Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 14.06.18 22:54  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Sklep całodobowy "Ropuszka"
Sklep czynny dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Jedyna przerwa ma miejsce między godziną 00:30 a pierwszą w nocy.
Asortyment sklepu obejmuje wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, od żywności, przez kosmetyki i chemię aż po akcesoria elektroniczne i literaturę w formacie kieszonkowym. Wybór w zakresie poszczególnych produktów niczego nie urywa, ale przynajmniej można tu znaleźć z grubsza wszystko. Co więcej, sklep prowadzi część gastronomiczną, gdzie można na miejscu zjeść nabytą właśnie kanapkę, hot-doga czy inną zapiekankę, a także oczywiście kawę i herbatę. Stąd właśnie przed samą witryną znajduje się podłużny blat i krzesełka barowe, przez co podczas szybkiej kolacji/śniadania/lunchu można przyglądać się fascynującemu widokowi ulicy.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.18 23:09  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
Miejscowa Ropuszka nie była może lokalem pierwszej klasy, ale miała kilka podstawowych zalet. Znajdowała się odpowiednio blisko, była otwarta o każdej godzinie i można było usiąść w środku, a o tej porze nie powinno się tam wałęsać zbyt dużo ludzi. Oczywiście jak to w całodobowym, co chwila ktoś wchodził i wychodził, ale raczej na szybkie zakupy niż długie posiedzenia, więc można było spodziewać się, że krzesełka będą wolne.
I były, co zobaczyli jeszcze z chodnika, gdyż oświetlone mocnymi żarówami wnętrze było doskonale widoczne z zewnątrz. Stojąca za ladą młoda dziewczyna uniosła wzrok słysząc dźwięk otwieranych drzwi, jednak zauważywszy, że nowi przybysze nie są zainteresowani zakupami, wróciła do przeglądania czegoś w swoim telefonie. Przypadkowi wędrowcy nikomu tu nie zawadzali, chyba że akurat zajmowali przestrzeń i kradli tlen klientom, którzy zostawili w kasie swoje pieniądze. Teraz Ropuszka była na tyle opustoszała, że można było bez oporów rozsiąść się przy stoliku i załatwiać swoje sprawy.
Tak też właśnie Verity wskoczyła na jeden ze stołków, gestem wskazując koledze, by zajął sąsiednie. W naturalny sposób przejęła dowodzenie, wyjmując z foliowego woreczka wszystkie zakupione przedtem utensylia, rozkładając je po kolei na blacie i raz jeszcze sprawdzając, czy wszystko się zgadza. Zaraz potem zarządziła okazanie poranionej ręki i wzięła się za jej opatrywanie, odtwarzając czynności zgodnie z poradami udzielonymi przez pana aptekarza. Co jakiś czas zerkała na chłopaka pytająco, chcąc albo upewnić się, że w niczym się pomyliła, albo by dostosować stopień zaciśnięcia bandaża. Koniec końców akcja ratunkowa okazała się nie taka trudna, głównie dzięki pomocy miłego pana farmaceuty.
- I gotowe - zakomunikowała, puszczając wreszcie tę rękę nieszczęsnego Jelonka. Teraz mogła oprzeć się łokciem o blat i mimochodem odpychać się stopami od podnóżka, powodując tym samym, że obite zieloną tkaniną siedzisko obracało się to w jedną, to w drugą stronę.
- Na pewno dobrze się trzyma? Nie za bardzo mam wprawę...


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 25.06.18 22:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.06.18 23:20  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
- Huh - powiedział, oglądając swoje zawinięte jak porządne burito ramię. Z podniesionymi wysoko brwiami osądzał kunszt pierwszej pomocy Verity.
- Hmmm - dodał, zastanawiając się niemal teatralnie i na próbę wsadził czubek palca pod bandaż.
- To jest... w zasadzie, kawał bardzo porządnej roboty - przyznał. Zdawało się, że rzeczywiście wiedział o czym mówi. - Dziękuję...
Rozejrzał się dookoła, jakby dopiero teraz znalazł chwilę wytchnienia, żeby bez paniki przeanalizować obecną sytuację. Siedział koło absurdalnie miłej dziewczyny, w normalnym sklepie. Temperatura odpowiednia, nikt na niego nie krzyczał ani nic z takich rzeczy. Był autentycznie zaskoczony jak dobrze wszystko się skończyło.
Poczuł się... w porządku. I być może było to trochę za dużo słowo, ale na pewno było o wiele lepiej niż... cóż, nie tylko ten dzień, ale i poprzednie parę tygodni. W zamyśleniu zacisnął usta przesuwając je na bok, jeszcze raz zerkając to tu, to tam tam, upewniając się, że nic nie czyha na jego życie. Przypadkiem zlokalizował za to małe sklepowe kamery. Poruszył się niespokojnie. I w tym momencie, jego już mniej zestresowanie ciało przypomniało sobie, że jest głodne. Bardzo, bardzo głodne. I obwieściło to wszystkim okolicznym klientom głośnym burczeniem. Ego zdziwił się. Kompletnie o tym zapomniał, i szczerze mówiąc, nawet pomimo że był głodny, to nie był głodny. Nie miał... ochoty na żucie, przełykanie, na cokolwiek. Dobrze, że był w towarzystwie, to zawsze jakiś bodziec, żeby nie zachowywać się jak nieogarnięty idiota.
- Wybrałaś dobre miejsce, to na pewno - powiedział, komentując werbalne zachowanie swoich wnętrzności. - Poczekasz sekundę? Skoczę po coś do jedzenia. Um, wziąć coś dla ciebie? Ja stawiam. W ramach... uhh wszystkiego. Znaczy, podziękowań - zaproponował posyłając jej zdeterminowane spojrzenie "lepiej się zdecyduj teraz, bo czy tego chcesz czy nie, i tak ci coś przyniosę". Nikt nie może mu zabronić bycia wdzięcznym. I absolutnie nikt nie powstrzyma go przed egzekucją czynności tak i prostej, jak i miłej, jaką było przyniesienie Verity choćby i kubka herbaty. Cokolwiek (nie)wybrała, skierował się ku ladzie.

Nie było go tylko chwilę. Zresztą, tam gdzie się usadowili i tak pewnie mogła śledzić jego ruchy. Kiedy wrócił, postawił przy swoim miejscu herbatę i dwie kanapki. Usiadł zaplatając stopy o nogę swojego krzesła.
- Czy... mogę cię o coś spytać? - Zawahał się widocznie, skubiąc zębami dolną wargę. Zerknął gdzieś na bok, zanim wreszcie się zdecydował się mówić dalej. - O Miasto 3. Oglądasz Kanał 1 z informacjami, prawda? Albo jakiekolwiek wiadomości gdziekolwiek. Wiesz, newsy o Łowcach, przemówienia Dyktatora i takie tam... - Coraz więcej dziwnych i niebezpiecznych rzeczy się działo poza, jak i wewnątrz murów M3. Oczywiście, że dalej sobie żyli praktycznie w utopi, gdzie nikt po prostu nie mógł być biedny czy bezdomny, ale wciąż tyle rzeczy nie dawało mu spokoju. Tyle. Rzeczy. Odkąd tu przyjechał miał wrażenie, że to miejsce zapada się samo w sobie. Nawet w tym momencie, choćby przez te pięć minut, usiedzieć na tyłku w spokoju nie mógł, żeby nie dostawać paranoi z bardzo wielu powodów. Dziś dusiło go to bardziej niż zazwyczaj, ale nie mógł tego wcześniej zauważyć, bo był bardzo zajęty innymi nieszczęściami w których zdawał się niemal na własne życzenie tkwić. Teraz zaś mógł złapać oddech. I zająć się kolejnymi natarczywie frapującymi go rzeczami.
- J-jak ci się tu żyje? Tak, tak ogólnie. I ostatnio. Wiesz, trochę rzeczy się ostatnio... dzieje. - Jakkolwiek niewinnie próbował zadać to pytanie, wyszło dziwnie. Ale on cały był dość... inny, więc kto wie czy w ogóle to jakoś  odbiegało od jego zwyczajnego stanu strapionego zrezygnowania.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.18 22:10  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
- O - rzuciła zaskoczona. Niespodziewany komplement wprawił ją w swego rodzaju zakłopotanie, na które zareagowała tak, jak każda klasyczna nieśmiała buła, a więc wbiciem wzroku w stół i nerwowym wrażeniu dłoni we włosy. Gest ten nie miał na celu niczego konkretnego, nie był nawet w stanie udawać przemyślanego zabiegu, ale dawał jakieś zajęcie i pozwalał kupić kilka sekund do namysłu. - Myślałam, że będzie gorzej. Dobrze, że ten pan w aptece tak dokładnie wszystko wytłumaczył. - Bo właśnie jego wkład w sprawę był przyczyną sukcesu panny Greenwood w dziedzinie pierwszej pomocy. Udane owinięcie cudzej ręki w bandaż było z pewnością miła odmianą po licznych potknięciach i wpadaniu na ściany w wykonaniu Verity, która oczywiście lepiej radziła sobie z opieką nad innymi niż pilnowaniem samej siebie.
Ze sklepowego radia pobrzmiewała jakaś popularna obecnie piosenka, sprawiając że Ver mimo woli uderzała opuszkami palców o blat w rytm energetyzujących nutek. Cichutkie stukanie ginęło w również niezbyt głośnych dźwiękach utworu, w który całkiem nieźle wkomponowywały się także irytujące, przypominające klikanie odgłosy, które wydawały paznokcie kasjerki lądując na szklanym ekranie smartfona. Ulica, choć nie należała do żadnych ukrytych zakamarków, też pozbawiona była swojego zwyczajowego gwaru i nieustannego szumu przejeżdżających samochodów. W tej atmosferze zew pustego żołądka zdawał się brzmieć niczym huk walącego się budynku, z równie imponującym rozmachem obwieszczając głód swojego właściciela. Trudno było nie uśmiechnąć się na ten incydent, nawet jeśli mogło się to wydawać odrobinę niekulturalne. Pozostawało liczyć na to, że Jelonek nie weźmie sobie tego do serca i nie uzna się za wyśmianego, bo byłoby to paskudne kłamstwo.
- Nic nie trzeba, naprawdę - zapewniła gorliwie, ledwie pytanie zdążyło wybrzmieć do końca. Nie miała nic przeciwko werbalnym podziękowaniom, ale czy podarunek nie był już lekką przesadą? W końcu nie zrobiła nic wyjątkowego, a każdy na jej miejscu powinien się zachować tak samo. W dodatku aż śmieszne się to wydawało, kiedy pomyślała, jak często oferowano jej żywność w sposób całkowicie spontaniczny. Nie była już przecież tak wychudzona, by samą swoją sylwetką wołać o ratunek.
Nie żywiła jednak wielkich nadziei na to, że jej protest zostanie wzięty pod uwagę. To się zawsze tak kończy, zauważyła w myślach. I dobrze, bo takie sytuacje tylko dowodzą uprzejmości ludzkiej, nawet jeśli samą Greenwood taki poziom dobroci wprawiał w lekkie zakłopotanie. Co jednak wiedziała na pewno, to że byłoby bardzo niekulturalnie z jej strony, gdyby nadal obstawała przy swoim stanowisku. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu, także wylądowała z otrzymaną kanapką i najlepszym, co mogła zrobić, było cieszenie się z prezentu.
- Rozumiem, że nadszedł czas na zemstę i teraz ty tu rządzisz? - skomentowała tylko żartobliwym tonem. Wcześniej sama nie dopuszczała chłopaka do głosu, a teraz sprawiedliwości stało się zadość.
- Jasne, pytaj - dodała po chwili, potwierdzając swoje słowa także skinięciem głowy. Ciekawa była, czego może dotyczyć pytanie. Nie miała żadnych przypuszczeń, stąd tematyka rozmowy rzeczywiście odrobinę ja zaskoczyła, nawet jeśli tym razem udało jej się tego po sobie nie pokazać.
- Rzadko oglądam, raczej słyszę od innych, którzy są lepiej poinformowani - wyjaśniła. Wystarczyło spędzić piętnaście minut na robieniu kolacji, podczas gdy Michiko i Watanabe dyskutowali zawzięcie przy kuchennym stole, by stać się najlepiej obeznaną osobą w kwestii spraw bieżących. Nie musiała oglądać wiadomości ani przeszukiwać internetowych newsów, żeby dowiedzieć się o najświeższych atakach Łowców, instrukcjach dotyczących bezpieczeństwa i innych mniej lub bardziej ważnych sprawach.
- Szczerze mówiąc to nie wiem, czy to wszystko ma na mnie jakiś wpływ. Niby wciąż się słyszy tu o tym, tu o tamtym... ale czasem mam wrażenie, jakby różne rzeczy działy się w kompletnie innym świecie. Nie powiedziałabym na przykład, że boję się jakichś ataków. Wolę przejmować się tym, co dobrego mogę zrobić.


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 25.06.18 22:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.18 22:27  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
Gapił się, po prostu się na nią gapił. Jakby właśnie mówiła, że z chęcią by zjadła wiadro robaków. Sam nie wiedział, czego do końca oczekiwał zadając takie pytanie, ale był ciekaw, i im dłużej mówiła, tym bardziej próbował to zestawić ze swoim życiem w M3.
- O-oh... - zmartwił się na sekundę, i w tym samym momencie usłyszał jak to zabrzmiało. - Z-znaczy, nie że "ooh", że się nie ciesze z tego, że uhh, czujesz się bezpiecz--, że masz normal-- że... Znaczy, uh. - Zaplątał się na chwilę, mieląc chleb w dłoniach, aż szkoda było na niego patrzeć jak próbuje wydostać się ze swojego niefortunnego splotu słów. Wziął wdech i wydech na uspokojenie, skupiając się na jednej wybranej rzeczy, w tym przypadku muzyce z tła (jakby dopiero teraz w ogóle zdał sobie sprawę, że w ogóle tu była), tak jak doktor Iida zalecała, i kupił sobie dodatkową chwilę uśmiechając się przepraszająco.
- Rozumiem. Tak pytam, bo wiesz, czasem czuje się trochę przytłoczony. Tym wszystkim. Jest tu zdecydowanie... inaczej, niż sobie wyobrażałem - powiedział, zerkając na coś za oknem, na coś bardzo odległego, jakby na coś, czego w ogóle tam nie było. Pobłądził spojrzeniem na swoje nikłe odbicie w szybie. Szybko wrócił do swojej herbaty, której upił łyk, parząc sobie usta. Zapiekło i zabolało w usta i język, ale upił jeszcze parę łyków.
- Rozumiem... - powtórzył o wiele, wiele ciszej, niemal szeptem, bardziej potakując swoim myślom i ciemnej tafli herbaty, niż do Verity.
- Brzmisz optymistycznie - zauważył zaraz, utrzymując rozmowę w jako takim rytmie, bez dziur ciszy. - To... miłe. To co powiedziałaś, z robieniem dobrego. - Bardzo się zastanawiał co przez to dziewczyna rozumie. Co to są Dobre Rzeczy. Teraz, dla niego, Dobrą Rzeczą, czy też w tym konkretnym przypadku, Osobą, była dla niego Verity. Więc istotnie, czy sobie z tego zdawała sprawę czy nie, czyniła coś dobrego. Wiązało się to dla niego z gamą skrajnych obaw. Miał wrażenie, że im bardziej ją polubi, tym bardziej zaboli go to, co może przynieść nowa znajomość. Nie chciał dać się zwieść. Musiał uważać. Uważać, och Boże, na ile rzeczy musiał uważać. - Więc, mówisz, że masz jakieś wewnętrzne źródła? - zażartował związku z jej słowami o "lepiej poinformowanych osobach". I niemal zelektryzowała go nagła myśl, że mogła znać kogoś bezpośrednio ze S.SPEC. I o to też spytał. Zbierającą mu się pod językiem ślinę, którą niechybnie musiał by głośno przełknąć, ukrył wraz z kęsem kanapki. - Znasz kogoś blisko ze S.SPEC? Pytam z ciekawości, moi rodzice pracują w S.SPEC. Nie tu oczywiście, w M1.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.18 23:19  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
Poważyła się na pierwszy kęs swojej kanapki, odkrywając że jest naprawdę całkiem niezła. Może to i nawet lepiej, że pozwoliła się dokarmiać; tym sposobem istniała szansa, że zapasy pozostawione na dzisiejszą kolację zużyją się dopiero na jutrzejsze śniadanie i odroczą konieczność wybrania się na zakupy, o ile tylko któremuś ze współlokatorów nie przytrafi się napad wilczego apetytu. Znając pozostałych mieszkańców swojego domu, nie mogła tej opcji wykluczyć. To własnie dlatego zawsze z wyprzedzeniem dbała o to, by w lodówce coś było, bo w przypływie głodu u bandy studentów żadne wiktuały nie mogły czuć się bezpieczne.
- Powoli - podpowiedziała, widząc jak nieszczęsny Jelonek gubi się w słowach. Rozpaczliwie próbował wytłumaczyć jakieś potencjalnie błędne wrażenie, które mógłby sprawić, a przecież nie było ku temu najmniejszej potrzeby. Przecież Greenwood nie zamierzała brać sobie do serca każdej możliwie niewłaściwej uwagi, a jeżeli coś już brzmiało podejrzanie, zazwyczaj zrzucała winę za ten fakt na karb własnego nieogarnięcia. W końcu dość często zajmowało jej chwilę, nim w ogóle zrozumiała, co się do niej mówi. Zazwyczaj i tak było trudniej, bo nawet kilkuletnie posługiwanie się obcym językiem nie przygotowywało na wszystkie niespodzianki, którymi tutejsza mowa wciąż potrafiła ją zaskoczyć.
- W takim razie... jak to sobie wyobrażałeś? - zapytała, wyraźnie zaciekawiona. Kiedy podjęła decyzję o wyjeździe, nie do końca potrafiła stworzyć w myślach jakikolwiek obraz nowego miejsca, który odbiegałby bardzo od rodzimego M-1. Od razu założyła, że będzie podobne: pełne nowoczesnych wieżowców, ulic szybkiego ruchu, sieci komunikacji publicznej i ludzi, wszędzie ludzi. Pod tym względem chyba się nawet nie pomyliła, a co do innych nie miała własnych wizji. Od M-3 oczekiwała możliwości świeżego startu i właśnie to otrzymała, dlatego nawet nie zamierzała zagłębiać się w jakiekolwiek inne wymagania.
- Staram się być optymistką - potwierdziła. Pozytywne podejście do świata pomagało nie popadać w zły nastrój za każdym razem, kiedy los postanawiał zniszczyć zaplanowane scenariusze lub przywalić prosto w twarz jakimś niespodziewanym wydarzeniem. Robiło to na tyle często, że gdyby miała raz za razem popadać w depresję, już dawno rzuciłaby się pod najbliższy pociąg. I tak zdołała w ciągu swojego krótkiego życia doprowadzić się do tak kiepskiego stanu, że wymagana była pomoc z zewnątrz. Przeżywszy takie doświadczenie była już pewna, że nie chce już nigdy znaleźć się w takim dole. Powodowało to tylko kłopoty i wymagało mnóstwa wysiłku, by się zeń wydostać, a korzyści były... no cóż, żadne. Łatwiej było przetrwać z dnia na dzień z podniesionym czołem niż pozwolić się przygniatać, by później nie umieć pozbyć się nagromadzonego na barkach ciężaru.
- Oj znam, znam. - Uśmiechnęła się, wlepiając wzrok w trzymaną w rękach kanapkę. Znam aż za dobrze, zdawało się podpowiadać jakieś dziwne echo. - Mój rodzony ojciec był głównodowodzącym wojsk w M-1, a moja najbliższą przyjaciółką była córka miłościwie nam panującego dyktatora. Traktowali mnie prawie jak własne dziecko. - Po części miała nadzieję, że Matt nie mieszkał w M-1 już od dawna. Wtedy byłaby szansa na to, że nigdy nie słyszał o wszystkich aferach związanych z rodziną Verity, od śmierci jej matki rozpoczynając, a kończąc na aresztowaniu ojca przeszło trzy lata temu. Te wydarzenia były tak szczegółowo omawiane w mediach, rozgrzebywane, przywoływane i analizowane, że przyprawiało to o mdłości. Najstraszniejsze zaś było to, że któregoś dnia tabloidy mogły dorwać się do prawdy i wyciągnąć ją na światło dzienne. Nawet po opuszczeniu miasta Greenwood wciąż miała nadzieję na to, że rzeczywiste losy jej rodziny pozostaną na zawsze nieodkryte, a pozostawieni na miejscu znajomi nigdy nie dowiedzą się, dlaczego tak niespodziewanie stracili koleżankę.
- Chyba taki już mój los, bo i tutaj na adopcyjnego rodzica trafił mi się żołnierz. Ale nie powiedziałabym, że mam z tego tytułu jakieś dodatkowe informacje. Bardziej miałam na myśli, że moi współlokatorzy interesują się bieżącymi wydarzeniami i często opowiadają o tym, co się ostatnio działo.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.18 1:21  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
- ...jaśniej? - Zaryzykował ostrożnie takie określenie na swoje nadzieje związane z przeprowadzką do M3.
- Lżej. Po prostu inaczej. - Nie potrafił tego określić nie wchodząc w szczegóły, które zawierały między innymi jego prawie udane próby samobójcze. Okazało się, że zmiana miejsca zamieszkania była tylko chwilowym rozproszeniem uwagi od tego od czego naprawdę chciał uciec. A ponieważ okazało się, że próbował uciec od samego siebie i problemów których nie rozwiąże się żadnym dystansem, nie za wiele się to wszystko zdało. Kiepsko się również zasymilował, co wprowadziło go w jeszcze większego doła. - Przyjechałem tu uh, miedzy innymi, z powodu studiów. Zaproponowano mi miejsce na uczelni, która jest n-ni-niesamowita, na to akurat nie n-narzekam. Wszystko inne? Wiesz, tak eeeh - W tym miejscu wykonał niezobowiązujący gest ręką, który świetnie dopełniał się z ogólnikowym, niejasnym dźwiękiem "eeeh", oznaczającym prawdopodobnie coś w stylu "liczyłem na coś lepszego". To była oficjalna, kulturalna wersja. Ta nieoficjalna, bardziej prawdziwa i bliższa prawdziwego odczucia Matta, klęła głośno i pluła z pogardą na M3. Na M1 zresztą też, im o tym dłużej myślał. Ostatnio miał paranojo-negatywny stosunek do zaskakująco dużej ilości rzeczy. Tym bardziej nie rozumiał, jak i zazdrościł Verity optymistycznego podejścia. Potaknął na jej deklarację optymizmu, bo choć nie czuł tego ani trochę, wydawało mu się to być dobrym nastawieniem.

Rozdziawił usta w piękne, idealne "o", jak "o, ci Greenwoodowie". Musiał zdać sobie z tego sprawę, bo otrząsnął się łącząc na powrót usta i wzniósł oczy, próbując przypomnieć sobie więcej szczegółów związanych z tym nazwiskiem, połączyć wszystkie kropki i informacje.
- Oooch... - Wreszcie uświadomienie rozprostowało zmarszczki zastanowienia na jego czole. Może i nie znał wszystkich newsów i plotek, ale wiedział to i owo, rozproszone info zasłyszane od rodziców, znajomych, telewizji, internetu... cóż, wszystkim mediów. Kiedyś jeszcze lubił orientować się co mniej więcej się działo w rodzinnym mieście. Zwłaszcza w S.SPEC. Wtedy jeszcze rozważał tam karierę. - Nie skojarzyłem, nie przyszło mi to nawet głowy żeby cię połączyć... z tym wszystkim - przyznał, czując wpełzające na kark poczucie winy, że w ogóle zadał pytanie, przez które doszli do tego tematu. Gdyby o tym nie powiedziała, nie tchnęłoby by go, żeby łączyć ją z całą aferą rodziny Greenwoodów w M1, ale wciąż czuł, że w jakiś sposób jest to jego wina.
- Mój ojciec też jest w wojsku. P-powiedzmy, że miał rękę na pulsie w ostatnich miesiącach kariery twoj-- hmm, g-głównodowodzącego. P-przepraszam, pewnie nie chcesz o tym rozmawiać, t-to nieszczególnie przyjemny temat. Ja... - uciekł na chwilę wzrokiem w herbatę zanim podniósł go na Verity. - Bardzo mi przykro z powodu twojej mamy - powiedział miękko. Chyba po raz pierwszy powiedział coś całkowicie płynnie, bez plątania języka, bez ech własnych stresów mieszających mu w głowie i ustach. Oczywiście, że był za mały, żeby pamiętać cokolwiek z wydarzenia jakim była śmierć Evelyn Greenwood, ale lata później, po głośnym aresztowaniu Herberta Greenwooda, nie mogło zabraknąć w artykułach i gazetach informacji przypominającej o śmierci jego żony.
Poprawił się na krześle. Bo istotnie to była duża sprawa. Osoby na wysokim stanowisku zawsze były obserwowane przez społeczeństwo, osądzane przez media, które bardziej niż chętnie chciały wiedzieć co i jak, choć często już nawet nie o prawdę im chodziło, a o wyświetlenia i kolejny nagłówek.
- To dlatego wyjechałaś? N-nie dziwie się - powiedział, choć nie znał nawet połowy prawdy przez co przeszła Verity. Ale z drugiej strony, nie była jedną, która próbowała oderwać się od swojego poprzedniego, nieszczególnie wesołego życia w M1.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.18 18:22  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
- Zawsze wydaje się lepiej tam, gdzie nas nie ma - stwierdziła, nim po raz kolejny zaatakowała swoja kanapkę. W końcu trawa jest bardziej zielona na podwórku sąsiada, nawet jeśli i tej na własnym nie powinno się mieć nic do zarzucenia. Tak się akurat ciekawie złożyło, że daleko za oceanem spotkała się dwójka byłych mieszkańców M-1, dla których inne miasto miało okazać się lepsze, wygodniejsze i ogólnie milsze do życia. Różnica polegała na tym, że tylko jedno z nich się rozczarowało, drugie zaś dostało dokładnie to, na co liczyło. Choć oczywiście nie ma co udawać, że pannie Greenwood los podał wszystko na tacy. Wręcz przeciwnie, wiele rzeczy w nowym miejscu okazało się trudne i wymagające, ale do wszystkiego dało się przyzwyczaić. W kilku przypadkach należało zakasać rękawy i powalczyć o swoje, w innych - przejść do porządku dziennego nad czymś, czego nie da się zmienić. Koniec końców pojapońska ostoja ludzkości okazała się być całkiem przyjaznym miejscem do życia. Verity czasem jeszcze tęskniła do swoich starych znajomych, jednak gdyby postawiono przed nią możliwość powrotu, nawet wołami nie dałaby się tam zaciągnąć.
- Ale widzisz, zawsze znajdzie się jakaś dobra strona. Co studiujesz? - zagaiła, chcąc ściągnąć temat na jakieś przyjemniejsze tory. Skoro nauka była czymś, co Jelonkowi odpowiadało w M-3, może warto było porozmawiać właśnie o tym. Studia miały to do siebie, że na każdej uczelni i każdym kierunku wyglądały trochę inaczej, a doświadczeniami i historyjkami można się było wymieniać bez końca. Liczyła na to, że chłopak nieco się rozkręci; może nie do trybu ekstrawertyka, ale choćby do tego poziomu, w którym poczuje się swobodnie.
Nawet jeśli zeszli w te rejony, których naprawdę lepiej byłoby nie odwiedzać.
- Nie szkodzi, nie szkodzi - machnęła ręką, zbywając wszelkie wahania w kontekście drażliwego tematu. Przykro było do tego wracać, prawda. Jednak skoro pewne rzeczy już wyszły na wierzch, nie było co udawać, że nigdy nie miały miejsca. Tak czy owak osoba z zewnątrz nie miała szans dowiedzieć się, jak wydarzenia miały się naprawdę, a to własnie rzeczywiste oblicze rodzinnej tragedii było dla Greenwood najbardziej bolesne. Oficjalna wersja była przecież taka, że matka zginęła na wskutek nieszczęśliwego wypadku, a ojca aresztowano za jakieś wykroczenia związane z pracą w wojsku. Nikt nie pomyślałby o włączeniu Verity w cały wątek, chyba że może jakiś maniak teorii spiskowych, a szanse na wysnucie historyjki zbliżonej do prawdy były doprawdy niewielkie. Stąd też wiedziała, że jej tajemnica jest z grubsza bezpieczna: nie tylko dlatego, że w obecnym miejscu zamieszkania mało kto w ogóle słyszał o całej aferze, ale też dlatego, że ci którzy przypadkowo akurat przyjechali z M-1 albo nigdy nie rozpoznaliby w zielonowłosej dziewczynie córki tych rodziców, albo też mogła im wmówić taką wersję zdarzeń, jaką tylko by chciała. Czysto teoretycznie wcale nie musiała przyznawać się Mattowi, kim jest naprawdę, ale w jego przypadku trudno byłoby spodziewać się, że odrobina szczerości może przysporzyć jakieś kłopoty. W pewnym sensie wręcz przeciwnie; sygnalizowała, że może mają ze sobą coś wspólnego i choć raczej żadne nie zamierzało zagłębiać się w szczegóły, pewne niewypowiedziane wspomnienia budowały nić porozumienia.
- W sumie to dlatego, tak - potwierdziła, nerwowo przesuwając palcami po karku. - Czasem przydaje się nowy start. Teraz nie mam na co narzekać, w sumie... życie toczy się dalej. Jest prawie tak, jakbym zaczęła od zera. Brakuje tylko amnezji, ale wtedy to już by było jak w filmie. - Zaśmiała się. Gdyby do tych wszystkich swoich rewelacji jeszcze dodatkowo straciła pamięć, byłby to już doprawdy przesadny dramatyzm. Cały sprytny chwyt polegał na tym, że choć nie mogła wyrzucić wspomnień z pamięci, była zmuszona się z nimi pogodzić. To zaś było zjawisko bardzo korzystne dla psychiki, dzięki któremu koniec końców zwyciężyła w wielkim starciu "Verity kontra złośliwości losu".
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.18 1:18  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
- Ale czasami rzeczywiście lepiej jest tam, gdzie nas nie ma - żachnął się rozpaczliwie, rozkładając ręce w dość muppetowy sposób - dziwnie bezwładnie ale z bardzo specyficznie określoną emocją. Tą emocją był zaś stłumiony żal do wszechświata, który pozwalał aby akuratnie to miejsce w którym znajdował się Ego było dla niego nieodpowiednie. A ponieważ potrafił być bardzo nieszczęśliwy na każdej wybranej przestrzeni, cała ta idea zwalania winy na nieokreślone siły wyższe była naprawdę bezsensowna. Wraz z ruchem ręki ciało przypomniało mu, że może jeszcze dziś i jutro, a i pewnie pojutrze też, powinien uskuteczniać spokojne manewry, jako że zabandażowana ręka dała o sobie znać. Ostrożnie splótł znów dłonie na swoim kubku.
I jak już wyżej wspomniano, na skali pod tytułem "Jak dobrze radzisz sobie z życiem w M3" Ego a Verity dzielił ogromny dystans. Było to o tyle całkiem zabawne, co smutne. Pomijając już tą konkluzję, znów poczuł ukucie zazdrości. To jej optymistyczne nastawienie, które układało mu się w głowie jako niewyraźna abstrakcja. Czasem, jak metaforycznie mrużył oczy, zdawał się ogarniać tę idee, jej kształt i sens, ale przez większość czasu pozostawało to jednak oddaloną smugą. Jak można tego nie widzieć? - zastanawiał się gdzieś bardzo głęboko, bardziej nieświadome szepty niepokoju niż aktualna myśl. Tu jest koszmarnie. Kosz-mar-nie! Złapał zębami dolną wargę jakby powstrzymując się od próby uświadomienia jej tego. Jeszcze do tego wróci. Na razie chętnie skupił swoją uwagę na innym temacie.
- O-oh, bezpieczeństwo k-komputerowe i architekturę procesorów - odpowiedział. Na jakieś siedem sekund rozchmurzył się, taką to potęgę w sobie niosły matematyka i informatyka z techniką. Potrafiły nawet na chwilę pocieszyć Matta samym faktem swojego istnienia. - Choć od pewnego czasu powiedzmy, że... uh, chodzę na indywidualny program studiów. Więc rzadko widuje się z innymi ludźmi z roku. M-może to i lepiej - stwierdził, wzruszając ramionami, choć po trochu, gdzieś w głębi serca, bardzo tego żałował. Z jednej strony chciał, ale z drugiej po prostu psychicznie nie dawał rady.
Potakiwał na to co mówiła, dopijając swoją herbatę i dojadając kanapkę.
- Chwila, więc... mieszkasz z współlokatorami, tak? Czyli pewnie też studiujesz - śmiało założył, zastanawiając się czy może któregoś z jej współlokatorów miał okazję spotkać na imprezie u Hibiki. Po której imprezie, poza paroma meh wspomnieniami, miał też dwie neonowe bransoletki, które wystające spod rękawa bluzy, potarł teraz mimochodem
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.18 18:41  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
- Jasne, czasami tak - zaśmiała się, potakując ochoczo. Wierzchem dłoni zgarnęła jakiś zalegający w kąciku ust okruszek, nim przystąpiła do dalszej rozmowy. - W końcu gdyby tak nie było, nikomu by się nie chciało nic zmieniać. Zero postępu, zero rozwoju, zero zabawy. Tylko że trzeba umieć odróżnić prawdziwe problemy od własnego narzekania.
Chociaż treść wypowiedzi mogłaby sugerować użycie moralizatorskiego tonu, pannie Greenwood daleko było do wcielenia się w rolę starego, zrzędliwego nauczyciela. Robiła to, owszem - przeżyła niejedną chwilę typowej belferskiej narzekaniny, załamując ręce nad starszymi kolegami ze szkoły oraz poziomem ich wiedzy z matematyki czy biologii, gdy jeszcze służyła im w roli korepetytorki. Teraz bliższa była dzielenia się swoją opinią niż udzielania światłych, życiowych porad. Doprawdy, niewiele istniało osób mniej kompetentnych w tej dziedzinie, a może nawet sama Verity stanowiła dolną granicę skali.
Mimo to, rzeczywiście dało się uznać, że całkiem nieźle sobie radzi. Jeszcze jakiś czas temu sama była na tym etapie, w którym codzienne podnoszenie się rano z łóżka wydaje się osiągnięciem na miarę zdobycia Mount Everest, a kontakty z ludźmi stają się elementem wizji w najstraszliwszych koszmarach. W takim wypadku Greenwood stanowiła żywy dowód na to, że z takiego stanu da się wyjść; co więcej - można potem żyć z radością w sercu i uśmiechem na ustach, nawet nie musząc udawać, że wszystko jest w porządku... bo przecież naprawdę jest.
- Aaa, komputery - pokiwała głową z uznaniem, jakby powiedział co najmniej, że chodzi do szkoły magii. - Mieliśmy w liceum trochę podstaw programowania i to jeszcze wydawało mi się w miarę w porządku, ale wszystko dalej... no, dla mnie to jak czary - przyznała z lekkim zakłopotaniem. Mogła doskonale sobie radzić z nauką, jednak świat elektroniki i sieci wciąż pozostawał dla niej w dużej mierze zagadką. Kiedy tylko coś się psuło (lub udawało, że się psuje), pierwszą linią ratunku był bardziej ogarnięty w temacie współlokator. Luki w umiejętnościach stały się podstawą naturalnej wymiany przysług pomiędzy całą czwórką mieszkańców. Ostatecznie jakikolwiek problem nie stanąłby przed którymś z nich, zawsze znalazł się też ktoś, kto znał lub potrafił znaleźć rozwiązanie.
- Nie powiedziałabym, że lepiej. Na studiach zazwyczaj jest o tyle fajnie, że wszystkich łączą zainteresowania. No i podobnie jak było w szkole, można pozrzędzić na nauczycieli, na zajęcia, na wszystko. Zawsze jest o czym pogadać - zauważyła. Sama się o tym przekonała już na pierwszym roku. Absolutnie zachwyciła się odkryciem całej grupy ludzi, których bawią bio-chemiczne suchary i którzy mogą cały dzień ślęczeć w laboratorium, by sprawdzić wszystkie możliwe kombinacje dostępnych odczynników.
- Tak, teraz już tak. Rany, jak się ostatnio widzieliśmy, to byłam dopiero w liceum... - Wróciła pamięcią do spotkania w klubie Venus. Kiedy teraz patrzyła na tamte wydarzenia, wydały się jej absurdalne. Tak ona, jak i jej obecny towarzysz Jelonek, nijak nie pasowali do obrazka zawierającego migające światła, głośną muzykę i cisnące się wszędzie tłumy. Choć ostatecznie cały wypad skończył się dla większości towarzystwa niezbyt przyjemnym zatruciem i impreza skończyła się wcześniej, niż się rozkręciła, dla takich dwóch aspołecznych przypadków był to chyba nawet lepszy obrót spraw, niż gdyby przesiedzieli na koncercie do późnych godzin nocnych.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.18 20:29  •  Sklep całodobowy "Ropuszka" Empty Re: Sklep całodobowy "Ropuszka"
"Tylko że trzeba umieć odróżnić prawdziwe problemy od własnego narzekania." Och. Więc. Na to zdanie Ego poczuł jak wszystkie jego wnętrzności wywracają się na drugą stronę, a później podchodzą pod samo gardło. Był to dokładnie ten problem, z którym mocno borykał się od paru paskudnych lat. Jakkolwiek tematu by nie ugryzł, zazwyczaj kończyło się na identyfikowaniu prawdziwych problemów za własne narzekanie i koniec końców zawsze kończył psychicznie trochę gorzej niż zaczynał analizowanie. Więc jakże inaczej, i w tej chwili zakręcił się niespokojnie na stołku i zaczął myśleć. A raczej paranoicznie myśleć, zaczynając od podejrzliwego zerknięcia na Verity, sprawdzając czy sobie z niego nagle nie zadrwiła, nawet pomimo tego, że praktycznie nic na to nie wskazywało. Jego mózg uwieeeelbiał szukać takich dziur i wykorzystywać je. Wprost mówi, że on narzeka? Że niby nie ma prawdziwych problemów? Nie, zaraz, to nie o tym była rozmowa. Hej, czemu myślisz, że wszystko jest o tobie, co? Nie jesteś aż tak, jeśli i w ogóle, ważny. Poza tym, ona coś o problemach wie, przed chwilą o tym rozmawialiście. Widzisz, da się? Da się żyć jak człowiek nawet po problemach, nie to co ty, prawda? Bezużyteczny...... I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej; jedno zdanie, a tak niefortunne trafnie wycelowanie.
Prawie nie słyszał co mówiła dalej. Brakowało mu jeszcze tylko nerwowego wzdrygnięcia i kreskówkowej kropli potu na czole.
I jakby tego było mało, jak za dotknięciem magicznej różdżki na wspomnienie, że "zawsze jest o czym pogadać", poczuł jak odpływają od niego wszystkie sensowne pytania, zdania i odpowiedzi do podtrzymywania jakiejkolwiek konwersacji. Zapatrzył się pustkę myśląc dalej jak bardzo mu brakuje tematów do rozmów, znajomych z M1 oraz jakości życia osobistego i towarzyskiego jakie tam posiadał. Po przeprowadzce nic nie chciało się kleić. Uhh, głupia depresja, głupia martwa siostra, głupie M3, wszystko uhh... głupie! Splótł ramiona na piersi, znów na sekundę zapominając o bandażu. Zrobił ciche "aj". Rozplótł ręce. Zaczął skubać i smyrać palcami pusty kubek po herbacie. Sugestia bólu na chwilę oderwała go od spirali głosów w głowie.
- No niby tak, no niby tak - przytaknął, cudem zbierając w sobie na to głos. Odkaszlnął krótko, żeby przeczyścić wyimaginowanie fizyczną manifestację niepokoju z gardła. Nie mógł sobie jakoś przypomnieć co zazwyczaj robił na wspólnych zajęciach ze swoimi towarzyszami studentami, jeśli już musiał na nie chodzić. Huh.
- W l-liceum? - Zamrugał autentycznie zaskoczony. Miał bardzo kiepskie poczucie czasu.
- N-nawet nie zauważyłem, że tyle czasu minęło. Więc co teraz studiujesz? - spytał.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach