Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Go down

Pisanie 04.06.19 22:30  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
Sernik był dość dobrą kartą w grze, jaką było przekonywanie Kiraia do powrotu do M-3. Pajączek mimo wszystko obawiał się, że znowu zostanie złapany i poddany dziwacznym eksperymentom, tak samo jak przed laty. Teraz było inaczej — był silniejszy i miał przy sobie swojego brata, który był tu głównym mózgiem operacji. Wymordowany był pod niejakim wrażeniem tego, że skołował im nawet ubrania w odpowiednim rozmiarze. Podobało mu się. Odczuwał pewnego rodzaju nostalgię, wszystko było tak, jak dawniej. Porządek wrócił.
  Usłyszał cichy syk, który natychmiast zwrócił jego uwagę i obrócił głowę w stronę, z której dochodził odgłos. Boris. No tak. Wyszczerzył się na krótki moment, rozumiejąc, o co chodzi młodszemu. W chwili, kiedy dziecko poleciało na owoce, Jirō wyciągnął maskę zza bluzy i nałożył ją na twarz.
 Nakładając dźwiękowo-wizualny efekt, zadbał o to, by nikt w lokalu nie widział i nie słyszał kradnącego wymordowanego, a zwykłego, brzydkiego randoma, który przegląda towary. Pchał do plecaka kolejne owoce, myśląc o tym, jak przyjemnie urozmaicona stanie się jego dieta, potem w ruch poszło parę konserw i dań instant w fikuśnych, kolorowych opakowaniach. Kocia karma? Jak najbardziej. Plecak wkrótce był napchany na tyle, że w chwili, kiedy wracał w stronę Borisa, zlewając się ze swoją iluzją i teraz skupiając ją na ukryciu wielkości plecaka, zapomniał o innych elementach otoczenia. Nastąpił na jednego banana idąc w stronę Borisa, wycisnął go ze skórki, na której natomiast przejechał te dwa metry dzielące go od łowcy.
Co słychać, doktorku? Brzuszek już pełny – oznajmił z zadowoleniem, chwyciwszy wcześniej ramię mężczyzny, żeby na pewno nie upaść. Wciąż trzymając Lazarusa, pociągnął go w stronę, z której wcześniej przyszedł.
Gdzieś tam była fasola. Pomożesz wybrać – po co to zrobił — nie wie nikt. Może chciał się upewnić, że mają wszystko, że się ustawili. Nie wie też nikt tego, jakim cudem Kirai nie pojął, że poślizgnął się na skórce od banana i teraz na nią wciągnął stopy Borisa. Cóż za dobry, pełen błogiej nieświadomości, dzień!
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.19 20:21  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
Stała jak wryta i wpatrywała się w inżyniera. Co takiego chodziło mu po głowie na jej niespodziewany widok. Czy zachowa jej nieobecność w laboratorium dla siebie? A może postanowi oddać ją z powrotem w ręce naukowców? Miała do niego zaufanie i zawsze była mu posłuszna, ale... No właśnie. Nie chciała tak szybko wracać do celi. Jest tu tak krótko w porównaniu do sterylnych laboratoriów.
Już chciała spróbować coś powiedzieć, kiedy nagle ktoś wpadł na nią. Z mocą porównywalną chyba z małym samochodem (chyba; nigdy nic jej tak nie potrąciło). A że taka z niej malutka i lekka jak piórko istotka, to staranowana, pomknęła jak szmaciana lalka na stos pomarańczy zaraz przed sobą. Owoce upadły na podłogę, a dziewczyna zaraz za nimi. Trochę bolało, ale nie tak bardzo, by wydobyć z niej coś więcej niż tylko cichy syk.
Podniosła się z podłogi i natychmiast jej oczom ukazał się bałagan, jaki pośrednio zrobiła. Otworzyła szerzej oczy, tak samo usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, co i natychmiast bez słowa zabrała się za sprzątanie pomarańczy. A raczej próbowała je sprzątnąć. Przy okazji też zwinęła pod płaszcz może trzy sztuki, dla siebie. Powinna skorzystać z okazji i to właśnie robiła.
Tymczasem powędrowała wzrokiem w kierunku człowieka, który ją tak bezlitośnie popchnął, gdzieś kawałek dalej od niej i od pana Barnesa. Czy on przyglądał jej się tak samo jak ona jemu?...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.06.19 0:39  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
 Chaos, który panował aktualnie w sklepie był jak miód na serce Borisa. Mógł się wypierać ze wszystkich sił, ale rebeliancka krew nie dawała o sobie tak szybko zapomnieć. Wystarczyły rozsypane owoce, by popsuć mieszkańcom ten ich cholerny porządek - zarówno sklepowy jak i ten dotyczący ich pierdolonego idealnego dnia. Kilku klientów rzuciło się do pomocy przy zbieraniu pomarańczowych owocowych piłek i łowca jak zahipnotyzowany patrzył z zachwytem ukrytym za przyciemnionymi szkłami okularów na te wszystkie wyimaginowane pokłony i pełzania. Pokiwał głową do swoich myśli, lekko, niemal niezauważalnie. Nie umiał czytać bratu w myślach, ale jego własne zaprzątnęła ta niemal identyczna. Porządek wrócił.
 Wszystko było tak, jak powinno.
 Chociaż nie, nie było. Wpatrywanie się w całą akcję ze zbieraniem owoców sprawiło, że zdołał dojrzeć jak jego ofiara chowa niektóre z pomarańczy pod płaszczem. Coś się nie zgadzało. Chciała sobie rekompensować płaską klatkę piersiową i korzystając z okazji dorobić pomarańczowy biust po taniości? Takie miejskie dziwactwo pewnie Lazarus mógłby jeszcze zrozumieć, ale z chwilą, gdy pod płaszczem zniknęła trzecia pomarańcz - zwyczajnie zwątpił.
 Z tego wszystkiego wyrwał go dopiero Kirai, który uwiesił się na nim niespodziewanie, prawie pozbawiając go równowagi. Przez myśl przeszło mu, że wymordowany ma jakiś nagły atak czułości i zwyczajnie się stęsknił przez te kilkanaście wlokących się niesamowicie sekund. Zanim jednak zdążył pomyśleć, że to niesamowicie miłe - zdzielił brata w pusty łeb.
Co ty odpierdalasz? – syknął, dając się szarpnąć w wybranym przez wymordowanego kierunku – Nie chcę fasoli. Chcę spaghetti. Trzeba znaleźć pomidory w puszce.
 Zastawioną na niego owocową pułapkę zdołał ominąć, zauważając zawczasu na czym prawie wywalił się Kirai. Zbyt dobrze pamiętał jak skończyła się jego ostatnia desperacka przygoda ze spotkaniem żółtego pełzacza. Ruszył nosem jak królik, upewniając się, że tym razem sama obecność zagrożenia mu go po raz setny nie złamała.
 Nie było chyba lepszej okazji na ucieczkę ze sklepu niż obecna sytuacja. Nie był to jedyny spożywczak w okolicy i nie trzeba było jego jedynego obierać za cel. Nie chciał jednak, by ktokolwiek upomniał się o banana, który zginął śmiercią tragiczną pod dyktatorskim butem Kiraia, więc by poprawić powoli kończące się zamieszanie, przystanął i przystopował uwieszonego na nim brata, gdy przechodzili obok dziewczynki z pomarańczowym biustem.
Młoda damo... – zaczął miękko, najwyraźniej zauważając jej wcześniejsze przyglądanie się, choć szybko jego głos przybrał na stanowczości i co najgorsze - na głośności, chcąc by usłyszało go znacznie więcej osób – Czy ty właśnie kradniesz?
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.06.19 2:56  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
Wydał z siebie ciche, ale przeciągłe i łamiące się „heee”, w reakcji na całe to zamieszanie. Dawno nie widział tylu ludzi. Dawno nie widział... Ogółem ludzi. Nie spieszyło mu się do tego, by ich pozżerać, póki co dostatecznie podobało mu się przebywanie między nimi, a nie ich przebywanie w jego smutnym brzuszku.
  Widział też ciekawsze obrazy niż trójcycna dotychczasowa deska, która korzystała sama z chaosu i kradła sobie pomarańcze. Sam nie podjąłby się próby kradzieży w chwili, kiedy jest się, fakt faktem, w oku cyklonu. Jeszcze tak szalony nie był. Tym razem obyło się bez latających fioletowych króliczków, ale z owoców zaczęły wyglądać do niego długaśne, półprzezroczyste, uśmiechnięte gąsieniczki, które śmiały się z tego, jak prawie wychrzanił się na skórce od banana. Każda mieniła się innym bardzo jaskrawym kolorem, który drażnił oczy wymordowanego, kiedy przeciągał brata w stronę puszek.
  Wyrwany z zamyślenia Kirai w pierwszej chwili wydał z siebie prawie zwierzęce warknięcie, jednak lada moment sam się upomniał w myślach, że przecież ludzie tak nie robią. Szczerze mówiąc, nie miał najmniejszego pojęcia, co to jest spaghetti, brzmiało jakoś kosmicznie. Spojrzał znowu na giglające się gąsieniczki. To na pewno one.
Przecież właśnie je mijamy!– odparł z oburzeniem i niezrozumieniem, wskazując palcem na pomarańczkę, z której najbardziej wystawała wredna glizda. Ba, robak pokazał mu nawet język, a Kirai zareagował tym samym, niezbyt bacząc na to, że z perspektywy ludzi normalnych pokazywał go tej nieszczęsnej dziewczynce. Wyglądać to musiało dość ciekawie, kiedy w dodatku jego towarzysz zarzucił jej kradzież.
Ojoj, nieładnie. Króliczki nie lubią, kiedy kradniesz – powiedział z powagą, ale przez treść zdawało się, że traktuje ją z góry, jak dziecko. Po prostu nie rozumiał tego, jak mogło być odebrane jego zachowanie, jedynie wchodząc w rolę, jaką narzucił mu młodszy. Pokręcił głową, a wszystkie wychodzące z pomarańczy gąsieniczki zrobiły ten sam gest jednym chórem.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.19 16:00  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
 Chęć zaszkodzenia miastowemu, a w tym przypadku tej dziewczynce, była silna. Jednak nie na tyle, by całkowicie zminimalizować dyskomfort jaki spowodowali inni klienci, którzy swoją uwagę skupili nie tylko na samej złodziejce, ale również na Borisie. Mężczyzna powtarzał sobie w myślach, że to tylko ze względu na zamieszanie, że wszystko idzie zgodnie z planem i nie ma powodów do niepokoju, ale ten mimo wszystko nie znikał. Przyznawał się przed samym sobą, że bardziej niż o siebie martwi się o Kiraia? Najpewniej nie, ale to właśnie zachowanie jego brata sprawiało, że bał się dodatkowego zainteresowania. Należało się więc ewakuować.
 Zerknął kątem oka na wymordowanego dokładnie w momencie, gdy ten pokazał nieznajomej język. Dorosły facet. Teraz na pewno wszyscy mają go za upośledzonego, nawet pewnie bardziej niż mieliby Borisa, gdyby zamienili z nim dwa słowa więcej.
Nie patrz na nią, braciszku. Nie chcę by tak zdemoralizowana młodzież miała na ciebie wpływ i żebyś został kimś takim, jak oni.
 Jakimś cudem udało mu się zabrać towarzysza z kółeczka zainteresowanych gapiów, kierując się powoli do wyjścia. Po drodze wymienił z innymi klientami kilka uprzejmości z rodzaju "ciekawe gdzie są rodzice", "od dziś kupuję u konkurencji", "to wszystko wina tego M-chatu" kończąc je wisienką na torcie "jak mój braciszek będzie miał po tym traumę to wszystkich was pozwę" i w końcu opuszczając sklep.

[ z tematu x2 ]
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.19 17:30  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
  Wpadł do sklepu zziajany, ale w duchu ucieszony, że drzwi okazały się jeszcze otwarte. Zdążył na ostatnią chwilę, zbliżała się już pora zamknięcia sklepu, a to skazałoby go na brak nikotyny do jutrzejszego poranka. Kumulacja projektów i zaliczeń na studiach dawała się we znaki i potrzebował małego wsparcia. Mógłby wmawiać sobie, że to jedynie chwilowe i wcale nie jest uzależniony, ale… to przecież kłamstwo. Doskonale to wiedział i nic nie zapowiadało żadnej zmiany w tej materii.
  Wziął spokojniejszy wdech, odgarnął mokre od potu włosy z czoła i skierował się do lady.
  — A dwadzieścia jest?
  Posłał starszej ekspedientce kpiące spojrzenie znad okularów.
  — Mój zarost jest raczej mizerny… — mruknął, unosząc dłoń z przepustką, by wyświetlić dowód tożsamości.
  — Wiesz, że palenie szkodzi, co? — Kobieta zerknęła na niego kątem oka, gdy sięgała po wybraną paczkę papierosów.
  — Nadmierne interesowanie się czyimś życiem również — odparł zobojętniałym tonem, myśląc jedynie o zaspokojeniu swojego głodu. Zapłacił i schował mały nałóg do kieszeni.
  Ekspedientka pokręciła oczami i wróciła do rozwiązywania krzyżówki.
  Jude, nim wyszedł, przeniósł uwagę na dział alkoholowy. Nie był miłośnikiem libacji, zażycie procentów zdarzało się w jego życiu na tyle rzadko, że większość mogłaby go uznać za abstynenta. Znajomi dawali mu wiele okazji do zmiany pod tym kątem, ale okularnik zawsze wykręcał się jakimiś obowiązkami. Raz poszedł na piwo. Skończyło się to odwożeniem pół przytomnych kumpli i irytacją kierowcy. Niemniej kiedy patrzył na butelki z lśniącym w środku trunkiem, zastanawiał się, co by się stało po przekroczeniu granicy? Kusiła go wizja eksperymentu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 17:31  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
Podobno raka trzeba było karmić, a w przypadku Hachiego raczej to karmienie tyczyło się cudzego raka. Sam palił raczej nieczęsto, choć po ostatnich wydarzeniach, począwszy od rozlewu własnej krwi do paszczy gigantycznego węża, a skończywszy na tym, że martwy chłopiec stał się jego aniołem stróżem, kusiło go odnalezienie ukojenia właśnie w tym nałogu. Był niespokojny, a na zapewnienie sobie chwili, choćby krótkiej, dającej jednak wytchnienie, naprawdę musiał sobie pozwolić.
  Psa tym razem nie wziął ze sobą, zostawianie zwierzaka pod sklepem widział raczej jako coś gorszego niż pozostawienie go w domu, gdzie miał jeszcze do dyspozycji nowego członka stada. Hoshi był z tych niegrzecznych wyjców, które płakały, kiedy tylko właściciel zniknął za drzwiami sklepu. Choć wywoływał tym rozczulenie u przechodniów i w efekcie zostawał wielokrotnie głaskany, sam Moroi niezbyt to lubił. Nie umiał oduczyć psa takich zachowań. Podobno trzeba było podchodzić do zwierzaka bez emocji, żeby nie kojarzył sobie w głowie w dany sposób całego zajścia z pozostawieniem go przed sklepem, ale...
  Generał chyba wolał sobie oszczędzić nerwów, jakie mogło spowodować towarzystwo psa. Potrzebował fajek. Dla siebie, dla pasożyta, dla tego drugiego nawet ze trzech paczek. Potrzebował alkoholu. Słodkie, mocne, byle ścinało z nóg i zapewniło błogi sen. Potrzebował chipsów, choć jego żołądek nie znosił ich za dobrze. A Will potrzebował szczoteczki do zębów. Natomiast Hoshi powinien dostać przysmaki. Czy to było potrzebne? Czy musiał wydać tyle pieniędzy? Nie lepiej kupić coś zdrowszego? Jak myślał o myciu blendera po robieniu jakiegoś smoothie owocowego, to chciało mu się rzygać, nienawidził tego.
  Dlatego ostatecznie padło na to, że Moroi postanowił dorzucić sobie cegiełki do muru grzechów i grzeszków. Norma. Codzienność. Nuda.
  Granatowa bluza z kapturem zasłaniała tułów i głowę mężczyzny. Nie żeby chciał się przed kimś chować, bynajmniej, po prostu czuł się w ten sposób lepiej tym razem. Chciał przejść szybko, zręcznie, sprawnie, po prostu zrobić zakupy. Zgarnął koszyk przy wejściu, skinął głową do kasjerki, choć ta nawet nie zwracała na niego uwagi, zaabsorbowana wykonywaną czynnością, to jest kasowaniem towarów kupowanych przez kogoś innego.
   Powrzucał do koszyka wszystko co było trzeba i... W sumie, kiedy dotarł do kasy, nie wiedział, czy osobnik stojący przy alkoholach coś jeszcze kupuje czy nie. A pytanie go o to byłoby zdecydowanie zbyt proste. Podszedł więc do niego zręcznym krokiem, lekkim i prawie tanecznym. Spojrzał na twarz wysokiego młodziaka, przechylił się do tyłu, do przodu, po czym spojrzenie zwrócił w stronę ścianki z alkoholami.
Nie jestem mistrzem sake, ale może w czymś pomogę? Jakich smaków szukasz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.19 23:12  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
  — Sam nim nie jestem. — Przyznał, wyławiając z odmętów pamięci wszystkie razy, gdy ojciec pozwolił mu skosztować alkoholu. Bądź kiedy sam się na to decydował, będąc już dorosłym. Nie upodlił się nigdy przez nadwyżkę procentów we krwi, ale wiedział, że posiadaczem mocnej głowy to on nie był. Jednak gdzie dokładnie sięgała ta granica?
  — Raczej coś niezbyt wytrawnego... najlepiej mieszanego z pepsi. — Jakoś trzeba zamaskować zbyt ostry smak trunku, a pepsi to coś, co każdy lubił ze smaku. Przyjrzał się nieznajomemu kątem oka, po czym wrócił do butelek. Podobno picie samemu wyglądało jak akt desperacji.
  — Kojarzę skądś pana. Ale może ta śliwa utrudnia mi rozpoznanie. — Wskazał przelotnie palcem na jego podbite oko. — Kto wygrał? — Chęć pogawędki przyćmiewała potrzeba zapalenia, czego w sklepie by nie uczynił, ale dzielnie trwał przy dziale alkoholowym, skupiając się na przełykanej, pozbawionej pożądanego smaku ślinie.
Bez przesady, pięć minut wytrzymam.
  A może powinien spróbować rzucić ten nałóg?
  Przystąpił z nogi na nogę i upchnął dłonie głębiej w kieszenie.
  — Jeżeli zdecyduję się na jakąś butelkę, może pomoże mi pan ją opróżnić? — Zaryzykował zaproszeniem, mimo głosu rozsądku, który zabraniał mu wpadać w sidła procentów przy obcej osobie. Jednak jak to pomyślał już wcześniej — kiepsko byłoby pić w pojedynkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.19 23:10  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
Cóż za fantastyczną rzeczą byłoby polecanie klientom zawodowo dobrych alkoholi pasujących do konkretnych dań z karty menu. Gdyby tylko generał znał w tym jakikolwiek umiar, granice, cokolwiek, co pozwalałoby mu zachować twarz. Niemniej jednak, nie należał też, niefortunnie, do jednostek, które odmawiałyby spożywania czegoś, co działa na nie zbyt intensywnie. Nie powinien pić z obcymi. Poza domem. Nie powinien.
Słodkości. Bardzo popularnym połączeniem z Pepsi są nalewki wiśniowe. Smakuje dobrze, smak to trochę klasyka, bo smakuje jak... Wiem, że nie powinienem używać porównania, bo wyjdzie wojna, ale jak Cherry Coke. Brzmi dobrze? – spytał, uniósłszy brew i przechyliwszy nieco głowę na bok. Wzrokiem przesunął jeszcze szybciutko po innych trunkach, wydając z siebie zastanowiony pomruk. Jego spojrzenie zatrzymało się na winach, do których zrobił te dwa kroki w bok, by lepiej je obejrzeć.
Słodkie wino. Albo półsłodkie. Tutaj nie powinno aż tak zwalić z nóg... – Och, już prawie zapomniał o pamiątce po spotkaniu z czułą łapką Borisa. Wywrócił oczami, jednak uśmiechnął się lekko, przelotne.
Cóż, postawiliśmy ostatecznie na moje. Więc ja  – parsknął krótkim śmiechem. – Jestem generałem w oddziale hycli. Moroi Hachirō. Jestem sławny? Kręcisz się gdzieś koło wojska?
   Starał się ocenić, ile ten chłopak mógł mieć lat. Rekrut? Student? Rozpijanie przyszłości M-3 w jakichś ciemnych uliczkach brzmiało średnio wesoło, ale naraz... Wręcz przeciwnie. W pewnym stopniu przypominał mu kogoś znajomego, kogoś, kogo zawsze Hachi chciał rozbawić i wkręcić w jakieś rozrywki. Tęsknił za nim.
Czemu nie. Popijanie alkoholu pod jakimś mostem czy w zaułku daje mi tyle miłych wspomnień. To na co się decydujemy?


Edit
Zt. Jednak jak czepiasz się kogoś, żeby ci odpisał, a potem olewasz na prawie dwa tygodnie, to trochę niefajnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.19 18:13  •  Sklep spożywczy. - Page 10 Empty Re: Sklep spożywczy.
Zt.

Szkoda, że to nie było "czepianie się" i że ani razu nie dałeś znać o odpisie, zanim napisałeś to, co napisałeś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach