Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 23 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18 ... 23  Next

Go down

Pisanie 28.01.16 22:34  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Wszystko działo się bardzo szybko, ruchy Isei'a były gwałtowne, acz dokładnie przemyślane. Wspominałem kiedyś, że specjalizuje się właśnie w tym? Zdecydowanie jego atutem jest szybkie podejmowanie najlepszych decyzji, reagowanie. Czas jego reakcji na coś jest niezwykły, przebija przeciętnych ludzi na głowę. Stąd też nie ma co się dziwić, że nawet wyglądające na tak silne zamachnięcie się Egzekutorem, zostało momentalnie zatrzymany w idealnym miejscu. Pomimo gabarytów broni, machnął nim jakby to był zwykły, kuchenny nożyk. Cóż, uroki obecnej technologii i zaawansowania naszych naukowców co? Tak, miecz ten choć się wydaje taki, dla Isei'a jest lekki, nawet bardzo lekki, stąd też ruchy są płynne i precyzyjne. Pokochał go kiedy tylko pierwszy raz wziął w swoje łapki.
Dwóch blondynów stało naprzeciw siebie, jeden z mieczem, a drugi? Hm... Chyba to była poza błagająca o nie zabijanie. Na wiele mu się to nie zda, faktycznie różnice były widoczne. Podobni cholernie, a zarazem tak różni. Oczy Isao były pogodne, widać było w nim na pierwszy rzut oka dobroć, zamiłowanie do innych, a na dodatek był chudy, wybrudzony. Isei zaś wysportowany, z nienaganną sylwetką, dobrze ubrany. Twarz zaś miał spokojną, jego ślepia pokazywały idealne opanowanie, a zarazem posiadały pewien błysk. Błysk, który objawił się gdy dokładnie przyjrzał się osobnikowi. Potem jego głos, który zaczął odbijać się echem w jego głowie. Sen? Zjawa? Zwidy? Iluzja? A może rzeczywistość? W tym momencie nie był w stanie odróżnić tego, ni w cholerę. Przez myśl przeleciało pierdyliard pomysłów. Ten gość wyglądał jak Isao, mówił jak Isao, ale nie mógł nim być! Nie, nie, nie! On nie żył! Poza tym, gdzie jego blizny!? IMPOSSIBLE!
- Chyba nie powinno to być pytanie skierowane do osoby, która trzyma miecz przy twoim gardle, nieprawdaż?
Isei zdołał uspokoić ten chaos w jego głowie, sprawiał wrażenie jakby nic się nie zmieniło. Wciąż nieugięcie trzymał ostrze tak blisko blondasa. Najprościej w świecie do niego nie dochodziło, że ten ktoś może być faktycznie jego bratem, kompletnie!
- Zanim pozbawię Cię głowy, może masz jakieś ostatnie życzenie?
I po raz kolejny wymalował się na jego twarzyczce banan. Nie taki jak wcześniej, o nie! Ten był zdecydowanie bardziej złowrogi, przypominał tym razem typowego szaleńca. Gościa, który wykradł się z psychiatryka i zajadał się swoim ulubionym kiwi. A może mango? Obydwa owoce są na swój sposób pyszne.
Ikeda prześwidrował swojego tymczasowego rozmówcę. Błękitne oczy zaczęły studiować go od stóp do głów, wprowadzając coraz to większy rozpiździec w jego biednej główce. Zdecydowanie wyglądał jak braciszek... Braciszek, ale on nie zginął, w pożarze! Lata temu. Nie, nie i jeszcze raz nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.16 22:57  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Tak wiele różnic... Tak bardzo czas ich zmienił. Isei - tak porządny, tak zdrowy i błyszczący... Isao był teraz niczym jego cień. Nie tylko w wyglądzie, ale również w zachowaniu. Kiedy młodszy z braci nie wiedział co się dzieje i jak się zachować, starszy działał szybko, ale nadal przemyślanie. A przecież to o życie Isao chodziło. Co byłoby gdyby pojawił się przed nim ktoś inny? Czy żyłby teraz? A może niedługo ktoś odnalazłby jego zwłoki? Może jakiś głodny wymordowany szybko zrobiłby sobie z nich obiad? Tyle możliwości, tyle opcji, a żadna niepewna. Przyszłość była tajemnicą, czyś niewiadomym. Zupełnie tak, jakby stała ukryta za znakiem zapytania. Albo jakby sama nim była. Los realizował swój plan, najwyraźniej dobrze się bawiąc. Dlatego doprowadził do spotkania tej dwójki.
Nic mu się nie stało. Żył, ale ciągle czuł jak jego serce bije w przyspieszonym tempie, jak krew wariacko krąży po jego żyłach. Czuł się niespokojny, spanikowany, nerwowy. Ale czy było w tym coś dziwnego? Nie, absolutnie. Mimo, że ostrze nie dotykało jego skóry, on miał wrażenie, jakby czuł je tak wyraźnie na swojej szyi. Zupełnie tak, jakby już cięło jego skórę. Ta zdawała się go szczypać, boleć delikatnie. Przełknął głośno ślinę obawiając się, że poruszające się w tym momencie jabłko adama zahaczy o ostry miecz. Nic takiego się nie stało. Ale nadal nie mógł odetchnąć z ulgą.
- Nadal rozsądniejsze niż pytanie czemu to robi, prawda? - Odparł po chwili, siląc się na naturalność. Miał wrażenie, że bicie jego serca jest wyraźnie słyszalne dla nich obojga. Że ów ktoś przed nim dokładnie je słyszał i czerpał z tego satysfakcję. I mimo tego, że mężczyzna przed nim był identyczny jak on sam, na głowie miał teraz coś innego - próbę ocalenia własnego życia. Nie miał ochoty umierać, choć nawet nie wiedział, że już jeden raz miał za sobą.
- Miło by było gdybyś mnie jej nie pozbawiał. - Palnął nerwowo, tuż po pytaniu, które wydobyło się z głowy Iseia. Starał się ukrywać stres i strach, ale słabo mu to wychodziło. Usta wygięły się w szerokim, głupkowatym uśmieszku, ręce powędrowały nieco wyżej i zaczął nimi machać przed sobą w obronnym geście. Było to tak typowe dla niego zachowanie, ale tak przesiąknięte nerwami, że tylko głupi by tego nie zauważył. - Jest mi dość potrzebna, wiesz? Może jakoś uda nam się dogadać? Może nie mam wiele, ale potrafię kilka rzeczy. Znam się na ziołach i w ogóle, umiem uzdrawiać. Może masz chorą matkę? Brata? Ciotkę? Wujka? Psa? - Paplał nerwowo, pomiędzy słowa wplatając nerwowy śmiech. Cofnął się o krok, jeżeli Isei mu na to pozwolił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 21:07  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Niestety, ale Isei nie miał tej przyjemności. Jego słuch nie jest na tyle wrażliwy, by z takiej odległości rozpoznawać tempo bicia serca, a szkoda. Z całą pewnością chętnie przysłuchiwałby się temu. Gdy tętno jest spokojne, następnie stopniowo wzrasta z powodu strachu, kończąc się nagle. Urywając niczym głuchy telefon. Kwestia odcięcia głowy? Zdecydowanie. Ale nie, nie zrobił mu tego. A na pewno jeszcze nie. Ikeda zaczynał powstrzymywać się od śmiechu. Reakcja Isao wydawała mu się komiczna. Jego spanikowanie, bezbronność, podnoszenie rąk tylko po to by zacząć nimi wymachiwać jak niedorozwinięty.
Z jednej strony Isek miał rację. Ale z drugiej, po co imię kata? Isei zdecydowanie wolałby wiedzieć za co go zarżnęli w takim miejscu, a nie kto to zrobił. Wszakże jakiejś specjalnej zemsty by nie dokonał, chyba. Zależy czy odrodziłby się, a może zgniłby po prostu w skażonej ziemi? Tak, trochę smutny los tych co nie zaznali magicznego odrodzenia. Z całą pewnością musi to być ciekawe przeżycie, szczególnie gdy zostajesz aniołem, nieprawdaż Isao?
Hiacynt opuścił swój miecz, oparł ostrze o ziemię. Rozwieję wątpliwości, nie posłuchał się anioła. Ot z czystej ciekawości, może ten panikarz ma coś ciekawego do zaoferowania? Najwyżej później go zarżnie, ne?
- Po co dbać o swoją głowę gdy żyjesz w takim miejscu? Nie masz tu nic ciekawego do roboty.
Zagaił taki temat, w taki sposób jakby nigdy nic się między nimi nie wydarzyło. Bo przecież... Wcale nie trzymał parę sekund wcześniej niemalże dwumetrowego ostrza przy jego gardle! Wcale! Ponadto, cóż. Chudzielec nie wydaje się zagrożeniem, a na pewno nie tak wielkim jak większość wymordowanych których można spotkać na tych terenach. Wszakże lepiej dmuchać na zimne, stąd Egzekutor nie wylądował jeszcze w pochwie.
- Nie wysilaj się tak. Nie przydasz mi się w takiej sprawie, nie mam rodziny.
Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Miał poważną minę, tak, zdecydowanie bardzo poważną. Nie było mu do żartów, nie kiedy przypomniał sobie o byciu jedynym Ikedą. A raczej tak sądził. Bo przecież nie wie, że gość przed nim to jego rodzony brat!
Ręką sięgnął do torby przewieszonej przez ramię, czegoś szukał. Niespodzianka! Znalazł to, serio! Kurde, nie mogę uwierzyć. Cóż, wyjął butelkę wody, którą rzucił w rozmówce.
- Masz, ze strachu pewnie pić Ci się chce.
Może mu się jeszcze przydać, chociażby jako coś na wzór przynęty. Trzeba wykorzystywać słabsze jednostki, tak zawsze było w wojsku. Stąd też dość nieumyślnie właśnie tak zareagował. Samemu zaś wyciągnął czekoladowego papieroska, odpalił. Zaciągnął się tym pysznym dymem, wypuszczając równie przyjemny zapach. Oby chudzinka teraz nie stwierdziła, by uciekać. Bo wtedy nie będzie taryfy ulgowej, bo przecież będzie musiał wyrzucić ledwo odpalonego szluga! Za takie grzechy czeka nas boska kara, nie wolno!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 22:40  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Ciche westchnięcie wydobyło się z ust Iska, kiedy Isei opuścił miecz. Choć starał się to ukryć, starał się, by nie było to słyszalne, ulga była tak duża, że nie mógł się powstrzymać. Poczuł się tak jak gdyby jakiś okropnie ciężki ciężar został zdjęty z jego ramion. Chociaż przecież nie oznaczało to, że był wolny, że wszystko będzie dobrze. Miecz nie został schowany, a ostrze dalej świeciło, wisząc nad nim niczym groźba.
- Im mniej się ma tym więcej się ceni, prawda? - Zaczął, uśmiechając się nieśmiało, niepewnie. Nadal nie był pewien jak powinien podchodzić do mężczyzny przed nim. Nie znali się (a przynajmniej tak mu się wydawało), a chwilę wcześniej ten mu groził. Musiał być ciągle ostrożny. - Nie wyglądasz mi na tutejszego, więc pewnie nie rozumiesz. Ale w tym miejscu wszystko ogromnie się ceni. Zwłaszcza swoje życie. - Dodał po cichu, jakby wcale nie do niego. Jego wzrok na chwilę powędrował na miecz. Wyglądał na okrutnie ciężki i trudny w obsłudze. Sam Isao potrafił posługiwać się bronią białą, jednak o takim kalibrze nawet nie miał co mówić.
- Przykro mi, musisz być samotny. - Mruknął po cichu, kiedy blondyn stwierdził, że nie ma rodziny. Isao zachowywał się tak, jak gdyby rzeczywiście nic się nie wydarzyło. Był sobą. Zawsze taki był. Empatyczny, cholernie empatyczny. Szare tęczówki wpatrywały się w Iseia z powagą i szczerym współczuciem. - Rozumiem, bo mam podobnie. - Dodał. Darował sobie mówienie o tym, że tak naprawdę nigdy się nad tym nie zastanawiał i żył chwilą. Darował sobie mówienie także o tym, że tak naprawdę nigdy ów rodziny nie miał. A przynajmniej odkąd pamiętał. Po co miał zdradzać nieznajomemu informacje na swój temat? Normalnie była z niego niezwykła papla, jednak przy Iseiu ciągle się pilnował. Nie wiedział bowiem czego mógłby się po nim spodziewać, skoro ten jeszcze parę chwil temu chciał go pozbawić głowy.
Złapał butelkę w ostatniej chwili. Ta omal nie wyślizgnęła mu się z rąk, ale udało mu się jej nie upuścić. Jego wzrok zatrzymał się na niej na chwilę, a potem skierował się w stronę Iseia. Patrzył na niego nieufnie.
- Stwierdziłeś, że nie chcesz sobie brudzić rąk i zamierzasz mnie otruć? - Mruknął, mrużąc oczy. Po chwili jednak rozpogodził się i zaśmiał cicho. - Żartowałem. Dziękuję - odparł, odkręcając butelkę. I wypił zawartość. Jakże naiwny był w tym momencie. Gdyby Isei chciał - mógł go śmiało otruć. Ale jeśli chciałby go zabić - zrobiłby to tak czy siak. Isao śmiało potrafił ocenić siły między nimi. Nie miał szans. Wypił parę łyków i oddał butelkę. Gdy Isei zaczął palić, szarooki zmrużył oczy z zadowolenia.
- Mmm czekoladowe. - Mruknął po cichu sam do siebie. Sięgnął do torby i wyjął z niej zniszczoną paczkę z jakimiś marnymi fajkami. Wyjął jedną i machnął nią, pokazując Iseiowi. - Wiem, że to marne okropnie, ale nie chciałbyś się może wymienić? Chociaż jednym? Marzę o fajkach czekoladowych, których tutaj się nie dostanie. Choć gdybyś miał waniliowe, to byłoby bosko. - Dodał, szczerząc się wesoło. Czy Isei go poczęstował, czy nie, ostatecznie jakiś papieros wylądował w jego ustach. A on sam zaczął palić, towarzysząc Iseiowi. Nie myślał teraz o ucieczce. Jeszcze badał teren. Wiedział zresztą, że byłoby to skrajnie głupie posunięcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 23:36  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Możliwe, że po części miał rację, jednakże człowiek z natury docenia nie ilość. Lecz to co stracił, dopiero po fakcie człowiek zdaje sobie sprawę z wartości tego co było, a już przy nim nie ma. Śmierć bliskich, utrata ukochanej, dopiero po jakimś czasie do nas dochodzi tragedia jaka nas spotkała. Isei niegdyś nie potrafił docenić to co było w jego życiu. Matki i brata. Choć z nim zawsze miał dobry kontakt, jednakże coś zawsze musiało być inaczej. Kłótnie, walenie się po głowie. Zdecydowanie po wybuchu pożaru żałował tego. Żałował, że czasami zachowywał się jak burak, że wracał wieczorami do rodzinnego domu. Wtedy były to przypływy nastoletnich hormonów, teraz zaś żałuje tego. Z całego serca, naprawdę.
- Swoje życie docenisz dopiero po utracie. Gdy twoja dusza powędruje do piekła.
Piekła? Dokładnie, nie przesłyszeliście się. Isei już dawno temu stracił wiarę w istnienie Boga, choć coś musi istnieć na tym świecie. Coś musiało stworzyć to wszystko co ich otacza. Stąd też wiara w prawdziwe piekło, o wiele gorsze od tego co można spotkać tutaj na ziemi, jest czymś zrozumiałym. Przynajmniej w jego mniemaniu.
Nie wygląda na tutejszego? Hm... Ciekawe stwierdzenie, kompletnie nie rozumiem skąd takie przypuszczenia. Ach, no tak! Ubrany jakoś tak zbyt elegancko, a poza tym wszystkim... Z pleców wystają mu mechaniczne skrzydła! Z czystym sumieniem można stwierdzić, że nie jest ani aniołem, ani wymordowanym, więc raczej nie bywa na tych zniszczonych terenach na tyle często, by zwać się tutejszym. Stąd też pominął jakąkolwiek odpowiedź, czy ripostę na słowa blondasa. Nie miało to sensu, czasami lepiej właśnie przemilczeć. Opuścił jedynie swoje skrzydła, które były na wszelki wypadek przygotowane do dalszego lotu.
Samotny? Czekajcie. Czym w ogóle jest samotność? To, że człowiek nie posiada bliskich mu osób to wcale nie oznacza, że jest samotny. Kurde, w sumie miał przyjaciela, może dwóch. Otaczało go wciąż pełno istot z którymi dobrze się dogadywał. A może jednak w sercu wciąż odczuwa kłucie wielgachną igłą? Czy właśnie to można nazwać samotnością? Brak jakichś głębszych uczuć w stosunku do drugiej osoby?
- Samotność nie zawsze jest taka zła jaką ludzie ją opisują. Butelka dobrego trunku pozwala czasami zapomnieć.
Zarzucił dobrą radą, zdecydowanie najlepszą. Chociaż, nie. Chwila. Isao nie ma dostępu do dobrych trunku, toć oni na desperacji piją same siki. Oni w ogóle posiadają tutaj coś na wzór alkoholu? Cholercia... Na wszelki wypadek może komuś podwędzić coś i się zachlać, czasami to najlepsze wyjście.
Otruć? Mógłby nie wyciągać tak pochopnych wniosków. Zirytowało to Isei'a. On wyciąga mu choć odrobinę pomocnej dłoni, a w zamian dostaje suchara z czerstwego chleba. Komentarz mógł zostawić dla siebie, a jedynie uraczyć błękitnookiego krótkim "dziękuję". Dokładnie tak jak to zrobił na samym końcu. NA SAMYM KOŃCU! Grr...
- Wymienić za taki szajs? Podziękuję tym razem.
Rzucił oschle do niego, wypuszczając kolejną, szarawą chmurkę. Wyjął z torby jedną fajkę i po raz kolejny rzucił czymś w Isao. A niech ma, ot dzień dobroci dla zwierząt. Bo przecież Isei ma ich pod dostatkiem w domu, w mieście. A taka paczuszka nie kosztuje zbyt wiele, nie przy jego obecnych dochodach. Stąd też jedna w tą czy w tamtą nie zrobi mu różnicy. A, no tak! Przy okazji schował butelkę z wodą do torby, jeszcze może mu się przydać. Oby Isek nie zapodawał za pomocą śliny jakiegoś choróbska.
Wojskowy klapnął sobie obok na trawniku. A może raczej trawniko-podobnym czymś? Taka nazwa chyba lepiej pasuje. Nie będzie stał wieczność, oparł jedynie o siebie egzekutora, tak na wszelki wypadek. Chociaż z drugiej strony, ten wychudzony blondyn nie wydaje się zagrożeniem. W szczególności po tym jak zachował się po otrzymaniu informacji o braku kogokolwiek w życiu Isei'a. Tak jakby się tym przejął.
- Skoro dostałeś ode mnie już takie rarytasy jak czysta woda i dobra fajka. Zdradź jak na Ciebie wołają gówniarzu.
Nie przesłyszeliście się. Nazwanie tak Iska było zamierzone. Za pewne to kwestia jego wychudzonej sylwetki, nie przypomina za bardzo osoby w wieku Isei'a. Chociaż możliwe, że skrzydlaty ma nieco wypaczone pojęcie dorosłości, ponieważ otaczają go zwykle wielkie, łyse karczycha gości którzy z wielką chęcią już rozkwasiliby mordę aniołowi. Niech dziękuje swojemu wskrzesicielowi, że ma takiego farta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 0:08  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
- Do piekła, co? - Mruknął, zamyślając się. Na chwilę zamilkł, zaś wzrok szarych tęczówek powędrował w górę. Utkwił go na chwilę w jakimś nic nie znaczącym punkcie. Zamilkł, jakby zastanawiając się nad słowami Iseia. Choć czy było nad czym się zastanawiać? - Osobiście wolałbym tam nie iść. Właściwie to staram się, by nie zasłużyć na trafienie tam. - Dodał z rozbawieniem. Starał się nieść dobro, pomagać innym, wspierać ich. Krzywdzenie kogokolwiek było całkowicie sprzeczne z jego naturą, ze sposobem bycia. Ale czy anioły mogły trafić do piekła? Albo do nieba? Czy któreś z tych tak naprawdę istniało? Cóż, Isao nie wiedział, nie miał zielonego pojęcia. Tak na dobrą sprawę nie miał nawet pewności co do tego, czy istnieje Bóg. Wszak nigdy nie poznał gościa po tym, jak ten się fochnął i dał dyla w jakieś nieznane nikomu miejsce.
- To nie rozwiązanie! - Obruszył się, gdy blondyn stwierdził, że w zapomnieniu dobrze pomaga butelka jakiegoś dobrego trunku. Dobra, Isao nie miał okazji zbyt często pić, bowiem w Desperacji nawet woda była czymś trudno dostępnym. Gdy tylko miał okazje - chętnie raczył się jakimś alkoholem, jednak nie uważał, by topienie w nim smutków i żali było dobrym wyjściem. - Alkohol od czasu do czasu - tak, jak najbardziej. Ale bez względu na to co się dzieje, uciekanie do niego nie jest dobrym pomysłem. Nie jest dobrym sposobem na nic. - Dodał po chwili. Zmrużył oczy, nieświadomie marszcząc brwi. Grymas ten jednak szybko zniknął z jego twarzy. - Ale to tylko moje zdanie. Nie mam prawa Ci nic narzucać - zauważył całkiem słusznie.
No cóż. Isao zawsze lubił nietypowe żarty. Powoli pozwalał sobie na nie, jednak zachowując się ciągle całkiem ostrożnie. W jego głowie ciągle świeciła ostrzegawcza dioda, która przypominała mu o tym, że ten gostek jeszcze kilka chwil wcześniej chciał pozbawić go życia. W dodatku zdawał się być nietutejszym. Za dobre ciuchy, za dobry wygląd, broń i te... skrzydła? Isao nigdy nie widział czegoś takiego, ale śmiało mógł przypuszczać, że ma do czynienia z wojskowym. A żołnierzom się nie ufało. Nie raz i nie dwa razy chcieli go zabić. Niemniej jednak powoli rozluźniał się przy nim coraz bardziej. Czy słusznie? Tego nie wiedział.
Wyszczerzył się szeroko, gdy dostał fajkę. Zamierzał klapnąć sobie obok Iseia, ale wpierw odpalił papierosa. Stojąc przed nim przenosił ciężar z jednej nogi na drugą, kołysząc się w ten sposób lekko na boki. Zaciągnął się, a na jego twarzy pojawiła się błogość. Tak niewiele było trzeba aby go zadowolić. Gdy dym już opuścił jego płuca, blondyn lepiej przyjrzał się temu mężczyźnie. Wlepiał w niego wzrok, nieświadomie mrużąc oczy.
- Nadal nieswojo czuję się z tym podobieństwem. Jesteś kropka w kropkę jak ja. - Myślał głośno. Nachylił się troszkę w jego kierunku, aż nagle zamarł. W jego oczach coś błysło, zaś on wyglądał tak, jakby spadł na niego grom z jasnego nieba. - No tak! Wiem! - Wykrzyknął, prostując się nagle. Uderzył spodnią częścią pięści o wierzchnią część drugiej pięści. A potem wyszczerzył się w ten charakterystyczny dla siebie sposób. - Powiem Ci coś, ale nie bądź zszokowany! - Pochylił się lekko w jego stronę. - Jesteś sklonowany. To jest jesteś moją kopią! - Odparł ze śmiertelną powagą. Tak irracjonalny pomysł zawitał w jego głowie. A najgorsze było to, że uznał go za całkiem prawdziwy. Otóż jego umysł ułożył sobie to tak. Isao był w mieście -> Isao goniło wojsko -> Isao został zraniony -> Isao uciekł -> Pobrali DNA Isao i skopiowali go. A wszystko sprowadzało się do jednego - góra się wścieknie.
Tak czy owak, w końcu klapnął obok niego. Palił sobie spokojnie, delektując się czekoladowym smakiem. Czekolada, słodycze... Tutaj można było o tym pomarzyć.
- Isao. Miło mi. - Przedstawił się, wyciągając w jego kierunku dłoń. Olał tekst o gówniarzu. Wybaczył mu go. W końcu poczęstował go wodą i fajką. - A Ty? Przedstawisz się?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 20:20  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
- Nie trafić? Myślisz, że istnieje coś jak niebo? Bóg zostawił ten świat w piździec i spierdolił gdzie pieprz rośnie. Myślisz, że coś dobrego po sobie zostawił? Cokolwiek?
Jak już wspominałem. To nie tak, że Isei jest ateistą. Wierzy, że coś musiało być pierwsze, coś musiało stworzyć nasz świat. Nie, on nie był naukowcem. Miał swoje talenty, potrafił z nich korzystać. Jednak on nie był typem naukowca, tego który bada cokolwiek tylko wpadnie mu w łapy. Nie babrał się w teoriach ewolucji, wielkiego wybuchu. Najprawdopodobniej nie pojąłby tego tak łatwo jak niektóre inne rzeczy. Na przykład z łatwością wychodziło mu rymowanie, dobieranie odpowiednich słów. Czy był humanistą? Chyba tak, chyba miał właśnie tą bardziej artystyczną półkulę mózgową rozwiniętą. Chociaż, nie. Był strategiem, więc coś musiało w nim pobudzać logiczne myślenie. Osz kurde, to temat rzeka.
- Dobrze stwierdziłeś na końcu. Nie masz prawa.
Rzucił oschle, nawet bardzo. Nie miał ochoty słuchać kazań jakiejś ofiary losu, nie, nie. Co prawda nie wyłączył magicznym sposobem zmysłu słuchu, musiało to wszystko dotrzeć do niego. Choć nie był z tego zadowolony. Najwyraźniej i w sposobie myślenia, postrzegania świata również się różnili. Isao wydawał się gościem, który walczy ze swoimi problemami w taki sposób, by nie niszczyć czegoś innego, by uporać się z tym ciężką i żmudną pracą. Isei? Isei wolał zdecydowanie proste, krótkotrwałe metody. Zatracenie się w treningach, wojsku, przy szklance jakiejś whisky, a może raczej butelce. Wstać rano, coś zjeść i wyruszyć na miasto pobiegać, zapomnieć o wszystkim. Nie dawało to skutków długotrwałych, o nie. Może to właśnie dlatego Isei stał się tak silny fizycznie? Może jego fizyczność jest zupełnym przeciwieństwem psychiki?
Zaciągając się kolejną porcją dymku usłyszał coś szalonego. Isao chyba jest niezrównoważony psychicznie. Że niby kurwa kim on jest? KLONEM!? Że on jest klonem? Co ta nieszczęsna istota ma w swojej zwariowanej głowie? Niespełna rozumu! Pan doktor medycyny Isei Ikeda stwierdza przyjebanie mózgowe w stadium zaawansowanym! Jak na to zareagował? To was ciekawi? Wojskowy parsknął śmiechem niczym koń z jutuba. Nie, nie mógł się już powstrzymywać. To było za wiele, zbyt wiele dla niego.
Nim zdążył się uspokoić, usłyszał kolejną szaloną rzecz. Isao? Hahaha! Dobre sobie! A może to zbieg okoliczności? Chwila, są podobni. Jak to tak? Isei odruchowo palnął go w caban otwartą dłonią.
- Skończ pierdolić. Isei.
To nie tak, że wziął go jednak za brata, nie. Może właśnie imię tak dobrze mu znane podziałało na niego w ten sposób? Zachował się podobnie do siebie z przeszłości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 21:00  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
- Myślę, że tak. - Odparł. Jego głos zabrzmiał pewnie. Tak pewnie, że aż niepodobnie do niego. W oczach także błysnęła pewność swoich słów. Wierzył, chciał wierzyć. Był w końcu aniołem, prawda? Nawet w swoim ludzkim życiu był wierzący. Chciał myśleć, że ktoś stworzył wszystko, że wszystko istniało po coś, miało jakiś sens. I że po śmierci było cokolwiek. Jak się okazało nie mylił się - wszak po śmierci stał się aniołem. Może stało się tak właśnie dlatego, że wierzył? A może w nagrodę za jego dobroć? Kto wie. - Czy tak nie jest lepiej? Wierzyć w to wszystko? Łatwiej jest znosić wszystkie trudności, które podsyła nam los kiedy wierzy się, że to wszystko ma jakiś cel i do czegoś zmierza. - Dodał całkowicie poważnie, szare tęczówki wlepiając prosto w mężczyznę przed nim. Był poważny, całkowicie poważny. Wierzył, choć czasami miał wątpliwości. Chyba każdy je miewał.
Wzdrygnął się, kiedy Isei zmienił ton. Dobra... chyba na zbyt wiele sobie pozwalał, zbyt wiele paplał. Chciał zażartować, rozluźnić atmosferę. Spojrzenie, którym został uraczony oraz chłód w głosie uświadomiły go, że nie mógł raczej na to liczyć. I przypomniały mu z kim miał do czynienia. A także przypomniały mu o tym, że jeszcze parę lub paręnaście minut temu ów mężczyzna chciał go pozbawić życia. Musiał o tym pamiętać. Stał się znów spięty i znów zestresowany. Jednak wyszczerzył się z zakłopotaniem, nerwowo mierzwiąc włosy z tyłu swojej głowy. Był to jego znak rozpoznawczy. Odruch, który posiadał od zawsze, a którego nawet nie był świadom. Nerwowy uśmieszek zakwitł na jego twarzy.
- No już, już. Nie złość się. - Mruknął cicho. Język mu się nieco plątał jak zawsze w nerwach. Znów zaczął czuć się w jego towarzystwie okrutnie nieswojo. Nie wiedział co mu wolno, a czego nie. Nie wiedział co ma mówić, a czego nie. Co robić, a czego nie. Najchętniej zmyłby się stąd jak najszybciej, jednak i tu wolał być ostrożny. Dlatego zamierzał jeszcze zapalić z nieznajomym, a potem, jeżeli ten mu pozwoli, ulotnić się. Ów postanowienie stało się przyjemniejsze, kiedy został poczęstowany fajką o smaku czekoladowym. Gdy zaś usłyszał śmiech mężczyzny, podświadomie znów zaczął się rozluźniać. Ale z czego on się śmiał, kiedy Isao był tak poważny? On poważnie mówił z tymi klonami...
- Ale to prawda. Jak inaczej wyjaśnić to podobieństwo? - Mruknął tuż po tym jak został zdzielony przez łeb. Po chwili przeszedł go dziwny prąd, a w głowie pojawiło się głupie uczucie deja vu, którego nie potrafił się pozbyć ani zrozumieć. Było ono o tyle niespodziewane, że aż niewygodne. Głos, palnięcie w głowę... To o to chodziło, ale on nie potrafił ów uczucia przypasować do tego. Wszak nic nie pamiętał, nie miał pojęcia o tym, że kiedyś był człowiekiem. Dlatego nawet przez myśl nie przeszłoby mu, że mężczyzna przed nim jest jego bratem. Właściwie to uczucie to stało się na tyle niewygodne, że wszystko w jego wnętrzu wręcz błagało o to, aby oddalił się stąd jak najszybciej. Gdy więc skończył palić fajkę, wstał i otrzepał nogawki i tak już zmarnowanych spodni.
- No... Jeśli pozwolisz, ja będę się zbierał. Niedługo zacznie robić się ciemno. Muszę znaleźć sobie dobre miejsce do przenocowania. Chyba nie chcesz mi już ucinać głowy, co? Dość śmiało chciałbym wierzyć w to, że zrozumiałeś, iż jest mi ona dość potrzebna, a Tobie mniej. - Spytał, przechylając głowę lekko na bok. Jasne kosmyki zadyndały wesoło w powietrzu, a na ustach pojawił się szeroki wyszczerz rozbawienia. - Miło było poznać, mój sobowtórze. Dziękuję za wodę... I za fajkę. - Dodał. Przystawił palce do skroni udając salutowanie, po czym obrócił się na pięcie i zaczął iść. Oczywiście, jeżeli nic nie potoczyło się inaczej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 21:44  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Pominął słowa anioła, kompletnie je zlał takim zimnym, wręcz lodowatym moczem. Przemilczał jego rozmyślenia na temat wiary. Samemu pogłębiając się w lekturze jaką był jego umysł. A raczej wspomnienia. Coś mu nie dawało spokoju, coś ciągle mu szeptało do ucha "Nie widzisz tego karakanie mały?" Potrząsnął jedynie głową na boki z nadzieją, że pomoże. Surprise, nie pomogło. Jedynie wyglądał jak obłąkany pomyleniec, a przynajmniej gdy ktoś patrzył na niego z boku.
Kolejne słowa. Nie złość się? Jak ma się nie złościć? Jest nauczony, że inni oddają mu szacunek, bez niepotrzebnego pierdolenia. Jest szanowanym wojskowym, nawet bardzo. Stąd też to może być niezwykłym przyzwyczajeniem. Ale chwila, nie! Widząc blondyna, który łapie się delikatnie za włosy, te z tyłu. Chwila, coś świta. Jakiś świerszczyk napierdala mu symfonię Beethoven'a w głowie. Czuje jakby mu słoń zaczął skakać po głowie. Delikatny zawrót głowy, chwila i otrzeźwiał. Nie, nie poczuł się słabo. Można rzec, że chwilowo zniknął w odmętach swojej własnej świadomości. Nie mieliście nigdy tak? Uczucie jakbyście się kompletnie wyłączyli od tego co nas otacza, a w zamian za to byliście w stanie przypomnieć sobie to, co zapomnieliście. Albo raczej, chcieliście zapomnieć. Tak też było w tym momencie.
Błękitne ślepia zalśniły niewiarygodnie szybko. On sam zaś się wyszczerzył, nie jak wcześniej. To był uśmiech zadowolenia z nutką niedowierzania. Dopiero teraz zaczął łączyć wszystkie wątki. Dopiero teraz, uwierzycie!? Toć przed nim stał jego brat, najprawdziwszy brat! Dopiero teraz dochodziło do niego, że właśnie tak się zachowywał Isao, tak się wypowiadał. Waniliowe fajki? Przecież to jego ulubione! A ten człowiek o nich wspomniał jakby nigdy nic. Ale nie, chwila. Czyżby nie pamiętał brata? Czekajcie, możliwe.
Nim zaś Ikeda się ogarnął. Dostał moralnego kopa w swojej głowie. Isao zaczął powoli odchodzić. O nie! Na to nie pozwolimy, nie ma takiej opcji! On żyje!? On naprawdę żyje! Isei pod wpływem emocji rzucił się na niego, chowając swój miecz do pochwy na plecach. Rzucił się jak za piłką, jak wąż na mysz.
- ISAO! Ja! Ja! Ja Cię odnalazłem! BRACIE!
Z wielkim entuzjazmem i radością, wręcz wykrzyczał wszystkie te słowa. Silnymi rękoma oplótł brata w tak mocarnym uścisku jakby już nigdy nie chciał go puścić. Chociaż. Coś w tym może być. Miał jednak nadzieję, że nie zostanie odtrącony przez niego. Że może sobie coś przypomni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 22:09  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
No dobra... On sobie gadał, zaś Isei najwyraźniej przebywał w swoim własnym świecie. Pomijając już sam fakt, całe szczęście Isao się o tym nie zorientował. Chociaż czy przejąłby się gdyby dotarło do niego, że jego słowa wlatują jednym uchem mężczyzny, zaś wylatują drugim? Nie, zapewne nie. Zwłaszcza, że czuł się przy nim nieswojo, niepewnie. Obawiał się o swoje życie, to oczywiste. Wszak wcześniej Ikeda chciał mu je odebrać. Albo przynajmniej straszył go, że tak zrobi. Tak czy owak szarooki bardzo cenił sobie właśnie swoje życie. Było wszystkim co miał w tym smutnym, trudnym do życia świecie. I wiedział, że jest ono ważne także dla innych, bowiem był medykiem, a tych nie było tu wielu. Nie jedno istnienie już ocalił. Gdyby go zabrakło, wielu mogłoby nie otrzymać pomocy, którą starał się nieść tym, którym zdołał. Tak więc nieskromnie uważał swoje życie za całkiem cenne. Czy słusznie? Kto wie.
Isei był nieobecny, zaś Isao zamierzał to w pewien sposób wykorzystać. Napaplał się, napił, wypalił papierosa i zamierzał dać nogę. Jak najdalej od tego mężczyzny. Bo choć ten wzbudził w nim zainteresowanie (kto by nie był ciekaw osoby, która wyglądała niemal identycznie jak ty?), a także małą sympatię, nadal czuł, że powinien odnosić się do niego ostrożnie. W dodatku czas płynął, godziny robiły się coraz późniejsze. Słońce w końcu zajdzie, a wraz z tym momentem zrobi się tutaj mocno niebezpiecznie. Anioł musiał znaleźć schronienie, gdzieś się skryć. Do Edenu była długa droga, do szpitala również. W grę wchodziły więc jakieś zarośla bądź ruiny jakichś budynków. Ale wpierw musiał coś takiego znaleźć.
Pożegnał się więc grzecznie, zrobił w tył zwrot i ruszył przed siebie. Normalnie zapewne użyłby skrzydeł, ale przezornie nie zamierzał pokazywać ich Iseiowi. Kto wie co strzeliłoby mu do głowy gdyby je zobaczył. Może wyjąłby swoją pukawkę i postanowił zrobić sobie z niego ruchomy cel w powietrzu? Nie mógł skreślić takiej możliwości. Tak czy owak szarooki zdążył już nieco się oddalić, kiedy usłyszał odgłos kroków. Szybkich kroków, najwyraźniej wskazujących na bieg. Nie zdążył się odwrócić, kiedy jakiś ciężar spadł na jego plecy sprawiając, że omal się nie wywrócił. Wychylił się do przodu, ale udało mu się utrzymać równowagę. Jego mięśnie napięły się, zaś on zamarł. W tamtym momencie sądził, że jest atakowany, że już nie żyje albo zaraz poczuje opóźniony ból przeszywania go ostrzem. Ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego usłyszał znajomy głos i słowa, które wywołały u niego kompletny chaos w głowie. Co? Chyba zaszła jakaś pomyłka. Kiedy Isei zszedł z jego pleców, Isek odwrócił się i spojrzał na niego z powątpiewaniem. Spiął się znów, stojąc nieruchomo, kiedy został przytulony.
- Chyba zaszła jakaś pomyłka. - Mruknął będąc dalej w uścisku Ikedy. Nie odwzajemnił go, nie ruszył się ani odrobinkę. Pozostawał sztywny niczym kłoda, czując się dość nieswojo w tej sytuacji. - To jakiś nowy rodzaj dręczenia? Albo może masz gorączkę? Wiesz, jestem medykiem, może mógłbym Ci pomóc. - Odezwał się niepewnie. Kiedy Isei odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy, nie ujrzał w nich braterskiej miłości, tęsknoty czy chociażby zrozumienia. Widniało w nich raczej zmieszanie ową sytuacją i brak zrozumienia do tego, co się tutaj działo. Już po chwili na twarzy Iska wykwitł też ten tradycyjny, zakłopotany uśmieszek, zaś on sam odwrócił wzrok. Był zmieszany, co było dość widoczne. Jak zawsze też w takich momentach, zaczął mierzwić swoje włosy z tyłu głowy.
- Przykro mi, bo mówiłeś wcześniej, że nie masz rodziny, ale zaszła jakaś pomyłka. Ja nie mam rodzeństwa. - Mruknął po cichu. Miał wyrzuty sumienia, że mówi mu coś takiego. Może sprawi mu przykrość? No cóż, choć byli do siebie podobni jak dwie krople wody, Iskowi ciężko było uznać wieść o tym, że są braćmi za chociażby prawdopodobną. Wszak nie pamiętał swojego życia przed tym jak stał się aniołem. Myślał, że zawsze nim był.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 22:33  •  Obrzeża Desperacji - Page 13 Empty Re: Obrzeża Desperacji
Isei poczuł się odtrącony. Słowa anioła go momentalnie zabolały i zbiły z tropu. Jednakże po raz kolejny widział jak mierzwi włosy, to było tak podobne do Isao. Tak, Ikeda nie dopuszczał do siebie z początku wiadomości, że to faktycznie może być on. Teraz zaś sytuacja się diametralnie zmieniła. Nie dopuszcza do siebie myśli, że się myli. Że może to po prostu zwykły, przypadkowy los sporządził gościowi taką mordę i zachowanie.
Stąd też wszystkie słowa Isao skomentował energicznym potrząsaniem głową na boki. Prawie takim jak wtedy gdy siedział. Obdarzył go ciepłym uśmiechem.
- Nie, nie! Nie pomyliłem się! Mój brat, mój brat zginął w wypadku, dawno temu. Ty jesteś nim! Drugim wcieleniem, znaczy się...
Gadał jak potłuczony, to prawda. Chaos powstały w jego głowie i setki, a nawet tysiące myśli na sekundę nie pozwalały mu ułożyć sensownego, poprawnego gramatycznie zdania. Dodatkowo jak widać mówił przerywając co chwila. Wykrzykując, ogólnie wydawał się teraz taki pozytywny. Radosny, szczęśliwy. Zupełnie inny niż był paręnaście minut temu. I tak, był teraz łatwym celem dla kogoś agresywnego. Nie skupiał się na otaczającym go świecie, a raczej za cel obrał udowodnienie ich pokrewieństwa.
- Zapomniałeś. Straciłeś pamięć. Tak, to na pewno to. Nic nie pamiętasz z dawnych lat?
Zaczął się dopytywać o najważniejsze. Chociaż hop siup, przeszedł dalej do mówienia. Nie pozwolił tym razem dojść Isao do słowa. Głównie przez to, że sobie coś przypomniał. Coś istotnego. Naprawdę!
- Masz znamię na ramieniu? Prawda? Prawda? Masz!? Taki ptaszek! Mój brat taki miał! Zginął w pożarze. Ja również ucierpiałem. Chcieliśmy mieć razem zespół. Uwierz mi! Może coś Ci zaświta w tym pustym berecie!
Podniesiony ton głosu, łzy w oczach, które powstrzymywały się od spłynięcia po policzku. W takim właśnie stanie był obecnie wojskowy. Wiedział, że się nie myli. Wiedział, że to na pewno on. Na bank! Dałby sobie rękę uciąć. Stąd też zaczął opowiadać urywkami rzeczy z przeszłości. Może to mu pomoże coś sobie przypomnieć? Może jakiś dzięcioł go popuka w łeb i sobie przypomni dzięki temu? Może będą znowu rodziną! Teraz to się liczyło dla Isei'a. Tak, zdecydowanie to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 23 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach