budę. - Zażartował uśmiechając się nieco wymuszenie, kiedy to odparł się o ścianę koło okna, które to uchylił. Dzięki temu nie było go widać z zewnątrz, a wewnątrz czujniki dymu nie miały prawa się uruchomić. Normalnie to by otworzył na oścież, lecz już raz go podkablował z zewnątrz. Tsk.
- I od kiedy…- Powrócił do tematu  pewną niechęcią. Zresztą nie bez powodu od niego przecież uciekł nie odpowiadając od razu Faustowi. Podrapał się po karku trzymając w rękach zapalniczkę, a wzrok wlepiając w podłogę. - Jakoś tak od śmierci Adama więc trzy lata będą. - wypluł to z siebie dziwnie beztrosko, jakby mówił o pogodzie, chociaż sposób w jaki podszedł do tematu wskazywał, że wcale nie było to dla niego łatwe. Wręcz przeciwnie. Nawet, kiedy wiedział, że Rumcajs mimo wszytko żył obecnie jako wymordowany to było w chuj ciężkie żyć ze świadomością, iż on sam był tego powodem. Zjeb. Przeklął głupotę brata w myślach, zapalając papierosa. Zaciągnął się.
- Rzeczywiście dziwna. I gratuluję sukcesów. - To były szczere słowa, zaraz potem jednak zmarszczył czoło w zamyśleniu czoło. - Raz mignął mi Ikeda na odprawie a tak to...a, no tak, jeszcze Thomson (Ford), lecz jej możesz nie znać. Też eliminatora, sam poznałem ją na szkoleniu. Poza tym...nie wiem, chyba nie. Szczerze jetem tu od prawie roku, lecz mało kogo kojarzę z jednostki. Za często szlajam się w terenie, potem odsypiam to w domu. - Żyć nie umierać.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.16 11:21  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
- Och, biednyś. No dobrze, już przestanę. Znaj łaskę Pana. - Podobno faceci to takie duże dzieci. Zresztą, spójrzmy na tych dwóch. Przekomarzają się, a jak dostaną jakieś ładne zabawki w ręce (jakiegoś sporego rażenia oczywiście) to cieszą się jak - uwaga - dzieci. Więc skojarzenie jest prawidłowe, prawda?
Wzruszył barkami w odpowiedzi. To był błąd. Syk bólu przypominał otwieranie ostro potrząśniętej butelki z gazowanym napojem, i od razu zdrowe ramię sięgnęło do bandaży, odruchowo je obejmując. Ból i zgrzytanie zębów.
- Mooożliwe, że trochę się popisywałem tu i ówdzie faktem, że mam talent do broni. Jednak z tego co sam mówił, wybrał mnie na drodze eliminacji spomiędzy kandydatów, jakich mu podsunięto. Myślę, że wspólna ojczyzna była głównym argumentem. - Z początku podrapał się troszkę kłopotliwie po głowie dłonią, ale szczerze mówiąc - nie miał powodu do bania się o cokolwiek. Taka była prawda. Cronus wybrał go spomiędzy innych, i tyle. Chyba, że zasłużył sobie czymś, o czym nie wiedział, hmmm.
- Aj tam. Nie byłbym pod aż takim napięciem, jak on. - Śmieszki, śmieszki, ale chyba nie miał pomysłu na pociąganie kiepskich dowcipów co do prądu. No cóż, wena siadła.
Pro-eko-bio do boju! A tak szczerze mówiąc, to nie miał nic przeciwko, i był wdzięczny, że Adrian jednak odszedł trochę od niego z tym. W innym wypadku pewnie by się zaczął szybko dusić od dymu. Ych, dlaczego wszystko w nim jest takie twarde (hehe), ale akurat flaki okazały się być miękkie na cokolwiek, co się do nich dostanie?
Neh. Nikt nie jest doskonały.
- I kto by cię sklejał po powrocie? - Spytał z lekko uniesioną brwią. Podłapał dowcip, ale samemu też już miał trochę dość tego miejsca. Gdyby jednak nie ono, pewnie by gdzieś po drodze skończył swój żywot, więc... No. Jest wdzięczny, za życie.
Och, storytime. Już początkowa niechęć sprawiła, że Faust wiedział, iż to nie będzie przyjemne. Z pewnością coś musiało się zdarzyć, że przejął ten paskudny nawyk, prawda? To się nie dzieje bum, od tak. Sam zresztą...
Och. Spuścił głowę, wzdychając przy tym.
- Wybacz, nie wiedziałem. Nie chciałem rozdrapywać, wiem, że to nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. - Sam miał problemy z rozmówieniem tego, dlaczego jest w szeregach niebieskich, a nie gdzie indziej, z dala od tej szopki. Wiedział, że to nie jest najlepsze przeżycie, przypominać sobie o tym, więc wolał to zostawić bez dalszego ciągnięcia tematu.
- Obieżyświat ze mnie, zwiedziłem połowę Miast w ciągu swojego życia. Przynajmniej nie powiem, że nigdzie nie byłem. - Uśmiechną się, szybko zmieniając temat ze śmierci jego brata na coś przyjemniejszego. A co może być przyjemniejsze, niż poznawanie starych znajomych w nowych miejscach?
Hmmm, albo nie. Najwidoczniej Adrian albo nie spotkał, albo zwyczajnie nie ma tu zbyt wielu takowych. Przynajmniej jest on, to już plus.
- Widzę, że dobrze się bawisz. W sumie, powiedz, jak ci idzie ta robota? W sensie... No. Jak wyglądają sprawy w Desperacji? Wiem trochę, ale nie wszystko, a ty bywasz tam częściej niż ja mogę zerknąć na raporty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.16 1:53  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
- Znaj łaskę Pana
Kaukaz parsknął, lecz zaraz potem przybrał maskę powagi i mając poddańczo uniesione ręce do góry nieznacznie pochylił się przed obliczem miłosiernego Pana. Wdzięczność i pokój jego duszy. Huh. Pociągnął nosem, zaśmiał się. Właściwie przez chwilę odniósł wrażenie jakby naprawę cofnął się w czasie. Tak jednak nie było. Wiele się w końcu pozmieniało.
- Mhm. - mruknął na znak zrozumienia wyjaśnień Niemca. Osobiście nie chciał drążyć tematu coby nie psuć sobie humoru bardziej niż było to konieczne. Zresztą cykał się trochę, że dowiedziałby się czegoś o przyjacielu czego nie koniecznie by chciał. Polak bardzo krzywo patrzył na układziki, lecz skoro Niemiec zaprzeczał i uważał, że dobrze mu się żyje na takowym stanowisku to w to wierzył, a przynajmniej bardzo chciał.
I meh, Kira, lewo kończył jedną misję, a już słyszał od generała, że będzie z nim leciał na kolejną. Polak nie widział tego za dobrze. Trudno było powiedzieć w takich chwilach który z nich ściągał większe kłopoty.
- Sam bym się poskładał. Mało tego - zrobiłbym to osiem razy szybciej, kurwa. - Burknął markotnie zachrypłym głosem, mając ochotę wygłosić referat na temat tego co sądzi o nastawieniu personelu tej placówki. Oczywiście ani trochę nie poczuwając się do tego iż sam jest powodem ciągłych spięć. Do idealnego pacjenta było mu w końcu daleko. Cebula mocno.
Wywrócił ostentacyjnie oczami, robiąc przy tym minę męczennika.
- A skąd niby miałeś wiedzieć skoro dopiero ci o tym powiedziałem, bystrzaku? - Wypuścił z siebie powietrze wraz z dymem. - I gówno rozdrapujesz, serio. - Wzruszył ramionami, kątem oka wyglądając przez okno i przytykając na chwilę po raz kolejny papierosa do ust. Nie potrzebował być bombardowany czymś tak niepotrzebnym jak współczuciem. Ba, to drażniło go, lecz powstrzymał się od okazania tego. Beznamiętnie kontynuował - Nie ma co dramatyzować, ludzie w końcu ciągle umierają. Zwłaszcza wojskowi. Taka specyfika zawodu. Zresztą...nie byłby sobą gdyby nie wyciągnął nóg na polu walki. - Ta ostatnia myśl sprawiła, że nawet śmiechnął. Ciekawe czy on am też umrze przed 30?
- W sumie, powiedz, jak ci idzie ta robota? W sensie...
- Zabijanie? To zależy już od przyjętej pozycji. - Wygiął uta w paskudnym uśmiechu ukazując tym samym ząbki, a zaraz potem nonszalancko zaciągając się papierosem pozwalając Faustowi dokończyć myśl. Pociągnął nosem, charknął. - No, jest w co strzelać - to na pewno. Trochę tutejsi wymordowani są bardziej zorganizowani niż ci z okolic M6 do których się przyzwyczaiłem, lecz idzie ich orać. Chociaż muszę przyznać, że miałem ostatnio też dość nieprzyjemną okazję spędzić kilka nocy na pustyni. Miał być zwykły patrol, a skończyło się jak zwykle - przypałem z grubej rury. - Przymilkł na chwilę, pozwalając sobie podciągnąć ten zwycięski taboret pod ścianę. Noga go trochę napierdalała. Chyba powinien rzeczywiście ją trochę po oszczędzać. Siadł sobie - Zleciały się anioły. Niby nic, czasem się już zdarzało, że te fruwacze pakowały się znikąd lecz motyw był taki, że uparcie próbowały nas zaciągnąć do Edenu na jakie sądy, coś takiego, nie wiem. Ogólnie to - jakie maniany zaczęły odpierdalać i idą w zaparte. To by dymem im po twarzach i jazda odwrót. Dobrze, że właściwie mieliśmy wsparcie - Kyofu i ten zjebany generał na "V" - Zamyślił się na chwilę mrużąc oczy. Tak często zastępował jego imię fikuśnym epitetem, że już zapomniał o tym pierwotny. Pstryknął zwycięsko palcami - Vellard. No, dzięki nim udało nam się wywinąć. Tj, chłopakom się udało, ja miałem trochę niekorzystną pozycję. Wszytko mogło pójść się jebać gdyby na mnie czekali więc dałem im do zrozumienia by jechali, że dam radę i dałem. W nagrodę zaraz potem posłali mnie z Kirą, lecz tu już wiesz jak było. Właściwie, to mi przypomniałeś, że ciągle zalegam z raportem w tej sprawie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.16 12:40  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
Bardzo wiele. Może nawet zbyt wiele.
Dziwnie się czuł, przypominając sobie ich stare losy. Czy naprawdę tak wiele czasu minęło, i tak się zmienił od tego momentu? Adrian brzmiał i wyglądał tak samo, ale on...
Szybko jednak wytrącił się z zamyślenia. Nie zmieniło to faktu, że przez krótką chwilę był "nie w temacie" i zanim załapał dlaczego Adrian się zaśmiał, było już po momencie na to. Cóż, zostało mu się uśmiechnąć, a potem dalej kontynuować do swojego tłumaczenia się.
Choć sam nie rozumiał, czemu niby miałyby tu być jakieś układy i układziki. Nie było żadnych, nie licząc tego, że tylko oni dwaj (i Adrian) wiedzą o czerwonym oku Fausta, co w sumie nie jest czymś strasznym. Taka przypadłość. Wciąż nie wie czemu go wybrano ponad wielu, z pewnością lepszych osobników, jedyne co mógł robić, to strzelać, że chodzi o podobną narodowość i te sprawy. Neh.
- I przez ten czas osiem razy byś się wykrawawił, weź. Mogło być gorzej, uwierz mi. - Pokręcił głową z rezygnacją. Tak, tak, Spad wie wszystko najlepiej i ogólnie jest cud-człekiem, który się opatrzy stopą, jedną dłonią będzie strzelać z karabinu snajperskiego, a uchem jeszcze rzuci granat. Bez urazy dla niego - ale jednak z jakiegoś powodu mają te swoje pretensje, prawda? Nie robią tego tylko po to, by go wkurzyć, choć może tak myśleć.
- Neh. - Bardzo twórzy komentarz ze strony Fausta, ale nie miał pomysłu, jak inaczej na to odpowiedzieć. Miał ochotę wzruszyć ramionami po raz enty, ale tym razem już udało mu się wstrzymać odruch. Wystarczy, nie ma ochoty na więcej przeciwbólowych.
Niemniej, szybko temat przeszedł na coś, co bardziej zainteresowało Fausta. A więc te podróbki zaczęły atakować ludzi, bo ich sądzą? Brzmi ciekawie.
- Tak miłosierne anioły, które zaciągają siłą na osądzenie przypadkowych ludzi. Tak. Bardzo anielskie, nie ma co. Powiedz, też wierzysz w to, że są nimi faktycznie? - To powinno raczej nakierować Adriana, że w vice versie Urs raczej nie należy do pełnych wiary w ten fakt. Niemniej, przerwał mu tym koło momentu o tych sądach, to też potem już pozwalał na kontynuowanie aż do końca.
V, V... Ach, Vellard. Szczerze mówiąc, nie miał okazji do bezpośredniego spotkania, i pewnie prędko nie będzie.
- Co jest nie tak z tym Vellardem? Niby go czasem widuję, ale spotkać się twarzą w twarz nie miałem okazji. - Zawsze warto być przygotowanym przed możliwym spotkaniem, prawda? Nawet jeśli nigdy się ono nie stanie, choć okazja do bycia w tym samym budynku jest conajmniej pewna w 99% przez większość czasu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.16 2:50  •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
- Oj tam, oj tam. - Od razu, że by się wykrwawił...No dobra, było na to jakie prawdopodobieństwo, lecz Adrian nie byłby sobą gdyby na słowa przyjaciela nie wywrócił oczami uważając, że ten nieco wyolbrzymia. Choć miał rację. No, niestety, Polaka z Polski wywieziesz, lecz polskości z Polaka - nigdy. Huh. Potem Adrian sobie pogadał, wyłożył co miał wyłożyć, a papieros w ręce powoli mu się dopalał. Przez chwilę zaczął się zastanawiać czy wyciągnąć kolejnego. W sumie, co sobie będzie żałował? Co prawa ostatnio zauważył, że ostatnio palił trochę więcej niby chciał, lecz...hm, namęczył się by sobie zorganizować odpowiedni azyl i miałby tego nie wykorzystać? Wyrzucił niedopałek przez okno, chwilę wcześniej dociskając go do metalowej części framugi okna, by zaraz wyciągnąć kolejnego i ponownie zejść z okiennej wizji. Kontynuował przy tym rozmowę na temat aniołów.
- Nie mam powodu by nie wierzyć, jednak nie mam też powodu by nie traktować ich mimo wszystko jako zagrożenie. Szanuję to, że być może mają jakie swoje cele, lecz jeżeli godzi to w moje rozkazy to pierwsze co zrobię to sięgnę po broń. Jetem żołnierzem, mam swoje obowiązki. Wiem, że to może trochę dziwnie brzmi biorąc pod uwagę, że jestem wierzący, no ale... - Wzruszył ramionami. Miał specyficzne podejście do sprawy. W końcu zabijał bez wahania pomimo iż mu tego religia wzbraniała. Uważał, jednak, że robił to w słusznej sprawie, a kiedy przyjdzie jego czas to zostanie z tego odpowiednio rozliczony. Był z tym w pełni pogodzony, bo w końcu... - ...to nie wiara ratuje życie tylko często właśnie pełen magazynek i dobry plan. - Trochę smutne, lecz niestety prawdziwe.
I co takiego było nie tak z Vellardem? Adrian parskną.
- Wymieniać alfabetycznie? - rzucił, żartem, lecz po chwili nieco spoważniał - Gwałtowny skurwysyn, lecz to jeden z tych ludzi znajdujących się na odpowiednim miejscu. - Był to szczery komplement, a to już o czym świadczyło. Mimo wszystko Arian rzadko wyrażał i pochlebnie o ludziach, którym podlegał.
Potem Arian pozwolił sobie na luźne opowiastki, a przynajmniej o momentu w którym nie wbiła do pokoju pielęgniarka. Nie muszę chyba mówić, jaką wrzawę wzniosła na widok Spadzińskiego z papierosem, co nie?
Adiran wychodząc w towarzystwie upierdliwej eskorty pożegnał Ursa.
Pomimo iż spędził w szpitalu kilka kolejnych dni w czasie których szprycowano go jakimś antybiotykiem to nie miał okazji odwiedzić Ursa, jednak skoro już nawiązali kontakt to zapewne będą mieli jeszcze okazję do pogadania i kto wie - może w zdecydowanie lepszych warunkach.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala 29 Empty Re: Sala 29
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach