Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

czas i miejsce: miesiąc temu, okolice Desperacji

 Słońce. Parujące połacie ziemi. Wygrzany głaz. Cisza i spokój.
 Ostatnie cztery dni spędziła na nogach, nie znajdując choćby chwili na sen, dlatego teraz, kiedy odpoczywała w formie miniaturowej kobry królewskiej na środku pustyni, ogarniało ją silne uczucie odprężenia. Przez pierwszą godzinę zachowywała czujność i nasłuchiwała wszelkich dźwięków dobiegających z otoczenia, ale im dłużej, tym łatwiej rozpraszała się jej uwaga. Ostatecznie świadomość Kary odpłynęła w ramiona półsnu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 I cyk, kolejne zwierzątko do kolekcji. Metalowa puszka po ciastkach, ze specjalnie porobionymi maleńkimi dziurkami, podważyła krawędzią małego węża i przechylając się nagle spowodowała, że ten wpadł do środka. Wieczko szybko zamknęło się nad gadem, a dodatkowo jego boki zostały zaklejone taśmą. Dopiero wtedy pudełko zostało odstawione na ziemię, a przez wydrapane na zamknięciu przeźroczyste okienko łowca łypnął podejrzliwie na swoją zdobycz.
 Wcześniej był przekonany, że gadzina jest martwa. W końcu leżała tak nieruchomo, a w dodatku miała dziwny łeb - jakby ktoś w pewnym momencie na nią nadepnął.
 Wcisnął przycisk krótkofalówki zawieszonej na ramieniu od plecaka.
Mam jednego, chyba nawet dycha – oznajmił z trudną do ukrycia dumą w głosie.
– A jest na liście? – odpowiedział mu po chwili pełen zakłóceń głos z radyjka.
 Boris rozłożył wydartą z jakiejś książki kartkę, którą jeszcze przed chwilą trzymał w kieszeni i rzucając spojrzenia to na nią to na zdobycz zaczął porównywanie. Byłoby o wiele łatwiej gdyby opisy nie były w języku nintendo, a wszystkie węże nie były szare.
Niby tak, ale nie do końca. Takie jakieś podobne, ale głowy nie dam, że to to.
– Może samica albo młode. Sprawdź i zobacz czy gniazda nie ma w pobliżu.
 Łowca wzruszył ramionami. Totalnie nie znał się na wężach, ale robota to robota i za bycie znawcą akurat mu nie płacili. Potrząsnął metalową puszką, licząc na to, że zwierzak obróci się na plecy czy jak miał nazwać wierzchnią część gada i dane mu będzie sprawdzić czy to faktycznie samica. Gdyby tylko jeszcze wiedział jak to odróżnić, bo zgodnie z podejrzeniami - na spodzie węża nie znalazł żadnych wskazówek.
Taś taś – zastukał do swojego nowego przyjaciela – Nazwę cię Marcepanek.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Jej spokojny sen zaburzył metalowy pochłaniacz małych gadów. Nim zdążyła zareagować, wyrwana z rozmyślań o wczorajszym obiedzie, została podstępem uwięziona. Z pyska wydobył się ostrzegawczy syk, kaptur nastroszył się, a zielonożółte ślepia spoczęły na twarzy Łowcy. Przez moment rzucała się jak szalona w środku puszki (grzechotka!), ale kiedy zorientowała się, że nie da rady nigdzie się przecisnąć ani uciec, skuliła się w kącie, pozostając przy biernej obserwacji oprawcy przez maleńkie okienko. Kolejny przesycony groźbą syk zabrzmiał wraz z potrząśnięciem prywatnego więzienia. Widząc zaś zbliżający się palec, wystrzeliła do przodu w próbie dziabnięcia delikwenta. Oczywiście wiedziała, że uderzy w niewidzialną barierę, ale miała nadzieję, że nastraszy go tym nagłym atakiem. Niech tylko wydostanie się na zewnątrz...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Niezadowolenie spowodowane agresją zwierzaka było jedynym, co kobra mogła wyczytać z jego twarzy i w praktyce ostatnim, bowiem zaraz po tym całe wężowe więzienie wylądowało w plecaku i poza ciemnością oraz nieamortyzowanymi niczym wstrząsami przez kilka godzin nie było już nic innego. W międzyczasie obok wymordowanej, a później i na niej wylądowało kilka podobnych pojemników z równie rozwścieczonymi lokatorami, a później zniknęły w ilości hurtowej, zostawiając ją w plecaku całkiem samą.
 Kolejna porcja światła pojawiła się dopiero później, gdy w końcu pojemnik został wystawiony na stół pomieszczenia, które można było na upartego nazwać czyimś mieszkaniem. Boris poprawił ochronne grube rękawice, których tym razem miał na sobie chyba dwie pary, a spod jednej z nich wystawał świeży opatrunek.
Co tam, Marcepanku? Lepszy masz humorek? – zagadał do węża, otwierając pudełko i niemal wlewając nowego zwierzaka do sporego słoja z dnem wysypanym piaskiem.
 Nowy domek był najpewniej pozostałością po niedawno zrobionym winie, ale najwyraźniej Lazarus uznał, że alkohol to alkohol i to załatwia sprawę ewentualnego odkażania wężowego mieszkanka. Urządzeniem go zajmie się później. Nawrzuca tam patyczków, kamyczków, a później jakieś małe zwierzątko żeby jego wąż miał co żreć.
 Spojrzał na całe swoje, póki co liche dzieło z nieukrywaną dumą.
Shang obiecał, że wpadnie wieczorem i wyrwie ci kły i będziesz mógł wtedy wychodzić poza domek... i będę mógł cię wziąć na ręce... Zobaczysz, będzie zajebiście.
 Pogładził szkło w miejscu, które najbliżej sięgało Marcepanka, nie mogąc się doczekać aż jego nowy kumpel będzie mógł przejść piekło poznać siłę przyjaźni i udomowienia.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Po kilku godzinach wstrząsów irytacja kobry sięgała zenitu, co sprawiało, że pudełko wibrowało jeszcze bardziej, gdy w szale rzucała się po całej przestrzeni. Można byłoby to zinterpretować jako "kurwiu, przestań tym grzechotać, bo wgryzę Ci się w dupsko przy najbliższej okazji". Niestety nawet wymordowany miał swoje limity, więc po tych paru godzinach ostrzeżeń, syków i przewracania się, padła zmęczona, pogodzona z tą niewygodną podróżą.
 W trakcie przeprowadzki nie wykazywała zbyt dużego zainteresowania. Wyglądała na zmęczoną, senną, dlatego kiedy zetknęła się z piaskiem, postanowiła częściowo się w nim zakopać i przymknąć ślepia, zapadając w półsen.
 Czy aby na pewno?
 Nasłuchiwała tego, co działo się w pomieszczeniu, wysilając się na najwyższą koncentrację, bowiem nie zamierzała dać się zamknąć w klatce jak jakieś zwierzę w zoo. Niech oprawca tylko zniknie na moment z pomieszczenia, a ona już się uwolni... przemiana w człowieka rozwaliłaby słoik, ale czy chciała ryzykować szczypiącymi później skaleczeniami od szkła? Nie, miała lepszy pomysł na wydostanie się z więzienia.
 Rzuciła mu ostatnie, przeciągłe spojrzenie żółtych ślepi i wygodniej zagłębiła się w piasku. Przynajmniej zadbał o minimalny komfort i nie musiała leżeć na twardym i chłodnym szkle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Był zachwycony nowym zwierzakiem, nawet tak bardzo wobec niego niechętnym i głupiutkim. Ten mały wąż ogrodowy nawet nie zdawał sobie sprawy ile ze swojej dzisiejszej wypłaty Azarow musiał poświęcić żeby móc zabrać tę cholerę do domu w postaci innej niż sama skórka bądź przygotowana na wynos przekąska.
 Przyjaźń przyjaźnią, ale Boris nie byłby sobą gdyby w międzyczasie i tak nie zdążył zeżreć innego z węży w postaci na szybko podsmażanej. Nie dlatego, że takie lubił najbardziej, a dlatego, że był cholernie głodny i wystarczająco się powstrzymywał żeby gada nie zeżreć na surowo. Na szczęście wtedy jeszcze Marcepanek siedział wygodnie w plecaku.
 Boris również rzucił ostatnie, choć zadziwiająco czułe spojrzenie na zakopującego się w piasku węża i westchnął pozbywając się w końcu rękawic, które rzucił na łóżko. Opatrunek zdążył już przesiąknąć krwią, więc łowca skubnął zawiązany na supeł bandaż i próbując go rozwiązać, wyszedł z pokoju, najpewniej w poszukiwaniu nowego materiału.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Odczekała minutę po jego wyjściu, licząc uderzenia swojego serca, po czym wykopała się żwawo z piasku i spojrzała na zakrętkę od słoika. Obnażyła kły i bez dłuższego zastanowienia wbiła się nimi w metal, przebijając go w mocnym uchwycie. Posiadała stalowe uzębienie, którym łatwo łupała kości swoich kolacji, dlatego odkręcenie słoika przy równoczesnym zaparciu się długim ciałem o jego wnętrze nie stanowiło dla niej większego problemu. Zrobiła to powoli, obracając się razem z nakrętką, aż ta nie puściła. Modliszka natychmiast wypełzła ze stolika i znalazła się na podłodze.
 — Kurwa jego mać. — Splunęła, gdy przemieniła się z powrotem w ludzką formę. Zęby zębami, ale taki metal nadal mógł podrażnić jej dziąsła. Przetarła przedramieniem usta i rozejrzała się po pokoju. Zwykle nie miała problemu paradować nago, ale w tej chwili wolałaby mieć jakąś warstwę ochrony przed tamtym zjebem. Kto wie, do czego jest zdolny i z kim przyjdzie jej się zmierzyć. Rozejrzenie się po pomieszczeniu utwierdziło ją w przekonaniu, że nie wydostanie się inaczej niż przez drzwi.
 A chyba właśnie usłyszała gdzieś w oddali kroki.
 Skitrała się tuż przy ścianie, za drzwiami, czekając na odpowiednią chwilę do ataku. Wystarczy jedno ugryzienie, tylko by sparaliżować. Wyjątkowo nie miała ochoty na posiłek. Chciała jedynie wziąć nogi za pas.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Rana na dłoni po ugryzieniu jednego z na szczęście niezbyt jadowitych padalców była jego zbawieniem i utrapieniem. Właśnie dzięki niej dostał wolne na resztę dnia, zupełnie jakby inni myśliwi ze Skalnego Miasta w ogóle nie dowierzali łowczej regeneracji i byli pewni, że cokolwiek co nie jest wymordowanym padnie od byle zadrapania. Mężczyzna zdecydowanie za szybko się irytował, a konieczność założenia nowego opatrunku pożarła wszystkie jego pokłady cierpliwości. Soleila nigdy nie było, gdy był potrzebny. Pewnie wróci, gdy wszystko już będzie zrobione i tylko zacznie się pałętać pod nogami.
 Ostatni nieudolny supeł pozostawiony na bandażu, połknięta garść otrzymanych od medyków lichej jakości tabletek i na przekór wszelkim ostrzeżeniom wyjęta z antyanielskiej kryjówki butelka z alkoholem. Już miał upić łyka tej lury, gdy usłyszał trudny do rozpoznania hałas z pokoju, który przed chwilą opuścił. Westchnął ciężko o wszystko obwiniając Bazyla. Pewnie znowu buszował po mieszkaniu pod ich nieobecność. Zaraz mu Łajza zasadzi kopa w ten wełniany zad. Przynajmniej na kimś się wyżyje.
 Wparował do pokoju, nadal z butelką w łapie i łypnął w każdy kąt pomieszczenia w celu namierzenia owczej bieli i gdy faktycznie namierzył coś, co zdecydowanie nie powinno znaleźć się w tym pomieszczeniu i co gorsza - nie okazało się być Bazylem, wydarł się jakby zobaczył ducha z nawiedzonym odrostem. Całe szczęście, że wódki z rąk nie wypuścił tylko cofnął się wraz ze swoim skarbem w tył, w głąb pomieszczenia, byle odsunąć się od nieznajomej na tyle ile tylko się dało.
Czemu się rozbierasz w moim pokoju, powaliło cię?!
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Zawahała się. Cholera, zawahała się, ale może wyjdzie jej to na lepsze niż rzucenie się w wir walki?
 Spojrzenie Modliszki skonfrontowało się z twarzą obcego, w obu przypadkach łatwo było dostrzec coś na wzór zaskoczenia. Kobieta stała za otwartymi teraz drzwiami w bojowej pozycji, z uniesionymi dłońmi, bacznie obserwując wszelki ruch po drugiej stronie pokoju. Skoro dał jej trochę przestrzeni, to może dałaby radę czmychnąć przez drzwi? Ale co później? Nie miała pojęcia, gdzie jest, ani gdzie znajduje się wyjście.
 — Przynajmniej nie trzymam Cię zamkniętego w puszce przez kilka godzin, potrząsając Tobą, jakbym miała kurwa epilepsję! — warknęła, na moment spuszczając wzrok na butelkę wódki. Że też teraz nabrała ochoty na coś mocniejszego. — Gdzie my kurwa jesteśmy. Co to za nora? — Machnęła ręką na pokój, nie okazując ani krzty zawstydzenia tym, że stała przed nim jak Ao ją stworzył. Może to go rozproszy? — Jeśli Ci to aż tak przeszkadza, to daj mi jebane ciuchy. Przez Ciebie mam piasek w miejscach, gdzie światło nie dochodzi. — Przystąpiła z nogi na nogę, czując coś uwierającego ją między pośladkami.
 Nie wiedziała, czego spodziewać się po obcym, ale w duchu modliła się, by okazał się naiwnym człowieczkiem, którego ugryzie sumienie za tak podłe potraktowanie jej, i zaproponuje jakiś prysznic albo chociaż te przeklęte ubrania. Wódką też by nie pogardziła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Bezwiednie albo i zachęcony przez jej słowa, ale spojrzał na słoik w którym jeszcze niedawno znajdował się jego ukochany nowy zwierzaczek i widząc odkręcone wieczko, poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. No tak, on nigdy nie może sobie znaleźć towarzystwa, zawsze jego przyjaciele muszą wyparować, albo jak w przypadku Marcepanka zmienić się w warczącą samicę. To wcale nie tak, że jeszcze chwilę wcześniej rozważał czy nie rzucić całym słoikiem w intruza. Szkło i jadowity wąż w starciu z brakiem ubrań byłyby dość ciekawym widowiskiem.
Zamknij ryj i nie drzyj się na mnie we własnej norze. Kosztowałaś mnie dwa obiady i zaczynam kurwa żałować, że nie dałem cię przerobić na żarcie jak resztę twojej ferajny.
 Cholera, Azarow nie wiedział co ma robić i to wcale nie było spowodowane obecnością nagiej kobiety w jego pokoju. Może mógłby ją zaprowadzić do Shanga i z powrotem wymienić na jedzenie? W ludzkiej formie ważyła zdecydowanie więcej, co mogłoby działać przecież na plus. Chociaż z drugiej strony wątpił czy legalnie przerobiliby ją na kaszankę, ale może...
 Potarł dłonią skroń, próbując zmusić rozumek do zwiększenia obrotów.
W Skalnym Mieście jesteś, więc nawet nie próbuj się rzucać, bo za to ci obetną łapę przy samej dupie.
 Co za pechowy dzień. Stracił tyle jedzonka, a swojego zakupu ani sprzedać ani wyruchać, bo sądząc po jej autoreklamie to nie wiadomo gdzie ten piach jeszcze się dostał.
 Ruchem ręki, w której nadal trzymał butelkę wódki wskazał jej drzwi.
Po prawej masz wyjście, korytarzem do końca i są schody prosto na targowisko. Z niego dojdziesz gdzie tylko chcesz. Ja nie jestem instytucją charytatywną żeby rozdawać jebane cichy za darmo. Jebanych zresztą nie mam, tylko normalne.
 Pociągnął łyka z butelki, nie spuszczając nieznajomej z oczu. Jeżeli każdy smak porażki zacznie zapijać wódką to szybko zostanie alkoholikiem, czuł to.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

  Uniosła wyzywająco brew.
  – "Zamknij ryj"? Nie denerwuj mnie, szmaciarzu. Nie przyszłam tu z własnej woli, było porządniej wziąć się za pracę i sprawdzić, co się łapie. Chuj mnie obchodzi Twój obiad, ciesz się, że nie wgryzłam Ci się w ten tłusty tyłek – wypaliła bojowo. Zazwyczaj starała się ugryźć w język, zanim mogłaby się wpakować w kłopoty, ale teraz emocje zawrzały i nie zdołała ich zdusić w zarodku. Kiedy już się nakręciła na kłótnie, wychodziła z niej pyskata, i głupia, baba. Głupia, bo paplała za dużo i nie zawsze rzeczy, które miała na myśli bądź z którymi powinna się dzielić.
  – Skalne Miasto? – Zmrużyła z niezadowoleniem oczy i powoli opuściła zaciśnięte dłonie. Licz do dziesięciu. Jeden martwy kochanek, drugi martwy kochanek, trzeci...Patrząc po Tobie, myślę, że jednak jebane – mruknęła o wiele spokojniej, taksując go wzrokiem od stóp do głów. Wypuściła ciężko powietrze z ust i zaczesała dłonią włosy do tyłu. – Nigdzie nie idę – oświadczyła tonem opisującym pogodę. Zrobiła przerwę, wyraźnie czymś nieukontentowana, rozglądając się od niechcenia po pomieszczeniu. – Jak stąd kurwa dojść do Apogeum Desperacji? – Głupio, że musiała prosić go o pomoc, ale nie miała zielonego pojęcia, gdzie dokładnie się znajduje i jak wrócić na swoje. Skoro on ją tu zaciągnął, powinien też odstawić. Skrzyżowała dłonie na piersiach, patrząc nań wyczekująco. – Zaprowadź mnie z powrotem. Albo chociaż tam, gdzie znalazłeś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach