Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 10.06.14 21:42  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Litość? Miłosierdzie? może jeszcze współczucie i wiara w to, że Naven jest dobrym człowiekiem. Ta gadka wcale go nie ruszała, zachowywał zimną krew niczym najlepszy morderca który był, jednak morderstwa były podpisywane pod Wojsko, był wojskowym mordercą na zlecenie. Nawet nie źle to brzmi ale cóż, zobaczył, że jego kula sprostała zadaniu i zadała ranę która na pewno uniemożliwi, ucieczkę czy nawet ruch tej panience.
Nie żywił jakieś nienawiści, jednak w obronie ledwo co podnoszącej się na nogach cywilizacji ludzkiej, jego zadaniem jest obrona ludzi przed takimi zjawiskami jak ona. Skrzydła, ciekawe gdzie jest Bóg? Hahah dobre, przecież ich opuścił już dawno temu, zostawiając za sobą śmierć i wyniszczenie.
-Daruj sobie umoralniające gadki, nie mam sumienia, moralności, duszy.-dodał z ironicznym uśmieszkiem na ustach.-Spotkałaś Żniwiarza.
Odnosiło się to do jego pseudonimu, którym to ochrzcili go wojskowi. Nazywali go Reaper, bo tak mówiono w języku angielskim na żniwiarza. On był żniwiarze, ale dusz i ludzi. Zabierał ich życia, nie dało się go przekupić, przychodził w najbardziej nie oczekiwanych momentach tak jak śmierć. Siewca śmierci, to jest dobre określenie na niego. Kucnął przy rannej anielicy.
-Zaraz mi wszystko wyśpiewasz jak na spowiedzi.
Zimna maska którą widziała i jego bez uczuciowy głos mógł przyprawiać o dreszcze nie jedną osobę, sam fakt, że nie masz pojęcia czy to maszyna czy jeszcze człowiek przyprawia o strach ale to mniejsza.
Zwrócił się do systemów kombinezonu, jego asystentka od razu zrozumiała o co mu chodzi. Powiedział tylko, że wysyła swoje współrzędne oraz to, że będzie miał pasażera. Chodziło o nią, zabiera ją na przesłuchanie czy to za jej zgodą czy nie. Nie będzie wcale dla nie miły czy uprzejmy, dopyta ją o każdy szczegół, kim jest, z kim sypia nawet i Bóg którego nie ma wie jeszcze. Czekał na śmigłowiec który lada chwila przyleci po nich w końcu? to niedaleko miasta czyż nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.14 0:54  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Zacisnęła mocniej wargę w jedną linię, słysząc przezwisko, jakim się przedstawił. Żniwiarz. Dobre sobie. Znała tylko jedną osobę, która miała pełne prawo się tak nazywać. Był pradawnym aniołem, personifikacją samej śmierci. To był prawdziwy Żniwiarz a nie jakaś ludzka istota. Może i był silniejszy, może i miał nawet władzę, ale daleko mu było do oryginału.
Zacisnęła mocniej palce na krwawiącym kolanie. Bolało. Naprawdę bolało, na dodatek nie była już w stanie zbytnio poruszać rannym skrzydłem. Chciała znaleźć się w domu, w otoczeniu członków gangu. Chyba po raz pierwszy w życiu zaczynała odczuwać strach. Do tej pory tak bardzo obce uczucie wypełniło jej klatkę piersiową przyspieszając bicie jej serca. Nie, nie mogła okazać słabości. Należała do gangu DOGS, a oni, do cholery jasnej, nigdy się nie bali. Chciał informacji? Nie da mu ich. Nigdy. Może i nie potrafiła kłamać przez jakaś cholerną, niemalże irracjonalną blokadę w jej umyśle, ale milczeć potrafiła. Chociaż wielu nie podejrzewało jej o to.
Rozległ się głośny warkot nad nią, a ta mimo wszystko uniosła głowę ku górze. Helikopter. Czyli zamierzał ją zabrać stąd. Musiała coś zrobić. Musiała przede wszystkim powiadomić Growa. Co prawda nie liczyła na ratunek, ale… To było jedyną rzeczą, która przyszła jej do głowy. Wykorzystując małe zamieszanie z powodu helikoptera i ewentualnych wojskowych, zerwała ze swego nadgarstka żółtą, poplamiona teraz jej krwią chustę organizacji i wsunęła pod piasek. Dopiero teraz pamiętała. Nie była tutaj sama. Pod same mury została odprowadzona przez Javiera, jednego z czworonogów Growa. Co prawda pies robił co chciał i zapewne w chwili, gdy ta zniknęła za murem ten gdzieś odbiegł, ale była pewna, że tutaj wróci. I z łatwością odnajdzie jej bandanę. Wykopie i pobiegnie z nią do Growa. Tak, wierzyła w to. W momencie, gdy to zakopała poczuła silne szarpnięcie a potem przed jej oczami zapanowała ciemność. Worek na głowie? Całkiem możliwe. Zaczęła się szarpać i wyrywać, chociaż było to trudne z racji ran, jakie odniosła. W pewnym momencie jej paznokcie o coś zarysowały. Podrapała kogoś? Może. W tym momencie to nie było ważne. Walczyła, jak na DOGSA kurna przystało. Mimo, że i tak była na straconej pozycji.


// ztx2 gdzieś tam. Wiem, krótko, noale.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.07.14 16:00  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
JAVIER.
Czerwone drobinki piasku przykleiły się do czarnego nosa, brodzącego w suchej ziemi. Mięśnie psa drgnęły, jakby chciał wydobyć z siebie ciche skomlenie, ale mimo usilnych starań - żaden dźwięk nie wyrwał się ze ściśniętego przez śmierć gardła. Wielkie kundlisko jakiś czas temu przechadzało się blisko murów Miasta-3, by ostatecznie spróbować odszukać dotychczas rzetelnie śledzoną Evendell. Niestety, jak się okazało: na marne. Jej trop urywał się bardzo gwałtowanie, a woń krwi tylko rozpalała zmysły zdezorientowanego charta.
Jeszcze przed chwilą tu była. Jeszcze przed momentem ją widział. Czuł.
Javier przez krótki czas kręcił się po śladach porwanej, by natrafić na warstewkę naruszonej ziemi. Czarny nos wodził tuż nad glebą, wyłapując wciąż świeży zapach anielicy, aż w końcu Javier wsunął pazury w podłoże i zaczął je rozkopywać. Żółty materiał prędko znalazł się w jego pysku, a wielkie cielsko odbiegło sprintem w tylko sobie znanym kierunku.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.07.14 0:18  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Od momentu, w którym znaleźli się na obrzeżach, niósł Marcelinę. Nie miał już siły. Stanowczo nadużył mocy, a kotowata, chociaż i tak lekka, w tym stanie była dla niego potwornym obciążeniem podczas lotu.
Bądźmy szczerzy - ostatnio nie był w formie.
Pocisk wystrzelony w stronę Marceliny musiał zawierać jakiś środek usypiający, bo przez całą drogę nie poruszyła się ani nawet nie odezwała. Miał szczerą nadzieję, że spała.
Dopóki uciekali, nie miał okazji sprawdzić jej stanu.
Kiedy wydostali się przed wyrwę w murze, odszedł jeszcze kawałek wzdłuż betonowej bariery. Szedł tak dziesięć, może piętnaście minut, na ostatnim odcinku już lewo powłócząc nogami. W końcu znalazł odpowiednie miejsce do zatrzymania.
Kolejna szczelina, całkiem spora, ale w lekkim zagłębieniu, od strony miasta prawie że zamknięta przez ścianę jakiegoś budynku.
Przestali być niewidzialni.
Ostrożnie ułożył Marcelinę we wnęce, a sam, wyczerpany, przyklęknął obok niej.
Mur był gruby. Częściowo osłaniał ją przed deszczem.
Krótkie oględziny pozwoliły aniołowi upewnić się, że dziewczyna oddycha i że jej stan jest raczej stabilny. Zdjął pas płaszcza i przewiązał go wokół rany na nodze kotowatej, próbując zatamować krwawienie. Nie był medykiem, zrobił tylko to, co potrafi żołnierz z kilkoma tysiącami lat doświadczenia.
Zamrugał parę razy, próbując pozbyć się mroczków przed oczami.
Nie mógł sobie teraz pozwolić na utratę przytomności.
Powinien znaleźć kogoś, kto pomoże kotowatej lepiej, niż on.
Głupia, mała, biedna człowiekowata. Po co tam lazła? Po jaką cholerę?
Zdjął płaszcz i okrył ją. Od środka był suchy. Porządna rzecz.
Westchnął ciężko i oparł się o ścianę wyrwy. Właściwie dalej siedział na deszczu, ale w tym momencie było mu już wszystko jedno. Woda odrobinę go cuciła, pomagając utrzymać kontakt z rzeczywistością.
Klepnął się parę razy w policzki i spojrzał na pustkowie po swojej lewej. Przeniósł rozbity wzrok na Marcelinę.
Jedno na chwilę bezpieczne. O ile jej stan się nie pogorszy.
Co z pozostałymi - nie wiadomo.
Musiał wybierać, kogo ratować.
Tylko jakim prawem miał o tym decydować?
Zacisnął usta w wąską linię, nie spuszczając z kotowatej umartwionych, starczych oczu, które nijak nie pasowały do jego młodzieńczej powłoki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.07.14 12:51  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
-Ten świat jest straszny. Dlaczego akurat tu? Nie mogliście wysłać mnie do jakiegoś innego, lepszego wymiaru? Jestem teraz w jakiejś szarej dziurze. I zupełnie nie wiem, co mam robić. Umrę! Zginę! Od niedawna mieszkam w tym posranym świecie, a już chylę się ku upadkowi. Ja i mój ogon ucierpieliśmy. Aragot, do cholery, gdzie jesteś?!
Najpierw była ciemność, która stopniowo ulegała nieśmiałym promykom światła. Stała pośrodku... nicości. Jakby ta nicość była materialna i niematerialna zarazem. Tak, fuck logic! Ale tu wszystko jest możliwe. Wszystkie chwyty dozwolone. Z założonymi rękami i miną wściekłej mamuśki patrzyła w bezradnie stojącego przed nią wilczura. Był teraz jeszcze większy, niż zazwyczaj pokazywał się jej osobie. Siedział teraz wyprostowany, pochylając się po chwili w jej stronę.
-Nic nie jest przypadkowe.

***
Znowu ciemność. Dziwna, nijaka. Zniknęła dopiero gdy Marcelina, po kilkunastu minutach ociągania się, powoli unosiła nadal ciężkie powieki. Obrazy były zamazane, dopiero po dłuższej chwili oswajania się z rzeczywistością zaczęły mieć sens. Jej źrenice przez chwilę nie mogły odnaleźć punktu, na którym by się zatrzymały, błądziły. Po chwili wszystkie inne zmysły wróciły do normy, po czym wyostrzyły się. Najpierw usłyszała przeróżne odgłosy natury, potem poczuła świeży zapach mchu i wilgoci porastających mur. Deszczowy powiew dotknął jej skóry. Lodowate dreszcze przebiegły przez jej kark. W głowie nadal słyszała jego głos, przed oczami co chwile pojawiały się krótkie obrazy z tamtej walki. Myśli, krzyki zlewały się ze sobą, przy okazji tworząc obraz widziany ostatni raz przed utratą przytomności - zbliżająca się sylwetka mutanta, który z pewnością nie miał wobec niej dobrych zamiarów... właśnie wtedy ocknęła się, wróciła do świata żywych i świadomych.
W mgnieniu oka podniosła się, opierając rękami i glebę. Bolała ją głowa, nadal miała mroczki przed oczami, strasznie chciało jej się pić. Czuła... pustynię w gardle i na języku. Ciężko oddychała, nie wydając przy tym głośniejszych dźwięków... nie mogła wstać. Była ranna. Spojrzała na łydkę, którą teraz zaciskał mocno pas... musi się stąd wydostać i odnaleźć zioła na rany głęboko postrzałowe. Oparła głowę na słoniach, a łokcie na kolanach, i dopiero w tamtym momencie zorientowała się, że nie jest sama. Spojrzała na Nithaniana. Uśmiechnęła się przyjaźnie i położyła drżącą łapkę na jego ramię.
-Dziękuje... - szepnęła, po czym zaczęła kaszleć. Coś drapało ją w gardle. Odwróciła głowę i plunęła na trawę, drapiąc się po gardle i wystawiając lekko kolorowy język. Jej organizm nie odzyskał jeszcze pełnej kontroli - jej prawe oko było teraz całkowicie czarne, tak czarne, że nie można było odróżnić źrenicy od tęczówki. To tak jakby... zepsuło się.
Leżał u jej stóp, opierając wielki łeb o równie potężne łapy. Deszcz jakby wchłaniał się w jego ciało, przenikało przez nie. Aragot, wierny swojej pani, nie zostawił jej ani na chwilę. I nie zostawi. Nigdy.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 20.07.14 14:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.07.14 14:02  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Z ulgą przyjął ocknięcie się Marceliny. Przybrał mniej rozemocjonowany wyraz twarzy, który jego zdaniem był bardziej na miejscu.
Widząc, jak kotowata podrywa się z miejsca, pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Mogłabyś leżeć spokojnie chociaż przez pięć minut?
Miało wyjść ostrzej, ale koniec końców stać go było tylko na karcące spojrzenie i ton znużonego opiekuna, którego podopieczni cały czas rozbiegają się po kątach, a on za nic nie może ich doprowadzić do porządku.
Fakt, że przez ostatnie godziny kotka była aż nazbyt spokojna, ale to się nie liczyło.
Przyjrzał się jej uważnie.
Wciąż nie mógł odpędzić od siebie myśli o tamtej dwójce. To było... przytłaczające. Doskonale wiedział, że wybór był słuszny, ale najwyraźniej za długo przebywał wśród ludzi, bo zaczynał myśleć jak oni i za nic nie mógł się do swoich racji przekonać.
- Jak się czujesz? - spytał, nie spuszczając z niej czujnych oczu.
Może to faktycznie był tylko środek usypiający. Nic więcej. Może nic jej nie będzie, o ile ta noga jej nie wykończy.
Może.
Nie znał się na tym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.07.14 12:15  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Skuliła uszy, przybierając pozę zasmuconej. Po chwili jednak uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. -Niestety... w moim przypadku to niewykonalne. - Spojrzała na niego, rozumiejąc karcący ton. Martwił się... a przynajmniej stwarzał takie pozory. To bardzo miłe - spytał nawet o samopoczucie. - Czuje się coraz lepiej. Nie wiem, co za świństwo wymyślili naukowcy z organizacji SPEC - bynajmniej poddanie się jego działaniu nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć.
Czuła się faktycznie coraz lepiej. Ból głowy ustąpił teraz przyjemnemu uczuciu spokoju, oko zaczęło przybierać naturalny odcień, mięśnie znowu stały się jej posłuszne. Przysunęła się do muru i wyciągnęła z kieszeni swojego słodkiego papierosa - pamiątka po Kapeluszniku. Zachłannie wciągała dym, pozwalając mu opanować na chwilę płuca. Pozbyła się go dopiero gdy odwróciła od anioła głowę. Gęsta, różowa firana zaczęła być dziesiątkowana przez ciężkie strugi deszczu. Spojrzała w stronę Nithaniana i podsunęła mu fajkę z pytającym wzrokiem "może się skusisz?".
Brrr, chłodno tu. Nastroszyła lekko sierść, ogon oplotła wokół łydek. W ten sposób nie odczuwała już tak zimna i wilgoci, które zapanowały tu przez nadejście ulewy. Do jej nozdrzy dochodziły przeróżne, niezbyt przyjemne zapachy - uniosła wzrok i 'podziwiała' teraz narośl na murze. W sumie - różne narośle. W ciągu kilku sekund rozpoznała już przynajmniej cztery gatunki. W tym dwa trujące.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.07.14 19:54  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Przyglądał jej się, starając się ustalić, czy rzeczywiście czuje się lepiej, czy tylko zgrywa bohatera. Chyba rzeczywiście polepszało jej się, bo powoli zaczynała wyglądać jak 'zwyczajna' Marcelina.
Przeniósł oczy na fajkę, rozważając propozycję, ale przecież powinien być ponad papierosy, alkohol i wszelkie inne przyjemności, więc w końcu pokręcił głową.
Nudziarz.
Anioł nie musi być rozrywkowy. Ważne, żeby wypełniał swoje obowiązki.
Odgarnął włosy z czoła, bo woda zaczynała mu cieknąć po twarzy.
Zastanawiało go, dlaczego łowca dostał zlecenie akurat na kotowatą. Owszem, była specyficzna. Ale musiało mu na niej wybitnie zależeć, skoro był gotów wywołać burdę w środku miasta.
A ona tylko wystawiła się jak na talerzu. Po co? 
Powinna siedzieć na miejscu, z dala od M-3, z dala od wszelkich niebezpieczeństw. Chociaż przez chwilę pozostać w ukryciu.
Ale 'w jej przypadku to niewykonalne'.
Poczuł się źle. Był rozdrażniony. Właściwie - był wściekły. Na Marcelinę. Nie, nie na nią. Dziewczyna jest wolnym duchem, musi to zaakceptować. Ludzie się nie zmieniają. Denerwowała go jej nieodpowiedzialność.
- Marcelino - zdławił zdenerwowanie na rzecz śmiertelnie poważnego tomu - Trzymaj się od tego miasta z daleka. Nie obchodzi mnie, że szukasz przygód. Takim zachowaniem narażasz siebie i cywilów z Miasta-3. Nie możesz...
Zamilkł na chwilę.
Nie ma prawa mówić jej, co wolno, a czego nie. I tak nie posłucha. Nie została stworzona do wysłuchiwania kazań.
Westchnął z rezygnacją.
- Przynajmniej, dopóki wszystko nie przycichnie, bądź ostrożniejsza - dodał, już spokojniejszym, bardziej łagodnym tonem, całkowicie pozbywając się prywatnych uczuć, jak pierwszorzędny aktor.
Emocje na bok.
Zachowujmy się mniej człowieczo.
Bardziej anielsko.
Cierpliwości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.07.14 20:36  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Wzięła ponownie fajkę do ust, patrząc w dół. Jej uszy przylegały teraz do głowy, ujawniając jej poczucie winy. Rozumiała, że był zły - miał prawo. Po ostatnich słowach spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie, zniżając jednak wzrok z szacunkiem. - Masz rację. Postaram się. Żadnego odwiedzania mp3! - zaśmiała się, biorąc jeszcze jednego bucha smakowego papierosa. Chuchnęła i spojrzała na anioła - ten zapach. Coś jej tu nie pasowało. Po kilku sekundach przyglądania się jego ramionom przytrzymała papierosa w ustach i odsłoniła prawy rękaw, bardzo delikatnie muskając go po skórze drobnymi, puchatymi łapkami. Miał kilka lekko krwawiących zadrapań, zapewne draśnięcia z tamtych chwil. - Może wdać się zakażenie... masz jakieś nadnaturalne umiejętności lecznicze? - spytała, wlepiając w niego pytający wzrok. Zachowywała się teraz jak drugi anioł-rzep, który musi, no po prostu musi pomóc. Ale taka już była.
Wstała na równe nogi, wyciągając z przedniej kieszeni spodenek plaster i saszetkę z ziołami potem sięgnęła chusteczki. Wystawiła rękę na deszcz, pozwalając chusteczce nasiąknąć wodą. Materiał szybko stał się wilgotny - wtedy, pozwalając chusteczce zawisnąć w powietrzu, otworzyła małą saszetkę z ziołami Axisu. Odkażały one i leczyły każde rany, nawet te głębokie. Wzięła w garść kilka, wpychając w środek chusteczki, po czym ścisnęła materiał, trąc go po chwili. Po kilku sekundach rozłożyła go i przysunęła się do Nithaniana, chcąc położyć okład na rany. -Może trochę szczypać... - powiedziała, przykładając go do rany. Chwyciła jego dłoń i położyła na chusteczce, odsuwając się. - Dobry sposób, nawet z własną mocą samoleczenia - skóra staje się gładka i pachnąca, taki gratisowy dodatek... - zaśmiała się cicho, drapiąc ze zdenerwowaniem kark.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.07.14 21:20  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
Mp... 3?
Jakie mp3?
Spojrzał na kotowatą z konsternacją, próbując zrozumieć, o co jej chodziło, ale po minucie się poddał.
Czyżby postanowienie poprawy?
Czas pokaże. Może chociaż bezpieczeństwo innych zmotywuje ją do działania. A raczej - bezczynności. 
Cofnął się, kiedy puchata łapa zbliżyła się w jego stronę, ale zaraz za sobą miał ścianę wnęki, więc po zwiększeniu dystansu o parę centymetrów natychmiast uderzył łopatką w beton.
Chcąc, nie chcąc, dzielnie zniósł naruszenie jego świętej anielskiej przestrzeni osobistej.
- Może wdać się zakażenie...
Co?
Cokolwiek mu się stało, nie mogło to być nic poważnego, bo leżałby już nieprzytomny. Niezawodna ater sanguis, o tak.
Z roztargnieniem poczynił krótkie oględziny.
Parę zadrapań. O ile są tak płytkie, na jakie wyglądają, nic mu się nie stanie.
- Nie, nie leczę. W przeciwnym wypadku...
Zamilkł, patrząc na poczynania Marceliny z dezorientacją. Zamierzał ją powstrzymać, ale widząc, z jaką zawziętością wygrzebuje plastry i inne chusteczki, zrezygnował.
A... niech robi, co chce. Jeśli ma się przez to poczuć lepiej, to proszę bardzo.
- W przeciwnym wypadku twoja noga byłaby już zdrowa - dokończył, grzecznie dając się opatrzyć. Czuł się głupio. To anioł powinien pomagać, nie na odwrót. Ta sytuacja stanowczo ubliżała jego stanowisku.
Mniejsza z tym. 
- ...skóra staje się gładka i pachnąca, taki gratisowy dodatek...
Z wahaniem przybliżył nos do opatrunku.
- Faktycznie, pachnie - stwierdził, z mieszaniną zaskoczenia i zachwytu, właściwymi komuś, kto właśnie odkrył coś nowego.
Przeniósł wzrok na kotowatą.
- ...Coś nie tak?
Może z tą nogą faktycznie było gorzej, niż myślał? Albo ta substancja ze strzałki miała efekty uboczne. Albo jeszcze coś innego.
Milion czarnych myśli na minutę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.14 21:00  •  Teren niedaleko murów.  - Page 4 Empty Re: Teren niedaleko murów.
W pierwszej chwili zdziwił ją jego odruch, gdy odsunął swoje ramię. Po wszystkim spojrzała jeszcze raz na niego i uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. Ah, skrzydlaci. Na swojej drodze spotkała niewielu przedstawicieli tego gatunku. Usiadła z powrotem opierając się o ścianę, prostując pechową nogę. Przygryzła wargi i ściągnęła pasek z łydki. - Wiem, to było trochę nielogiczne pytanie. Na chwilę poczuła ulgę, jednak noga zaczynała drętwieć w tamtym miejscu. Niezakrzepnięta do końca krew ponownie popłynęła w dół, zahamowana szybko przez długi bandaż i jej sprawną rękę. Kilka pozostawionych w saszetce ziół, wtarła w miejsce rany, starając się ukryć niezadowolenie z odczuwanego szczypania w tamtym miejscu, porównywalnego do tego podczas obmycia rany wodą utlenioną.
- Nie... - powiedziała, nie patrząc nawet na niego. - Wszystko w porządku. - dopiero gdy skończyła odratowywać swój kawałek ciała, uraczyła go kontaktem wzrokowym. Zmarszczyła brwi i przyjrzała się mu z uwagą, przekręcając lekko łeb na prawą stronę, niczym ciekawski, młody pies. - A ty? Jak się czujesz?
No, rana się zagoi. Na szczęście poważna nie była, ot, zwykłe draśnięcie, które na groźne jedynie wyglądało. Ogoniasta zdążyła zauważyć, że została tak zadane celowo. Zdecydowanie celował w bok łydki. Czyli im wszystkim zależy na żywej Marcelinie, żywej i zapewne bez większych obrażeń - gdyby tak nie było, gościu zaserwował by jej kulki w łeb, albo trzy. Matko, co oni tam robią z jeńcami? Przeprowadzają tajemnicze testy? Robią z nich maszyny do zabijania? Tak, Marcelina z pewnością stanie się assasinem, mają pewne. No, z pewnością nie podają ciasteczek z mlekiem, posadzając na wygodnym fotelu z mięciutką skórką i obowiązkowo poduszką pod obolały tyłek. I życząc "smacznego", niosąc górę książek i podając pilot od wielkiego telewizora ze wszystkimi istniejącymi kanałami. A jeśli już tak robią - to dodając do owych ciasteczek wywar ze skóry pijawki, ślinę nietoperza i żabę. Tak, żabę - w całości! Marcelina widziała na własne oczy, w telewizji, jak ludzie zjadali dobrze przyprawione żaby. Weeeeh...~ Ohyda.
Ta myśl skutecznie obrzydziła jej życie. Wyciągnęła z kieszeni czekoladowego batona z nadzieniem karmelowym, który zakupiła kilka godzin temu. Chwilę walczyła z opakowaniem, by w końcu wyciągnąć czekoladowego paluszka. Była dobrze wychowana, więc najpierw złamała go na pół, wystawiając pierwszą część w stronę Nithaniana. Małe co-nieco, nawet w postaci połowy batona, osłodzi ich życie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach