Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 25.07.14 21:43  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Jak dobrze, że ona potrafi udzielać pomocy. Nieopisanie szczęśliwy zbieg okoliczności.
Kiedy usłyszał pytanie Marceliny, przez jego twarz przebiegł cień zaskoczenia. Bądź, co bądź, nie przywykł do takiej troski z niczyjej strony.
I jak się pan czuje z nowym doświadczeniem? Tylko szczerze~!
...
Dziwnie.
Zdobył się na lekki uśmiech, który miał przekonać kotowatą, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Nic mi nie będzie - zapewnił ją, najszczerszym tonem, na jaki było go stać.
Nieznacznie zmienił pozycję, bo kawałek muru wrzynał mu się pod łopatkę.
Przyjął od Marceliny kawałek batona, w myślach usprawiedliwiając się potrzebą pobudzenia. Podobno czekolada wprawia w dobry nastrój, zawiera magnez, wapń i, przede wszystkim, działa odrobinę pobudzająco. Nie wiadomo, ile z tego jest prawdą w przypadku czekolady, której skład to w połowie wszelakie domieszki i inne 'E'. Ale kogo to obchodzi. 
Odgryzł kawałek i przez chwilę przeżuwał, wodząc wzrokiem po otoczeniu.
W pewnej chwili zauważył, że na opatrunku, którego już nie przytrzymywał, pojawiła się czarna plama.
- Przyznam, że jak na osobę spoza M-3 jesteś zaskakująco przyjazna - stwierdził, po czym wrzucił resztę batona do ust i ukradkiem przycisnął dłoń do chusteczki. Nie przywykł do prawienia komplementów, zwłaszcza ludziom - tak, w jego ustach był to ogromny komplement - ale wolał, żeby Marcelina skupiła się na rozmowie, niż na jego stanie zdrowia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.14 18:07  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Pokiwała głową. Teraz słychać było, jak wolno wciąga powietrze nosem, pozwalając sercu spokojniej bić. Podrapała się po głowie, przejeżdżając dłonią po twarzy, zatrzymując ją i podpierając na niej pyszczek. Kątem oka spojrzała na niego i powędrowała śladem za jego wzrokiem. Wbiła swój w ścianę, ozdobioną przeróżnymi, wijącymi się roślinami. Wpakowała do ust swój kawałek czekolady - szybko rozpłynęła się, drażniąc słodkim smakiem język i podniebienie.  
-Nie potrafiłabym być wredna czy ironiczna dla kogoś nieznajomego, czy dla kogoś kto traktuje mnie z szacunkiem. Ale inni zwykle są przyjaźni również dla mnie. Albo po prostu... na takich trafiam. - powiedziała, nie powracając na niego wzrokiem, połykając smakołyk. Nie umiała jednak długo trwać w ciszy, więc wzięła szybki i oddech i odwróciła się w stronę Nithaniana. - Jak Ci na imię? - tak na prawdę nie poznała jego godności czy pseudonimu. Nie zdążył się jej przedstawić, a jakoś nazywać nowego znajomego musi. - Nie jesteś człowi... - akurat wtedy kątem oka zauważyła... puchatego stwora. Siedział na jej ramieniu, drażniąc małymi nóżkami jej skórę mimo materiału. Odskoczyła w prawo z okrzykiem "Rany boskie", podnosząc tułów i ściągając szybko sweter, przewracając się przy okazji o kamień. Odrzuciła go daleko od siebie, oddychając szybko i patrząc w jego stronę, obserwując, czy pająk ma zamiar z niego wyjść. I nici ze spokojnym oddychaniem, powolnym biciem serca. Sięgnęła po długi kij, który leżał nieopodal - sięgnęła jego drugim końcem i zaczęła dziobać po swetrze, starając się wypłoszyć bestie. W końcu raczył się pokazać, wynurzając się z rękawa, idąc powoli. Marcelina rzuciła w jego stronę kawałkiem drewna, a ten z przerażeniem uciekł z zajmowanej przez nich 'jaskini'. Sweter uniósł się i wpadł w jej łapy, a na grzbiecie Cyśki zaczęła się tworzyc ledwo widoczna, złota aura skrzydeł, która zniknęła w chwili złapania swetra. -Głupie pająki... - mruknęła, trzepiąc swetrem w stronę wyjścia. Oby się nie nie śmiał, oby się nie śmiał...
Aragot już to robił, śmiał się jak na kabarecie. Leżał pod ścianą, wyraźnie wyróżniając się w cieniu. Więcej widowni jej nie potrzeba, chociaż dla osób trzecich zapewne wyglądało to zabawnie. Ale dla niej to był... koszmar! Dla kogoś z anarchofobią kontakt z puchatym stworem na ośmiu nogach to po prostu kolejna wizyta u kardiologa.
Rozmyślała nad skorzystaniem ze swojej 'fajki pokoju', która działa wręcz kojąco na wszelkie nerwy i zmartwienia. Albo nie, lepiej iść i po prostu się upić. Tak, to by było dobre.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 03.08.14 12:25, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.14 21:38  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Otworzył usta, żeby odpowiedzieć.
- RANY BOSKIE!
Zachłysnął się powietrzem.
Szamotanina.
Marcelina miotała się jak postrzelona. 
Obserwował dziewczynę ze stoickim spokojem, ale po chwili zaczął się niepokoić, zwłaszcza, gdy wygrzmociła się przez wystający kamień. Już wstał, gotowy do interwencji, nie rozumiejąc, co się dzieje i co przeoczył.
Sięgnął po ostrze, ale zatrzymał się z dłonią na rękojeści, z konsternacją patrząc, jak kotowata dźga zerwany z siebie sweter.
Stał tak dobre kilka minut, aż w końcu usiadł, nie spuszczając oczu ze swetra.
O co chodzi?
Coś z niego wyszło. I natychmiast zostało powitane morderczym kawałkiem drewna, który przeleciał tuż nad nim.
Nithaniah uniósł brwi.
Pająk.
Przez moment patrzył się w osłupieniu na miejsce, w którym wcześniej siedziało stworzonko.
...
Naprawdę?
Wolno obrócił oczy w stronę Marceliny, z niemym zapytaniem malującym się w jasnych ślepiach.
- Ty... Przestraszyłaś się tego... Stworzonka? - spytał w końcu z bezgranicznym niedowierzaniem, zabierając z ziemi swój płaszcz i kładąc go obok.
Nie rozumiał.
Nic a nic.
Marcelina przecież miała przewagę nad tym pająkiem. Dlaczego od niego uciekła?
Ci człowiekowaci...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.07.14 21:08  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Odwróciła się powoli w jego stronę. Jej mina wskazywała na strach, przygnębienie i lekka irytacja, zaś oko przybrało brązowo-żółty odcień. Westchnęła cicho i podeszła do niego, ubierając sweter, wcześniej kilka razy sprawdzając, czy nie ukrył się w nim kolejny włochaty stworek. Następnej niespodzianki by nie przeżyła.
-Wiesz... - zaczęła, siadając koło niego. Nastała chwila ciszy. - Tak, boje się. Okropnie się boje. Mam anarchofobię. - wydusiła to z siebie, czując niespodziewaną wibrację w tylnej kieszeni. Wyciągnęła swoją komórkę i przyjrzała się wyświetlaczowi, nadal nie ufnie podchodząc do otoczenia. "Masz 1 nową wiadomość" ze zdziwioną miną kliknęła na klawisz potwierdzający.
Marcelina, tu ta albinoska, niewydarzona ogrodniczka z girą w gipsie. Żyjesz? A jeśli tak, to jak się czujesz?
Z ulgą przeczytała eSeMeSa. Uśmiechnęła się kącikiem ust i szybko odpisała.
Witaj. Tak, żyje... ukryliśmy się z Nithanianem, tym aniołem co uratował mi zadek, pod murami. Myślę, że jesteśmy bezpieczni. A ty - jak się czujesz?
Schowała komórkę i spojrzała na anioła. - Odezwała się... dziewczyna z gipsem. I psem. U niej wszystko dobrze. Dalej nie wiemy, co z tym... - zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie jego imię - chłopaczkiem z mieczem... przedstawił się jako Matthew.
I te obrazy wróciły. Te przed utratą przytomności. Nieswojo się czuła ze świadomością, że to wszystko zdarzyło się kilka godzin temu. Jej serce zaczęło bić szybciej. Podrapała się po głowie, patrząc na jakiś punkt na otwartej przestrzeni. Zmrużyła oczy i sama nie wiedziała, co ze sobą zrobić... i co powiedzieć. Aragot... co teraz?
-Posłuchaj rozważniejszych od siebie. - usłyszała, co dosyć ją zirytowalo. Okej, Aragot powtarzał cały czas, żeby trzymała się z dala od m-3. Ale na desperacji tym bardziej bezpieczna nie była! Zagryzła wargi, tracąc powoli siły. Nie miała ochoty i energii na kłótnie z nim. Wyciągnęła z kieszeni swoją fajkę, biorąc dwa buchy. Nawet na to nie miała teraz ochoty... schowała ją z powrotem, zatracając się w otchłani czarnych myśli. Moje dni są policzone. Opłata tego drug-ona to tak na prawdę mój wyrok. Skończy z nimi i pozostane tylko ja... nie odpuści mi. Na to nawet nie liczę.
Ej. Marcelina. Nie trać ducha. Co się będziesz przejmować jakimś ogromnym typkiem z maską i jego dosyć imponującą kolekcją 'zabawek'? I który najwyraźniej wybrał sobie Ciebie jako ofiarę pierwszą na swojej liście...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.08.14 21:00  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
- Nie mam sieci - stwierdził nagle Glen, stając be ruchu. Uszkodzenia musiały być na tyle poważne, że nawet nie zwrócił uwagi, kiedy krajobraz przestał wyglądać znajomo.
Rozejrzał się. Zapadała noc; wszystko powoli pokrywało się cieniem. Wokół niego były tylko piaski o lekko czerwonawym zabarwieniu. Z jednej strony, w odległości około pięciu metrów widział mały, suchy krzaczek; za plecami tylko góry usypane z piasku.
Uświadomił sobie, że musiał jakimś sposobem opuścić miasto. To było niepokojące, nie tylko dlatego, że nic nie wiedział o terenach zewnętrznych, ale przede wszystkim - jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się stracić połączenia internetowego. Wypełniło go coś zbliżonego do odczucia samotności.

Nie wiedząc co robić, usiadł pod suchym krzaczkiem. Może zjawi się ktoś, kto będzie w stanie zaprowadzić go z powrotem do miasta...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.08.14 23:30  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Uwaga! Wredny MG w temacie!



Woof, woof, motherfucker. W nocy na żer wychodzą różne kreatury i nie zawsze wyglądają one normalnie. Chwilę po tym, jak Glen usiadł pod krzaczkiem, pod warstwą piasku dało się zaobserwować ruch. Czułe ucho mogłoby wychwycić szelest, jaki może powodować zwierzę gramolące się z dziennej kryjówki. Sekunda. Dwie. Trzy. Po chwili, gdzieś zza pleców androida, wyszedł ze swojej kryjówki zdziczały wymordowany. Wyglądał dość groteskowo, stanowił bowiem połączenie psa i pająka. Rozmiar, dwie przednie łapy i paszczę pełną ostrych kłów odziedziczył po pierwszym z nich, natomiast trzy tylne odnóża, włochaty odwłok z białym krzyżem i sześcioro oczu, po tym drugim. Pogmerał odnóżami w piasku, powęszył i odwrócił się w stronę Glena. Dotychczas siedzący doń plecami wydawał się łatwym celem. Psająk wydał z siebie mrożące w żyłach wycie i ruszył, mając nadzieję na sutą kolację.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.08.14 18:56  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Lęk przed pająkami. Arachnofobia. Fakt, istnieje takie zjawisko. Ale pozostanie ono niepojęte dla pana anioła.
Wysłuchał wyjaśnień kotki bez cienia przejęcia, przypatrując się jej badawczo. Ożywił się dopiero na wieść o ogrodniczce.
Nic jej nie jest.
Wyrwało mu się westchnienie ulgi.
Przynajmniej dziewczynie i psu na razie nic nie groziło. Tylko co z tym chłopakiem?
Otrzepał spodnie, zarzucił na ramiona płaszcz i podniósł się.
- Sądziłem, że uciekną razem - przejechał dłonią po karku, stając poza wnęką, już cały w zasięgu deszczu - Ale chociaż dwójka jest cała... - mruknął, bardziej do siebie.
Rozglądnął się. Zdawało mu się, że coś słyszał. Kroki. Oddalone.
Przez chwilę wodził wzrokiem po otoczeniu. Zmrużył oczy i postąpił naprzód.
Przysunął się do ściany, obserwując zarys sylwetki. Było coraz ciemniej, ledwo dostrzegał zarysy obiektów.  
'Ktoś' zdawał się ich nie zauważyć. Coś powiedział, ale deszcz i wiatr zatarły znaczenie słów.
Gestem dał znak kotowatej, żeby zachować ciszę, po czym wskazał w stronę kępki zeschłych krzaków, za którą zniknął osobnik.
Sięgnął po ostrze i ruszył wzdłuż muru, nie spuszczając oczu z miejsca, w którym przed chwilą zaszył się nieznajomy. Był za wątły na 'ich' łowcę, ale nikt nie powiedział, że tylko tamten czyha na życie Marceliny.
Zaczął kroczyć jeszcze ostrożniej, kiedy wśród krzaków dostrzegł ruch.
Monotonny odgłos deszczu rozdarło przeszywające wycie.
Anioł zatrzymał się, przygotowany na przyjęcie ataku, ale to, co przed chwilą się darło, ruszyło w innym kierunku. Odgłosy wskazywały na to, że skoczyło praktycznie w przeciwną stronę.
Zawahał się.
Może lepiej nie ściągać na Marcelinę nowego zagrożenia? Skoro nie było skierowane na nią, może lepiej się oddalić?
Chyba, że, to jakaś pułapka, która ma ich odpędzić w przeciwną stronę.
Ktoś może czekać w innym miejscu.
Może zwierzęta ze sobą walczą.
Tyle możliwości, a żadna z nich może nie być prawdziwa.
Ale atakowanym może też być człowiek, który wyszedł za mur.
Oglądnął się na Marcelinę, po czym zaczął okrążać skupisko zeschłych krzaków.
Trzeba to sprawdzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.08.14 20:38  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Spoiler:

Słysząc przeszywający skowyt zza pleców Glen odwrócił się natychmiastowo. To, co zobaczył, przez chwilę nie wywołało w nim żadnej reakcji; istota wyglądała jak makabryczna krzyżówka człowieka i pająka, przekraczająca najśmielsze wyobrażenia twórców horrorów. W swojej skromnej bazie danych Glen nie był w stanie odszukać nic na temat podobnych istot: ani ich specyfiki, ani odpowiedniej reakcji na ich obecność.

Dopiero wyraźnie agresywny ruch pajęczaka przywołał w obwodach Glena odpowiednią wskazówkę: "Ustawa o inteligentnych istotach mechanicznych; artykuł piąty, podpunkt szesnasty: w przypadku zaobserwowania zachowania mogącego doprowadzić do utraty zdrowia lub życia istoty ludzkie przedstawiciel AI winien natychmiast powiadomić władze o zaistniałej sytuacji [...]". A kilkumetrowe, agresywne stworzenie na ośmiu nogach z pewnością kwalifikowało się jako niebezpieczne dla istot ludzkich.

Jak najszybciej mógł, Glen podniósł się do pionu i zaczął biec w przeciwnym kierunku, zapadając się w piasku. Musiał zawiadomić władze o niebezpieczeństwie, ale żeby to zrobić musiał najpierw znaleźć drogę z powrotem do M3 - i do połączenia z internetem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.14 12:03  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Uśmiechnęła się. Trochę krzywo i słabo jak na potomka kota z cheshire, rozpoznawalnego ze swojego wiecznego uśmiechu pełnego malutkich ząbków. Ale jednak był to uśmiech. -Nie darzą się sympatią. - odpowiedziała szybko, pamiętając dokładnie wyraz twarzy każdego z nich - A przynajmniej Ren. Spojrzała w jego stronę. Na jej pyszczku malowało się zdziwienie - stał w deszczu, zamiast przeczekać ulewę pod murami. Dziwne. Nigdy nie zrozumiem aniołów.
Uszy właściwie same stanęły na sztorc, będąc w całkowitej gotowości, gdy Nithanian nakazał jej być cicho. Również usłyszała dziwny szmer gdzieś w okolicy. Gdy ten wyciągnął nóż i zaczął iść do przodu, ona ruszyła się z miejsca i podkradła do wyjścia. Spojrzała na oddalającego się anioła i naciągnęła kaptur, ruszajac się z miejsca. Ledwo wyszła z kryjówki, a okolicę przeszyło głośne, głuche wycie. Serce zabiło jej mocniej - przylgnęła do ściany i bezszelestnie poszła za aniołem. To z pewnością nie był atak na nią - raczej potyczka miejscowych kreatur, walczących zapewne o kawałek miejsca.
Dostrzegła też ruch w okolicznych, suchych krzakach. Spojrzała w dół, na niższe partie terenu - jej źrenice przyzwyczaiły się do lekkiego półmroku i wtedy mogła zauważyć biegnącą człowieko-podobną postać. Jakby przed czymś... uciekała? Tak, uciekała. Gdy zbliżyła się o kilka kroków dostrzegła kilkumetrowe... coś. To coś przypominało wielkiego pająka... z psim pyskiem?
Z psim pyskiem. Jej oko zrobiło się oczoyebnie złote. Skuliła się, podpierając ciało dłońmi i pochylając grzbiet, stając się niewidoczna dla otoczenia. Przybrała pozę drapieżnika, czekającego na błąd swojej ofiary. Jej sierść na plecach można było porównać do kolców wściekłego jeża. Wysokie tu, przesuszone trawy typowe dla jesiennego krajobrazu pozwoliły jej dobrze się kamuflować. Wzrok przeniosła na anioła, również wybitnie przygotowanego do ewentualnej walki. nie sarkazm - Czy to człowiek? - szepnęła cicho, cichutko, na tyle cichutko, że usłyszał ją jedynie Nithanian.
Aragot przez dłuższą chwilę nie pokazał się jej na oczy, dopiero potem przyległ do gleby blisko niej. Z jego pyska dało się usłyszeć cichy oddech, który w każdej chwili mógł przerodzić się w głęboki, groźny warkot. Jak na razie demon nie przydawałał się zbytnio w walce - ale to się miało zmienić. Już niedługo.
W pogotowiu Marcelina zawsze miała Hakudo. I szwajcarski scyzoryk. Tak źle nie jest, bieda nie doskwiera.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.08.14 19:45  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Uwaga! Wredny MG w temacie!

Psająk zobaczył jak jego upatrzona ofiara zaczęła biec. Rzucił się w szalony pościg za uciekającym obiadem. Poruszał się dalekimi skokami, bo na piasku jego tylne odnóża tylko by przeszkadzały. Było coraz ciemniej, niemniej dystans między drapieżnikiem, a ofiarą malał. Jeszcze tylko pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Bestia dopadła uciekającego Glena i ugryzła go w łydkę. A przynajmniej próbowała, bo jej zęby połamały się na metalowym ciele niedoszłego obiadu. Psająk wydał z siebie żałosne skamlenie, po czym uciekł, z podwiniętym odwłokiem i krwawiącym pyskiem.

To by było na tyle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.08.14 20:24  •  Teren niedaleko murów.  - Page 5 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Czy to człowiek?
- Sądząc po sylwetce...
Zanim porządnie się zbliżyli, osobnik zerwał się do biegu. Bestia pogoniła za nim.
- ...chyba tak - dorzucił szybko.
Ruszyć za nimi?
Ten ktoś może potrzebować pomocy. Kimkolwiek jest, wyglądał na człowieka.
- Pilnuj się - oglądnął się na Marcelinę i ruszył za stworem i jego ofiarą.
Potem rozstrzygnie, czy ścigany stanowi zagrożenie.
Było coraz ciemniej. Niewiele widział, ale zanim ich dogonił, nie umknęło jego uwadze, że stwór nagle wykonał odwrót. Skamlając i rzężąc kreatura odbiła w prawo i zniknęła w rzadkich zaroślach.
Wystraszyła się czegoś? Zmęczyła się?
Nieistotne. 
Nithaniah nie zwolnił. O ile potwór nie dopadł uciekającego, zrobił to anioł. Z impetem wpadł na człowieka, zachwiał nim, zablokował ręce i przytrzymał w na tyle niestabilnej pozycji, że bez podtrzymywania nieznajomy runąłby na ziemię. Profilaktycznie przyłożył mu jeszcze ostrze do gardła, ale tak, by metal ledwie musnął skórę. Bądź, co bądź - nie chciał nikogo krzywdzić na zapas.
- Co tu robisz? - syknął, a jego głos, mimo, że z natury łagodnej barwy, przybrał zaskakująco stanowczy ton, bardziej pasujący do jakiejś wojskowej żylety, niż dobrodusznego sługi bożego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach